"Nowy Świat" cz.13

„Nowy Świat” cz.13

- Masz bardzo ładnie wykonany makijaż – [Yuuki] stwierdził w końcu (…).– Wybacz mi moje zachowanie – odsunął się na normalną, „zdrową” odległość – ale zastanawiałem się czy w końcu masz ten makijaż, czy też nie. Wygląda to tak naturalnie, że musiałem przyglądać się naprawdę z bliska, żeby dostrzec w końcu, że jednak go wykonujesz – wyjaśnił. – (…) wyciągnął rękę i przeczesał palcami moje włosy. – Masz takie ładne włosy… - mruknął, przyglądając się ich pasmom. (…) – Nie myślałeś kiedyś, żeby zająć się… no nie wiem… makijażem? (…)
-  Proponujesz mi, żebym został wizażystą? – upewniłem się, że dobrze zrozumiałem, o co mu chodzi.
- „Proponuję”? – powtórzył zamyślony. – W zasadzie to tak. Właśnie tak; proponuję. Proponuję ci zostanie wizażystą. Jedna z wizażystek mojego zespołu zaszła w ciążę i wzięła urlop, więc potrzebujemy kogoś na zastępstwo. Co ty na to? – spojrzał na mnie wyczekująco.
- Ale… - zająknąłem się. – Jak to? – zaśmiałem się nerwowo, choć wcale do śmiechu mi nie było. – Przecież w ogóle się nie znamy, nie wiesz czy nadaję się do tego w jakimkolwiek stopniu, więc…
- Bazuję na opowieściach o tobie – przerwał mi. – Cóż, jasne, że póki co nie wiem o tobie praktycznie nic, ale to przecież to może się zmienić, racja? – uśmiechnął się delikatnie. – Gdybyś przystał na moją propozycję, miałbym możliwość ocenienia, ile w tych wspaniałym historiach krążących wokół ciebie jest prawdą, a ile nie; mógłbym wtedy dopiero stwierdzić czy nadawałbyś się do tego, czy też nie – wyjaśnił.
(…) Nikomu, póki co, nie powiedziałem o propozycji, jaką złożył mi tak nagle Yuuki, z nikim jeszcze tego nie przedyskutowałem, ale intensywnie nad tym rozmyślałem. Cóż, w mojej obecnej pracy nagrabiłem sobie, więc może dobrym pomysłem byłoby się zmyć? Szczerze powiedziawszy i tak nie traktowałem tego stanowiska jakoś poważnie. Bycie recepcjonistą to nigdy nie był szczyt moich marzeń. Nie spełniałem się w tym; nie umiałem czerpać tej dumy i satysfakcji z pełnionego zadania, tak jak to robili Japończycy – to chyba właśnie dlatego doprowadziłem do takiej a nie innej sytuacji.
Ale z drugiej strony – czy spełniałbym się jako wizażysta? Nigdy nie widziałem siebie w tej roli. (…) Co prawda może jakieś podstawy wykonywania makijażu znałem, ale żeby zaraz bawić się w wizażystę? Nie skończyłem żadnej szkoły w tym kierunku ani nawet kursu… pewnie gdybym złożył podanie, to odrzuciliby je bez wahania… Chociaż może to nie miało wyglądać tak. Może nie było zwykłej rekrutacji pracowników (…); może po prostu Yuuki zamierzał wkręcić mnie „po znajomości”? (…) Niemniej, nawet jeśli wokalista Lycaon zamierzał mnie po prostu wcisnąć na tę posadę ze względu na to, kim sam był, (…) wypadałoby też, żebym dowiedział się o tym stanowisku nieco więcej – kogo oni tam właściwie chcą? Czego będą ode mnie oczekiwać? (…) Tak czy siak, musiałem jeszcze spotkać się z różowowłosym i pociągnąć go za język – inaczej na nic nie będę się pisał. (…)
Jednym co jest pewne to, to że chcę zmienić pracę. Nie mogę zatrzymać się na stanowisku, do którego właściwie również nie mam żadnych kwalifikacji, na którym męczę się tam i przestaję rozwijać. Powinienem zacząć szukać czegoś w swojej profesji, ale myślę, że nawet zmiana pracy z recepcjonisty na wizażystę mogłaby coś wnieść do mojego życia. Później zawsze znowu ewentualnie będę mógł zmienić pracę – grunt, żeby przestać robić coś, co kompletnie mi nie leży.
Chyba zacznę się nad tym poważnie zastanawiać…


Sobotni wieczór.
Yuuki nie zostawił mi żadnego kontaktu do siebie, ale wykorzystałem jego znajomość z Karmą, który pomógł mi się z nim spotkać raz jeszcze. Naprawdę chciałem dowiedzieć się o tej pracy czegoś więcej…
Podczas rozmowy telefonicznej wokalista Lycaon nie podał mi żadnych konkretnych informacji ani nie rozwiał moich obaw, ale za to zaproponował mi kolejne spotkanie. Mało tego, podczas owego spotkania miałem także poznać kilka innych osób, z którymi mógłbym współpracować, gdybym zdecydował się jednak przyjąć tę posadę.
