Jedna z
najważniejszych notek przed rozpoczęciem czytania~! :
Takie zasadnicze pytanko na wstępie, które właściwie może zaważyć na
dalszych losach mojej zrytej psychiki - czy ktoś byłby zainteresowany
tłumaczeniami niejakiej ankaraferus? Na
początku myślałam o serii "Caged", gdyż jest ona genialna, a nie
wszystkim jak wiem chce się czytać po angielsku. Zamierzam spróbować odezwać
się do owej autorki i poinformować ją o moich zamiarach, o ile w ogóle ktoś
porwałby się na czytanie czegoś podobnego. Dodam tylko, że ta seria natchnęła
mnie właśnie do napisania "Geisha no Furin", choć "Caged"
wcale nie rozgrywa się w tych czasach, co moje opowiadanie, a jedynie do nich
nawiązuje w części trzeciej.
Więc jak? Jest ktoś chętny do czytania?
„Geisha no furin”
cz.2
- Źle! – huknął na mnie Hiro, ponownie uderzając
mnie złożonym wachlarzem w potylicę z taką siłą, że stojąc na jednej nodze
zostałem wyprowadzony z równowagi i upadłem na kolana.
- Ita-ta-ta-ta… - skrzywiłem się, dotykając ostrożnie
obolałego miejsca
- Skup się, Takanori! – obrzucił mnie gniewnym
spojrzeniem. – Taniec kappore jest jednym z prostszych układów, a ty nie możesz
zapamiętać nawet pierwszej części! – pieklił się. Sapnął ciężko pod nosem i z
furgotem aksamitnych materiałów swojego hanfu usiadł pod ścianą. Ścisnął
palcami obolałe skronie, rozmasowując je. W tym krwistoczerwonym stroju,
czarnymi włosami i spojrzeniem ciskającymi gromami wyglądał jak jakiś youkai.
Przeszły mnie dreszcze. Hiro potrafił przerazić człowieka…
Również wywindowałem się do pozycji siedzącej i
odetchnąłem głęboko. Po całodniowym treningu byłem wykończony, gdyż taniec nie
okazał się wcale taką prostą rzeczą, jak mogłoby się początkowo wydawać. Ponad
to moja sprawność ruchowa okazała się być na poziomie ujemnym, toteż co chwila
potykałem się o własne nogi lub następywałem na materiał ciągnącej się za mną
yukaty, przez co w efekcie lądowałem twarzą na matach tatami. Brunet, jako
perfekcjonista, z każdą moją wpadką wyraźnie tracił cierpliwość. Przez chwilę
między nami panowała uciążliwa cisza, podczas której jedynie siedzieliśmy naprzeciw
siebie po przeciwnych stronach pomieszczenia. Nie żeby coś, ale wolałem się
odsunąć, żeby znowu nie zaliczyć z wachlarza, który, jak się okazało, był
wzmacniany stalą, dlatego zadane nim ciosy należały do naprawdę bolesnych.
- Właściwie… - odezwałem się, żeby rozwiać nieco tę
ciężką atmosferę i skierować myśli mężczyzny na inny tor niż obmyślanie planu
jak mnie zamordować – dlaczego nosisz hanfu a nie kimono? – zaciekawiłem się.
Hiro drgnął, jakby wyrwany z głębokiego zamyślenia.
Spojrzał na mnie zdziwiony, po czym, jakby nagle uświadamiając sobie, że nie
pytam o nic niestosownego. Uśmiechnął się łagodnie i wzruszył ramionami.
- Siła przyzwyczajenia – odparł zwięźle.
- Przyzwyczajenia? – drążyłem. – Pochodzisz z Chin?
– może to stąd ta jego egzotyczna uroda? (przypominam, że w naszym pojmowaniu
zarówno uroda Japończyków, jak i Chińczyków jest „egzotyczna”, jednak sami
Japończycy także używają tego określenia dla Koreańczyków czy Chińczyków, gdyż
uważają siebie za „białych Azji”; a zresztą te trzy nacje naprawdę mocno różnią
się między sobą od aut.)
- A wyglądam ci na Chińczyka? – łypnął na mnie z
politowaniem. (przypominam także, że Japończycy nie utrzymywali zbyt ciepłych
stosunków z Chińczykami, a więc Hiro mógł odebrać to jako obrazę od aut.)
- No… w każdym razie jesteś wysoki… - bąknąłem.
- A więc uważasz, że jestem Chińczykiem ze względu
na mój wzrost? – roześmiał się, jednak zaraz uciął, machając jakby w gniewnym geście
wachlarzem, który znów rozłożył się w jego dłoni. – Teraz się śmieję, ale muszę
przyznać, że jesteś nietaktowny – skarcił mnie… w zasadzie to jak zwykle. –
Takie zachowanie przy kliencie mogłoby zostać odebrane jako nadmierne wścibstwo.
Nie możesz tak bezczelnie wypytywać się o wszystko.
- Taa… jasne – mruknąłem, przewracając oczyma.
- Chwila przerwy – zarządził i podniósł się z
podłogi, kierując się do wyjścia, jednak zatrzymałem go, chwytając go za
obszerny rękaw.
- Odpowiedz mi – wbiłem nieustępliwe spojrzenie w
jego czarne oczy - …proszę – dodałem pokornie, kiedy zdałem sobie sprawę, że
wymuszeniem na Hiro nic nie wskóram.
Brunet posłał mi ciężkie spojrzenie, jednak nie ugiąłem się. Byłem
zbyt ciekawski. W końcu jednak jedynie westchnął ciężko i dał za wygraną.
- Wiedzę, że póki nie zaspokoję twojej ciekawości,
nie będziesz w stanie skupić się na poprawnym wykonaniu tańca kappore –
niemalże jęknął boleśnie. – Więc jeśli ma to dla ciebie tak ogromne znaczenie,
to powiem ci, że nie jestem Japończykiem czystej krwi – przyznał z ociąganiem.
– Mój ojciec pochodził z Chin. Kiedy skończyłem siedem lat przeszedłem pod jego
opiekę i kolejne dziesięć spędziłem na cesarskim dworze w Państwie Środka. Jako
że nie jestem czystej krwi ani Japończykiem, ani Chińczykiem w obu krajach
stawiało mnie to… hm… - skrzywił się nieznacznie – nieco niżej rangą, że tak
ładnie się wyrażę – posłał mi jednoznaczny, krzywy uśmiech. Nie musiał mówić
nic więcej. Domyślałem się, o co mu chodziło. – Z tej samej racji nie mogłem
zostać także jednym z doradców cesarza Chin, tak jak życzył sobie tego mój
ojciec.
- Przecież, żeby zostać doradcą to nie jest takie
proste… - urwałem nagle. – Chwila, nie mówi mi, że twój ojciec…
- Owszem, sam jest doradcą cesarskim. Chciał, abym zajął jego miejsce
i kontynuował rodzinną tradycję, a właściwie to piastował rodzinne stanowisko,
które było zajmowane przez męskich przedstawicieli rodu mojego ojca od wielu
pokoleń. Pech chciał, że mój ojciec ze swoją prawowitą małżonką miał jedynie
dwie córki. Udało mu się spłodzić syna podczas wyprawy dyplomatycznej do
Japonii; niemniej uznał, że jestem darem od bogów, dlatego chciał, abym stał
się głową rodziny; jak widać, jednak nie wyszło… - uśmiechnął się kwaśno.
