Jak dostanę lacza ze sprawdzianu z matmy, to będzie wasza wina, bo pisałam zamiast się uczyć xD Nie no, żartuję, ale teraz serio muszę iść się uczyć ;_;
Macie tu coś na pobudzenie wyobraźni xD Jest to oczywiście Yuuki z Lycaon, ale przecież też się nada, nie? Gosh, jakiż on uroczy.... @.@
„Geisha no Furin” cz.5
W końcu Hiro znalazł dla mnie dłuższą chwilę
(dłuższą niż piętnaście sekund), którą, rzecz jasna, zamierzaliśmy spożytkować
na treningi. Dzisiejszego ranka brunet był bardziej przytomny niż wczoraj,
jednak nie mogę powiedzieć, żeby wszystko wróciło do normy. Na jego twarzy
malowało się już nie tyle niezdecydowanie co obawa – to znaczyło, że coś przede
mną zataił; pojawiła się jakaś nowa troska, którą się ze mną nie podzielił.
Szarpnąłem struny, które wydały z siebie niski,
wibrujący dźwięk. Stało się to między nami swoistym, umownym znakiem, którym
dawałem mężczyźnie do zrozumienia, że przede mną już nic nie uda mu się ukryć.
Położyłem płasko dłoń na stronach, wyciszając je i wbiłem przeszywające
spojrzenie w mojego nauczyciela, oczekując wyjaśnień.
- O co chodzi? – zapytałem ostro.
Hiro już otwierał usta, aby, zapewne jak zwykle,
zbyć mnie jakimś błahym zapewnieniem, że wszystko jest w jak najlepszym
porządku, kiedy niespodziewanie drzwi rozsunęły się z hukiem i do pokoju wpadł
Daan, a zaraz za nim przerażona Suzume.
- Tutaj nie wolno wchodzić! – piszczała dziewczyna.
- Do diaska, ucisz się, kobieto! – ryknął wściekle
Holender. – Hiro, w końcu cię znalazłem! – odetchnął z ulgą.
- Co się dzieje, Daan? – brunet zacisnął szczęki, co
było u niego objawem stresu.
- Yongyǎn oszalał! – wykrzyknął przerażony. – Rozpoczął
działania zbrojeniowe, wzywając rodaków do powiększania terytorium swojego
kraju! Zmobilizował już armię i zajął Władywostok i Chabarowsk (są to obecne
nazwy miast rosyjskich – nie mogłam dojść do nazw używanych w XVIIIw., więc
wybaczcie, ale nie jestem pewna czy te miasta tak były nazywane od aut.) i
szykuje się do przejęcia Sichote Alin! Zaszył się w twierdzy w Changchun i ani
myśli przerwać działań wojennych!
-
Wypowiedział wojnę Rosji? – mężczyzna w czerwonym hanfu zbladł.
-
Nieoficjalnie – Jassen westchnął ciężko. – Nota dyplomatyczna o wszczęciu wojny
została wysłana z Petersburga dopiero wczoraj; Ruìdì zaatakował z zaskoczenia!
-
Przeprowadził atak nie wypowiadając wcześniej wojny Rosji? Toż to czysty absurd!
– Hiro zacisnął palce na własnym kolanie, siedząc w siadzie skrzyżnym. – Przecież
Katarzyna… (chodzi o Katarzynę II Wielką, carycę Rosji w tamtych czasach od
aut.)
-
Też mnie to zdziwiło – przyznał blondyn. Widząc moją zdezorientowaną minę
pospieszył z wyjaśnieniami. - Ruìdì swego czasu jeździł do Rosji. Na carskim
dworze poznał Katarzynę, nim ta jeszcze została mianowana obecnym władcą. No i
cóż… Jakby to ładnie ująć? Hiro? – spojrzał wymownie na bruneta, który został
zmuszony do kontynuowania tej opowieści.
