Tytuł: „Puchaty
one-shot”
Paring: Karma
(AvelCain) x Yuuki (Lycaon)
Typ: one-shot
Gatunek: puchate
Beta: -
Ostrzeżenia: wywody
roztrzęsionej nastolatki, wulgaryzmy (nienagminne, ale zdarzają się)
- Yuuki-sempai, mogę zostać dziś u ciebie na noc? –
zapytałem bez ogródek. Blondyn spojrzał na mnie zdziwiony.
- A… - zająknął się. – Niby dlaczego? – ściągnął
brwi w niezrozumieniu.
- Jest już późno – wskazałem wymownie na czarne
niebo malujące się za niezasłoniętym oknem. – Poza tym jak rodzice zobaczą mnie
w takim stanie – specjalnie nieco „podkolorowałem” mój stan, udając bardziej
pijanego niż w rzeczywistości byłem. Cóż, szczerze powiedziawszy to byłem
zaledwie lekko wcięty, ale naprawdę nie miałem ochoty wracać do domu – to mnie
zabiją! – jęknąłem. – No i w dodatku to jeszcze tak daleko… - zacząłem się
żalić.
- Karma, coś ostatnio często u mnie nocujesz… -
zauważył starszy.
- Wyrzucisz przyjaciela na bruk? – spojrzałem na
niego przerażony. – Oddam ci za te wszystkie noclegi, tylko mnie nie wyrzucaj!
– pisnąłem.
- Spokojnie, nie wyrzucę – położył mi rękę na
ramieniu w uspakajającym geście. – Po prostu obawiam się, że twoi rodzice mogą
mieć do mnie pretensje o to, że ich syn tak często nie wraca do domu, nocując u
obcego faceta, którego nawet na oczy nie wiedzieli – wyjaśnił. – Nie chcę od
ciebie żadnych pieniędzy, ale nie chcę też, żebyś przez takie zachowanie miał
jakieś problemy w domu.
- Nie będę, nie będę… - mruknąłem pod nosem.
Znałem się z Yuukim już dość długo – parę lat… ile
dokładnie? Właściwie to sam nie wiem… Ciężko określić, szczególnie w moim
obecnym stanie; bo choć w rzeczywistości nie byłem pijany, to w mojej głowie
zdążyła już rozlać się przyjemna pustka o chmielowym zapachu prztykana nutą
aromatu śliwkowego wina, która nieco obniżała sprawność przekazywania
informacji między moimi synapsami w mózgu. Nie umiałem dokładnie określić, ile
się znaliśmy, ale wiedziałem za to, że przez te wszystkie lata znajomości Yuuki
był moim najlepszym i zarazem jednym przyjacielem.
Blondyn był wokalistą w rockowym zespole Lycaon.
Kiedy się poznaliśmy, dopiero zaczynali działalność, mocno tkwiąc w stylu
viusal-kei, jednak teraz ciężko było ich określić jednym słowem. Byli
niezależni, oryginalni, awangardowi… Yuuki też taki był, choć na pierwszy rzut
oka mógł się taki nie wydawać. W życiu prywatnym raczej nie przypominał tej
„scenicznej bestii” znanej z okładek gazet i koncertów. Nawet teraz w za dużym
czarnym swetrze i szarych rurkach wyglądał tak zwyczajnie, właściwie można
powiedzieć, że niczym się nie wyróżniał… a jednak było w nim coś magnetycznego,
co nie pozwalało mi opuścić jego boku, kazało mi przy nim nieustannie trwać. Niemniej
w tej swojej „zwykłości” był dziwnie inny od naprawdę zwykłych i nudnych
mężczyzn, których zwykłem spotykać na swojej drodze; wspaniały, tajemniczy i
pociągający.