A więc jest sobotni wieczór.
I idę znów do mieszkania Yuukiego na to owe spotkanie.
Tym razem jednak z Karmą.
Wokalista AvelCain zdeklarował, że nie obraziłby się, gdybym miał zająć się jego makijażem, co w pewien sposób mnie podbudowało. Mimo iż przecież już trochę się znaliśmy, a ponad to mieszkaliśmy razem, brunet i tak nie chciał puścić mnie samego i uparł się, że pójdzie ze mną – nie próbowałem odwieść go od tego pomysłu, gdyż w głębi duszy byłem mu za to wdzięczny. Czułem się o niebo pewniej mając go przy boku. W końcu gdyby ta oferta pracy miała okazać się krętactwem, o wiele trudniej jest wrobić dwie osoby niż jedną. Nie to, żebym domniemywał, że różowowłosy zamierzał działać na moją niekorzyść, jednak było mi o wiele łatwiej uwierzyć w jego dobre intencje, kiedy miałem przy sobie jego przyjaciela. Karmy by nie okłamał, prawda? A z kolei Karma nie okłamałby mnie, racja?
- Nareszcie! – zaszczebiotał drobny wokalista, otwierając nam drzwi. – Już myślałem, że się rozmyśliłeś!
- Musiałem poczekać, aż Karma wyszykuje się do wyjścia – usprawiedliwiłem się. Yuuki spojrzał na bruneta z przyganą, na co ten jedynie rozłożył bezradnie ręce i bez słowa wszedł do mieszkania.
W salonie światło było przygaszone. Na kanapie siedziało kilka osób, które mimo szczerych chęci, nie mogłem rozpoznać. Jak się później okazało, nie wszyscy oni byli muzykami, dlatego ich twarze niewiele mi mówiły. Właściwie to zaryzykowałbym nawet stwierdzeniem, że to właśnie większość była z ekipy technicznej. Poznałem dwóch dźwiękowców, oświetleniowca, fryzjera i fryzjerkę oraz trzy wizażystki. Wszyscy oni byli dla mnie bardzo mili i wyrażali chęć współpracowania ze mną, co nastawiło mnie pozytywnie. Niemniej, nasze spotkanie miało dość oficjalny charakter, gdyż mimo iż na stole stał alkohol, nikt go nie ruszył. Wszyscy zachowywali wszelkie zasady kurtuazji, więc można powiedzieć, że było dość sztywno – choć nie powiedziałbym, że spodziewałem się, iż mogło to wyglądać inaczej. W końcu, jakby nie patrzeć, było to nasze dopiero pierwsze spotkanie.
Ludzie, z którymi miałem współpracować, szybko się zwinęli. Zdawało się, że potraktowali to spotkanie nie jako sobotni wypad, ale jako oficjalne zaznajomienie z nowym pracownikiem, imprezę integralną organizowaną przez ich pracodawcę, aby zacieśnić więzi między współpracownikami.
Choć może znowu nie aż tak wszyscy.
Zostało paru początkujących muzyków, których wyglądem miałbym się zająć, jak twierdził wokalista Lycaon. Wśród nich moją uwagę zwrócił Aryu z Morrigan, którego nie trzeba było mi przedstawiać. Tak bardzo wyróżniał się ze swoimi platynowymi włosami, jasnymi soczewkami, których kolor został dodatkowo wyeksponowany przez mocny, czarny makijaż oraz krwiście czerwonymi ustami. Jeśli ktoś pytałby mnie o zdanie, powiedziałbym, że był po prostu piękny.
Rozmawiałem z nim dużo. Był przyjazny i pięknie się uśmiechał. Dobrze się dogadywaliśmy. Bez trudu znajdywaliśmy wspólne tematy. Atmosfera znacznie się rozluźniła, kiedy osoby ze sztabu technicznego się ulotniły, przez co chwyciliśmy też za alkohol. Nie imprezowaliśmy na całego; ot po prostu popijaliśmy obaj piwo, kontynuując rozmowę.
- A założysz się? – Aryu zaśmiał się. Miał przyjemny dla ucha niski głos, którego mógłbym słuchać godzinami… co czasami mi się zdarzało, gdyż w mojej playliście znajdywały się utwory jego zespołu.
- Niech ci będzie – przytaknąłem. Podaliśmy sobie ręce, obaj przyjmując zakład.
- Zakładziki? – gospodarz oderwał się Karmy, do którego właśnie się tulił, pozując do zdjęcia i spojrzał na nas zaciekawiony. – O co się zakładacie, gołąbeczki? – zaśmiał się. – Tak cały czas ze sobą tam gruchacie… - zachichotał.
- Jedno pytanko – zaczął blondyn. – Zakochałeś się w Karmie? – palnął prosto z mostu, na co wytrzeszczyłem na niego oczy. Nigdy bym nie pomyślał, że zapyta o to tak otwarcie, w dodatku, kiedy wokalista AvelCain siedział dokładnie obok różowowłosego.
