Closer to Ideal cz.5

Wydaje mi się, że spieprzyłam tę część, ale cóż... Nie wypowiadam się na ten temat; same to ocenicie.
Ale ja nie o tym; jak zgaduję doskonale wiecie, że jestem otaku pełną gębą. Słucham j-rocka, piszę yaoi, czytam mangi i oglądam anime - i w tym momencie chciałabym się skupić na tej ostatniej rzeczy. Aktualnie oglądam drugi sezon "Code Geass: Lelouch od the Rebellion" i wpadłam na genialny pomysł na opowiadanie! Sęk w tym, że byłoby ono dłuższe (nie byłby to ani one-shoot ani jakaś mini-seria) i NIE byłoby to yaoi. Więc moje pytanie brzmi czy ktoś kojarzy to anime, a może nawet dobrze je zna? Ale uwaga, bo to tylko pytanie poboczne - właściwe pytanie brzmi czy ktoś przeczytałby to opowiadanie (nawet jeśli go nie zna - bo planuję przedstawić w telegraficznym skrócie postacie oraz akcję mającą miejsce w tych dwóch sezonach)?

Closer to Ideal cz.5


Opuściłem salę, a następnie studio, w jednej chwili orientując się, że właśnie stałem się bezrobotny…

Przez dłuższy czas kręciłem się po mieście bez celu. Nie zwracałem uwagi na ludzi, którzy co chwila szturchali mnie, przeciskając się przez tłum, goniąc za czymś… dla mnie czas jakby się zatrzymał. Pogrążony w chaotycznych myślach dałem ponieść się nogom, uważnie lustrując chodnik. Głowę trzymałem nisko, zwieszoną między ramionami; podniosłem ją dopiero, kiedy pierwsze, drobne krople spłynęły po mojej twarzy. Spojrzałem w ciężkie, popielate niebo. Zaczęło mrzeć. Westchnąłem ciężko, a zaraz potem wstrzymałem oddech, orientując się, gdzie zaszedłem. Znalazłem się w starej dzielnicy, w której niegdyś mieszkałem jeszcze jako dzieciak. Dzielnica ta nie cieszyła się dobrą sławą; ja też nie miałem żadnych ciepłych wspomnień związanych z tym miejscem. Jako dziecko nie byłem lubiany w szkole; byłem cichy i spokojny, nie interesowałem się sportem. Byłem odzwierciedleniem książkowej definicji popychadła. Nie umiałem się postawić, a wiele osób potrafiło to wykorzystać – w tym również mój starszy brat. Teoretycznie starsze rodzeństwo ma przywilej dokuczania, wykorzystywania, jednak kiedy przyjdzie co do czego, broni młodszego; ale to tylko teoria, więc nie każdy się do niej stosuje. Mój brat był właśnie tym, który nie lubił podlegać stereotypom, a wykorzystując mój uległy charakter dodatkowo zyskiwał naprawdę wiele. Przede wszystkim wyręczał się mną w pracach domowych, przez co w wieku jedenastu lat potrafiłem zrobić dwudaniowy obiad, naprawić cieknący kran i sprzątałem lepiej niż niejedna gospodyni domowa. Potem moja matka, która pracowała dnie i noce, aby utrzymać dwóch synów, poznała dobrze usytuowanego finansowo sprzedawcę nieruchomości, który w późniejszym czasie stał się moim ojczymem. Rodzicielka wykorzystała pierwszą lepszą okazję i wyprowadziła się ze mną i moim bratem z Tokio do prefektury Taunoku. Byłem wtedy w pierwszej klasie liceum i nagle zyskałem nowe życie. Zacząłem obracać się wśród totalnie nieznajomych mi osób, którym, na dobrą sprawę, mogłem wcisnąć każdą historyjkę, aby stać się tym „fajnym” – i tak też zrobiłem. Nagle zyskałem kilkunastu przyjaciół, dziewczynę oraz wiele sprzętów załatwianych po znajomości. Stworzyłem wokół siebie piękną iluzję kłamstwa, przez co inni patrząc na mnie widzieli otwartego, zabawnego chłopaka, który wie, czego chce i potrafi o to zawalczyć; mimo iż w środku wciąż byłem tym nieśmiałym i cichym chłopaczkiem, który nie chciał nigdy nikomu wadzić w jakikolwiek sposób. Trwałem w zakłamaniu do tej pory i wcale mi to nie odpowiadało. Próbowałem okłamać sam siebie, ale nie potrafiłem, dlatego tak bardzo męczyłem się sam ze sobą. Denerwowało mnie to, że sam byłem kłamcą, podczas gdy najgorszą wadą jaką potrafiłem dostrzec w człowieku była kłamliwość. Byłem niezadowolony z tego, że nie potrafię zaakceptować samego siebie i otaczam się „przyjaciółmi”, dzięki którym opinia, że „jestem tym, z którym warto się zadawać” wciąż