Oneshoot Daichi x Hiro (Nocturnal Bloodlust)

Zbierałam się za pisanie tego shota już trzy razy, ale w końcu się udało ~(^-^)~ Podkreślę, że każda z tych trzech wersji była zupełnie inna X''D



Daichi - czyż on nie jest słodki? *ślinotok*


Postanowiłam napisać coś z Nocturnal Bloodlust, gdyż nie znalazłam o nich żadnego fanficka! Nawet po angielsku *foch*! Trzeba nadrobić zaległości!

Tytuł: ? (tytułu nie ma, bo nie przychodziło mi do głowy nic ambitnego (/.-)''
Paring: Daichi x Hiro (Nocturnal Bloodlust)
Typ: oneshoot
Gatunek: yaoi, komedia (?)

Nocturnal Bloodlust:
Hiro – wokalista
Daichi – gitarzysta
Cazqui – gitarzysta
Masa – basista
Natsu - perkusista
- Hiro, kochanie – w słuchawce usłyszałem śpiewny głos Daichiego – gdzie ty, do ciężkiej cholery, jesteś? – warknął już rozeźlony.
- Utknąłem w korku – westchnąłem.
Nie było w tym kłamstwa. W rzeczywistości utknąłem w sznurze samochodów, który poruszał się tempem galopującego żółwia, a więc od jakichś dwudziestu minut posunąłem się do przodu może niecały metr. Stałem w tym przeklętym korku już niemal półtorej godziny, przez które noga zdążyła mi zdrętwieć, a mięśnie niekontrolowanie drgać od dociskania sprzęgła. Zachciało mi się auta z manualną skrzynią biegów do miasta…
- Och… - jęknął rozżalony blondyn. Jego ton głosu zmieniał się z każdym zdaniem, jednak po dwuletnim związku zdążyłem się już do tego przyzwyczaić… a może nawet pokochać? – Szkoda… Wciąż jesteś daleko od domu?
- Jestem mniej więcej w połowie drogi… tak bardziej mniej niż więcej… - wyznałem zrezygnowany.
- Mhm… Rozumiem – mruknął zawiedziony. – Wiesz, właściwie to pomyślałem sobie, że gdyby w końcu udało ci się dotrzeć do naszego mieszkania to może miałbyś ochotę na loda? – wypalił bezceremonialnie, a mnie zatkało, przez co przegapiłem moment, w którym powinienem posunąć się do przodu o te zniewalające dwadzieścia centymetrów, za co zostałem solidnie obtrąbiony. – Moglibyśmy sobie umilić jakoś ten wieczór, nie uważasz?
- Ee… - zaciąłem się. – Co…? Ale ty tak… Jak? – dukałem będąc zszokowanym do granic możliwości.
Gitarzysta nigdy nie lubił mówić o naszym współżyciu seksualnym tak dosłownie, dokładnie; zazwyczaj, kiedy chciał mi coś zasugerować oblewał się soczystymi rumieńcami i peszył się, mimo iż byliśmy już ze sobą dość długo. Zawsze podkreślał, że nie wstydzi się mnie, jednak jakoś ciężko mówić mu o tym, co chce, abym mu zrobił… Aż przeszły mnie dreszcze podniecenia. W łóżku Dai był bardziej odważny, niekiedy pozwalał mi na różne fantazje i urozmaicenia, lubił się bawić i pieścić, dlatego też nasze stosunki bardzo rozciągały się w czasie; nawet do kilku godzin. Nie znosił „szybkich numerków”, które jego zdaniem były pozbawione tej magicznej otoczki uczuć i traktowaniem drugiej osoby przedmiotowo – poniekąd zgadzałem się z nim, zresztą nigdy nie byłem amatorem uprawiania seksu w miejscach publicznych lub jakkolwiek niestosownych do tego, dlatego kiedy już się do siebie dobieraliśmy obaj woleliśmy przedłużać swoje słodkie tortury, podkreślić, że nie jest to jedynie zabawa, ale jedną z form wyrażania uczuć.
W każdym razie blondyn nigdy nie był skory do rozmowy o naszym życiu intymnym. Nieraz próbowałem przełamać jego opór drocząc się z nim, że jeśli nie powie, czego chce to się nim nie zajmę, jednak to przyniosło słabe rezultaty. Bardziej od słów wolał czyny, dlatego teraz tak bardzo zdziwiła mnie jego bezpośredniość. Czyżby nastąpił w końcu jakiś przełom?
