"Uważaj, czego pragniesz" cz.5

Denerwowałem się. Pierwszy raz w życiu denerwowałem się spotkaniem z Rukim. (…) Usiadłem na łóżku i omiotłem spojrzeniem pokój. Mówi się, że tylko przed przyjściem prawdziwego przyjaciela nie sprząta się, dlaczego więc teraz ja porwałem się na gruntowne odgruzowywanie mojego pokoju? (…) Może powinienem [jeszcze] pomalować [paznokcie], żeby nie było widać jak bardzo są zniszczone?...
Co ja gadam?! Dlaczego tak starałem się dla Matsumoto?
(…)Usiadłem przy biurku i chwyciłem fioletowy lakier. (…) Wykonałem ostatnie pociągnięcie pędzelkiem, nakładając drugą już warstwę lakieru na mały palec prawej ręki, kiedy do pokoju bez pardonu czy choćby pukania wszedł Ruki. (…)
- Cześć! – poderwałem się momentalnie z miejsca, jakby mnie prąd popieścił. Zauważyłem też, że powitanie to brzmiało bardzo sztywno i wypowiedziane zostało stanowczo za szybko.
- Coś…?
- Nie, nic się nie stało – uśmiechnąłem się sztucznie, przerywając mu. – Aa… - zająknąłem się. – Taka-kun…?(…) Ja… Przepraszam za tą scenę w stołówce… Zachowałam się okropnie… (…)
- W sumie to ja też muszę cię przeprosić. Palnąłem totalną głupotę. (…) wybacz – skinął głową. – Mimo wszystko zapowiedziałem, że będę się mścił, prawda? – w końcu na jego ustach zagościł delikatny uśmiech. – Pomalowałaś właśnie paznokcie, tak? – upewnił się.
(…) Takanori uśmiechnął się diabolicznie i sięgnął do moich włosów. Wyjął z nich wsuwkę (…). Chłopak zaczynając od małego paznokcia wyrył we wciąż świeżym lakierze swoje przezwisko, umieszczając na każdym z palców jedną literę, a kciuk ozdobił serduszkiem. Z drugą ręką postąpił identycznie.
- Nie waż się tego zmywać – zaśmiał się. – To twoja pokuta – (…) ułożył się wygodnie [na łóżku].
Wsłuchiwałem się w jego miarowy i rytmiczny oddech, który z czasem stawał się coraz głębszy i spokojniejszy. (…) Ponownie zebrałem w sobie odwagę, aby spojrzeć na blondyna, który, tak jak zakładał mój czarny scenariusz, zasnął. (…) Na całe moje nieszczęście nie miałem okazji prześlizgnąć się niezauważonym po korytarzu, gdyż moja mama właśnie (…) posłała mi badawcze spojrzenie, jakby już się domyślała, że jest coś nie tak. (…) najwyraźniej czekała, aż zacznę mówić. (…)
- Takanori będzie u nas nocował, dobrze? – palnąłem otwarcie, po czym momentalnie schowałem się w łazience, nie dając nawet czasu na odpowiedź rodzicielce. Miałem tylko cichą nadzieję, że nie będzie czatować na mnie pod drzwiami, czkając aż skończę się myć. (…)
- Kiyoko, chodź do salonu, proszę – usłyszałem surowy głos matki, kiedy tylko przekroczyłem próg domu i nawet nie zdążyłem zakomunikować, że wróciłem. (…) - weź to – na niskim stoliku do kawy przede mną znalazło się nagle pewne opakowanie.(…) kiedy pod nazwą wypisaną kolorowymi znakami [zauważyłem drobny druczek układający się w napis]: „antykoncepcja hormonalna” przeraziłem się.
- Ma… Mamo! – krzyknąłem piskliwym głosem.
- Żadne „mamo”! – rodzicielka ściągnęła brwi. – Ja wiem, że jesteś już w wieku, w którym buzują w tobie hormony i oglądasz się za chłopcami… (…) Uważam, że lepiej, żebym dała ci to teraz niż gdybyś miała przyjść do domu w ciąży! Wyobrażasz to sobie, co powiedzieliby o nas sąsiedzi?! – wyrzuciła ręce w powietrze. (…) - Znacie się z Takanorim od lat, my znamy się z jego rodzicami; to dobry chłopak i wierzę, że nie zawiedzie naszych oczekiwań, które miałby spełniać twój przyszły mąż… – wypaliła.
- Mamo, ale przecież między mną a Takanorim do niczego wczoraj nie doszło! Jesteśmy tylko przyjaciółmi! (…) Przecież on tylko tutaj nocował… tak jak zwykle – dodałem
- „Tak jak zwykle”? – oczy matki zrobiły się okrągłe ze zdziwienia. – Czyli to nie był pierwszy raz?... – zbladła.
Szlag, czyli Takanori mógł sypiać jedynie u Kouyou, u Kiyoko – nie.
- Mamo, daj spokój! Przecież mówię ci, że do niczego nie doszło! Nie wyobrażaj sobie zbyt wiele! – spanikowany zacząłem krzyczeć.
- Długo wczoraj na ten temat rozmawialiśmy z twoim ojcem… Myśleliśmy, że [jesteście razem od niedawna]; (…) próbowaliśmy znaleźć jakieś wytłumaczenie, dla tego, co zrobiliście, ale wy… O mój Boże, Kiyoko! I to tak bez odpowiednich zabezpieczeń?! (…)
- Nie jesteśmy parą!
- To znaczy, że wy tak… tak bez uczucia? – moja matka spojrzała na mnie jak na kosmitę. – Chcieliście jedynie zaspokoić swoje… popędy?
- Mamo, Takanori po prostu zasnął wczoraj u mnie na łóżku, bo był zmęczony, a ja nie miałam serca go budzić! No jakoś tak… - sam słyszałem, że moja wymówka (prawdziwa przecież) brzmiała co najmniej cienko.
- Tego nie można tak zostawić! – przerwała mi. - Myślałam, że ta rozmowa ostudzi twój temperament, (…), zastopuje, a te tabletki będą tylko przypominały ci o tym wstydzie, a ty…! Tu trzeba zasięgnąć pomocy specjalisty! (…) Lekarz musi wypisać odpowiednią dla ciebie antykoncepcję hormonalną i nie tylko! Taki wstyd!... – jęknęła żałośnie. (…) - Córeczko…
- Milcz! – warknąłem.
Ginekolog orzekł, że w tu procentach jestem dziewicą, więc między mną a Takanorim nie doszło do stosunku. (…) W oczach miałem łzy, jednak tym, co obecnie zajmowało mój umysł było pytanie czy… czy jeśli w rzeczywistości byłem fizycznie kobietą to… to mógłbym uprawiać seks z Takanorim? Najgorsze było w tym, że odpowiedź sama mi się nasuwała i była twierdząca; to mnie przerażało…
Z dziwnym uczuciem, którego wciąż nie potrafiłem nazwać wpatrywałem się w paznokcie, na których został wyryty napis „Ruki

