Napisane dawno temu, gdzieś w epoce dinozaurów, ale nie wstawiałam, bo... no właśnie, dobre pytanie. Mam już nawet 5 i 6 część, ale co do nich nie jestem pewna i możliwe, że jeszcze absolutnie je zmienię. Co do tego rozdziału to zaszalałam, bo ma on aż 13 stron :D
„Nowy
świat” cz.4
- Alex, zaczekaj! Obiecuję ci, że tym
razem będzie inaczej! – wołał zza drzwi Saitou.
- Nie ma nawet takiej opcji! Nic już wam
nie zawierzę; a tym bardziej mojej kariery zawodowej! – odkrzyknąłem wciąż
uparcie blokując drzwi własnym ciałem.
Nie zamierzałem więcej zdawać się na Ito,
gdyż zdawało się, że (a przyznaję to z bólem i trudem) Daisuke miał rację, co
do tego dzieciaka. On wiecznie ładował się w kłopoty, a ja po przygodzie ze
studiem filmów erotycznych, z której notabene ledwo się wygrzebałem, nie miałem
ochoty na kolejne. W zasadzie to do tej pory dyrektor tegoż studia wciąż do
mnie wydzwaniał, gdyż o ja głupi podałem swój numer telefonu nie wiedząc, w co
się pakuję. Nieraz też dostawałem wiadomości z jakże „kuszącymi” ofertami, a
nawet niemalże błaganiami, gdyż ponoć o drugiego takiego jak ja bardzo trudno
(nie żeby mi to schlebiało czy coś…).
W końcu po kolejnym telefonie wyznałem,
że jestem gejem, mając nadzieję, że dzięki temu kierownik da mi spokój, jednak
na całe moje nieszczęście okazało się, że jego studio zajmuje się również
kręceniem filmów pornograficznych dla homoseksualistów. Wtedy dopiero zaczęło
się piekło! Od tamtej pory mój telefon praktycznie nie przestaje dzwonić,
dlatego wyciszyłem go, gdyż mimo iż lubię piosenkę, którą miałem ustawioną jako
dzwonek, to na litość boską, po tylekrotnym wysłuchaniu mam jej serdecznie
dość. Nawet teraz komórka zagrzebana gdzieś w pościeli wibrowała, a dźwięk
owych wibracji irytował mnie do granic możliwości. Dyrektor stał się jeszcze
bardziej nachalny z tej racji, iż miałem być jego „żyłą złota”, jak to
określił, gdyż mężczyźni oglądający porno dla homoseksualistów (i dziewczyny o
dziwnych upodobaniach, które to kręci) zakochaliby się we mnie od pierwszego
wejrzenia.
Ta, zakochaliby się w widoku mojego
gołego tyłka od pierwszego wejrzenia…
…
W każdym razie sprawa ta dała mi się we
znaki, a jej skutki wciąż mnie na nowo dopadały; nie tylko w postaci
wydzwaniających telefonów, których nie odbierałem już od dłuższego czasu, ale
także żartów Ochidy. Owe żarty bawiły tylko jego, co jednak nie oznaczało, że
szczędził ich sobie; wręcz przeciwnie.
Nie wybaczyłem Saitou jeszcze tej
zniewagi, jaką musiałem przez niego znosić.
- Won, do cholery! – wydarłem się. – Nie
chcę was widzieć! – darłem się wciąż uparcie trzymając drzwi.
Tak jak możecie się domyślić,
zabarykadowałem się w swoim pokoju nie chcąc mieć do czynienia ani z Daisuke,
ani z Ito, ani jego genialnym koleżką, od którego to właśnie wyszła propozycja
przyjęcia pracy bez uprzedniego nawet sprawdzenia, co to za robota. O ile Dai w
końcu dał mi spokój i o dziwo drugi raz jak do tej pory nie porwał się na
grzebanie w moich rzeczach, o tyle nastolatkowie nie byli na tyle dobroduszni.
Koczowali pod moimi drzwiami recytując zawzięcie formalne przeprosiny, kilka
razy nawet słyszałem jak to jeden, to drugi padał na kolana, ale byłem
nieugięty. To nie tak, że wciąż byłem na nich wściekły; w końcu rozumiałem, że
oni sami nie byli świadomi, gdzie mnie wysyłają i poniekąd byłem im wdzięczny
za to, że chcieli być pomocni i znaleźć mi pracę; nie wysłali mnie do tego
studia celowo, aby mną pogardzić czy wyciąć mi świński numer, jednak ja nie
mogłem pogodzić się ze świadomością, że w ogóle ktoś obracający się w takich
sferach, żyjący z rozpowszechniania pornografii tak uparcie pragnie, abym dla
niego pracował. Czy ja wyglądam na dziwkę? No dobra, wiem, jestem
zniewieściały, a chłopcy przebrani za dziewczynki robią furorę. Charakteryzując
mnie na płeć piękną nie trzeba byłoby nawet dużego nakładu pracy wizażystki,
ale bez przesady… żeby aż tak się o mnie upominać? Fakt ten godził w moją
godność osobistą i drażnił mnie niczym drzazga w palcu; małe, niby nic
nieznaczące, da się z tym żyć, a jednak wkurwiające do granic możliwości.
Musiałem przełknąć swoją dumę i pogodzić się z rzeczywistością oraz wykazać się
ogromem cierpliwości i najzwyczajniej w świecie poczekać, aż sprawa sama
ucichnie, jednak do tego potrzebowałem teraz ciszy i spokoju, a przede
wszystkim samotności. Ochida zdawał się to rozumieć, jednak blondyn i jego
kolega nie – to właśnie dlatego od kilku dni dobijają się do mojego pokoju, a
jeśli tylko wyściubię nos na korytarz w celu udania się do kuchni lub łazienki
napadają na mnie tak, jakby co najmniej chcieli mnie zgwałcić. Przez te ich
wyskakiwanie zza rogu i naskakiwanie na mnie nabiłem już sobie kilka bolesnych
siniaków.
Stawiałem opór i usiłowałem utrzymać
obecny stan rzeczy – to znaczy, żeby drzwi pozostały zamknięte, dlatego
przytrzymywałem je plecami – jednak z każdą chwilą słabłem, a poza tym
walczyłem sam przeciw im dwóm. Tak, przyjaciel Saitou, Akihito, o ile dobrze
pamiętam, również próbował sforsować drzwi do mojego sacrum. Moje bose stopy
ślizgały się na drewnianych panelach, przez co nie mogłem znaleźć w niczym
oparcia, a połączone siły nastolatków zdawały się wciąż rosnąć. Cholera, na
czym ich wychowano? Co im matki do płatków dosypywały? Szpinak Papaja czy jak?!
W końcu przegrałem. Drzwi otworzyły się z
hukiem, a ja (znowu) wylądowałem na podłodze. W jednej chwili chłopcy doskoczyli
do mnie i zaczęli trajkotać jeden przez drugiego, jakże to im przykro i jak
bardzo mnie przepraszają. Kakofonia powstała ze splecionych ich głosów ogłupiła
mnie, dlatego jedynie przenosiłem zdziwione spojrzenie to na blondyna, to znów
na jego kruczowłosego przyjaciela.
- Zamknąć paszcze! – zdenerwowany
wokalista wszedł do pokoju szybkim krokiem rycząc przy tym niczym lew na
sawannie. Akihito i Saitou momentalnie ucichli.
Daisuke przesunął twardym i zimnym
spojrzeniem spod półprzymkniętych powiek po sylwetkach obu nastolatków, po czym
podszedł do mnie i wyciągnął dłoń w pomocnym geście. Nieco niepewnie złapałem
ją, jak się okazało, za lekko, przez co kiedy brunet szarpnął mną, chcąc
podnieść mnie z podłogi, jego ręka wyślizgnęła się spomiędzy moich palców. Z
pewnością kolejny raz trzasnąłbym porządnie tyłkiem, gdyby nie zręczność
Ochidy, który w jednej chwili podsunął drugą rękę pod moje plecy i złapał mnie.
Zastygliśmy w dość dziwnej pozycji, która zawsze kojarzyła mi się ze starymi
melodramatami, albowiem Dai pochylał się nade mną, a jego twarz jak zwykle była
kamienną, zimną maską. Jego oczy wraz z tym charakterystycznym drapieżnym
błyskiem utkwiły spojrzenie w mojej twarzy. W tej chwili zdawał mi się wręcz
niebezpieczny. Ja odchylony do tyłu wręcz leżałem, opierając się całym ciężarem
ciała na jego przedramieniu i wpatrywałem się w niego oczami szeroko otwartymi
ze zdziwienia czy może szoku, który zawsze towarzyszy podczas świadomości, że
niedługo spadnę. Jednak tym, co było najbardziej nie na miejscu to to, że nasze
twarze dzieliła odległość nie większa niż trzy centymetry. Wyglądało to tak jak
filmie – wiecie, okrutny łamacz serc, który w istocie okazuje się dobry (jednak
dopiero na końcu filmu) ratuje przed upadkiem swoją wybrankę serca, obowiązkowo
strachliwą dziewicę. On taki silny, groźny, męski, stanowczy, ja taki
delikatny, bezbronny… No, wiecie o co mi chodzi, nie?
