Zbierałam się za pisanie tego shota już trzy razy, ale w końcu się udało ~(^-^)~ Podkreślę, że każda z tych trzech wersji była zupełnie inna X''D
Daichi - czyż on nie jest słodki? *ślinotok*
Postanowiłam napisać coś z Nocturnal Bloodlust, gdyż nie znalazłam o nich żadnego fanficka! Nawet po angielsku *foch*! Trzeba nadrobić zaległości!
Tytuł: ? (tytułu nie ma, bo nie przychodziło mi do głowy nic ambitnego (/.-)''
Paring: Daichi x Hiro (Nocturnal Bloodlust)
Typ: oneshoot
Gatunek: yaoi, komedia (?)
Nocturnal
Bloodlust:
Hiro – wokalista
Daichi –
gitarzysta
Cazqui –
gitarzysta
Masa – basista
Natsu -
perkusista
- Hiro,
kochanie – w słuchawce usłyszałem śpiewny głos Daichiego – gdzie ty, do
ciężkiej cholery, jesteś? – warknął już rozeźlony.
-
Utknąłem w korku – westchnąłem.
Nie
było w tym kłamstwa. W rzeczywistości utknąłem w sznurze samochodów, który
poruszał się tempem galopującego żółwia, a więc od jakichś dwudziestu minut
posunąłem się do przodu może niecały metr. Stałem w tym przeklętym korku już
niemal półtorej godziny, przez które noga zdążyła mi zdrętwieć, a mięśnie
niekontrolowanie drgać od dociskania sprzęgła. Zachciało mi się auta z manualną
skrzynią biegów do miasta…
- Och…
- jęknął rozżalony blondyn. Jego ton głosu zmieniał się z każdym zdaniem,
jednak po dwuletnim związku zdążyłem się już do tego przyzwyczaić… a może nawet
pokochać? – Szkoda… Wciąż jesteś daleko od domu?
-
Jestem mniej więcej w połowie drogi… tak bardziej mniej niż więcej… - wyznałem
zrezygnowany.
- Mhm…
Rozumiem – mruknął zawiedziony. – Wiesz, właściwie to pomyślałem sobie, że
gdyby w końcu udało ci się dotrzeć do naszego mieszkania to może miałbyś ochotę
na loda? – wypalił bezceremonialnie, a mnie zatkało, przez co przegapiłem
moment, w którym powinienem posunąć się do przodu o te zniewalające dwadzieścia
centymetrów, za co zostałem solidnie obtrąbiony. – Moglibyśmy sobie umilić
jakoś ten wieczór, nie uważasz?
- Ee… -
zaciąłem się. – Co…? Ale ty tak… Jak? – dukałem będąc zszokowanym do granic
możliwości.
Gitarzysta
nigdy nie lubił mówić o naszym współżyciu seksualnym tak dosłownie, dokładnie;
zazwyczaj, kiedy chciał mi coś zasugerować oblewał się soczystymi rumieńcami i
peszył się, mimo iż byliśmy już ze sobą dość długo. Zawsze podkreślał, że nie
wstydzi się mnie, jednak jakoś ciężko mówić mu o tym, co chce, abym mu zrobił…
Aż przeszły mnie dreszcze podniecenia. W łóżku Dai był bardziej odważny,
niekiedy pozwalał mi na różne fantazje i urozmaicenia, lubił się bawić i
pieścić, dlatego też nasze stosunki bardzo rozciągały się w czasie; nawet do
kilku godzin. Nie znosił „szybkich numerków”, które jego zdaniem były
pozbawione tej magicznej otoczki uczuć i traktowaniem drugiej osoby
przedmiotowo – poniekąd zgadzałem się z nim, zresztą nigdy nie byłem amatorem
uprawiania seksu w miejscach publicznych lub jakkolwiek niestosownych do tego,
dlatego kiedy już się do siebie dobieraliśmy obaj woleliśmy przedłużać swoje
słodkie tortury, podkreślić, że nie jest to jedynie zabawa, ale jedną z form
wyrażania uczuć.
W
każdym razie blondyn nigdy nie był skory do rozmowy o naszym życiu intymnym.
Nieraz próbowałem przełamać jego opór drocząc się z nim, że jeśli nie powie,
czego chce to się nim nie zajmę, jednak to przyniosło słabe rezultaty. Bardziej
od słów wolał czyny, dlatego teraz tak bardzo zdziwiła mnie jego
bezpośredniość. Czyżby nastąpił w końcu jakiś przełom?