się utrzymywała; oprócz tej korzyści nie otrzymywałem od nich nic. Nie mieliśmy wspólnych zainteresowań, tematów… udawałem, że zgadzam się z ich punktem widzenia, aby nie odstawać od reszty. Prosty przykład, o którym już niegdyś wspomniałem: często byłem zapraszany na imprezy, na którym alkohol lał się strumieniami, jednak ja wylewałem go za kołnierz, gdyż nie lubiłem pić. To nie było w moim stylu. Nie podobały mi się te huczne imprezy, od których jedynie bolała mnie głowa; ale chodziłem na nie, żeby wciąż być tym „cool”, gdyż nie chciałem znów spaść na szary koniec, gdzie stałbym się ponownie ubezwłasnowolnionym popychadłem… choć jakby z drugiej strony na to spojrzeć, to wciąż nim byłem, ponieważ nadal nie potrafiłem głośno wyrazić swojego zdania. Bałem się tego. Bałem się odrzucenia, dlatego powtarzałem jedynie po innych. Jedyną formą, w jakiej mogłem się wyrazić była muzyka.
Znalazłem się na placu zabaw, który pamiętałem aż nazbyt dobrze. To tu zawsze przychodziłem, aby pomyśleć, odizolować się od innych. Nigdy zbyt wiele dzieciaków tutaj nie gościło – większość chodziła na boisko pograć w koszykówkę lub piłkę nożną. Zdziwiony byłem, jak wszystko się tutaj pozmieniało. Drzewa, które pamiętałem jeszcze jako sadzonki dziś miały grube pienie i bujne korony, obsypane zielonymi, soczystymi liśćmi, które drżały na porywistym wietrze. Zimne podmuchy powietrza bujały huśtawki i kręciły karuzelę, które skrzypiały żałośnie. Z nich wszystkich płatami odchodziła stara farba olejna. W próchniejącym już dachu wieży ze zjeżdżalnią pojawiła się dziura, przez którą do środka wpadało słabe, mdłe światło. Na zjeżdżalni pojawiły się wyraźne zęby korozji. Dróżka biegnąca przez plac zabaw pozapadała się. Z jakimś dziwnym sentymentem ostrożnie usiadłem na jednej z huśtawek, uprzednio upewniając się, że wytrzyma ona pod moim ciężarem. Deszcz z każdą chwilą wzmagał się, mocząc mi ubranie i włosy. Wiatr również przybierał na sile.  Zapowiadało się na porządną burzę.
Odgarnąłem włosy z twarzy, którymi targał wiatr. Zacząłem zastanawiać się, czym teraz, do cholery, mam się w życiu zająć, kiedy nagle dobiegł mnie donośny głos:
-Yoshida!
Niechętnie podniosłem ponownie głowę i spojrzałem na rozwścieczonego chłopaka, który w jednej chwili znalazł się koło mnie. Zero spojrzał na mnie z jakimś zawodem w oczach, a następnie wymierzył mi siarczystego policzka, przez co mało nie spadłem z huśtawki.
- Jak mogłeś się tak poddać?! – wrzasnął na mnie.
- Nie udawaj, że cię to nie cieszy… - burknąłem, łapiąc się za obolały policzek.
Shimizu złapał mnie za przód bluzki, a następnie szarpnął. Poderwał mnie na równe nogi, przyciągając do siebie. Czułem jak jego klatka piersiowa szybko naprzemiennie unosi się i opada, dotykając mojej. Szatyn spojrzał mi w oczy – jego źrenice były nienaturalnie wielkie, a na ich dnie znalazłem tylko wielki zawód i czystą rozpacz. Zgłupiałem; nie cieszył się z tego, że jego chłopak wygrał miejsce wokalisty w D’espairsRay?
- Czy wyglądam, jakbym się z tego cieszył? – syknął. – To nie tak miało być! – odepchnął mnie, przez co wylądowałem na mokrej trawie. – Miałeś się nie poddawać! Miałeś walczyć i zrozumieć! Miałem pokonać cię twoją własną bronią! – wyrzucił ręce w powietrze.
- O czym ty gadasz?! – fuknąłem na niego, a następnie kopnąłem go w piszczel, odwdzięczając się za takie szarganie mną. – I z łaski swojej nie miotaj mną na wszystkie strony tego świata… - dodałem ciszej, krzywiąc się.
Michi również znalazł się na ziemi po kopnięciu, jakim go potraktowałem. Deszcz zaczął zacinać, przez co siedzieliśmy niemal w samym błocie. Basista rzucił się na mnie i przewalił. Zawisł nade mną, przyszpilając moje ręce nad głową.