- Co? – zakłopotał się. – Eee… - zająknął się.
- Widzisz, nie zaprzeczył – wokalista Morrigan zwrócił się do mnie z triumfalnym błyskiem w oku. Trzepnąłem go w ramię.
- Idioto! – syknąłem mu na ucho. – Dlaczego zapytałeś o to tak bezceremonialnie?! Jak miał zaprzeczyć albo potwierdzić, kiedy Karma siedzi obok? – zrugałem go spojrzeniem. Kątem oka spojrzałem na dwóch chłopaków, którzy siedzieli nieopodal. Oni również pogrążyli się w przyciszonej rozmowie, dyskutując o czymś, o czym my mieliśmy nie usłyszeć.
- No to może zmienimy temat na wasz zakład, co? – wokalista Lycaon zaśmiał się nerwowo, dość niezręcznie próbując skupić uwagę wszystkich obecnych na czymś innym niż jego domniemanym uczuciu, które żywił do bruneta. – Więc co robi przegrany? I kto wygrał?
- Ja wygrałem – odparł blondyn.
- Co?! – prychnąłem. – Nasz zakład się nie zakończył, przecież nie uzyskaliśmy jasnej odpowiedzi i…
- Dla mnie to była jasna odpowiedź – Aryu uśmiechnął się; co prawda uśmiech miał cudny, ale teraz miałem ogromną ochotę zetrzeć mu go z twarzy.
- Ha, ha, a więc Aryu wygrał, tak? – Yuuki był tak zdenerwowany i zawstydzony, że naprawdę niewiele interesowało go w tej chwili. – Więc w jaki interesujący sposób przypieczętujemy porażkę Alexa?
Posłałem mu urażone spojrzenie z jasnym przesłaniem: „I ty Brutusie?!”, ale na chłopaku nie zrobiło to większego wrażenia. Grunt, że udało mu się odciągnąć od siebie uwagę. Wszyscy zaczęli rzucać „wspaniałymi” pomysłami, jak mnie upokorzyć i zdawało się, że w jednej chwili zagadkowa sprawa domniemanych uczuć różowowłosego przestała wszystkich interesować.
Ja naprawdę nie wiem, jak to się stało…
Z płaczliwym wyrazem twarzy przyglądałem się własnemu odbiciu w lustrze, krytycznie lustrując kucyki sterczące po obu stronach mojej głowy oraz skąpemu, dziewczęcemu ubranku, które przypominało nieco mundurek szkolny. Strój został pożyczony od Yuukiego, który, jak się okazało, miał takich podobnych dość sporo ze względu na to, że lubował się w cosplay’owaniu postaci damskich. Jako że byliśmy niemal identycznej postury i wzrostu, nie było problemu w tym, abym wcisnął się w te, jak dla mnie, mocno przykrótkie fatałaszki.
Na białej koszuli oraz beżowym sweterku w serek bez rękawów malowało się niewielkie wybrzuszenie na mojej klatce piersiowej, gdyż jak się okazało, wokalista Lycaon miał w domu nawet takie dziwne akcesoria, które służyły do imitowania kobiecego biustu, aby cosplay’owicz płci męskiej nie musiał kupować biustonoszy i wypychać ich skarpetkami. Króciutka, popielata spódniczka wydawała mi się być znacznie za krótka, przez co co chwila ją poprawiałem, gdyż miałem wrażenie, że widać mi bieliznę (którą oczywiście również Yuuki kazał mi zmienić na damską). Czarne zakolanówki w jakiś dziwny i niezrozumiały sposób nagle wydały mi się być wulgarnym elementem tego stroju – bo choć moja siostra też nieraz je nosiła i nigdy nie robiło to na mnie wrażenia, o tyle teraz właśnie ta część ubioru zdawała się krzyczeć: „Dotknij tej odsłoniętej części uda!”. Horror…
Aby dopełnić mojego upokorzenia, wszyscy robili mi zdjęcia. Wciąż słyszałem nad głową, jaki to jestem „kawaii” i gdyby nie wiedzieli, że jestem facetem, zaczęliby zapewne do mnie zarywać… co wcale mi się nie podobało, oczywiście.
- No już, zbierajcie się – poganiał nas różowowłosy. – Zaraz macie metro.
- Ja tak nie wyjdę! – zaprotestowałem.
Ale nikogo to nie obchodziło…
Niemal siłą wcisnęli mi wysokie czarne szpilki na nogi i wypchnęli z mieszkania w objęciach Aryu. O dobra Kannon, czułem się jak skończony idiota…
Walczyłem, póki nie wypchnęli mnie także za drzwi bloku, w którym mieszkał muzyk. W końcu nie chciałem robić scen na ulicy, gdyż to mogłoby dziwnie wyglądać. Wreszcie poddałem się i postanowiłem znieść moją karę, mimo iż nie zasłużyłem na nią i zapewne będę ją wspominał do końca moich dni… i będą to, rzecz jasna, tragiczne wspomnienia.