- Nie
chcesz? – zdziwił się.
-
Skarbie, ależ oczywiście, że chcę! – szybko opanowałem się. – Tylko… zdziwiła
mnie twoja propozycja – tłumaczyłem się.
-
Dlaczego? – roześmiał się. – Przecież już nie raz to robiliśmy…
- Masz
rację – przytaknąłem. – Jednak…
- Jest
jakieś „jednak”? – niemalże usłyszałem, jak podniósł jedną brew i wydął nieco usta,
co zazwyczaj robił w takich sytuacjach.
- Ten
korek zdaje się nie mieć końca! – sapnąłem poirytowany. – Nie wiem, o której
wrócę…
-
Spokojnie, poczekam na ciebie – uspokajał mnie. – Mimo to postaraj się nie
wrócić zbyt późno, gdyż przyznam szczerze, jestem nieco zmęczony. Pa, kochanie!
– pożegnał się i rozłączył.
Niby
wszystko pięknie, ładnie… Jednak doskonale wyczuwałem w jego wypowiedzi drugie
dno, które brzmiało: „Poczekam na ciebie, jednak nie myśl, że będę tu ślęczeć w
nieskończoność – twój czas jest ograniczony!”. Może niekoniecznie była to znowu
groźba, tak jak to sobie w tamtej chwili wyobraziłem, a jedynie informacja, że
jeśli przyjadę w środku nocy – a było już po dwudziestej drugiej, a mnie wciąż
pozostała jeszcze długa droga powrotna - to moja szansa na upojne chwile z
ukochanym przepadnie, gdyż ten będzie o tej porze zapewne już spać; do tego
czasu może przejść mu ochota na pieszczoty.
Zagryzłem
wargi. Kochałem Daichiego i uwielbiałem także się z nim kochać; był wspaniałym
kochankiem, który potrafił doprowadzić mnie do tak cudownego uniesienia,
jakiego nie przeżyłem nigdy z żadnym z wcześniejszych partnerów lub partnerek.
Dodatkowo fakt, że niedawno zakończyliśmy trasę koncertową, podczas której siłą
rzeczy nie mogliśmy sobie pozwolić na chwile namiętności, dawał mi się we znaki.
Reszta zespołu wiedziała o naszym związku od długiego czasu i nie przeszkadzało
im to, jednak po całonocnym koncertowaniu ciężko jest wykrzesać jeszcze z
siebie energię, aby zaspokoić ukochanego; tym bardziej, że nie było ku temu
zbyt wielu miejsc, w których moglibyśmy się kochać. Większość czasu spędzaliśmy
w naszym zespołowym busie (a mimo iż muzycy nas tolerują i gratulują udanego
związku to jednak nie myślę, żeby byli zadowoleni, gdyby musieli wysłuchiwać
naszych jęków i krzyków) lub w hotelach, w których ściany miały grubość kartki
papieru, przez co słychać było nawet jak za ścianą sąsiad ogląda telewizję, a
co dopiero jakbyśmy mieli uprawiać seks. Nie powiem, targnęło mną wielkie
pożądanie, ale co mogłem zrobić w takiej patowej sytuacji? Z wielką chęcią
wyszedłbym z siebie i stanął obok, zostawiając jednego siebie w tym
nieszczęsnym aucie, a drugiego posłałbym na stację metra, skąd dojechać miałby
do domu, a następnie przeżyć naprawdę przyjemne momenty… Niestety, takie rzeczy
tylko w anime i mangach.
Nerwowo
przebierałem palcami po kierownicy, aż w końcu stwierdziłem, że innej opcji po
prostu nie ma – nie będę naiwnie liczył na uśmiech przewrotnego losu, któremu
możliwe, że nagle zachciałoby się rozładować ten korek, o nie. Trzeba wziąć się
do działania; jak? Po piracku! Miałem niewiele miejsca do manewru, aby
skierować samochód na równoległy pas, który w odległości jakichś stu metrów
zmieniał się w prawoskręt. Jakby tego było mało moje auto ma pole skrętu równe
polu powierzchni księżyca, jednak mimo to, po kolejnej salwie klaksonów, jaką
zostałem obdarzony, udało się. Znalazłem się w zupełnie innej dzielnicy niż
powinienem i zdawałem sobie z tego doskonale sprawę, jednak właśnie o to
chodziło. Autostrada była zablokowana, jednak nie wszystko stracone – wciąż
pozostawały wąskie uliczki między osiedlami i między blokami, którymi mogłem
poruszać się… w ogóle jakkolwiek się poruszać i nie stać w martwym punkcie.
