Huh, zapomniałam, że jeszcze tego nie wstawiłam... =.='' Mam nadzieję, że się nie gniewacie... x.x
W każdym razie dziś naprawdę krótko, bo zaledwie 4 strony, jednak jest to wprowadzenie do znacznie dłuższego rozdziału, za który już się biorę i jeśli będzie odpowiadająca mi liczba komentarzy, to z pewnością wstawię ją już niebawem.
A tak btw. Podoba wam się nowe tło? Mam nadzieję, że teraz będzie się wam łatwiej czytało.
Kolejne dni po prostu mi mijały – nie
przywiązywałem do nich zbyt wielkiej uwagi. Byłem pochłonięty przez własne
rozterki i przemyślenia. Kilkakrotnie Zero próbował zrozumieć, co jest
przyczyną takiego mojego samopoczucia, namawiał mnie nawet do tego, abym po
prostu mu o tym powiedział i przestał katować sam siebie, jednak nie
posłuchałem go. Nie chciałem znów obarczać go swoimi problemami.
Westchnąłem ciężko, opierając głowę o ścianę i
oddychając głęboko nocnym, chłodnym powietrzem.
- Stałeś się wentylującymi zwłokami – Tsukasa
usiadł koło mnie i spojrzał w niebo, na którym pierwszy raz od dłuższego czasu
było widać tyle gwiazd. Noc była jasna, gdyż pełnia księżyca rozświetlała ją, a
jej srebrna poświata otulał wszystko swoim miękkim blaskiem; przyjemny efekt psuły
jedynie latarnie uliczne o chorobliwie żółtym, sztucznym świetle.
- Co? – spojrzałem na niego zdziwiony.
- Nic tylko siedzisz na tym balkonie. Nie jesz, nie
odzywasz się praktycznie, rzadko kiedy ruszysz się stąd… Wentylujesz tu na tym
przeciągu jak zwłoki – rozłożył ręce.
- To było… bezpośrednie – mruknąłem niezbyt
zadowolony z tego, że perkusista nazwał mnie zwłokami.
- Ale prawdziwe – pokiwał głową, jakby na
potwierdzenie, że zgadza się ze swoimi słowami. – Zero się martwi – zmienił
temat. – Może z nim w końcu pogadasz? – zaproponował.
- Nie – odparłem krótko.
- Dlaczego?
- Bo nie! – warknąłem.
- A, rozumiem. Nie ma to jak dobre argumenty –
prychnął, wywracając oczyma.
- Nie muszę ci się z niczego tłumaczyć.
- Fakt, ale wypadałoby, żebyś wytłumaczył się przed
Shimizu – zauważył. Zgrzytnąłem zębami. – Ej! Bo ci plomby powypadają –
przestrzegł prześmiewczo. – Jeśli nie masz na bilet powrotny to zgaduję, że na
dentystę też.
- Przyszedłeś czepiać się mnie, moich problemów czy
moich zębów, bo w końcu zgłupiałem – powiedziałem nieprzyjemnie.
- Mogę czepiać się tego wszystkiego na raz –
uśmiechnął się, cicho śmiejąc pod nosem, widząc zdenerwowanie malujące się na
mojej twarzy. – W każdym razie przyszedłem ci powiedzieć, że zachowujesz się,
jak nastolatka, która właśnie dostała pierwszego okresu. „Ojej, ile ja mam
problemów!” – krzyknął przesłodzonym głosikiem. – Hiroshi, do ciężkiej cholery,
ile ty masz lat?! – szturchnął mnie w ramię. – Weź się w garść! Nie chcę znów
wyjść na tego złego i niedobrego, nie chcę też się z tobą kłócić, dlatego
uwzględniam, że nie naskakuję na ciebie tak jak wcześniej, a jedynie… motywuję?
Coś w ten deseń… - zamilkł na chwilę, po czym ponownie podjął. – Każdy ma swoje
utrapienia. W każdym wieku. Nawet przedszkolaki mają problemy – a bo to literek
nie umieją pisać, bo kolega zabrał zabawkę… Wiem, że nie można porównywać tego
z problemami ludzi dorosłych, gdzie pojawiają się kredyty, praca, perypetie
miłosne i tak dalej… Po prostu próbuję ci uświadomić, że każdy boryka się ze swoimi
problemami. Są ludzie, którzy wyglądają na beztroskich, prawda? Ale to tylko
maska. Ten, który śmieje się najgłośniej, często cicho łka po nocach… W sumie…
Właśnie na tym polega życie; na wyznaczaniu sobie celów i pokonywaniu
przeszkód, które uniemożliwiają nam osiągnięcie go. Nieudacznik to człowiek,
który nie radzi sobie z własnymi problemami; człowiek sukcesu to taka osoba,
która właśnie sobie z nimi radzi.