Właściwie mogłoby się wydawać, że wokalista był…
cóż, dość nijaki. Cichy, uprzejmy, nieciekawy. Miał szczupłą twarz, bardzo
jasną cerę, niemal białe, farbowane włosy i zwykł skromnie się ubierać. Był
szczupły i dość niski. Muzyk w życiu prywatnym nie lubował się w skąpych
strojach, ba!, mało tego, często chodził w za dużych ubraniach, tak jak teraz,
przez co cudem było dostrzec jakąkolwiek część odsłoniętego ciała (pomijając
twarz, choć i ją dość często zakrywał maseczkami), choćby miałyby to być tylko
dłonie. Nie krzyczał tak jak na scenie, mówił cicho i spokojnie, właściwie do
tego stopnia, że nieraz musiałem wytężyć słuch, żeby dosłyszeć, co mruczał pod
nosem. Był wstydliwy i nieśmiały, ułożony, metodyczny, stronił od alkoholu… Zawsze
dziwiło mnie to, jak ten chłopak potrafił być skrajny. Jego sceniczne „alter
ego” ociekające seksapilem, mające w zwyczaju eksponować niemalże intymne
części ciała, drzeć się na scenie, dopóki nie zedrze gardła i bawić się na
imprezach aż do białego rana, nie żałując sobie przy tym napojów
wysokoprocentowych tak bardzo różniło się od tej „prawdziwej” osobowości
muzyka, który na co dzień w żaden sposób nie przypominał swojej „drugiej
połówki”.
Ach, mój słodki, pełen sprzeczności Yuuki…
Ups, powiedziałem „mój”? Ależ się wydałem! I to w
dodatku w tak banalny sposób!
Blondyn był ode mnie starszy o siedem lat, choć
często słyszałem, że z naszej dwójki to ja wyglądam na tego starszego. Zdziwiło
mnie, kiedy usłyszałem, że jest najstarszy z całego zespołu (taka prawda od
aut.). Jeszcze bardziej zdziwiło mnie to, że pomimo różnicy wieku tak dobrze
się dogadywaliśmy, mimo iż ja wciąż byłem uczniem szkoły średniej, a więc, w
ogólnym pojęciu większości znajomych wokalisty, dzieciakiem – no i może właśnie
to była przyczyna mojego problemu. Jak na dzieciaka przystało, obdarzyłem
starszego mężczyznę swoim szczeniackim uczuciem. Z początku to nie było takie
oczywiste – lubiłem go, szanowałem, ufałem – aż w końcu przekroczyłem tę
granicę przyzwoitości, zacząłem przyłapywać się na tym, że myślę i spoglądam na
niego w sposób, który w żadnym razie nie kwalifikuje się do tego, w jaki sposób
myśli się i spogląda na przyjaciela. Od tamtego momentu Yuuki towarzyszył mi
niemal bez przerwy. Zaprzątał moje myśli o poranku, zjawiał się przed oczami,
kiedy czytałem lub komponowałem popołudniu, nocą odwiedzał mnie we snach,
szepcząc niepokojące, czułe słowa… Wiedziałem, że nie powinienem myśleć o nim w
ten sposób, że powinienem wybić go sobie z głowy.
Ale nie umiałem.
Zacząłem łaknąć jego bliskości, uwagi, ciepła…
Doskonale zdawałem sobie sprawę, że nie byłem dla niego atrakcyjnym partnerem –
nie mogłem mu zaoferować nic, czego mógłby oczekiwać po osobie, z którą
chciałby stworzyć związek. Pewnie Yuuki wolałby mieć przy sobie kogoś
spokojniejszego, bardziej ułożonego i stabilnego ode mnie – od burzy hormonów i
nadpobudliwości od zbyt dużej ilości napojów energetycznych. Zdawałem sobie
sprawę także z tego, że byłem dla niego uciążliwy z tym ciągłym zabieganiem o
jego uwagę. Było to szczeniackie zachowanie, ale nie mogłem się powstrzymać.
Chciałem sprawić, żebym stał się całym światem dla niego, tak jak i on stał się
dla mnie. Coraz częściej zauważałem, jak często wzdychał znudzony lub
poirytowany moim zachowaniem, jednak nie potrafiłem odpuścić. Wciąż tak
desperacko próbowałem, wiedząc, że i tak z góry jestem skazany na porażkę.