- O tym, że miałeś w końcu przestać się wyniszczać! – krzyknął, a ja dostałem deja vu. To samo powiedział mój senny Shimizu, który śnił mi się w czasie, kiedy byłem pijany. – Cholera, miałeś w końcu zacząć żyć normalnie! Przestać udawać, że spędzanie czasu z tymi „przyjaciółmi” sprawia ci przyjemność, a ty jesteś awanturnikiem-pijakiem! Nie mogę dłużej patrzeć na to, jak okłamujesz sam siebie i wszystkich wokół! – jego słowa zaskakująco pokrywały się z monologiem, jakim zostałem potraktowany w moim śnie… a może to wcale nie był sen?
- Po prostu chciałeś mnie wyrzucić z zespołu, przyznaj to wreszcie! – wrzasnąłem mu prosto w twarz, a następnie uderzyłem go kolanem w brzuch i wykorzystując tę chwilę słabości, przewróciłem go na plecy i usiadłem na nim, obezwładniając go. – Udało ci się! Nie jesteś już częścią mojego życia, więc odwal się ode mnie!
- Nie udawaj, że jesteś debilem! Nie przy mnie! – jako że byłem dużo lżejszy od niego, chłopak bez trudu, uniósł biodra, na których wciąż mu siedziałem, a następnie złapał mnie w pasie, uwalniając ręce spod moich kolan i przerzucił mnie nad sobą, a następnie złapał na ręce, wykręcając mi je boleśnie. Jęknąłem z bólu. – Wcale nie chciałem cię wyrzucić z zespołu! Chciałem pokonać cię twoją własną bronią…! – zaczynał mówić coraz spokojniej. – Myślałem, że jesteś na tyle silny, żeby stawić temu czoła… a przy okazji chciałem cię ukarać za to, że kazałeś również i mi cierpieć…
- O czym ty…? – burknąłem, a on nie zważając na to, kontynuował.
- Osamu to nie jest mój chłopak. To mój kolega z drużyny koszykarskiej. Potrafi jedynie grać na gitarze akustycznej; wcale nie potrafi śpiewać! Ten występ to była podpucha! Puściłem to nagranie z playbacku! Ukryłem pilot pod bluzą, żeby nikt nie zauważył tego, że puściłem tą piosenkę z urządzenia – wyjaśnił, a mnie przypomniało się, jak w istocie Michi chował coś pod bluzą, nacisnął kilka przycisków, a chwilę potem Żyrafa zaczął śpiewać… - Ćwiczyłem to z Osamu przez jakieś dwa tygodnie, żeby wypadło wiarygodnie!... Jak widać poszło aż za nadto… - poluźnił nieco uścisk, dzięki czemu mogłem wyrwać się mu. Kopnąłem go w spot słoneczny, odsuwając się od niego na kilka metrów. Chłopak wygiął plecy w łuk, mając problemy z nabraniem tchu.
- Po cholerę przyprowadziłeś go, skoro on nie potrafi śpiewać?! Chciałeś mnie tym wkurwić? I co na to Tsukasa i Karyu?! – byłem naprawdę wściekły za to, że to zrobił… a tym bardziej, że nie rozumiałem, dlaczego.
- Chciałem, abyś doświadczył na własnej skórze, jak twoje ignoranckie i aroganckie zachowanie jest irytujące! Chciałem, abyś w końcu docenił to, co masz! Abyś zrozumiał, że wśród nas możesz być sobą, a ta udawanka, w którą wciąż się bawisz oddziałuje również na twoich najbliższych; w tym wypadku jestem to ja, Karyu i Tsukasa, gdyż z nami spędzasz najwięcej czasu; a to oddziaływanie wcale nie jest pozytywne! Kiedy nie przyszedłeś na jedną z prób, Karyu naprawdę zamierzał cię wyrzucić. Tracił już do ciebie cierpliwość, a ja to wykorzystałem i…
- Uknułeś plan przeciwko mnie! – ryknąłem wściekły, rzucając się na niego. Zaczęliśmy się szamotać i bić na mokrej trawie i błocie. Byłem zły za to, że posunął się do tak drastycznego kroku, jednak przede wszystkim przerażała mnie myśl, że ten chłopak mnie rozgryzł. Musiał mnie bacznie obserwować od dłuższego czasu, interesować się mną, aby dostrzec, że coś jest nie tak… Zresztą, uważałem, że w udawaniu doszedłem już do perfekcji, jednak znalazł się ktoś, kto potrafił dostrzec prawdę. Przerażało mnie to, że Michi musiał mnie znać na wylot… Zawsze byłem osobą skrytą, więc to, że ktoś mnie tak znał, wywołało u mnie paniczny strach, który z kolei pobudził w moim mózgu ośrodki walki; musiałem jakoś odreagować.
Basista był ode mnie silniejszy, więc złapał mnie za nogę i przyciągnął do siebie. Objął mnie ciasno, uniemożliwiając jakikolwiek ruch; ograniczał moje ręce i nogi jednocześnie. Zacząłem się szamotać, rozpaczliwie próbując się wyswobodzić.
