przy
BORN - "Devilish of the Punk"
"Ficzek
o niczym"
Tytuł:
?
Paring:
Ryoga (BORN) x Tsuzuku (Mejibray)
Typ:
oneshot
Gatunek:
?
Beta:
-
Ostrzeżenia:
tekst jest… jakby to ująć? Skomplikowany… Myślę, że niewiele
osób to zrozumie, bo sama zastanawiam się nad tym, co brałam,
kiedy to pisałam. W każdym razie obiecuję, że następnym razem
wezmę pół…
-
Ej, Tsuzuku - zagadnąłem przyjaciela siedzącego obok mnie. Brunet
wyjął z ust słomkę, przez którą sączył swoje mohito i
spojrzał na mnie pytająco. - Nie uważasz, że niebo dzisiaj jest
bardziej błękitne niż kiedykolwiek wcześniej? - zapytałem
poważnie. Wokalista spojrzał przelotnie na nieboskłon w swoich
dużych, zakrywających niemalże połowę twarzy okularach
przeciwsłonecznych, po czym znów wbił wzrok we mnie; tym razem
obdarował mnie spojrzeniem pełnym politowania.
-
Ryoga, czego ty tam sobie dolałeś do tej puszeczki? - wskazał na
puszkę coli w moich rękach. Ja, w przeciwieństwie do Tsuzuku, nie
mogłem sobie pozwolić dziś na raczenie się alkoholem, gdyż
przyjechałem samochodem i zamierzałem jeszcze dzisiaj wrócić nim
do domu.
Znajdowaliśmy
się w ogrodzie muzyka - nienagannie utrzymanym ogrodzie z równymi
rabatami kolorystycznie komponujących się ze sobą kwiatów oraz
symetrycznie przyciętymi drzewami - jednak sam fakt, że ten kawałek
ziemi prawnie należał do niego, nie był jednoznaczny z tym, że
wokalista Mejibray zakasał rękawy i sam zabrał się do roboty.
Wręcz przeciwnie, miał do tej brudnej roboty zatrudnionego
ogrodnika.
-
Nic - odparłem niezrażony.
Siedzieliśmy
koło siebie na ogrodowej huśtawce - on w siadzie skrzyżnym ze
szklanką między nogami, ja z jedną nogą podciągniętą pod
brodę, a drugą płasko opartą na ziemi. Od czasu do czasu bujałem
nas, aby huśtawka nie zatrzymała się.
A
propos ogrodnika... Ogrodnik - młody, nawet niebrzydki chłopak -
właśnie pojawił się w naszym widnokręgu; ukłonił się głęboko
w geście pożegnania. Ja odpowiedziałem mu skinieniem głowy,
podczas gdy Tsuzu go zignorował. Chłopak wyszedł tylną furtą
ogrodu na rzadko uczęszczaną przez samochody piaskową drogę,
zapewne kierując się do domu. Zadziwiające, że w stolicy Japonii
jest gdzieś choćby jedna niewyasfaltowana droga? No, gdyby ktoś mi
tak powiedział, to też bym się zdziwił. Zgadywałem, że
właściwie to nie ma takich dróg ani w Tokio, ani w jego pobliżu -
ale ja dodam znacząco, że nie byliśmy w pobliżu Tokio. Są
wakacje, każdy potrzebuje odpoczynku i właśnie z tej racji brunet
zaszył się w swoim niewielkim domku położonym na wsi. W tym roku
zaprosił mnie do siebie, jednak ja nie zamierzałem długo tu
zabawić...
-
Już? - zapytałem po chwili.
-
Co "już"? - spojrzał na mnie z niezrozumieniem wypisanym
na twarzy.
-
Przeleciałeś go już? - sprostowałem. Muzyk uśmiechnął się
drapieżnie. - Oj daj spokój, przecież nie od dziś wiem, że takie
zagrywki są bardzo w twoim stylu - wywróciłem oczyma. - A... No i
jak w ogóle było z tą panienką wynajętą, rzekomo, do
sprzątania?
-
Zaczęła płakać i prosić, żebym nie robił jej krzywdy -
prychnął.
-
Usłuchałeś jej?
- Ryoga! - zganił mnie spojrzeniem. - Aż takim erotomanem to nie
jestem! - oburzył się i spojrzał na mnie z urazą, zakładając
ręce na piersi. - Nic jej nie zrobiłem - dodał dobitnie.