-
Yongyǎn miał romans z Katarzyną…
-
Ale potem wrócił do ojczyzny i poznał właśnie Hiro – ponownie wciął się de
Vries. – No i dalej historię już znasz. Katarzyna została dotkliwie zraniona
przez obecnego cesarza Chin, ale nie mogła wywołać wojny z powodu zawiedzionych
uczuć, nawet kiedy już objęła władzę w Rosji, dlatego utrzymywała dość chłodne
stosunki z Chinami. Poza tym po rozstaniu z Ruìdì ‘m nieco…
-
…zdziwaczała – wtrącił się brunet.
-
Dokładnie – przytaknął Fryzyjczyk. – Znana jest w Europie ze swoich…
ekscentrycznych upodobań seksualnych… a przynajmniej tak głoszą plotki –
rozłożył bezradnie ręce.
- Suzume!
Przynieś alkohol! – Hiro krzyknął do zdjętej strachem maiko, która jak słup
soli nadal stała w progu drzwi. – Zapowiada się długi wieczór…
***
-
Hiro, ktoś o tobie wie w pałacu cesarskim w Japonii… - blondyn czknął pijacko.
– Słyszałem jak ktoś wymienił twoje imię, kiedy przyjmowano chińskich
dyplomatów… Ruìdì chce zająć Sachalin, Kamczatkę i Kuryle, ale obiecał nie
naruszać terytorium Japonii. Cesarz podpisał pakt o nieagresji z Chinami –
mówił już nieco bełkotliwie. – Musisz się stąd wynosić! I to najlepiej zaraz!
Musisz uciec gdzieś daleko! Jak najdalej! – uderzył pięścią w stolik, przy
którym siedział, a właściwie półleżał. – Mogę zabrać cię do Holandii…
Spojrzałem
na bruneta, który uciekł wzrokiem gdzieś w bok. Był całkowicie zrezygnowany.
Nie miał już na nic sił. Cienie na jego twarzy pogłębiły się, przez co wyglądał
na dużo starszego niż w rzeczywistości był. Wciąż był blady, mizerny – możliwe,
że nawet jeszcze całkiem nie wydobrzał po ostatniej chorobie, która niemal
zwaliła go z nóg. W ostatnim czasie praktycznie nie ruszał posiłków. Jego
dłonie nieustannie niekontrolowanie drżały, zdradzając jego zdenerwowanie. Jego
włosy straciły blask; w ostatnim czasie nawet upinał je niezbyt starannie,
zdarzało mu się nawet krzywo zapiąć hanfu, które coraz częściej sznurował w
proste supły, gdyż zapewne nie mógł wykonać żadnego z ośmiu tradycyjnych,
skomplikowanych wiązań rozdygotanymi palcami. Na ten widok aż serce ściskało mi
się w obręczy żeber.
-
Nie… - pokręcił głową. – Już dość tego uciekania… - westchnął niemal
bezgłośnie. – Nie twierdzę, że cesarz Chin wszczął wojnę z mojego powodu, ale
jeśli moja śmierć przyniesie choć chwilowe ukojenie jego wypaczonemu sercu…
- CO
TY, DO CIĘŻKIEJ CHOLERY, WYGADUJESZ! – wrzasnąłem oburzony. – Chcesz zrobić z
siebie męczennika?! – sapnąłem wściekle. – Naprawdę myślisz, że to coś zmieni?!
Yongyǎn’owi nie chodzi o ciebie! Pewnie już dawno o tobie
zapomniał! On jest zwyczajnie obłąkany! – zaprotestowałem.
-
Wątpię – wtrącił Fryzyjczyk. – Jeśli chodzi o pamięć Yongyǎn’a, rzecz jasna, nie o jego domniemaną chorobę, o
którą też go podejrzewam – sprostował. - O takich rzeczach się nie zapomina… -
mruknął pod nosem.
- A
więc go popierasz?! – wskazałem oskarżycielsko palcem w stronę bruneta. –
Pozwolisz mu się zabić?!
Zadziwiająco
sprawnie jak na swój stan de Vries nagle chwycił mnie za gardło i przyciągnął
do siebie. Jego zielone oczy błyszczały dziko między pasmami jasnych włosów,
które teraz skrywały większą część jego przystojnej twarzy w cieniu. Trzasnął
mną o podłogę niczym szmacianą lalką i spojrzał na mnie groźnie z góry.