- Przestań się szarpać, bo próbuję ci się wytłumaczyć! – warknął. – Nie gryź! – strzelił mnie po głowie, a następnie zacieśnił uścisk. Zrozumiałem, że nie mam z nim szans, dlatego poddałem się… i tym razem. – Miałem dość twojego zachowania i obracając gniew Karyu w swoją siłę, wykorzystałem okazję i umiejętność Osamu gry na gitarze. Już od dawna planowałem jakoś się na tobie odegrać i ustaliłem wszystko z Osamu dużo wcześniej. Czekałem tylko na moment aż w końcu mógłbym wprowadzić mój plan w życie. Właśnie wtedy, kiedy Matsumura się na ciebie wściekł dostrzegłem okazję i wykorzystałem ją. Tsukasa i Karyu nie wiedzieli o tym, że to taka… maskarada. Myśleli, że Osamu naprawdę jest muzykiem. Wszystko, co mówił o szkołach, które skończył, o innych muzykach, z którymi grał… to było kłamstwo. Lider i perkusista wiedzieli jedynie o tym, że Osamu specjalnie zachowuje się tak chamsko w stosunku do ciebie, gdyż ja mu kazałem tak właśnie się zachowywać. Pozwolili na to, dlatego iż wytłumaczyłem się tym, że chcę w końcu nauczyć cię pokory… choć tak naprawdę liczyłem na to, że pojmiesz, iż agresją i kłamstwem nic nie zyskasz; że zaczniesz naprawdę się przykładać do muzyki, kiedy postawię ci ultimatum; że przestaniesz zwracać uwagę na opinię innych i wyjdziesz z tego „kokonu” kłamstwa, przestaniesz się wyniszczać i poczujesz jaka to ulga znów być sobą. Melodię do piosenki, którą niby zaśpiewał Osamu skomponowałem ja. W sumie… ta piosenka miała być dla ciebie takim drogowskazem, że się tak wyrażę – obrócił mnie w swoich ramionach i spojrzał w oczy. – Bo… ten głos wcale nie należał do Osamu ani do mnie, ani do Karyu czy Tsu…
- W takim razie, kto to zaśpiewał? – zapytałem cichutko.
- Ty – odpowiedział dobitnie, a ja spojrzałem na niego zaskoczony. – To była nasza pierwsza piosenka, którą zagraliśmy jako D’espairsRay; jeszcze za czasów, kiedy występowaliśmy jedynie w klubach. Nagraliśmy ją wieki temu w tym „polowym” studiu w domu Yoshitaki… Mając do dyspozycji obecny sprzęt byłem w stanie wyodrębnić twój głos. Nie rozpoznałeś własnego utworu… - posmutniał trochę. – Powiedz mi, naprawdę masz taką niską samoocenę?
- A co ma do tego moja samoocena?
- To, że od razu uznałeś, że twoje piosenki były gorsze i wyrzuciłeś je, wychodząc ze studia; że nie rozpoznałeś własnej piosenki, z góry zakładając, że to ktoś inny musiał ją napisać, gdyż w twoim świecie plagiat, a i owszem, istnieje, jednak nikt nie splagiatowałby twoich utworów, gdyż uważasz je za zbyt błahe… to, że udawałeś złość, kiedy tak naprawdę byłeś zrozpaczony. Swoją rozpacz zawarłeś w piosenkach; jak każde swoje uczucie. Naprawdę myślałem, że jeśli położę na szali coś tak ważnego dla ciebie jak muzyka, opamiętasz się i dostrzeżesz, gdzie popełniłeś błąd, gdyż wiem, że jesteś bardzo spostrzegawczy i inteligentny…
- Dlaczego teraz prawisz mi komplementy, kiedy wcześniej potrafiłeś mnie tylko wyzywać? – Zero w czułym geście odgarnął moje mokre włosy, które przykleiły mi się do czoła i skroni.
- Może trochę za mocno na ciebie naskoczyłem… Byłem dla ciebie taki okropny, bo… chciałem cię zranić – spuścił głowę. -… tak jak ty to zrobiłeś mnie – dokończył. – Nawet nie wiesz, jak swoimi kłamstwami mnie ranisz. Patrzeć na to, jak doprowadzasz do własnej autodestrukcji naprawdę nie jest przyjemne. Nie jesz, nie śpisz, siedzisz jedynie na parapecie w swojej kuchni, ciężko wzdychając i pisząc piosenki… Ten widok naprawdę jest bolesny… - powiedział tak cicho, że ledwo usłyszałem go przez szmer bębniących wielkich kropel deszczu, które uderzały o liście, dachy, chodnik…
Mój świat wywrócił się do góry nogami. Mój największy wróg okazał się być najlepszym przyjacielem, który prawdopodobnie zna mnie lepiej niż ja sam.
- Dlaczego… Dlaczego się mną tak zainteresowałeś? – wydukałem.
- Bo jesteś dla mnie ważny i zależy mi na tobie… bardzo zależy mi na tobie – odpowiedział, a moje oczy zrobiły się dwa razy większe. Szatyn uśmiechnął się ciepło, gładząc mnie po plecach. – Chyba powinienem był obrać inną taktykę…


