Powiem wam coś
zadziwiającego - ta część mi się podoba, mimo iż sama do końca już nie pamiętam
poprzednich xD Ale znając mnie zaraz mi się coś odwidzi i już się będzie nie
podobać, więc warto uwiecznić ten niespotykany moment, kiedy chyba pierwszy raz
w życiu jestem zadowolona z mojej pracy ;p
Closer to Ideal cz.8
Nie wiem czy
utraciłem zdolność logicznego myślenia w wyniku cofania się w rozwoju mojej
szanownej osoby, czy też na drodze doboru naturalnego najzwyczajniej w świecie
przez własną głupotę miała niedługo nadejść moja zguba… Nie potrafiłem
określić, dlaczego dałem wywlec się z mojego „bezpiecznego pola”, którym było
moje mieszkanie, do domu Zero. Kolejnym, jeszcze bardziej zadziwiającym faktem
było to, że siedziałem naprzeciw niego już drugą godzinę i nie drgnąłem przy
tym ani o milimetr, przez co krew od jakiegoś czasu nie dopływała do mojej
lewej nogi. Ślęcząc tu sączyłem już trzecie piwo, podczas gdy Shimizu wypił ode
mnie dwa razy więcej i panował nad swoim słowotokiem również dwa razy lepiej
niż ja – to znaczy milczał niczym zaklęty, kiedy ja od czasu do czasu jakimiś
uwagami nie na miejscu próbowałem zmusić go, żeby się odezwał; jakkolwiek.
Atmosfera była
ciężka, żeby nie powiedzieć, że czułem jej szanowne siedzisko na własnym karku,
którym mnie przygniatała. Michi przewiercał mnie ostrym spojrzeniem spod
przymrużonych powiek, przez co czułem się bardzo nie na miejscu, nie
wspominając już o tym, że kilkakrotnie w mojej głowie pojawiła się przemożna
chęć ucieczki. Przeszło mi przez myśl, że ten niby dość szeroki, jak na stół,
kawałek polerowanego drewna może okazać się zbyt małym dystansem, kiedy basista
rzuci się na mnie z rządzą mordu. Z tego powodu nie zdążę zareagować, co
skończy się moją tragiczną śmiercią lub przynajmniej poważnymi obrażeniami.
Przez te dwie godziny
przez mój umysł przewinęło się wiele myśli – w tym tak niepokojące jak te,
które głośno i wyraźnie dawały mi do zrozumienia, że Zero nie jest już dla mnie
zerem. Nie jest już jednym z tak wielu irytujących bytów, które stworzył
bóg/bogowie (niepotrzebne skreślić) tylko po to, żeby mnie denerwować, cieniem
w kącie sali, który pobrzękuje na basie – zdałem sobie sprawę, że
zaakceptowałem jego istnienie; mało tego!, wszelkie moje rozmyślenia były
przesiąknięte jego osobą, on sam rozkosznie rozciągał się w moim umyśle
zajmując jego coraz większą powierzchnię, aż w końcu stał się dla mnie czymś w
rodzaju absolutu, który towarzyszył mi na każdym kroku – podczas mycia zębów,
czytania książki, szukania kolejnych sposobów na to, w jak artystyczny i
niekonwencjonalny sposób mógłbym pozbawić go życia…
Zrozumiałem, że
wszelkie złorzeczenia, które kierowałem pod jego adresem były jedynie „zasłoną
dymną”, wygodnym kłamstwem, za którym mogłem ukryć się przed własnymi myślami i
nie dopuścić ich do siebie; szczególnie tych niewygodnych.
Uciekałem przed samym
sobą – czy jestem aż tak żałosny? Czy właśnie w tym momencie sięgnąłem dna?