-
Tego nie powiedziałem, dzieciaku – warknął, puszczając mnie. Odkaszlnąłem,
łapiąc ponownie powietrza w płuca; w tym samym czasie Hiro dostał w twarz od
przyjaciela. Jako że brałem w tej chwili głębszy oddech, aż zachłysnąłem się
powietrzem z wrażenia. Brunet wydawał się być niemniej zdziwiony niż ja. –
Jeszcze raz wypowiedz tak kretyńskie słowa na głos, a przekonasz się, że to nie
Yongyǎn, a ja stanę się twoim najgorszym zmartwieniem! –
wrzasnął. – Ani mi się waż, do cholery, umierać! – zmierzył przyjaciela
miażdżącym spojrzeniem i jednym łykiem opróżnił całą buteleczkę sake, nie
bawiąc się w nalewanie alkoholu do czarki. Hiro w tym czasie z niedowierzaniem
dotykał opuszkami palców zaczerwienionego policzka.
-
Wybaczcie… - szepnął po chwili brunet, uśmiechając się pod nosem. – Chyba
rzeczywiście nieco mnie poniosło…
-
Hiro – Daan odezwał się ostro, przykuwając jego uwagę – wiem, że jesteś
zmęczony… to ciągnie się już tak długo… - jego głos nabrał łagodniejszego tonu.
– Ale na litość Buddy, wszystkich bożków shinto i czego tam sobie jeszcze
wymyślisz, nigdy więcej nie myśl w ten sposób! – prychnął. – Nie bądź samolubny
– skarcił go. – Może dla ciebie to byłby koniec wszelkich problemów, ale pomyśl
o tym, jaki zostawiłbyś po sobie chaos – wymownie spojrzał na mnie. – Poza tym
nie myślę, aby ścięcie cię przyniosło pozytywne zmiany w charakterze Ruìdì’ego;
wręcz przeciwnie. Gdybyś teraz mu się poddał, poczułby się niczym władca
wszechświata, któremu należą się wszyscy i wszystko. Ogłupiałby do reszty –
wyciągnął w moim kierunku dłoń, do której wcisnąłem mu kolejne naczynie z
alkoholem. – Teraz przynajmniej ma poczucie, że jest chociaż jedna rzecz, jedna
osoba, która jest poza jego posiadaniem i której nijak nie może zdobyć.
-
Pewnie masz rację – brunet skinął głową i uśmiechnął się delikatnie, jednak nie
wyglądał na zbyt przekonanego. Uparty był z niego typ; pewnie i tak wiedział
swoje. Poza tym zdawało się, że nadal bił się z własnymi myślami. Wyglądało na
to, że zaczął popadać w prawdziwą depresję… z drugiej strony nie było to znowu
niczym dziwnym, skoro od dłuższego czasu nieprzerwanie towarzyszyło mu
śmiertelne niebezpieczeństwo i stres, który go wykańczał; odbijało się to nie
tylko na jego zdrowiu fizycznym, ale także psychicznym.
Kiedy
popadłem w letarg, ktoś znów z hałasem wpadł do pokoju, drąc się od progu. Była
to Suzume. Na dźwięk jej piskliwego głosu aż podskoczyłem w miejscu, jednak nie
zdziwił mnie zbytnio jej widok – zupełnie tak jakbym podświadomie spodziewał
się, że, tak jak zapowiedział to Hiro, ten wieczór będzie naprawdę długi, co
więc oznaczało, że to nie koniec ekscesów na dziś.
-
Hiro-sama! Mama cię woła! – zdyszana oparła się o framugę drzwi. – Ponoć do
naszego geisha-ya ma dziś przyjechać sam daimyō!
Brunet
jęknął żałośnie, co nie zdarzało mu się często. Z westchnięciem podniósł się z
podłogi.