-
Aha... - mruknąłem beznamiętnie. - A co z nim?
-
Jest zaręczony.
-
To jakiś problem?
-
Ryoga, dobrze się dzisiaj czujesz? - spojrzał na mnie podejrzliwie.
- Gdzie podział się ten nieskalany blondas, który zawsze ganił
mnie za to, że jestem, cytuję, "bezdusznym, szowinistycznym
seksoholikiem bez krzty moralności i sumienia"? - zaśmiał się
pod nosem.
-
Przefarbowałem włosy, gdybyś nie zauważył - wskazałem na moje,
obecnie, niebieskie kosmyki, które w bezładzie tańczyły po mojej
twarzy do rytmu świszczącego między gałęziami wiatru, łaskocząc
mnie.
-
Ach, i to pozwala ci być teraz bezlitosnym skurwielem, który na
wszystko ma wywalone? - fuknął.
-
Mniej więcej - wzruszyłem ramionami. - Więc jak z tym ogrodnikiem?
- dopytywałem.
-
Nijak. Niedługo bierze ślub... a bynajmniej tak twierdzi... Zresztą
nieważne, nie będę przecież tego sprawdzać. To nie moja sprawa -
wzruszył ramionami. - W każdym razie w akcie miłosierdzia
stwierdziłem, że dam mu się nacieszyć wiernością małżeńską,
bla, bla, bla... i tak dalej, i tak dalej... - uśmiechnął się z
przekąsem.
-
Musiał albo nie słyszeć, że zatrudniasz ludzi nie tylko jako
pomoc domową, ale także jako przelotnych kochanków, albo był
bardzo zdesperowany i szybko potrzebował gotówki - mruknąłem
kwaśno.
-
Nie wiem - wzruszył ramionami. - Nie pytałem go o motywy czy
powody, ale zapewne masz rację - upił łyk napoju.
Wiatr
wzmógł się. Ciepłymi, niemalże aksamitnymi podmuchami muskał
moją twarz i wbijał w nozdrza dusząco słodki zapach, od którego
kręciło się w głowie. Kwiecie szumiało cicho, uspakajająco.
Miejsce to w tym momencie wydało mi się być naprawdę bliskie
odwzorowaniu znaczenia słowa "raj" i przestało mnie
dziwić, że Tsuzuku - zwierzę imprezowe, seksoholik, sadysta -
zaszywał się tu, kiedy tylko miał ku temu okazję. Czasami
przyjemnie było odciąć się od świata zewnętrznego; choćby
pozornie i na chwilę.
-
Co cię ugryzło? - szturchnął mnie w ramię. - Wydaje mi się, że
dzisiaj jakoś dręczy cię fakt, że jesteśmy tak różni... –
nie doczekawszy się odpowiedzi z mojej strony postanowił
kontynuować. Wziął głębszy oddech. - Pamiętasz jak się
poznaliśmy? - nieznacznie skinąłem głową, dziwiąc się, że
zebrało mu się na wspominki. - Ty, kłębek szczęścia i ja,
desperat-melancholik - zaśmiał się, jednak nie był to zbyt wesoły
śmiech. - Już przy naszym pierwszym spotkaniu powiedziałem ci, że
nigdy nie znajdziemy wspólnego języka, dlatego byłem zdziwiony,
kiedy z dnia na dzień okazywało się, że mamy ze sobą coraz
lepszy kontakt. Właściwie to w pewnym momencie nawet mnie to
przeraziło... - uśmiechnął się do siebie, wpatrując się w
soczysto zielone źdźbła trawy. - Ale było dobrze... dobrze,
prawda? - spojrzał na mnie wyczekująco, jednak ja wciąż uparcie i
wymownie milczałem. - Też tak myślałem... - westchnął i wtedy
to ja na niego spojrzałem; zaskoczony. - Już dawno temu w mojej
głowie pojawiła się myśl, że tym, co tak naprawdę nas łączy i
podtrzymuje naszą przyjaźń, jesteś ty i twoja dobra wola. Gdybyś
tak desperacko nie próbował wciąż utrzymywać ze mną kontaktu,
zapewne dzisiaj bylibyśmy dla siebie obcymi ludźmi; dzięki twoim
staraniom mogę powiedzieć, że mam "przyjaciela"...
Jednak teraz nie widzę w tobie tej chęci. Jesteś przygaszony,
zrezygnowany. Nigdy wcześniej nie widziałem cię w takim stanie.