„Uważaj, czego pragniesz” cz.5
Tytuł alternatywny: „Bóg chcąc nas ukarać, spełnia nasze marzenia”

- CO ZROBIŁA?! – Takanori wydarł się tak głośno do słuchawki, iż musiałem odsunąć telefon od ucha, żeby nie stracić słuchu na dobre.- Twoja matka jest niepoważna!
- Powiedz mi coś, czego nie wiem – prychnąłem. –I pomyśleć, że zawsze wydawała mi się być taką dobrą i nieszkodliwą osobą… Nie wtrącała się, nie ganiła surowo… znaczy jak byłem chłopakiem. Teraz wychodzi na to, że zmieniła się o sto osiemdziesiąt stopni – skrzywiłem się, zagrzebując w pościeli.
- Rodzice zawsze są bardziej przewrażliwieni na punkcie córek – westchnął.
- Co racja, to racja… - przytaknąłem niechętnie. – Swoją drogą… ty dostałeś jaką burę za to, co się stało? – dociekałem.
- Właściwie to nie – niemal usłyszałem jak wzruszył ramionami. – Na pytanie, gdzie byłem w nocy, powiedziałem prawdę. Potem zadzwoniła twoja mama i zdaje się, że moi rodzice chcieli strzelić mi na ten temat jakieś kazanie, ale przed tym musieli jechać do banku. Jak już wrócili, to uznali, że nie ma, o czym gadać, więc wnioskuję, że w tym czasie twoja mama zdążyła zadzwonić jeszcze raz, wyjaśniając całą sprawę.
- Więc… nawet słowa na ten temat nie usłyszałeś? – upewniłem się.
- Ani jednego – przytaknął. – Podczas kolacji też nic się nie działo. Nie nawiązywali do tego ani o nic nie pytali. Normalnie wszystko przebiegło w pokojowej atmosferze. Tylko mama napomknęła, żebym uprzedzał, jak chcę u kogoś nocować, bo się martwiła – wyjaśnił, na co ja jęknąłem żałośnie.
- Nie no, serio? – sapnąłem poirytowany. – Wiesz, zaczynam dostrzegać coraz więcej wad bycia dziewczyną. Kiedyś myślałam, że kobiety mają dużo łatwiej w życiu, ale jak się okazuje to nie jest prawdą – przewróciłem oczyma. – Okres i te cholerne podpaski, i tampony… poza tym wiesz, jak fatalnie się ćwiczy na wychowaniu fizycznym, kiedy ma się okres? – zapytałem. – No właśnie, nie wiesz, to się ciesz – odparowałem szybko, zanim zdążył wydusić z siebie choćby pojedynczą monosylabę. – Teraz mam też biust, który mi ciąży i boli mnie od niego kręgosłup – wyliczałem dalej. – Muszę golić prawie całe ciało. No i jeszcze to sprzątanie… jak byłem facetem, to nikt nie kazał mi sprzątać ani gotować, a teraz to, cholera, w moim domu odbywają się jakieś „tutoriale” z tego zakresu – westchnąłem. – A jak się z tego próbuję wymigać, to mi jeszcze głowę suszą, że przecież muszę się tego nauczyć, bo inaczej nie znajdę sobie męża, rozumiesz? – sapnąłem. – Poza tym więcej pieniędzy wydaję… na te staniki, podpaski, tampony, żyletki, pianki do golenia, balsamy do ciała… jako chłopak tego nie używałem, więc miałem dużo więcej swoich własnych oszczędności. Jakby tego wszystkiego jeszcze było mało to teraz, kiedy wyjdę bez makijażu, ludzie pytają się mnie czy jestem chora, a kiedyś totalnie nie zwracali na to uwagi! – irytowałem się. – Muszę też nosić buty na obcasach i udawać, że są one komfortowe. No i w ogóle to już lepiej nie pytaj, jak to jest ćwiczyć, kiedy masz cycki. Cholera, to takie krępujące!... Nie mogę też zdjąć bluzki, nieważne jak gorąco by nie było, bo przecież nie wypada paradować w samej bieliźnie. Poza tym nigdy nie pomyślałbym, że brak możliwości sikania na stojąco będzie mi aż tak doskwierał i…
- Dobra, czaję, masz przejebane – Matsumoto uciął mój wywód.
- Dopiero teraz uświadomiłem sobie, jak głupia byłam, chcąc stać się dziewczyną – jęknąłem. – Teraz kiedy już nią jestem, chcę znów być chłopakiem – przyznałem.
- Tobie dogodzić, to ja dziękuję… - zaśmiał się pod nosem. – I tak źle, i tak niedobrze.
- Ale wiesz, co jest w tym wszystkim najgorsze?
- No dawaj – rzucił rozbawiony. – Wyżal mi się.
- To, że nie możemy się już zachowywać jak dawniej – przyznałem zasmucony.
- Co przez to rozumiesz?