-
Nie miał kiedy przyjechać, nie? – mruknął pod nosem niezadowolony, trącając
mnie wachlarzem w ramię. – Wybacz Daan, ale, jak widzisz, muszę cię już opuścić
razem z moim uczniem. Suzume dotrzyma ci towarzystwa – skłonił się w głębokim
ukłonie pełnym sztywnej kurtuazji. – Życzę udanego wieczoru i przepraszam za
kłopot – skłonił się raz jeszcze, a ja poszedłem w jego ślady.
Maiko
niepewnie podeszła do blondyna i zajęła miejsce koło niego, kiedy my wyszliśmy
z pokoju, zasuwając za sobą drzwi. Ruszyliśmy ciemnym korytarzem w stronę
pokoju mamy.
-
Dlaczego wziąłeś mnie ze sobą? – zapytałem.
-
Pomożesz mi się ubrać – wyjaśnił; słysząc to z trudem przełknąłem ślinę. –
Proszę wybaczyć najście – odezwał się kurtuazyjnie, wchodząc do pokoju mamy.
Niska
kobieta w podeszłym już wieku siedziała na wielkiej skrzyni na środku swojego
lokum. Jej proste kimono i włosy w nieładzie świadczyły o tym, że niezbyt
dobrze zniosła wiadomość o przybyciu tak wysoko postawionego gościa.
-
Wreszcie – kobieta sapnęła, odzywając się skrzekliwym głosem, jednocześnie
posyłając skrzynię kopniakiem w naszą stronę. – Hiro – zaczęła groźnie –
wszystko w twoich rękach. Cała reputacja mojego okiya spoczywa teraz na twoich
barkach! – huknęła. – Jak coś spieprzysz, to osobiście przerobię cię na surimi!
– wycelowała w niego długą fajką, którą nieprzerwanie ćmiła, wypuszczając z ust
szary obłok dymu.
- To
dla mnie zaszczyt – brunet skłonił się raz jeszcze.
-
Daj już spokój – podeszła i trzepnęła go w ramię. Zmrużyła oczy, przyglądając
się twarzy podopiecznego. Przesunęła dłonią po jego wciąż zaczerwienionym
policzku. – Znowu Daan przywracał cię do rzeczywistości? – pokręciła głową z
dezaprobatą. – Nie będę cię nawet pouczać. Przecież wiesz, co masz robić dużo
lepiej niż ja – machnęła na nas ręką, dając nam znak, że możemy odejść.
Wynieśliśmy
skrzynię, zanosząc ją do pokoju Hiro. Z ciekawości we mnie aż wrzało, więc
pozwoliłem sobie uchylić wieko, aby sprawdzić zawartość skrzyni. W środku
znajdowało się najpiękniejsze i najkunsztowniejsze kimono jakie kiedykolwiek
widziałem.
- O
dobry Buddo… - jęknąłem zachwycony.
-
Pomórz mi to założyć.
Odwróciłem
się w stronę mężczyzny, który właśnie zsuwał z siebie najbardziej wierzchnią
warstwę hanfu. Delikatny materiał miękko upadł na podłogę, otaczając jego stopy
niczym krwawa kałuża. Jego włosy były już rozpuszczone, a srebrna szpila tkwiła
zaplątana gdzieś w połach zrzuconego ubrania. Stał przede mną w samej naga-juban
(coś w rodzaju bielizny – taka długa, bawełniana halka noszona pod kimonem
właściwym, takie jakby „krótsze kimono”, że tak to nazwę, które było wykonane
najczęściej z cieńszego [lub na zimę grubszego] materiału, nierzadko również z
gorszej jakościowo tkaniny; przypominam, że kiedyś mężczyźni nie nosili
bokserek xD od aut.), a ja wpatrywałem się w niego jak zahipnotyzowany i nie
mogłem się ruszyć. Był tak piękny…
Nawet
żadne sprośności nie zagościły w mojej głowie – po prostu potrafiłem jedynie
tam stać i wpatrywać się w niego, zachwycać się jego idealnym widokiem, który
dobitnie wyrył się w moich wspomnieniach i zapewne będzie mi towarzyszył
jeszcze podczas wielu bezsennych nocy.