Może i się denerwowałeś, irytowałeś na mnie, ale... nigdy
jeszcze nie widziałem cię w takim stanie, w którym wyglądałbyś
tak jak teraz - jakbyś chciał zrezygnować ze mnie.
-
O czym ty mówisz? - spojrzałem na niego szeroko otwartymi oczami ze
zdumienia.
-
Nie chciałeś tutaj przyjeżdżać, prawda? - zadał kolejne
pytanie, nie odpowiadając na moje. Niepewnie skinąłem. - Dlaczego?
Co się we mnie zmieniło, aż tak bardzo, że odepchnęło nawet
ciebie?
-
Jestem po prostu zmęczony - przetarłem rękoma twarz. - Tsuzuku,
nie oszukujmy się, twój dom jest daleko od Tokio, a ja chciałbym
jeszcze dziś wrócić do siebie i odpocząć.
-
Dlaczego nie możesz odpocząć ze mną?
Odchyliłem głowę do tyłu i znów utkwiłem spojrzenie w błękicie nade mną. Obserwowałem jak porwane strzępy chmur szybko mkną po niebie. Niewielki czarny ptak przefrunął z gałęzi na gałąź.
Odchyliłem głowę do tyłu i znów utkwiłem spojrzenie w błękicie nade mną. Obserwowałem jak porwane strzępy chmur szybko mkną po niebie. Niewielki czarny ptak przefrunął z gałęzi na gałąź.
-
Ptaszek... - mruknąłem, a brunet zaśmiał się. - O Buddo, a ty
jak zwykle o jednym... - wywróciłem oczyma, jednak nie
powstrzymałem się od mimowolnego uśmiechu, który sam pchał mi
się na usta.
-
Jak do tej pory to "umoralnianie" mnie bawiło cię... a
bynajmniej takie odnosiłem wrażenie. Śmiałeś się z tego, jaki
jestem płytki. Czasem się denerwowałeś, kiedy przeginałem,
jednak zawsze myślałem, że ten kontrast, jaki tworzymy względem
siebie, bawi cię, a teraz... teraz odnoszę wrażenie, jakbym cię
męczył; jakbyś miał mnie dość... - przyglądał mi się
uważnie. Przymknąłem powieki.
-
To nie tak... - mruknąłem.
-
Więc jak?
-
Zastanawiałem się… Zastanawiam się nad tym... ile jeszcze czasu
nam zostało – wydukałem.
-
Nie rozumiem... - pokręcił głową.
-
W sensie... - zaciąłem się. - Jak długo jeszcze będziemy
przyjaciółmi... kiedy mnie potraktujesz tak jak innych; tak jak
tego ogrodnika i resztę... - zrobiłem kwaśną minę. - Bo...
Tsuzuku, ja, owszem, bawiłem się dobrze przy twoim boku, ale nigdy
nie śmiałem się z ciebie. Po prostu bawiłem się z tobą; nigdy
twoim kosztem - otworzyłem oczy, aby ujrzeć go tuż nad sobą.
Pochylał się nade mną, nasze twarze dzieliła naprawdę niewielka
odległość. Czułem jego gorący oddech na policzku. - Bo... Bo
przecież ty wiesz, że to nie zabawa trzymała mnie przy tobie...
ja... - zająknąłem się.
-
Nie wiem - odparł szybko. - Mogę się jedynie domyślać - odsunął
się na swoje poprzednie miejsce. Teraz to on wyglądał na
strapionego.
-
Uraziłem cię? - położyłem dłoń na jego ramieniu.
-
Nie - uśmiechnął się słabo. - Ale... Zrozumiałem, że, zresztą
jak zawsze, masz rację. Ciekawe, ile czasu nam zostało... nam jako
przyjaciołom... - zaciskał mocno szczęki, jakby hamował złość
lub łzy... lub jedno i drugie.
***
-
Szybciej! - wrzasnąłem. – AAAACH~! Nnn! OCH~! Właśnie tu! -
wbijałem paznokcie w jego plecy. Przyciągałem go do siebie, aby
poczuć jego obecność jeszcze dobitniej. - Tsuzuku, zabiję cię,
jeśli teraz przestaniesz! - krzyknąłem, wiedząc, że chłopak
lubił bawić się w maksymalnie długie opóźnianie orgazmu
kochanka.
-
Nie zamierzam... - wysapał owiewając moją szyję gorącym
oddechem, po czym znów przylgnął do niej ustami, znacząc ją
czerwonymi śladami.