Na całe szczęście znajdowaliśmy się w
takiej pozycji tylko przez chwilę, gdyż zaraz Daisuke pomógł mi wywindować się
do pozycji stojącej. Złapał mnie za nadgarstek i podniósł moją rękę na wysokość
swoich oczu (a wyższy był ode mnie o pół głowy).
- Takie to chuderlawe, to co się dziwić…
- mruknął rozbawiony do siebie.
- Ej! Wypraszam sobie! – oburzyłem się,
przerywając mu.
Uśmiech z jego ust momentalnie spełzł.
Ponownie obrzucił mnie twardym spojrzeniem. Mimo iż spędziliśmy już razem
trochę czasu ze względu na to, że wokalista wciąż nie chciał wrócić do swojego
mieszkania i wymigiwał się wymówką, że „musi mnie jeszcze trochę poobserwować,
żeby być pewnym”, mieszkaliśmy pod jednym dachem, nie wydawało mi się, aby ten
przyzwyczaił się do mojej obecności.
- Jest już jedenasta, a ty wciąż
nieubrany – zauważył. Miał rację; wciąż paradowałem jedynie w czarnych
bokserkach i za dużej koszulce z nadrukowaną liczbą sześćdziesiąt dziewięć. –
Długo jeszcze zamierzasz się tak wylegiwać?
- Broniłem się przed nimi – wskazałem za
siebie na chłopców, którzy jak do tej pory nie drgnęli nawet o milimetr. – Nie
miałem możliwości, aby się ubrać.
- Teraz ją masz, więc ją wykorzystaj – w
końcu puścił moją rękę. Mój nadgarstek znaczył teraz czerwony ślad po jego
zaciśniętych palcach. Stalowy uścisk… - Za piętnaście minut wychodzę i masz być
gotowy do wyjścia. Idziesz ze mną. Teraz ja ci załatwię pracę – zakomunikował
lodowatym tonem głosu, aż mnie ciarki przeszły.
W ekspresowym tempie dopadłem szafy,
wyciągnąłem z niej czyste ubrania i pognałem do łazienki, gdzie ubrałem się,
uczesałem i umyłem zęby. Zdążyłem jeszcze nałożyć podkład, jednak silne pukanie
do drzwi uświadomiło mi, że mój czas się skończył. Wyleciałem za brunetem,
który zakładał już buty w przedpokoju i w rzeczywistości nie wyglądał, jakby
chciał na mnie czekać. Makijaż oraz wiązanie butów dokończyłem już w
samochodzie. Oczywiście, znając moje zakichane szczęście, wiążąc sznurówki
musiałem tradycyjnie zrobić sobie krzywdę, tym razem uderzając się głową o
schowek. Jak tak dalej pójdzie to będę cały poobijany! Jeszcze ktoś gotów byłby
pomyśleć, że się nade mną znęcają!...
Przeglądałem się właśnie w lusterku wstecznym
rozcierając dokładnie podkład i malując rzęsy, kiedy nagle usłyszałem tłumiony
śmiech Ochidy. Spojrzałem na niego naburmuszony.
- Z czego niby się śmiejesz? – prychnąłem
zakładając ręce na piersi.
- Jesteś komiczny… - pokręcił głową z
niedowierzaniem.
- Właściwie, dokąd jedziemy? – zapytałem
zaciekawiony, zmieniając temat.
- Zobaczysz, jak dojedziemy na miejsce –
odparł nic mi nie wyjaśniając.
Fuknąłem niczym obrażony kot. Jak zwykle
nikt nie jest na tyle łaskaw, aby jasno powiedzieć mi, o co chodzi. Bo niby po
co, nie? Najlepszy jest ubaw z Alexa, kiedy ten nie wie, co się wokół niego
dzieje, prawda? Wywróciłem oczyma. Nie wiedziałem, dokąd jedziemy ani czego
mogę się spodziewać po Daisuke, jednak wolałem mu się jakoś otwarcie nie sprzeciwiać,
bo jeszcze gotów był zostawić mnie na środku autostrady albo co… W końcu już
przy pierwszym naszym spotkaniu groził, że mnie wyrzuci przez okno… Mimo
wszystko nie podejrzewałem, żeby przyszykował dla mnie coś gorszego od studia
filmów erotycznych; może nie przepadał za mną i był w stosunku do mnie wredny,
ale raczej nie uważałem, żeby miał jakiekolwiek podstawy czy motywy do próby
ośmieszenia mnie… ewentualnie próby dokonania morderstwa na mojej skromnej
osobie…
Jechaliśmy przez jakieś piętnaście minut
w ciszy. Właściwie to nie mieliśmy, o czym rozmawiać. Nie lubiłem milczeć, gdyż
z natury byłem gadułą, jednak akurat teraz nie czułem potrzeby nawiązania
konwersacji z kierowcą. Doskonale zdawałem sobie sprawę, że istnieje duże
prawdopodobieństwo, iż nieważne, jaki temat zacznę wokalista i tak obróci go na
moją niekorzyść i znajdzie pretekst do naśmiewania się ze mnie – taki typ
człowieka, powiedziałbym. Naśmiewał się nie tylko ze mnie, ale także ze swojego
podopiecznego, jego przyjaciela, swoich znajomych po fachu – słowem,
wszystkich, byleby tylko nie obmawiać jego, gdyż to mogłoby skończyć się
poważnym uszczerbkiem na zdrowiu.
Spodziewałem się, że zawiezie mnie do
jakiejś firmy, biura, pośrednictwa pracy… coś w tym rodzaju, ale nigdy nie
pomyślałbym, że zatrzymamy się na najzwyklejszym osiedlu. Dobra, poprawka; nie
było to znowu takie zwyczajne blokowisko, od razu rzucało się w oczy, że
mieszkali tutaj ludzie zamożni (głównie przez zaparkowane na krawężnikach
drogie auta), ale nie zmieniało to faktu, że wciąż było to osiedle. Blokowisko
i nic więcej. Czy Ochida chciał, żebym sprzedawał w jakimś osiedlowym sklepiku?
Nie no, nie chciało mi się w to wierzyć…
Gdzie niby miałbym znaleźć pracę w takim
miejscu? A może on zwyczajnie chce się mnie pozbyć i pokazać mi jakieś
mieszkanie, które mógłbym kupić?… Stop, nie. Oczywiście, że nie. W końcu, tak
jak powiedziałem, od razu rzucało się w oczy, że mieszkania w tej okolicy do
tanich nie należą, a więc nawet nie chciałem zgadywać, ile mogą kosztować skoro
jakiś malutki pokoik na obrzeżach Tokio kosztował ilość pieniędzy, która dla
mnie równała się z pojęciem słowa „fortuna”. Zresztą chciał, żebym został…
Próbował mnie przekonać do zamieszkania na stałe z Ito… Czyżby coś mu się
odwidziało? Dai nie wyglądał mi raczej na człowieka, który szybko zmieniał
zdanie, dlatego coś mu tu nie pasowało…
- Wysiadaj – rozkazał sucho.
Wykonałem polecenie. Skierowaliśmy się do
najbliższego bloku, co jeszcze bardziej mnie zdziwiło. Czy on się bawił w
jakieś odwiedziny u rodziny? Co jest?! Może mi jeszcze jego babcia opowie
historię jego życia, w której zawrze wyjaśnienie, dlaczego brunet zachowuje się
tak, a nie inaczej, dzięki czemu zrozumiem go i… ta, takie rzeczy tylko w
dramach i mojej głowie. Ostatnio wszystko porównuję do filmów… Chyba za dużo
oglądam telewizji… albo to przez to nieszczęsne studio filmów erotycznych…
W każdym razie wjechaliśmy windą na
odpowiednie piętro i skierowaliśmy się pod jedne z drzwi prowadzące do
prywatnego mieszkania. Daisuke bez skrępowania czy chociażby pukania wszedł jak
do siebie i ściągnął buty w przedpokoju. Poszedłem w jego ślady. Czyżby to było
jego mieszkanie? W końcu wszedł do bloku używając kodu policyjnego, nie dzwonił
domofonem, teraz nawet nie zapukał… Nie. Przecież mówił, że mieszka w Tsukiji, (dzielnicy
nad samą Zatoką Tokijską) a my jesteśmy w centrum, zdawało mi się, że gdzieś w
Akasace (nie, to nie jest literówka, wcale nie chodziło mi o Asakusę tylko o
Asakasę od aut.); tyle bynajmniej udało mi się wywnioskować z mijanych po
drodze znaków ulicznych.