-
Takanori… - dopiero, kiedy po raz wtóry powtórzył moje imię, a ja przestałem
się skupiać jedynie na ruchu jego warg, ale w końcu skupiłem się także na
znaczeniu słów, które do mnie wypowiadał, ocknąłem się. Drgnąłem,
przytomniejąc.
-
Wybacz… - speszyłem się.
Ostrożnie
sięgnąłem po kimono, którego kolejne warstwy pomagałem mu założyć. Przesuwałem
dłońmi po jego ciele osłoniętym jedynie cienką warstwą materiału. Krążyłem
wokół niego, oplatając jego talię pasem obi, przyglądając się przy tym jego
ciału wręcz z nabożną czcią. Poprawiałem ciężki materiał kolejnych warstw
ubrania, które wręcz wymownie i zachęcająco zsuwało się z jego ramion, muskając
przy tym jego delikatną, gorącą skórę. Czułem jak moje serce zaczyna bić coraz
szybciej. Zaschło mi w ustach. Nerwowo zagryzałem wargi z rosnącego
podniecenia.
W
końcu Hiro wsunął ręce w rękawy furisode (najbardziej eleganckie kimono dla
panien, które charakteryzuje się bardzo długimi rękawami [od 100 do 107 cm] i
wzorami, które zdobią cały materiał. Tak, ubrałam Hiro w kimono dla kobiet… ale
skoro już zrobiłam z niego gejszę to chyba się nie obrazi, nie? xp od aut.).
Biały materiał przetykany srebrną, połyskującą nicią kojarzył się z mieniącym
się w słońcu, skrzącym śniegiem. Ubranie zostało przyozdobione wyszytym motywem
błękitnych kwiatów oraz motyli w różnych odcieniach fioletu i granatu. Jego
hebanowe włosy ostro kontrastowały z bielą stroju, jednak wyglądało to dobrze;
nadawało mu swoistego uroku i sprawiało, że obserwator uważnie przyglądał się
nawet najdrobniejszym ozdobom w jego ubiorze.
Brunet
usiadł na podłodze, a ja zaraz za nim, mając przy sobie szkatułkę pełną
misterne zdobionych kanzashi (spinek do włosów od aut.), grzebieni i szpil.
Dokładnie czesałem każde pasmo, rozkoszując się wręcz aksamitną fakturą jego
włosów. W końcu nie wytrzymałem i położyłem mu dłoń na karku, która szybko
zsunęła się na jego bark, a następnie tors, wsuwając się między kolejne warstwy
kimona.
- Co
ty ro…? – urwał, kiedy naprałem na jego klatkę piersiową i zmusiłem go, aby
odchylił się w tył, opierając plecami o moją klatkę piersiową. Był zdziwiony,
zdezorientowany. Uniósł głowę, spoglądając na mnie szeroko otwartymi oczyma.
Pogładziłem go po wciąż zaczerwienionym policzku; najwyraźniej Daan nie
szczędził siły, kiedy wymierzył mu ten cios.
Nachyliłem
się nad nim i pocałowałem czule.
-
Daj sobie czasem pomóc – szepnąłem mu do ucha i uśmiechnąłem się pod nosem.
Mężczyzna
poruszył ustami, jakby szykował się, żeby coś powiedzieć, jednak ostatecznie
zamilkł. Wyciągnął szyję, wyginając się w moją stronę, żeby sięgnąć moich ust
raz jeszcze, czym zainicjował salwę gorących pocałunków, którymi najpierw obdarowywałem
jego usta, a następnie szyję. Jak już zdążyłem się zorientować, jego słaby
punkt mieścił się tuż przy uchu, przy końcu żuchwy. Kiedy całowałem go w tym
miejscu, pojękiwał cicho.
-
Takanori… - westchnął, obejmując mnie mocniej za szyję, kiedy leżał już pode
mną, a ja miałem tę przyjemność wsłuchiwać się w te urwane westchnięcia i jęki.