Jęczałem
i wiłem się pod nim z rozkoszy. Jeszcze nigdy w życiu nie było mi
tak dobrze. Ledwo potrafiłem nabrać tchu spękanymi, zeschniętymi
ustami. Gardło miałem zdarte od całonocnych wrzasków, a płuca
paliły mnie wręcz żywym ogniem, jednak było mi dobrze. Cholernie
dobrze. Brunet przyspieszył we mnie ruchy, przez co wyciągałem
coraz wyższe dźwięki. Tej nocy doszedłem już dwa razy i naprawdę
niewiele brakowało mi do osiągnięcia po raz trzeci spełnienia.
Jego dłoń na moim członku poruszała się zgodnie z jego mocnymi
pchnięciami we mnie. Raz za razem uderzał w mój czuły punkt.
Wrzasnąłem jeszcze głośniej, kiedy pozwolił mi kolejny raz dojść
- pobrudziłem przy tym nasze brzuchy. Muzyk również osiągnął
spełnienie; nie wytrzymał i doszedł we mnie.
-
Przepraszam... - wydyszał, opadając na miejsce obok mnie.
-
Nie przepraszaj - przysunąłem się do niego. - Byłeś wspaniały -
pocałowałem go namiętnie.
-
Ty... również... - wydusił z siebie między kolejnymi pocałunkami.
***
Leżałem
z głową ułożoną na kolanach Tsuzuku, który siedział
wyprostowany na ogrodowej huśtawce i od czasu do czasu nas bujał.
Obaj wpatrzeni byliśmy w niebo, na którym pięknie zachodziło
słońce barwiąc nieboskłon na pomarańczowo i żółto. Niebo nad
nami przypominało nieco płynne złoto. Brunet gładził mnie
opuszkami palców po szyi, co było bardzo przyjemne. Mimo
wspaniałych okoliczności przyrodniczych oraz niewinnej
przyjemności, którą sprawiał mi mój kochanek, wcale nie czułem
się dobrze.
-
Jaki dzisiaj kolor ma niebo, Ryoga? – wokalista Mejibray odezwał
się niespodziewanie. – Czy dzisiaj też ma jakiś wyjątkowy
kolor?
-
Tak.
-
Jaki? – dopytywał.
-
Chujowy – wypaliłem grubiańsko.
Tsuzu
jedynie westchnął i nie odpowiedział już, jednak chwilę potem
zrobił to za niego jego telefon. Urządzenie odezwało się piskliwą
melodyjką, przy czym mało mnie nie ogłuszyło, gdyż muzyk trzymał
je w kieszeni spodni, a więc tuż przy moim uchu. Zerwałem się jak
oparzony do siadu. Tsuzuku spojrzał na mnie przepraszająco, po czym
skierował się w stronę domu, aby móc spokojnie porozmawiać. Tym
razem to ja westchnąłem - ciężko.
-
Przepraszam, że przeszkadzam… - dobiegł mnie nieśmiały głos
zza moich pleców. Odwróciłem się, żeby spojrzeć na ogrodnika,
który najwidoczniej nie do końca wiedział, jak ma się zachować.
– Może to nie moja sprawa, ale… ale mam jedno pytanie…
-
Wal.
-
Bo ja… Ja myślałem, że pan i pan Tsuzuku jesteście
przyjaciółmi, a teraz wydaje mi się, że wasze relacje… znaczy
mnie nic do tego! – podniósł ręce w obronnym geście. – Nie
mam nic do tego!
-
Po prostu mnie przerżnął i tyle – wzruszyłem ramionami. –
Radzę ci zmienić pracę, jeśli nie chcesz, aby ciebie także
przeleciał w niedługim czasie – powiedziałem beznamiętnie.
Chłopak spojrzał na mnie przestraszony i czym prędzej zniknął
wśród zarośli, kiedy dojrzał, że Tsuzu znów kieruje się w moją
stronę.
Bez
słowa usiadł, a ja znów ułożyłem głowę na jego kolanach. Tym
razem głaskał mnie po głowie, czule wplatając palce w moje włosy
i bawiąc się nimi.
***
-
Aach~! Mocniej! – wrzeszczałem, kiedy kochanek raz za razem
wchodził we mnie, zdawałoby się, coraz głębiej. – Nnn!
Tsuzuku! – jęczałem wyciągając coraz wyższe tonacje.