Niemniej serce pękłoby mi chyba z żalu do samego siebie, gdybym dowiedział się,
że blondyn w końcu sobie kogoś znalazł, przy czym ja nawet nie próbowałem w
jakikolwiek sposób zainteresować go swoją osobą, dać sobie szansy… choćby
naprawdę nikłej, bliskiej zeru.
Muzyk pomógł dźwignąć mi się z kanapy, przerzucając
sobie moją rękę przez ramiona i obejmując mnie w pasie. Lubiłem ten jego gorący
dotyk, który, miałem wrażenie, że zostawiał wręcz ślady na moim ciele.
Pragnąłem go wciąż więcej i więcej. Nie mogłem się oprzeć, dlatego
wykorzystywałem niemalże każdą najmniejszą okazję, żeby go dotknąć i żeby
zostać dotkniętym.
Wokalista zawlókł mnie do swojej sypialni, kładąc
na łóżku. Pomógł mi pozbyć się spodni i koszuli, które wchodziły w skład mojego
mundurka. Z chorą fascynacją przyglądałem się, jak rozpina guziki mojej
koszuli, czując narastające we mnie podniecenie. Och, ileż bym dał za to, żeby
zrobił to w nieco innym celu niż ułożenie mnie do snu… niczym małego dziecka.
Dobra, potrzebuję jakiejś uwarunkowanej motywacji
do działania; jeszcze raz muszę spróbować go zdobyć. Nie odpuszczę tak łatwo.
Spokojnie, Karma, wdech i wydech. Jesteś mistrzem podrywu, niezależnie od tego
jak banalnie to brzmi. Połowa twojej szkoły wzdycha do twoich roznegliżowanych
zdjęć, które zostały ci zrobione podczas przebierania się w szatni na zajęcia
wychowania fizycznego, a to coś znaczy; szczególnie, jeśli uwzględni się, że uczęszczałem
do męskiej szkoły. Spokojnie, dasz radę. Nie bądź infantylny, daj sytuacji
rozwinąć się samej sobie.
Nim jednak zdążyłem cokolwiek zrobić czy
wybełkotać, Yuuki przykrył mnie kołdrą, a sam bez słowa ruszył do łazienki.
No, pięknie! Pięknie, idioto, syczałem na siebie w
myślach. Tylko pogratulować! Mistrz dupa z ciebie, chłopie, nie żaden Casanova.
Wypierdoliłeś się na twarz w oczach przyjaciela koncertowo! Nie dość, że
blondyn myśli, że się nawaliłem, to jeszcze wręcz wymusiłem na nim, żeby mnie przenocował,
przez co on przez resztę nocy będzie musiał znosić mój kwaśny, alkoholowy
oddech. Cudnie!
Leżąc tak, póki co, samotnie w łóżku muzyka, nawet
podczas jego nieobecności, zachowywałem niewzruszoną minę o chłodnym, obojętnym
wyrazie, choć w duszy czułem, jak wrzało we mnie. Czułem coś na kształt erupcji
wulkanu – wulkanu wściekłości… na samego siebie.
***
Wpatrywałem się w jasnowłosego, który leżał
odwrócony do mnie plecami. Wsłuchiwałem się w jego równy oddech, przyglądałem
pasmom włosów rozrzuconych w nieładzie na poduszce. Widziałem drobne ramię,
okryte materiałem szarego, prostego t-shirtu, spod którego wyglądał niewielki
fragment bladej skóry. Tak bardzo chciałem go w tej chwili objąć, chociaż
dotknąć…
Chwila, właściwie to, co mi szkodzi? W końcu śpi,
więc i tak się nie zorientuje!
Przysunąłem się do chłopaka. Przeczesałem palcami
jego włosy, okręcając ich końce wokół palca wskazującego. Naprawdę… ile bym
dał, żebym mógł robić to bezkarnie także i wtedy, kiedy Yuuki… no cóż, byłby
przytomny?
Wokalista Lycaon westchnął przez sen i przesunął
się nieco dalej ode mnie, przez co jego włosy wysunęły mi się spomiędzy palców.