Yuuki i Karma poszli razem z nami na stację metra, aby przypilnować, bym odebrał pełne poniżenie. Szli mniej więcej pięć kroków za nami, nie spuszczając z nas oka.
Blondyn był ode mnie wyższy nawet, kiedy byłem w butach na obcasach. Obejmował mnie jedną ręką w pasie, choć jego dłoń co chwila zjeżdżała nieco poniżej, przez co macał mnie po tyłku. Miałem ochotę warknąć mu prosto w twarz, że nie musi być znowu taki nadgorliwy, jeśli chodzi o wykonywanie tego zadania, ale byłem tak zażenowany, że nie mogłem wydusić z siebie ani słowa. Ludzie oglądali się za nami. Starsze kobiety kręciły głową z dezaprobatą, a młodzi mężczyźni gwizdali na mój widok. Niemniej żaden nawet się do mnie nie zbliżył czy nie odważył się rzucić jakiegoś sprośnego tekstu, gdyż zaraz był miażdżony grobowym spojrzeniem wokalisty Morrigan.
Zeszliśmy na stację metra, aby następnie wsiąść do wagonu. Miałem nadzieję, że nie znajdziemy żadnego wolnego miejsca siedzącego, co niwelowałoby chociaż w minimalnym stopniu plan „złych”, jednak okazało się, że nie miałem szczęścia. Aryu zajął miejsce siedzące, a ja usiadłem mu na kolanach. Z początku uparcie siedziałem bokiem do niego, jednak w końcu chłopak niemal zmusił mnie, abym usiadł na nim okrakiem. Blondyn przesuwał dłońmi po moich w połowie odsłoniętych udach, wsuwał ręce pod materiał koszuli i wodził dotykiem po dolnych partiach moich pleców i brzuchu. Z czasem jego ruchy nabierały coraz bardziej erotycznego wyrazu. Czułem jego palce niemal na samym kroczu. Przez cały czas rumieniłem się obficie – czułem jak palą mnie policzki. Pasażerowie oglądali się za nami, ale nikt nic nie powiedział, nikt nie zwrócił nam uwagi. Między innymi czułem na sobie bezwyrazowe spojrzenie Karmy oraz rozbawione, roziskrzone spojrzenie Yuukiego.
Zabiję…
Zapłacą mi za to…
Aryu również zdawał się dobrze bawić. Po jego ustach błąkał się uśmieszek. Co jakiś czas mruczał mi do ucha, jaką mam gładką skórę, zgrabne ciało… Drżałem, kiedy jego ciepły oddech owiewał moje ucho, gdyż był to mój słaby punkt, o czym, jak mi się zdawało, blondyn szybko się zorientował. Co jakiś czas całował mnie za uchem lub w skroń, przesuwał językiem po krawędzi ucha, przy czym ledwo powstrzymywałem się od wzdychania. Przy jednej z końcowych już stacji zaczął całować mnie po dekolcie, ze szczególną uwagą pieszcząc moje obojczyki i szyję.
- Aryu… - jęknąłem w końcu. – Proszę cię… - chłopak zbliżał się do zagłębienia między moimi sztucznymi piersiami. – Przesadzasz…
Odniosłem dziwne wrażenie, że cała złość różowowłosego za zadanie tego nieszczęsnego pytania i wprowadzenie go w takie zakłopotanie skupiła się na mnie, mimo iż to przecież nie ja je wypowiedziałem. Wokalista Morrigan pozostał bezkarny; mało tego, wyglądało na to, że on również miał ze mnie niezły ubaw tak jak i inni.
- Chodź – blondyn zaśmiał się i wyciągnął mnie z metra. Nim drzwi ponownie się zamknęły, odwróciłem się, spoglądając na dwóch pozostałych w wagonie wokalistów, którzy pomachali nam na odchodne i dali powieść się dalej. Mój towarzysz zaczął kierować się w stronę wyjścia ze stacji.
- Dlaczego tu wysiedliśmy? – zapytałem, stojąc na ruchomych schodach, niemal wciśnięty w bok chłopaka, aby inni ludzie, którzy się spieszyli, mogli swobodnie przejść obok nas. – Nie wracamy do mieszkania Yuukiego? – zdziwiłem się.
- Po co? – muzyk pokręcił głową. – Dajmy im trochę czasu sam na sam. Niech ta parka w końcu się zejdzie – uśmiechnął się półgębkiem. Widząc moją nietęgą minę, postanowił kontynuować. – Yuuki od dłuższego czasu podkochuje się w Karmie, ale ten… no, znasz Karmę… jest nieco specyficzny, jeśli chodzi o kontakty międzyludzkie – odparł wymijająco.
- Tak, rozumiem, co masz na myśli – pokiwałem głową ze zrozumieniem, analizując zażyłości powstałe między brunetem a różowowłosym, na moment nawet zapominając o doskwierającym mi wstydzie i ciągłym poprawianiu spódniczki. – To gdzie idziemy?
- Do mnie – splótł palce naszych dłoni. – Będziemy kontynuować to, co zaczęliśmy – zaśmiał się.