- No bo… nie mogę już chodzić z tobą na papierosa do łazienki w szkole, bo przecież nie wejdę do męskiej, nie możemy u siebie nocować, bo mojej matce znów szajba odbije – warknąłem. – Z tego samego powodu już tym bardziej nigdzie razem sami nie pojedziemy. Kiedy ludzie nas widzą zbyt często razem, zaczynają gadać, że jesteśmy parą… no wiesz… Mam wrażenie, że przez tą moją zmianę płci nasze stosunki zostaną dość mocno okrojone – mruknąłem cicho.
- Cóż… - Ruki wziął głębszy oddech. – W gruncie rzeczy taka prawda – zgodził się. Zdziwiłem się, gdyż byłem pewien, że powie coś w rodzaju: „Nieważne, co się stanie i tak będziemy najlepszymi przyjaciółmi” lub coś podobnego, a tu wychodziło na to, że blondyn już się poddał. – Widzę, że dopiero zdałaś sobie z tego sprawę, jednak ja wiedziałem od tym, odkąd tylko zobaczyłem cię po raz pierwszy w ciele dziewczyny – westchnął ciężko. – W naszych czasach relacje damsko-męskie dzielą się na trzy, nazwijmy to, typy. Pierwszy z nich występuje wtedy, kiedy oboje się nie lubią i są wrogami. Drugi z nich pojawia się w momencie, kiedy chłopak z dziewczyną lubią się lub wzajemnie ignorują; wiesz, tacy dalecy znajomi, koledzy z klasy, coś w ten deseń… Trzeci typ to z kolei standardowe romansidło, czyli uczucie wyższe żywione do chłopaka tudzież dziewczyny i vice versa. Nie ma tu jako-tako miejsca na przyjaźń, jaka łączy dwóch mężczyzn czy dwie kobiety. Kuoyou… znaczy Kiyoko… ze względu na twoją zmianę płci, nasze relacje siłą rzeczy też muszą się zmienić. Wiem, że zapewne chciałabyś utrzymać stary porządek rzeczy, ale… tak się po prostu nie da. Może dlatego, że coś takiego jak przyjaźń damsko-męska po prostu nie istnieje. Prędzej czy później jedno i tak zakocha się w drugim. To, co z początku można nazwać „przyjaźnią” między chłopakiem i dziewczyną jest po prostu jednostronną chęcią zbliżenia się do drugiej osoby. W końcu jednak i tak prawda wyjdzie na jaw, i w takim wypadku są dwie opcje. Pierwsza to happy end, co jest równoznaczne z tym, że „przyjaciele” różnorakiej płci decydują się być razem, a druga to… no jest mniej optymistyczna w każdym znaczeniu tego słowa. Po prostu jedna z osób wygłasza długi monolog usiany przeprosinami, którego przekaz w skrócie brzmi tak, że owa osoba nie może zakochać się w tej drugiej, dlatego każde z nich ostatecznie rozchodzi się w swoją stronę…
- Taka… - zdążyłem tylko tyle z siebie wydusić, kiedy nagle rozległo się nawoływanie z dołu schodów.
- Kiyoko! Zejdź na dół, proszę! – usłyszałem głos ojca.
- Za chwilę! – odkrzyknąłem, odsuwając na moment telefon od twarzy. Nim jednak znów zdążyłem odezwać się do słuchawki, Takanori mnie uprzedził.
- Idź – jego głos brzmiał jakoś tak smętnie. – Nie przysparzaj sobie jeszcze więcej kłopotów – zaśmiał się po nosem, jednak bez problemu mogłem wyłapać w tym śmiechu nutkę smutku. – Pogadamy kiedy indziej.
I rozłączył się.
Oniemiały spojrzałem na wyświetlacz, na którym aktualnie wyświetlało się zdjęcie Rukiego i czas połączenia – który swoją drogą przekroczył już ponad półtorej godziny.
Skołowany podniosłem się z łóżka. Przeczesałem palcami włosy, ujarzmiając odstające pasma włosów. Skłamałbym, gdybym powiedział, że wywód, który zaserwował mi Matsumoto był tym, czego się spodziewałem… i potrzebowałem teraz usłyszeć.
Czy on naprawdę chciał, żebyśmy się od siebie oddalili?
Z miną na kwintę powlokłem się po schodach na parter. W przedpokoju zrobiło się całkiem spore zbiegowisko, gdyż znajdywała się tam już cała moja rodzina oraz dodatkowy gość. Ową dopiero co przybyłą osobą była ciocia Mei.
- Kiyoko! – zaszczebiotała na mój widok i przytuliła mnie, tym samym niemal odbierając mi oddech. – Jak ty wyrosłaś! Z ciebie to już duża pannica, co? – zaśmiała się, wręczając mi tabliczkę czekolady.
- Dziękuję – mruknąłem przytłumionym głosem, uśmiechając się przy tym krzywo.
Mama i dwie siostry zabrały gościa do salonu, zostawiając mnie samego w przedpokoju z ojcem.
- Dlaczego przyjechała ciocia Mei? – zapytałem szeptem. – I co ważniejsze, na jak długo? – dopytywałem.
