Liceum cz.15

Tak, tak w końcu się doczekałyście kolejnej części. Jest to zarazem ostatnia część, ewentualnie (na życzenie - piszcie w komentarzach czy chcecie, czy też nie) mogę dopisać epilog. Z dedykacją dla Rena, prawdopodobnie jedynego czytelnika płci męskiej mojego bloga :) Dziękuję jeszcze raz za kontakt Pisane przy akompaniamencie piosenki „Calm Envy” i „D.L.N” (przede wszystkim przy tej drugiej). Dobrze czyta się przy tym, ale to moja taka prywatna uwaga. Mam nadzieję, że mnie nie zlinczujecie i będziecie czytać inne opowiadania równie chętnie, jak to!

"Liceum cz.15"

[Ruki]

Właśnie kończyłem wykonywać makijaż, kiedy dobiegło mnie stukanie. Jeszcze raz przeciągnąłem szczoteczką pokrytą czarnym tuszem po rzęsach, mrucząc pod nosem:
- Chwileczkę…
- Taka, bo tu zaraz zlecę! Będziesz mnie zbierał z asfaltu!
Westchnąłem niezadowolony z tego, że nie mogłem dokończyć makijażu i wstałem z obrotowego krzesła, które przysunąłem sobie do małej toaletki mieszczącej się w rogu pokoju. Podszedłem do okna i otworzyłem je, a Akira zwinnie wskoczył do środka. Usiadł na parapecie i odetchnął z ulgą. Ostatnio spodobał mu się ten sposób odwiedzania mnie. „A bo przez okno szybciej.” – zawsze się tak tłumaczył. Spojrzałem na blondyna przez chwilę posyłając mu obrażone spojrzenie, po czym wróciłem na swoje miejsce przed lustro i zacząłem poprawiać włosy. Chłopak pokręcił głową z politowaniem i zaśmiał się pod nosem.
- Dla mnie nie musisz się malować – stanął za mną i położył mi dłonie na ramionach, delikatnie je masując. – I tak jesteś piękny.
- Czy chcesz mnie udobruchać tym dennym tekstem z telenoweli? – spojrzałem na niego jak na idiotę. – Nie gramy w jakimś podrzędnym yaoi, więc bez takich tekstów, proszę – wywróciłem oczyma. – Spiąć włosy czy zostawić rozpuszczone?
- Spiąć – odpowiedział, nie reagując na moje docinki.
- Więc zostawię rozpuszczone – zadecydowałem i wstałem z krzesła.
- W takim razie, po co w ogóle pytałeś mnie o zdanie?
Suzuki zaczął krążyć po pokoju. Zatrzymał się na chwilę przy biurku i rzucił okiem na to, co znajdowało się na jego blacie. Teoretycznie panował tam chaos, ale ja, tylko i wyłącznie ja wiedziałem, gdzie się co znajduje.
- Nie wiem… Tak jakoś – wzruszyłem ramionami.
Aki pozwalał mi być trochę zarozumiałym w ramach „rekompensaty” za to, jak mnie wcześniej traktował. Pozwalał mi na to ze względu na to, iż doskonale wiedział, że długo nie potrafię udawać „księżniczki na ziarnku grochu” i mimo wszystko zaraz zacznę się do niego przytulać, i wymagać od niego tego samego. Zwyczajnie czułem… niedosyt mojego chłopaka? Coś w ten deseń… Nasza rozłąka trwała długo, a nasze stosunki przed wejściem w życie licealisty zmieniły się praktycznie z dnia na dzień. Chciałem się nim po prostu nacieszyć. Może podświadomie wciąż bałem się, że zaraz go stracę… że ktoś tam na górze, nieważne jak go nazwiecie, włączy „replay” i cała historia powtórzy się, a ja znów zostanę sam; outsider. Z zamyślenia wyrwał mnie głos blondyna:
- Ostatnio żywisz się zieloną herbatą, czekoladkami w kształcie misiów i żelkami… Nie wiem czy zdajesz sobie sprawę, ale to nie są ani najpożywniejsze, ani najzdrowsze rzeczy – zauważył, spoglądając na mnie z naganą, ale jednocześnie i troską.
- Pozwól, że uświadomię ci, iż doskonale o tym wiem, jednak to jest dobre – podniosłem jeden palec w górę zupełnie tak, jakbym wpadł na jakiś genialny pomysł czy obwieszczał nową naukową tezę, która zaprzeczałaby wszelkim prawom, które do tej pory poznał człowiek.
- Chyba powinienem zabrać cię na jakiś normalny obiad – mruknął bardziej do siebie niż do mnie, po czym wyciągnął jedną ze sterty kartek, które zostały zmyślnie ukryte przed światłem dziennym pod grubą warstwą szeleszczących, kolorowych papierków po cukierkach i kilku kubkach z niedopitymi herbatami.
Już chciał zacząć czytać, kiedy wyrwałem do przodu i niemalże rzuciłem się na niego. Wyrwałem Reicie kartkę i zgniotłem ją w dłoni.
- To nic godnego twojej uwagi! – uśmiechnąłem się, a ów uśmiech miał potwierdzać moje słowa.
Kątem oka jednak zauważyłem własne odbicie w lustrze i oceniłem, że bezsprzecznie była to najgorsza imitacja uśmiechu, jaką kiedykolwiek widziałem w życiu. Była ona tak sztuczna, iż nawet prawie ślepy nauczyciel w-f’u, któremu przez dwa lata wciskałem kity, że zawsze sumiennie ćwiczyłem na jego zajęciach, zauważyłby, że coś jest nie tak. Dodatkowo ta moja nagła reakcja… Fakt, mogłem popisać się bardziej swoimi zdolnościami aktorskimi…
Akira spojrzał na mnie zdziwiony, po czym zamrugał kilkakrotnie. W chwilę potem wybuchnął gromkim śmiechem i przytulił mnie do siebie bez słowa.
- Wstydzisz się pokazać mi swoje piosenki i wiersze? – parsknął.
Położyłem głowę na jego torsie i objąłem go w pasie, jednocześnie wciąż gniotąc kartkę za jego plecami. „Gdybyś tylko wiedział, że to nie jest żadna piosenka ani wiersz…” – pomyślałem.
- Ja… Ja ostatnio zacząłem spisywać swoje… ee… sny… - wydukałem zawstydzony.
- Ach, więc to jeden z twoich snów? – uśmiechnął się ciepło i cmoknął mnie w czoło. – Co ci się takiego śniło, że nie chcesz mi tego pokazać? - W odpowiedzi jedynie zaczerwieniłem się po same uszy i mocniej wtuliłem w chłopaka, próbując ukryć twarz. Rei zaśmiał się dźwięcznie, gładząc mnie po dolnych partiach pleców. Jeszcze nigdy nie byłem tak zażenowany. - Chyba rozumiem – ujął moją twarz w dłonie, po czym pocałował mnie czule w usta.