Zdziwiłem się, że wcześniej nie wpadłem na to, aby wybrać tą okrężną, ale
znacznie szybszą drogę…
Jeśli
uważacie, że przeżyliście już ekstremalną przejażdżkę w swoim życiu, to ja Was
zapewniam, że się mylicie. Która z Was, Drogie Czytelniczki, miała okazję
przejechać się po wąskich tokijskich uliczkach ze wskazówką prędkościomierza na
12o, podczas gdy ściany budynków od lusterek samochodu dzieliło zaledwie kilka
centymetrów? To i tak nic, jeśli weźmie się pod uwagę, że nieomal przejechałem
dwie babcie oraz kilka kotków i piesków. Może źle to zabrzmi, ale nie pałam
miłością do zwierząt, dlatego nie ubolewałbym nad rozjechanym jednym czy drugim
zwierzakiem, jednak podejrzewałem, że auto mogłoby stracić przyczepność na
flaczkach, co z kolei mogłoby się skończyć dla mnie zatrzymaniem w cudzym
żywopłocie, ogródku, oknie lub słupie wysokiego napięcia.
A
propos flaczków… Żołądek za każdym razem podjeżdżał mi do gardła, kiedy ze
stanowczo zbyt dużą prędkością pokonywałem kolejne progi zwalniające. Nieco
przed nimi zwalniałem, jednak nie mogę powiedzieć, abym kiedykolwiek zdjął
stopę z pedału gazu. Kiedy przednie koła pokonywały przeszkodę zdarzyło się
kilka razy, że moja kość ciemieniowa bliżej poznała się z dachem samochodowym,
a z kolei kiedy tylne koła przez nią przejeżdżały za każdym razem obawiałem się
czy aby na pewno nie urwę tylnej osi napędowej…
Mimo
tej pirackiej przejażdżki, która przyprawiła mnie o kilka mocniejszych wrażeń, udało
mi się dotrzeć wreszcie do celu. Czym prędzej zająłem miejsce na podziemnym
parkingu (pomińmy to, że nie moje; mam nadzieję, że sąsiad się nie pogniewa i
zrozumie – siła wyższa!) i biegiem ruszyłem w stronę wind. Wjechałem na
odpowiednie piętro i wpadłem do mieszkania niczym burza będąc wciąż
roztrzęsionym po wyczynowej jeździe. Zrzuciłem z siebie kurtkę i ruszyłem w
stronę salonu, skąd dochodziły mnie odgłosy z telewizora. Stanąłem w progu
pokoju opierając się o ścianę i przyglądając ukochanemu. Dai półleżał w
ponętnej pozycji na kanapie z rozsuniętymi nieco nogami, z których jedna była
ugięta w kolanie. Ubrany był jedynie w kimono niedbale przewiązane na wysokości
bioder. Jego tors i brzuch w większej mierze były odsłonięte, zgrabne nogi
zostały wyeksponowane… Krocze tyle, o ile było zasłonięte przez materiał,
jednak mimo to mogłem dostrzec skraj odrobinę rozsuniętych pośladków. Jego
długie blond włosy sięgające niemalże pasa spływały kaskadami po jego smukłym
ciele. Wyglądał niczym wcielenie jednego z greckich bogów; obstawiałbym Apolla
(bóg odpowiadający za wyobraźnię, wróżby, sztukę, muzykę oraz poezję, a przy
tym najpiękniejszy z bogów od aut.).
Przeszedł
mnie elektryzujący dreszcz.
- Hiro?
– blondyn spojrzał na mnie zdziwiony. – Już jesteś? Przecież mówiłeś, że… -
usiadł, złączając nogi, a chwilę potem wstał i podszedł do mnie. – Drżą ci
dłonie. Coś się stało? – zapytał z troską.
- Nie,
nic – uśmiechnąłem się. Ponad jego ramieniem dostrzegłem stojącą na stoliku do
kawy butelkę czerwonego półwytrawnego wina oraz dwa, wciąż nienapełnione kieliszki.