- Spadaj – trzepnąłem go w ramię niczym naburmuszona nastolatka. – Chciałbyś - prychnąłem.
- A co, jeśli to prawda? – spojrzał na mnie z figlarnym błyskiem w oku.
Nie odpowiedziałem. Spuściłem głowę, wpatrując się w lśniące czubki wysokich butów, które były cholernie niewygodne. Czułem, że zarumieniłem się jeszcze bardziej, na co chłopak zaśmiał się raz jeszcze, po czym pogłaskał mnie po głowie w czułym geście.
Wyszliśmy na powierzchnię. Aryu wciąż obejmował mnie ciasno i prowadził przez kolejne uliczki w dzielnicy, której nie znałem. W zasadzie to już przestałem mu się opierać; nawet zacząłem mu dziękować w myślach za to, że mnie przytrzymuje, gdyż nie byłem raczej przyzwyczajony do spacerów w szpilkach. Buty były niewygodne, przez co, jak sam się domyślałem, chodziłem jak kaczka. Bolały mnie stopy, a każdy kolejny krok stawał się mordęgą; stawał się coraz bardziej rozchwiany. Zgadywałem, że gdyby wokalista Morrigan nie obejmował mnie, już dawno wyłożyłbym się jak długi. Może i znałem się co nieco na makijażu i sam go wykonywałem, a nawet malowałem moją starszą siostrę, kiedy jeszcze mieszkaliśmy z rodzicami, miałem długie włosy, byłem nieco zniewieściały i potrafiłem wcisnąć się w damskie ciuszki, ale, do cholery, obcasów to ja raczej nie nosiłem! O ile Yuuki przyzwyczajony był do biegania w kilkunasto (o ile nie kilkudziesięciu) centymetrowych platformach i obcasach po scenie i planie do teledysków, o tyle ja nie miałem takiej wprawy – i w każdym razie nie uważałem, aby nabycie jej było jakimś priorytetem, więc z chęcią spasowałbym, gdybym tylko mógł. Ale nie mogłem. W końcu nie miałem żadnych innych butów na zmianę, a chodzenie na boso nie było zbyt dobrym pomysłem. Już pal licho to, że mógłbym pokaleczyć sobie stopy, ale fakt, że mógłbym podrzeć zakolanówki wokalisty Lycaon bardziej do mnie przemawiał – jeszcze gotów byłby się za to na mnie mścić w kolejny tak wyszukany sposób poniżenia mnie…
- Zaczekaj – muzyk zastopował mnie.
Spojrzałem na niego zaciekawiony, czekając aż coś zrobi lub powie, jednak w żadnym razie nie spodziewałem się tego, na co się porwał. Nim zdążyłem zaprotestować, chłopak wziął mnie na ręce, niosąc niczym pannę młodą. Odruchowo zaplotłem mu ręce na szyi, instynktownie chroniąc się przed upadkiem.
- C-co ty robisz?! – krzyknąłem. – Puść mnie!
- Pewien jesteś? – zaśmiał się. Podrzucił mnie, symulując upadek, jednak nim zdążyłem poznać się bliżej z płytami chodnikowymi, ponownie mnie złapał. – Puścić cię? – dopytywał.
- Nie w ten sposób! – pisnąłem.
- Oj, daj spokój – prychnął. – Przecież widzę, że już ledwo idziesz – przewrócił oczyma. – Nogi masz jak z waty i chwiejesz się na boki, jakbyś był już nieźle wstawiony – skwitował.
Nie mogłem zaprzeczyć. Czułem się naprawdę nieswojo i nie na miejscu w jego objęciach, ale musiałem przyznać, że miał rację. Zaczynałem dreptać coraz mniejszymi kroczkami, przez co, gdyby muzyk chciał dostosować się do mojego coraz wolniejszego tempa, nie doszlibyśmy do jego mieszkania do jutra. Odruchowo próbowałem uciec przed jego gorącym dotykiem, który wciąż czułem na skórze, po tym jak naznaczył mnie w nim w tak jednoznacznym wymiarze w metrze, ale nie potrzebowałem robić z siebie idioty… to znaczy jeszcze większego idioty niż tego, na którego i tak już wyszedłem.
- Dzięki… - burknąłem pod nosem, na co blondyn pokręcił głową z politowaniem i uśmiechnął się samymi kącikami ust.
W końcu doszliśmy do jednego z bloków. W zasadzie nie znajdował się on daleko od stacji, ale w tych butach nawet niewielka odległość wydawała mi się być porównywalna z długością trasy maratonu. Aryu wniósł mnie do środka, a następnie stanęliśmy pod windą, czekając aż ta przyjedzie. W tym czasie blondyn uważnie mnie lustrował, wręcz obłapiając mnie spojrzeniem, co peszyło mnie, jednak nie odezwałem się ani słowem.
- Które piętro? – zapytałem, kiedy weszliśmy do windy.
- Piąte – odparł.
