Wreszcie udało mi się to skończyć! Tak! Oto przedstawiam wam prawdopodobnie najdłuże, najbardziej rozbudowane opowiadanie "interaktywne", jakie znajdziecie w sieci xD Właściwie to chciałam to wynieść na jeszcze wyższy level, ale zorientowałam się, że gdybym faktycznie zrobiła wszystko tak skomplikowane, jakbym sobie tego życzyła, to prawdopodobnie skończyłabym nie z 2, 3 czy 4 wersjami jednej części... ale jakimiś pięćdziesięcioma, które w dodatku byłyby ze sobą zupełnie nie powiązane i przy okazji napisałabym pewnie książkę ^^''
Niemniej, przedstawiam wam oto to dzieło, pokładając szczere nadzieję i wiarę w tym, że przypadnie wam ono do gustu ♥
Gra “The Corpse Mansion”
(w nawiązaniu do nowej płyty Morrigan, która zapowiada się całkiem nieźle ^^)
Instrukcja: Wydaje mi się, że zasady są proste i oczywiste, ale i tak napomknę o nich, bo tym razem trochę pozmieniałam C’’: Tradycyjnie, czytacie część opowiadania, wybieracie odpowiedź i przechodzicie do następnej partii, do której prowadzi was wasza odpowiedź. Tym razem zapisujecie także odpowiedź wybraną do konkretnego pytania! To bardzo ważne, gdyż na końcu załączona jest tabela z punktami z lovometrami z każdym z chłopaków pojawiających się w grze ^^ To taka nowość, którą dodałam, żeby było troszkę inaczej niż zawsze i troszkę bardziej ciekawie ♥ Pochwalcie się w komentarzach, ile punktów z jakim chłopakiem udało wam się zdobyć! ;D
1.Był już koniec listopada, a więc minęło już trochę czasu od Halloween, jednak twoi przyjaciele zdecydowali się zorganizować weekendowy wypad za miasto do rzekomo “nawiedzonego domu” - głównie dlatego, że nie mieliście żadnych innych planów, w kinie nie grali nic nowego, a nikt z was nie śmierdział przesadnie groszem, toteż imprezowanie w klubach odpadało. Widmo weekendu pełnego mocnych wrażeń przypadło do gustu wielu twoim znajomym, jednak z czasem dość spora grupa zaczęła powoli się wykruszać - a bo to ktoś był chory, ktoś miał wizytę u dentysty, ktoś jeszcze inny musiał zająć się młodszym rodzeństwem - przez co w efekcie zbieranina śmiałków ograniczyła się do pięciu osób, pośród których byłaś jedyną dziewczyną.
Twoimi towarzyszami byli: Yoshiatsu (DADAROMA), Hiro (Nocturnal Bloodlust), Ricko (Jiluka) oraz Hikarito (Aiolin). Jeszcze nie zdążyliście wyjechać z miasta, a chłopcy zdążyli się już poprztykać o to, kto powinien kierować wypożyczone auto. Każdy z nich miał się za wyborowego kierowcę, jednak który z nich w istocie najlepiej nadawał się do tego zadania?
- Myślę, że kierowcą powinien zostać Hiro. Wydawał się mieć najwięcej doświadczenia w tej dziedzinie.
- Myślę, że kierowcą powinien zostać Yoshiatsu. Ponoć często pożyczał i prowadził samochód starszego brata… i wciąż się nie rozbił, mimo iż na pierwszy rzut oka wyglądał na trochę nieokrzesanego gościa. Koniec końców tylko jego jedynego widziałaś już wcześniej za kierownicą jakiegoś auta.
- Myślę, że kierowcą powinien zostać Hikarito. Był najbardziej opanowany z całej czwórki, co sprawiało, że nasze szanse na bezkolizyjne dotarcie na miejsce wzrastały.
- Myślę, że kierowcą powinien zostać Ricko. Był dość żywiołowy, jednak to on wyszedł z pomysłem wypadu za miasto, więc powinien znać drogę najlepiej.
2.Kogo w takim razie zamierzasz zostawić “dla siebie”? Koło kogo chcesz usiąść (możesz usiąść też koło kierowcy), żeby móc mieć okazję nieco zbliżyć się ze swoim wybrankiem?