***wersja alternatywna ***
(można pominąć, gdyż nie wnosi to nic do oryginalnej fabuły)

Jak już wspomniałem wcześniej, nie potrafiłem udawać obrażonego księcia zbyt długo. Fakt, przyjemnie czasem było wydawać komuś rozkazy, jednak w związku to było dla mnie nie do pomyślenia. Gdyby moje relacje z Akim jedynie opierały się na rozkazach, tzn. „przynieś, wynieś, pozamiataj”, to nie miałoby żadnego sensu;  bynajmniej nie dla mnie. Może to trochę dziwne, kiedy mówię to akurat ja z racji tego, że zawsze byłem zaborczy, jednak… prawda jest taka, że Reita był dla mnie kimś ważniejszym od wszystkich. Wiedziałem to już w chwili, kiedy zobaczyłem go po raz pierwszy… A może jedynie mi się zdawało? Nie byłem do końca pewien… W sumie to… nawet nie pamiętam naszego pierwszego spotkania! Drgnąłem zdziwiony własnym… zapominalstwem? Ignorancją? Nie wiedziałem, jak to określić… Znaliśmy się już tyle lat, że… zwyczajnie wyleciało mi to z głowy. Strzeliłem klasycznego „face palma” ubolewając nad swoją krótką pamięcią i nieprzywiązywaniem wagi do drobiazgów. Miało być już pięknie i w ogóle zakończenie rodem z jakiegoś tandetnego yaoi, gdzie głównych bohaterów, w tym wypadku mnie i Reiego, miałaby otaczać serduszkowa aura po wsze-czasy. Po czternastu dramatycznych częściach seria ta miała zakończyć się tak, aby wszystkie czytelniczki (ewentualnie jeden czytelnik) zaczęły rzygać tęczą, srać brokatem i piszczeć: „KAWAII!” tak głośno, żeby sąsiad mieszkający piętro wyżej noszący aparat słuchowy, który w gruncie rzeczy za wiele mu nie pomagał, zacząłby walić jedną z kul w podłogę i drzeć się, aby ta „niewychowana młodzież zamknęła japę”. Mieliśmy odjechać zakochani w stronę zachodzącego słońca i to miał być koniec – ta część miała być epilogiem!... a zamiast tego wszystkiego wyszedłem na idiotę… a przynajmniej we własnych oczach…
- Coś się stało? – blondyn stanął za mnę i objął mnie od tyłu, splatając dłonie na moim brzuchu. Oparłem się o jego tors i przymknąłem na chwilę oczy, zdychając ciężko.
- Autorka chyba mnie nienawidzi – wyznałem cicho. (zUa Kita xD od aut.)
- Co ty pleciesz – prychnął chłopak. – Lubi cię, lubi. Z pewnością.
- To niby dlaczego, co chwila zmienia scenariusz? Ona bawi się mną i chce zrobić ze mnie ofiarę losu albo idiotę! Albo jedno i drugie na raz… - zacząłem się żalić.
- Ciesz się, że nie jesteś na miejscu Yuu. To on z początku miał być ratunkiem dla ciebie, a wyszło, że to on był tym czarnym charakterem i publiczność go nienawidzi. Jestem pewien, że przynajmniej połowa czytelników miała ochotę nabić go na pal albo spalić na stosie – odpowiedział lekko i oparł głowę na moim ramieniu.
- Najlepiej to masz ty! – krzyknąłem z cieniem wyrzutu. – Wszyscy myśleli, że jesteś zły, a kiedy mnie obroniłeś, pokochali cię – nadąsałem się. – Też chcę, żeby publiczność mnie kochała!
- Już cię kocha – wzruszył ramionami. – Właśnie za to, że jesteś taki pokrzywdzony, a dzięki temu jednocześnie słodki.
- Chcę mieć jakąś normalną rolę! I lepszą pamięć… Miałem teraz strzelić jakiś ckliwy monolog, odwołując się do naszego pierwszego spotkania, a… ja zwyczajnie go nie pamiętam… - przyznałem cicho.
- To może zamiast uskuteczniania jakiś ckliwych monologów porozmawiasz ze mną? – zaproponował. – Zresztą, nie narzekaj na swoją rolę. Yune zazwyczaj gra dziwkę- zauważył.
 - Yune nie występuje w tym opowiadaniu.
- Występuje. Na samym początku. Jest uwzględnione, że należy do koła plastycznego i jest dziwakiem. W dodatku to twoja kwestia – wytknął mi.
- Moja przeklęta skleroza… - jęknąłem żałośnie. – Moim zdaniem fajną rolę to ma Uruha. Zawsze gra bogacza, który ma wszystkiego pod dostatkiem, a nawet w nadmiarze – pokiwałem głową, jakbym potwierdzał tym własne słowa.
- A nie zauważyłeś, że nasz kochany Uru zazwyczaj jest debilem?
- Też racja… Nie chcę być kretynem… A Kai?
- Co Kai? On nie występuje w połowie opowiadań!
- Jak nie kijem, to pałką… - westchnąłem cierpiętniczo. – Nie ma dobrego rozwiązania tej sytuacji! A właśnie… co ja mam zrobić, skoro nie pamiętam swojej kwestii? – zapytałem załamany.
- Nie wiem, napisz do Autorki, żeby dawała ci krótsze role.
- Nie… - pokręciłem głową. – Jeszcze mnie wyrzuci z opowiadania… Muszę się jakoś wywinąć… Tylko jak?
- Może zrzućmy tę sprawę na Aoia i Uruhę, co? – zaproponował Akira.
- Świetny pomysł! – wykrzyknąłem uradowany. – Więc… jakby to ładnie ująć w słowa… Tym czasem u Yuu i Kouyou – wykonałem gest dłonią, jakbym zapraszał czytelników do wejścia do pomieszczenia.