-
Nie chcę zrobić ci krzywdy… - szepnął mi na ucho, po czym
przygryzł je.
-
Rżnij mnie! – zażądałem.
-
Wedle życzenia… - uśmiechnął się sadystycznie. Jego pchnięcia
były jeszcze mocniejsze i szybsze. Czułem ból, a przy tym również
nieopisaną przyjemność. – Tak dobrze? – upewnił się.
-
Taa…ak!… - wydusiłem z siebie między kolejnymi krzykami.
***
Miałem
wrócić do domu już po pierwszym dniu, jednak jakoś tak wyszło,
że zostałem u, obecnie, mojego kochanka na dziesięć dni. W
zasadzie sam nie wiem dlaczego – może spodobały mi się to
conocne orgie?
Nosiłem
ubrania Tsuzuku; były na mnie dobre z tej racji, że nosiliśmy ten
sam rozmiar. Aktualnie leżałem na ogrodowej huśtawce w krótkich
jeansowych spodenkach, które nie sięgały mi nawet połowy uda oraz
białej bokserce i flanelowej koszuli w kratkę. Owszem, chciałem
nieco skusić wokalistę, odsłaniając moje najatrakcyjniejsze
partie ciała, to znaczy nogami; w końcu nie wiadomo, jak długo
będę go jeszcze pociągał…
Dziś
całą huśtawkę miałem dla siebie. Leżałem z założonymi rękami
pod głową i bujałem się jedną nogą. Pogoda nie sprzyjała.
Niebo zasnuło się popielatymi, ciężkimi chmurami i nie wyglądało
na to, żeby miało się rozpogodzić. Wiał przeszywający wiatr,
który wzbijał w powietrze co słabsze płatki kwiatów i zmuszał
delikatne gałązki krzewów do ukorzenia się przed jego potęgą.
Jak zwykle przyglądałem się maratonowi chmur. Mimo zimna, które
doskwierało mi już od dłuższego czasu, nie zamierzałem się stąd
ruszać.
Dlaczego?
Dobre
pytanie…
Byłem
naprawdę zdziwiony, kiedy przyszedł Tsuzu; w dodatku z grubym kocem
i kubkiem zielonej herbaty, którą wcisnął w moje zmarznięte
dłonie. Przykrył mnie szczelnie, a sam przykucnął przy huśtawce
opierając jedynie dłonie na jej krawędzi.
-
Może wrócisz do domu? – zaproponował.
-
Nie – odpowiedziałem twardo.
-
Zaraz będzie padać.
-
Trudno.
-
Rozchorujesz się.
-
Trudno.
Brunet
westchnął – od pewnego czasu robił to coraz częściej… i
ciężej.
-
Kochasz mnie, prawda? – zapytał otwarcie.
-
Zamknij się – burknąłem i odwróciłem się do niego plecami.
-
To dlatego tyle ze mną wytrzymałeś; dlatego tak uparcie chciałeś
się do mnie zbliżyć i utrzymać naszą przyjaźń, która, gdyby
nie twoje karkołomne starania, w warunkach naturalnych nigdy nie
miałaby prawa istnieć – uśmiechnął się samymi kącikami ust.
– To dlatego, że mnie kochasz, prawda?
-
Jak Buddę kocham, zaraz ci strzelę… - warknąłem.
-
Powiedz to – zażądał.
-
Nie!
-
Powiedz to!
Uderzyłem
go w twarz. Na jego prawym policzku odcisnęło się pięć moich
palców.
-
Kochasz mnie, ale nie potrafisz przyjąć do wiadomości, że ja nie
umiem odwzajemnić twojego uczucia, mimo iż bardzo się staram.
Rozkochałeś mnie w sobie, Ryoga… problem leży we mnie. Już
dawno temu powinieneś był dać sobie ze mną spokój i być
szczęśliwy z kimś innym.
Między
nami zapanowała cisza, którą po długiej chwili dopiero grzmot
nadchodzącej gdzieś z oddali burzy odważył się przerwać.
-
A ty mnie kochasz? – zapytałem cicho.
-
Ryoga… - westchnął. – Ja… Ja nie umiem… Moje życie
emocjonalne praktycznie nie istnieje, więc… - zająknął się. -
Przecież wiesz, jak bardzo bym tego chciał…
-
Więc nie pokazuj mi się na oczy, dopóki mnie nie pokochasz –
nasze spojrzenia skrzyżowały się na krótką chwilę. Podniosłem
się do siadu, po czym zająłem się piciem herbaty i absolutnie go
zignorowałem.