- Usiądę koło Hiro. Podobał mi się najbardziej ze wszystkich chłopców ze swoją muskularną sylwetką. Poza tym był wesoły, otwarty i żartobliwy, dlatego łatwo było utrzymać z nim rozmowę, która nie nużyła.
- Usiądę koło Yoshiatsu. Ten chłopak był trochę mrukliwy, nieco wycofany i tajemniczy. Słyszałam, że w niektórych wzbudzał niepokój, jednak we mnie wzbudzał wyłącznie czyste zainteresowanie. Chciałam dowiedzieć się o nim czegoś więcej, gdyż ten nie miał w zwyczaju mówić o sobie zbyt często.
- Usiądę koło Hikarito. Srebrnowłosy był spokojny i ułożony, można było przy nim odetchnąć. Błogi uśmiech przyozdabiający jego przystojną twarz zawsze sprawiał, że czułam ciepło rozlewające się w mojej klatce piersiowej. Sprawiał, że czułam się przy nim swobodnie i nieskrępowanie, dlatego lubiłam jego towarzystwo.
- Usiądę koło Ricko. Ten chłopak był bardzo energiczny i zarażał mnie swoją pozytywną energią! Był gadatliwy i impulsywny, ale przy tym pocieszny i zawsze potrafił mnie rozbawić, nawet kiedy z początku nie dopisywał mi humor.
3.Droga okazała się dłuższa niż byście początkowo zakładali. Całe szczęście wzięliście ze sobą przekąski. Snack time! Co wybierasz?
- jabłko
- kanapkę
- lizak
- batonik proteinowy
4.Wreszcie dotarliście na miejsce. Całe szczęście do opuszczonego domostwa wiodła naznaczona przez ząb czasu i czynniki atmosferyczne asfaltowa nawierzchnia. Może daleko jej było do perfekcji, ale wciąż pozostawała lepszą alternatywą do rozmokłej ściółki leśnej, w której prędzej czy później auto zapewne zakopałoby się, co zmusiłoby was do podróżowania pieszo, nie wspominając już o tym, że musielibyście się nieźle napocić, żeby wyciągnąć wóz z błota.
Dom w istocie wyglądał na niezamieszkały, jednak w żaden sposób nie przypominał zatęchłej, przegniłej kanciapy, co sprawiło, że odetchnęłaś z ulgą. Był to nieprzesadnie duży, jednopiętrowy dom z sidingiem winylowym wykonanym z bielonych desek, które w przeszłości z pewnością oślepiały swoją barwą w ostrych promieniach słońca padającego spomiędzy liści drzew. W obecnej chwili niebo było jednak zachmurzone, było dość ciemno i ponuro, a ponad to elewacja domu pokryła się zielonkawym nalotem mchów i porostów, które w pewnych miejscach przybrały już nawet ciemniejsze kolory brązów i czerni. Z pewnością nie miałaś przed sobą kompletnej ruiny, jednak wciąż byłaś przekonana, że lepiej byłoby, gdybyś nie musiała dotykać się do niczego, co znajdywało się w środku. Przezorny, zawsze ubezpieczony. Coś czułaś, że cała wyprawa skończy się na tym, że wszyscy w piątkę ściśnięci jak sardynki w puszce, którą notabene wasz wynajęty, mały, miejscy hatchback całkiem nieźle imitował, będziecie spali w samochodzie… Wizja doprawdy cudowna…
Kierowca zaparkował na podjeździe zakończonym ostrym łukiem. Resztki wydzielonych grządek i obecnie mocno wybujałe już krzewy oraz rośliny zielne naprowadziły cię na myśl, że poprzedni właściciele musieli pieczołowicie dbać o ogród. Zaciekawiona, jednak wciąż z pewną rezerwą rozglądałaś się dookoła.
Wyszliście z auta, stając naprzeciw werandy okolonej przez poszarzałą barierkę. Z bielonych krokwi dachu osłaniającego podest wystawały haki. Na niektórych z nich ostały się resztki zwisających doniczek, w których rosnące swego czasu kompozycje kwiatów tworzyły coś na kształt wiszących ogrodów. Z jakąś dziwną nostalgią i smutkiem stwierdziłaś, że musiało być to naprawdę piękne miejsce w latach swojej świetności. Aż szkoda, że nie dane było ci oglądać tego domostwa w lepszej kondycji. Teraz spod powały zwisały tylko koronki pajęczyn i zielone, skołtunione brody porostów.