***koniec wersji alternatywnej***

[Aoi]

Kiedy obudziłem się, coś mi nie pasowało… Łóżko było zbyt miękkie, przez co bolały mnie plecy, a pościel była satynowa. Nie przypominam sobie, żebym kiedykolwiek gustował w satynie… Było mi ciepło… nie gorąco, jednak cieplej niż ciepło. Nie wiem, jak trafnie to ująć… W każdym razie to ciepło było takie… specyficzne… Takie, którego nie potrafi wytworzyć żaden przedmiot nieożywiony jak choćby kaloryfer ani żadne zwierzę. Przede wszystkim pościel nie była przesiąknięta zapachem ani psa, ani kota, więc żaden z domowych pupilów nie mógł być źródłem tego ciepła. To było takie charakterystyczne ciepło, które mogła dać tylko druga osoba… Bardzo ważna, bliska mi druga osoba. Wciąż zaspany eksperymentalnie otworzyłem jedno oko. Pierwszym, co zobaczyłem była burza rudych włosów w nieładzie. Uśmiechnąłem się pod nosem i mocniej objąłem wątłe ciało, które właśnie w tym momencie wygodnie mościło się na moim torsie. Uruha mruknął niczym kot, wiercąc się i wzdychając. Pogładziłem go po plecach, następnie przeciągnąłem palcami wzdłuż jego kręgosłupa, na co chłopak wygiął się rozkosznie.
- Dzień dobry – szepnąłem w jego włosy, po czym ucałowałem go w czubek głowy.
- Nie – odpowiedział zachrypniętym od snu głosem.
Zakrył się kołdrą, zwijając w kłębek i usiłował zasnąć. Na całe jego nieszczęście wybrał sobie jako legowisko mnie, co wiązało się z tym, że nie pozwoliłem mu ponownie zasnąć. Znów gładziłem go po plecach; tym razem z tą różnicą, że umyślnie moje ręce zsunęły się niżej. Zacząłem go dotykać i prowokować. Takashima cichutko skomlał i prężył się pod wpływem mojego dotyku, jednak wciąż nie chciał dać za wygraną. Zaciskał oczy, licząc, że jeśli nie okaże mi zainteresowania, wkrótce się nim znudzę. Cóż za fatalna pomyłka. Kiedy moje dłonie zawędrowały między jego nogi, w końcu nie wytrzymał. Podniósł się z mojego torsu i spojrzał na mnie z reprymendą w oczach, a jednocześnie figlarnym uśmieszkiem na ustach.  
- No wiesz co… - prychnął rozbawiony. – Tak obłapiać swojego ukochanego z samego rana – wywrócił oczyma wciąż się uśmiechając.
– Przecież mamy dla siebie cały dzień – ponownie położył się na moim torsie i objął mnie za szyję. - Nie mów, że ci się nie podobało – wplątałem palce w jego włosy.
- Nie bądź taki pewien siebie, panie Shiroyama – ponownie prychnął, owiewając moją szyję gorącym oddechem. – A co jeśli w istocie nie podobało mi się? – podniósł się do siadu.
- W takim razie kłamiesz mi w żywe oczy – pogładziłem go po odsłoniętym udzie, z racji tego, że rudzielec sypiał jedynie w samych bokserkach.
- Czemu jesteś tak cholernie pewny siebie? Nawet nie mogę się z tobą podroczyć! – jęknął zawiedziony i założył ręce na piersi.
- Cóż… jakoś zbytnio nie ukrywałeś tego, jak bardzo podobało ci się – uśmiechnąłem się zwycięsko.
- Czy to dziwne, że podoba mi się, kiedy mój chłopak się mną zajmuje? – powiedział niby zadziornie, jednak zdradziły go delikatne rumieńce na twarzy.
- Ależ nie ma się czego wstydzić, kochanie. To całkowicie zrozumiałe i normalne – zaśmiałem się, za co oberwałem z pięści w ramię.
- Może zamiast głupkowato rżeć bez powodu w końcu byś mnie pocałował, co? – burknął obrażony, na co parsknąłem śmiechem.
Ponownie oberwałem w obolałe ramię, jednak nie przejąłem się tym. Kiedy w końcu przestałem się śmiać, przyciągnąłem do siebie chłopaka, a następnie zmieniłem nasze pozycje tak, że teraz to on leżał na dole. Nachyliłem się nad nim i musnąłem jego usta. Z początku delikatnie i powoli smakowałem jego warg, jednak z czasem pragnienie wzięło górę. Całowałem go namiętnie i z pasją, a on oddawał pieszczotę. Zaplótł mi ręce na karku, przyciągając jeszcze bliżej siebie. Rozchylił wargi w zapraszającym geście, z czego z chęcią skorzystałem. Wsunąłem język do jego ust. Przeszły mnie przyjemne dreszcze podniecenia. Nasze języki splotły się, wzajemnie prowokując, kiedy nagle… nie, wcale nie skończyło nam się powietrze. Ktoś nam przerwał, pukając do drzwi.
- Przepraszam, że nachodzę w takiej sytuacji… - niska kobieta, której wiek oceniłem na miej więcej trzydzieści lat stała w progu drzwi i zarumieniona po same uszy uparcie wpatrywała się w podłogę. – Próbowałam wyjaśnić, że to nieodpowiedni moment, jednak… goście byli bardzo nachalni… - dokończyła szybko, po czym jeszcze szybciej zmyła się z naszego pola widzenia, a do pokoju Kyou weszło dwóch chłopców. Szczerze powiedziawszy to szybciej spodziewałbym się zobaczyć batalion wojska nazistowskiego niż tą dwójkę razem, jednak, cóż… stało się.
- Cześć – przywitał się szatyn podczas gdy rudzielec jedynie taksował mnie nieprzyjemnym spojrzeniem.
- Suga, Shimizu…? Co wy tu robicie…? – wydusiłem z siebie po dłuższej chwili.

