No cóż, dziś trochę nietypowo, bo
postanowiłam zrobić coś naprawdę dziwnego; mianowicie, przedstawić wam zespół,
który wszyscy dobrze znamy, jednak (mam nadzieję) z troszkę innej strony.
Wydawałoby się to bezsensowne i bezcelowe, ale w moim mniemaniu w jakimś
stopniu również genialne (xD). Niemniej podarowałabym to sobie, gdyby nie to,
że pewnej nocy nawet śnił mi się wokalista tegoż zespołu, który tak mnie
zbeształ we śnie, iż czułam się zawstydzona jeszcze przez długą chwilę nawet po
przebudzeniu... ^^''
Więc bardzo, bardzo ładnie proszę,
doczytaj do końca, drogi czytelniku, nawet jeśli w którymś momencie nie
będziesz się ze mną zgadzać ♥ Bo w tym misz-maszu jeszcze jest dużo moich
tłumaczeń i innych takich :''D
Dobrze, ale w takim razie cóż to za
zespół? (werbel proszę) To... (cisza wzmagająca niepewność i napięcie) ...The
GazettE.
Nie żartuję.
I nie, nikt mi za to nie zapłacił.
Nikt też nie kazał mi tego robić pod
przymusem.
Serio.
Wiem, że dla wielu to naprawdę dziwne,
gdyż w końcu swego czasu zarzekałam się, że teraz to nie to samo, tra-ta-ta, ram-pam-pam i
inne takie pierdoły... ale w gruncie rzeczy w tamtym okresie była to dla mnie
szczera prawda. Cóż skłoniło mnie w takim razie do zmienienia zdania? Krótko
mówiąc, był to album "Dogma"
(który odkryłam niedawno - tak, wiem, świetne wyczucie czasu, ale niestety
uprzedzenia [szczególnie te bezpodstawne] robią swoje). Nie zrozummy się jednak
źle, nie zamierzam ich ponownie gloryfikować ani nic z tych rzeczy; po prostu
obwieszczam wszem i wobec, że "Dogma"
jest naprawdę kawałem świetne odwalonej roboty. Jest utrzymywana w dużo
cięższych klimatach niż poprzednie płyty, co bardzo mi odpowiada. Z tego
właśnie powodu szybko się do niej przekonałam i dlatego też obecnie
praktycznie non stop leci ona w moich słuchawkach. Ponad to nie tylko ich
najnowszy album, ale także "Ugly"
czy "Depravity", a nawet „Last Heaven” również przypadły mi do gustu.
Ale spokojnie, zacznijmy od początku -
skąd ten poprzedni bulwers i obecne "nawrócenie się"? No sprawa
wydaje się prosta jak budowa cepa; The GazettE było pierwszym zespołem, który
skradł moje przegniłe serce, który wprowadził mnie w świat visual-kei i
j-rocka, a przede wszystkim jednym z ulubionych twórców. Z tej właśnie racji
jakoś bardzo emocjonalnie przeżyłam to, że "Fadeless"
czy "Remember the Urge"
jakoś niekoniecznie wbiły mnie w fotel. Nie powiem, żeby te piosenki nie
pasowały mi wcale, ale twórczość Gazetto z tego krótkiego okresu nie ujęła mnie
też za serce, tak jak to miała w zwyczaju robić w przeszłości. Dodajmy do
tego wszystkiego wyrzut hormonalny, bolesny okres i moją naturę tsundere,
dzięki której lubię na wszystko narzekać - bo taki ze mnie typ człowieka. Można
powiedzieć, że odebrałam to niemalże personalnie jako... jako takie ugodzenie
(?)... czy coś... Obecnie to już nie wiem… w każdym razie ostatni rok był dla
mnie naprawdę dziwny i ciężki, przez co moje zachowanie pozostawiało wiele do
życzenia. Co więcej, jak czasem zdarzy mi się przeczytać coś, co wysmarowałam w
tamtym czasie, to po prostu mam ochotę pochlastać sama siebie i walić głową o
blat biurka (które już mam, a będę mieć jeszcze lepsze C: Pełnia szczęścia).