- Dlaczego wróciłeś do Japonii? – dociekałem.
- Cóż… - przeczesał palcami włosy. – Oficjalnie nie
miałem żadnych wpływów na dworze cesarskim, ale w rzeczywistości było nieco
inaczej… W Chinach teoretycznie wciąż panuje cesarz Chúndì (cesarz Chin
panujący w latach 1735-1795 od aut.), ale w istocie jest on tylko postacią,
która nie ma wiele do powiedzenia. Chúndì jest już stary i schorowany, a w
rzeczywistości władzę zdobył już młody i niedoświadczony, a przede wszystkim
rządny krwi Yongyǎn
czy raczej Ruìdì, jak go obecnie nazywają (w Chinach jedno imię nadaje się przy
narodzinach, drugie przy osiągnięciu pełnoletniości, a cesarze przyjmowali
także trzecie w chwili objęcia tronu. Yongyǎn
jest prywatnym imieniem cesarza panującego w latach 1796-1820, a Ruìdì jest
imieniem, które przyjął jako władca od aut.) – mężczyzna posłał mi niepewne
spojrzenie, jakby oceniając czy może przy mnie kontynuować opowieść swojego
życia. – Kiedy jeszcze nie objął władzy, miałem z nim romans – odezwał się prawie
bezgłośnie. – W chwili, kiedy zasiadł na tronie stałem się dla niego
niewygodny. Obawiał się, że mógłbym wyjawić nasz sekret, przez co zostałby
skompromitowany i musiałby popełnić samobójstwo. Chciał mnie zabić, dlatego
musiałem uciec do Japonii – jego głos był jedynie odrobinę głośniejszy od
szeptu. Zapewne ściszył głos tak bardzo ze względu na to, że ściany w naszym
geisha-ya były cienkie, a co się z tym wiązało, miały uszy. Ponad to
prawdopodobnie nie było mu łatwo mówić o tym, gdyż w naszych czasach związek
dwóch mężczyzn był uważany za coś haniebnego. – Skoro opowiedziałem ci już moją
historię – odezwał się na powrót normalnym tonem głosu – i zdradziłem ci swoje
sekrety, mam nadzieję, że ty również zrobisz to samo – popatrzył na mnie
znacząco, po czym wyszedł z pokoju.
Co za intrygant! Specjalnie podsycał moją ciekawość,
karcąc mnie za nią, gdyż wiedział, że z pewnością nie uszanuję zasad, do
których powinny stosować się gejsze. Wciąż nie mogłem oswoić się z myślą, że
stałem się jedną z nich… Byłem niepokorny, na co Hiro nie raz zdążył mi już
zwrócić uwagę podczas tego krótkiego czasu, jaki spędziłem w tym okiya, co
teraz wykorzystał przeciwko mnie. Jako że zrobił mi tę przyjemność i zaspokoił
moją ciekawość, przy czym zdradził swoje sekrety, teraz mógł oczekiwać tego
samego, gdyż jego zachowanie świadczyło o tym, że obdarzył mnie zaufaniem, na
które wypadało, abym odpowiedział, choćby miał to być tylko pozór. To tak jakby
dał mi prezent – nie wypadało, abym go zignorował. Musiałem się zrewanżować; to
już nawet nie była jedna z zasad bycia dobrą gejszą, ale zwyczajna uprzejmość
japońska, która została wpojona mi od najmłodszych lat. Dzięki temu zyskał
sojusznika – nawet jeśli w istocie miało oznaczać to, że zmusił mnie do
stanięcia po swojej stronie. Jakby nie patrzeć łączyła nas teraz nić sekretów,
które musieliśmy nawzajem chronić przed wyjściem na światło dzienne. Sapnąłem
ciężko, złorzecząc w myślach brunetowi. Przeklęty Hiro!
Miałem nadzieję, że przynajmniej to, co mi
opowiedział nie było kłamstwem wyssanym z palca. Od początku nie wyglądał mi na
głupiego – może to wszystko wcześniej już ukartował? A może zwyczajnie szukam
dziury w całym? W końcu to taka nierealna historia… Nie codziennie spotyka się
osobę, której ponoć udało się uwieść Chińskiego cesarza, w dodatku mężczyznę…
cóż, choć po głębszym zastanowieniu nie powiedziałbym, że Hiro nie byłby w
stanie tego zrobić. Było w nim coś magnetycznego, pomimo jego powierzchownej
oschłości – wciąż jednak nie odkryłem, czym jest ta przyciągająca część jego
osobowości, którą tak skrzętnie próbował ukryć.
Bądź co bądź, mogłem mówić o nim naprawdę
niepochlebnie, jednak musiałem przyznać, że bardzo mnie zaskoczył. Z jego
opowieści mogłem wywnioskować, że znał przynajmniej dwa języki – chiński i
japoński – o ile nie więcej. Było to dla mnie wyczynem, gdyż nigdy nie mogłem
nauczyć się języka mandaryńskiego, który był tak mylnie podobny do mojego
ojczystego. Ponad to skoro choćby pretendował na stanowisko doradcy cesarza, musiał
być bardzo dobrze wykształcony. Pochodził z tak wysoko postawionego rodu… aż
niesamowite, że komuś takiemu jak ja przyszło poznać tak znamienitą osobę, jaką
jest Hiro. Wzbudził we mnie respekt.
Nim zdążyłem się obejrzeć, brunet wrócił do pokoju,
a za nim dreptała drobna kobieta o włosach spiętych w misterny kok. W
delikatnych dłoniach dzierżyła tacę, na której ustawiono dwa kubki z zieloną
herbatą. Po jej pomalowanej twarzy i długim pasie obi wnioskowałem, że musi być
maiko. Kobieta podstawiła jedno z naczyń koło mnie, a drugie koło mojego
nauczyciela, który dla odmiany, zasiadł blisko mnie, po czym szybko umknęła pod
twardym spojrzeniem mężczyzny.
- Dlaczego tu? – pytałem dalej, skoro i tak już
dałem złapać się w jego pułapkę.
- Co masz na myśli mówiąc „tu”? – chwycił swój
kubek i podniósł do ust, jednak nie upił ani łyku. Powąchał napar, a następnie
wykonał okrężny ruch dłonią, przez co płyn w środku zawirował. Skrzywił się.
- Dlaczego trafiłeś do Yoshiwary, a nie na dwór
cesarza japońskiego? – sprostowałem.
Hiro ponownie rozsunął drzwi i rozejrzał się po korytarzu.
- Suzume! – zawołał tę samą dziewczynę, której
lekkie kroki dało się usłyszeć chwilę później. – Ponieważ tam czekałaby mnie
tylko powtórka z rozrywki. Mało tego, gdyby na dworze chińskim wydało się, że
udałem się do Japonii, zostałbym uznany za zdrajcę, a mój ojciec okryłby się
hańbą – wyjaśnił pospiesznie. – Nareszcie! – sapnął, widząc maiko. – Co to
jest? – wskazał na zawartość naczynia.
- H-herbata… - wyjąkała cicho speszona dziewczyna.
Brunet wziął głęboki oddech, aby nieco się uspokoić
i nie wybuchnąć gniewem. Widziałem, że ledwo się powstrzymywał. Zgarnął mój
kubek, którego nie zdołałem nawet dotknąć i bez słowa wylał zawartość obu
naczyń na podłogę na korytarzu. Kobieta pisnęła przestraszona.