- Nie chcesz? – zdziwił się.
- Skarbie, ależ oczywiście, że chcę! – szybko opanowałem się. – Tylko… zdziwiła mnie twoja propozycja – tłumaczyłem się.
- Dlaczego? – roześmiał się. – Przecież już nie raz to robiliśmy…
- Masz rację – przytaknąłem. – Jednak…
- Jest jakieś „jednak”? – niemalże usłyszałem, jak podniósł jedną brew i wydął nieco usta, co zazwyczaj robił w takich sytuacjach.
- Ten korek zdaje się nie mieć końca! – sapnąłem poirytowany. – Nie wiem, o której wrócę…
- Spokojnie, poczekam na ciebie – uspokajał mnie. – Mimo to postaraj się nie wrócić zbyt późno, gdyż przyznam szczerze, jestem nieco zmęczony. Pa, kochanie! – pożegnał się i rozłączył.
Niby wszystko pięknie, ładnie… Jednak doskonale wyczuwałem w jego wypowiedzi drugie dno, które brzmiało: „Poczekam na ciebie, jednak nie myśl, że będę tu ślęczeć w nieskończoność – twój czas jest ograniczony!”. Może niekoniecznie była to znowu groźba, tak jak to sobie w tamtej chwili wyobraziłem, a jedynie informacja, że jeśli przyjadę w środku nocy – a było już po dwudziestej drugiej, a mnie wciąż pozostała jeszcze długa droga powrotna - to moja szansa na upojne chwile z ukochanym przepadnie, gdyż ten będzie o tej porze zapewne już spać; do tego czasu może przejść mu ochota na pieszczoty.
Zagryzłem wargi. Kochałem Daichiego i uwielbiałem także się z nim kochać; był wspaniałym kochankiem, który potrafił doprowadzić mnie do tak cudownego uniesienia, jakiego nie przeżyłem nigdy z żadnym z wcześniejszych partnerów lub partnerek. Dodatkowo fakt, że niedawno zakończyliśmy trasę koncertową, podczas której siłą rzeczy nie mogliśmy sobie pozwolić na chwile namiętności, dawał mi się we znaki. Reszta zespołu wiedziała o naszym związku od długiego czasu i nie przeszkadzało im to, jednak po całonocnym koncertowaniu ciężko jest wykrzesać jeszcze z siebie energię, aby zaspokoić ukochanego; tym bardziej, że nie było ku temu zbyt wielu miejsc, w których moglibyśmy się kochać. Większość czasu spędzaliśmy w naszym zespołowym busie (a mimo iż muzycy nas tolerują i gratulują udanego związku to jednak nie myślę, żeby byli zadowoleni, gdyby musieli wysłuchiwać naszych jęków i krzyków) lub w hotelach, w których ściany miały grubość kartki papieru, przez co słychać było nawet jak za ścianą sąsiad ogląda telewizję, a co dopiero jakbyśmy mieli uprawiać seks. Nie powiem, targnęło mną wielkie pożądanie, ale co mogłem zrobić w takiej patowej sytuacji? Z wielką chęcią wyszedłbym z siebie i stanął obok, zostawiając jednego siebie w tym nieszczęsnym aucie, a drugiego posłałbym na stację metra, skąd dojechać miałby do domu, a następnie przeżyć naprawdę przyjemne momenty… Niestety, takie rzeczy tylko w anime i mangach.