Niemniej uważam, że pewne rzeczy przychodzą z czasem, jak na przykład
zrozumienie czegoś, więc... no... Powiedzmy, że potrzebowałam trochę czasu,
żeby dorosnąć, bo w gruncie rzeczy sama wciąż zapatruję się na siebie jak na
dzieciaka - bo fakt, że co roku lat mi tylko przybywa w metryczce, to nie
znaczy, że tak naprawdę zachowuję się jakoś poważniej. I właśnie z tym
mijającym czasem, prowadzeniem bloga czy nawet oglądaniem youtuberów, zaczęłam
pojmować, że nie da się nigdy wszystkich uszczęśliwić. Zawsze ktoś będzie
wybrzydzał, a czasami tylko dla powodu, że musi sobie zrobić od czegoś przerwę
- bo to tak jakbyśmy wciąż jedli to samo. Niby czekolada jest dobra, ale
gdybyśmy bez ograniczeń zażerali się nią na śniadanie, obiad i kolację dzień w
dzień to raz, że w końcu by nas zemdliło, dwa, że nie wyszłoby nam to na
zdrowie. Zaczęłam powoli przyswajać, że podczas długiej działalności zespołów
zawsze pojawia się taki czas, kiedy ktoś krzyknie: "Hej, to już nie jest
to samo!", a parę osób przytaknie mu i powiedzą zgodnie, że więcej nie
będą tego słuchać. Niekiedy zdarzało mi się zobaczyć podobne komentarze na
jakimś forum czy gdziekolwiek indziej pod twórczością D'espairsRay, ale wtedy
wydawało mi się to być nielogiczne. No bo jakże ci "heretycy" jedni
mogą nie słuchać takiego kultowego zespołu? No znowu rzecz prosta i
nieskomplikowana, ale najpierw trzeba ją zrozumieć. Ludzie są różni. Ludzie się
zmieniają. I wiecie co? I to jest w tym wszystkim właśnie najlepsze, tylko
trzeba nauczyć się to akceptować. Nasze upodobania z czasem się zmieniają i
przez to, to co kiedyś nam bardzo odpowiadało, dziś już niekoniecznie musi się
nam podobać. Czasem wystarczy też zrobić sobie tylko krótką przerwę od czegoś, aby wrócić do tego owego czegoś z nowym zapałem i entuzjazmem.
Z czasem pojęłam też, że nie ma sensu
zarzucać komuś czegoś w rodzaju: "Sprzedałeś się!", "To nie to
samo co kiedyś!" albo "To tylko komercja!" - i tu nie chodzi
tylko o muzykę, ale o wszystkich ludzi, którzy tworzą coś i poddają to owe coś do
publicznego osądu. Powód tego jest taki, że nawet jeśli jest to tylko i
wyłącznie komercja, to co z tego? Ludzie muszą się sprzedawać (tak, wiem, brzmi
to strasznie xp), bo inaczej nie robiliby tego... co robią, no; bo musieliby
znaleźć sobie pełnoetatową inną pracę, która przynosiłabym profity. Co więcej, każdy z nas chyba zrobił już coś w życiu tylko i wyłącznie dla
"komercji", to znaczy, tylko po to, aby dana rzecz przyniosła nam
korzyść, podczas gdy nie wkładaliśmy w nią ani krzty uczucia czy duszy. I jakby
jeszcze tego wszystkiego było mało, to jeśli mówimy w jakiś sposób o sztuce
(czyli w tym o muzyce również), to jest to bardzo subiektywne. Niby jest to
prawdą oczywistą, że to, co dla mnie jest komercją, dla kogoś innego może być
po brzegi wypełnione uczuciem i odwrotnie (a ponad to wszystko nie wiemy
jeszcze, co tak naprawdę myślał twórca, kiedy pracował nad swoim dziełem), ale
właśnie chodzi o to, żeby nie tylko gadać o tym i to powtarzać, ale zrozumieć i
przyswoić. Mnie osobiście udało się to dopiero dość niedawno (choć w
przyszłości pewnie i tak moje zdanie jeszcze wiele razy ulegnie zmianie i za
rok czy za dwa moje prawdy fundamentalne wywrócą się raz jeszcze do góry
nogami). Poza tym, jeśli ktoś powie, że się "obraża" i nie będzie
tego słuchał/oglądał, to... cóż, go ahead, chciałoby się powiedzieć. Nikt nie
będzie z tego powodu płakać ani próbować nas odwieźć od swojej decyzji. Z
jednej strony trochę to smutne, bo czasem chciałoby się (dobra, ja bym
chciała), żeby ktoś właśnie za nami zapłakał albo próbował nas zatrzymać w
jakiś sposób, bo to jest swoisty przejaw tego, że temu komuś na nas zależy i ten
nasz owy ktoś dba o nas. Niestety takie ckliwe scenki to nie tutaj.