– Nie powinniśmy… - wydusił z siebie.
-
Wiem – przytaknąłem, nie przerywając pieszczot. Doskonale zdawałem sobie
sprawę, że potrzebna mu była taka chwila zapomnienia.
Nie
mogliśmy niestety poświęcić sobie zbyt wiele czasu, gdyż oczekiwany gość z
pewnością niedługo już się zjawi, dlatego też kiedy zabrakło nam tchu,
oderwaliśmy się od siebie i wróciliśmy do przerwanych czynności. Hiro
wywindował się do siadu i pozwolił mi zająć się swoimi włosami bez słowa.
Między nami panowała cisza, jednak nie ona była uciążliwa – miała swoisty
intymny, może nawet nieco urokliwy charakter, przez co nawet ona zdawała się
smakować niczym zakazany owoc. Tak, doskonale zdawałem sobie sprawę z tego, że
to co robimy w ogólnym pojęciu jest złe. Miłość w Yoshiwarze – w dodatku jakby
tego było mało między dwoma gejszami; między niedoścignioną tayū i zwykłą jorō…
tej samej płci; gdyby ktoś się o tym dowiedział, z pewnością nie uniknęlibyśmy
srogiej kary… ale kto by teraz myślał o konsekwencjach? Nigdy nie byłem
lekkoduchem, dlatego nigdy też nie rozumiałem jak dla niektórych ludzi może
liczyć się tylko „tu i teraz” – w tym momencie jednak to „tu i teraz” było dla
mnie centrum wszechświata. Nie istniało nic innego. Byłem wręcz otumaniony,
moje zmysły jakby stępiały przez niesamowity zapach bruneta. Jego lśniące,
długie włosy przesypywały się między moimi palcami niczym delikatne nicie
jedwabiu. Z zachwytem rozkoszowałem się ich aksamitną fakturą wplatając w nie
palce i rozczesując je grzebieniem, jednocześnie od czasu do czasu składając
krótki pocałunek na jego karku, to na ramieniu, które odsłaniałem z
kunsztownego ubrania, a które on na przekór co chwila poprawiał.
W
końcu jednak z pomocą kilku grzebieni, szpil i kanzashi upiąłem jego włosy w
fryzurę ofuku (jest to jedna z fryzur noszonych przez gejsze – odpowiednie
uczesanie zdradzało jej „etap” nauki. Ofuku jest zarezerwowane właściwie dla
starszych maiko, ale wybrałam tę fryzurę głównie dlatego, że najbardziej mi się
podoba i występowała we wszystkich hagamachi [dzielnicach gejsz]. Prawdę mówiąc
jest jeszcze mnóstwo innych uczesań jak wareshinobu, osomemage, oshiyun,
yuiwata ect., ale pozwolicie, że już pominę ich opisy. W każdym razie niektóre są
niemal identyczne, ale nazywają się inaczej, bo występowały w innych hagamachi.
Rozważałam jeszcze tylko maremage, gdyż jest to fryzura dla geiko powyżej
trzydziestego roku życia, ale potem stwierdziłam, że nie zrobię Hiro takiego
„starego” – pamiętajcie, że jesteśmy wciąż w XVIIIw., gdzie jednak wiek
trzydziestu lat nie był uznawany już za taką znowu młodość od aut.). Następnie
mężczyzna przeszedł do makijażu shironuri (czyli ten charakterystyczny dla
gejsz biały makijaż mający początek w epoce Heian od aut.). Szczególnie uważnie
przypatrywałem się jego ruchom, kiedy malował usta, które całe zostały
starannie pomalowane na czerwono, co zdradzało jego doświadczenie (młode maiko
mogły malować jedynie część dolnej wargi; starsze maiko część dolnej i górnej
wargi, młode geiko prawie cały wykrój ust, natomiast doświadczone geiko całe
usta – małe usta w Japonii uchodziły niegdyś za atrybut piękna. Ponad to małe
usta gejszy miały być obrazem tego, że owa gejsza nie zdradzi powierzonych jej
sekretów od aut.), czego jednak wcześniej nie robił. Kiedy pierwszy raz go
spotkałem miał pomalowaną jedynie dolną wargę, zupełnie tak jakby specjalnie
chciał ukryć się ze swoim doświadczeniem. Mało tego, dotarło to do mnie dopiero
teraz, że Hiro na co dzień zazwyczaj nie wykonuje makijażu.