Nerwowo przebierałem palcami po kierownicy, aż w końcu stwierdziłem, że innej opcji po prostu nie ma – nie będę naiwnie liczył na uśmiech przewrotnego losu, któremu możliwe, że nagle zachciałoby się rozładować ten korek, o nie. Trzeba wziąć się do działania; jak? Po piracku! Miałem niewiele miejsca do manewru, aby skierować samochód na równoległy pas, który w odległości jakichś stu metrów zmieniał się w prawoskręt. Jakby tego było mało moje auto ma pole skrętu równe polu powierzchni księżyca, jednak mimo to, po kolejnej salwie klaksonów, jaką zostałem obdarzony, udało się. Znalazłem się w zupełnie innej dzielnicy niż powinienem i zdawałem sobie z tego doskonale sprawę, jednak właśnie o to chodziło. Autostrada była zablokowana, jednak nie wszystko stracone – wciąż pozostawały wąskie uliczki między osiedlami i między blokami, którymi mogłem poruszać się… w ogóle jakkolwiek się poruszać i nie stać w martwym punkcie. Zdziwiłem się, że wcześniej nie wpadłem na to, aby wybrać tą okrężną, ale znacznie szybszą drogę…
Jeśli uważacie, że przeżyliście już ekstremalną przejażdżkę w swoim życiu, to ja Was zapewniam, że się mylicie. Która z Was, Drogie Czytelniczki, miała okazję przejechać się po wąskich tokijskich uliczkach ze wskazówką prędkościomierza na 12o, podczas gdy ściany budynków od lusterek samochodu dzieliło zaledwie kilka centymetrów? To i tak nic, jeśli weźmie się pod uwagę, że nieomal przejechałem dwie babcie oraz kilka kotków i piesków. Może źle to zabrzmi, ale nie pałam miłością do zwierząt, dlatego nie ubolewałbym nad rozjechanym jednym czy drugim zwierzakiem, jednak podejrzewałem, że auto mogłoby stracić przyczepność na flaczkach, co z kolei mogłoby się skończyć dla mnie zatrzymaniem w cudzym żywopłocie, ogródku, oknie lub słupie wysokiego napięcia.
A propos flaczków… Żołądek za każdym razem podjeżdżał mi do gardła, kiedy ze stanowczo zbyt dużą prędkością pokonywałem kolejne progi zwalniające. Nieco przed nimi zwalniałem, jednak nie mogę powiedzieć, abym kiedykolwiek zdjął stopę z pedału gazu. Kiedy przednie koła pokonywały przeszkodę zdarzyło się kilka razy, że moja kość ciemieniowa bliżej poznała się z dachem samochodowym, a z kolei kiedy tylne koła przez nią przejeżdżały za każdym razem obawiałem się czy aby na pewno nie urwę tylnej osi napędowej…
Mimo tej pirackiej przejażdżki, która przyprawiła mnie o kilka mocniejszych wrażeń, udało mi się dotrzeć wreszcie do celu. Czym prędzej zająłem miejsce na podziemnym parkingu (pomińmy to, że nie moje; mam nadzieję, że sąsiad się nie pogniewa i zrozumie – siła wyższa!) i biegiem ruszyłem w stronę wind. Wjechałem na odpowiednie piętro i wpadłem do mieszkania niczym burza będąc wciąż roztrzęsionym po wyczynowej jeździe. Zrzuciłem z siebie kurtkę i ruszyłem w stronę salonu, skąd dochodziły mnie odgłosy z telewizora. Stanąłem w progu pokoju opierając się o ścianę i przyglądając ukochanemu. Dai półleżał w ponętnej pozycji na kanapie z rozsuniętymi nieco nogami, z których jedna była ugięta w kolanie. Ubrany był jedynie w kimono niedbale przewiązane na wysokości bioder. Jego tors i brzuch w większej mierze były odsłonięte, zgrabne nogi zostały wyeksponowane… Krocze tyle, o ile było zasłonięte przez materiał, jednak mimo to mogłem dostrzec skraj odrobinę rozsuniętych pośladków. Jego długie blond włosy sięgające niemalże pasa spływały kaskadami po jego smukłym ciele. Wyglądał niczym wcielenie jednego z greckich bogów; obstawiałbym Apolla (bóg odpowiadający za wyobraźnię, wróżby, sztukę, muzykę oraz poezję, a przy tym najpiękniejszy z bogów od aut.).
Przeszedł mnie elektryzujący dreszcz.
- Hiro? – blondyn spojrzał na mnie zdziwiony. – Już jesteś? Przecież mówiłeś, że… - usiadł, złączając nogi, a chwilę potem wstał i podszedł do mnie. – Drżą ci dłonie. Coś się stało? – zapytał z troską.
- Nie, nic – uśmiechnąłem się. Ponad jego ramieniem dostrzegłem stojącą na stoliku do kawy butelkę czerwonego półwytrawnego wina oraz dwa, wciąż nienapełnione kieliszki. – Wszystko w jak najlepszym porządku – pogłębiłem uśmiech. Sięgnąłem po jego dłonie i splotłem nasze palce. Byłem od niego wyższy, dlatego mogłem przyglądać mu się z góry, co zresztą bardzo lubiłem robić. Przez moment lustrowałem jego anielską twarzyczkę, po czym nachyliłem się nad nim i złożyłem na jego ustach gorący pocałunek.