***

- Nie wiem czy to dobry pomysł… - westchnąłem nieco spięty. – Może ty powinieneś z nimi pogadać… - próbowałem się wywinąć, za co odstałem od Uruhy w łeb. – Ał… - jęknąłem.
- I co? Zamierzasz unikać Rukiego i Reity do końca życia? – prychnął. – Nie oszukujmy się, Reita jest wszędzie; a jeśli nie osobiście to są tam jego „oczy”. Wiele osób go zna, choć nie każdy się przyznaje. Jeśli nagle mu się o tobie przypomni i w dodatku zachce wziąć odwet, to wierz mi na słowo, że znalezienie cię nie zajmie mu więcej niż dziesięć minut. Zadziała tu poczta pantoflowa. Reita zapyta czy ktoś cię widział, ten ktoś tam zapyta kogoś jeszcze innego… i tak w kółko aż wyjdzie, że dwudziesta osoba przed chwilą cię widziała, a Akira się o tym dowie. Szybciej niż myślisz – pouczył mnie.
- Nie przesadzaj – mruknąłem. – W końcu nie każdy donosi informacje Akirze…
- Fakt, nie każdy. Reita żyje w swoim małym światku i interweniuje tylko wtedy, kiedy ktoś narusza ustaloną przez niego harmonię. Nie słyszałem, żeby wymuszał od kogoś jakiś informacji czy pobił kogoś w nie swojej sprawie, ot tak, „dla zabawy” – przewrócił oczyma. – Między innymi jest to przyczyną tego, że Reita nie jest AŻ tak straszny. Jest prosta zasada, do której trzeba się zastosować, aby nie mieć z nim kłopotów: nie wchodzić mu w drogę. Spokojnie możesz obok niego przejść, nawet jeśli potrącisz go ramieniem, ale powiesz „przepraszam”, to nic ci nie zrobi. W przeciwieństwie do Kyo. Nie znam go osobiście i raczej nigdy, na szczęście, nie będę miał tej przyjemności go poznać. Znaczy… To jest bardziej zawiła sprawa niż mogłoby początkowo się wydawać. Ta dwójka, Reita i Tooru, są przewodnikami swoich grup. Rei dopuszcza do siebie tylko osoby, z którymi chce się zadawać i ma coś wspólnego; łączy się to z tym, że jego grupa nie jest zbyt duża. Nishiimura z kolei, można powiedzieć, że ma własny gang. Może przesadzam i trochę dramatyzuję, ale… taka prawda. Do Kyo może dołączyć się każdy, o ile jest na tyle silny, aby wytrzymać w tamtym towarzystwie. Zresztą… Tooru jest starszy, skończył już szkołę i nie boryka się z takimi problemami jak Reita. Zdaje mi się, że to również wina tego, że Kyo trafił do ośrodka wychowawczo-poprawczego i… tam się nauczył być takim, jakim jest obecnie. To głównie dlatego walczyliśmy tak, aby Akira nie został przeniesiony…
- No dobra, rozumiem. Ale co ma to wspólnego ze mną? – wcisnąłem ręce w kieszenie bluzy, po czym znów dostałem w łeb.
- Ignorancie, próbuję ci coś właśnie wytłumaczyć! W każdym razie chodzi mi o to, że tak samo Nishiimura jak i Reita odpowiadają za „swoich ludzi”. Jeśli ktoś z bandy Kyo pobił jakąś osobę, to ludzie przekręcają i mówią, że zrobił to osobiście Tooru. Wiąże się to z tym, że wizja złego Kyo jest bardzo przerysowana, jednak osoby postronne są do tego stopnia ogarnięte strachem, że nie potrafią tego zrozumieć. Ba, nawet nie próbują… Tooru wzbudza większy strach, więc kiedy jedna osoba powie, że „jestem od Kyo” reszta drętwieje, zaczynają paplać i oddawać wszystko, czego ów osoba pragnie. Jeśli taki strach wywołują przydupasy Tooru, to wyobraź sobie, jaki strach wywołuje on sam. Wystarczy, że Reita się do niego pofatyguje, a nie omieszkam ci wspomnieć, że są przyjaciółmi, Nishiimura skinie palcem, a Akira dostanie wszystkie informacje na temat twojego aktualnego pobytu. Ha, nawet jestem pewien, że przy takim obrocie spraw Tooru jeszcze dopomoże Reiemu.
- Czy nie powinieneś mnie wspierać, a nie jeszcze bardziej straszyć i dobijać? – spojrzałem na rudego dość chłodno.
- A co? Mam ci wmawiać, że jeśli spotkasz się z Reitą i Rukim, powiesz ładnie „przepraszam”, to obaj zamienią się w wielkie pluszowe misie i cię wyściskają? Puknij się w czoło, Yuu! – znów mnie uderzył. – Mówię ci prawdę! To chyba lepsze od pocieszeń, nie? Przynajmniej wiesz, na czym stoisz!
- Przestaniesz mnie w końcu bić? – spojrzałem na niego wymownie.
- Jak zmądrzejesz, to przestanę – wzruszył ramionami, po czym ujął mnie pod rękę i przytulił się do mojego ramienia. – Zimnooo… - przeciągnął. Wysunąłem jedną rękę z kieszeni i złapałem jego dłoń. Była lodowata.
Mimo tego, że jeszcze przed chwilą mnie bił, pouczał niczym matka małe dziecko i strofował, zrobiło mi się go szkoda. Objąłem Kouyou w pasie i przyciągnąłem do siebie, chcąc aby choć trochę zrobiło mu się cieplej. Westchnąłem ciężko wciąż myśląc o tym, co mnie czeka.
- Dobra, rozumiem, że nie mogę zostawić tak tej sprawy. Sam do wszystkiego doprowadziłem i sam wszystko muszę posprzątać, jeśli nie chcę, żeby Reita, Kyo lub ktoś z jego bandy mnie zatłukł…
- Otóż to – wtrącił Uru, przerywając mi w pół słowa.
- …ale możesz mi wytłumaczyć, z jakiej racji mam z nimi rozmawiać w imieniu Sugi i Shimizu?
- Z takiej, że wplątałeś w to Sugę, jego brat został przeniesiony do zakładu wychowawczo-poprawczego, a Shimizu jesteś to winny za okropne traktowanie – wyjaśnił.
- Ej, dlaczego zrzucasz na mnie winę Sugi? – oburzyłem się.
- Przecież tego nie robię – bronił się Takashima.
- Jak nie? Przedstawiłeś sytuację tak, jakbym zmuszał do tego Sugę. Robił to dobrowolnie. Rozumiesz? D-O-B-R-O-W-O-L-N-I-E – przeliterowałem. – Przecież on nie jest wcale święty. Opowiedział się przeciwko mnie i działał na własną rękę, chcąc pomóc Sakiemu. Doskonale wiesz, że on zrobiłby Rukiemu krzywdę… o wiele gorszą niż ja – dodałem ciszej.
- Zgadzam się, Suga nie jest niewinny, ale gdybyś TY nie wymyślił tego całego zamieszania z Rukim, do niczego by nie doszło – zauważył.
- Kyou, jak już jesteś takim obrońcą uciemiężonych i pokrzywdzonych, to wiedz, że Suga zachowywał się tak samo. Ma chłopaka Ōtę, którego zdobył w ten sam sposób – poinformowałem go… i ponownie oberwałem w głowę.
- Cicho! Suga odpokutował, broniąc Akirę na sprawie sądowej. Wiesz, jaki trzeba mieć tupet, żeby opowiedzieć się za chłopakiem, przez którego zostaniesz rozdzielony z bratem bliźniakiem? Wiesz, ile trzeba mieć w sobie pokory, aby się tak zachować? – wciąż mnie pouczał.
Z każdym kolejnym jego zdaniem czułem się jak dziecko, które odważyło się zjeść ciastka przed obiadem i teraz musiało słuchać wielogodzinnych wykładów, dlaczego nie można tak robić… Przewróciłem oczyma, za co znów dostałem po głowie.
- Przestań mnie w końcu bić! – sapnąłem wściekle. – W ten sposób Suga odpokutował też za Ōtę, którego wciąż przy sobie trzyma?
- No… nie – przyznał z oporem rudzielec.
- Więc co z Ōtą?
- Nie wiem. Nie znam go. Nie mam, jak mu pomóc. Zresztą… to nie moja sprawa – wymigał się.
W ciszy wspięliśmy się po schodach na punkt widokowy. Jesienna pogoda nie sprzyjała spacerom, jaki sobie urządziliśmy. Było szaro. Niebo zasnuło się ciężkimi, popielatymi chmurami, które w każdej chwili były gotowe zesłać na mieszkańców Kanagawy obfity deszcz. Wiatr był zimny i porywisty. Jak można było się spodziewać na punkcie widokowym wiatr smagał nas jeszcze dotkliwiej. Uruha mocniej się we mnie wtulił, dygocząc z zimna. Stanąłem jak wryty w ziemię, jednak przyczyną tego nie była oszałamiająco niska temperatura czy wiatr, który stawiał taki opór, iż zdawało mi się, że aby postąpić kolejny krok do przodu, musiałem przebrnąć przez błotniste podłoże. Przyczyną tego były osoby, które znajdowały się na punkcie widokowym. Dwie postacie opierające się o barierkę, rozmawiające i śmiejące się wesoło. Z daleka poznałem te dwie tlenione głowy. Przełknąłem gulę, która nagle wezbrała mi w gardle. Może przeznaczenie dopadło mnie szybciej niż myślałem. Czy to jakieś przeklęte fatum?! Na domiar złego, rzecz jasna, nie mogło mi się udać uciec niezauważonym. Pierwszą tego przyczyną był zatrzymujący mnie w miejscu Kouyou, który przyczepiony do mnie niczym kotwica, obwiązał mnie sznurem ramion. Drugim powodem z kolei było to, że jedna z postaci właśnie odwróciła się w moją stronę. I oczywiście musiał to być on.