-
Jesteś w końcu jikata czy tachikata gejszą (jikata to gejsze, które się nie
malują, nie noszą zdobnych strojów; zajmują się głównie grą na instrumentach i
śpiewem, ale zazwyczaj nie zabawiają gość, gdyż brak im z nimi obycia. Z kolei
tachikata to gejsze artystki, które zaczynają swą karierę dużo szybciej;
zostają maiko już w wieku kilku lat. Od tachikaty wymaga się, żeby potrafiła
tańczyć oraz grać na instrumencie innym niż shamisen. Musi być także bardzo
piękna. Tachikata, która nie wyrośnie na zdolną tancerkę stara się zostać
mistrzynią swojego instrumentu od aut.)? – zapytałem w końcu, przerywając
ciszę.
-
Hm? – brunet odłożył niewielkie lusterko, w którym się przeglądał i spojrzał na
mnie zdziwiony. – Co to za pytanie?
-
Jesteś mistrzem tańca, gry i śpiewu, jesteś artystą, ale zazwyczaj nie nosisz
makijażu ani nawet odpowiedniej fryzury (przypominam, że nigdzie wcześniej nie
pisałam jakoby Hiro chodził w tradycyjnym uczesaniu tylko raczej jakiejś
„własnej wariacji” byle tylko mu włosy nie leciały do oczu xD ; na ogół nosił
jednak bardzo proste fryzury, do których upięcia służyły mu jedynie szpile do
włosów od aut.). No i oszukujesz trochę z ustami… - mruknąłem znacznie ciszej.
-
Ach, a więc o to ci chodzi – zaśmiał się. – Trochę się odmładzam – zachichotał
pod nosem.
-
Co? – zdziwiłem się. – To ile ty masz lat? – mój rozmówca nie odpowiedział.
Uśmiechając się złośliwie, wrócił do poprawiania makijażu. – A mogę
przynajmniej wiedzieć dlaczego nie nosisz zazwyczaj makijażu?
- Bo
nie lubię go wykonywać – wyznał. – Poza tym jest dość uciążliwy i rzucam się
przez niego w oczy… wolę tego raczej unikać, jak wiesz – posłał mi słaby
uśmiech.
-
Ach tak… - mruknąłem.
-
Nie zamartwiaj się tak – szturchnął mnie w bok. – Idź już. Będziesz musiał
przywitać gościa wraz z resztą gejsz z naszego okiya. Niedługo do was dołączę –
popchnął mnie w kierunku wyjścia.
-
D-dobrze… - odezwałem się niepewnie. Miałem dziwnie, niepokojące
przeświadczenie, że stanie się coś złego, dlatego nie chciałem opuszczać Hiro,
ale wiedziałem, że sprzeciwianie się mu to czysta głupota. Poza tym wciąż nie
wiedziałem, co miało pójść źle; nie miałem żadnych konkretnych podejrzeń…
Zszedłem
po schodach, znajdując się w pobliżu wewnętrznego dziedzińca domostwa. Minąłem
go i przeszedłem wąskim korytarzem do przedsionka, gdzie swoje stałe miejsce
zazwyczaj zajmowały dwie geiko wabiące nowych klientów, podczas gdy teraz stali
tu wszyscy mieszkańcy naszego geisha-ya… no oprócz Hiro. Wbiłem się w mały
tłumek witający właśnie przybyłego daimyō.
-
Cóż tak znamienity gość robi w moich skromnych progach? – zaskrzeczała mama,
gnąc się w ukłonach. Wszyscy poszli w jej ślady i również się skłonili.