Westchnąłem ciężko i
spuściłem wzrok na swoje dłonie, które trzymałem na kolanach. Shimizu jakby na
to właśnie czekał; w tym momencie nachylił się nad stołem, chwycił mnie za
przód bluzki i przyciągnął do siebie. Pocałował mnie od razu namiętnie i
gorąco. Wykorzystał to, iż byłem zszokowany do granic możliwości, przez co
uchyliłem usta, do których on wsunął język. Biernie czekałem, aż to wszystko
się skończy…
- Zacznij w końcu
odtrącać od siebie to, czego nie chcesz – warknął nieprzyjemnie, wciąż nie
puszczając mojej koszulki. – Dlaczego wiecznie pakujesz się w to, co ci nie
odpowiada? Robisz sobie wszystko na przekór, jakby na złość… - pokręcił głową i
skrzywił się jeszcze bardziej. – Nie chcesz, abym to kontynuował ani, tym
bardziej, posunął się dalej, prawda? – podniósł nonszalancko jedną brew. – Wiec
pokaż mi, że choć raz potrafisz dojść do porozumienia sam ze sobą i wybrać tę
odpowiednią opcję – uśmiechnął się nieprzyjemnie, po czym znów złączył nasze
usta.
To miała być kolejna
terapia wstrząsowa? Idioto, kiedy ty się nauczysz, że na mnie takie rzeczy nie
działają…?
Kilka kolejnych
pocałunków było mniej agresywnych. Gorące wargi muzyka muskały moje, co
wywoływało u mnie dreszcze. W końcu basista chyba zniecierpliwił się brakiem
reakcji z mojej strony, dlatego popchnął mnie do tyłu, a sam szybko przesunął
się po blacie stołu, by następnie zawisnąć nade mną i wznowić salwę pocałunków.
Kiedy przesunął językiem po moich ustach, ledwo powstrzymałem się od jęknięcia.
Napierał na mnie całym ciężarem ciała, jednak to nie było nieprzyjemne uczucie.
Nasze ciała dzieliły zaledwie dwa materiały cienkich, letnich t-shirtów. Czułem,
jak jego serce szybko bije; moje, jakby instynktownie, dostosowało się do tego
rytmu.
Wreszcie oddałem
pieszczotę. Rozchyliłem wargi w zapraszającym geście. Nasze języki splotły się
na pograniczu naszych ust. Zalewały mnie kolejne fale gorąca, a coraz
silniejsze dreszcze podniecenia targały moim ciałem.
Michi odsunął się ode
mnie, kiedy zabrakło nam obu tchu. Przez moment miałem wrażenie, że robi się
naprawdę przyjemnie… dopóki nie wymierzył mi siarczystego policzka.
- Co ty, do kurwy
nędzy, wyczyniasz, idioto?! – wrzasnął. – Przecież mnie nienawidzisz! Tyle razy
mi to powtarzałeś i dawałeś do zrozumienia, więc dlaczego teraz…
- Zamknij się! –
przerwałem mu. – Robię to, na co miałem ochotę od dawna! – zrzuciłem go z siebie,
a następnie sam usadowiłem się na jego biodrach. Nachyliłem się nad szatynem i
pocałowałem go. Chciałem pogłębić pieszczotę, jednak ten mnie odepchnął.
- Przecież…
- Kazałem ci się
zamknąć! – ściągnąłem groźnie brwi. – Kocham cię!
- Co? – Michi otworzył
szerzej oczy w zdumieniu.
- Oj, daj spokój…
Doskonale wiesz, że jestem powalony… - zaśmiałem się. – Nie wnikaj.
- Ale… Ta twoja
wcześniejsza reakcja, kiedy tylko powiedziałem, że cię…
- Nie wnikaj – znów
mu przerwałem. – Nie teraz.
Znów zmieniliśmy
pozycję – znów on był nade mną. Nasze wargi ponownie złączyły się w pocałunku.
Shimizu leniwie przesuwał ustami po moich wargach, a ja nie pozostawałem mu
dłużny. Objąłem go za szyję i wplotłem palce w jego włosy. Chłopak opierał się
na łokciach po obu moich stronach; przeniósł ciężar ciała na prawą rękę, aby
lewą móc przysunąć do mojej twarzy i zacząć gładzić kciukiem mój policzek.
- Yoshida… - zaczął
ponownie, kiedy odsunęliśmy się od siebie na odległość kilku milimetrów, aby
zaczerpnąć tchu.
- Nic nie mów, błagam
cię… - szepnąłem. – Po tym będziesz mógł mnie wyśmiać i robić wszystko, co ci
się tylko zamarzy, ale, proszę cię, nie odzywaj się teraz…
- Nie będę siedział
cicho – wywindował się do siadu.