- Napar ma być klarowny i esencjonalny, a nie
przypominać… - urwał. – Już nawet nie będę wyrażał się, czego to nie ma
przypominać – ściągnął groźnie brwi. – W tej chwili posprzątasz to, a potem
zaparzysz jeszcze jedną, tym razem porządną herbatę – rozkazał.
- T-tak jest, Hiro-sama – mruknęła płaczliwie
dziewczyna kłaniając się głęboko, po czym zasunęła drzwi. Brunet jęknął
żałośnie.
- Widzisz? – zagadnął do mnie. – Właśnie dlatego są
bezużyteczne. Nie potrafią nawet herbaty zaparzyć – prychnął i ponownie usiadł
koło mnie.
- Ale dlaczego właśnie Yoshiwara? Rozumiem, że
chciałeś zniknąć, nie chciałeś rzucać się w oczy, więc nie mogłeś stać się
jakąś ważną osobą w polityce, ale skąd pomysł, żeby zostać właśnie gejszą? –
drążyłem.
- Cóż… - odchylił głowę do tyłu, przez co jego
włosy płożyły się teraz po ziemi. – Szczerze powiedziawszy to w pałacu
cesarskim pełniłem właśnie taką rolę; można powiedzieć, że byłem prywatną
gejszą Yongyǎna – wyznał.
Niesamowite… Nawet jeśli jego słowa były kłamstwem, to i tak w tej chwili
robiły na mnie piorunujące wrażenie. - Poza tym, gdzie bym nie poszedł, fakt,
że nie jestem ani rodowitym Chińczykiem, ani Japończykiem odbijał się na mnie,
degradując mnie w hierarchii społecznej. Choć… może prawdą jest też to, że po
prostu chciałem zajmować się tym, na czym znam się najlepiej, a więc dlatego
znalazłem się w tym miejscu – rozłożył bezradnie ręce. – Nigdy o tym nie
myślałem. Nigdy nawet nie przeszło mi przez myśl, że pasowałbym gdzie indziej –
zaśmiał się pod nosem.
- Dużo podróżowałeś?
- Po Chinach… całkiem sporo – przytaknął. – Byłem w
Chongqingu, Szanghaju, Pekinie, Tianjinie, Chengdu, Kantonie, Shenzhen,
Dongguan, Hanghzou, Hongkongu, widziałem też Żółte Góry… Po Japonii podróżowałem znacznie mniej.
Właściwie to byłem jedynie w Kioto, Osace i Edo.
- Zwiedziłeś tyle miejsc! – wykrzyknąłem zdumiony.
– Ja nigdy nie opuściłem Edo… - przyznałem ze smutkiem.
- W zasadzie moja podróż po Japonii była... niezbyt
turystyczna, jeśli mogę się tak wyrazić – skrzywił się nieznacznie. –
Wychowałem się w Kioto, a więc tam też udałem się zaraz po przybyciu do
Japonii. Odwiedziłem matkę, jednak nie mogłem narażać jej na niebezpieczeństwa,
gdyż kiedy wydało się, że uciekłem, a jestem osobą ściganą rozkazem ścięcia
przez samego cesarza, była ona pierwszą osobą, którą odwiedzili chińscy
żołnierze. Wtedy trafiłem do Shimabary w Kioto (dzielnica rozkoszy od aut.),
ale nie mogłem tam zostać, gdyż do stolicy ściągają najważniejsi
przedstawiciele innych państw, którzy nie stronią od takich miejsc. Obawiałem
się, że któryś posłaniec chiński w końcu mógłby mnie rozpoznać, a więc uciekłem
do Shinmachi w Osace, a właściwie zostałem tam przeniesiony na prośbę mamy
okiya, w którym w tamtym czasie pomieszkiwałem. Jej siostra prowadziła podobny
przybytek i poprosiła mnie, abym nauczył tamtejsze gejsze swoich sztuk, na co
zgodziłem się z ochotą. Nie zabawiłem tam jednak zbyt długo, gdyż miejsce to
nie było zbyt przyjemne, dlatego z kolei przeniosłem się tutaj, do Yoshiwary i
już tu ostałem.
- Twoje życie… - zająknąłem się – było strasznie
zwichrowane – starałem się odpowiednio dobrać słowa.
- To mało powiedziane – zaśmiał się, jednak zaraz
uciął, tak jak to miał w zwyczaju. Sięgnął do rękawa i wyciągnął swój
nieodłączny wachlarz, który posłusznie rozsunął się w jego zwinnych palcach. –
Koniec tej przerwy. Wracaj do treningu.
Westchnąłem pod nosem, jednak posłusznie podniosłem
się z podłogi i zacząłem wykonywać układ od początku. Hiro również się podniósł
i obchodził mnie dookoła, przyglądając mi się krytycznie.
- Ręka wyżej – pacnął mnie wachlarzem w przedramię.
– Za bardzo wysuwasz prawą stopę do przodu – rzucał komentarze, ukrywając się
za wachlarzem. – Dobrze. Teraz lepiej – dla odmiany pochwalił mnie. – Mocniej
ugnij kolana – westchnął. – Niech mnie Budda wspomoże, bo nie wytrzymam! Więcej
gracji! Więcej uczucia! Twoje ruchy są tak sztywne i nienaturalne, że to aż
ciężko opisać!
- Lepiej pracowałoby mi się z muzyką – mruknąłem
pod nosem.
- Co ci po muzyce, skoro nawet kroki mylisz? –
prychnął. – Odsuń się – odgonił mnie ręką. – Pokażę ci, jak to powinno
wyglądać.
Brunet zajął moje miejsce na środku pokoju i zaczął
wykonywać te same ruchy, co ja przed chwilą, jednak w istocie wkładał w to o
wiele więcej uczucia i gracji. Rozłożony wachlarz w jego dłoni, który od czasu
do czasu był przez niego podrzucany i zręcznie z powrotem łapany oraz który co
jakiś czas zakrywał jego twarz, nadawał mu nieco tajemniczego uroku. Jego ruchy
były płynne, naturalne, zupełnie tak jakby wykonywanie tego układu było dla
niego czymś oczywistym, podobnie jak oddychanie. Jego kroki były pewne, ale
wciąż zachowywały swą lekkość, przez co występ był niesamowity. Zdawało się,
jakby muzyka grała gdzieś wewnątrz jego duszy, jakby miał swój własny rytm, do
którego się dostosował, z którym zgrał się do perfekcji. Żaden ruch nie był
spóźniony czy wykonany zbyt szybko choćby o mrugnięcie okiem. Długi materiał
jego aksamitnego hanfu wirował za swoim właścicielem, kiedy ten obracał się –
niby nic nadzwyczajnego, a jednak tkwiła w tym jakaś niespotykana nuta magii.
Wpatrywałem się jak zaczarowany w złote kwiaty wyszywane na jego ubraniu
drogocenną nicią, która odbijała światło, przez co ozdoby mieniły się niczym
prawdziwe złoto. Ruchy Hiro były szybkie, sprawne, a nie tak mozolne jak moje.
Był perfekcyjny.
Kiedy kończył już występ, przeszedł do
półprzysiadu, a następnie usiadł pod ścianą i spojrzał na mnie spod
półprzymkniętych powiek.
- Míngbáile ma? (明白了吗?od aut.) – zapytał.
- Co? – zamrugałem kilkakrotnie, będąc pewnym, że
zachwyciłem się jego występem tak bardzo, iż przestałem rozumieć co do mnie
mówi.
- Zapytałem po chińsku czy rozumiesz – wyjaśnił.
- Ale co rozumiem?... – czułem się otępiały.
- Gdzie popełniłeś błąd, oczywiście – westchnął.
- Aa… - mruknąłem. – Zdaje się, że tak…
W tym momencie drzwi rozsunęły się ponownie, a w
nich pojawiła Suzume z nową tacą i kubkami z herbatą na niej. Skłoniła się
przesadnie głęboko.
- H-Hiro-sama, mama cię wzywa – skłoniła się raz
jeszcze.
- Już idę – mruknął, podnosząc się. – A ty –
zerknął na mnie przed wyjściem – masz ćwiczyć. Kiedy przyjdę ponownie chcę zauważyć
jakieś postępy - wycelował we mnie
wachlarzem, po czym zwinął go w dłoni i wyszedł.
***
- Nie jest już znowu tak najgorzej – brunet
delikatnie uniósł brwi, co jak zdążyłem już zauważyć, było gestem, który
zdradzał jego aprobatę. – Na jak tak krótki czas ćwiczeń tym razem zatańczyłeś
prawie że przyzwoicie – pochwalił mnie. Takie słowa w jego ustach brzmiały
równoznacznie jakby cały anielski chór wychwalał mnie pod same niebiosa. –
Właśnie dlatego sądzę, że mężczyźni nadają się lepiej do pełnienia zawodu
gejszy – powtórzył. – Jeśli będziesz dalej ze mną trenował, może będą z ciebie
ludzie.
- Dziękuję – uśmiechnąłem się promiennie.
Stwierdziłem, że dla takich słów nawet warto było poświęcić tyle czasu na
powtarzanie tego przeklętego układu, co obecnie skutkowało potwornym bólem
każdego najdrobniejszego mięśnia mojego ciała.
Hiro był bardzo wymagającym nauczycielem, ale
jednocześnie sam był perfekcyjny. Skoro sam był aż tak dobry, wydawało mi się
być logicznym, że oczekiwał równie wspaniałych umiejętności od swoich uczniów.
W końcu nie byle kto może uwieść przyszłego władcę Chin…
- Właściwie… - odezwałem się dość niepewnie. –
Właściwie to zastanawiałem się czy mógłbym zająć się czymś innym niż taniec –
zapytałem cicho.
- Co proszę? – brunet wydawał się być zdziwiony.
- No bo… - bąknąłem. – Nie wszystkie gejsze
przecież tańczą. Wszystkie rozmawiają i zabawiają gości, ale jedne grają na
instrumentach, a niektóre są mistrzyniami chadō (ceremonia picia herbaty od
aut.) albo ikebany (japońska sztuka układania kwiatów od aut.)… - mruknąłem.
- Masz rację – przytaknął – jednak nie tak znowu do
końca. Nie ma gejszy, która specjalizuje się tylko i wyłącznie w jednej sztuce.
Jako gejsza musisz opanować wszystkie te sztuki w stopniu podstawowym, a więc
nauka tańca kappore jest obowiązkowa i nie przeskoczysz jej. Kiedy ten etap już
zakończysz, przejdziemy do następnego, a kiedy już będziesz gotów, sam
zdecydujesz, która sztuka pociąga cię najbardziej i w której jesteś najlepszy,
i to właśnie tę będziesz ćwiczył aż do perfekcji – tłumaczył. – Musisz spełniać
zachcianki klienta. Jeśli gość powie, że ma ochotę obejrzeć twój taniec, co mu
powiesz? Przeprosisz i zaproponujesz więcej sake? Powiesz, że twoją
specjalnością jest coś innego i jeśli chce oglądać tańce, to musisz zawołać
kogoś innego? – pokręcił głową. – Nie da się być idealnym we wszystkim, a więc
nawet jeśli twój taniec nie zachwyci go, gdyż ten będzie przyzwyczajony do
oglądania prawdziwych mistrzów, w każdej chwili możesz zaproponować mu, że
umilisz mu czas w inny sposób, a będzie to twoja wyćwiczona umiejętność. Porwiesz
go czymś innym, jednak nigdy nie może dojść do sytuacji, kiedy rozłożysz
bezradnie ręce i powiesz „proszę mi wybaczyć, ale nie umiem tego zrobić” –
zakończył swoją tyradę.
- Ech – westchnąłem. – Bycie gejszą wcale nie jest
takie proste, jak mogłoby się wydawać… - jęknąłem.
- A to dopiero początek – zaśmiał się. – Poza tym
nikt nie mówił, że będzie lekko.
Skinąłem głową. Miał rację; nie obiecywał, że
całymi dniami będę się wylegiwał i nic nie robił – powiedział jedynie, że da mi
dach nad głową i posiłek… Niemniej musiałem zacząć się bardziej starać, gdyż
nie mogłem tego stracić. To nie to, że przyzwyczaiłem się do despotycznego
charakteru Hiro i jego metod nauczania, przez które byłem cały posiniaczony,
ale zwyczajnie nie chciałem wrócić na ulicę. Nie mogłem sobie na to pozwolić.
- Co jest twoją specjalnością? – zapytałem,
zmieniając temat. – Taniec? – zgadywałem.
- Nie – pokręcił głową. – Właściwie to ja też za
nim nie przepadam – zaśmiał się. – Śpiewam.
- Śpiewasz? – zdziwiłem się. – Nie słyszałem
jeszcze o tym, żeby specjalnością jakiejś gejszy był śpiew. Co prawda często
śpiewają podczas gry na instrumentach, jednak raczej gra jest tym, co ma urzec
gościa…
- Zgadza się – skinął głową z uśmiechem. – Można
powiedzieć, że śpiew to mój specjalny talent, którym się wyróżniam. Oczywiście
również gram na instrumentach, ale częściej śpiewam acapella.
- Hm… ciekawe – mruknąłem. – Zaśpiewasz mi coś w
takim razie? – poprosiłem.
- Może nie dziś – doskonale zdawałem sobie sprawę z
tego, że tłumi w sobie śmiech.
- Powiedziałem coś zabawnego? – dopytywałem.
- Nie, to nic takiego – machnął wolną ręką, a w
tej, w której trzymał wachlarz, zasłonił sobie nim twarz, żebym nie mógł
zobaczyć uśmiechu, którego próbował się
pozbyć. Pierwszy raz widziałem Hiro w takim stanie, w którym nie mógł nad sobą
zapanować.
- Nie rozumiem… - wzruszyłem ramionami.
- Póki co nie musisz – w końcu wybuchnął gromkim
śmiechem, a ja przez chwilę wpatrywałem się w niego z niezrozumieniem wypisanym
na twarzy, aż w końcu sam zacząłem się śmiać. Brunet często się pieklił, toteż
dziwnie było słuchać przez tak długi czas jego dźwięcznego i melodyjnego
śmiechu, który był wręcz zaraźliwy. Sam nie wiedziałem z czego się śmieję, ale
najwyraźniej było mi to potrzebne, gdyż kiedy w końcu się uspokoiliśmy,
poczułem, jakby kamień spadł mi z serca.
- Dobrze się dziś spisałeś – Hiro położył mi dłoń
na ramieniu i spojrzał głęboko w oczy. Jego przystojną twarz wciąż rozjaśniał
szeroki uśmiech. – Oby tak dalej.
Jedna z
najważniejszych notek przed rozpoczęciem czytania~! :
Takie zasadnicze pytanko na wstępie, które właściwie może zaważyć na
dalszych losach mojej zrytej psychiki - czy ktoś byłby zainteresowany
tłumaczeniami niejakiej ankaraferus? Na
początku myślałam o serii "Caged", gdyż jest ona genialna, a nie
wszystkim jak wiem chce się czytać po angielsku. Zamierzam spróbować odezwać
się do owej autorki i poinformować ją o moich zamiarach, o ile w ogóle ktoś
porwałby się na czytanie czegoś podobnego. Dodam tylko, że ta seria natchnęła
mnie właśnie do napisania "Geisha no Furin", choć "Caged"
wcale nie rozgrywa się w tych czasach, co moje opowiadanie, a jedynie do nich
nawiązuje w części trzeciej.
Więc jak? Jest ktoś chętny do czytania?
„Geisha no furin”
cz.2
- Źle! – huknął na mnie Hiro, ponownie uderzając
mnie złożonym wachlarzem w potylicę z taką siłą, że stojąc na jednej nodze
zostałem wyprowadzony z równowagi i upadłem na kolana.
- Ita-ta-ta-ta… - skrzywiłem się, dotykając ostrożnie
obolałego miejsca
- Skup się, Takanori! – obrzucił mnie gniewnym
spojrzeniem. – Taniec kappore jest jednym z prostszych układów, a ty nie możesz
zapamiętać nawet pierwszej części! – pieklił się. Sapnął ciężko pod nosem i z
furgotem aksamitnych materiałów swojego hanfu usiadł pod ścianą. Ścisnął
palcami obolałe skronie, rozmasowując je. W tym krwistoczerwonym stroju,
czarnymi włosami i spojrzeniem ciskającymi gromami wyglądał jak jakiś youkai.
Przeszły mnie dreszcze. Hiro potrafił przerazić człowieka…
Również wywindowałem się do pozycji siedzącej i
odetchnąłem głęboko. Po całodniowym treningu byłem wykończony, gdyż taniec nie
okazał się wcale taką prostą rzeczą, jak mogłoby się początkowo wydawać. Ponad
to moja sprawność ruchowa okazała się być na poziomie ujemnym, toteż co chwila
potykałem się o własne nogi lub następywałem na materiał ciągnącej się za mną
yukaty, przez co w efekcie lądowałem twarzą na matach tatami. Brunet, jako
perfekcjonista, z każdą moją wpadką wyraźnie tracił cierpliwość. Przez chwilę
między nami panowała uciążliwa cisza, podczas której jedynie siedzieliśmy naprzeciw
siebie po przeciwnych stronach pomieszczenia. Nie żeby coś, ale wolałem się
odsunąć, żeby znowu nie zaliczyć z wachlarza, który, jak się okazało, był
wzmacniany stalą, dlatego zadane nim ciosy należały do naprawdę bolesnych.
- Właściwie… - odezwałem się, żeby rozwiać nieco tę
ciężką atmosferę i skierować myśli mężczyzny na inny tor niż obmyślanie planu
jak mnie zamordować – dlaczego nosisz hanfu a nie kimono? – zaciekawiłem się.
Hiro drgnął, jakby wyrwany z głębokiego zamyślenia.
Spojrzał na mnie zdziwiony, po czym, jakby nagle uświadamiając sobie, że nie
pytam o nic niestosownego. Uśmiechnął się łagodnie i wzruszył ramionami.
- Siła przyzwyczajenia – odparł zwięźle.
- Przyzwyczajenia? – drążyłem. – Pochodzisz z Chin?
– może to stąd ta jego egzotyczna uroda? (przypominam, że w naszym pojmowaniu
zarówno uroda Japończyków, jak i Chińczyków jest „egzotyczna”, jednak sami
Japończycy także używają tego określenia dla Koreańczyków czy Chińczyków, gdyż
uważają siebie za „białych Azji”; a zresztą te trzy nacje naprawdę mocno różnią
się między sobą od aut.)
- A wyglądam ci na Chińczyka? – łypnął na mnie z
politowaniem. (przypominam także, że Japończycy nie utrzymywali zbyt ciepłych
stosunków z Chińczykami, a więc Hiro mógł odebrać to jako obrazę od aut.)
- No… w każdym razie jesteś wysoki… - bąknąłem.
- A więc uważasz, że jestem Chińczykiem ze względu
na mój wzrost? – roześmiał się, jednak zaraz uciął, machając jakby w gniewnym geście
wachlarzem, który znów rozłożył się w jego dłoni. – Teraz się śmieję, ale muszę
przyznać, że jesteś nietaktowny – skarcił mnie… w zasadzie to jak zwykle. –
Takie zachowanie przy kliencie mogłoby zostać odebrane jako nadmierne wścibstwo.
Nie możesz tak bezczelnie wypytywać się o wszystko.
- Taa… jasne – mruknąłem, przewracając oczyma.
- Chwila przerwy – zarządził i podniósł się z
podłogi, kierując się do wyjścia, jednak zatrzymałem go, chwytając go za
obszerny rękaw.
- Odpowiedz mi – wbiłem nieustępliwe spojrzenie w
jego czarne oczy - …proszę – dodałem pokornie, kiedy zdałem sobie sprawę, że
wymuszeniem na Hiro nic nie wskóram.
Brunet posłał mi ciężkie spojrzenie, jednak nie ugiąłem się. Byłem
zbyt ciekawski. W końcu jednak jedynie westchnął ciężko i dał za wygraną.
- Wiedzę, że póki nie zaspokoję twojej ciekawości,
nie będziesz w stanie skupić się na poprawnym wykonaniu tańca kappore –
niemalże jęknął boleśnie. – Więc jeśli ma to dla ciebie tak ogromne znaczenie,
to powiem ci, że nie jestem Japończykiem czystej krwi – przyznał z ociąganiem.
– Mój ojciec pochodził z Chin. Kiedy skończyłem siedem lat przeszedłem pod jego
opiekę i kolejne dziesięć spędziłem na cesarskim dworze w Państwie Środka. Jako
że nie jestem czystej krwi ani Japończykiem, ani Chińczykiem w obu krajach
stawiało mnie to… hm… - skrzywił się nieznacznie – nieco niżej rangą, że tak
ładnie się wyrażę – posłał mi jednoznaczny, krzywy uśmiech. Nie musiał mówić
nic więcej. Domyślałem się, o co mu chodziło. – Z tej samej racji nie mogłem
zostać także jednym z doradców cesarza Chin, tak jak życzył sobie tego mój
ojciec.
- Przecież, żeby zostać doradcą to nie jest takie
proste… - urwałem nagle. – Chwila, nie mówi mi, że twój ojciec…
- Owszem, sam jest doradcą cesarskim. Chciał, abym zajął jego miejsce
i kontynuował rodzinną tradycję, a właściwie to piastował rodzinne stanowisko,
które było zajmowane przez męskich przedstawicieli rodu mojego ojca od wielu
pokoleń. Pech chciał, że mój ojciec ze swoją prawowitą małżonką miał jedynie
dwie córki. Udało mu się spłodzić syna podczas wyprawy dyplomatycznej do
Japonii; niemniej uznał, że jestem darem od bogów, dlatego chciał, abym stał
się głową rodziny; jak widać, jednak nie wyszło… - uśmiechnął się kwaśno.
- Dlaczego wróciłeś do Japonii? – dociekałem.
- Cóż… - przeczesał palcami włosy. – Oficjalnie nie
miałem żadnych wpływów na dworze cesarskim, ale w rzeczywistości było nieco
inaczej… W Chinach teoretycznie wciąż panuje cesarz Chúndì (cesarz Chin
panujący w latach 1735-1795 od aut.), ale w istocie jest on tylko postacią,
która nie ma wiele do powiedzenia. Chúndì jest już stary i schorowany, a w
rzeczywistości władzę zdobył już młody i niedoświadczony, a przede wszystkim
rządny krwi Yongyǎn
czy raczej Ruìdì, jak go obecnie nazywają (w Chinach jedno imię nadaje się przy
narodzinach, drugie przy osiągnięciu pełnoletniości, a cesarze przyjmowali
także trzecie w chwili objęcia tronu. Yongyǎn
jest prywatnym imieniem cesarza panującego w latach 1796-1820, a Ruìdì jest
imieniem, które przyjął jako władca od aut.) – mężczyzna posłał mi niepewne
spojrzenie, jakby oceniając czy może przy mnie kontynuować opowieść swojego
życia. – Kiedy jeszcze nie objął władzy, miałem z nim romans – odezwał się prawie
bezgłośnie. – W chwili, kiedy zasiadł na tronie stałem się dla niego
niewygodny. Obawiał się, że mógłbym wyjawić nasz sekret, przez co zostałby
skompromitowany i musiałby popełnić samobójstwo. Chciał mnie zabić, dlatego
musiałem uciec do Japonii – jego głos był jedynie odrobinę głośniejszy od
szeptu. Zapewne ściszył głos tak bardzo ze względu na to, że ściany w naszym
geisha-ya były cienkie, a co się z tym wiązało, miały uszy. Ponad to
prawdopodobnie nie było mu łatwo mówić o tym, gdyż w naszych czasach związek
dwóch mężczyzn był uważany za coś haniebnego. – Skoro opowiedziałem ci już moją
historię – odezwał się na powrót normalnym tonem głosu – i zdradziłem ci swoje
sekrety, mam nadzieję, że ty również zrobisz to samo – popatrzył na mnie
znacząco, po czym wyszedł z pokoju.
Co za intrygant! Specjalnie podsycał moją ciekawość,
karcąc mnie za nią, gdyż wiedział, że z pewnością nie uszanuję zasad, do
których powinny stosować się gejsze. Wciąż nie mogłem oswoić się z myślą, że
stałem się jedną z nich… Byłem niepokorny, na co Hiro nie raz zdążył mi już
zwrócić uwagę podczas tego krótkiego czasu, jaki spędziłem w tym okiya, co
teraz wykorzystał przeciwko mnie. Jako że zrobił mi tę przyjemność i zaspokoił
moją ciekawość, przy czym zdradził swoje sekrety, teraz mógł oczekiwać tego
samego, gdyż jego zachowanie świadczyło o tym, że obdarzył mnie zaufaniem, na
które wypadało, abym odpowiedział, choćby miał to być tylko pozór. To tak jakby
dał mi prezent – nie wypadało, abym go zignorował. Musiałem się zrewanżować; to
już nawet nie była jedna z zasad bycia dobrą gejszą, ale zwyczajna uprzejmość
japońska, która została wpojona mi od najmłodszych lat. Dzięki temu zyskał
sojusznika – nawet jeśli w istocie miało oznaczać to, że zmusił mnie do
stanięcia po swojej stronie. Jakby nie patrzeć łączyła nas teraz nić sekretów,
które musieliśmy nawzajem chronić przed wyjściem na światło dzienne. Sapnąłem
ciężko, złorzecząc w myślach brunetowi. Przeklęty Hiro!
Miałem nadzieję, że przynajmniej to, co mi
opowiedział nie było kłamstwem wyssanym z palca. Od początku nie wyglądał mi na
głupiego – może to wszystko wcześniej już ukartował? A może zwyczajnie szukam
dziury w całym? W końcu to taka nierealna historia… Nie codziennie spotyka się
osobę, której ponoć udało się uwieść Chińskiego cesarza, w dodatku mężczyznę…
cóż, choć po głębszym zastanowieniu nie powiedziałbym, że Hiro nie byłby w
stanie tego zrobić. Było w nim coś magnetycznego, pomimo jego powierzchownej
oschłości – wciąż jednak nie odkryłem, czym jest ta przyciągająca część jego
osobowości, którą tak skrzętnie próbował ukryć.
Bądź co bądź, mogłem mówić o nim naprawdę
niepochlebnie, jednak musiałem przyznać, że bardzo mnie zaskoczył. Z jego
opowieści mogłem wywnioskować, że znał przynajmniej dwa języki – chiński i
japoński – o ile nie więcej. Było to dla mnie wyczynem, gdyż nigdy nie mogłem
nauczyć się języka mandaryńskiego, który był tak mylnie podobny do mojego
ojczystego. Ponad to skoro choćby pretendował na stanowisko doradcy cesarza, musiał
być bardzo dobrze wykształcony. Pochodził z tak wysoko postawionego rodu… aż
niesamowite, że komuś takiemu jak ja przyszło poznać tak znamienitą osobę, jaką
jest Hiro. Wzbudził we mnie respekt.
Nim zdążyłem się obejrzeć, brunet wrócił do pokoju,
a za nim dreptała drobna kobieta o włosach spiętych w misterny kok. W
delikatnych dłoniach dzierżyła tacę, na której ustawiono dwa kubki z zieloną
herbatą. Po jej pomalowanej twarzy i długim pasie obi wnioskowałem, że musi być
maiko. Kobieta podstawiła jedno z naczyń koło mnie, a drugie koło mojego
nauczyciela, który dla odmiany, zasiadł blisko mnie, po czym szybko umknęła pod
twardym spojrzeniem mężczyzny.
- Dlaczego tu? – pytałem dalej, skoro i tak już
dałem złapać się w jego pułapkę.
- Co masz na myśli mówiąc „tu”? – chwycił swój
kubek i podniósł do ust, jednak nie upił ani łyku. Powąchał napar, a następnie
wykonał okrężny ruch dłonią, przez co płyn w środku zawirował. Skrzywił się.
- Dlaczego trafiłeś do Yoshiwary, a nie na dwór
cesarza japońskiego? – sprostowałem.
Hiro ponownie rozsunął drzwi i rozejrzał się po korytarzu.
- Suzume! – zawołał tę samą dziewczynę, której
lekkie kroki dało się usłyszeć chwilę później. – Ponieważ tam czekałaby mnie
tylko powtórka z rozrywki. Mało tego, gdyby na dworze chińskim wydało się, że
udałem się do Japonii, zostałbym uznany za zdrajcę, a mój ojciec okryłby się
hańbą – wyjaśnił pospiesznie. – Nareszcie! – sapnął, widząc maiko. – Co to
jest? – wskazał na zawartość naczynia.
- H-herbata… - wyjąkała cicho speszona dziewczyna.
Brunet wziął głęboki oddech, aby nieco się uspokoić
i nie wybuchnąć gniewem. Widziałem, że ledwo się powstrzymywał. Zgarnął mój
kubek, którego nie zdołałem nawet dotknąć i bez słowa wylał zawartość obu
naczyń na podłogę na korytarzu. Kobieta pisnęła przestraszona.
- Napar ma być klarowny i esencjonalny, a nie
przypominać… - urwał. – Już nawet nie będę wyrażał się, czego to nie ma
przypominać – ściągnął groźnie brwi. – W tej chwili posprzątasz to, a potem
zaparzysz jeszcze jedną, tym razem porządną herbatę – rozkazał.
- T-tak jest, Hiro-sama – mruknęła płaczliwie
dziewczyna kłaniając się głęboko, po czym zasunęła drzwi. Brunet jęknął
żałośnie.
- Widzisz? – zagadnął do mnie. – Właśnie dlatego są
bezużyteczne. Nie potrafią nawet herbaty zaparzyć – prychnął i ponownie usiadł
koło mnie.
- Ale dlaczego właśnie Yoshiwara? Rozumiem, że
chciałeś zniknąć, nie chciałeś rzucać się w oczy, więc nie mogłeś stać się
jakąś ważną osobą w polityce, ale skąd pomysł, żeby zostać właśnie gejszą? –
drążyłem.
- Cóż… - odchylił głowę do tyłu, przez co jego
włosy płożyły się teraz po ziemi. – Szczerze powiedziawszy to w pałacu
cesarskim pełniłem właśnie taką rolę; można powiedzieć, że byłem prywatną
gejszą Yongyǎna – wyznał.
Niesamowite… Nawet jeśli jego słowa były kłamstwem, to i tak w tej chwili
robiły na mnie piorunujące wrażenie. - Poza tym, gdzie bym nie poszedł, fakt,
że nie jestem ani rodowitym Chińczykiem, ani Japończykiem odbijał się na mnie,
degradując mnie w hierarchii społecznej. Choć… może prawdą jest też to, że po
prostu chciałem zajmować się tym, na czym znam się najlepiej, a więc dlatego
znalazłem się w tym miejscu – rozłożył bezradnie ręce. – Nigdy o tym nie
myślałem. Nigdy nawet nie przeszło mi przez myśl, że pasowałbym gdzie indziej –
zaśmiał się pod nosem.
- Dużo podróżowałeś?
- Po Chinach… całkiem sporo – przytaknął. – Byłem w
Chongqingu, Szanghaju, Pekinie, Tianjinie, Chengdu, Kantonie, Shenzhen,
Dongguan, Hanghzou, Hongkongu, widziałem też Żółte Góry… Po Japonii podróżowałem znacznie mniej.
Właściwie to byłem jedynie w Kioto, Osace i Edo.
- Zwiedziłeś tyle miejsc! – wykrzyknąłem zdumiony.
– Ja nigdy nie opuściłem Edo… - przyznałem ze smutkiem.
- W zasadzie moja podróż po Japonii była... niezbyt
turystyczna, jeśli mogę się tak wyrazić – skrzywił się nieznacznie. –
Wychowałem się w Kioto, a więc tam też udałem się zaraz po przybyciu do
Japonii. Odwiedziłem matkę, jednak nie mogłem narażać jej na niebezpieczeństwa,
gdyż kiedy wydało się, że uciekłem, a jestem osobą ściganą rozkazem ścięcia
przez samego cesarza, była ona pierwszą osobą, którą odwiedzili chińscy
żołnierze. Wtedy trafiłem do Shimabary w Kioto (dzielnica rozkoszy od aut.),
ale nie mogłem tam zostać, gdyż do stolicy ściągają najważniejsi
przedstawiciele innych państw, którzy nie stronią od takich miejsc. Obawiałem
się, że któryś posłaniec chiński w końcu mógłby mnie rozpoznać, a więc uciekłem
do Shinmachi w Osace, a właściwie zostałem tam przeniesiony na prośbę mamy
okiya, w którym w tamtym czasie pomieszkiwałem. Jej siostra prowadziła podobny
przybytek i poprosiła mnie, abym nauczył tamtejsze gejsze swoich sztuk, na co
zgodziłem się z ochotą. Nie zabawiłem tam jednak zbyt długo, gdyż miejsce to
nie było zbyt przyjemne, dlatego z kolei przeniosłem się tutaj, do Yoshiwary i
już tu ostałem.
- Twoje życie… - zająknąłem się – było strasznie
zwichrowane – starałem się odpowiednio dobrać słowa.
- To mało powiedziane – zaśmiał się, jednak zaraz
uciął, tak jak to miał w zwyczaju. Sięgnął do rękawa i wyciągnął swój
nieodłączny wachlarz, który posłusznie rozsunął się w jego zwinnych palcach. –
Koniec tej przerwy. Wracaj do treningu.
Westchnąłem pod nosem, jednak posłusznie podniosłem
się z podłogi i zacząłem wykonywać układ od początku. Hiro również się podniósł
i obchodził mnie dookoła, przyglądając mi się krytycznie.
- Ręka wyżej – pacnął mnie wachlarzem w przedramię.
– Za bardzo wysuwasz prawą stopę do przodu – rzucał komentarze, ukrywając się
za wachlarzem. – Dobrze. Teraz lepiej – dla odmiany pochwalił mnie. – Mocniej
ugnij kolana – westchnął. – Niech mnie Budda wspomoże, bo nie wytrzymam! Więcej
gracji! Więcej uczucia! Twoje ruchy są tak sztywne i nienaturalne, że to aż
ciężko opisać!
- Lepiej pracowałoby mi się z muzyką – mruknąłem
pod nosem.
- Co ci po muzyce, skoro nawet kroki mylisz? –
prychnął. – Odsuń się – odgonił mnie ręką. – Pokażę ci, jak to powinno
wyglądać.
Brunet zajął moje miejsce na środku pokoju i zaczął
wykonywać te same ruchy, co ja przed chwilą, jednak w istocie wkładał w to o
wiele więcej uczucia i gracji. Rozłożony wachlarz w jego dłoni, który od czasu
do czasu był przez niego podrzucany i zręcznie z powrotem łapany oraz który co
jakiś czas zakrywał jego twarz, nadawał mu nieco tajemniczego uroku. Jego ruchy
były płynne, naturalne, zupełnie tak jakby wykonywanie tego układu było dla
niego czymś oczywistym, podobnie jak oddychanie. Jego kroki były pewne, ale
wciąż zachowywały swą lekkość, przez co występ był niesamowity. Zdawało się,
jakby muzyka grała gdzieś wewnątrz jego duszy, jakby miał swój własny rytm, do
którego się dostosował, z którym zgrał się do perfekcji. Żaden ruch nie był
spóźniony czy wykonany zbyt szybko choćby o mrugnięcie okiem. Długi materiał
jego aksamitnego hanfu wirował za swoim właścicielem, kiedy ten obracał się –
niby nic nadzwyczajnego, a jednak tkwiła w tym jakaś niespotykana nuta magii.
Wpatrywałem się jak zaczarowany w złote kwiaty wyszywane na jego ubraniu
drogocenną nicią, która odbijała światło, przez co ozdoby mieniły się niczym
prawdziwe złoto. Ruchy Hiro były szybkie, sprawne, a nie tak mozolne jak moje.
Był perfekcyjny.
Kiedy kończył już występ, przeszedł do
półprzysiadu, a następnie usiadł pod ścianą i spojrzał na mnie spod
półprzymkniętych powiek.
- Míngbáile ma? (明白了吗?od aut.) – zapytał.
- Co? – zamrugałem kilkakrotnie, będąc pewnym, że
zachwyciłem się jego występem tak bardzo, iż przestałem rozumieć co do mnie
mówi.
- Zapytałem po chińsku czy rozumiesz – wyjaśnił.
- Ale co rozumiem?... – czułem się otępiały.
- Gdzie popełniłeś błąd, oczywiście – westchnął.
- Aa… - mruknąłem. – Zdaje się, że tak…
W tym momencie drzwi rozsunęły się ponownie, a w
nich pojawiła Suzume z nową tacą i kubkami z herbatą na niej. Skłoniła się
przesadnie głęboko.
- H-Hiro-sama, mama cię wzywa – skłoniła się raz
jeszcze.
- Już idę – mruknął, podnosząc się. – A ty –
zerknął na mnie przed wyjściem – masz ćwiczyć. Kiedy przyjdę ponownie chcę zauważyć
jakieś postępy - wycelował we mnie
wachlarzem, po czym zwinął go w dłoni i wyszedł.
***
- Nie jest już znowu tak najgorzej – brunet
delikatnie uniósł brwi, co jak zdążyłem już zauważyć, było gestem, który
zdradzał jego aprobatę. – Na jak tak krótki czas ćwiczeń tym razem zatańczyłeś
prawie że przyzwoicie – pochwalił mnie. Takie słowa w jego ustach brzmiały
równoznacznie jakby cały anielski chór wychwalał mnie pod same niebiosa. –
Właśnie dlatego sądzę, że mężczyźni nadają się lepiej do pełnienia zawodu
gejszy – powtórzył. – Jeśli będziesz dalej ze mną trenował, może będą z ciebie
ludzie.
- Dziękuję – uśmiechnąłem się promiennie.
Stwierdziłem, że dla takich słów nawet warto było poświęcić tyle czasu na
powtarzanie tego przeklętego układu, co obecnie skutkowało potwornym bólem
każdego najdrobniejszego mięśnia mojego ciała.
Hiro był bardzo wymagającym nauczycielem, ale
jednocześnie sam był perfekcyjny. Skoro sam był aż tak dobry, wydawało mi się
być logicznym, że oczekiwał równie wspaniałych umiejętności od swoich uczniów.
W końcu nie byle kto może uwieść przyszłego władcę Chin…
- Właściwie… - odezwałem się dość niepewnie. –
Właściwie to zastanawiałem się czy mógłbym zająć się czymś innym niż taniec –
zapytałem cicho.
- Co proszę? – brunet wydawał się być zdziwiony.
- No bo… - bąknąłem. – Nie wszystkie gejsze
przecież tańczą. Wszystkie rozmawiają i zabawiają gości, ale jedne grają na
instrumentach, a niektóre są mistrzyniami chadō (ceremonia picia herbaty od
aut.) albo ikebany (japońska sztuka układania kwiatów od aut.)… - mruknąłem.
- Masz rację – przytaknął – jednak nie tak znowu do
końca. Nie ma gejszy, która specjalizuje się tylko i wyłącznie w jednej sztuce.
Jako gejsza musisz opanować wszystkie te sztuki w stopniu podstawowym, a więc
nauka tańca kappore jest obowiązkowa i nie przeskoczysz jej. Kiedy ten etap już
zakończysz, przejdziemy do następnego, a kiedy już będziesz gotów, sam
zdecydujesz, która sztuka pociąga cię najbardziej i w której jesteś najlepszy,
i to właśnie tę będziesz ćwiczył aż do perfekcji – tłumaczył. – Musisz spełniać
zachcianki klienta. Jeśli gość powie, że ma ochotę obejrzeć twój taniec, co mu
powiesz? Przeprosisz i zaproponujesz więcej sake? Powiesz, że twoją
specjalnością jest coś innego i jeśli chce oglądać tańce, to musisz zawołać
kogoś innego? – pokręcił głową. – Nie da się być idealnym we wszystkim, a więc
nawet jeśli twój taniec nie zachwyci go, gdyż ten będzie przyzwyczajony do
oglądania prawdziwych mistrzów, w każdej chwili możesz zaproponować mu, że
umilisz mu czas w inny sposób, a będzie to twoja wyćwiczona umiejętność. Porwiesz
go czymś innym, jednak nigdy nie może dojść do sytuacji, kiedy rozłożysz
bezradnie ręce i powiesz „proszę mi wybaczyć, ale nie umiem tego zrobić” –
zakończył swoją tyradę.
- Ech – westchnąłem. – Bycie gejszą wcale nie jest
takie proste, jak mogłoby się wydawać… - jęknąłem.
- A to dopiero początek – zaśmiał się. – Poza tym
nikt nie mówił, że będzie lekko.
Skinąłem głową. Miał rację; nie obiecywał, że
całymi dniami będę się wylegiwał i nic nie robił – powiedział jedynie, że da mi
dach nad głową i posiłek… Niemniej musiałem zacząć się bardziej starać, gdyż
nie mogłem tego stracić. To nie to, że przyzwyczaiłem się do despotycznego
charakteru Hiro i jego metod nauczania, przez które byłem cały posiniaczony,
ale zwyczajnie nie chciałem wrócić na ulicę. Nie mogłem sobie na to pozwolić.
- Co jest twoją specjalnością? – zapytałem,
zmieniając temat. – Taniec? – zgadywałem.
- Nie – pokręcił głową. – Właściwie to ja też za
nim nie przepadam – zaśmiał się. – Śpiewam.
- Śpiewasz? – zdziwiłem się. – Nie słyszałem
jeszcze o tym, żeby specjalnością jakiejś gejszy był śpiew. Co prawda często
śpiewają podczas gry na instrumentach, jednak raczej gra jest tym, co ma urzec
gościa…
- Zgadza się – skinął głową z uśmiechem. – Można
powiedzieć, że śpiew to mój specjalny talent, którym się wyróżniam. Oczywiście
również gram na instrumentach, ale częściej śpiewam acapella.
- Hm… ciekawe – mruknąłem. – Zaśpiewasz mi coś w
takim razie? – poprosiłem.
- Może nie dziś – doskonale zdawałem sobie sprawę z
tego, że tłumi w sobie śmiech.
- Powiedziałem coś zabawnego? – dopytywałem.
- Nie, to nic takiego – machnął wolną ręką, a w
tej, w której trzymał wachlarz, zasłonił sobie nim twarz, żebym nie mógł
zobaczyć uśmiechu, którego próbował się
pozbyć. Pierwszy raz widziałem Hiro w takim stanie, w którym nie mógł nad sobą
zapanować.
- Nie rozumiem… - wzruszyłem ramionami.
- Póki co nie musisz – w końcu wybuchnął gromkim
śmiechem, a ja przez chwilę wpatrywałem się w niego z niezrozumieniem wypisanym
na twarzy, aż w końcu sam zacząłem się śmiać. Brunet często się pieklił, toteż
dziwnie było słuchać przez tak długi czas jego dźwięcznego i melodyjnego
śmiechu, który był wręcz zaraźliwy. Sam nie wiedziałem z czego się śmieję, ale
najwyraźniej było mi to potrzebne, gdyż kiedy w końcu się uspokoiliśmy,
poczułem, jakby kamień spadł mi z serca.
- Dobrze się dziś spisałeś – Hiro położył mi dłoń
na ramieniu i spojrzał głęboko w oczy. Jego przystojną twarz wciąż rozjaśniał
szeroki uśmiech. – Oby tak dalej.