Tsuzuku
przysiadł na krawędzi huśtawki. Przez długi czas siedzieliśmy
razem w ciszy, wpatrując się w niebo. W końcu zaczęło mrzeć, a
potem rozpętała się prawdziwa burza; jednak my, wciąż niezmienni
i statyczni, trwaliśmy na swoich miejscach. Byliśmy przemoczeni do
suchej nitki. Nawałnica była bardzo gwałtowna; deszcz zacinał tak
mocno, że krople, które rozbijały się na mojej skórze sprawiały
mi ból.
Miałem
wrażenie, że mijają wieki.
Cała
wieczność.
Aż
dziw, że jeszcze tego dożyłem; że moje ciało nie rozsypało się
w drobny pył.
…
Aż
wreszcie…
Poczułem
lodowatą dłoń bruneta zamykającą się na mojej.
Niemożliwe?
Naprawdę?!
Ze
zdziwieniem spojrzałem na niego, a on uśmiechnął się delikatnie.
Rozszerzyłem oczy w bezbrzeżnym zdumieniu i przez chwilę nie
wiedziałem, co mam zrobić. Tyle uczuć i emocji przelewało się we
mnie, tworząc w moim umyśle mieszanki, których nie potrafiłem
nazwać, których, byłem pewien, nie czułem nigdy wcześniej. Tak
szybko jak się pojawiały, tak szybko także spływały wraz z
pierwszym w tym sezonie tak ulewnym, letnim deszczem. W końcu
rzuciłem się na niego i mocno przytuliłem.
W
jednej chwili burza ustała.
Czas
zamarzł i pękł niczym delikatne i kruche szkło.
Zegary
znów zaczęły cicho tykać.
Chmury
szybko rozwiewał wiatr, robiąc miejsce dla bezkresnego błękitu.
-
Nie uważasz, że niebo dzisiaj jest bardziej błękitne niż
kiedykolwiek wcześniej? – zapytał Tsuzu, a ja zacząłem się
śmiać.
Po
policzkach popłynęły mi łzy radości.
Ostatnio dodajesz tylko notki z zespołami, o których nie czytam, ale że to ty, to tym razem spróbowałam i... Nie zawiodłam się. To było specyficzne, ale miało w sobie to coś, co sprawia, że chcę czytać twoje opowiadania. Tą lekkość pisania, w której nie ma sztuczności. Czekam ze zniecierpliwieniem na ostatni rozdział 'monsters', a zwłaszcza na kolejny 'nowego świata'. Życzę ci weny i dziękuję za to opowiadane.
OdpowiedzUsuńTo było urocze <3 Miałam taakiego banan na twarzy jak to czytałam. A tsuzu taki domyślny. Chciałabym spotkać takiego domyślnego faceta. Może on wiedziałby czego chcę, kiedy ja nie wiem O-o? Mniejszaaa...
OdpowiedzUsuńNie mam weny na jakiś ultra długi komentarz więc pozwól, że przynajmniej zaznaczę swoją obecność czymś krótkim
I nie, tekst nie jest dziwny... Możesz brać swoją standardową dawkę :)
Przeczytałam to wczoraj, ale nie miałam jak skomentować. Więc... To jest świetne. Piękne. Cudowne. Nie wiem, co brałaś, ale jeśli przestaniesz to będę bardzo niezadowolona, bo to wyszło po prostu genialnie :D Udało Ci się przekonać mnie to tego paringu a to jest spory wyczyn .-. Bardzo podoba mi się jak ukazałaś Tsuzuku, bo to jest 100% tego, jak ja go widzę. I Ryoga. Ta dwójka tutaj po prostu mnie urzekła, dziękuję ♥
OdpowiedzUsuńI z niecierpliwością czekam na piąty rozdział aoiszki ;u;
Weny~ (:
Hm, ich związek rzeczywiście jest nieco skomplikowany i nie bardzo go rozumiem. Być może niedokładnie przeczytałam, albo tak miało być. A przeczytałam z ciekawości (jak dawno nie czytałam ff o.o), żeby zobaczyć, czemu nazywasz ten tekst skomplikowanym. Trochę się dziwię Tsuzuku, że taki jest. Albo Ryodze, że takiego go akceptuje, łotewa.
OdpowiedzUsuńAle błagam, nie nadużywaj imienia Buddy.