Usiadł na moich
biodrach, przez co jednocześnie przyszpilił mnie do podłogi, jakby wyczuwając,
że gdyby tylko mnie puścił, jak zwykle w jego obecności, w takich chwilach,
spłoszyłbym się i uciekł, schowałbym się za tą przeklętą maską nonszalanckiego
złośnika, z którym nijak nie można dojść do porozumienia… sam nie potrafiłem
nawet tego dokonać…
- Pro…
- Nie proś, tylko
posłuchaj mnie – palcem wskazującym raz po raz uderzał w mój mostek. – Nie
jesteś powalony… tylko zwyczajnie gdzieś się zagubiłeś…
- Oj, daj spokój –
przewróciłem oczyma, przerywając mu. – Znów włączył ci się tryb
wszechwiedzącego pana psychologa? – prychnąłem. Szatyn w jednej chwili
przeniósł dłoń z mojego torsu na gardło, na którym zacisnął palce; co prawda
mogłem oddychać, jednak nieco mi to utrudnił.
- A tobie znów się
włączył tryb „closer to ideal”? – również prychnął. – Yoshida, do cholery,
kiedy przestaniesz się przede mną chować? – ciągnął cierpliwie. – Przecież
doskonale wiesz, że mogę ci pomóc… ale pamiętaj, że ja również mam swoje
granice wytrzymałości – spojrzał na mnie znacząco. – Właściwie rzecz biorąc, to
ja także gdzieś się pogubiłem… - westchnął. – Szczerze powiedziawszy to w moim
życiu nigdy nie wydarzyła się żadna straszliwa tragedia; nie doświadczyłem
śmierci czy odejścia nikogo bliskiego, nie miałem problemów z ludźmi… ale mój
problem polega na tym, że to właśnie ta monotonia mojego życia wpędziła mnie… w
depresję? Nie, nie nazwałbym tego tak… Raczej w stan, w którym szukam dziury w
całym, żeby poczuć cokolwiek; choćby niepohamowaną złość. Dlaczego? Dlatego, że
w moim życiu nie dzieje się absolutnie nic; żadnych skrajnych doświadczeń, z
których mógłbym wyciągnąć coś refleksyjnego, poczuć, że żyję, a nie jestem
jedynie kukłą, marionetką… żadnej głębokiej więzi; wszystko od tak przychodziło
i od tak znikało; aż w końcu pojawiłeś się ty; tak bardzo kontrowersyjny i
skrajny, że aż ciężko to sobie wyobrazić; tak bardzo kolorowy i krzykliwy na
tle mojej nawet nie czarno-białej, a jednolicie szarej rzeczywistości;
odcinałeś się od niej tak bardzo, że aż raziłeś po oczach – zaśmiał się
niewesoło pod nosem. – Ale to wszystko okazało się maską; bardzo ładnie
malowaną, misterną, ale sztuczną maską. To, co wydawało się na pierwszy rzut
oka w tobie eksplozją kolorów, okazało się czarnym wirem nieszczęścia; bo taka
jest prawda, jesteś nieszczęśliwy, ale boisz się tego sam przed sobą przyznać.