Po chwili do przedpokoju wszedł
niewysoki, starszy o kilka lat od Ochidy mężczyzna. Miał kasztanowe włosy
sięgające ramion, wysokie kości policzkowe, ładnie wykrojone usta, drobny,
lekko zadarty nos, no i te oczy… Można było się w nich po prostu utopić!
Bajeczne tęczówki w kolorze gorącej czekolady, w które mógłbym wpatrywać się
godzinami… W ogóle oczy miał piękne, zupełnie inne niż brunet, bo lekko
zmrużone, jednak to dzięki niewymuszonemu, delikatnemu uśmiechowi, który gościł
na jego pełnych ustach. Jego spojrzenie było zupełnie inne niż wokalisty
Kageoru; ciepłe, przyjazne.
- Daisuke, nareszcie jesteś! – pogłębił
uśmiech i przywitał się z mężczyzną ściskając jego dłoń. – Widzę, że
przyprowadziłeś tego chłopca, o którym mówiłeś… - i do mnie wyciągnął rękę w
geście powitalnym.
- Dzień dobry – przywitałem się dość
sztywno. Dziwnie się poczułem na wydźwięk słowa „chłopiec”. Może i mam
dziecinną twarz, ale bez przesady, w końcu mam dwadzieścia jeden lat!
- Alexander, zgadza się? – upewnił się, a
ja skinąłem potwierdzająco głową. – Mogę do ciebie mówić zdrobniale, Alex-kun?
- Oczywiście – przytaknąłem.
- Ja nazywam się Hideto Takarai* i jestem…
- Wiem, kim pan jest. Znam pana –
przerwałem mu.
- Tak? To dobrze. Darujemy sobie te
wstępy i powitalne przemowy – uśmiechnął się ciepło, objął mnie po
przyjacielsku za ramiona i poprowadził w stronę jednego z pokoi. Dai szedł za
nami.
Znaleźliśmy się w ładnie urządzonym,
jasnym salonie. Na kremowej narożnej kanapie siedziała elegancka kobieta ubrana
w czarny garnitur (kobiecy, rzecz jasna). Miała długie, czarne włosy, które
spływały kaskadami po jej ramionach oraz plecach i kończyły się dopiero tuż nad
brzuchem. Jej oczy były również ciemne, jednak nie tak wesołe jak u Hyde. Jej
twarz, mimo iż ładna, to jednak miała dość smętny wyraz.
Po lewej stronie kobiety znajdywały się
duże owalne drzwi balkonowe, przez które wpadało do pomieszczenia ciepłe
światło wiosennego słońca, otulając swym złocistym blaskiem dwójkę maluchów
bawiących się na białym dywanie o długim włosiu. Przed kanapą znajdywał się
stolik do kawy wykonany z ciemnego drewna. Jego blat zaścielony był różnorakimi
zabawkami. Mały chłopiec jeździł po nim miniaturką bolidu wyścigowego imitując
przy tym odgłosy silnika. Na samym dywanie również znajdowało się mnóstwo
zabawek, podobnie jak i na jasnych panelach, którymi wyłożona była podłoga. Tam
znajdowało się królestwo nieco starszej dziewczynki, która bawiła się lalkami;
aktualnie wsadziła głowę jednej z wielu z jej kolekcji Barbie w paszczę smoka i
dodawała dramatyzmu tej scenie udając krzyk pożeranej żywcem lalki.
- To moja żona, Megumi – wokalista
Larc~en~Ciel przedstawił mi kobietę siedzącą na sofie – a to nasze dzieci.
Seiji – wskazał na chłopca, który niechętnie oderwał wzrok od plastelinowej
kulki, którą właśnie rozjeżdżał zabawką – oraz Nanami – dziewczyna również na
mnie spojrzała przerywając tą, na całe szczęście, bezkrwawą rzeź. – Dzieci to
jest Alex-kun, o którym już wcześniej wam opowiadałem. Będzie się wami
opiekował.
Serio, Ochida zrobił ze mnie niańkę?!
Rzuciłem mu mordercze spojrzenie.
- Czy ja choć raz w życiu mogę zostać o
czymś wcześniej poinformowany? – warknąłem. Brunet odpowiedział mi jedynie
wzruszeniem ramion i beznamiętnym spojrzeniem.
- Nie powiedział ci? – Hideto zdziwił się,
a zaraz potem roześmiał. – To nic. Zaraz ci wszystko wyjaśnię.
Zapowiada się bardzo ciekawie… Ja i
opieka nad dziećmi; o dobry Buddo, miej te niewinne dzieci w swej opiece i
dopomóż mi, bo coś czuję, że będzie z tego niezły kanał…
***
Pracę rozpocząłem już następnego dnia.
Całe szczęście, że mimo wszystko wokalista Kagerou był na tyle miły, aby podwieźć
mnie pod blok Hyde. Za cholerę byłem niewyspany, gdyż, muszę przyznać, że przez
ten czas, w którym, nazwijmy to po imieniu, nie robiłem absolutnie nic,
zdążyłem szybko przyzwyczaić się do chodzenia spać około piątej nad ranem i
wstawania po dwunastej, a nawet bliżej godziny trzynastej – a tu proszę,
brutalny powrót do rzeczywistości ludzi pracujących, bo zerwać się z łóżka
musiałem już o piątej trzydzieści, gdyż w mieszkaniu państwa Takarai stawić się
musiałem już o siódmej.
Przybyłem na czas i zostałem, prawdę
mówiąc, zostawiony sam sobie. Megumi minęła mnie w drzwiach nawet nie
odpowiadając na moje przywitanie i wybiegła niczym oparzona. Całe szczęście, że
Hideto pokazał mi wczoraj mieszkanie, więc nie musiałem przynajmniej zaglądać
do każdego pomieszczenia po kolei tylko od razu skierowałem się do pokoju
dzieci. Maluchy już się przebudzały. Ziewając rozdzierająco umyłem oraz ubrałem
tą dwójkę, a następnie zaprowadziłem do kuchni, gdzie usadziłem je przy stole. Zdawałem
sobie sprawę, że musiałem zrobić im śniadanie, bo przecież nie mogłem pozwolić
na to, aby dzieci chodziły głodne. Niestety tego, gdzie są naczynia ani
produkty spożywcze nikt mi już nie pokazał, więc nie obyło się bez
przetrząsania wszystkich szafek i szuflad po kolei. Maluchy nieco mi pomogły,
choć niedużo, bo wskazały mi jedynie gdzie jest lodówka (choć tyle to sam
wiedziałem) i gdzie trzymane są słodycze. Ku ich niezadowoleniu śniadanie nie
składało się z cukierków i batoników, jednak nie kręciły nosem i zjadły
wszystko, co dostały.
Na lodówce znalazłem kartkę z rozpiską.
Włączyłem dzieciom bajki, a sam zapoznawałem się z moim nowym harmonogramem. Na
ósmą miałem zaprowadzić pięcioletnią Nanami do przedszkola i odebrać ją o
godzinie trzynastej. Około godziny jedenastej utulić do snu trzyletniego
Seijiego, który jeszcze nie uczęszczał do przedszkola. Obiad, który ponoć gotowy
stał w lodówce, wystarczyło odgrzać i podać najpóźniej o szesnastej. Nie dawać
słodyczy po siedemnastej. Pani Takarai miała wrócić około godziny
dziewiętnastej, a do tej pory dzieci miały być już wykąpane, przebrane w
piżamy, a najlepiej, żeby już szykowały się do snu.
Nie dawać Seijiemu mleka, bo jest
uczulony.
Ta, trochę do zrobienia jest…
Nim się obejrzałem zbliżała się wielkimi
krokami godzina ósma, dlatego ubrałem oboje dzieci i posługując się mini-mapką
dołączoną do rozpiski oraz zdając się nieco na wiedzę pięciolatki ruszyłem z
nimi w drogę do przedszkola. Uprzednio zamknąłem także drzwi do mieszkania
kluczem, który został dorobiony specjalnie dla mnie i jaki znalazłem na
kuchennym blacie.
Do placówki był spory kawałek, dlatego
trzylatek w drodze powrotnej był już zmęczony, przez co ostatnie kilkadziesiąt
metrów musiałem nieść go na rękach. Całe szczęście nie był ciężki, więc nie
dostanę przepukliny ani zakwasów, co mogłoby mi utrudnić pracę z dziećmi…
Lepszym zajęciem od bawienia się
zabawkami czy oglądaniem bajek dla Seijiego okazało się ciąganie mnie za włosy.