- Okrężną drogą sugerujesz, że jestem
nieudacznikiem? – spojrzałem na niego z nieprzyjazną miną.
- Nie. Przestrzegam cię, żebyś właśnie nim się nie
stał – wstał i oparł się o barierkę przedramionami. – Poproszenie kogoś o pomoc
nie jest świadectwem słabości czy przyznaniem się do bycia nieudacznikiem…
- Ale nie można też naużywać pomocy innych, a ja…
- A ty jeszcze nie nadużyłeś jej; wierz mi na
słowo! – przerwał mi. – Twój parszywy humor odbija się na całym naszym zespole.
Wszyscy się martwią; nawet Karyu! – krzyknął.
- Co ja? – rudzielec wystawił głowę zza drzwi
balkonowych.
- Idź stąd! – krzyknąłem z Tsu w tym samym
momencie.
- Najpierw cię wołają potem wyganiają… Weź tu
takich zrozum… - mruczał do siebie lider, wracając z powrotem do pokoju.
Perkusista posłał mi długie i nachalne spojrzenie,
pod którego naciskiem spuściłem głowę. Ten wzrok mówił więcej niż wszystkie
słowa, które do mnie skierował. W końcu skapitulowałem, westchnąłem i
przytaknąłem.
- Zrozumiałem – przyznałem cicho.
- Mam nadzieję – odpowiedział chłopak i zostawił
mnie samego, abym doszedł do łady z własnymi myślami.
***
- Mówiłem ci, żeby nie grać „Going on”! –
awanturował się Zero. – Było posłuchać się Hizumiego i wystawić „In Vain”!
- To wszystko wina tego parszywego wokalisty od
siedmiu boleści! – darł się Karyu. – Nie zaśpiewał „Going on” wystarczająco
dobrze! To jest żywa piosenka!
- Artysta śpiewa zgodnie z jego uczuciami –
mruknąłem niechętnie.
- Co nie zmienia faktu, że dla zarobku mógłbyś
wykrzesać z siebie trochę energii! – syknął wściekły Yoshitaka.
- Ej no, nie gadaj; Hiroshi skakał po scenie i nie
można powiedzieć, że się oszczędzał. Tylko… Dobra, Yoshida trochę niezbyt
postarał się przy wyciąganiu tej piosenki, jednak ty też nie jesteś święty,
Matsumura! – odezwał się perkusista. – Narzuciłeś nam „Going on”, mimo iż żaden
z nas nie miał ochoty ani przesadnie werwy do tej piosenki. To ty ją
wymyśliłeś!
- Zresztą… Co to za zestawienie? „Infection” i
„Going on”? – prychnął basista.
- Ta piosenka miała was rozbudzić i trochę
rozweselić, bo ostatnio snujecie się wszyscy jak cienie! – wybuchnął rudzielec.
Tym razem wszystko mieliśmy dopięte na ostatni
guzik – napisałem dwie piosenki, jednak Karyu w ostatniej chwili przedstawił
nam swoją i uparł się, aby zaprezentować ją na konkursie. Zrobił to w dobrej
wierze, aby tchnąć trochę życia w nasz zespół, mimo to nie wyszło.
Nie udało się.
Nie przeszliśmy dalej.
Mieliśmy opuścić pokój przed rozpoczęciem się
kolejnej doby hotelowej – czyli mieliśmy się wynieść przed godziną dwunastą
następnego dnia. Wcześniej za każdym razem improwizowaliśmy – zarówno z
założeniem D’espairsRay jak i z pierwszym występem – i wtedy udało się, a teraz
kiedy teoretycznie wszystko powinno pójść jak po maśle, wszystko się zawaliło.
Może to właśnie improwizacja była nieodłączną częścią image naszego zespołu?
Może to właśnie dzięki tym wszystkim niedociągnięciom i niedopowiedzeniom
byliśmy tak oryginalni, i na swój sposób piękni?