Starasz się wyprzeć ze świadomości fakt, że udało mi się dojrzeć w tobie coś,
co próbowałeś w sobie żywcem pogrzebać… Przeszkadzam ci i jednocześnie
paradoksalnie jestem dla ciebie jedynym, który może przynieść ci ukojenie;
wiesz o tym. Jesteśmy niczym ogień i woda, jesteśmy od siebie tak różni, ale w
jakiś pokręcony sposób możemy się do siebie dopasować, dotrzeć się; tylko na
litość boską, przestań się przede mną w końcu zasłaniać! – patrzyłem na niego
oczami szeroko otwartymi w zdziwieniu. – Sam przy tobie niedługo do reszty
postradam zmysły! – jęknął. – Jestem w tobie tak cholernie zakochany, że
wszystko to, co dotyczy twojej osoby, odbija się też na mnie… - spuścił głowę,
a długie pasma włosów zakryły jego twarz. Uśmiechnął się delikatnie. – „Miłość
cierpliwa jest, łaskawa jest (…)”… ale pamiętaj o tym, że ja sam ze sobą mam
się nie najlepiej. Nie uważasz, że i tak już wiele ci wybaczyłem? – spojrzał na
mnie łagodnie. – Proszę cię, abyś ty też postarał się spojrzeć na mnie nieco
łaskawiej… bo nie ukrywam, że mnie również przydałaby się pomoc – kolejne słowa
cedził z coraz większym trudem. – Skoro już mi się tak na szczere wywody
zebrało, to powiem jeszcze, że tak naprawdę to bliżej mi do skoczka
narciarskiego niż do psychologa; w życiu przeczytałem może z jedną książkę o
psychologii i o socjologii w marketingu – zaśmiał się pod nosem. – Okłamałem
cię, gdyż myślałem, że dzięki temu inaczej na mnie spojrzysz i może to pomoże
ci się w końcu na mnie otworzyć… Nie zauważyłeś, jak wiele kosztowało mnie to,
aby przemóc się i otworzyć się na ciebie? Ja, w przeciwieństwie do ciebie, nie
próbowałem na siłę zjednoczyć się z ludźmi, ale celowo ich unikałem, dlatego
wykonanie pierwszego kroku w twoją stronę było dla mnie tak trudne… Fakt,
zjebałem doszczętnie akcję i z Osamu, i z kłamstwem, którym się wciąż
zasłaniałem, powtarzając sobie uparcie niczym mantrę, że „tak będzie dla ciebie
lepiej”… jednak zrozumiałem w końcu, że tak naprawdę, mimo iż staram ci się
pomóc, to wciąż powtarzam ten sam błąd, co ty; nie odsłaniam swojej twarzy.
Dlaczego? Dlatego, że tak jest łatwiej. Wygodniej jest stać za murem kłamstwa,
które chroni nas przed wszelkimi atakami życia – westchnął. – Obaj jesteśmy
tylko ludźmi, więc mamy prawo gubić się i popełniać błędy; to nas w niczym od
siebie nie różni. Tym, co tworzy przepaść między nami jest to, że inicjatywa
wypływa tylko z mojej strony. Ty nie chcesz się ze mną związać, nie chcesz
pomóc zarówno sobie, jak i mnie lub po prostu nie wiesz, co zrobić i stoisz jak
to dziecko we mgle, czekając na samoistny rozwój wydarzeń – ponownie nachylił
się nade mną. – Yoshi, każdy ma swoje problemy i każdemu czasem trzeba pomóc –
ostatni raz musnął moje usta.
***
„(…) Rozpadasz się w
moich ramionach; to takie okrutne (…),
Koniec mojego płaczu;
zabrakło mi łez,
Ciemność oświetla
mnie; brak nadziei by żyć (…),
Koszmar o
niekończącym się wydźwięku (…),
Bezcelowe myśli
całkowicie znikają; odkąd jestem sam, mówię Ci…
Sen… Marzenie bez
przebudzenia (…).
Płytki, lamentujący,
zadręczony…
Modlitwa, o którą
prosiłem wznosi się do nieba; chciałbym teraz uwierzyć… głos na końcu ciemności.
Dlatego żyję dalej,
obejmując własne rany,
Światło blednie,
dlatego chcę zmierzać w stronę Twego krzyku, dopóki dany nam czas, płomień
życia, nie zblednie.”
(D’espairsRay – „Screen”)
„(…) Moje słowa bez
serca Cię torturowały,
Sądzę, że boli Cię to
do teraz.
I nawet w głębi bólu,
faktem jest, że nadal możesz ukrywać nieznaną mi twarz, prawda?
Bez poczucia Twojego
bólu.
Robiłem to, tolerując
Twoją samotność w ciemności (…).
(…) obawiam się, że
stracę Cię, kiedy zatopisz się w pustce.
Czuję Twoje istnienie
aż do bólu.
Twój uśmiech wydawał
mi się złamany… To to, co zobaczyłem pierwsze (…).
Pokaż mi słabość,
którą w sobie nosisz,
Nie płacz, nie
będziemy już sami;
My, którzy razem
śnimy.
Chodźmy spełniać
nasze bolesne oczekiwania w białą, pierwszą zamieć tego sezonu.”