Nie wyrywał mi ich, choć przyznam, że trochę bolało, jednak poświęciłem się dla
dziecka, które było rozradowane z tego powodu. Maluch polubił mnie i chodził za
mną krok w krok, nie spuszczając mnie z oka. Zabawnie było słuchać jak próbował
układać coraz to dłuższe zdania, nierzadko jeszcze posługując się swoimi
wymyślonymi lub poprzekręcanymi słówkami. Obejrzał bajkę, potem nieco mu
poczytałem, pobawiliśmy się samochodzikami, pokolorowaliśmy kolorowanki, mały
zjadł jeszcze batonika, a potem kazał wziąć się na ręce. Przytulił się do mnie
i objął mnie za szyję wciąż lepkimi od czekolady łapkami, a chwilę później…
zasnął. Było wpół do jedenastej, więc można powiedzieć, że trzymałem się
sztywno harmonogramu. Zaśmiałem się pod nosem. Przyznam się bez bicia, że
spodobało mi się. Zapomniałem, jakie małe dzieci potrafią być rozkoszne i
pocieszne.
Kiedy byłem pewien, że trzylatek śpi już
mocno delikatnie położyłem go do jego łóżeczka i przykryłem kołdrą. Zostawiłem
uchylone drzwi, aby w razie czego słyszeć, gdyby mały obudził się i zaczął
płakać. Wróciłem do salonu, gdzie zacząłem zbierać zabawki, kiedy
niespodziewanie usłyszałem kroki. Chwilę później do pokoju wszedł zaspany
Hideto. Miał na sobie szaty t-shirt oraz czarne dresy. Rozwichrzone włosy
wskazywały na to, że naprawdę dopiero, co wstał z łóżka, jednak nie wyglądał
niechlujnie, a wręcz przeciwnie, powiedziałby, że w pewien niezrozumiały dla
mnie sposób… pociągająco? Tak naturalnie, a jednocześnie dobrze, może nawet…
nawet nieco seksownie? Spojrzał na mnie przyjaźnie i uśmiechnął się.
- Cześć – przywitał się.
- Dzień dobry – odpowiedziałem. – Byłem
pewien, że jest pan w pracy… - mruknąłem.
- Wiesz, praca muzyka nie jest określona
sztywnymi ramami przedziału czasowego. Raz zaczynam o ósmej, raz o dwunastej,
raz mam wolne, a raz wyjeżdżam w trasę na pół roku… - rozłożył bezradnie ręce.
– Dziś akurat mam wolne. Chciałem niby ci pomóc, ale widzę, że dajesz sobie
radę beze mnie – zaśmiał się pod nosem. – Przepraszam, ale byłem zmęczony i
zaspałem…
- Nie musi się pan przede mną tłumaczyć –
odparłem niezrażony.
- Jasne… - mruknął. – Wszystko tutaj jest
do twojej dyspozycji. Jakby nie patrzeć siedzisz tu cały dzień, więc lodówka
jest dla ciebie otwarta, gdybyś był głody, możesz też oglądać telewizję, kiedy
dzieciaki śpią – przeczesał palcami włosy.
- D-dziękuję… - zająknąłem się, nie do
końca wiedząc, co mam odpowiedzieć. Bądź co bądź byłem w pracy, a on pozwalał
mi czuć się jak u siebie w domu.
- Jak pierwsze wrażenie? – usiadł na
kanapie i stłumił ziewnięcie.
- Bardzo dobre – przyznałem szczerze. –
Obawiałem się nieco, że nie podołam zadaniu, ale jest dobrze. Dzieci są miłe,
grzeczne… Z rana może wciąż trochę nie były co do mnie przekonane, bo w końcu
jestem dla nich kimś obcym. Chyba mój widok zaraz po przebudzeniu był dla nich
lekkim szokiem, ale potem poszło już jak z płatka.
- Cieszę się – uśmiechnął się. Odstawiłem
pudło z zabawkami pod ścianę. – Właściwie to miałeś tylko opiekować się
dziećmi, a tu proszę, full service! – zaśmiał się. – Gotuje, sprząta,
odprowadza dzieci do przedszkola…
- Takie dostałem dyspozycje…
- Właśnie widzę – wskazał palcem na
kartkę, którą zostawiłem na stoliku do kawy. – Ech, Megumi wysługuje się tobą…
– westchnął ciężko.
- Co proszę? – zdziwiłem się.
- Jak zwykle zresztą, każdą taką osobą
jak ty… - pokręcił głową. – To ona miała ubierać dzieci, przygotować im
śniadanie i odprowadzić Nanami do przedszkola – skrzywił się nieco.
- Uważa pan, że… jest leniwa? – uniosłem
brwi.
- Kiepska z niej matka – wyznał z
przekąsem. – Poza tym, proszę cię, nie tytułuj mnie per „pan”, dobrze? – ciepły
uśmiech ponownie zagościł na jego ustach. – Zwracaj się do mnie po prostu
Hideto.
- Dobrze – skinąłem głową i również
odpowiedziałem uśmiechem.
Takarai odchylił głowę kładąc ją na
oparciu mebla i przymknął na chwilę oczy. Wziął głęboki oddech, po czym
ponownie się podniósł. Podszedł do mnie i położył mi rękę na ramieniu, by zaraz
przesunąć dłoń z mojego barku aż do nadgarstka, na którym zacisnęły się
delikatnie jego palce.
- Chodź ze mną – polecił. – Pokażę ci,
dlaczego zapewne Daisuke nie powiedział ci nic o tej pracy.
Zaciekawiony dałem poprowadzić się
ciemnym korytarzem do najbardziej oddalonego pomieszczenia od pokoju dzieci.
Hyde zamknął za nami drzwi. Rozejrzałem się po pokoju i ze zdumieniem
stwierdziłem, że znajdujemy się w jego prywatnej sypialni. Co jak co, ale
uważałem, że raczej do tego pomieszczenia nie będę miał wstępu; w końcu
znajdują się tutaj jego jak i jego żony prywatne rzeczy.
Sypialnia była utrzymana w kolorach
jasnego brązu i beżów. Ściany miały kawowy kolor, wykładzina na podłodze była o
odcień jaśniejsza. Karmelowe meble, na które składała się duża szafa, biurko,
dwie szafki nocne oraz ogromne, dwuosobowe łóżko idealnie wpasowywały się w
kolorystykę tego pomieszczenia. Zaraz przy oknie, które mieściło się w ścianie
po mojej prawej, znajdywała się szafa, a koło niej biblioteczka, której półki,
ku mojemu zdziwieniu, okazały się być zapełnione nie książkami, a albumami ze
zdjęciami. Dalej, pod tą samą ścianą mieściło się owe biurko zasypane
przyborami do pisania i stosem makulatury, głównie w pięciolinie, co
nakierowało moje myśli na tor, że było to stanowisko pracy muzyka. Naprzeciw
biurka mieściło się łóżko, które było jakby centrum całego pokoju, gdyż zajmowało
najwięcej miejsca i znajdowało się na jego środku. Było po prostu olbrzymie!
Czekoladowa pościel, którym zostało nienagannie zasłane również wpasowywała się
w kolorystykę pomieszczenia. Przed nim stał, najprawdopodobniej, ręcznie
zdobiony, drewniany kuferek, na którego wieko został zarzucony atłasowy,
krwistoczerwony szlafrok, który z pewnością należał do pani Takarai.
Odruchowo wyciągnąłem dłoń w kierunku
klamki, chcąc otworzyć drzwi, jednak wokalista powstrzymał mnie gestem ręki.
- A co jeśli Seiji zacznie płakać? –
zmartwiłem się.
- Nie bój się – wskazał palcem na jedną z
szafek nocnych stojącą po lewej stronie łóżka.
Na jej blacie stało urządzenie
przypominające woki-toki. To się chyba nazywało „elektryczna niania” czy coś w
ten deseń, jeśli dobrze pamiętam… Jedno z takich urządzeń mieściło się w pokoju
dzieci, przez co rodzice mogli usłyszeć, kiedy dziecko się obudziło.
Hideto zbliżył się do mnie i nim zdążyłem
zaprotestować objął mnie w pasie. Jedna z jego dłoni zsunęła się na mój tyłek.
Poczułem jego zaciskające się palce. Odruchowo wygiąłem się w jego objęciach.
Położyłem dłonie na jego torsie, próbując się od niego odepchnąć, jednak muzyk
był silniejszy ode mnie i nie pozwolił mi się wyrwać. Kiedy próbowałem się od
niego odsunąć jego dłoń jeszcze bardziej się zaciskała, przez co w końcu aż
podskoczyłem i pisnąłem z bólu.
- Au! – jęknąłem, na co Hyde jedynie się
zaśmiał. – Co… Co ty robisz? – wydukałem.