***


Właśnie wyszedłem z łazienki, wycierając mokre włosy ręcznikiem. Po bójce podczas burzy obaj byliśmy brudni jak święta ziemia i przemoczeni do suchej nitki. Wziąłem długi, gorący prysznic, aby ogrzać się. Na samo wspomnienie przyjemnego uczucia, kiedy zmarznięte dłonie i stopy w końcu poczuły trochę ciepła, a moje mięśnie rozluźniły się, ogarniała mnie ponownie błogość. Wszedłem do sypialni, gdzie czekał na mnie właściciel mieszkania; Shimizu. Michi zabrał mnie do siebie, tłumacząc się tym, że z placu zabaw do jego mieszkania było znacznie bliżej, a ja byłem tak pochłonięty analizowaniem wszystkiego tego, co mi powiedział, że nawet nie zauważyłem, kiedy się tutaj znalazłem. Basista dał mi czystą koszulkę i bieliznę (dziwnie się czułem chodząc w jego bokserach, ale cóż… wszystkie moje ciuchy były doszczętnie przemoczone), co miało być moim odpowiednikiem piżamy – w sumie w domu też tak spałem, więc nie był to dla mnie żaden eksces. Bluzka chłopaka była na mnie za duża i sięgała mi do połowy uda – była szeroka i wygodna. Usiadłem na krawędzi łóżka i odrzuciłem ręcznik, nie patrząc nawet gdzie, a po chwili poczułem jak ciepłe ramiona Zero przyciągają mnie do siebie.
- Połóż się. Jesteś zmęczony – szepnął mi do ucha, delikatnie układając mnie w pozycji leżącej.
Ułożyłem się wygodnie. Jedną noc miałem spędzić u Shimizu z racji tego, że kolejna podróż w burzę jakoś mi się nie uśmiechała. Poza tym w istocie byłem zmęczony. Wciąż zżerała mnie niepewność. Czułem się oszukany i obwiniałem za to szatyna, mimo iż sam oszukiwałem i nie miałem czystego sumienia. Ale… przecież nie mogłem zostawić tak tej sprawy! Zacząłem obmyślać kolejne scenariusze i plany na dzień jutrzejszy, kiedy niespodziewanie… zasnąłem, ukołysany przez rytmiczne uderzanie kropli deszczu w szybę…