(D’espairsRay – „Yami ni Furu Kiseki”)
„Wykrzycz swoje
czyste uczucia i uwolnij się od sprzeczności!
Jeśli zniszczysz
siebie, zobaczysz nową przyszłość.
Chcę wierzyć, że
nawet z poszarpanymi skrzydłami, lecąc pod wiatr, mogę dojść na koniec świata
(…).
Wykorzystaj ten
moment.”
(D’espairsRay – „Brillant”)
„W ciemności nocy,
kiedy płaczesz i nie możesz spać, jak ptak zamknięty w klatce (…),
Ból w klatce
piersiowej ponownie wzrasta;
Bo to jest tylko
bolesne; bolesne jest to, że rankiem nie świata.
Przerażające żebranie
do niebios, codzienne życie dążące do końca (…).
Teraz żyjesz
umiejętnie (…).
Co zostało utracone?
Nawet jeśli myślisz,
że to ważne, to już przepadło.
Mając jeszcze w
pamięci, w sercu, to zabrudzenie barwione w rzeczywistości przez odległy świat
(…),
Spojrzenie na
nieistotne cechy przepełnione w sąsiedztwie z kłamstwem.”
(Rentrer en Soi – „Protoplasm”)
„Moje serce pełne
jest przelewających się uczuć,
„Żegnaj…” (…),
Dałeś spokój mojemu
niekończącemu się smutkowi.
Tonę w tej ciemności,
której nie da się utrzymać w tajemnicy.
Wzdycham głęboko, wepchnięty
w mrok.
Nieustający deszcz…
Samotnie idę do
przodu, z siłą, bez celu.
To bolesne, kiedy
odnajdują Cię moje drążące myśli (…).
Zmieszane z deszczem
moje uczucia rozpadają się (…).
Żegnaj…
Nie ma Cię na mapie
przyszłości.
Chociaż idę przed
siebie, nie zapomnę cudu spotkania Ciebie.
Odbijając moje
splątane myśli niebo płakało.
Powstrzymuję się.
Chciałem być z Tobą
na zawsze.”
(D’espairsRay – „Squall”)
„Moja zmrożona
psychika zaczyna topnieć (…).
Błędne koło się nie
kończy.
Zniszcz mnie. Złam
mnie.
Proszę, zabij mnie
swoją piękną dłonią.
Zniszcz mnie. Złam
mnie.
Zanim ja zniszczę
Twój umysł.
Zniszcz mnie. Złam
mnie.
Proszę, zabij mnie
swoją piękną dłonią.
Zniszcz mnie. Złam
mnie.
Zanim ja zabrudzę
Twój umysł.
Zawsze pragnę
zapomnieć.
Zawsze nie ma miejsce
by uciec.”
(The GazettE – „Break me”)
„Całe dni w bólu (…),
Oddaj mi swoje
pieprzenie i lament.”
(D’espairsRay – „Forbidden”)
„Nie ma już bogów, do
których moglibyśmy się zwrócić.
Stoimy tu i teraz.
Czujemy się bezsilni
Nie jest to czymś, co
powinienem nienawidzić.
Nie ma też niczego,
co powinienem nienawidzić (…).
Chcę zapłakać
Lepiej jest zapłakać,
bo wtedy będzie czekał na mnie tylko uśmiech (…).
Moje serce wie, co
znaczy miłość i sentyment.
Temperatura rośnie, a
mój głos niknie.
Wszyscy wypalamy to
samo życie.”
(Matenrou Opera – „Helios”)
„Przełykam łzy,
zagubiony na morzu.
Gdzie odeszła miłość?
Czy kiedykolwiek ją
dostanę?
Znasz całkowity smak
grzechu,
Słodko topniejący w
Twoich ustach jak czekolada.
Chwila przyjemności.
Jesteś spełniony,
jednak wszystkie sny kiedyś umierają.
Czy to będzie moim
przeznaczeniem?”
(HYDE – „The Cape of
Storms”)
- Do cholery jasnej!
– wrzasnąłem poirytowany. – Czy w tym pieprzonym radiu muszą nadawać akurat TAKIE
piosenki?! – westchnąłem cierpiętniczo.