Szarpnął się, jakby w rzeczywistości wiedział, co robię… Cholera, to znaczy, że
on jednak nie śpi?!
Dla potwierdzenia mojej teorii powtórzyłem
wcześniejszą czynność jeszcze kilka razy, przy czym efekt był zawsze taki sam –
muzyk odsuwał się ode mnie coraz dalej, aż w końcu znalazł się niemal na samej
krawędzi materaca.
- Zostaw… – mruknął sennie, odtrącając moją rękę,
którą gładziłem go po głowie.
- Yuuki… - szepnąłem, uparcie się do niego
przysuwając.
Jest zaspany, nierozbudzony, dryfuje gdzieś na
pograniczu jawy i snu – może to właśnie jest moja szansa, żeby zrobić coś
więcej? Może całowanie z moim pozostawiającym w tej chwili wiele do życzenia
oddechem, nie byłoby najlepszym pomysłem, jednak czy nie mógłbym go
przynajmniej do siebie przyciągnąć? Nieważne, że pewnie rano z tego i tak nic
nie będzie pamiętał, że pomyśli, iż tuliłem się do niego przez sen po pijaku i
sam nie byłem świadom swoich czynów; nieważne. Takimi małymi kroczkami mogłem
go w końcu do siebie przyciągnąć. Może z czasem obejmowanie się podczas snu
stałoby się dla nas rutyną, rzeczą oczywistą – wtedy mógłbym znów postąpić
nieco dalej. Moja taktyka tycich kroczków, które w rezultacie miały doprowadzić
nas do utworzenia związku, może nie była najszybsza, ale musiałem przyznać, że
chyba miała największe powodzenie realizacji w porównaniu do innych planów,
które udało mi się obmyślić wcześniej. Co więcej wydawała mi się być
zaskakująco sensowna i logiczna, choć możliwe, że w chwili obecnej nie znaczyło
to zbyt wiele, gdyż chmielno-śliwkowa mgła wciąż rozkosznie rozciągała się w
całym moim umyśle, paraliżując go nieco.
- Yuuk, – szepnąłem znowu – Yuuki… - delikatnie
próbowałem przyciągnąć go do siebie.
- Zostaw… - burknął tym razem głośniej, jednak
postanowiłem nie zniechęcać się tym.
- Yuuki, odwróć się do mnie – poprosiłem.
- Zostaw… - powtarzał uparcie niczym mantrę.
- Yuuki, proszę…
- No co? – warknął na wpół rozeźlony, na wpół wciąż
zaspany. – Czego chcesz, Karma? – odwrócił się do mnie przodem,
eksperymentalnie otwierając jedno oko i taksując mnie nim zabójczym
spojrzeniem.
Cóż, skłamałbym, gdybym powiedział, że tak to
właśnie wyglądało w moich wyobrażeniach…. Właściwie to miałem nadzieję, że
wokalista wciąż będzie znajdywał się bardziej po stronie słodkiej krainy
Morfeusza i nieświadomy tego, co robi, po prostu się do mnie przytuli, a tu się
okazało, że on chce ze mną prowadzić jakąś konwersację, będąc święcie przekonanym,
że mam mu coś do powiedzenia… Cholera…
- Po co mnie budzisz? – przykrył się szczelnie
kołdrą. – No? Uzyskam dziś odpowiedź? – mruczał dość niewyraźnie, gdyż w
większości słowa, które wypowiadał były tłumione przez poduszkę. – Poznam
powód, dla którego musiałeś mnie obudzić w środku nocy?
Myśl Karma, myśl! Jeszcze nie wszystko stracone! Z
pewnością uda ci się znaleźć jakąś błyskotliwą odpowiedź; jakoś z tego
wybrniesz!
…prawda?
- Jestem gejem – palnąłem pod wpływem stresu, nim
zdążyłem pomyśleć o jakiejkolwiek innej odpowiedzi.