Reita.
Blondyn powiedział coś do niższego chłopaka, jednak nie dosłyszałem tego ze względu na dzielącą nas odległość oraz dudniący mi w uszach wiatr. Ruki nieśmiało wyjrzał zza pleców Akiry, po czym jeszcze mocniej wtulił się w swojego chłopaka. Ruszyli w naszą stronę. Takanori ociągał się nieco, szorując nogami po ziemi i stopując blondyna, który w głowie zapewne miał wizje, jak mnie zabić na sto jeden różnych sposobów. Zatrzymali się jakieś dziesięć kroków przed nami. Reita puścił Takę i sam wystąpił naprzód. Zachowałem się tak sam jak on. Uruha, zdawało się, że dopiero zorientował się, co się wokół niego dzieje i podniósł głowę. Wyglądało na to, że był zdziwiony widokiem Reity i Rukiego w tym miejscu… a może po prostu miał słaby wzrok? Ostatnio coraz częściej zwracałem uwagę na to, że aby coś dojrzeć musiał mrużyć oczy…
- Co tu robisz? – zapytał obojętnym tonem Suzuki.  
- Ja… - zaciąłem się. – Znaczy my – wskazałem na Uruhę, który stał obok mnie – wyszliśmy się przejść i… widocznie jakoś tak przypadkiem na siebie wpadliśmy – wydukałem.
Kouyou szturchnął mnie w ramię, dając mi znać, że mam powiedzieć to, o czym rozmawialiśmy po drodze, gdyż była ku temu dobra okazja.
- Aki, wracajmy do domu – Takanori bezszelestnie zbliżył się do blondyna i położył mu dłoń na ramieniu. Reita rzucił mi ostatnie niepewne spojrzenie, po czym bez słowa kiwnął głową. Objął go w pasie. Już mieli ruszyć przed siebie, jednak w tym samym momencie odważyłem się ponownie odezwać. Wziąłem głęboki wdech i postawiłem wszystko na jedną kartę, gdzieś w podświadomości cicho licząc na rozgrzeszenie z ich strony.
- Zaczekajcie… - spuściłem głowę, wbijając wzrok w ziemię. – Ja… Wiem, że to może komicznie zabrzmi po tym wszystkim, czego się dopuściłem, jednak… chciałem was przeprosić. Naprawdę szczerze przeprosić – ukłoniłem się nisko. – Ciebie, Akira, za to, że…
- Nie masz mnie za co przepraszać – Reita przerwał mi w pół słowa. – Nie chcę twoich przeprosin. Jeśli masz już je do kogoś kierować to z pewnością nie do mnie, a do Takanoriego.
Na chwilę podniosłem wzrok i omiotłem nim postać Matsumoto . Blondynek wczepił się w swojego chłopaka, kurczowo zaciskając dłonie na połach jego skórzanej kurtki. Patrzył na mnie z pewną obawą, a jednocześnie bólem. Z pewnością poczuł się urażony moją postawą – i miał do tego prawo.
- Takanori, naprawdę przepraszam – ponownie się ukłoniłem. – To, co zrobiłem było ogromnym błędem. Wszystko nie potoczyło się tak, jak powinno i…
- Gdyby było tak jak zaplanowałeś to na początku, nie miałbyś teraz za co przepraszać – z kolei teraz to niższy blondyn mi przerwał.
Rzucił mi spojrzenie pełne dystansu i niechęci. Poczułem się… naprawdę okropnie. Dopiero w tym momencie zdałem sobie sprawę z tego, że ten chłopak cały czas czuł się zagrożony, miał mętlik w głowie i na dobrą sprawę, nie wiedział, komu może zaufać. Dochodząc do tego wniosku, zrozumiałem także, dlaczego jest tak bardzo przywiązany do Suzukiego. Mówiąc w wielkim skrócie, Reita nigdy go tak na dobre nie porzucił. Uruha odciął się od Taki zajmując swoimi sprawami, tak samo jak Kai, jednak o Tanabe wolałem się nie wypowiadać z tej racji, że nie widziałem go od dobrych dwóch miesięcy. Może gdzieś wyjechał?...
Wracając do głównego tematu: Akira może nie był w tak dobrych stosunkach z Rukim jak w gimnazjum, jednak… cóż, nie odciął się od niego. Ich znajomość ograniczała się do ostrej wymiany zdań, ale kiedy dokładniej przeanalizować to wszystko, łatwo dostrzec, że Reita zawsze chronił Matsumoto – choćby przed pobiciem przez własną grupę. Dbał, aby nic mu się nie stało, dlatego kiedy bez jego wiedzy jego banda dopadła Takę, wpadł w furię. Kiedy pojawiłem się na horyzoncie i zacząłem zbliżać do blondynka Suzuki był… zwyczajnie zazdrosny.
Zaskakujące, że pojąłem to dopiero teraz.
Zaskakujące, że… dopiero teraz zaczęły obchodzić mnie cudze uczucia…
Wcześniej zwyczajnie się z nimi nie liczyłem. Dążyłem, przysłowiowo, po trupach do celu. Co się we mnie zmieniło? Czy złamałem się w momencie, kiedy Saki i Suga opowiedzieli się przeciwko mnie? Może tuż po tych dwóch pobiciach, kiedy pod bramą biblioteki znalazł mnie Uruha? Może wtedy, kiedy zabrał mnie za miasto i mimo iż byłem takim chamem i intrygantem, to on potrafił okazać mi ludzkie uczucia? Może…
Może zamiast pytać „kiedy” powinienem zapytać „dzięki komu”? Może to zwyczajnie zasługa Takashimy?
- Nie, to nie tak miało zabrzmieć! – wybroniłem się. Jeszcze raz obrzuciłem spojrzeniem Takanoriego następnie Akirę i Kouyou. – Może nie chcesz moich przeprosin, Reita; może nie chcesz mnie już znać, Ruki, jednak… czuję się w obowiązku, aby was przeprosić. Przysporzyłem wam ogrom problemów; w tym również tobie, Kyou-chan – spojrzałem na rudzielca, uśmiechając się delikatnie pod nosem. – Macie prawo żywić do mnie urazę i całkowicie to rozumiem… a nawet popieram. W każdym razie… Eh… Jeszcze raz bardzo przepraszam. To na razie tyle, ile mogę dla was zrobić, jednak jeśli zdarzy się okazja, abym mógł jakoś odkupić swoje winy, to z pewnością to zrobię – dałem słowo.
- Prawisz niczym klecha – zaśmiał się pod nosem buntownik, wywracając oczyma. Widząc uśmiech na twarzy blondyna, Matsumoto również nieco się rozpromienił i oprał głowę o jego bark.
- Myślę, że już nie będzie ku temu okazji, abyś cokolwiek mógł dla nas zrobić – odezwał się ponownie Takanori.
- Dlaczego? – zdziwiłem się.
- Zostaję w męskiej szkole z internatem. Nie wracam z powrotem. Aki nie został odesłany do poprawczaka, jednak mimo wszystko wyrzucili go ze szkoły, dlatego jako następną wybrał tą, do której uczęszczam od pewnego czasu – wyjaśnił.
- Nie chcę zostawiać go samego – włączył się do rozmowy Reita. – Co prawda Suga opowiedział się za mną nawet na mojej sprawie sądowej, jednak… kto wie, co i komu strzeli tam do łba. Wolę mieć oko na Rukiego… i mieć pewność, że nikt nie wpadnie na „genialny” pomysł zawiązania nowej „trójki wspaniałych” – spojrzał na mnie wymownie, a ja ponownie spuściłem głowę w pokorze. – Było minęło – machnął ręką, widząc, że znów sposępniałem. Pozwoliłem sobie na nikły uśmiech pod nosem, widząc, że Suzuki jednak nie zacietrzewił się w nienawiści do mnie, tak jak to pesymistycznie przewidywał mi Uru.
- W takim razie Suga również nie będzie miał już okazji, aby wam przeszkodzić – odezwał się rudy.
- Jak to? – zapytał Ruki.
- Przenosi się do naszej obecnej szkoły. Tak samo jak Shimizu. Obaj przyszli do nas dziś rano właśnie po to, aby nas o tym poinformować – przekazał wiadomość, przysuwając się do mnie.
- Więc wychodzi na to, że… nasze drogi rozdzielają się w tym momencie? – upewnił się blondynek .Zapadła chwila niezręcznej ciszy, podczas której każdy pogrążył się w swoich myślach i wyobrażeniach o przyszłości.
- Niekoniecznie – odezwałem się w tym samym momencie z Reitą. Spojrzeliśmy na siebie, po czym na nasze drugie połówki. Widząc, jak Matsumoto i Takashima trzęsą się i szczękają zębami z zimna, doszliśmy niewerbalnie do porozumienia, że należałoby się zbierać do domu.