***


- Jesteś zły? – zapytał basista, sięgając po kolejną grzankę. Właśnie jedliśmy wspólnie śniadanie, choć tak naprawdę pokusiłbym się o stwierdzenie, że on jadł, a we mnie wmuszał jedzenie…
- Skąd ten pomysł? – mruknąłem cicho.
- Nie odzywasz się, próbujesz wywinąć się z samego rana z mojego mieszkania, jesteś przygnębiony…
- Zdaje ci się – zakończyłem jego monolog w zarodku.
- To co ci jest?
- Wiesz, ciężko jest przyswoić w jeden wieczór to, że ktoś kogo nienawidziłeś przejrzał cię na wylot i knuje jakieś intrygi…
- Mówiłem ci, że to nie była żadna intryga…
- To jak nazwać plan, w którym zamierzałeś albo bardzo brutalnie uświadomić mnie, że mnie rozgryzłeś, albo wyrzucić z zespołu? Ani jedno, ani drugie nie jest dla mnie pocieszające… a borykam się teraz i z jednym, i z drugim… - spojrzałem na niego przelotnie.
- Przecież tłumaczyłem ci, że jedynie dałem ci zasmakować tego, jak „przyjemne” było twoja zachowanie względem mnie. Byłeś dla mnie tak samo chamski i nieprzyjemny, jak ja i Osamu dla ciebie. Co prawda nas było dwóch na ciebie jednego, jednak… Osamu miał być jedynie konkurencją dla ciebie, która miała ci uświadomić, że sztucznością nic nie wskórasz. Przewidywałem, że możesz się załamać, bo samo udawanie ideału gwiazdy rocka i osoby towarzyskiej kosztuje cię wiele nerwów, jednak nie liczyłem się z tym, że zaraz sam odejdziesz z zespołu…
- Skoro przewidywałeś, jak to się wszystko potoczy, to niby co zamierzałeś z tym później zrobić? Zamierzałeś mnie złamać, co udało ci się zresztą, i co dalej?
- Po prostu zamierzałem zjawić się u twojego boku jak dobra wróżka i wyjaśnić wszystko; że to było ukartowane. Liczyłem, że w tym momencie zreflektowałbyś się i przestał udawać, gdyż zawsze jest przynajmniej jedna osoba, która widzi więcej niż inni…
- Czyli najpierw chciałeś mnie złamać, potem pocieszyć i liczyć na happy end, który miałby wyniknąć sam z siebie, przez to, że znów ujawniłbym swoje prawdziwe „ja”?
- Coś w ten deseń…
- Jesteś naiwny… - prychnąłem, rysując ciemnym sosem sojowym wzory pałeczką na białym talerzu.
- Dlaczego tak uważasz?
- Powiedziałeś, że widzisz więcej niż wszyscy, tak? – wstałem i podszedłem do niego, nachylając się nad nim.
- Tak – odpowiedział, spoglądając na mnie uważnie.
- W takim razie powinieneś również był dostrzec to, że nie udaję od wczoraj, a od bardzo długiego czasu… To jest mój nawyk, jak twoim to, że w stresujących sytuacjach sięgasz po papierosy. Ciężko jest rzucić palenie, prawda? Tak samo ciężko jest zmienić swoje zachowanie… Kiedy przyzwyczaisz się, że kłócisz się z jednym z sąsiadów, trudno potem jest mu powiedzieć kurtuazyjnie „dzień dobry” na ulicy; szczególnie, kiedy jego pies nasika ci na wycieraczkę. Kiedy przyzwyczaisz się do samotności i tego bólu, który wywołuje to, iż musisz kontrolować się na każdym kroku, wymuszać uśmiechy i nie masz nawet jednej osoby, której możesz przekazać swoje myśli, ciężko nagle jest otworzyć się na świat; tym bardziej, kiedy jesteś przyzwyczajony do poniewierania i gryzienia się w język za każdym razem – dotknąłem delikatnie jego ramienia, rzucając mu spojrzenie bez wyrazu.
- Chcesz powiedzieć, że masz depresję i jedno głupie posunięcie, którym dodatkowo, na to kurtuazyjne „dzień dobry”, jeszcze bardziej skrzywdziłem cię, nie pomoże ci się otworzyć i wrócić do normalności? – spojrzał na mnie bystro.
- Nie – oddaliłem się od niego i skierowałem się do przedpokoju. Shimizu podążył za mną, a ja zacząłem zakładać buty. – Nie mam  depresji; bynajmniej jeszcze nie. Nikt nie ma depresji dopóki jedna myśl potrafi go pocieszyć – sięgnąłem po kurtkę.
- W twoim przypadku, jaka to jest myśl? – zapytał, opierając się o ścianę i przyglądając się każdemu mojemu ruchowi.
- Że wszystko kiedyś się kończy – rzuciłem mu ostatnie spojrzenie, po czym wyszedłem, cicho zamykając za sobą drzwi.


12 komentarzy:

  1. Tak... To było genialne!
    Chcę więcej!

    Co do opowiadania o Code Geass... Nie wiem czy będę czytać, ponieważ akurat takie opowiadanie niszczą anime/ mangę - całą opowieść, poza tym skoro nie jest to yaoi/yuri to wolę czytać normalne książki.
    - Jestem twoją fanką i nie wątpię, że się przyłożysz... Ale zależeć będzie od tego jak bardzo będzie mi się nudziło - czyli 98% = nie


    taionnoakarigazette.blogspot.com

    Gomene
    //Yuuko-san

    OdpowiedzUsuń
  2. *Pnie, nie pienie T^T pienić to się może mydło ;.;

    A tak poza tym... Czy ty chcesz... Znaczy czy Hizumi chce... Popełnić samobójstwo? O.o bo ta końcówka tak sugeruje jakby trochę tego...