Orientując się, że wciąż trzymając mnie na rękach, nie dosięgałby panelu sterowania windy, sam wcisnąłem odpowiedni guzik obcasem buta. Wokalista Mirrigan widząc to, zaśmiał się.
- Widzę, że te buty jednak nie są takie złe – stwierdził rozbawiony.
- Ale i tak z radością się ich pozbędę – stwierdziłem.
Stanęliśmy pod drzwiami jednego z mieszkań. Muzyk oświadczył, że klucze ma w kieszeni spodni. Co prawda wolałbym, żeby mnie postawił i sam je otworzył, ale i tym razem nie zaprotestowałem. Dziwnie się czułem, przeszukując go, ale cóż… sam tak chciał… chyba…
- Nie ma – zaprotestowałem, wyciągając dłonie z jego kieszeni.
- W tylnej.
Cholera! Nie mógł powiedzieć wcześniej! Argh! Co za intrygant – wciąż się mną bawił!
Wyciągnąłem owe klucze, głupio, naprawdę głupio się czując, gdyż przy tym niemal musiałem go obmacywać. Wsunąłem odpowiedni klucz, który mi wskazał, do zamka i razem weszliśmy do środka.
Chłopak od razu skierował się do jednego z pomieszczeń; jak się okazało, była to sypialnia. Posadził mnie na brzegu łóżka i, niczym księżniczce, zdjął mi buty. Tym razem gest ten nie miał żadnego erotycznego wyrazu, ale i tak ponownie się zarumieniłem.
- Jesteś uroczy, wiesz? – spojrzał mi w oczy, chichocząc. – Taki kawaii – uszczypnął mnie w policzek, nadal śmiejąc się pod nosem.
W odpowiedzi spojrzałem na niego urażony. Że ja – kawaii? Wypraszam sobie! Czy ja przypominam jakiegoś kota narysowanego w prostym programie graficznym, którego faktura przypomina watę cukrową, a nad moją głową rozciąga się tęcza? Nie; nie, do cholery!
- Nawet jak się boczysz, jesteś uroczy – sięgnął moich włosów i wyplątał z nich gumki, rozpuszczając moje jasne pasma. Nie powiem, odczułem wielką ulgę, kiedy te dwa kitki zniknęły z czubka mojej głowy. – Jesteś już zmęczony? – zapytał, spoglądając na niewielki zegarek stojący na szafce nocnej. – Jest już dość późno – oświadczył. Aby upewnić się, że ma rację, również spojrzałem na tarczę zegarową. Wskazówki wszem i wobec ogłaszały, że było już grubo po drugiej w nocy. Kiedy ten czas tak szybko zleciał?
Dopiero kiedy opuściło mnie uczucie ciągłego zażenowania, poczułem, iż w rzeczywistości byłem już zmęczony. Tutaj, w mieszkaniu blondyna, nikt oprócz niego nie mógł mnie zobaczyć, więc mogłem się w końcu nieco odprężyć. Ponad to po jego ostatnich ruchach wnioskowałem, że nie będzie mnie zmuszał do zostania w tym stroju dłużej niż to potrzebne.
- Mogę zostać u ciebie na noc? – zapytałem, czując, że mam tak obolałe stopy, iż nie doszedłbym z powrotem do stacji metra i nie doczłapałbym do własnego mieszkania, nawet gdyby wokalista pożyczył mi teraz normalne ubrania i buty.
- Jasne – skinął głową.
Dziwnie się czułem w takiej pozycji. Aryu klęczał przede mną na podłodze, opierając ręce na moich kolanach, kiedy ja wciąż w tym skąpym stroju siedziałem na łóżku. Blondyn jakby odczytał to z mojej twarzy, zmieniając nasze ułożenie. Wyprostował się na klęczkach i przysunął do mnie. Nim zdążyłem cokolwiek zrobić, ponownie wsunął ręce pod koszulę, dotykając moich pleców, a brodę oparł na wysokości mojego lewego obojczyka. Zaglądał mi przez ramię, aby móc zobaczyć w pełni swoje własne poczynania. Wydałem z siebie zdziwione westchnienie.
- Spokojnie – zaśmiał się, ponownie się ode mnie odsuwając. Zorientowałem się, że rozpiął zapięcie tego dziwnego żelowo-gumowego akcesoria, który imitował kobiecy biust. Zarumieniłem się, myśląc, że znów zaczął się ze mną droczyć.
Chłopak podniósł się z podłogi i podszedł do szafy, która mieściła się naprzeciw łóżka. Po wewnętrznej stronie jej drzwi znajdywało się lustro, w którym mogłem przejrzeć się kątem oka i dostrzec… czerwony punkt tuż poniżej lewego obojczyka. Muzyk zauważając, iż zorientowałem się, co mi zrobił, uśmiechnął się pod nosem.
- Proszę – wręczył mi czyste ubranie. – Możesz czuć się u mnie jak we własnym domu i korzystać ze wszystkiego, co będzie ci potrzebne – uśmiechnął się.