Ale odbiegając już od ogółów, a
przechodząc do szczegółów: tym, co mnie zaskoczyło (pozytywnie, rzecz jasna) w
The GazettE raz jeszcze i sprawiło, że ponownie popadli oni w moje łaski to, to
że przybrali na "agresywności", że tym razem skupili się na takich
mocniejszych brzmieniach. Ktoś powie, że się powtarzam, ale tym razem
uwzględniam to raczej w takiej kwestii, iż z czasem większość zespołów
traci swój „pazur”, tworząc coraz lżejsze melodie, a tu wszystko właśnie poszło
na opak – i to mi w jakiś niewytłumaczalny sposób zaimponowało.
A potem znalazłam przypadkiem w skarbnicy
dóbr wszelakich (czyt. internecie) ten filmik. Taki przekrój przez ich
działalność jest fajnym podsumowaniem nie tylko tego, jak muzycy z czasem się
zmieniali, ale jak zmieniała się również ich twórczość. Tak patrzyłam na nich i…
nagle zdziwiona odnotowałam, jak bardzo pomysłowi, kreatywni, a wręcz
innowacyjni byli członkowie Gazette na przestrzeni lat. Jasne, ich sukces nie
jest zasługą wyłącznie ich piątki, bo przecież w ich cieniu stoi cały tłum „bezimiennych
siepaczy”, z których każdy z nich w mniejszym lub większym stopniu pomógł im
się wybić. Niemniej zespół ten jest obecnie jednym z najbardziej znanych i
rozpoznawalnych grup nie tylko Visual-kei, ale po prostu japońskiej sceny
muzycznej. Stali się wręcz ikoną, co nie jest byle jakim osiągnięciem. Myślę,
że chociażby za to, że udało im się wybić na rynku muzycznym, należy im się
pewna doza uznania.
Poza tym pojmujecie to, że The GazettE gra już razem od 13 lat? Bo mnie to jakoś osobiście ciężko przychodzi... Trzynaście lat... Szczerze mówiąc to większa część mojego życia. To nawet dłużej niż działało D'espairsRay. Wyobrażacie sobie wstawać codziennie i niemal każdego dnia widzieć te same osoby? Jasne, w tym momencie wiele osób może spekulować odnośnie tego, jak mogą wyglądać relacje muzyków w prawdziwym życiu (bo przecież nie tak jak w fickach =.=''), ale niezależnie od tego... to jest 13 lat - naprawdę kawał czasu. Jest to dla mnie niesamowita rzecz z tej racji, że mnie nigdy nie udało się zatrzymać żadnego człowieka przy sobie na jakiś dłuższy czas, a już tym bardziej nie na całe 13 lat! No bo niby znam wciąż nawet ludzi z przedszkola, ale to nie jest dla mnie "ten" rodzaj znajomości; to znaczy, że nie piszemy czy nie spotykamy się regularnie, utrzymując znajomość. Moje relacje międzyludzkie są niestety bardzo słabe i kończą się niesamowicie szybko, toteż stanie u boku kogoś przez ponad dziesięć lat wydaje mi się być niemalże czynem godnym orderu. Oczywiście, łączy ich przede wszystkim praca, ale nie oszukujmy się też, że gdyby w końcu skłócili się do tego stopnia, że nie mogliby znieść wzajemnie swojej obecności, w pewnym momencie zdecydowaliby się na rozwiązanie działalności. Ja, na przykład, zdaję sobie doskonale sprawę, że nawet gdyby udałoby mi się założyć zespół, to jego żywotność ograniczyłaby się do kilku miesięcy ze względu na kłótnie i nieporozumienia... a tu 13 lat... Co więcej, z tego, co się orientuję, to chyba żaden z członków Gazetto nie prowadził w międzyczasie solowego lub jakiegokolwiek innego projektu (jeśli się mylę, to mnie poprawcie - a mylić się mogę, bo głowy za to sobie uciąć nie dam), więc oni cały czas pracują razem, widzą się non stop, spędzają ze sobą mnóstwo czasu podczas tras koncertowych, zdjęć, nagrań... Po prostu w pewien sposób mi to imponuje, gdyż utrzymanie znajomości (na jakimś znośnym stopniu) wymaga zaangażowania obu osób - trzeba dać coś z siebie i oczekiwać możliwych do spełnienia przez tą drugą osobę rzeczy. Kiedy o tym piszę (a wy czytacie - znaczy mam nadzieję, że czytacie xD), sprawa wydaje się naprawdę skomplikowana jak prosty drut, ale jak nie od dziś wiadomo, łatwiej mówić (pisać), niżby zrobić coś w rzeczywistości. W realnym świecie dużo rzeczy okazuje się być trudniejszymi do zrealizowania niż moglibyśmy sobie początkowo wyobrażać.