– Wszystko w jak najlepszym porządku – pogłębiłem uśmiech. Sięgnąłem po jego
dłonie i splotłem nasze palce. Byłem od niego wyższy, dlatego mogłem przyglądać
mu się z góry, co zresztą bardzo lubiłem robić. Przez moment lustrowałem jego
anielską twarzyczkę, po czym nachyliłem się nad nim i złożyłem na jego ustach
gorący pocałunek.
Przyciągnąłem
go do siebie i objąłem w pasie. Chłopak nie pozostawał mi dłużny i objął mnie
za szyję, jednocześnie jedną nogę zakładając na moje biodro. Przesunąłem dłonią
po jego udzie, aż do pośladka. Gitarzysta zachichotał.
-
Mogłeś zadzwonić, że już jedziesz. Nie zdążyłem nic przygotować…
- Nic
nie musisz przygotowywać – przerwałem mu.
Daichi
uśmiechnął się pięknie i ponownie złączył nasze usta. Przesunąłem językiem po jego
wargach, a on uchylił je w zapraszającym geście, z czego skorzystałem z wielką
chęcią. Kochanek nie walczył ze mną o dominację; od razu poddał mi się.
Pozwalał mi pieścić swoje podniebienie z pasją. Naprzemiennie zaciskałem i
rozluźniałem dłoń na jego pośladku, przez co ukochany chichotał w krótkich
przerwach między pocałunkami. Kiedy w końcu się od siebie odsunęliśmy nasze
usta połączyła nasza zmieszana ślina, którą muzyk zlizał z wprawą i uśmiechem.
- No
proszę… - zaśmiał się i wplótł palce w moje włosy. – A więc to dlatego tak się
pospieszyłeś?
-
Zatęskniłem… - pocałowałem go w czubek nosa.
- Więc
rozumiem, że umilamy sobie dzisiaj wieczór? – spojrzał na mnie błyszczącymi
oczami.
-
Oczywiście – przytaknąłem.
Dai
przytulił się do mnie mocno na moment, by zaraz odskoczyć i skierować swoje
kroki… do kuchni. Zdziwiony jego zachowaniem podążyłem za nim. Myślałem, że
albo przejdziemy do salonu, aby najpierw wypić wino i zacząć naszą zabawę od
subtelniejszych pieszczot, albo od razu rzucimy się do sypialni, a tu… proszę,
coś nowego.
Blondyn
podszedł do zamrażarki i otworzył ją, by zaraz… wyjąć z niej litrowe opakowanie
lodów.
- Aa… -
zająknąłem się. – To… Ach, tobie chodziło o takie lody? – wydusiłem z siebie.
- No
tak – gitarzysta spojrzał na mnie z niezrozumieniem wypisanym na twarzy. –
Myślałem, że po pracy będziesz miał ochotę spędzić ze mną wspólnie czas przy
jakimś dobrym filmie i winie. Uznałem, że lody też będą niezłym pomysłem, więc…
a właściwie to niby o co innego mogłoby chodzić? – odwrócił się w moją stronę.
Po mojej minie zorientował się, o czym pomyślałem, dlatego zaraz zarumienił się
i utkwił spojrzenie w podłodze. – H-Hiro… No… No wiesz… - wydusił z siebie
zażenowany.
Dobra,
więc w tej kwestii jednak nic się nie zmieniło.
Podszedłem
do niego i położyłem dłoń na jego biodrze. Muzyk był nieco sztywny, tak jak
zwykle, kiedy zaczynaliśmy w jakikolwiek sposób rozmawiać na tematy związane z
przyjemnościami cielesnymi. Drugą ręką sięgnąłem jego podbródka i ująłem go w
dwa palce, zmuszając go tym samym, aby na mnie spojrzał.
-
Jasne, twój pomysł był bardzo dobry… - nachyliłem się nad nim. – Jednak
przyznasz, że mój też nie należy do najgorszych, prawda? – szepnąłem
uwodzicielsko i pociągnąłem za pas, którym przewiązane było kimono, a ten z łatwością
rozwiązał się.
Zsunąłem
materiał z ramion chłopaka. Delikatne ubranie bezwładnie upadło na ziemię, a
Daichi stanął przede mną całkiem nagi. Znów utkwił spojrzenie w podłodze. Muszę
przyznać, że ta jego początkowa nieśmiałość pociągała i podniecała mnie.