Przyciągnąłem go do siebie i objąłem w pasie. Chłopak nie pozostawał mi dłużny i objął mnie za szyję, jednocześnie jedną nogę zakładając na moje biodro. Przesunąłem dłonią po jego udzie, aż do pośladka. Gitarzysta zachichotał.
- Mogłeś zadzwonić, że już jedziesz. Nie zdążyłem nic przygotować…
- Nic nie musisz przygotowywać – przerwałem mu.
Daichi uśmiechnął się pięknie i ponownie złączył nasze usta. Przesunąłem językiem po jego wargach, a on uchylił je w zapraszającym geście, z czego skorzystałem z wielką chęcią. Kochanek nie walczył ze mną o dominację; od razu poddał mi się. Pozwalał mi pieścić swoje podniebienie z pasją. Naprzemiennie zaciskałem i rozluźniałem dłoń na jego pośladku, przez co ukochany chichotał w krótkich przerwach między pocałunkami. Kiedy w końcu się od siebie odsunęliśmy nasze usta połączyła nasza zmieszana ślina, którą muzyk zlizał z wprawą i uśmiechem.
- No proszę… - zaśmiał się i wplótł palce w moje włosy. – A więc to dlatego tak się pospieszyłeś?
- Zatęskniłem… - pocałowałem go w czubek nosa.
- Więc rozumiem, że umilamy sobie dzisiaj wieczór? – spojrzał na mnie błyszczącymi oczami.
- Oczywiście – przytaknąłem.
Dai przytulił się do mnie mocno na moment, by zaraz odskoczyć i skierować swoje kroki… do kuchni. Zdziwiony jego zachowaniem podążyłem za nim. Myślałem, że albo przejdziemy do salonu, aby najpierw wypić wino i zacząć naszą zabawę od subtelniejszych pieszczot, albo od razu rzucimy się do sypialni, a tu… proszę, coś nowego.
Blondyn podszedł do zamrażarki i otworzył ją, by zaraz… wyjąć z niej litrowe opakowanie lodów.
- Aa… - zająknąłem się. – To… Ach, tobie chodziło o takie lody? – wydusiłem z siebie.
- No tak – gitarzysta spojrzał na mnie z niezrozumieniem wypisanym na twarzy. – Myślałem, że po pracy będziesz miał ochotę spędzić ze mną wspólnie czas przy jakimś dobrym filmie i winie. Uznałem, że lody też będą niezłym pomysłem, więc… a właściwie to niby o co innego mogłoby chodzić? – odwrócił się w moją stronę. Po mojej minie zorientował się, o czym pomyślałem, dlatego zaraz zarumienił się i utkwił spojrzenie w podłodze. – H-Hiro… No… No wiesz… - wydusił z siebie zażenowany.
Dobra, więc w tej kwestii jednak nic się nie zmieniło.
Podszedłem do niego i położyłem dłoń na jego biodrze. Muzyk był nieco sztywny, tak jak zwykle, kiedy zaczynaliśmy w jakikolwiek sposób rozmawiać na tematy związane z przyjemnościami cielesnymi. Drugą ręką sięgnąłem jego podbródka i ująłem go w dwa palce, zmuszając go tym samym, aby na mnie spojrzał.
- Jasne, twój pomysł był bardzo dobry… - nachyliłem się nad nim. – Jednak przyznasz, że mój też nie należy do najgorszych, prawda? – szepnąłem uwodzicielsko i pociągnąłem za pas, którym przewiązane było kimono, a ten z łatwością rozwiązał się.
Zsunąłem materiał z ramion chłopaka. Delikatne ubranie bezwładnie upadło na ziemię, a Daichi stanął przede mną całkiem nagi. Znów utkwił spojrzenie w podłodze. Muszę przyznać, że ta jego początkowa nieśmiałość pociągała i podniecała mnie.
Przesunąłem po jego biodrze, aby następnie skierować dłoń na jego krocze. Musnąłem opuszkami palców jego penisa, przez co przeszły go dreszcze podniecenia. Z jego ust wyrwało się ciche westchnienie. Niepewnie podniósł głowę i spojrzał na mnie wciąż oblany rumieńcami. Przysunąłem się do niego jeszcze bardziej i złączyłem nasze wargi w namiętnym pocałunku, jednocześnie biorąc w dłoń całe jego przyrodzenie. Zacząłem przesuwać nią, miarowo przyspieszając ruchy. W pewnym momencie muzyk nie był już w stanie oddawać moich pocałunków i jedynie pojękiwał głośno, wyginając się w moją stronę rozkosznie. Dłońmi chwycił się kuchennego blatu i wypchnął biodra w moją stronę. Z uśmiechem na ustach wsłuchiwałem się w kolejne słodkie odgłosy, które wydobywały się niekontrolowanie z jego gardła.