- Zgadnij dlaczego nowa „niańka” miała
być ładnym, młodym homo- lub biseksualnym chłopcem? – wciąż ugniatał moje
pośladki, przez co czułem się niekomfortowo. – Wierzę, że Daisuke domyślał się
dlaczego. A ty już wiesz? – uniósł jedną brew i uśmiechnął się.
- Ale… Ale… - zająknąłem się. – Przecież
ty masz dzieci! I żonę! – próbowałem się wyrwać, jednak i tym razem skończyło
się to jedynie piskiem bólu z mojej strony i niczym więcej.
- A co to ma do rzeczy? – spojrzał na
mnie z niezrozumieniem wypisanym na twarzy. – Dzieci nie widzą, a Megumi… Ech,
prawda jest taka, że nigdy jej nie kochałem tak szczerze. Byłem zauroczony, ale
to minęło. Ona jednak nie chciała mnie tak szybko odpuścić ze względu na
pieniądze. Nanami nawet nie jest moją córką. Jestem jedynie jej ojczymem –
westchnął. – Szczerze powiedziawszy to, aby uniknąć ciągłego nasyłania przez nią
„armii” jej prawników zgodziłem się na ten nieszczęsny ślub myśląc, że „łatwo
przyjdzie, łatwo pójdzie”. Gwiazdy muzyki często się rozchodzą i schodzą!
Spójrz choćby na tego Aoiego z The GazettE (wzmianka o nim na życzenie Marii
Hosu♥ od aut.); ma trójkę dzieci i ile razy się już
rozwodził? Ech, nieważne… Pewnie nawet o tym nie wiedziałeś – zrobił bezradną
minę. – Myślałem, że szybko ją zniechęcę i sama odejdzie, że da mi spokój…
Zawsze uważałem się za biseksualnego, jednak mocniej ciągnie mnie do chłopców –
znów poczułem, jak jego palce wbijają się w moje pośladki. Drgnąłem. – A co
najśmieszniejsze ona wie, że ją zdradzam. Z ostatnią „niańką” nakryła mnie w
łóżku i co? – zaśmiał się. – I nic. Słowem się o tym nie odezwała. W ogóle się
do mnie nie odzywa; zresztą, co tam do mnie! Do dzieci też nic nie mówi!
Uśmiecha się tylko, kiedy coś jej kupię; w innych sytuacjach jesteśmy dla
siebie jak obcy ludzie. Mijamy się i nie rozmawiamy, nie wspominając już o wspólnym
spędzaniu czasu. Gdyby fizycznie nie ograniczała ją wielkość mieszkania z
pewnością nawet sypialnie mielibyśmy oddzielne! – prychnął.
Zaniemówiłem. Zszokowany wpatrywałem się w szatyna,
który jedną rękę przesunął na mój tors i rozpiął czarną bluzę, którą dziś na
siebie narzuciłem. Zsunął ją z moich ramion. Materiał miękko upadł na podłogę.
Poczułem się zdezorientowany. Nawet nie zauważyłem, kiedy pociągnął mnie w
stronę łóżka i popchnął na nie, a chwilę później usiadł na moich biodrach.
Przez moją głowę przelewała się ogromna ilość myśli, z którymi nie mogłem sobie
poradzić. Mężczyzna dwoma palcami chwycił mój podbródek i odchylił moją głowę
do tyłu, aby ułatwić sobie dostęp do mojej szyi, do której przywarł ustami.
Poczułem gorące wargi przesuwające się po mojej skórze, co tylko jeszcze bardziej
utrudniło mi myślenie. W mojej głowie powstał prawdziwy chaos. Jedna część mnie
chciała myśleć racjonalnie, zastanowić się nad sytuacją Hideto, pomóc temu
nieszczęśliwemu małżeństwu, podczas gdy druga pragnęła absolutnie zaprzestać
myślenia o czymkolwiek i skupić się jedynie na przyjemnych odczuciach, jakie
fundował mi muzyk. Jego dłoń wsunęła się pod moją bluzkę, jednak zatrzymała się
jedynie na biodrze. Uszczypnął mnie, a ja drgnąłem.
- Tak jak myślałem… - odsunął się na moment ode mnie,
aby spojrzeć mi w twarz. – Odruch dziewiczy. Nie uprawiałeś jeszcze seksu? –
uśmiechnął się w ten sam delikatny sposób, którym przy naszym pierwszym
spotkaniu urzekł mnie.
- Ja… Co?!... Nie… Tak!... – wydusiłem z siebie kilka
nieskładnych słów. W jednej chwili poczułem, jak policzki zaczynają mnie piec,
więc domyśliłem się, że musiałem się obficie zarumienić, gdyż to pytanie mocno
mnie speszyło.
Tak, tak, możecie zacząć się śmiać – znalazła się
niepokalana dziewica, cnotka… Wiem, sam jeszcze sobie wypominałem, ile mam lat…
Ale co zrobić? Chciałem przeżyć swój pierwszy raz z mężczyzną i to naprawdę.
Wiele razy miałem erotyczne sny nawet o moich znajomych, którzy po prostu byli
przystojni i podobali mi się, jednak – przygotujcie się na ględzenie dziewicy –
nie sztuką jest oddać się pierwszemu lepszemu. Pragnąłem nie pieprzyć się z
kimś w obskurnej, dyskotekowej toalecie, a kochać się z kimś, na kim zależałoby
mi. Sęk w tym, że wszyscy faceci, z którymi dotychczasowo byłem… nie mieli w
sobie tego czegoś. Zauroczenie mijało, z czasem na światło dzienne wychodziło
coraz więcej wad tej drugiej osoby i… puf! Nagle cała ta magiczna aura pryskała
niczym bańka mydlana i nie zostawało nam nic innego jak się rozejść.
Chwila…
Chwila!
W tej właśnie jednej chwili trafiło do mnie, iż
całkiem możliwe, że coś takiego przytrafiło się Takaraiemu. Zauroczył się, nie
zakochał. Ta kobieta nie potrafiła go w sobie rozkochać; możliwe, że ona
również przestała się nim interesować i popadli w swoistą apatię względem
siebie. Ich problem polegał na tym, że nie mogli się rozejść, bo w końcu byli
już małżeństwem i posiadali dzieci. Możliwe, że decyzja o ich ślubie została
podjęta zbyt pochopnie i okazała się, mówiąc przysłowiowo, wyprawą z motyką na
księżyc. Nikt nie daje rozwodu z dnia na dzień, no i trzeba pamiętać, że rozwód
bardzo silnie odbija się na dzieciach, a mimo tej biernej postawy Megumi i tych
wszystkich zdrad, których dopuszczał się Hyde żadne z nich nie chciało
skrzywdzić dzieci – właśnie dlatego utknęli ze sobą w tym błędnym kole.
- Słodki jesteś – zaśmiał się uroczo. – Spokojnie, do
niczego nie będę cię zmuszał – uśmiechnął się. – Jeśli chcesz możemy dojść do
etapu seksu powoli, stopniowo. Oswoję cię z tym i wszystkiego nauczę, obiecuję
– pocałował mnie w czubek nosa. – Może nawet spróbuję cię w sobie rozkochać? –
kiedy śmiał się wyglądał niczym sam anioł… szkoda jednak, że to tylko iluzja,
bo po wysłuchaniu go cienki głosik podświadomości gdzieś w głowie podpowiadał
mi, że w rzeczywistości Hideto był nieszczęśliwy; możliwe, że nawet bardziej
niż jego żona.
Wokalista Larc~en~Ciel na chwilę wywindował mnie do
pozycji siedzącej, by zdjąć ze mnie koszulkę. Szybko i sprawnie pozbawił mnie
jej i odrzucił gdzieś na podłogę. Popchnął mnie i z powrotem wylądowałem miękko
na poduszkach. Szatyn znów przyssał się do mojej szyi. Tym razem całował mnie
nieco agresywniej. Już nie muskał jedynie mojej skóry, a drażnił ją językiem,
miejscami nawet przygryzał zębami. Jedną dłonią opierał się na wysokości mojej
głowy, a drugą ulokował na moim podbrzuszu. Zamknąłem oczy. Przechodziły mnie
elektryzujące dreszcze, kiedy Takarai raz mocniej, to znów delikatniej sunął po
moim ciele. Jego dotyk był gorący; miałem wrażenie, jakby zostawiał na mojej
skórze ślady, które mimo iż dłonie muzyka już się przesunęły, to wciąż
emanowały ciepłem jego długich, smukłych palców.
Szczególną uwagą otoczył miejsce nad moim prawym
obojczykiem, gdzie zrobił mi malinkę. Nie mogłem się już dłużej powstrzymywać.