Przesunąłem
po jego biodrze, aby następnie skierować dłoń na jego krocze. Musnąłem
opuszkami palców jego penisa, przez co przeszły go dreszcze podniecenia. Z jego
ust wyrwało się ciche westchnienie. Niepewnie podniósł głowę i spojrzał na mnie
wciąż oblany rumieńcami. Przysunąłem się do niego jeszcze bardziej i złączyłem
nasze wargi w namiętnym pocałunku, jednocześnie biorąc w dłoń całe jego
przyrodzenie. Zacząłem przesuwać nią, miarowo przyspieszając ruchy. W pewnym
momencie muzyk nie był już w stanie oddawać moich pocałunków i jedynie
pojękiwał głośno, wyginając się w moją stronę rozkosznie. Dłońmi chwycił się
kuchennego blatu i wypchnął biodra w moją stronę. Z uśmiechem na ustach
wsłuchiwałem się w kolejne słodkie odgłosy, które wydobywały się niekontrolowanie
z jego gardła.
- Och,
Hiro! Proszę cię… Ach! Prze… Przestań… Ja zaraz…! – udało mu się wydusić między
kolejnymi jęknięciami.
Czując,
że w rzeczywistości niewiele mu już potrzeba, aby osiągnąć spełnienie
zaprzestałem wykonywanej czynności. Uklęknąłem naprzeciw niego i opierając
dłonie na jego biodrach, wziąłem go do ust. Zacząłem ssać i lizać, nadając jego
ulubione tempo. Z czasem zacząłem także delikatnie go gryźć, co przelało czarę
rozkoszy i zakończyło się słonawą, białą cieczą w moich ustach. Przełknąłem
wszystko i oblizałem się wulgarnie, ponownie windując do pozycji stojącej.
- Więc
jak? Umilimy sobie ten wieczór? – zapytałem zadziornie z błyskiem w oku.
- Tak…
proszę – westchnął i objął mnie za szyję, przylegając do mnie całym ciałem.
Chwyciłem
go za pośladki, a następnie podniosłem, by zanieść do sypialni. Rzuciłem go na
łóżko, a następnie zawisłem nad nim, całując; tym razem bardziej agresywnie.
Blondyn wsunął dłonie pod moją bluzkę, podwijając ją i dotykając mojego brzucha
oraz podbrzusza. Pomogłem mu pozbawić mnie tej zbędnej części garderoby.
Usiadłem na jego biodrach i zacząłem się o niego ocierać, a gitarzysta wciąż
błądził dłońmi po moim brzuchu. Przesuwał długimi, smukłymi palcami wzdłuż
widocznie zarysowanych mięśni (Hiro ma kaloryferek ^^ od aut.). Ponownie
przylgnąłem ustami do kochanka, tym razem jednak skupiłem się na jego szyi.
Obsypywałem pocałunkami jego delikatną skórę, a tuż nad prawym obojczykiem
potraktowałem ją zębami, zostawiając na niej dużych rozmiarów malinkę. W tym czasie
Dai nie próżnował i dobrał się do moich spodni. Rozpiął rozporek i dotykał
mojego krocza przez materiał bokserek, w których aktualnie miałem o wiele za
mało miejsca.
Przesunąłem
językiem po jego mostku. Zająłem się lewym sutkiem, którego objąłem ustami i
drażniłem językiem, a drugi podszczypywałem dłonią. Mój ukochany pojękiwał
rozkosznie i stymulował mnie coraz mocniej. Czułem, jak jego męskość ociera się
o moje podbrzusze, co dodatkowo mnie pobudzało.
W końcu
chłopak pozbawił mnie spodni, a ja w „podziękowaniu” na moment przeniosłem usta
na jego prawy sutek, który lekko podgryzałem. Kiedy już znudziła mi się ta
zabawa, zsunąłem się niżej, całując jego brzuch. Wsunąłem język do jego pępka,
celowo zahaczając o kolczyk i delikatnie za niego ciągnąc. Daichi wsunął dłoń
pod materiał bielizny i robił co tylko mógł, aby odwdzięczyć mi się, co szło mu
wyśmienicie. Od czasu do czasu, kiedy również z mojego gardła wydał się jakiś
nieartykułowany dźwięk owiewałem jego skórę gorącym oddechem.