- To mama nic ci nie mówiła? – zdziwił się mężczyzna. – Całe szczęście nie będzie zostawała na noc… chyba że jednak jej zdanie ulegnie zmianie – sapnął, a ja poszedłem w jego ślady. – Wiesz, Kiyoko… - tata położył mi rękę na ramieniu. – Jesteś zupełnie inna niż twoje siostry czy matka – skwitował. – Czasami myślę, że powinnaś być moim synem a nie córką – zaśmiał się, tarmosząc moje już i tak skołtunione włosy.
- Ja też… - mruknąłem. – Ja też, tato…
Wszedłem do salonu i ze sztucznym uśmiechem zająłem jedyne wolne miejsce na kanapie, które, rzecz jasna, musiało mieścić się koło siostry mamy. Kobieta objęła mnie ramieniem, znów nadając tym ptasim trelem niżby ludzką mową.
- Więc jak? – dźgnęła mnie palcem pod żebra, przez co drgnąłem. – Najmłodsza z domu Takashima ma już jakiegoś absztyfikanta? – uśmiechnęła się promieniście.
Dlaczego wszyscy moi krewni zawsze muszą używać słowa „absztyfikant”? To brzmi tak okropnie… Niemalże jak pedofil czy coś…
- Nie – odparłem twardo, wbijając nienawistne spojrzenie we własną rodzicielkę, która zawstydzona swoim poprzednim zachowaniem pokornie spuściła głowę w akcie skruchy.
- Nie? – zdziwiła się ciocia. – Kiyoko, ile ty już masz lat, co? Będzie już z siedemnaście, co? – upewniła się.
- W lato skończy osiemnaście – dodała Jyou, najstarsza siostra.
- I jeszcze nikogo nie masz? – „ciociunia” nie mogła się temu nadziwić. – Pamiętaj, latka szybko lecą, a nie chcemy chyba, żebyś została „kurisumasu keki”, prawda? (jp. クリスマスケーキ to „japońska wersja” christmas cake, czyli po prostu ciasta świątecznego. Wedle japońskiego przepisu jest to torcik z górą bitej śmietany i truskawkami. Tym terminem określane są również kobiety, które nie wyszły za mąż przed 25 rokiem życia i są uważane za stare panny. Określenie to wzięło się stąd, iż ciasto z taką ilością bitej śmietany łatwo się psuje i kupione dzień po świętach [a więc analogicznie 26 grudnia] nie będzie już tak dobre od aut.) – spojrzała na mnie badawczo.
- W istocie – wycedziłem przez zęby.
Do diabła, przecież mam jeszcze siedem lat zanim stuknie mi dwudziestka piątka! Poza tym… poza tym niewykluczone, że do tej pory znów za sprawą jakiejś tajemniczej magii mogę wrócić do swojej naturalnej „formy”, w której byłem mężczyzną.
Zaczęła się zawzięta dyskusja na temat tego, jak znaleźć najlepszego męża i czym ten powinien się cechować. Nie słuchałem tego całego lamentu, który w dyskretny i wyszukany sposób odnosił się do mojej osoby. Moje dwie starsze siostry już od dawna się z kimś umawiały. Jyou nawet zdążyła się zaręczyć, jednak wciąż mieszkała z rodzicami, gdyż wraz ze swoim narzeczonym wciąż nie znaleźli jeszcze odpowiadającego im mieszkania, do którego mogliby się wprowadzić.
Zastanawiałem się, dlaczego właściwie w naszym społeczeństwie kładzie się taki nacisk na to, aby kobieta znalazła sobie mężczyznę. Dlaczego facet może pozostać singlem i nikt mu nie głosi żadnych kazań z tej przyczyny, a kobietom już tak. Kiedy chłopak nikogo nie ma, to mówi się, że zajął się karierą, że jest biznesmenem i tak dalej… że skupił się najpierw na gromadzeniu majątku i osiągnięciu spełnienia zawodowego, a dopiero potem będzie zawracał sobie głowę poszukiwaniem żony. Mężczyzna może znaleźć sobie towarzyszkę życia w wieku lat trzydziestu czy czterdziestu… dlaczego więc kobieta, która skończy dwadzieścia pięć lat i wciąż nikogo nie ma, nazywana jest „starą panną”? Przecież taka osoba wciąż jest młoda – powiedziałbym, że nawet bardzo młoda! Prawdopodobnie dopiero co skończyła studia i załapała pierwszą poważną pracę, dopiero myśli nad pierwszą lub może drugą w życiu przeprowadzką. Słowem, dopiero zaczyna samodzielne życie, jeszcze nie zdążyła się nim nawet nacieszyć, a już musi myśleć o wyjściu za mąż? Cholera, gdzie sens, gdzie logika?
Całe szczęście odwiedziny cioci Mei w istocie nie trwały długo, bo jak się okazało, nazajutrz musiała iść do pracy. Kiedy zamknąłem już za nią drzwi, odetchnąłem z ulgą. Jedynym plusem z jej pojawienia się w naszych progach było to, że dostałem czekoladę. Postanowiłem zachować ją sobie na następny okres, na te kilka pierwszych, najgorszych dni, na czarną godzinę…