- Doprawdy? – mruknął mój mało zainteresowany
przyjaciel, aby następnie przekręcić się na drugi bok i z powrotem zasnąć.
***
Kiedy się obudziłem, Yuukiego już nie było w łóżku.
Orientując się, że jestem w nim sam, poczułem się nieco dziwnie… Dopadł mnie
swego rodzaju stres. Pewnie jasnowłosy nie chciał leżeć w jednym łóżku z
homoseksualistą… Nieważne, że to było jego łóżko. Cóż, ja spałem, więc za
bardzo nie miał jak mnie wyrzucić, dlatego sam się wcześniej zmył. Co prawda
ktoś powiedziałby, że mógłby mnie przecież bezceremonialnie wypchnąć za krawędź
materaca, gdyby naprawdę się mnie brzydził, ale zapewne tego nie zrobił ze
względu na przyjaźń, jaka nas łączyła… tak, dobrze, że użyłem czasu przeszłego.
Ciekaw jestem czy mimo iż nie wyznałem mu swojego uczucia, a jedynie przyznałem
się do swojej odmiennej orientacji seksualnej, dalej będzie chciał przynajmniej
utrzymywać ze mną kontakty?
W końcu wygramoliłem się z pościeli, choć muszę
przyznać, że przyszło mi to z trudem. Odetchnąłem głęboko i ruszyłem w głąb
mieszkania, w poszukiwaniu jego właściciela. Obszedłem całe lokum kilka razy…
ale jego w nim nie było.
Pięknie, po prostu pięknie, mistrzu dupa! Było
trzymać gębę na kłódkę! Teraz muzyk tak się przestraszył, że nawet uciekł z
własnego mieszkania! Pewnie zorganizował jakąś „krypto” ucieczkę, wychodząc,
dajmy na to, pod pretekstem: „Papierosy mi się skończyły.”, a tak naprawdę
liczył na to, że jak już wróci, to nie zastanie mnie w swoim domu.
Pogrążając się tak w coraz bardziej dołujących
rozmyślaniach, wróciłem z powrotem do sypialni i usiadłem na łóżku. Zgarnąłem
poduszkę, na której spadł chłopak i zaciągnąłem się jego słabym zapachem,
którym wciąż była przesiąknięta. Tak dobrze znałem wszystkie produkty, które
składały się na ten zapach – ten szampon, perfumy, balsam do ciała, krem do
twarzy, mentolowe papierosy… Yuuki nie lubił zmian; nawet tych drobnych, dlatego
wciąż pachniał niemal identycznie jak wtedy, kiedy dopiero się poznaliśmy.
Znałem też bardzo dobrze mix tych wszystkich pachnących kosmetyków w
odpowiednich proporcjach, które składały się na charakterystyczną woń wokalisty
– w końcu wykorzystywałem niemal każdy moment, żeby tylko ją poczuć.
Yuuki nie lubi zmian… no właśnie…
- Kurwa! – usłyszałem wrzask dochodzący z
przedpokoju. – Chcesz zginąć?!
Zwabiony rumorem wyszedłem z pomieszczenia. W
przedpokoju białowłosy obwieszony zakupami balansował na jednej nodze, aby nie
nadepnąć na swojego kota, który właśnie wlazł mu pod nogi, zapewne domagając
się śniadania i uwagi właściciela. Szczęśliwie jednak udało mu się zachować
pion i równowagę.
- Och, Karma… - zwrócił na mnie uwagę, kiedy już
odsunął kota nogą i mógł swobodnie przejść. – Wybacz za te krzyki… Obudziłem
cię? – zafrasował się.
- Nie, już nie spałem – odparłem.
Muzyk skinął głową i bez słowa przeszedł do kuchni.
Wziął się za przygotowywanie posiłku. Pomagałem mu w tym tyle, na ile mogłem, a
więc ograniczyłem się do rozstawienia talerzy i podawania przypraw, o które
prosił, choć i w tym zdarzało mi się wciąż mylić. Wolałem nie popisywać się
swoimi zdolnościami kulinarnymi, których w gruncie rzeczy nie posiadałem,
zostawiając tę czarną magię, zwaną potocznie gotowaniem, przyjacielowi. Yuuki,
musiałem przyznać, gotował całkiem nieźle.