- Och, Hiro! Proszę cię… Ach! Prze… Przestań… Ja zaraz…! – udało mu się wydusić między kolejnymi jęknięciami.
Czując, że w rzeczywistości niewiele mu już potrzeba, aby osiągnąć spełnienie zaprzestałem wykonywanej czynności. Uklęknąłem naprzeciw niego i opierając dłonie na jego biodrach, wziąłem go do ust. Zacząłem ssać i lizać, nadając jego ulubione tempo. Z czasem zacząłem także delikatnie go gryźć, co przelało czarę rozkoszy i zakończyło się słonawą, białą cieczą w moich ustach. Przełknąłem wszystko i oblizałem się wulgarnie, ponownie windując do pozycji stojącej.
- Więc jak? Umilimy sobie ten wieczór? – zapytałem zadziornie z błyskiem w oku.
- Tak… proszę – westchnął i objął mnie za szyję, przylegając do mnie całym ciałem.
Chwyciłem go za pośladki, a następnie podniosłem, by zanieść do sypialni. Rzuciłem go na łóżko, a następnie zawisłem nad nim, całując; tym razem bardziej agresywnie. Blondyn wsunął dłonie pod moją bluzkę, podwijając ją i dotykając mojego brzucha oraz podbrzusza. Pomogłem mu pozbawić mnie tej zbędnej części garderoby. Usiadłem na jego biodrach i zacząłem się o niego ocierać, a gitarzysta wciąż błądził dłońmi po moim brzuchu. Przesuwał długimi, smukłymi palcami wzdłuż widocznie zarysowanych mięśni (Hiro ma kaloryferek ^^ od aut.). Ponownie przylgnąłem ustami do kochanka, tym razem jednak skupiłem się na jego szyi. Obsypywałem pocałunkami jego delikatną skórę, a tuż nad prawym obojczykiem potraktowałem ją zębami, zostawiając na niej dużych rozmiarów malinkę. W tym czasie Dai nie próżnował i dobrał się do moich spodni. Rozpiął rozporek i dotykał mojego krocza przez materiał bokserek, w których aktualnie miałem o wiele za mało miejsca.
Przesunąłem językiem po jego mostku. Zająłem się lewym sutkiem, którego objąłem ustami i drażniłem językiem, a drugi podszczypywałem dłonią. Mój ukochany pojękiwał rozkosznie i stymulował mnie coraz mocniej. Czułem, jak jego męskość ociera się o moje podbrzusze, co dodatkowo mnie pobudzało.
W końcu chłopak pozbawił mnie spodni, a ja w „podziękowaniu” na moment przeniosłem usta na jego prawy sutek, który lekko podgryzałem. Kiedy już znudziła mi się ta zabawa, zsunąłem się niżej, całując jego brzuch. Wsunąłem język do jego pępka, celowo zahaczając o kolczyk i delikatnie za niego ciągnąc. Daichi wsunął dłoń pod materiał bielizny i robił co tylko mógł, aby odwdzięczyć mi się, co szło mu wyśmienicie. Od czasu do czasu, kiedy również z mojego gardła wydał się jakiś nieartykułowany dźwięk owiewałem jego skórę gorącym oddechem.