***

Siedziałem właśnie w szatni, obracając zwolnienie z lekcji między palcami. Znów nie miałem zbytnio okazji się nim nacieszyć, gdyż moją głowę zaprzątało to, co powiedział mi wczoraj Takanori. Co więcej nie spotkałem go dzisiaj w metrze, więc czułem się dziwnie… Pierwszy raz od naprawdę długiego czasu… zdawało się, że chyba od podstawówki, jechałem do szkoły sam. Nie ukrywam też, że byłem z tego powodu nieco smutny…
- Kiyoko? – zagadnęła mnie Yui. – Nie ćwiczysz na dzisiejszych zajęciach? – rzuciła mi spojrzenie, naciągając na siebie strój sportowy.
- Nie, mam okres i źle się czuję z tego powodu – westchnąłem.
- Och, rozumiem… - spojrzała na mnie z bólem w oczach. – Jeśli będziesz się naprawdę źle czuła, powiedz mi, dam ci jakieś proszki przeciwbólowe – zaoferowała się.
- Dzięki wielkie – uśmiechnąłem się do niej blado.
- Swoją drogą słyszałaś, że będziemy mieć nowego wuefistę? – zaczęła nowy temat.
- Serio? – zdziwiłem się. – No w sumie pani Shimada mówiła coś o tym, że powinna przejść na emeryturę i w ogóle… - przypomniałem sobie.
- Ciekawe, kto to będzie, nie? – dziewczyna uśmiechnęła się.
Skinąłem jej głową, choć tak naprawdę mało obchodziło mnie to, kto będzie uczył nas wychowania fizycznego. Nieważne czy w ciele Kouyou, czy Kiyoko, i tak miałem w poszanowaniu ten przedmiot.
Wyszliśmy całą grupą na salę sportową. Tam czekał na nas już wysoki i postawny mężczyzna, który przedstawił się nam jako nasz nowy nauczyciel… i wychowawca, jakby tego było mało. Z jego wywodu zrozumiałem, że w ostatnim czasie zdrowie nie dopisywało pani Shimadzie i kiedy trafiła kolejny raz do szpitala, dyrektor zdecydował się odesłać ją na emeryturę w trakcie roku szkolnego i przyjąć tegoż oto jegomościa o kwadratowej szczęce na jej zastępstwo. Zrobiło mi się trochę przykro z powodu naszej byłej wychowawczyni, bo bądź co bądź była naprawdę miłą osobą.
I sport to niby zdrowie, co? Pani Shimada trenowała przez większość swojego życia, a teraz borykała się z problemami zdrowotnymi, mimo iż przecież nie była jeszcze jakąś stulatką. Miała swoje lata, ale z pewnością daleko jej było do wieku mojej babci.
Nasz nowy nauczyciel miał surowy wyraz twarzy i nie wyglądał zbyt przyjaźnie. Poza tym byłem zdziwiony, że ktoś zezwolił na to, aby mężczyzna (w dodatku taki jak on) uczył wychowania fizycznego grupkę dziewczyn. Myślałem, że to taka niepisana zasada w systemie edukacji szkolnej, że do odpowiedniej grupy przypisuje się nauczyciela tej samej płci…
- A ty dlaczego się nie przebrałaś? – jegomość o kwadratowej szczęce zwrócił się do mnie. W odpowiedzi dałem mu zwolnienie wypisane rano przez mamę. Myślałem, że to zakończy rozmowę, jednak ten tylko na to prychnął i oddał mi świstek papieru. – „Niedyspozycja z powodu bolesnej menstruacji”? – spojrzał na mnie z pobłażaniem. – Okres to nie choroba – uśmiechnął się niemal jadowicie. – Nie przyjmuję takich zwolnień.
Spojrzałem na niego nienawistnie. Co za szowinistyczna świnia bez krzty przyzwoitości i szkoły! Aż się we mnie zagotowało! Czy on wie, przez co musi przechodzić kobieta, kiedy ma okres?
- Nie mam stroju – odparłem twardo.
- W takim razie dostaniesz zapasowy.
W mojej szkole nauczyciele w-f’u nie pozwalali nie ćwiczyć uczniom z powodu braku stroju. Jedynie zwolnienie napisane przez rodzica lub lekarza upoważniało do zajęcia miejsca na ławce dla niećwiczących. Ponoć zdarzali się uczniowie, którzy nieco zbyt często „przypadkiem” zapominali stroju, toteż przewrotne pomioty grona pedagogicznego wprowadziły „zapasowe stroje”. W istocie były to wyciągnięte dresy i koszulki, które były prane z częstotliwością raz na rok, jak nie gorzej – tak przynajmniej sugerował zapach. Co więcej uczeń nigdy nie miał przywileju wybrania sobie stroju, toteż dostawał najbardziej ośmieszające rzeczy, które nijak do siebie nie pasowały i często były przeznaczone dla tej drugiej płci.
W tym momencie poprzysiągłem sobie zemstę. Szanowny pan Isei Miyagi jeszcze mnie popamięta… Ja tego tak nie zostawię!