Byłem całkowicie
pewien, że to jakaś tajna zmowa niebios przeciwko mnie… Wszystko, absolutnie
wszystko nie pozwalało mi zapomnieć w ostatnich dniach o tym, co powiedział mi
Zero. Najbardziej jednak dotykał mnie fakt, że miał rację; a ja już dawno temu
zdałem sobie z tego sprawę.
„Szargaj bólem i
zniszcz go!
Uciekaj!
Uwolnij mnie!
Wreszcie wolny!
Uciekaj!
Kto jest oszustem?
Uwolnij mnie! Ach… (…)
Bilet do piekła jest
w moich rękach.
Bóg mnie zabije. (…)
Uciekaj… Uwolnij
mnie! Nasze ideały…
Uciekaj… Kto jest
oszustem?
Nie dbam o to czy mój
idealny świat jest barwiony.”
(D’espairsRay- „Trickster”)
No dlaczego – ja się
pytam dlaczego musiałem napisać takie dołujące teksty? I kto w ogóle zezwolił
na puszczanie czegoś takiego w radiu? No przecież moje teksty są takie
dołujące… Dlaczego nie mogłem zająć się pisaniem czegoś w rodzaju: „stokrotka
rosła polna (…)”, a zamiast tego szukałem refleksji poruszających serce
słuchaczy w bólu i odrazie?
Kurde, chyba jestem w
tym mimo wszystko naprawdę dobry, gdyż w tym momencie moje własne pracy
przemówiły do mnie, jednocześnie bezpardonowo depcząc po mnie. To wszystko, co
już zdążyłem napisać tak świetnie oddawało sytuację, która miała miejsce
dopiero teraz… Przeszło mi przez myśl, że teksty moich piosenek wiedzą więcej
ode mnie – możliwe, że ja sam już wcześniej również doszedłem do wniosku, że z
Michim jest coś nie tak, ale jednocześnie w jakiś chory sposób odpowiadało mi,
że on również nie ma najrówniej pod sufitem. Niestety potrafiłem przelać to
tylko podświadomie na papier, gdyż świadomość zabraniała mi w ogóle myśleć o
nim, uparcie wmawiając mi, że jest jedynie irytującym bytem, który gdzieś tam
pobrzdękuje na basie w najbardziej zacienionym kącie sceny.
A przecież tak nie
było.
Shimizu odgrywał w
moim życiu ważną rolę – nie mogłem się już dłużej bronić przed tą myślą.
Pozostaje tylko jedno
pytanie; dlaczego ostatnimi czasy w radiu puszczają na okrągło piosenki mojego
zespołu? Nie to, żebym nie cieszył się z rosnącej popularności czy coś… jednak
jest to nieco podejrzane zjawisko. W tym musiała maczać palce Rada Złych (czyt.
Karyu, Tsukasa oraz Zero)…
Jaki jest plan Rady
Złych?
Zły.
A więc oczywiście
zaistniały fakt musi przynajmniej w jakimś stopniu odnosić się do mojej
szanownej osoby, a to mnie niepokoiło…
Kierowany instynktem
sięgnąłem po kurzącego się na stoliku laptopa i włączyłem go. Włączyłem
oficjalną stronę D’espairsRay, jednak nic nowego się na niej nie pojawiło. Może
jestem po prostu przewrażliwiony?... Dla pewności postanowiłem sprawdzić
jeszcze twittera Karyu, gdyż jeśli mogłem wyciągnąć jakąkolwiek wiadomość tajne
łamane przez poufne to właśnie ta strona była idealnym źródłem informacji.
Matsumura zazwyczaj
zaśmiecał swój profil pierdołami i wpisami, które często nie miały żadnego
przekazu, dlatego zdziwiłem się, kiedy zobaczyłem KILKUDNIOWĄ przerwę między
ostatnimi postami – pierwszy z nich sprzed półtora tygodnia dotyczył informacji
o zawieszeniu działalności zespołu na czas nieokreślony…
…drugi, sprzed
dwudziestu godzin komunikował o rozwiązaniu grupy z powodu problemów
zdrowotnych wokalisty i niemożności dalszego wykonywania swojego zawodu.
Zszokowany zamrugałem
kilkakrotnie.
A więc Shimizu ma
długi język… no proszę, tego się po nim nie spodziewałem…