W pewnym momencie kochanek zamienił nas miejscami. Teraz to ja znajdywałem się na dole. Zdjął ze mnie ostatnią część garderoby, po czym spojrzał z zadowoleniem na efekty swojej pracy. Odgarnął długie włosy na plecy i patrząc mi wyzywająco w oczy nachylił się nad moim penisem, aby wciąż go do ust. Przeszedł mnie przyjemny dreszcz, kiedy poczułem język na mojej męskości. Dai przesuwał nim po całej długości prącia ze szczególną uwagą skupiając się na żołędziu, aby doprowadzić mnie na skraj wytrzymałości. Ssał, lizał, gryzł… Wiedział doskonale, co sprawia mi najwięcej przyjemności. Dodatkowo stymulował moje jądra dłonią, dzięki czemu szybciej osiągnąłem spełnienie. Jęknąłem głośno, odrzucając głowę do tyłu w nieopisanej rozkoszy. Chłopak nie przełknął od razu wszystkiego tylko wsunął palec do ust, zanurzając go w mojej spermie. Przesunął nim przez całą swoją klatkę piersiową oraz brzuch kończąc na własnym przyrodzeniu. Jego ciało znaczyła teraz długa, nierówna linia. Dopiero teraz połknął resztę mojego nasienia i uśmiechnął się uroczo. Zagryzł wargę, a ja zrozumiałem o co mu chodziło. Ponownie zamieniliśmy się miejscami. Znów zawisłem nad nim i przesuwałem językiem po jego ciele, zlizując z niego własną spermę. Pamiętam, że początkowo, kiedy dopiero zaczęliśmy uprawiać seks i nie znaliśmy jeszcze swoich gustów aż tak dobrze, miałem, co do tego pewne opory, jednak z czasem, kiedy zorientowałem się, że blondyna bardzo podnieca to, kiedy zlizuję własne nasienie, przyzwyczaiłem się do tego. Miał taki nieco dziwny fetysz…
Zadowolony blondyn wplótł palce w moje włosy i znów zaczął pojękiwać głośniej, kiedy zbliżałem się do jego podbrzusza. Niekontrolowanie zaczął poruszać biodrami, co znaczyło, że był bardzo napalony. Zaśmiałem się pod nosem i dokończyłem „pracę”, którą mi „zadał”, a dopiero potem przeszedłem do nagradzania go kolejnymi pieszczotami.
Uniosłem jego nogi i rozsunąłem je. Nachyliłem się nad jego pośladkami i polizałem je. Uwielbiał to. Przez dłuższą chwilę droczyłem się z nim, jednak w końcu postanowiłem mu dać to, czego chciał – wsunąłem w niego język. Daichi krzyknął donośnie:
- OH, HIRO! TAAAK!...
Pieściłem go w ten sposób do czasu, kiedy zorientowałem się, że ukochany znów jest na skraju wytrzymałości. Tym razem jednak postanowiłem nie dać mu tej przyjemności i nie pozwolić mu dojść od razu. Odsunąłem się, na co on jęknął nieco zawiedziony.
- Kocham cię… - szepnąłem, podgryzając jego ucho.
- Ja ciebie… AH!... też… Nnn! – mruknął, kiedy zacząłem ocierać się o niego. Następnie zsunąłem się nieco i zacząłem delikatnie napierać erekcją na jego wejście. Muzyk prężył się, wzdychał i jęczał, wił się z rozkoszy i skomlał cicho, błagając o więcej… Doprawdy, rozkoszny widok.
W końcu postanowiłem się nad nim zlitować, gdyż sam już traciłem nad sobą kontrolę. Sięgnąłem do szafki nocnej, w której szufladzie znajdował się lubrykant. Wziąłem buteleczkę z pachnącym żelem, a następnie wylałem jego odpowiednią ilość na palce. Rozprowadziłem na nich lepką substancję, po czym zacząłem drażnić blondyna jednym z nawilżonych palców. Spiął się nieco, jednak moje usta zamykające się na jednym z jego sutków ponownie pomogły mu się rozluźnić. Powoli wsuwałem w niego palec. Dai wydawał z siebie urywane westchnięcia i rozkładał przede mną szerzej nogi, jakby to mogło sprawić, że mógłbym sięgnąć w nim głębiej. Zacząłem poruszać palcem naprzemiennie w przód i tył, przygotowując go. Po pewnym czasie dodałem także drugi palec, przy czym kochanek zaczął ponownie pojękiwać, a przy trzecim skomlał błagalnie odchylając głowę do tyłu oraz poruszał biodrami. Objął mnie rękami za szyję i nogami w pasie. Od czasu do czasu czułem, jak wbija paznokcie w moją skórę, jednak nie robił mi przy tym krzywdy.