***

W damskiej toalecie dziewczyny się perfumowały, układały włosy i poprawiały makijaże, toteż musiałem udać się do męskiej. Poza tym bałem się nieco, że któraś z uczennic mogłaby na mnie donieść. Bądź co bądź solidarność jajników bywała zdradziecka… Znacznie różniła się od solidarności jąder (tak, wiem, dziwnie brzmi to określenie), która kierowała się dużo prostszymi zasadami – a właściwie to jedną: chronić tego, kogo się lubi w razie problemów.
Tak, tak, wiem, że wcześniej zarzekałem się, że teraz jestem w ciele dziewczyny i nie można mi robić takich rzeczy, jednak dziś byłem rozwścieczony jak chyba jeszcze nigdy. Bez pardonu wmaszerowałem do tak dobrze znanej mi męskiej toalety i zająłem miejsce na parapecie przy uchylonym oknie. Wszyscy obecni tu chłopcy spojrzeli na mnie jak na kosmitę, a kilku z nich zawstydzonych moją obecnością, zarumienionych na twarzy wręcz wybiegło. Jednym z właścicieli zszokowanego spojrzenia był też Matsumoto.
- Co ty tu robisz? – wydusił z siebie z trudem, przy czym mało nie udławił się wypuszczanym właśnie przez nos siwym dymem.
- Daj papierosa – wyciągnąłem rękę w oczekującym geście. Chłopak podsunął mi paczkę używek. Bez zbędnego gadania zapaliłem jedną z nich i zaciągnąłem się dymem.
- Dostanę dziś odpowiedź? – ponaglał mnie.
- Ten nowy nauczyciel…! – ze złości zacisnąłem pięści. – Ach, długo by gadać… – ale w gruncie rzeczy jedynie machnąłem lekceważąco ręką. Nie chciałem znów zarzucać go swoimi kobiecymi problemami. Podciągnąłem jedną nogę na parapet, rozsiadając się wygodnie.
- Nie powinnaś tak siedzieć – zwrócił mi uwagę. – Wiesz, spódniczka i w ogóle… - mruknął.
- Ach, cholera! – sapnąłem ciężko, z powrotem układając nogi razem. – Mam tego dość! Bycie dziewczyną jest do bani! Chcę znów być facetem!
- Nie powinnaś tak głośno o tym mówić – blondyn upomniał mnie. – Bądź co bądź tylko ja wiem, o co chodzi. Inni… no cóż, mogą to źle odebrać – spojrzał na mnie wymownie.
- Jasne, jasne… - sapnąłem. – Ale wiesz, co? – zagadnąłem. – Nie będę się już dłużej zachowywać jak dziewczyna – wyrzuciłem niedopałek za okno. – Może jak znów będę zachowywał się jak chłopak, wrócę do swojego „poprzedniego ja” – rzuciłem wspaniałomyślnie.
- I co zamierzasz zrobić, geniuszu? – Matsumoto spojrzał na mnie jak na kretyna. – Przestaniesz nosić podpaski i będziesz przesiadywać w męskim kiblu?
- Na przykład – założyłem ręce na piersi.
- Widzę, że jesteś zdesperowana…
- Weź mów do mnie znów jak do faceta, co? – poprosiłem.
- Ale jesteś wciąż dziewczyną – „zauważył”. – Zastanów się, jakby to wyglądało z punktu widzenia osoby trzeciej. Rozmawia sobie chłopak z dziewczyną… i ten chłopak zwraca się do dziewczyny jak do faceta; to raczej nie jest normalne zachowanie, nie? – podniósł nonszalancko jedną brew.
- No to ja nie wiem, co ja mam robić! – zdesperowany wyrzuciłem ręce w powietrze.
- Może zaakceptować stan rzeczy takim, jaki jest? – podsunął Takanori.
- Ale ja już tak nie chcę! – prychnąłem. – Nie chcę być już dłużej dziewczyną! Chcę być sobą! – do oczu napłynęły mi łzy. – Chcę mieć znów w tobie przyjaciela! – wypaliłem pod wpływem emocji. – Nie chcę się od ciebie odsuwać! Chcę, żeby było tak jak dawniej! – spojrzałem na niego z twarzą wykrzywioną w płaczliwym grymasie. W tej samej chwili zadzwonił dzwonek na lekcje.
Nagle zawstydzony całym tym przedstawieniem, które odegrałem przed chwilą, zsunąłem się z parapetu i szybkim krokiem wyszedłem z łazienki, zostawiając osłupiałego blondyna samego sobie.