No i na koniec znalazłam komentarz Rukiego do piosenki "Dogma", który brzmiał tak: "Miejsce, w którym teraz znalazło się The GazettE i nasz stan, kiedy próbujemy przedrzeć się przez to miejsce. Ten tytuł oddaje to najlepiej. Jednocześnie wiąże się z tym pewna antyteza." - okej, tłumaczenie nie jest idealne, co więcej nie mogłam znaleźć tego w oryginale ani na angielskiej stronie (może słabo szukałam), toteż został mi tylko taki polski przekład. Z początku chciałam nadać temu wywodowi trochę polskiej logiki i poprawić gramatykę, żeby brzmiało to trochę bardziej spójnie, ale potem sobie darowałam. Śmiem twierdzić, że został tu użyty google translator, toteż szyk zdania etc. pozostawiają trochę do życzenia, ale to nie jest najważniejsze - w skrócie opisując "Dogmę", mogę powiedzieć, że jest to dość ciężka piosenka nie tylko pod względem brzmienia, ale i przekazu, który niesie. Z tego właśnie powodu można wnioskować, że po tylu latach zespół ten może przeżywać swój "wewnętrzny" kryzys, o którym nie informuje mediów (albo po prostu moja wyobraźnia fanowska działa na zwiększonych obrotach; to też jest bardzo możliwe). Może chłopcy (tak, uwielbiam określenie "chłopcy" w odniesieniu do dorosłych mężczyzn xp) po tak długim okresie współdziałania troszkę zaczęli się spierać, a może chodzi o coś zupełnie innego; kto wie? (Pewnie Ruki xD) Niemniej, ja doszukuję się w długim okresie ich działalności i słowach Matsumoto jakiegoś wspólnego punktu zaczepienia, ale, rzecz jasna, fakt, że ja widzę w tym jakąś swoją pokrętną logikę, nie oznacza, że wy też musicie się ze mną zgadzać ^^''
Uch, matko, czytałam już to tyle razy i wciąż wydaje mi się to wszystko takie bez składu i ładu... (/.-)'' Jest tyle rzeczy, o których chciałabym wam powiedzieć, ale tak trudno jest to zrobić w jakiś logiczny sposób, aby przelane na (wirtualny) papier moje myśli chociażby mogły udawać, że nie są wypowiadanymi w totalnym chaosie pierwszymi lepszymi słowami, które przyszły mi na myśl!... No, tak, muszę zacząć pracować nad składnią ^^'' i chyba zacząć robić notatki, odnośnie tego, co chcę wam przekazać, żeby potem móc jakoś usystematyzować tą pracę C'':
Tymczasem:
Poza tym pojmujecie to, że The GazettE gra już razem od 13 lat? Bo mnie to jakoś osobiście ciężko przychodzi... Trzynaście lat... Szczerze mówiąc to większa część mojego życia. To nawet dłużej niż działało D'espairsRay. Wyobrażacie sobie wstawać codziennie i niemal każdego dnia widzieć te same osoby? Jasne, w tym momencie wiele osób może spekulować odnośnie tego, jak mogą wyglądać relacje muzyków w prawdziwym życiu (bo przecież nie tak jak w fickach =.=''), ale niezależnie od tego... to jest 13 lat - naprawdę kawał czasu. Jest to dla mnie niesamowita rzecz z tej racji, że mnie nigdy nie udało się zatrzymać żadnego człowieka przy sobie na jakiś dłuższy czas, a już tym bardziej nie na całe 13 lat! No bo niby znam wciąż nawet ludzi z przedszkola, ale to nie jest dla mnie "ten" rodzaj znajomości; to znaczy, że nie piszemy czy nie spotykamy się regularnie, utrzymując znajomość. Moje relacje międzyludzkie są niestety bardzo słabe i kończą się niesamowicie szybko, toteż stanie u boku kogoś przez ponad dziesięć lat wydaje mi się być niemalże czynem godnym orderu. Oczywiście, łączy ich przede wszystkim praca, ale nie oszukujmy się też, że gdyby w końcu skłócili się do tego stopnia, że nie mogliby znieść wzajemnie swojej obecności, w pewnym