Zacząłem cichutko wzdychać i pojękiwać, kiedy jego ręce przesuwały się z
podbrzusza na wewnętrzne strony ud, to znów wracały na swoje poprzednie
miejsce. Jego usta nieprzerwanie pieściły moje ciało.
Całował mnie wzdłuż mostka. Moje ręce wsunęły się pod
jego t-shirt; działałem zupełnie instynktownie! Dotknąłem jego rozgrzanej
skóry. Pod palcami wyczuwałem zarysowane mięśnie. Pod moimi powiekami rysował
się obraz jego brzucha oraz torsu. Delikatnie drapałem go po żebrach i
wyginałem się w jego stronę, kiedy jego ręka znalazła się zbyt blisko mojego
krocza. Uchyliłem na moment powieki, by ujrzeć na jego „zapracowanych”
składaniem pocałunków ust uśmiech. Był zadowolony z tego, do jakiego stanu mnie
doprowadzał.
Założyłem jedną nogę na jego biodro. Hyde chwycił mnie
pod kolanem i od tego miejsca sunął dłonią w dół po moim udzie, aż dotarł do
pośladka, na którym znów zacisnęły się jego palce. Całował mnie po brzuchu.
Wsunął język do pępka, delikatnie mnie ugryzł. Westchnąłem. Robiło mi się coraz
goręcej, jednak… jednak z tego, co czytałem i zdążyłem usłyszeć to ciepło
towarzyszące takim pieszczotom miało być przyjemne, jednak od pewnego czasu
mnie zaczęło wręcz parzyć. Im niżej czułem na sobie mokre pocałunki mężczyzny,
tym dziwniej się czułem. Byłem w rozdarciu. Ciało i umysł toczyły ze sobą
walkę. Ciało odbierało zabiegi Hideto jako przyjemne, jednak mózg zamieniał te
bodźce na nieprzyjemne; działo się tak za sprawą gryzącego mnie sumienia. W
końcu on ma żonę; nawet jeśli jej nie kocha, to do cholery, nie zmienia to
faktu, że wciąż ją ma!
Dotarł do podbrzusza. Zębami rozpiął guzik moich
spodni. Jęknąłem przeciągle. Wiedziałem, że dłużej już nie wytrzymam. Bolało.
Coś w mojej głowie pękło powodując nieznośny ból. W moich oczach zebrały się
łzy. Nie mogłem, do cholery! Nie mogłem tego znieść! Sumienie nie dawało mi
spokoju!
Drżącymi dłońmi odsunąłem od siebie muzyka. Ten
oderwał się od mojego ciała z uśmiechem wymalowanym na twarzy, jednak kiedy
spojrzał w moją, uśmiech spełzł z jego ust.
- Spokojnie – pogładził mnie po twarzy wierzchem dłoni.
– Mówiłem, że nie będę cię do niczego zmuszał, pamiętasz? Alex, nie bój się –
uspokajał mnie. – Nie zrobię ci krzywdy. Pozostaniemy tylko przy pocałunkach;
podobało ci się to, prawda?
- Nie – pokręciłem głową. Odepchnąłem go na taką
odległość, żeby móc usiąść. – Hideto, ja… tak nie mogę… - spuściłem wzrok. Nie potrafiłem
spojrzeć mu w twarz. Zacisnąłem pięści na pościeli. – Zrozum, ja tak po prostu
nie mogę… - wziąłem głębszy oddech. Żadna z łez nie popłynęła po mojej twarzy.
Próbowałem się opanować. – Ja… Znaczy… Nie daje mi spokoju to, co powiedziałeś
wcześniej… O tym, co dzieje się między tobą i twoją żoną – wyznałem szczerze. –
Ja… myślałem nad tym. Czy… Czy ty nie uważasz, że możliwym jest, że ona
toleruje te twoje wszystkie zdrady, nie zażądała rozwodu, bo… bo cię kocha,
mimo że ty ją wciąż ranisz? Wiesz, niektórym niewiele potrzebne jest do
szczęścia; wystarczy jedynie czyjaś obecność, ale ty ją krzywdzisz… Może… Może
źle zrozumiałeś jej postawę. Może ta pozorna bierność jest po prostu formą
ukrywanej frustracji? Może ona boi się, że jeśli ta jej kamienna maska spadnie,
to jej wszystkie uczucia wyjdą na jaw; ten cały żal, smutek, rozgoryczenie…? –
w końcu odważyłem się spojrzeć na niego. W tym momencie spodziewałem się niemal
wszystkiego; nie zdziwiłbym się nawet, gdyby uderzył mnie w twarz. W końcu to
nie moja sprawa. Nie powinienem się w to pchać… Hideto spoglądał na mnie oczami
okrągłymi ze zdziwienia. – Czasami, kiedy przestajemy sobie radzić z własnymi
problemami, należy sięgnąć po pomoc osoby trzeciej…
***
Gorąca woda jakiś czas temu przyjemnie rozluźniała
moje mięśnie, jednak myślami wciąż byłem gdzieś daleko. Z samego faktu, iż woda
zdążyła już wystygnąć, przez co musiałem dolewać gorącej już dwa razy, wnioskowałem,
że siedziałem w wannie naprawdę długo, jednak potrzebowałem tego. Można by
powiedzieć, że chciałem zmyć z siebie palący dotyk ust i dłoni Takaraiego.
Czułem się paskudnie z powodu, że pozwoliłem mu na tak wiele.
Poprawiłem wysokiego kucyka, w którego spiąłem włosy,
żeby ich nie zamoczyć. Spojrzałem na moje pomarszczone opuszki palców i
westchnąłem.
- Miłość nie jest łatwa… - mruknąłem do siebie.
- Powiedz mi lepiej, co w życiu jest łatwe –
usłyszałem prychnięcie, a chwilę potem do łazienki bezceremonialnie wszedł
Daisuke.
W ręku trzymał śrubokręt, co znaczyło, że otworzył
sobie drzwi od zewnątrz. Jego obecność skrępowała mnie, dlatego momentalnie
przyciągnąłem nogi pod brodę, aby się zakryć. Ochida podszedł do umywalki.
- Można wiedzieć, co ty wyprawiasz?! – huknąłem na
niego.
- Siedzisz w tej łazience godzinami, ileż można
czekać? – posłał mi spojrzenie z reprymendą. – Nie jest ona jedynie do twojej
dyspozycji, wiesz? – sięgnął po szczoteczkę i pastę do zębów.
- Mogłeś zapukać do drzwi i powiedzieć, że też
chciałbyś wziąć prysznic; tyle by wystarczyło – fuknąłem.
- I mam uwierzyć, że grzecznie wyszedłbyś z wanny i
mnie puścił? – zaśmiał się.
- Wyobraź sobie – syknąłem. – Nie wszyscy są tacy jak
ty – objąłem kolana rękoma. Brunet splunął do umywali, otarł kąciki ust z piany
i przysiadł na brzegu wanny. Wycelował we mnie szczoteczką.
- Tacy jak ja; to znaczy jacy? – posłał mi miażdżące
spojrzenie, jednak tym razem nie zamierzałem się przed nim cofnąć. Miałem podły
nastrój, a on mnie jedynie irytował.
- To znaczy, że nie wszyscy wysyłają lokatorów swojego
podopiecznego do swoich zboczonych kolegów, wmawiając im, że jest to oferta
pracy – warknąłem.
- Aa… To za to się gniewasz – zaśmiał się. – Daj
spokój…
- „Daj spokój”?! – wrzasnąłem. – Mało nie zostałem
zgwałcony!
- Hideto twierdzi, że i tak by do niczego nie doszło,
a zresztą szybko go zastopowałeś – wzruszył ramionami. – Jak zwykle
dramatyzujesz. Poza tym, aż tak obawiasz się o swoje dziewictwo? – posłał mi
wredny uśmieszek, a ja zachłysnąłem się powietrzem, po czym ponownie
zarumieniłem się. Wokalista zaśmiał się. – Ale mówiąc tak poważnie… - utkwił
wzrok w pierścieniach na swoich palcach. – Przepraszam cię. Prawda jest taka,
że cię wykorzystałem. Podstawiłem cię celowo. Już od jakiegoś czasu planowałem
coś podobnego – wyznał.
- Co?! – wrzasnąłem.
- Znam Hideto od dawna i wiem, że jest dobrym ojcem.
Często nie ma go w domu ze względu na swoją pracę, ale kiedy już jest… nie, on
nawet na odległość stara się jak tylko może. Niestety zawsze miał trochę nie po
kolei w głowie… - westchnął. – Cały czas imprezy, koncerty... Wszystko szybko,
na chwilę… Takie było jego życie; przyzwyczaił się do tego, dlatego tak ciężko
jest mu zaakceptować tę stałość małżeństwa. Myślę, że… Myślę, że on może nawet
i kocha Megumi, ale gdzieś się pogubił, a niedopowiedzenia, kłamstwa i cisza
zaczęły mnożyć się i rosnąć, i tak oto doszli razem do takiej patowej sytuacji.