Do klasy wszedłem spóźniony, bo na korytarzu znacznie zwolniłem kroku, wycierając przy tym mankietami koszuli łzy. Bez słowa przeprosin zająłem swoje miejsce i wbiłem spojrzenie za okno. Lekcją, która właśnie się zaczęła miała być godzina wychowawcza.
- Widzę, że panna Takashima nie została nauczona dobrych manier – Isei stanął nad moją głową. – Czy ja czuję od ciebie papierosy? – nachylił się nade mną, zaciągając tytoniowym zapachem. – Będziesz miała z tego powodu nie lada kłopoty, moja pani – spojrzał na mnie karcąco. W odpowiedzi jedynie prychnąłem pogardliwie, nie odwracając spojrzenia od okna.
Czułem, że wszyscy się na mnie gapią, ale naprawdę tym razem miałem to w poszanowaniu. Wybrałem wolną ławkę, aby siedzieć samemu. W duszy tylko dziękowałem Yui, że ta nie wpadła na tak „genialny” pomysł, aby przysiąść się do mnie i wypytywać o to, co się stało. Naprawdę nie miałem ochoty o tym rozmawiać. Czułem, jakby cały świat walił mi się na głowę…
Nauczyciel rozdał nam arkusze do wypełnienia. Dotyczyły one naszej przyszłości i planów na jej „zagospodarowanie”. Mimo iż byliśmy dopiero w drugiej klasie liceum, już wymagano od nas, abyśmy podjęli decyzję o tym, kim zostaniemy z zawodu oraz jaką wybierzemy następną szkołę. Po klasie rozniósł się cichy szmer rozmów. Uczniowie wymieniali się pomysłami i opowiadali o swoich planach. Dziewczyny piszczały radośnie, kiedy dowiedziały się, że niektóre z nich zamierzały wybrać te same uniwersytety, a chłopcy przybijali piątki. Wychowawca stał na podwyższeniu przed tablicą i grzmiał o odpowiedzialnych wyborach, próbując uświadomić nam, jak głupim zachowaniem jest sugerowanie się decyzją kogoś innego. Powtarzał wręcz do znudzenia, że nie powinniśmy wybierać jakiejś szkoły tylko ze względu na to, że ktoś z naszych znajomych zamierzał kontynuować tam swoją drogę edukacji.
Rozległ się odgłos pisania. Głuchy dźwięk, jaki wydawały z siebie długopisy w zetknięciu z pojedynczą kartką drażnił moje uszy. Oprócz pola, gdzie należało wpisać swoje imię i nazwisko, nie napisałem nic.
Skąd miałem wiedzieć, czym mam się zająć w życiu? Jak mogłem myśleć spokojnie o przyszłości, kiedy działy się ze mną jakieś dziwne rzeczy? Bo niby jaką miałem pewność, że za jakiś czas znów się nie zmienię? Przez całe życie byłem chłopakiem, a pewnego dnia obudziłem się jako dziewczyna – kto niby mógł mi zagwarantować, że w trakcie następnej nocy nie zmienię się w… no nie wiem… ośmiornicę albo chomika?
Poza tym, jakby tego było mało, przez zmianę płci traciłem mojego najlepszego i zarazem jedynego przyjaciela – człowieka, który był przy mnie przez większość mojego życia. Byłem przez to rozbity i przygnębiony. Nie chciałem, żeby nasze drogi się rozeszły, a więzi osłabiły tylko ze względu na to, że w naszym społeczeństwie funkcjonowały takie a nie inne stereotypy dotyczące relacji damsko-męskich.
Pedagog zbierał już kartki. Zatrzymał się przy mojej ławce jako ostatniej. Kiedy spojrzał na jej zawartość (lub jej brak), obrzucił mnie badawczym spojrzeniem.
- Kiyoko, co się dzieje? – zapytał łagodnym tonem, co mnie zdziwiło. – Nie wydaje mi się, żeby to było podobne do ciebie zachowanie. Inni nauczyciele mają o tobie dobre zdanie, masz dobre oceny… ale zachowujesz się niecodziennie – próbował spojrzeć mi w twarz. – Co cię trapi?
- Nic – burknąłem, odsuwając krzesło. – Wszystko jest w jak najlepszym porządku – wyminąłem mężczyznę i bez słowa pożegnania wyszedłem z klasy.