Znów zamyśliłem się, przez co nawet nie zauważyłem,
kiedy podszedł do mnie Michi, który najwyraźniej skończył już kłócić się z
gitarzystą.
- Pomóc ci się spakować? – zaproponował z cieniem
delikatnego uśmiechu na ustach.
- Dzięki – odpowiedziałem mu tym samym gestem.
Przyglądałem się, jak szatyn zwinnie i szybko
składa moje bluzki w kostkę i układa je w torbie, aż nagle coś mnie tknęło.
Drgnąłem, co najwyraźniej zauważył Tsukasa, gdyż on również zaniechał pakowania
rzeczy do walizki i spojrzał na mnie.
- A no właśnie… - zaczął perkusista, a wszyscy już
wiedzieli, o co chodzi.
- Hiroshi? – basista położył dłoń na moim ramieniu.
- Ile udało nam się zainkasować? – zapytałem
lidera.
- Dziewięćset dolarów.
- Wystarczy na lot do Albany, ale nie do Tokio… -
zauważyłem cicho. – Wyboru za mnie dokonał chyba budżet – wzruszyłem ramionami
niby obojętnie, jednak każdy z nich doskonale wiedział, że ta kwestia wcale nie
była mi obojętna.
- Wcale nie – zaprzeczył mój chłopak. – Zyskaliśmy
dziewięćset dolców, masz jeszcze trochę swoich oszczędności; resztę dołożę ja –
zaoferował wielkodusznie.
Już chciałem zaprzeczyć, jednak karcący wzrok Ooty
i gest jaki wykonał – przyłożył sobie palec do gardła niczym nóż i udał, że je
sobie podrzyna – zaraz mnie uciszyły. Zamiast się odzywać po prostu przysunąłem
się do Shimizu i pocałowałem go w policzek. Chłopak uśmiechnął się i objął mnie
w pasie, po czym odwrócił do mnie twarz i ewidentnie czekał na coś więcej.
Musnąłem delikatnie jego ciepłe wargi.
- Nie stracę cię już więcej – szepnął mi do ucha. –
Nie pozwolę, żeby znów mi cię zabrano.
- Dziękuję – uśmiechnąłem się i ponownie go
pocałowałem.
Objąłem szatyna za szyję, a on mocno przyciągnął
mnie do siebie, przytrzymując mnie za plecy, jakby bał się, że zaraz od niego
odejdę. Z początku muskaliśmy swoje usta, jednak po chwili Michi polizał moją
dolną wargę, a ja nie chcąc pozostać mu dłużnym, rozchyliłem je. Chciał wsunąć
język do moich ust, jednak przeszkodził mu w tym…
- Koniec kiziania się! – zarządził Matsumura,
odciągając nas od siebie. – Wiem, że przez kilkanaście dni dzieliliśmy razem
pokój i nie mogliśmy liczyć na choćby odrobinę prywatności, jesteście niewyżyci
i spragnieni siebie… bla, bla, bla… ale na litość boską, nie róbcie tego
publicznie! A przynajmniej ograniczcie się dopóki jestem trzeźwy! – zaczął
lamentować. Kenji zaśmiał się pod nosem.
- Tak, jemu również brakuje seksu – odpowiedział na
wymowne spojrzenie szatyna.
***
Siedziałem na łóżku i nie bardzo wiedziałem, co zrobić.
Wpatrywałem się tępo w telefon, który trzymałem w ręce mając absolutną pustkę w
głowie. Wciąż byłem niepewny. Nie wiedziałem czy robiłem dobrze, jednak… jakby
nie patrzeć zawsze istnieje możliwość, która pozwoliłaby mi zawrócić. Co
prawda, gdybym wycofał się z wyjazdu do Japonii lub w trakcie pobytu w Tokio
zechciałbym wrócić z pewnością zniszczyłbym swoje relacje z Zero, jednak… to
nie zmienia faktu, że wrócić mogłem. Wszystko było okupione jakąś ceną – nawet
jeśli nie była ona materialna. Z pewnością była ona wysoka, ale… istniała
możliwość wycofania się.
Obawy to ludzka rzecz i nigdy się ich nie wyzbędę –
wiedziałem to już jako dziecko.