Wielokrotnie powtarzałem mu, że przecież mogą szukać pomocy u kogoś innego, sąprzeróżne
terapie małżeńskie; jakkolwiek banalnie by to nie brzmiało, to jednak one
pomagają ludziom… ale on mnie nie słuchał. Zawsze jedynie machnął ręką i
zmieniał temat rozmowy. To, że ty wytknąłeś mu błędy i pokazałeś, że da się to
wszystko jeszcze odkręcić; wystarczy chcieć i spojrzeć na tę sytuację z innej
perspektywy; otworzyło mu oczy. Do mojego ględzenia z czasem się przyzwyczaił,
ale ty przecież jesteś niezależną osobą trzecią. Dopiero co ich zobaczyłeś, a
już wyciągnąłeś takie wnioski… Właściwie to zdumiało mnie to, że tak szybko do
tego doszedłeś. Myślałem, że to będzie ciągnąć się nawet przez kilka miesięcy,
a ty już po pierwszym dniu… - uśmiechnął się do siebie. – No i nie ukrywam, że
to był twój kolejny test.
- Jaki znowu test?!
- Chciałem sprawdzić czy… może inaczej, chciałem się
przekonać jaki jesteś…
- Przyznaj się, chciałeś powiedzieć: „Chciałem
sprawdzić czy masz kurewską naturę” – warknąłem. Dai zaśmiał się.
- Możliwe – wzruszył ramionami.
- Nie jestem jakąś cholerną dziwką! – naburmuszyłem
się. – Czy to moja wina, że dwójka nastolatków wysłała mnie do studia filmów
erotycznych? – prychnąłem.
- Cieszę się, że nie jesteś – pogłaskał mnie po
głowie, co było zadziwiająco miły gestem z jego strony. Byłem tak zaskoczony,
że aż na chwilę zapomniałem się złościć. Zdziwiony spojrzałem na bruneta, który
uśmiechał się do mnie delikatnie. – Dowiodłeś mi, że jesteś moralnym
człowiekiem, który nie robi jakichś skoków w bok i na którym można polegać.
Dobrze, że posiadasz tak silne sumienie.
Przez długą chwilę intensywnie myślałem. Muzyk wrócił
do mycia zębów.
- Chwila, chwila! – odwróciłem głowę w jego stronę. –
Czy ty przypadkiem mnie tak nie sprawdzasz, bo… Ty chcesz mnie spiknąć z
Saitou?! – wytrzeszczyłem oczy.
- O czym ty mówisz?! – ściągnął groźnie brwi. – Od
Saitou wara mi! Po prostu chcę mieć pewność, że jesteś normalny! Ja ci dobrze
radzę, nie zbliżaj się do niego bardziej niż jest to konieczne!
- Grozisz mi? – byłem zaskoczony. To… to w końcu Dai
jest zakochany w Ito? Trochę się zagmatwałem… - Jesteś zazdrosny?
- Alex!... O Buddo, trzymajcie mnie, bo nie wytrzymam!
– sapnął. – Saitou jest tylko moim podopiecznym i kropka. Nie doszukuj się
między nami jakiś związków, jasne?! Jakbym się postarał to mógłbym być jego
ojcem! – w tym momencie zrzędła mi mina. No tak, ta różnica wieku chyba była
odpowiednim argumentem, aby wykluczyć ich domniemane uczucia względem siebie. –
Padło ci dzisiaj na mózg czy jak? Za dużo wrażeń jak na jeden dzień? –
przewrócił oczyma. – Mówię, żebyś go sobie odpuścił, bo chyba nie chcesz
powtórki z przygodą ze studiem filmów erotycznych, nie? Jeśli byś się z nim
związał, to miałbyś podobne rzeczy na porządku dziennym! O dobry Buddo i
wszyscy bożkowie Shinto, miejcie w opiece tego nieszczęśnika, który
kiedykolwiek zakocha się w tym chłopaku!
- W sumie to dobrze powiedziane… - mruknąłem. Przez
chwilę się zastanawiałem. – Hej, Dai – znów obróciłem się w jego stronę. –
Skoro powiedziałeś, że mógłbyś być ojcem Saitou, gdybyś się postarał, to ile ty
tak właściwie masz lat? – zapytałem z ciekawości.
- Tficieścitfy – odparł niewyraźnie, po czym wypłukał
usta.
- Trzydzieści trzy? – zdziwiłem się. – Serio, taki
stary już jesteś? – palnąłem. Daisuke zamarł w połowie wykonywania czynności i
zmierzył mnie morderczym spojrzeniem. – Znaczy… Chodzi mi o to, że nigdy bym
nie pomyślał, że możesz mieć tyle lat. Wyglądasz młodziej – między nimi była
różnica szesnastu lat… Czyli w istocie Ochida mógłby mieć syna w wieku Ito.
- Nie podlizuj się, młody – warknął. – I wyjdź w końcu
z tej wanny, co? Rozpuścisz się tu! – ponownie do mnie podszedł i usiadł na
skraju wanny. Zanurzył rękę w wodzie. – Zaczyna robić się zimna…
- Wyjdź z łazienki, to ja wyjdę z wanny.
- W zasadzie to… zaczekaj jeszcze moment… - sięgnął
ręką po małą buteleczkę stojącą pod ścianą. Wylał sobie na dłonie trochę żelu,
a następnie zaczął nimi sunąć po moich plecach. – Należy ci się coś po tym, co
dzisiaj przeszedłeś, nie uważasz? – uśmiechnął się samymi kącikami ust.
- Co… Co ty robisz? – wydusiłem z siebie.
- Masuję cię. No i przy okazji myję ci plecy – mocniej
oparłem się o własne nogi, czując jak jego palce wbijają się w moje barki,
jednak w tak umiejętny sposób, że nie sprawiało mi to bólu, a przyjemność. –
Źle ci?
- Nie… Dobrze… - mruknąłem, a chwilę potem nawet
jęknąłem, kiedy przesunął dwoma palcami wzdłuż mojego kręgosłupa.
Z mojego gardła co jakiś czas wydostawały się pomruki
pełne aprobaty dla działań Daiego lub westchnięcia, czasem cichutkie jęki.
Najgłośniej zachowywałem się, kiedy zanurzył ręce w wodzie i masował moje
lędźwie. Muszę przyznać, że robił to z wyczuciem – nie za mocno, ale też nie za
lekko; wręcz idealnie. Musiał mieć w tym jakąś wprawę… Jęknąłem głośniej, kiedy
dotarł aż po samą kość ogonową.
- Co… Co wy… tu…? – nagle te miłe chwile zostały
przerwane przez Saitou, który stanął w progu uchylonych drzwiach. – Alex?
Daisuke? – spojrzał na nas nieco przestraszony, niemniej, rządny wyjaśnień. –
Dlaczego jesteście razem w łazience… w dodatku, kiedy ty, Alex, jesteś nagi?
Ochida przerzucił moje związane włosy przez moje
ramię, żeby mu nie przeszkadzały i powrócił do masowania mojego karku.
- Masuję go, nie widzisz? – odparł niezrażony brunet.
– Alex miał dzisiaj ciężki dzień.
- Aż się boję pomyśleć, co przyniesie następny –
wydusiłem z siebie, gdyż ciężko było mi mówić pomiędzy kolejnymi
westchnięciami.
- Byłbyś głupi, gdybyś się nie bał – odparł
beznamiętnie i uśmiechnął się złowieszczo.
- Może masz rację - również odpowiedziałem mu
uśmiechem i rozkoszowałem się jego kojącym wszelkie bóle dotykiem.
Swoją drogą, ciekawe, co przyniesie następny dzień…
Zabawny był ten rozdział. Pomyślałam, że jak Daisuke zawiózł go do drogiego domu, to w roli sprzątaczki, a nie niańki. W ogóle to zaczyna między nimi się coś dziać. Coś przeczuwałam, że Alex będzie z Daisuke, pasowali by do siebie. Na pewno ich związek byłby ciekawy XD
OdpowiedzUsuńHeej. Od jakiegoś czasu zabieram się do pisania tego komentarza, pierwszego na Twoim blogu. Trochę mi głupio, bo czytam Tainted World chyba z rok, a nie zamieściłam żadnego komentarza, co wydaje mi się samolubne, w końcu ja wymagam od innych, żeby mi pisali komentarze na blogu, a sama się nie pofatyguję i nic nie skrobnę...