momencie zdecydowaliby się na rozwiązanie działalności. Ja, na przykład, zdaję sobie doskonale sprawę, że nawet gdyby udałoby mi się założyć zespół, to jego żywotność ograniczyłaby się do kilku miesięcy ze względu na kłótnie i nieporozumienia... a tu 13 lat... Co więcej, z tego, co się orientuję, to chyba żaden z członków Gazetto nie prowadził w międzyczasie solowego lub jakiegokolwiek innego projektu (jeśli się mylę, to mnie poprawcie - a mylić się mogę, bo głowy za to sobie uciąć nie dam), więc oni cały czas pracują razem, widzą się non stop, spędzają ze sobą mnóstwo czasu podczas tras koncertowych, zdjęć, nagrań... Po prostu w pewien sposób mi to imponuje, gdyż utrzymanie znajomości (na jakimś znośnym stopniu) wymaga zaangażowania obu osób - trzeba dać coś z siebie i oczekiwać możliwych do spełnienia przez tą drugą osobę rzeczy. Kiedy o tym piszę (a wy czytacie - znaczy mam nadzieję, że czytacie xD), sprawa wydaje się naprawdę skomplikowana jak prosty drut, ale jak nie od dziś wiadomo, łatwiej mówić (pisać), niżby zrobić coś w rzeczywistości. W realnym świecie dużo rzeczy okazuje się być trudniejszymi do zrealizowania niż moglibyśmy sobie początkowo wyobrażać.
No i na koniec znalazłam komentarz Rukiego do piosenki "Dogma", który brzmiał tak: "Miejsce, w którym teraz znalazło się The GazettE i nasz stan, kiedy próbujemy przedrzeć się przez to miejsce. Ten tytuł oddaje to najlepiej. Jednocześnie wiąże się z tym pewna antyteza." - okej, tłumaczenie nie jest idealne, co więcej nie mogłam znaleźć tego w oryginale ani na angielskiej stronie (może słabo szukałam), toteż został mi tylko taki polski przekład. Z początku chciałam nadać temu wywodowi trochę polskiej logiki i poprawić gramatykę, żeby brzmiało to trochę bardziej spójnie, ale potem sobie darowałam. Śmiem twierdzić, że został tu użyty google translator, toteż szyk zdania etc. pozostawiają trochę do życzenia, ale to nie jest najważniejsze - w skrócie opisując "Dogmę", mogę powiedzieć, że jest to dość ciężka piosenka nie tylko pod względem brzmienia, ale i przekazu, który niesie. Z tego właśnie powodu można wnioskować, że po tylu latach zespół ten może przeżywać swój "wewnętrzny" kryzys, o którym nie informuje mediów (albo po prostu moja wyobraźnia fanowska działa na zwiększonych obrotach; to też jest bardzo możliwe). Może chłopcy (tak, uwielbiam określenie "chłopcy" w odniesieniu do dorosłych mężczyzn xp) po tak długim okresie współdziałania troszkę zaczęli się spierać, a może chodzi o coś zupełnie innego; kto wie? (Pewnie Ruki xD) Niemniej, ja doszukuję się w długim okresie ich działalności i słowach Matsumoto jakiegoś wspólnego punktu zaczepienia, ale, rzecz jasna, fakt, że ja widzę w tym jakąś swoją pokrętną logikę, nie oznacza, że wy też musicie się ze mną zgadzać ^^''
Uch, matko, czytałam już to tyle razy i wciąż wydaje mi się to wszystko takie bez składu i ładu... (/.-)'' Jest tyle rzeczy, o których chciałabym wam powiedzieć, ale tak trudno jest to zrobić w jakiś logiczny sposób, aby przelane na (wirtualny) papier moje myśli chociażby mogły udawać, że nie są wypowiadanymi w totalnym chaosie pierwszymi lepszymi słowami, które przyszły mi na myśl!... No, tak, muszę zacząć pracować nad składnią ^^'' i chyba zacząć robić notatki, odnośnie tego, co chcę wam przekazać, żeby potem móc jakoś usystematyzować tą pracę C'':
Tymczasem:
Także
tak, to była promocja, a teraz czas na część bardziej informacyjną: mianowicie, ze względu na przywrócenie The