W
pewnym momencie kochanek zamienił nas miejscami. Teraz to ja znajdywałem się na
dole. Zdjął ze mnie ostatnią część garderoby, po czym spojrzał z zadowoleniem
na efekty swojej pracy. Odgarnął długie włosy na plecy i patrząc mi wyzywająco
w oczy nachylił się nad moim penisem, aby wciąż go do ust. Przeszedł mnie
przyjemny dreszcz, kiedy poczułem język na mojej męskości. Dai przesuwał nim po
całej długości prącia ze szczególną uwagą skupiając się na żołędziu, aby
doprowadzić mnie na skraj wytrzymałości. Ssał, lizał, gryzł… Wiedział
doskonale, co sprawia mi najwięcej przyjemności. Dodatkowo stymulował moje
jądra dłonią, dzięki czemu szybciej osiągnąłem spełnienie. Jęknąłem głośno,
odrzucając głowę do tyłu w nieopisanej rozkoszy. Chłopak nie przełknął od razu
wszystkiego tylko wsunął palec do ust, zanurzając go w mojej spermie. Przesunął
nim przez całą swoją klatkę piersiową oraz brzuch kończąc na własnym
przyrodzeniu. Jego ciało znaczyła teraz długa, nierówna linia. Dopiero teraz
połknął resztę mojego nasienia i uśmiechnął się uroczo. Zagryzł wargę, a ja
zrozumiałem o co mu chodziło. Ponownie zamieniliśmy się miejscami. Znów
zawisłem nad nim i przesuwałem językiem po jego ciele, zlizując z niego własną
spermę. Pamiętam, że początkowo, kiedy dopiero zaczęliśmy uprawiać seks i nie
znaliśmy jeszcze swoich gustów aż tak dobrze, miałem, co do tego pewne opory,
jednak z czasem, kiedy zorientowałem się, że blondyna bardzo podnieca to, kiedy
zlizuję własne nasienie, przyzwyczaiłem się do tego. Miał taki nieco dziwny
fetysz…
Zadowolony
blondyn wplótł palce w moje włosy i znów zaczął pojękiwać głośniej, kiedy
zbliżałem się do jego podbrzusza. Niekontrolowanie zaczął poruszać biodrami, co
znaczyło, że był bardzo napalony. Zaśmiałem się pod nosem i dokończyłem „pracę”,
którą mi „zadał”, a dopiero potem przeszedłem do nagradzania go kolejnymi
pieszczotami.
Uniosłem
jego nogi i rozsunąłem je. Nachyliłem się nad jego pośladkami i polizałem je.
Uwielbiał to. Przez dłuższą chwilę droczyłem się z nim, jednak w końcu postanowiłem
mu dać to, czego chciał – wsunąłem w niego język. Daichi krzyknął donośnie:
- OH,
HIRO! TAAAK!...
Pieściłem
go w ten sposób do czasu, kiedy zorientowałem się, że ukochany znów jest na
skraju wytrzymałości. Tym razem jednak postanowiłem nie dać mu tej przyjemności
i nie pozwolić mu dojść od razu. Odsunąłem się, na co on jęknął nieco
zawiedziony.
-
Kocham cię… - szepnąłem, podgryzając jego ucho.
- Ja
ciebie… AH!... też… Nnn! – mruknął, kiedy zacząłem ocierać się o niego.
Następnie zsunąłem się nieco i zacząłem delikatnie napierać erekcją na jego
wejście. Muzyk prężył się, wzdychał i jęczał, wił się z rozkoszy i skomlał
cicho, błagając o więcej… Doprawdy, rozkoszny widok.
W końcu
postanowiłem się nad nim zlitować, gdyż sam już traciłem nad sobą kontrolę.
Sięgnąłem do szafki nocnej, w której szufladzie znajdował się lubrykant.
Wziąłem buteleczkę z pachnącym żelem, a następnie wylałem jego odpowiednią
ilość na palce. Rozprowadziłem na nich lepką substancję, po czym zacząłem
drażnić blondyna jednym z nawilżonych palców. Spiął się nieco, jednak moje usta
zamykające się na jednym z jego sutków ponownie pomogły mu się rozluźnić.