-
Wracając z dworu Ienariego Tokugawy (ówczesny shōgun od aut.) postanowiłem w
końcu zobaczyć te osławione gejsze z Yoshiwary – usłyszałem zimny, wyrachowany
głos, jednak nie mogłem zobaczyć jego właściciela, gdyż znajdowałem się na
końcu „tłumku” gapiów.
- Ah
tak, mamy tu wiele uzdolnionych gejsz…
-
Nie obchodzą mnie te tanie kurtyzany – właściciel ziemski ostro przerwał mamie,
obrażając przy tym zbiorowisko. – Chcę zobaczyć gejszę odpowiednią dla mojego
stanu – powiedział twardo.
Skoro
był u shōguna, to znaczy, że miesza się do polityki, co jest rzeczą oczywistą,
jednak bardziej martwiło mnie samo miejsce jego pobytu niż fakt, że miał coś
wspólnego z shōgunatem. Fakt, że tak wysoko postawiona szlachcic, który
osiągnął tytuł daimyō przyjeżdża do Edo a nie do Kitoto daje do myślenia – może
świadczyć o tym, że Tokugawie w istocie udało się przenieść życie polityczne na
swój dwór, co nie jest dobrą informacją ani dla mnie, ani tym bardziej dla
bruneta. Co więcej martwiło mnie jego zachowanie. Tak bardzo naciskał na
spotkanie z Hiro… a co jeśli ma jakieś powiązania z Chińczykami? Obawiałem się,
że to spotkanie mogło się okazać dla mojego nauczyciela felerne…
Moje
czarne myśli zostały przerwane przez ten charakterystyczny dźwięk towarzyszący
rozsuwaniu drzwi. W progu przejścia prowadzącego do głównej sali stał Hiro zgięty
w głębokim ukłonie.
-
Wybacz, daimyō-sama, że musiałeś na mnie czekać – gestem ręki zaprosił go do
środka.
Gość
ruszył w kierunku bruneta. Kiedy odchodził, mogłem dostrzec jedynie jego
wysoką, smukłą sylwetkę okrytą prostym, czarnym kimonem oraz niemniej czarne,
długie, rozpuszczone włosy, które sięgały niemal do lędźwi właściciela. Jakby
wyczuwając na sobie moje ostre spojrzenie wbijające się w jego plecy, odwrócił
się na moment w moją stronę, dzięki czemu mogłem dostrzec jego twarz. Jego cera
była wręcz chorobliwie blada, jednak bystre, czujne, a przede wszystkim
lodowate spojrzenie jego czarnych, bezdennych oczu nie zdradzało, jakoby
trawiła go choroba. Przy jego spojrzeniu nawet wzrok Hiro wydawał się być
ciepły i przychylny. Coś nie pasowało mi w tym szlachcicu… Wzbudzał we mnie
strach.
Jeśli
ktoś ma wzrok gorszy niż Hiro, to jest naprawdę źle…
Ucz się, pani Ż. lubi stawiać lacze.
OdpowiedzUsuńLubię czytać tą serię, zaskakuje mnie każdym rozdziałem i kończy się zawsze rozdział tak, że nie wiem czego się spodziewać po następnym.
OdpowiedzUsuńJak zwykle niezawodna Kita poswieca sie dla swoich fanow ;P Powodzenia na matmie ;p
OdpowiedzUsuńA co do rozdzialu to nic dodac, nic ujac. Nie bede wymyslac jakichs nowych okreslen, po prostu wystarczy absolutnie awesome. No... jak zawsze :3 Nie moglam sie doczekac, ratujesz mnie od nudy i niedoboru dobrej lektury.
Czekam z niecierpliwoscia na kolejna czesc tego i Nowego Swiata bo jak czytalam to drugie to tak mnie zzerala ciekawosc, ze to po prostu nie do pomyslenia i wytrzymania jest ;P
Tradycyjnie zycze weny :3 I checi ;)
A Yuuki czaruje serduszko xd
juz tyle czasu to kocham a nawet nie wiem czy pamietasz ze istnieje XD
OdpowiedzUsuń