Kiedy uznałem, że jest wystarczająco przygotowany nawilżyłem także swoją męskość i powoli zacząłem w niego wchodzić. Ukochany zamknął oczy i ściągnął nieznacznie brwi oraz zagryzł spierzchnięte usta. Mimo iż już nie raz się kochaliśmy zawsze starałem się być dla niego delikatny na początku, gdyż zdawałem sobie sprawę, że wiąże się to z pewną dozą bólu. Gdy wszedłem w niego do końca, chłopaka przeszły dreszcze rozkoszy. Wydał z siebie głośny jęk, po czym przyciągnął mnie do siebie mocno i złączył nasze usta w gorącym pocałunku. Zacząłem wykonywać w nim pierwsze, powolne ruchy. Nasze języki splotły się w erotycznym tańcu, podobnie jak nasze ciała; mimo to sypialnię wciąż wypełniały nasze urywane odgłosy przyjemności. Z czasem moje pchnięcia zyskiwały na sile oraz szybkości, co nieubłaganie przybliżało oboje z nas do kolejnego orgazmu tej nocy. Nasze ciała były rozgrzane do granic możliwości; ukrop był nie do wytrzymania, jednak rozkosz, która przy tym nam towarzyszyła oraz nieopisane, fantastyczne uczucie zbliżającego się spełnienia nie pozwalało nam przestać. Dai krzyczał coraz głośniej popędzając mnie, to znów prosząc, abym wszedł w niego mocniej, głębiej – starannie wypełniałem każde z jego życzeń.
Pierwszy doszedł on, brudząc przy tym nasze brzuchy. Ja osiągnąłem spełnienie chwilę później, rozlewając się w jego gorącym i ciasnym wnętrzu. Z ociąganiem wyszedłem z niego i opadłem na miejsce obok ukochanego. Przez moment leżeliśmy regulując oddechy i zawrotnie szybko bijące serca, których ogłuszające łomotanie odbijało się echem gdzieś w naszych czaszkach – po tym blondyn przysunął się do mnie i ułożył głowę na moim torsie. Jego gorący oddech torturował moją rozpaloną skórę. W końcu gitarzysta podniósł się na łokciach i sięgnął moich ust, całując je krótko.
- Tak… - mruknął. – Miałeś naprawdę dobry pomysł z tymi „lodami” – zaśmiał się i umościł się na moich biodrach. – Naprawdę dobry… - oblizał seksownie wargi.
- Pozwolisz, że na razie twój plan odłożymy na później – uśmiechnąłem się.
- Przecież nie protestuję – odpowiedział mi tym samym gestem. – Tym, o czym ja myślałem możemy zająć się rano, a teraz… - zaczął ocierać się o mnie, aby ponownie mnie pobudzić; na efekty nie trzeba było długo czekać. – Chyba nie myślałeś, że to już koniec? – uśmiechnął się figlarnie.
- Ależ oczywiście, że nie – odparłem rozbawiony.
Tak jak już wspomniałem wcześniej nasze stosunki potrafiły w porywach trwać do kilku godzin, więc nie było nawet mowy o tym, aby muzyk zadowolił się tak krótką zabawą. Z zadowoleniem obserwowałem, jak chłopak wsuwa w siebie mojego penisa, a następnie zaczyna unosić biodra w górę i w dół przynosząc tym samym sobie oraz mnie rozkosz. Lubiłem, kiedy budziła się w nim ta perwersyjna strona… jednak lubiłem także tą jego wręcz chorobliwą nieśmiałość… lubiłem także to, że potrafił niemalże z prędkością światła zmieniać humory – lubiłem w nim to wszystko, gdyż to właśnie to sprawiało, że był sobą; tą słodką i niezastąpioną osobą, którą kochałem.
…kochałem ponad życie.

4 komentarze:

  1. Daichi jest taaki słodki, a w tym shocie
    to już wog urooczy :3
    Bardzo fajny pomysł :$ Słodcy są.
    //Yūko-san

    OdpowiedzUsuń
  2. Nauczylam sie komentowac z gmaila! *brawa* dziekuje, dziekuje... A tak serio...to kocham ci za ten shot normalnie! On byl taki slodki, uroczy, puchaty, milusi, taki...no...cukrzycy dostalam, co tu duzo pisac. To bylo na prawde genialne! Spelniasz marzenia! A Daichi byl taki, ze ojeju <3 Pasuje taki <3 usmialam sie w niektorych momentach. To bylo na prawde supcio! 3
    ~pozdrawiam Estera

    OdpowiedzUsuń
  3. Ciekawe. Przyznam szczerze, że czekałam na coś z NokuBura :) A w ogóle to czekam NA NB... W Polsce najlepiej...xD

    OdpowiedzUsuń
  4. Och, jak fajnie, ale tak mało T^T Chciałbym jeszcze od ciebie takiego, podoba mi się twój styl pisania a moja ulubiona para. Powodzenia.

    OdpowiedzUsuń