Powoli wsuwałem w niego palec. Dai wydawał z siebie urywane westchnięcia i
rozkładał przede mną szerzej nogi, jakby to mogło sprawić, że mógłbym sięgnąć w
nim głębiej. Zacząłem poruszać palcem naprzemiennie w przód i tył,
przygotowując go. Po pewnym czasie dodałem także drugi palec, przy czym
kochanek zaczął ponownie pojękiwać, a przy trzecim skomlał błagalnie odchylając
głowę do tyłu oraz poruszał biodrami. Objął mnie rękami za szyję i nogami w
pasie. Od czasu do czasu czułem, jak wbija paznokcie w moją skórę, jednak nie
robił mi przy tym krzywdy.
Kiedy
uznałem, że jest wystarczająco przygotowany nawilżyłem także swoją męskość i
powoli zacząłem w niego wchodzić. Ukochany zamknął oczy i ściągnął nieznacznie brwi
oraz zagryzł spierzchnięte usta. Mimo iż już nie raz się kochaliśmy zawsze
starałem się być dla niego delikatny na początku, gdyż zdawałem sobie sprawę,
że wiąże się to z pewną dozą bólu. Gdy wszedłem w niego do końca, chłopaka
przeszły dreszcze rozkoszy. Wydał z siebie głośny jęk, po czym przyciągnął mnie
do siebie mocno i złączył nasze usta w gorącym pocałunku. Zacząłem wykonywać w
nim pierwsze, powolne ruchy. Nasze języki splotły się w erotycznym tańcu,
podobnie jak nasze ciała; mimo to sypialnię wciąż wypełniały nasze urywane
odgłosy przyjemności. Z czasem moje pchnięcia zyskiwały na sile oraz szybkości,
co nieubłaganie przybliżało oboje z nas do kolejnego orgazmu tej nocy. Nasze
ciała były rozgrzane do granic możliwości; ukrop był nie do wytrzymania, jednak
rozkosz, która przy tym nam towarzyszyła oraz nieopisane, fantastyczne uczucie
zbliżającego się spełnienia nie pozwalało nam przestać. Dai krzyczał coraz
głośniej popędzając mnie, to znów prosząc, abym wszedł w niego mocniej, głębiej
– starannie wypełniałem każde z jego życzeń.
Pierwszy
doszedł on, brudząc przy tym nasze brzuchy. Ja osiągnąłem spełnienie chwilę
później, rozlewając się w jego gorącym i ciasnym wnętrzu. Z ociąganiem
wyszedłem z niego i opadłem na miejsce obok ukochanego. Przez moment leżeliśmy
regulując oddechy i zawrotnie szybko bijące serca, których ogłuszające
łomotanie odbijało się echem gdzieś w naszych czaszkach – po tym blondyn
przysunął się do mnie i ułożył głowę na moim torsie. Jego gorący oddech
torturował moją rozpaloną skórę. W końcu gitarzysta podniósł się na łokciach i sięgnął
moich ust, całując je krótko.
- Tak…
- mruknął. – Miałeś naprawdę dobry pomysł z tymi „lodami” – zaśmiał się i
umościł się na moich biodrach. – Naprawdę dobry… - oblizał seksownie wargi.
-
Pozwolisz, że na razie twój plan odłożymy na później – uśmiechnąłem się.
-
Przecież nie protestuję – odpowiedział mi tym samym gestem. – Tym, o czym ja
myślałem możemy zająć się rano, a teraz… - zaczął ocierać się o mnie, aby
ponownie mnie pobudzić; na efekty nie trzeba było długo czekać. – Chyba nie
myślałeś, że to już koniec? – uśmiechnął się figlarnie.
- Ależ
oczywiście, że nie – odparłem rozbawiony.
Tak jak
już wspomniałem wcześniej nasze stosunki potrafiły w porywach trwać do kilku
godzin, więc nie było nawet mowy o tym, aby muzyk zadowolił się tak krótką
zabawą. Z zadowoleniem obserwowałem, jak chłopak wsuwa w siebie mojego penisa,
a następnie zaczyna unosić biodra w górę i w dół przynosząc tym samym sobie
oraz mnie rozkosz. Lubiłem, kiedy budziła się w nim ta perwersyjna strona…
jednak lubiłem także tą jego wręcz chorobliwą nieśmiałość… lubiłem także to, że
potrafił niemalże z prędkością światła zmieniać humory – lubiłem w nim to
wszystko, gdyż to właśnie to sprawiało, że był sobą; tą słodką i niezastąpioną
osobą, którą kochałem.
…kochałem
ponad życie.