GazettE w łaski, chciałabym wznowić serię „Bóg
chcąc nas ukarać, spełnia nasze marzenia”, bo to takie lekkie, fajne
opowiadanko. Oczywiście zamierzam to zrobić tylko za waszą aprobatą, więc
piszcie w komentarzach, co sądzicie o tym pomyśle. A tak swoją drogą, to jeśli
już ktoś jest za, to prosiłabym też, żeby się zastanowił nad inną nazwą dla tej
serii, bo przydałoby się ją skrócić ^^’’ Niestety moje zatwardzenie mózgu nie
pozwala mi wymyślić nic sensowniejszego – tytuły takie jak „Dziewczyną być” brzmią
niestety strasznie dennie i są zupełnie niechwytliwe xD
No
i teraz najważniejsze na koniec (tak, nie ma to jak odwrócona kolejność xp): tak teraz już na sto
dziesięć procent postanowiłam „powrócić do życia”; między innymi życia
społecznego. Nazwijmy to wciąż wersją „eksperymentalną”, ale powoli znów będę
się w to wdrażać – tym razem jednak będę się starać nie narzekać zbyt dużo ^^’’
Zapisałam się na siłownię, więc jak coś mnie wkurza, to idę to wybiegać, a nie „warczę”
dookoła; znaczy… staram się C’’: Tym samym wracam też do czytania innych blogów,
więc jak ktoś tam coś pisał i coś chciał, to ten… to od teraz powracam i
zamierzam się jakoś znowu udzielać… „jakoś znowu udzielać” – tak, to dobre
określenie xD „jakoś” xp
No… z moją naturą tsundere nie będzie
ławo, ale ponoć wszystko, co jest coś warte, nie przychodzi prosto xp
W ogóle doszłam do wniosku, że zamiast
wszystko od tak kończyć i zawieszać, to lepiej byłoby to dokończyć w pewnych
partiach. Mam na myśli to, że dobrze byłoby powiedzieć, że teraz będę pisać,
dajmy na to „Closer to Ideal”, „Nowy Świat” i „Książę z bajki”, a jak już
skończy się na przykład jakaś seria, to „dobieramy” sobie kolejną
zawieszoną/niedokończoną i tak, żeby w końcu wyjść na zero i zacząć z nową
kartą… ale to moje zdanie – o waszą opinię proszę, rzecz jasna, w komentarzach.
Na dzień dzisiejszy lista nieskończonych
lub porzuconych opowiadań wygląda tak:
1. „Bóg
chcąc nas ukarać, spełnia nasze marzenia”, paring: Aoi x Uruha, Ruki x Uruha (The GazettE) [status: zawieszone]
2. „Nawet
śmierć nas nie rozłączy…”,
paring: Aoi x Uruha (The GazettE) [status:
zawieszone]
3. „Co
by było gdyby…”, paring: Reita x Ruki, Aoi x Uruha (The GazettE) [status: zawieszone]
4. „Le
Ciel”, paring: Hizumi x
Zero (D’espairsRay) [status: zawieszone]
5. „Vampire
depression”, paring: HYDE
(VAMPS, L’arc~en~Ciel) x Yasu (Acid Black Cherry) [status: zawieszone]
6. „Geisha
no Furin”, paring: Hiro
(Nocturnal Bloodlust) x Takanori Nishikawa (T.M.Revolution), Hiro (Nocturnal
Bloodlust) x Atsushi Sakurai (BUCK-TICK) [status:
zawieszone/kontynuowane (?)] –
sama nie wiem
7. „Dorośnij!”, paring: Maya x Aiji (LM.C) [status: zawieszone]
8. „Hayakki-yokō”, paring: Shoya x Yo-ka
(DIAURA) [status: kontynuowane]
9. „Książę
z bajki”, paring: Hiro (Nocturnal Bloodlust) x Crena Ketsueki (Bird as
Omen) [status: kontynuowane]
10. „Closer to Ideal”, paring: Hizumi x Zero
(D’espairsRay) [status: kontynuowane]
11. „Nowy Świat”, opowiadanie „pół-autorskie” [status: kontynuowane]
(kolejność przypadkowa)
Jak widzicie dodałam też etykiety, żeby w tym gąszczu moich opowiadań można było się lepiej odnaleźć (mam nadzieję, że to komuś pomoże w jakiś sposób xp) oraz zakładkę "Brudnopis" - jeśli chcecie wiedzieć, po co została ona stworzona, to musicie już do niej przejść w głównym menu ♥
Mam nadzieję, że ktoś dobrnął do końca tego posta… C’’: