miniaturka "Lód stopniał" Hizumi x Zero (D'espairsRay)

Może trochę późno jeśli chodzi o lód, ale cóż... mówiłam, że będę starać się powrócić do mojego ukochanego paringu H x Z, pomimo jego wrednej Zerowatości...



Tytuł: „Lód stopniał”
Paring: Hizumi x Zero (D’espairsRay)
Gatunek: ?
Typ: miniaturka
Beta: -

Mróz. Biały obłok mojego oddechu unosił się w powietrzu, zawisł w nim niczym materialny, namacalny przedmiot. Uśmiechnąłem się do siebie pod nosem, zagrzebując się jeszcze bardziej w szaliku, który pachniał jego perfumami; zasłoniłem się tak, iż widać mi było niemalże same oczy.
- I czego się cieszysz? – burknął Zero.
Michi był uważnym obserwatorem. Zawsze dostrzegał najdrobniejsze zmiany w moim wyglądzie czy zachowaniu i potrafił wyciągnąć z nich trafne wnioski, dlatego też teraz  umiał stwierdzić, że się uśmiecham, obserwując jedynie moje oczy, które lekko się zmrużyły. Choćbym nie wiem jak się starał, nigdy nie potrafiłem ukryć przed nim swoich prawdziwych uczuć… więc od pewnego czasu po prostu przestałem się kryć. Zrozumiałem, że to i tak bezcelowe – on i tak już o wszystkim wie, wszystkiego się domyślił.
- Bo pada śnieg – chwyciłem go mocniej pod ramię, kiedy wspólnie przekraczaliśmy bramę uniwersytetu, kierując się w stronę stacji metra.
- To nie jest powód do radości – prychnął. – Zacznie się teraz… - westchnął. – Korki, skrobanie aut…
- Przecież ty nawet nie masz samochodu! – roześmiałem się, na co szatyn jedynie wywrócił oczyma i mruknął coś do siebie pod nosem.
Właściwie to nie wiem, dlaczego padło akurat na Shimizu. Byłem od niego starszy o rok, a więc kontynuowałem już mój szósty semestr na uczelni, podczas gdy szatyn dopiero czwarty. Chodziliśmy na różne kierunki, nigdy nie mieliśmy wspólnych wykładów, więc teoretycznie szansa na nasze spotkanie w szkole była zerowa, żeby nie powiedzieć ujemna. Uniwersytet Tokijski to olbrzymia kondygnacja budynków, ogrom masy ludzkiej lawirującej wśród siebie nawzajem, co najmniej kilkaset rwących potoków bezimiennych, nieznajomych sobie ludzi ciągnących w różne strony – a jednak stało się.
Niemożliwe czasem bywa możliwe.
Właściwie to wszystko zaczęło się od tego, że zainteresowałem się plotką o chłopaku, który ponoć potrafi zabijać wzrokiem, dlatego zapewne jest seryjnym mordercą, ale jako że nauka jeszcze nie udowodniła, iż można pozbawić życia za pomocą spojrzenia, a on skrzętnie ukrywa zwłoki w swojej szafie, policja wciąż go nie złapała. Wciąż słyszałem, że od niego lepiej trzymać się z daleka. Wszyscy dookoła z uporem maniaka powtarzali, że jestem masochistą albo nawet samobójcą, skoro zamierzam się do niego zbliżyć, co niezmiernie mnie irytowało.
„Dlaczego?”
To pytanie wciąż pobrzmiewało w mojej głowie, kiedy wspinałem się po schodach prowadzących do najwyższej loży ławek w sali wykładowej numer sto trzy. Pamiętam to jak dziś. Serce waliło mi jak młotem. Ekscytowałem się i denerwowałem jednocześnie – choć do tej pory nawet nie potrafię powiedzieć dokładnie dlaczego.
Pchała mnie ciekawość. Chciałem sprawdzić na własnej skórze czy ten chłopak o anielskiej twarzyczce, choć wiecznie skrzywionej w brzydkim grymasie, jest naprawdę taki zły. Ciekawiło mnie, dlaczego jest taki oschły, dlaczego próbuje odseparować się od innych, dlaczego jest taki nieprzyjazny… W zasadzie na większość tych pytań wciąż nie dostałem odpowiedzi.
Życie to nie telenowela czy harlequin, dlatego kiedy tylko się przysiadłem, zostałem obrzucony miażdżącym spojrzeniem, którym do dziś Zero lubi mnie traktować. Michi nie zmienił się w księcia z bajki. To również nie jest anime czy też manga, toteż Shimizu w istocie okazał się najbardziej opryskliwym typem, z jakim do tej pory miałem do czynienia i nic nie wskazywało na to, jakoby miał się zmienić choćby odrobinę. Nie przeszedł rewelacyjnej metamorfozy, dzięki której miałby być we mnie szaleńczo zakochany w zamian za to, że się nim zainteresowałem w „normalny” sposób w przeciwieństwie do reszty studentów, być mi oddanym czy choćby miłym, a dla reszty świata wciąż niezmiennie ostrzyć swoje kolce niczym piękna róża.
Zero nie był różą.
Zero kłuł jak oset.
Wszystko i wszystkich.
Miałem wrażenie, że kłuje mnie nawet teraz, ale w zasadzie nie przeszkadzało mi to. Może w istocie jestem w jakimś stopniu masochistą? W każdym razie przylgnąłem do niego niczym rzep. Właściwie to fascynowało mnie to, jak bardzo jest inny od reszty – z tego samego powodu wiele osób go unikało, stroniło od niego, ale ja widziałem w nim coś, co mnie przyciągało. Sprawiało, że chodziłem za nim niemalże krok w krok niczym stalker. Uzależniłem się. Zawsze szukałem go wzrokiem w tłumie, często też do niego podchodziłem, próbowałem się zbliżyć, mimo iż on wciąż mnie od siebie odpychał – ale ja po prostu nie mogłem inaczej. Musiałem go chociaż zobaczyć raz dziennie; inaczej dostawałem jakichś dziwnych tików nerwowych, byłem rozeźlony, rozkojarzony.
Rzep i oset – dobrana para, prawda?
W końcu jednak Michi dał za wygraną. Pozwolił mi stać przy swoim boku. Zaakceptował irytującą świadomość mojego istnienia dryfującą w bezładzie rzeczywistości tak blisko swojego żywota – jak to sam powiedział. Zaśmiałem się cicho na to wspomnienie.
- Śnieg jest piękny – stwierdziłem, przyglądając się jak drobne płatki białego puchu leniwie spadają na ziemię.
- Widziałem piękniejsze rzeczy… - mruknął, a ja oparłem głowę o jego ramię.
- Nie wydziwiaj – przymknąłem powieki, pozwalając prowadzić się szatynowi. – Jest już grudzień, a to dopiero pierwszy śnieg, więc to chyba nic dziwnego, że się nim cieszę, prawda?
- Nie, to jest dziwne – zaprzeczył ostro. – Dla mnie nie jest ważnym, kiedy on spadnie; najlepiej, żeby nie padał w ogóle. Nie lubię śniegu… A ty cieszysz się z takich irracjonalnych rzeczy jak głupi, wiesz? – fuknął.
- Oj tam – machnąłem ręką. – Po prostu kiedy nie ma śniegu, nie czuję tej magii świąt.
- Yoshida, możesz mi wytłumaczyć od kiedy zostałeś Chrześcijaninem? – spojrzał na mnie jak na osobę niespełna rozumu. – Albo chociaż amatorem Bożego Narodzenia?
- Zwyczajnie lubię, kiedy reklamy Coca-Coli w jakimś stopniu pokrywają się z rzeczywistością – zaśmiałem się. Shimizu znów wywrócił oczyma i sapnął ciężko. Zeszliśmy do podziemia. Chłopak odruchowo spojrzał w stronę przeciwnego peronu, gdyż mieszkał w innej części miasta. – Jedziemy do mnie?
- Niech ci będzie – zgodził się.
- Dziękuję – stanąłem na palcach i cmoknąłem go w policzek, na co chłopak nie zareagował w żaden sposób.

***

- Zeeroo… - jęknąłem żałośnie.
- Nie drzyj się – warknął szatyn. – Leżę koło ciebie, gdybyś nie zauważył – poinformował mnie zachrypniętym głosem.
Niechętnie podniosłem się na łokciach i z trudem uniosłem głowę. Otworzyłem zapuchnięte, podrażnione i zaropiałe oczy, aby zweryfikować czy mówi prawdę. Ze zdziwieniem zorientowałem się, że nie żartował. Shimizu leżał na boku odwrócony do mnie plecami. Przykryty był kołdrą mniej więcej do wysokości żeber, dzięki czemu mogłem podziwiać jego nagie plecy. Jego skóra wydawała się być taka gładka i aksamitna… ledwo powstrzymałem się, aby nie przesunąć po niej dłonią.
- Punkt dla ciebie za spostrzegawczość – mruknąłem niewyraźnie.
- Chciałeś ode mnie coś konkretnego czy po prostu postanowiłeś mnie torturować swoim gadulstwem, kiedy mam migrenę stulecia? – zapytał nieprzyjaźnie.
- Migrenę to ma królowa Bon; ciebie po prostu łeb napierdala – zaśmiałem się, po czym ponownie padłem na poduszki, gdyż nie miałem zbytnio siły utrzymywać się dłużej w pozycji półleżącej. – Tak właściwie to mam do ciebie prośbę… - mruknąłem znacznie ciszej.
- Co, mam ci niby skoczyć po tabletki przeciwbólowe i najlepiej jeszcze coś do picia, tak? – odwrócił się w moją stronę. Nie wyglądał lepiej niż ja; podkrążone, zapuchnięte oczy, blada, przesuszona cera, spierzchnięte usta poznaczone ranami od zagryzania ich. – Tyle mam ci do powiedzenia – pokazał mi środkowy palec i z powrotem ułożył się w tej samej pozycji, co wcześniej.
- A myślałem, że jesteśmy przyjaciółmi… - próbowałem wziąć go na litość.
- Daj mi spokój – burknął. – Jak taki z ciebie przyjaciel, to sam przynieś te cholerne tabletki i wodę, a ja poczekam.
- Wiesz… W tą stronę to to raczej nie przejdzie…
Michi w odpowiedzi burknął coś pod nosem i szczelniej przykrył się kołdrą. Mimo jego wrednych odzywek niezrażony przysunąłem się do niego i objąłem go od tyłu. Moja dłoń spoczęła na jego brzuchu.
- Co ty robisz? – mruknął.
- Wiesz, co jest najlepsze na ból głowy? – uśmiechnąłem się perwersyjnie.
- Studencki obiad stulecia; koktajl bananowy i kanapka z tłustym boczkiem?
- Nie – zaśmiałem się. – Seks.
- Mało ci w nocy było? – uniósł jedną brew i odwrócił się do mnie przodem. Przesunął dłonią po mojej szyi, zatrzymał ją na klatce piersiowej, a następnie delikatnie popchnął mnie do tyłu. Położyłem się pod nom. Chłopak oparł się po obu stronach mojej głowy i zawisł nade mną. Jak zwykle uważnie mnie lustrował, jakby zastanawiając się nad moją propozycją. – Później nie będziesz mógł chodzić – cmoknął mnie w czoło i odsunął się z powrotem.
Usiadł, a następnie podciągnął się nieco wyżej i odsłonił zasłony. Zmrużyłem oczy, kiedy do sypialni wpadł snop oślepiającego światła. Zero wyjrzał za okno.
- Śnieg stopniał – oświadczył.
- Co? Niee… - jęknąłem niezadowolony i przysunąłem się do niego, aby zajrzeć mu przez ramię i przekonać się czy szatyn nie kłamie. – To niedobrze…
- Dobrze – zaprzeczył Shizmizu.
- Niedobrze – nie ustępowałem.
Zero zmierzył mnie przeszywającym spojrzeniem, po czym rzucił się na mnie. Ponownie mnie przewalił, jedynak tym razem znacząco zmniejszył dystans między nami. Pocałował mnie w usta – krótko, lecz czule. To był pierwszy raz, kiedy chłopak z własnej woli mnie pocałował; zawsze to ja inicjowałem pocałunki, które i tak były bardzo rzadką przyjemnością, na jaką mogłem sobie pozwolić.
- Lód stopniał – uśmiechnął się pięknie, przez co w tej chwili naprawdę wyglądał niczym sam anioł. – To dobrze.
- Lód… stopniał… - wydukałem. – Aa! – wykrzyknąłem, zrozumiawszy, o co mu chodzi. – Lód stopniał!

Objąłem go za szyję, kiedy ponownie mnie pocałował – tym razem naprawdę gorąco i namiętnie, ponieważ wraz ze śniegiem stopniały wszystkie lody; naprawdę wszystkie.

6 komentarzy:

  1. Waaaaaaaaaaaaa...ten lód to chyba nikt nie wie czemu teraz....ale słodkie jak nie wiem x33333
    //Yuuko-san

    OdpowiedzUsuń
  2. Awwww. :3
    To było świetne, życzę weny. :))

    OdpowiedzUsuń
  3. Eh, pierwszy raz czytam cośkolwiek z D'espairsRaysów. I podobało mi się ^.^
    Też na początku skojarzyć o co chodzi z tym topnieniem lodu, ale mój spóźniony zapłon zorientował się o co kaman :')
    Ja chyba nie potrafiłabym zakochać się w takim aroganckim syfie za przeproszeniem, ale jak to się mówi, miłość nie wybiera.
    Końcówka kochana ^^
    I odpowiedziałam na twój komentarz pod najnowszą notką, o ile cię to interesuje a wcale nie musi c:
    Pozdrawiam i przesyłam przytulaski i wstrzykuję śmiertelno-nieśmiertelną dawkę wenomu. :*

    OdpowiedzUsuń
  4. Kiedy w końcu coś dodasz?
    Szczerze mówiąc sprawdzam conajmniej dwa razy dziennie Twojego bloga czy cokolwiek dodałaś. Już mnie to nudzi gdyż chyba nie jest już prowadzony tak jak kiedyś. Mówi o tym nawet sama ilość komentarzy. Kiedyś miałaś ich +10 a nawet 20 a teraz zaledwie cztery no i plus mój.
    Kita, masz talent. Uwielbiam czytać Twoje opowiadania ale nawet nie poinformowałaś nas, że jesteś w sytuacji która nie pozwala Ci na dodawanie rozdziałów czy cos. Wystarczyłaby mała informacja. A tak to nas olałaś. Nie licz na full komentarzy, Ty jako autorka masz zobowiązania i my jako czytelnicy. Autorka się nie stara - czytelnicy są zniechęceni i również przestają się starać. Coś za coś.
    Powiedz czy kończysz pisać czy potrzebujesz przerwy bo ta cisza jest naprawdę irytująca.
    Pozdrawiam i nie myśl, że to jakiś hejt czy coś. Po prostu to jest mój punkt widzenia.
    `' Miku Nao.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Podpisuję się pod Tobą, na tym blogu panuje teraz wszechobecna cisza...

      Usuń