    OdpowiedzUsuń
  3. Kto by pomyślał, że Zero jest takim intrygantem. I jeszcze ćwiczyć coś takiego dwa tygodnie? Chyba naprawdę mu zależało na Hizumim. Wokalista przyjął to w sumie nawet spokojnie, ale coś mi się widzi, że to nie koniec problemów.
    Co do Code Geass, słyszałam o tym anime, ba, nawet widziałam kawałek, ale nie przypadło mi jakoś do gustu. Jeśli coś napiszesz - zapewne przeczytam, choć nie wiem, czy wytrwam do końca xD Ale pisząc, że to nie jest yaoi, zaintrygowałaś mnie tym.

    OdpowiedzUsuń
  4. Powiem tyle: piękne to było. Na więcej mnie nie stać, przepraszam.
    Weny. c:

    OdpowiedzUsuń
  5. mocno proszę, skup się na tych opowiadaniach, a nie na one shotach, bo opki są genialne! nie mogę doczekać się kolejnej części closer to ideal!!!

    OdpowiedzUsuń
  6. Witaj!
    Czekałam na to opowiadanie, choć swoim zwyczajem zapomniałam, co było wcześniej, ale jak zawsze w trakcie czytania przypomina mi się. Tyle masz serii ponapoczynanych... ale to dobrze! Zawsze można na jakąś liczyć ^^
    Hm, rozdział był bardzo rozwinięty, co do opisu uczuć, rozmyślań głównego bohatera. Tak samo tu się dużo dowiadujemy - no kto by się tego spodziewał po złym Shimizu?
    Ach, Zero i Hizu bijący i tarzający się w błocie <3 nawet, jeśli byli na siebie źli, musiało to wyglądać przeuroczo. A potem tacy brudni wracają do domu.
    ~"...prychnąłem, rysując ciemnym sosem sojowym wzory pałeczką na białym talerzu." - coś mi to przypomina, nie sądzisz? :D
    Jak zawsze przedstawiłaś taką specyficzną, skomplikowaną... hm, nie wiem, jak to nazwać. W każdym razie, Shimizu nieźle wszystko uknuł. Zadziwia mnie ich... portret psychologiczny. O, właśnie. Bo tu każdy nagle robi się inny w pewnym momencie, niż się wydawał. I w sumie cały ten plan Zero jest taką drugą, skomplikowaną fabułą. Taką mniejszą, fabułą w fabule całego ficka. Nie wiem, czy rozumiesz xD Chyba nie umiem się wysławiać. W każdym razie, podoba mi się ten skomplikowany plan Zero (co nie znaczy, że go popieram!), pełen wątków i tak dokładnie obmyślony. I wiele się wyjaśnia, podczas, gdy on wszystko wyjaśnia. Więc brawo za cały ten pomysł!
    I to kolejny twój fick, w którym szkoda mi Hizumiego... Ale tu czuję z nim pewną więź, jest trochę do mnie podobny. Chociaż nie rozumiem, jak mógł grać kogoś zupełnie innego, kłamać, udawać. Tak się nie da. A przynajmniej nie do końca.
    "Stworzyłem wokół siebie piękną iluzję kłamstwa, przez co inni patrząc na mnie widzieli otwartego, zabawnego chłopaka, który wie czego chce i potrafi o to zawalczyć; mimo iż w środku wciąż byłem tym nieśmiałym i cichym chłopaczkiem, który nie chciał nigdy nikomu wadzić w jakikolwiek sposób." - tak naprawdę nie mógłby chyba nawet takiego udawać. Bo skoro był z natury nieśmiały i cichy, ogromnie trudno byłoby mu się zdobyć na odgrywanie roli pewnego siebie, stanowczego, a nawet "hałaśliwego" chłopaka. Nawet, jeśli to kłamstwo, to nie jest się w stanie tak zrobić. Można opowiadać historie o sobie, czego to się nie zrobiło, kogo to się nie znało, oczywiście kłamiąc. Ale nie da się tak zachowywać inaczej, bo to praktycznie jak zmiana charakteru. Może nie chodziło ci o tak drastyczną, jednak to mnie tu... uderzyło. I boli. Bo tak się nie da.