***

- I jak się czujesz po tym spotkaniu? – zagadnął Uru z uśmiechem na ustach, wskakując pod kołdrę i kładąc się obok mnie.
- Dobrze. Czuję się… nieco lepiej – przyznałem i przyciągnąłem go do siebie, krótko całując w usta.
- Widzę, że zmądrzałeś – zachichotał, po czym cmoknął mnie w policzek. – Obiecuję, że już nie będę cię bić – dał słowo.
- Mam nadzieję – odetchnąłem z ulgą i przeciągnąłem się. Rudzielec wykorzystał ten moment i ułożył się na moim torsie. Przeczesałem palcami jego miękkie, wciąż wilgotne po kąpieli włosy, wdychając przyjemny, charakterystyczny zapach chłopaka pomieszany z zapachem żelu pod prysznic i szamponu do włosów.
- Pozostaje jeszcze jedna nieprzyjemna kwestia do omówienia… - zaczął dość niepewnie.
- Jaka?
- Twój powrót do domu – wyjaśnił. Skrzywiłem się pod nosem. – Co zamierzasz zrobić z tą sprawą? – dociekał. – Nie to, że cię wyganiam, gdyż bardzo na rękę jest mi to, że mieszkasz u mnie, jednak… twoi rodzice na pewno bardzo się martwią. Należy im się choćby jakieś wyjaśnienie.
- Niby racja, jednak…
- Yuu! – Kouyou uderzył mnie w ramię.
- Miałeś mnie nie bić! – zauważyłem.
- Miałeś zmądrzeć! – odgryzł się.
- Dlaczego ty zawsze musisz mieć rację i nakłaniać mnie do dobrych rozwiązań, które dla mnie tak trudne?... – jęknąłem zrezygnowany.
- Bo cię kocham – odpowiedział rozbrajająco i pocałował mnie w czoło. – Zrób to dla mnie, dobrze? Nie chcę, żebyś miał potem problemy…
- Dla ciebie wszystko – powiedziałem prześmiewczo, udając aktora z teatru grającego w jakimś ckliwym dramacie o miłości. Takashimie nie przeszkadzał mój ton głosu. Nachylił się nade mną i ponownie pocałował, tym razem w usta.
- Zobaczysz, nie będzie tak źle – uśmiechnął się pięknie. – Będę przy tobie – obiecał.
- Będzie dobrze, póki będziesz przy mnie. Wierzę w to – odpowiedziałem już poważnie i przytuliłem się do niego, ukrywając twarz w zagłębieniu jego szyi.