***

Na przerwie obiadowej znów siedziałem sam. Plastikowym mieszadełkiem wymuszałem ruch na gorącym płynie w papierowym kubku. Obserwowałem, jak kawa wirowała, tworząc na środku swojej powierzchni mały wir.
- Mogę się przysiąść? – spojrzałem na Shiroyamę, który trzymał rękę na oparciu krzesła stojącego obok. Niemrawo skinąłem głową. – Yui powiedziała mi, że dziś zachowywałaś się inaczej niż zwykle. Wyglądasz na przygnębioną… Czy to z powodu tej akcji na wychowaniu fizycznym? – dociekał.
- Widzę, że Yui to twój informator – parsknąłem.
- Masz jej to za złe? – jego twarz ściskał skurcz niepokoju.
- Nie, nie mam – odparłem beznamiętnie, upijając w końcu łyk napoju.
- Więc co się stało? – dopytywał.
- Nic – odparłem lakonicznie.
- Jak nic, jak przecież widzę, że coś…
- Możemy skończyć ten temat w tym miejscu? – sapnąłem. – I tak mi nie uwierzysz, więc przestań naciskać.
- Dlaczego odgórnie zakładasz, że ci nie uwierzę?
- Bo sam nie mogę uwierzyć, że to się dzieje naprawdę… - westchnąłem.
Aoi spojrzał na mnie z niezrozumieniem na twarzy. Zdawało się, że czekał aż ponownie zacznę kontynuować i zwierzać mu się ze swojego problemu, ale ja nie zamierzałem robić nic podobnego. Chcąc zorientować się, ile czasu zostało jeszcze do dzwonka, wyciągnąłem telefon z kieszeni. Wyświetlacz rozbłysnął kolorami, ukazując przy tym także ikonkę żółtej koperty, oznaczającą nieprzeczytaną wiadomość. Chciałem sprawdzić, kto do mnie napisał, jednak przez przypadek zamiast w skrzynkę odbiorczą, wszedłem w galerię zdjęć, dotykając sąsiadującej ikonki. Ta, dotykowe telefony mają swoje wady…
Nieczęsto przeglądałem zdjęcia zapisane na telefonie, toteż porządnie zdziwiłem się, kiedy na ekranie wyświetliła się rolka z aparatu – może samo w sobie nie było to dziwne, jednak moją uwagę przykuło konkretne zdjęcie. Mianowicie na jednym z nich zostałem uchwycony razem z Rukim. Blondyn spoglądał na mnie urażony, robiąc przy tym śmieszną minę, podczas gdy ja naśmiewałem się z niego; ale co najważniejsze, na zdjęciu figurowałem wciąż jako chłopak!
Yuu zajrzał mi przez ramię. Zaciekawiony powiększył zdjęcie, w które się wpatrywałem.
- Ten chłopak… jest bardzo podobny do ciebie… To twój brat? – zapytał, wskazując mnie w moim „poprzednim” ciele.
- Nie mam brata – odparłem zgodnie z prawdą.
- Więc… kuzyn? Ktokolwiek z rodziny? – dopytywał.

- Nie – przygryzłem wargę. – To ja sam – wyznałem w końcu.

7 komentarzy:

  1. :O wooo, a zdjęcie nie powinno się zmienić? Bo przecież jakby mama Uru przeglądała albumy to by się zorientowała, że coś jest nie tak XD
    Czekam na więcej

    OdpowiedzUsuń
  2. Dobre o:!
    Ostatnio mam pustkę w głowie jeśli chodzi o pisanie komentarzy dlatego napiszę, że... Po prostu podoba mi się.
    Doskonale rozumiem Kouyou/kiyoko. My baby mamy przesrane ._. Ostatnio nawet na japońskim to zauważam... Okazuje się, ze wszystkie moje ulubione zwroty, wyrazy i wyrażenia są dozwolone do użytku tylko facetom! ;_; No whyyy?...
    A ten nauczyciel od WF... jakbym słyszała moją nauczycielke... =_= Głupia sucz. Kou walcz z tym! Buntuj sie ! >D Nie daj sie temu lamusowi :x
    Końcówka jest tez dobra... Ciekawe jak yuu zareaguje. Zrobi minę typu -> D:?! a potem "Ech D:! Jestes transem?" xd
    Chcę dalej <3
    Weny życzę ^^

    XMidziak

    OdpowiedzUsuń
  3. Jezus Maria! CO TU SIĘ STAŁO SIĘ STAŁO?! O.O
    Pisz szybko następny rozdział bo gryzę poduszkę z szoku!
    ~Huszka

    OdpowiedzUsuń
  4. Argh jak ja nie lubię takich zakończeń ;-; będę strasznie niecierpliwie czekać na następną część.
    Biedny Uru i Ruki. Mam wrażenie, że Taka już czuję coś do Kiyoko.
    Nie mam pomysłu co napisać (T T) dlatego nie powinnam pisać komentarzy w środku nocy. Czy to już się zalicza pod ranek...
    Weny!

    OdpowiedzUsuń
  5. ''Urwałaś'' w najlepszym momencie! Czekam na następną część i jestem baardzo ciekawy reakcji Aoi'ego. ;D
    /Naxy

    OdpowiedzUsuń
  6. Hmmm zakończyłaś w najciekawszym momencie! Rozdział jak dobra drama trzyma w niezłym napięciu. Mam nadzieję, że szybko dodasz kolejną część.

    OdpowiedzUsuń
  7. Biedny Kyouyou. Mam nadzieje, że kiedyś będzie sobą.

    OdpowiedzUsuń