Nieco zmieszany skinąłem głową i powędrowałem do łazienki, którą wskazał mi właściciel mieszkania. W ekspresowym tempie wziąłem zimny prysznic, który nieco mnie otrzeźwił i zniwelował chwilowo ból stóp. Następnie przebrałem się w ubrania muzyka. Noszenie cudzej bielizny zawsze było dla mnie czymś niekomfortowym, ale musiałem przyznać, że bokserki były o niebo wygodniejsze niż koronkowe figi. Stanąłem przed lustrem, odgarniając długie włosy, które opadły mi na twarz. Przyjrzałem się uważnie własnemu odbiciu, dłużej zawieszając wzrok na malince. Przesunąłem po niej dwoma palcami, robiąc przy tym zmieszaną minę.
Zastanawiało mnie zachowanie Aryu. Niezaprzeczalnie był przyjazny i pomocny, ale jednocześnie było w nim coś perwersyjnego i niepokojącego, co wymuszało na mnie wciąż pełne skupienie i analizę jego poczynań. Jego zachowanie momentami było dla mnie bardzo krępujące… Ciekawe, jakie były jego prawdziwe intencje względem mnie i czego ode mnie chciał… Nie podobało mi się zbytnio to, z jakim entuzjazmem dotykał mojego ciała, zbliżał się do mnie, lustrował uważnie… A co jeśli to ktoś pokroju Creny? Chociaż nie… Blondyn i brunet różnili się od siebie mocno, mimo iż niezaprzeczalnie w ich postępowaniu można było doszukać się jakiś naciąganych podobieństw. Po pierwsze Ketsueki był po prostu bezpośredni, bezczelny i napalony, podczas gdy wokalista Morrigan był miłym i pomocnym chłopakiem o perlistym śmiechu i cudownym uśmiechu, na który mógłbym spoglądać godzinami wpatrzony niczym w obrazek, jednak od czasu do czasu pozwalał sobie na jakieś mniej przyzwoite zachowanie, po czym znów wracał do tej swojej poprzedniej „postaci” zwykłego przyjaciela – i tak na przemian. Nie był tak jawny, że tak to określę, ze swoją perwersyjną naturą jak wokalista Bird as Omen; ten muzyk jakby próbował się stopować… chociaż nie. W zasadzie to bardziej wyglądało na to, jakby nie chciał tak od razu dać się poznać do końca, przybierając dwie twarze na raz i zwodząc mnie. Która z nich była tą prawdziwą? A może żadna z nich? Może ta prawdziwa wyglądała zupełnie inaczej niż to, co do tej pory zaprezentował mi chłopak?
Naciągnąłem na siebie za duży czarny t-shirt i wyszedłem z łazienki. Spojrzałem na Aryu, który właśnie kończył ścielić łóżko.
- Jeśli zamierzasz także robić problem z tego, że tę noc spędzimy razem w łóżku, to proszę daruj sobie; nie lubię takich scenek rodem z podrzędnych fanficków – zaśmiał się. – Na usprawiedliwienie dodam, że nie mam jako tako salonu, a co za tym idzie żadej sofy, więc do dyspozycji zostaje nam tylko łóżko… no ewentualnie podłoga; ale wątpię, żeby któryś z nas chciał na niej sprać, prawda? – rozłożył ręce.
Znów jedynie skinąłem głową. Nie zamierzałem robić żadnych scen. W zasadzie byłem tak bardzo pochłonięty własnymi myślami i kontemplowaniem jego osoby, że nie mogłem skupić się na czymś innym.
Wokalista Morrigan minął mnie i sam zajął łazienkę. Mimo iż wciąż nie znalazłem odpowiedzi na dręczące mnie pytania, pchany ciekawością, „zapuściłem się” w głąb jego mieszkania. Sypialnia, łazienka, przedpokój, kuchnia, balkon… faktycznie nie ma salonu. Zamiast niego mieścił się tu jeszcze jeden pokój, który z powodzeniem mógłbym nazwać biblioteczką, o ile nie biblioteką. Pod ścianami w większości stały regały, gdzieniegdzie wisiały tylko półki, a z rzadka zdarzał się też wolny kawałek ściany czy też taki, na którym zawisły zdjęcia. Wszystkie te owe regały i półki zawalone były książkami. Jedne zostały upchnięte bardzo ciasno, inne były luźno porozrzucane po całej długości półki. Na niektórych z nich wisiała karteczka określająca gatunek literatury, która znajdowała się w tym miejscu. Na środku pomieszczenia, na ciemnobrązowym parkiecie stał obity czerwoną skórą szezlong, wokół którego stało kilka pustych kubków po kawie i herbacie oraz para okularów.
Byłem pod wrażeniem liczebności zbioru chłopaka. Właściwie to stałem z otwartymi ustami, wpatrując się z nabożną czcią w kolejne zdobione grzbiety książek.
- Ach, tu jesteś – muzyk wyjrzał zza rogu drzwi, ponownie posyłając mi ciepły uśmiech.
- Mogę tu zamieszkać? – palnąłem, opadając na mebel umieszczony pośrodku pokoju.