[Ruki]

Siedziałem na parapecie i wpatrywałem się w ciemne niebo pokryte gwiazdami niczym ciemna tkanina drobnym brokatem. Na kolanach trzymałem zeszyt i układałem tekst kolejnego wiersza. Ten był pozytywny – pierwszy pozytywny tekst od dłuższego czasu, który napisałem. Kiedy kończyłem szóstą strofę w oknie pojawił się odwrócony widok Reity, który zwisał głową w dół z okna swojego pokoju. Zapukał w szybę, po czym gestem dłoni dał mi znak, abym do niego przyszedł. Pokręciłem głową, niezliczony raz z rzędu, dając mu do zrozumienia, że najzwyczajniej w świecie bałem się wspinać po oknach. Zdecydowanie wolałem tradycyjne schody czy windę. Blondyn nie zwracając uwagi na moje protesty, z powrotem wrócił do siebie. Westchnąłem ciężko i otworzyłem okno na oścież, wychylając się przez nie i spoglądając w górę. Akira stał w swoim oknie piętro wyżej i opierając się przedramionami o framugę okna, wyczekiwał mnie.
- Nie wejdę tędy – zaprotestowałem.- Nie bój się. Pomogę ci – zaoferował.
- Nie! – pisnąłem.
- Taka-chan, proszę… Wszyscy już śpią, a chciałbym abyś mi pomógł w pakowaniu się – uśmiechnął się rozbrajająco.
- Jeszcze się nie spakowałeś? – przewróciłem oczyma.
Przez chwilę się wahałem, jednak ostatecznie postanowiłem zaryzykować i zaufać mojemu chłopakowi. Niepewnie stanąłem na zewnętrznym parapecie, przytrzymując się ściany i okna. Zachwiałem się, jednak utrzymałem pion. Aki wyciągnął ręce w moją stronę, więc i ja zrobiłem to samo. Kiedy mocno mnie złapał za nadgarstki, wciągnął mnie przez okno do swojego pokoju. Ostatecznie straciliśmy równowagę i z hukiem wylądowaliśmy na podłodze; znaczy, Rei na podłodze, a ja na nim. Uderzyłem głową o jego obojczyk, przez co czułem nieznośne pulsowanie w okolicy skroni. Wywindowałem się do pozycji siedzącej, krzywiąc z bólu.
- To bardzo nieprzyzwoita pozycja, nie uważasz, kochanie? – zagadnął blondyn.
Przez dłuższy moment zastanawiałem się, o co mu chodzi, jednak w końcu zrozumiałem. Siedziałem na nim okrakiem, opierając się dłońmi o jego tors, podczas gdy on trzymał mnie w pasie. Gdyby ktoś nieproszony wszedł w tym momencie do pokoju z pewnością pomyślałby, że…
- Uh! – prychnąłem, rumieniąc się obficie na tę myśl.
Zszedłem z Reity i usiadłem na podłodze obok. Chłopak zaśmiał się pod nosem. Rozejrzałem się po jego pokoju. Większość półek tak samo jak blat biurka były już puste. Zdziwiłem się, gdyż blondyn poprosił mnie o pomoc przy pakowaniu się, a wyglądało na to, że już sam sobie z tym poradził. W tym przekonaniu utwierdziła mnie duża torba leżąca w kącie pokoju, niedaleko drzwi.
- Oszukałeś mnie – mruknąłem pod nosem. - Mam nadzieję, że nie masz mi tego za złe – zbliżył się do mnie i cmoknął w czoło. – Zwyczajnie chciałem spędzić tę ostatnią noc w tym miejscu razem z tobą – powiedział czarująco, owiewając moje ucho gorącym oddechem.
Moje oczy zrobiły się dwa razy większe. Spojrzałem zdumiony na Akirę, który przyglądał mi się jak zaczarowany. Po chwili zaczął mnie całować po szyi.
- Znaczy, że… chcesz dzisiaj.. – dukałem, siedząc w jego objęciach jak sparaliżowany.
Sam nie wiedziałem, czego się tak obawiałem, tym bardziej biorąc pod uwagę, że już kiedyś kochaliśmy się. Tym razem jednak obleciał mnie strach i czułem się tak jak na koniec gimnazjum – byłem pewien obaw, pewien, że jeśli się poruszę, coś spieprzę.
- Ach… - Rei westchnął, odrywając się od mojej skóry. – Źle mnie zrozumiałeś – uśmiechnął się szeroko. - Nie mam żadnych niecnych planów względem ciebie – zaśmiał się, po czym wstał z podłogi i pomógł mi zrobić to samo. – Po prostu chcę cię przytulić – wyjaśnił.
- A… Acha… - mruknąłem znów rumieniąc się ze wstydu.
Wtuliłem się w Akiego, obejmując go za szyję. Rei objął mnie w pasie, jednak jego ręce szybko zsunęły się na moje pośladki. Ledwo powstrzymałem westchnięcie. Blondyn podniósł mnie i z powrotem posadził na parapecie. Zamknął okno i oparł głowę na moim ramieniu. Przez chwilę wpatrywał się w niebo, na którym, zdawało mi się, że gwiazdy zalśniły jaśniej. Następnie pocałował mnie w policzek i stojąc za mną, splótł dłonie na moim brzuchu.
- Myślisz, że to już koniec? – zapytałem niemalże szeptem.
- Koniec czego? – dopytywał.
- No tego… wszystkiego…
- „Wszystkiego”? – powtórzył zdziwiony. – Wszystkiego z pewnością nie. Może po prostu zamknęliśmy jeden z tych mniej przyjemnych rozdziałów.
- Może? Więc myślisz, że to jeszcze nie koniec?
- A kto to tam wie? – wzruszył ramionami, uśmiechając się delikatnie. – Życie pisze różne scenariusze. Zresztą… jakby nie patrzeć, to nawet liceum jeszcze się nie skończyło – zauważył.
- Masz racje. Może ten sam rozdział wciąż będzie się ciągnął, tylko że w innym liceum? – wysunąłem hipotezę.
- Może, może… - mruknął zamyślony.
"Pamiętaj...Nic się nigdy nie kończy... W głębokim śnie"*

KONIEC...
?

*fragment tekstu piosenki "Pledge"


A tak btw. to mam jeszcze pytanie. Kilka osób bardzo chciało, żeby zrobić z tego oneshoota serię. Skoro "liceum" zostało zakończone to moje pytanie brzmi; czy wciąż chcecie, abym zrobiła na podstawie tego oneshoota serię z paringiem Ruki x Reita?