OdpowiedzUsuńNo, i jak tak czytam te Twoje opowiadania, to natchnęła mnie taka myśl, że w sumie "Nowy Świat" to jedno z Twoich lepszych historii. Może nawet lepiej, bo to chyba jedna z lepszych fanfiction jakie czytałam.
Choć niektórym pomysł na to opowiadanie może się wydawać banalny, to ja wskażę trzy argumenty, dla których Twoja wersja opowiadania, w którym to fan wyjeżdża do miejsca, gdzie przebywa idol, spotykają się i zakochują w sobie, nie jest taka zwykła: 1. Tego typu opowiadania spotyka się na co drugim blogu o One Direction/Justinie Bieberze/innej popularnej gwieździe, a ja nigdy nie czytałam historii fan + idol w wersji jrockowej. 2. Nie czytałam tego typu opowiadania w wersji yaoi. 3. Coś czuję w kościach, że Twoje opowiadanie nie będzie takie zwykłe i jeszcze nie raz zaskoczy.
Okej, to ja się może teraz uczepię bohaterów...
Daisuke od początku się bałam, sama nie wiem dlaczego. Wydaje mi się odrobinkę podejrzany. Myślę, że to dlatego, że skrywa jakiś sekret i zrobi wszystko, by nie wyszedł on na jaw. Wokalista Kagerou jest też bardzo charyzmatyczny i tę charyzmę próbujesz w opowiadaniu odzwierciedlić, za co wielki plus dla Ciebie.
Alex to - według mnie - taka... niewinna duszyczka. Nie chce nikogo skrzywdzić ani sprawiać, że stałby się nieszczęśliwy, jest niewinny i wrażliwy więc nie wydaje mi się, że byłby zdolny postawić się rodzicom... Chociaż z drugiej strony można powiedzieć, że on chciał się uwolnić spod ich złego wpływu i wybrał marzenia, a odrzucił rodzinę.
Saitou to dla mnie taki ktoś, kto jest w Twoim opowiadaniu po to, żeby... robić akcję. W sumie od niego wszystko się zaczęło. Ale jest chyba za wcześnie na wyciąganie wniosków na temat bohaterów. Także jeszcze poczekam parę rozdziałów z ich charakterystyką. ;p
Ogólnie rzecz biorąc to dzięki za szczegółowe opisywanie życia codziennego gadzina w Japonii. Wiele się się dowiedziałam z dopisków autora i samych opisów sytuacji. Niby uczę się tego japońskiego, ale tak pędziliśmy z materiałem, że nie było za bardzo czasu na pytania, a internetowi niemożna do końca wierzyć... A jeśli mogę wiedzieć, to skąd Ty to wszystko wiesz? ;)
W ogóle kieedyś daawno napisałaś, że napisałabyś shocika Crena x Hiro (lub odwrotnie ;p). No i czekam i czekam na niego i nie mogę się doczekać, co wymyślisz. Nie poganiam Cię, ani nic, ale napisałam, żebyś wiedziała, że chociaż jedna osoba jest tym zainteresowana.
Życzę dużo weny. :)
(prosze mi wybaczyc brak polskich znakow - z lenistwa + telefon ._.)
OdpowiedzUsuńwszystkie pozostale opowiadanie - nadrobione! chyba najbardziej podoba mi sie wlasnie to. daisuke jest taki cudownie wredny... :3 nie wiem czemu, ale bym chciala zeby byl z Alexem, jakos tak pasuja do siebie. i co by tu nie powiedziec, chlopak ma pecha (szczescie?). co chwila ktos go molestuje (japonia - prawdziwy raj dla geja-prawiczka xD). czekam z niecierpliwoscia na nastepny rozdzial. i dziekuje, bo sie poczulam przez to zmotywowana do pisania :3
Hm... od czego by tu zacząć?...
OdpowiedzUsuńPozwól mi się rozpisać ;-; (uwaga, moje ględzenie bije głupotą)
Nudziło mi się wieczorem, nie powiem i tak sobie myślę 'kurde, jakieś dobre yaoi bym poczytała...' PIERWSZA MYŚL - KIIIITAAAA! Zaglądam i BUM! Odkopałam nowy rozdział "Nowego świata"! ^^
Walka w pidżamie z dwoma nastolatkami aż do 11... no nieźle, nieźle... tylko ja bym już dawno pękła psychicznie i bym ich wpuściła (o ile nie fizycznie, bo mój kręgosłup za pewne też by pękł ._.") Nawet nie wiesz, jaka była moja mina, gdy czytałam moment opisywany przez Alexa, kiedy Daisuke złapał go przed upadkiem. No, aż każde zdanie czytałam ze zmarszczonymi brwiami, bo już się bałam, że do czegoś dojdzie. Nie żeby Alex x Daisuke mi nie pasowało czy coś... Wiesz, nie zdziwię się, gdy nagle okaże się, że zrobiłam byka i to nie był Daisuke tylko Saitou. Albo Ito... ja już się gubię ;-; wybacz, nie o to chodzi, że nie czytam, tylko jestem w stanie ogarnąć tylko Alexa, Daisuke, Nanami i Takara'ego. Gdybym siedziała zadufana w świecie Otaku i J-Rocka to może byłoby mi łatwiej, ale jakoś nie siedzę, bo... nie lubiem Japan. '-' (wiem, jestem straszna.)
Wracając do opowiadania to NA SERIO SIĘ ROZPISAŁAŚ. Czytałam te durne 13 stron od wczoraj 20:00 do dzisiaj 16:50! •-• za wolno czytam, ale to zazwyczaj wina AUTORA. Bo jak autor potrafi się ładnie rozpisać i potrafi opisywać w przyjemny dla umysłu różne rzeczy i historyjki, to aż nie chce mi się szybko czytać. A ty tak właśnie robisz. Niegrzeczna! XD
Lubię czytać twojego autorstwa różne oneshooty i opowiadania, a to mi na serio przypadło do gustu, pomimo iż nie kręci się wokół moich idoli. Piszesz tak, że hipnotyzujesz (przynajmniej mnie) i tak, że się nie chce po prostu odrywać od czytania. Imponujesz mi swoim stylem pisania.
Myślałaś, że to koniec moich oględzin? Ups. Kontynuacja ._.
UsuńJaka byłam zawiedziona, gdy okazało się, że nie Dai nie odwiózł go dl biura matrymonialnego albo do jakieś Burdel Mamy. :c Został niańką, na co w myślach wybuchłam śmiechem. Wyobrażam sobie Alexa z małym pulchniutkim trzyletnim Japończykiem na rękach i słodką dziewczynką obok. :3 suodkie. Jeszcze tylko rozczochrane włosy (bo ten mały jak dobrze pamiętam, uwielbiał go ciągnąć za włoski), fartuszek pobrudzony kaszką i mlekiem dla dzieci no i słynne walkie-talkie! ...i opuchnięte nogi, zniszczone paznokcie, zmęczona twarz, garb.. ale kto na to patrzy, pf.
Potem siedziałam na ławce w parku po seansie "Mikołajek na Wakacjach" (bezwzględu jaki to gatunek, zawsze oglądne bo uwielbiam filmy francuskie ^^) z wielkim napisem 'KAWAII' na twarzy. Wszystko za sprawą zabawy Alexa małymi samochodzikami z tym sugoi chłopczykiem ^.^
Przechodząc do momentu, gdy ten Hideto zaciągnął go do sypialni, przez mój mózg przeszły różne wersje zdarzeń, które mogłyby się stać, ale nie to co się stało! :O
Byłam i nadal jestem w szoookuuu! To nienormalne!
Ci Japończycy są chorzy. Albo ty ich tak opisujesz xD....albo to j-rockowcy są chorzy i niewyżyci...
Pomijam ten temat.
Nie wspominam już o tym, że opadła mi kopara w parku przy ludziach i gimbach, kiedy Hyde rzucił się na jego szyję. Co za desperacja... jak mam się ładnie wyrażać.
I co to w ogóle miał być za masaż?! O.o czy Dai jest gejuszkiem?
... ^^
Byłoby fajnie!
I nawet nie wiesz, jak zaczęłam się szczerzyć na twoje dopowiedzenie z moją nazwą ^^
Myślałam, że właściwie już o mnie zapomniałaś. Ale jestem wniebowzięta *^* nadal nie wierzę, że w ogóle to zrobiłaś.
I mam nadzieję, że nie czytasz moich wypocin, bo byłoby mi wstyd gdybyś to ujrzała.
Ty piszesz 13 stron a ja 3! '-'
Leń ze mnie.
Nawiedzenia przez pana Wenona ^^ całuje i ściskam i głaszcze i inne bzdety ;* ~
Niesamowite! A jednak dobrze, że nie zaczęłam czytać tego wcześniej; najlepsze trzeba zostawiać na czarną godzinę. B|
OdpowiedzUsuń