- Aż tak ci się tu spodobało? – zaśmiał się. – W takim razie zgaduję, że lubisz czytać – przysiadł się do mnie.
- Jak widzę, ty też – posłałem mu słaby uśmiech.
- Zgadza się – przytaknął – choć skłamałbym, gdybym powiedział, że te wszystkie książki należą do mnie. Wielu moich znajomych przeprowadzało się nawet kilkakrotnie, więc żeby obniżyć koszty przeprowadzki pozbywali się niepotrzebnych rzeczy; w tym książek. W końcu w pewnym kręgu ludzi utarło się, że zacząłem wręcz skupować wszelkie książki, których ktoś chciał się pozbyć… i w zasadzie tak było. Przyjmowałem wszystko, co mi proponowano – wzruszył ramionami. – Ponad to przechowuję też pewne własności osób, które nie mają miejsca w swoich ciasnych mieszkankach, aby je tam trzymać – dodał. – Z czasem, można powiedzieć, że zacząłem udostępniać mój zbiór – zaśmiał się pod nosem. – Mam parę znajomych, którzy odwiedzają mnie stale, pożyczając kolejne książki – uśmiechnął się półgębkiem. – W ten sposób właśnie poznałem Karmę i Genshō.
- Znasz Ryūdōina? – zdziwiłem się.
- Jasne – skinął głową. – Nawet chodziłem z nim do szkoły średniej – uściślił.
Och… To naprawdę dziwne, że udało mu się wytrwać tyle lat w towarzystwie tego chłopaka i wciąż przejawiał chęć utrzymywania z nim kontaktów. Właściwie to w tej chwili niemal zacząłem go podziwiać i szanować – może miał na to jakiś swój tajemniczy sposób? Postanowiłem pobyć w jego towarzystwie nieco dłużej, aby się o tym przekonać… a nawet jeśli nie umiał w jakiś magiczny sposób poskromić mojego współpracownika, to może przynajmniej ze względu na długoletnią znajomość znał jego jakieś sekrety, które mogłoby okazać się przydatnym hakiem w podbramkowych sytuacjach.
- Zmęczony? – objął mnie ramieniem, a mnie głowa jakby samoistnie opadła na jego bark.

- Mhm… - mruknąłem niewyraźnie pod nosem, przymykając na moment powieki, przez co nawet nie zdążyłem zaoponować, kiedy blondyn nachylił się nade mną i pocałował mnie.

6 komentarzy:

  1. BYŁO NA CO CZEKAĆ. Bardzo podoba mi się ten rozdział. Teraz mam nadzieję, że Alex będzie z Aryu, a Karma z Yuukim; to by było urocze. Nie mogę się doczekać następnego rozdziału.
    A tak swoją drogą. Czytałaś już?: http://sora-no-sakebu.blogspot.com/2015/09/015-yo-ka-x-shoya-tatsuya-x-kei-hizumi.html

    OdpowiedzUsuń
  2. [Nie wiem, dlaczego, ale przypomniało mi się, jak ktoś kiedyś napisał pod zdjęciem Karmy i Yuuki'ego "Yuuki and Karma are brothers."... nieważne. XD]
    To... to było... eh, nawet nie zauważyłam, kiedy z przechylonego kubka wypłynął mi budyń... (zbyt dużo perwersji XD) Zacznij powoli zbierać mi na nowy fotel...! Nie no, żartuję. ^^"
    Aryu chce przelecieć Alexa. To pewne. Albo po prostu czytam za dużo opowiadań pewnej osoby...
    Tak się zastanawiam, co się dzieje z poprzednimi bohaterami. Niby to mało ważne, ale jednak nie daje mi spokoju. Uhhh... Za dużo niepotrzebnych myśli. ;-;
    ~Yune

    OdpowiedzUsuń
  3. Suuper rozdział :-D Coś czuję, że w następnym rozdziale Alex da w twarz Aryu

    Marta

    OdpowiedzUsuń
  4. Sposób w jaki piszesz jest cudownyyy~, ta cała historia jest świetna.
    Porażająco nierealna, ale świetna. Bardzo zabawny rozdział, piękny strój, nie ma co. XDDD I jeszcze to zachowanie Aryu, awhh...
    Życzę Alexowi niesłabnącego powodzenia w uzupełnianiu haremu! XD
    I przepraszam, że mimo czekania na Twoje kolejne postytak jak dziecko czeka na pierwszą gwiazdkę, dopiero teraz zebrałem się, żeby skomentować. x_x
    /Naxy

    OdpowiedzUsuń
  5. Alex ma naprawdę ciekawe życie :) Szkoda, że Daisuke nie widział go w takim stroju. Ciągle się zastanawiam czy jeszcze się spotkają.

    OdpowiedzUsuń
  6. Karma uke( ͡° ͜ʖ ͡°) he he he
    Ej, nie żeby coś, lubię nowy świat i tak dalej, ale nie rób z tego Alexa takiej dziwki xd Pls.
    Napisałbym coś więcej, ale nie chce mi się :v lel
    ~Huszka

    OdpowiedzUsuń