- Wcześnie wstałeś – zauważył, rzucając to
stwierdzenie chyba tylko po to, aby wywiązała się między nami jakaś rozmowa. –
Myślałem, że po wczorajszej akcji będziesz spał co najmniej do południa –
posłał mi ciepły uśmiech; wymuszony, aczkolwiek wciąż uprzejmy.
Wokalista starał się zachowywać normalnie, ale bez
problemu mogłem zauważyć to, jak bardzo był spięty. Spostrzegłem także, że
nieco sposępniał, kiedy w odpowiedzi jedynie skinąłem głową, nie odzywając się
przy tym, gdyż tak naprawdę nie wiedziałem nawet, co mógłbym powiedzieć.
W końcu zasiedliśmy do stołu. Jedliśmy w ciszy,
każdy uporczywie wpatrując się w swój talerz. Jedzenie było dobre, ale nie
umiałem się nim rozkoszować, kiedy miałem tak ściśnięte gardło, że ledwo
potrafiłem przełykać pojedyncze kęsy. Jasnowłosy też miał podobne problemy, jak
łatwo zauważyłem. Wiercił się w miejscu i wyraźnie coś go trapiło, nie dawało
spokoju… a ja nawet wiedziałem co. Obawiałem się, że właśnie obmyślał plan jak
w delikatny sposób powiedzieć mi, że nie chce się już ze mną więcej widywać…
- Karma, – zaczął dość niepewnie – jeśli chodzi o
to, co powiedziałeś w nocy… - spiąłem się, przez co krewetka niemal stanęła mi
w poprzek w przełyku, odcinając dostęp powietrza do płuc. – Ja cię całkowicie
akceptuję takim, jaki jesteś i cię rozumiem – uśmiechnął się delikatnie. – Nie
wiem czy powiedziałeś to pod wpływem alkoholu, czy zaufałeś mi do takiego
stopnia, aby powiedzieć o swoim sekrecie – spojrzałem na niego z
niezrozumieniem wypisanym na twarzy. – No bo po twoim zachowaniu mogę
stwierdzić, że raczej nie obnosisz się z tym. Bardzo boisz się odrzucenia, jak
widzę – odłożył pałeczki. – Ale nawet jeśli chlapnąłeś o swojej orientacji
przez przypadek, to wiedz, że nie przeszkadza mi to i możesz na mnie liczyć w
każdej sytuacji – kontynuował. – Możesz mi mówić o wszystkim, o czym tylko
chcesz; w każdym problemie spróbuję ci pomóc, nawet jeśli będzie to właśnie
problem sercowy – przebierał niespokojnie palcami po własnych kolanach. –
Ostatnio chodziłeś dość przybity, a ja nie potrafiłem zgadnąć, co ci dolega;
teraz już chyba się domyślam… Skoro stwierdziłeś już, że interesują cię
wyłącznie chłopcy, pomimo że jesteś wciąż dość młody, dedukuję, że masz kogoś,
kogo obdarzyłeś uczuciem, ale nie bardzo wiesz, co z tym zrobić dalej, prawda?
– nagle odetchnąłem z wielką ulgą.
- Tak, dokładnie tak – przyznałem, uśmiechając się
pod nosem. – Zupełnie tak, jakbyś czytał mi w myślach.
- Jestem twoim przyjacielem – rozłożył ręce. – No,
więc opowiedz mi o nim. Może razem uda nam się coś wymyślić.
Opowiedzieć o nim? Mina momentalnie mi zrzędła. On
był święcie przekonany, że jest dla mnie tylko przyjacielem! Nie domyślał się,
że zakochałem się właśnie w nim! Co miałem mu w takiej sytuacji powiedzieć?
Poza tym, patrząc na jego speszenie, mniemałem, że jednak rozmowa na takie
tematy nie jest dla niego czystą przyjemnością, a raczej smutnym obowiązkiem,
do jakiego zapewne poczuł powinność jako mój przyjaciel. Cholera!