13 komentarzy:

  1. Bosze, jakie to Kawaii! Kocham liceum <3
    Chcę epilog!
    //Yuuko-san

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To chyba powinno być "za kulisami" xD i APO wersji alternatywnej... Ja cię kocham Taka! I mam skleroze... Złapałam się na tym, że nie pamiętam środka mojego opowiadania xD

      Usuń
  2. Świetne! Ja chcę kontynuacje!

    OdpowiedzUsuń
  3. Ooooh~
    Piękne! Mam nadzieję, że mogę liczyć na kontynuację C;
    Niecierpliwię wyczekuuę również pozostałych opek

    OdpowiedzUsuń
  4. Co prawda dopiero zaczęłam czytać Twojego bloga, ale uważam że jest naprawdę super ;D Bardzo podoba mi się Twój styl pisania. Czekam niecierpliwie na kolejne notki! :)

    OdpowiedzUsuń
  5. "Ów". Się. Odmienia! http://www.polonistyka.fil.ug.edu.pl/?id_cat=308&id_art=1085
    A "bynajmniej" to nie to samo, co "przynajmniej": http://sjp.pwn.pl/haslo.php?id=51447 i http://sjp.pwn.pl/lista.php?co=bynajmniej
    Historia ok, fajnie opowiedziana, tylko szkoda, że taka krótka. Myślę, że w tej części zawarłaś prolog, więc - wg mnie - nie musisz go pisać.
    Na razie skup się może na Monstersach, a potem, jeśli będziesz miała czas, pomysł i chęci, pisz kontynuację oneshota. ;)
    Pozdrawiam, Nessa.

    OdpowiedzUsuń
  6. Pewnie ten sen to był jakiś erotyczny, że Ruki bał się pokazać go Reicei, i jego rumienienie się by to oznaczało XD.
    Ta wersja alternatywna skojarzyła mi się z rozmową na scenie teatru i aktorów narzekających na rolę XD. Chyba tak to mogę ując, bo tak mi się to skojarzyło

    OdpowiedzUsuń
  7. Najbardziej z całego opowiadania podobała mi się wersja alternatywna. Wprowadzała element komediowy. Dobrze, że wszystko się w miarę ułożyło :)
    Mi tam w sumie obojętnie, czy będzie coś dalej i czy zrobisz z tamtego oneshota serię. Głównie dlatego, że Gazette powoli przestaje mnie interesować. Jakoś tak dziwnie mi jest o nich czytać >.>
    Wybacz, że to taki króki komentarz, ale niedawno się obudziłam i ciągle nie kontaktuję xD

    OdpowiedzUsuń
  8. Dotychczas dodawałam komentarze anonimowo, ale w końcu postanowiłam się ujawnić. Być może właśnie dlatego, że zakończyłaś "Liceum" ;-; Lubię opowiadania o szkolnych czasach, a Twoje było jednym z ciekawszych, jakie czytałam. Inne serie (szczególnie "Monsters") też są świetne~
    Co do epilogu "Liceum", nie sądzę, żeby był potrzebny, ale zrobisz jak chcesz. A kontynuowanie tamtego one-shota uważam za niezły pomysł. Ale czy nie lepiej byłoby skupić się na obecnie trwających seriach, a dopiero potem zaczynać nowe? :)
    Pozdrawiam i życzę weny ^^

    OdpowiedzUsuń
  9. Uh, w końcu dorwałam kompa! Czytałam to wczoraj, więc postaram się przypomnieć sobie wszystkie rzeczy, jakie chciałam ci napisać w komentarzu...
    Dobra, więc zacznę może od tego, że cieszę się na nową notkę, bo tęskniłam już za twoimi opowiadaniami. Nie wiem, czy jest tu potrzebny epilog, bo zakończyło się to... no po prostu się zakończyło, a ich życie toczy się dalej. Ale jak będziesz chciała napisać epilog, to z chęcią przeczytam ;)
    Ta wersja alternatywna, czy jak to się tam nazywa, skojarzyła mi się z mangą "Paradise kiss", gdzie na końcu też był taki mały bonus, tyle że bohaterowie przyszli do autorki i zastali ją śpiącą na biurku. Wyobraziłam sobie, jak tutejsi bohaterowie przychodzą do ciebie, a ty również śpisz na biurku, wykończona pisaniem, a obok stoi włączony komputer. A wtedy Ruki mówi do Reity "Dawaj, zmieniamy scenariusz, zawsze chciałem siać grozę w opowiadaniach" XD I szybko zmieniają twoje opowiadania, by nadać swoim postaciom inny charakter :D Strasznie mi się podobał w ogóle pomysł napisania czegoś takiego, bo to taka spontaniczna odskocznia od całej fabuły, a i można się pośmiać ^^
    Było tu parę scen sypiących cukrem w oczy... Ale przecież ja nie będę krzyczeć na cały głos "kawaii!"... chyba xD
    Z tym wchodzeniem przez okno, to sobie wyobraziłam, że mieszkają gdzieś wysoko, a Reita zasuwa po ścianie jak Spider-man i swoją pajęczą siecią otwiera okno u Rukiego! Chciałabym to zobaczyć!
    Znalazłam parę drobnych błędów, typu do zamiast od, tą zamiast tę, czy brakowało "się" i jakiegoś jeszcze słowa... w każdym razie nie będę się teraz doszukiwać, ale po prostu przeczytaj sobie ten tekst to zauważysz (mi ostatnio w ogóle nie podkreślają się błędy i akapity giną przy wklejaniu na bloggera ._.)
    Ogólnie świetny rozdział, bardzo mi się podobało rozwiązanie całej tej sytuacji.
    A, zapomniałabym powiedzieć! ................ *chwila grozy*............ JESTEM OD KYO
    ;*

    OdpowiedzUsuń
  10. Koniec. *-*
    Było wspaniałe, uwielbiam Twoja twórczość. :3
    Ahu, liceum, obu tylko w kolejnym było lepiej, i oby skończyło się całkowitym "Happy End'em" . :3
    Bardzo mi sie podobalo. <3

    OdpowiedzUsuń
  11. zdecydowanie chcę serię ReitaxRuki na podstawie tego OS <3

    OdpowiedzUsuń
  12. To takie cudowne, pierwszy raz czytałam by postacie rozmawiały o autorce, no naprawdę super pomysł. Szkoda że na końcu było napis 'KONIEC', no naprawdę on tak dołuje . . . Mam nadzieję, że jeszcze coś napiszesz, bo tak samo jak powiedział Rei 'liceum się jeszcze nie skończyło'.
    Pozdrawiam i życzę weny do dalszego pisania

    OdpowiedzUsuń