Kiedyś czytałem biografię Bruce Dickinson’a (wokalista
Iron Maiden od aut.) i pamiętam nazwę jednego z rozdziałów mieszczącego się w
tej książce: „Nasz bohater staje przed propozycją nie do odrzucenia, jednak
jako że jest porządnym facetem to przez chwilę się namyśla” (mam tą biografię i
jest to oryginalny tytuł jednego z rozdziałów; rzecz jasna tak został
przetłumaczony ten tytuł przez tłumacza, gdyż posiadam polską, nie angielską
wersję biografii od aut). Może trochę to komiczne, jednak… czy to możliwe, że
ja również jestem takim bohaterem?
Westchnąłem, po czym wziąłem głęboki oddech i w
końcu przełamałem się.
„Szanowna
kobieto, która podawałaś się za Akemi Yoshidę, moją matkę, informuję Cię, że
nie mam zamiaru wracać do „domu”.
Zaczynam nowe
życie… a bynajmniej tak mi się wydaje. Mam nadzieję, że mi się to uda, jak
również, że nie będziesz mi tego utrudniać.
Z poważaniem,
Yoshida
Hiroshi.”
Zdziwieni? Zwyczajnie napisałem sms’a. Nie miałem
ochoty z nią rozmawiać, gdyż wiedziałem, że próbowałaby mnie odwieść od tego
pomysłu. Wciąż czułem się zraniony. Zresztą… nie miałem nawet ochoty wypowiadać
tych słów; uznałem, że wystarczy jeśli je napiszę. Zresztą… jeszcze tego
brakowało, żeby Tsukasa albo, nie daj Boże, Zero to usłyszał. Nie potrzebowałem
kolejnych komplikacji.
To był moment, w którym miałem wyjść na prostą i
nie zamierzałem go sobie utrudniać.
Bruce Willis jako wokalista Iron Maiden O.o Od kiedy niby?
OdpowiedzUsuńJedyny Bruce, jaki był wokalistą tego zespołu to Bruce Dickinson...
Ale rozdział Ciekawy :) A już myślałam, że zapomniałaś o tej serii i nie będzie kolejnej części, a tu proszę, taka miła niespodzianka :)
To teraz niecierpliwie czekam na kolejną :D
~Tajemniczy ktoś
No w końcu dodałaś. ^ ^ Rozdzialik, jak zwykle świetny. <3 Nawet długość mi nie przeszkadzała. Tło też, trochę białe znaki i napisa przeszkadzają w czytaniu, ale da się znieść. ;3
OdpowiedzUsuń~Kizu
Na reszcie Monsters ♥
OdpowiedzUsuńTrochę zaczyna mnie wkurzać zachowanie Hizu xD Ale jestem ciekawa jak to się potoczy dalej :3
Szkoda, że im się nie udało wygrać. Teraz ich czeka powrót do domu i dobrze, że Hizumi zdecydował się z nimi jechać, no po części został zmuszony do tego.
OdpowiedzUsuńMyślała, że on napisał list do matki, a on po prostu wysłał do niej sms'a. Jakie ja mam nietypowe myśli :D
Ciekawe, ciekawe, czekam na ciąg dalszy, bo bardzo jestem zaintrygowana ich dalszymi losami
OdpowiedzUsuńO, nareszcie Monsters! Tęskniłam już za tym opowiadaniem, a niestety zdążyłam już nieco zapomnieć, jak zwykle... ale już sobie przypominam! :3
OdpowiedzUsuńWidzę, że coś się tam nie dogadują, ciekawe, jak to się dalej rozwiąże. Zaintrygowała mnie końcówka... myślę, że może być w pewnym sensie "przełomowa".
To teraz czekam i na następną część, i na mojego upragnionego shota~!
No i nie wygrali. Ale jakoś nie jestem zaskoczona :) Bardziej pasuje niż to, że wszystko układa się po myśli.
OdpowiedzUsuńHm, przemyślenia Tsukasy są niezwykle... motywujące. Czuję się tak, jakby tym nieudacznikiem nazwał mnie ; ; Jeszcze nigdy tak nie utożsamiałam się z głównym bohaterem jak w tamtym fragmencie z Hizumim.
Ja zapomniałam skomentować xD
OdpowiedzUsuńNo... I teraz nie wiem co napisać. Ogólnie bardzo dobry rozdział, szkoda, że nie przeszli... Ale takie życie >.<
//Yuuko-san