    I znalazłam jeszcze jedno zdanie, które aż sobie musiałam zapisać, czego prawie nigdy nie robię. Czytałam to wczoraj na telefonie i teraz ciężko było by mi znaleźć. W każdym razie, to zdanie według mnie jest kompletnie pozbawione realizmu i może nie jest jakieś ważne, no ale ja właśnie na takie rzeczy zwracam uwagę:
    "Usiadłem na jednej z huśtawek, uprzednio upewniając się, że wytrzyma ona pod moim ciężarem" - że jak miał sprawdzić, czy ta huśtawka wytrzyma jego ciężar, inaczej, niż właśnie na niej siadając? Mówisz, że dopiero potem usiadł. Ale po co sprawdzić? Jak? Ręką, nogą? To nie odda całej jego wagi. Może miał ze sobą ciężarek swojej wagi i wpierw go położył? Oczywiście żartuję, ale nie mam pojęcia, jak mógłby sprawdzić. Dlatego uważam, że to bez sensu, a z reguły wszystkie huśtawki wytrzymałyby ciężar chudego Hizumiego, nawet, jeśli przytyłby sporo. To szczegół, ale rzucił mi się w oczy.
    A, i jeszcze TĘ - tę piosenkę, tę stronę, tę kobietę - nie tĄ, jak pisałaś, w poprzednim również.
    No i "...często byłem zapraszany na imprezy, na którym alkohol lał się strumieniami..." - na któryCH.
    Z błędów to chyba tyle.
    Bardzo mi się podobała część, i równie bardzo zaskoczył mnie taki obrót akcji. I jeszcze raz powiem, że szkoda mi Hizumiego. Bo szkoda mi go, nic nie poradzę ;_;

    Opowiadanie o Code geass przeczytam, jeśli by było, jednak chyba wolałabym najpierw to anime obejrzeć. Więc pewnie, jeśli zdecydujesz się napisać, ja to przeczytam dużo później, bo trochę mi teraz wolno będzie szło oglądanie czegokolwiek :C Chodzi o to, bym się orientowała, o czym to w ogóle jest, bo tak będzie łatwiej czytać.

    OdpowiedzUsuń
  7. Przepraszam, że z anonima ale nie chce mi się wchodzić na konto </3

    Zaraz przeczytam rozdział, ale wpierw wypowiem się na temat opowiadania o CG: nie przeczytam. Chociaż może, jakby było jakieś wybitne to owszem, jednakże... Code Geass mnie nudził. Nie przepadam za tą serią i fanficki z niej mnie w ogóle nie interesują. Aczkolwiek jeżeli chcesz pisać to dawaj ^^

    OdpowiedzUsuń
  8. To było takie wzruszając. Strasznie żal mi Hizumiego. Biedny tyle w życiu wycierpiał, nie dziwne, że nie potrafi zmienić swojego życia.

    OdpowiedzUsuń
  9. "W próchniejącym już dachu wierzy ze zjeżdżalnią" *wieży

    Hmm może to dziwne, ale jednak trochę zaskoczyłaś mnie tym, że to wszystko było ukartowane. I nagle Zero okazuje się być wspaniałym człowiekiem, a Hizu.... dalej będzie smęcił i udawał. Teraz naprawdę mnie ciekawi, jak to wszystko się dalej potoczy.

    A co do opowiadania: ogólnie w ogóle nie czytam mangi, ani nie oglądam anime, ale może bym przeczytała... zależy, jak to wszystko by wyglądało, bo nie znam historii ^^"

    OdpowiedzUsuń
  10. Nie rozpisujac sie jakos powiem tylko ze to bylo piekne! :3
    Czekam na wiecej.

    OdpowiedzUsuń
  11. Świetne opowiadanie, naprawdę. Co do Code Geassa , to odpadłam na początku drugiej serii anime. Jednakże jakieś opowiadanie, to... Wszysko zależy od tego, jak to napiszesz. Wiernych fanów czymś takim nie zrazisz.
    Chcę kolejną część. Tego i monsters i Le Ciel. Historia się nakręca i nie mogę się doczekać więcej. Dużo wenki życzę.
    Gif mi mor Yaoi *.*
    ~ksuirui

    OdpowiedzUsuń
  12. Ok... nie mam czasu... NAWET NA CZYTANIE YAOI .-. a co na komentarze ; ; wiec ogranicze sie do tego jednego... przeczytałam i o No.6 (bardzo lubie ta powieść i yaoi z nimi ♡) i te dwa późniejsze (OSMIALAM SIE XD) i te najnowsze... ale już nie wiem co miałam napisać xD ale żebyś nie myślała czasem że zapomniałam xD
    ((*❛ั▽❛ั*)✧*。fantastic

    OdpowiedzUsuń