- A właściwie… jakiej ty jesteś orientacji? –
wypaliłem, odwlekając moją odpowiedź.
Wtem zadzwonił mój telefon. Wyjąłem wibrujące
urządzenie z kieszeni i odebrałem połączenie, byle tylko dać sobie trochę
więcej czasu na znalezienie jakiejś odpowiedzi. Niestety, głośna melodia
wydobywająca się z komórki zagłuszyła słowa wokalisty, które same w sobie
przecież były wypowiadane tak cicho. Widziałem jedynie ruch jego warg i to, jak
kiwa głową, odpowiadając na moje pytanie, a zaraz potem w głośniku rozległ się
głos osoby po drugiej stronie linii:
- Karma, znowu nie wróciłeś do domu! – na powitanie
usłyszałem wrzask mojej rodzicielki.
- Wybacz, mamo – zacząłem potulnie. – Zapomniałem
uprzedzić, że będę nocował u przyjaciela.
- Znowu u tego Yuukiego? – dopytywała. W odpowiedzi
mruknąłem twierdząco. – Karma… - westchnęła ciężko. – Nie to, żebym miała coś
przeciwko twojej przyjaźni z tym mężczyzną, ale… czy nie powinieneś zacząć
częściej umawiać się z kobietami? Wiesz, z boku te wasze zażyłe korelacje mogą
wyglądać troszkę… niezdrowo, że tak się wyrażę… Poza tym masz już te
osiemnaście lat, a wciąż obracasz się jedynie w męskim towarzystwie. Nie
myślałeś kiedyś o tym, żeby znaleźć sobie jakąś dziewczynę?
„Mógłbym przebrać Yuukiego za dziewczynę, pewnie
byście się nawet nie połapali… Poza tym on sam jest tak piękny, że z pewnością
nigdy nawet nie udałoby mi się znaleźć ładniejszej dziewczyny od niego.” –
przeszło mi przez myśl, ale w gruncie rzeczy nie wspomniałem o tym ani słowem.
- Dobrze, zastanowię się nas tym – mruknąłem
wymijająco. – Wrócę przed dwudziestą, na razie! – i nim moja matka zdążyła
cokolwiek dodać, rozłączyłem się.
- Więc jednak miałem rację – spojrzałem na
jasnowłosego, który uśmiechał się kącikami ust. – Nie powiedziałeś o tym nikomu
innemu; nawet rodzicom – zauważył.
- No cóż… tak… - przyznałem.
Nie byłem zdziwiony tym, że słyszał moją rozmowę z
matką. W końcu siedział niedaleko, a ja miałem dość głośno rozregulowaną
głośność podczas połączenia. Ponad to chłopak miał dobry słuch; szczególnie,
kiedy bawił się w „gumowe ucho”, tak jak teraz, nasłuchując rzeczy, które mogą
go zainteresować.
Dziwnym trafem odnotowałem zadowolenie muzyka z
faktu, że był jedynym, któremu zwierzyłem się z mojego „sekretu”, jak to
nazwał. Wyglądał na ukontentowanego z tego faktu. Cieszyło go to? Może to
oznaczało, że nie był znowu nastawiony do mnie aż tak na „anty”, jak to sobie
wyobraziłem? Może jedynie potrzebował chwili czasu, aby przetrawić tę wiadomość
o mojej odmiennej orientacji i w rzeczywistości zamierza mnie wspierać?
Myśląc o tym wszystkim w ten sposób, poczułem
jakieś dziwne pokrzepienie. Zaakceptował mnie, obiecał pomóc, nie odtrącił…
Cóż, no to czas teraz na prawdziwą próbę. Czy nie odtrąci mnie również, kiedy
wyznam mu, że to właśnie w nim się zakochałem? Nie było sensu w tym, abym
ukrywał tego dłużej, gdyż w ten sposób jedynie przedłużałem swoje męczarnie.
Już chyba sto razy bardziej wolałbym usłyszeć z jego ust „nie” niż wciąż trwać
w niepewności. W końcu chciałem dowiedzieć się, na czym stoję. Postanowiłem dać
sobie ostatnią szansę.
- No więc jak? Kim jest ten twój wybranek serca? –
dociekał.
„Teraz albo nigdy! Przynajmniej tego nie spieprz!”
– powtarzałem w myślach.
Wstałem od stołu i podszedłem do chłopaka.
Chwyciłem go za przód koszulki i zmusiłem, aby wstał, a następnie pocałowałem
go w usta. Białowłosy zamarł w moich ramionach, osłupiał. Wykorzystałem ten
moment i zacząłem cofać się w tył, ciągnąc go za sobą w stronę salonu, który,
całe szczęśnie, mieścił się niedaleko. Pchnąłem go na sofę, a następnie sam
usadowiłem się na jego biodrach i ponownie złączyłem nasze usta. Powoli
przesuwałem nimi po jego miękkich wargach, smakując ich. Wokalista nie opierał
się, ale także nie odpowiadał na moje zaczepki, kiedy przesuwałem po jego
ustach językiem lub ciągnąłem delikatnie za jego dolną wargę. Niczym
sparaliżowany po prostu leżał pode mną bez ruchu, podczas gdy ja wisiałem nad
nim, bezskutecznie próbując go do siebie przekonać.
Wreszcie coś drgnęło w nim – nie powiem, jednak
żebym znalazł w tym korzyści dla siebie. Jasnowłosy jakby w końcu ocknął się z
szoku i chwycił poduszkę, która leżała obok niego, by chwilę potem zacząć mnie
nią okładać i odskoczyć ode mnie niczym oparzony.
- Co ty wyprawiasz?! – wrzasnął przerażony.
Ta, jak widać jego tolerancja jednak miała swoje
granice…
- Żartujesz sobie ze mnie?! – darł się.
- Nie żartuję – odpowiedziałem spokojnie. – Miałeś
rację, mam kogoś, kogo obdarowałem uczuciem… i jesteś nim właśnie ty –
rozłożyłem bezradnie ręce. – Zakochałem się w tobie, Yuuki – spojrzałem na
niego niczym zbity pies. – Wiem, że dla ciebie pewnie jestem tylko zwykłym
dzieciakiem, ale zrozum, że ja naprawdę…
- Nie wierzę! – przerwał mi. – To ja przez cały ten
cholerny czas powstrzymywałem się, żeby się na ciebie nie rzucić, bo przecież
wyszedłbym na jakiegoś zboczeńca, który woli młodszych, bo przecież niemożliwym
jest, żebyś interesował się chłopcami… aż w końcu dowiedziałem się, że jesteś
homoseksualistą i masz kogoś na oku! Myślałem, że wybrałeś sobie kogoś ze swojego
przedziału wiekowego, a ty…! – zająknął się.
- Chwila… Chcesz powiedzieć, że ty też…?
W jednej chwili doskoczył do mnie i namiętnie mnie
pocałował.
- Oczywiście, że ja ciebie też kocham! –
wykrzyknął, obejmując mnie ciasno za szyję. – Cholera, gdybym wiedział, że nie
przeszkadza ci różnica wieku między nami, już dawno byłbyś mój! – zaśmiał się,
a następnie ponownie złączył nasze usta.
Tak, kto by się spodziewał takiego zakończenia, co?
Jak widać niespodzianki od losu nie zawsze muszą być nieprzyjemne…
Puchate, urocze i świetne.
OdpowiedzUsuńI śmieszne. Zazwyczaj nie bawią mnie ludzie i ich nocne wyznania. Ale tu tak było. X'D
/Naxy miszcz długich wypowiedzi.
Na początku wydało mi się to trochę smutne... ale końcówka przeurocza. Uwielbiam takie opowiadania.
OdpowiedzUsuńUrocze :-D :-D
OdpowiedzUsuńMarta
Przyjemnie się czytało tego one shota. Był uroczy i trochę zabawny.
OdpowiedzUsuń