Na werandzie znajdywała się biała huśtawka, której łańcuchy zostały przymocowane do jednej z belek nośnych całej konstrukcji. Naprzeciw niej stał szklany, zamglony stolik do kawy w obstawie dwóch plecionych krzeseł. Dalej, po lewej ostał się nawet również pleciony, bujany fotel, który teraz poruszany był przez podmuchy wiatru. Mebel kołysał się niespokojnie, jakby nerwowo, trzeszcząc przy tym w proteście.
Hiro ruszył przodem. Nacisnął na klamkę, a drzwi, o dziwo, ustąpiły pod jego naciskiem, zupełnie tak, jakby ktoś spodziewał się waszego nadejścia lub was tutaj zapraszał. Zaczęłaś zastanawiać się, dlaczego dostanie się do środka było takie łatwe. Dobrze, przypuśćmy, że ktoś próbował sprzedać ten dom, jednak chętnych brakowało ze względu na jego lokalizację i dość sporą odległość od miasta. Lata mijały, kupiec się nie pojawiał, dom zostawiony sam sobie zaczął marnieć, ludzie zaczęli gadać głupoty o tym, że jest nawiedzony, ale czy ktoś nie powinien o niego zadbać? Czy jakiś przedstawiciel spółki handlującej nieruchomościami nie powinien pojawić się tu chociaż od czasu do czasu, aby upewnić się, że posiadłość, której zdjęcia zapewne wciąż trzyma w katalogu, jest w miarę dobrym stanie - że okna nie są powybijane, że nikt nieupoważniony się tutaj nie kręci?… Dlaczego tak piękny budynek został potraktowany jak jakiś fabryczny pustostan? Zupełnie bez serca i uczucia. A przecież to był kiedyś czyjś dom - czyjś azyl, oaza spokoju, miejsce, do którego ktoś tęsknił po ciężkim dniu w pracy… Takie miejsca powinno traktować się z większym szacunkiem, prawda?
Weszliście do wąskiego, długiego przedpokoju. W środku cuchnęło miazmatem wilgoci, kurzu i zastoju czasu. Co dziwne, na ścianie po twojej prawej znajdywały się wieszaki na kurtki, a na nich wisiały odzienia wierzchnie, zupełnie tak, jakby domownicy byli w domu. Pod wieszakami stała niewielka, metalowa półka, na której zostały poustawiane buty - jedne z nich przeznaczone typowo na zewnątrz, inne mogące służyć za obuwie do chodzenia po domu - co również budowało w tobie wrażenie, jakby ktoś już tutaj był. Jakby ktoś tutaj wciąż mieszkał, choć nie wszyscy mieszkańcy zdążyli jeszcze wrócić… To było… w jakiś sposób niepokojące…
Przedpokój był swego rodzajem rozwidleniem. Ze swojego miejsca mogłaś dopatrzeć się zarysu salonu, kuchni czy też schodów prowadzących na piętro. Dalej, w delikatnej niszy w ścianie zauważyłaś także drzwi. Były one ciemne, niżej osadzone w podłodze niż standardowe przejście, ale przede wszystkim zamknięte, więc nie mogłaś zgadnąć, dokąd te mogły prowadzić.
- Proponuję się rozejrzeć - rzucił Hiro. - Poszukajmy najlepszego miejsca na rozłożenie się ze śpiworami - zaproponował.
- Sprawdzę piętro - zaoferował się Hikarito.
- Ja kuchnię - odezwał się mrukliwie Yoshiatsu.
- Przejdę się po ogrodzie. Chcę przyjrzeć się domowi z zewnątrz - usprawiedliwił się Ricko.
- No to ja przeczeszę salon - postawny brunet wzruszył ramionami i uśmiechnął się pod nosem. - A ty, [twoje imię], z kim idziesz? - zainteresował się.
- Sprawdzę piętro z Hikarito. Na piętrze zapewne będą znajdywać się sypialnie, więc to całkiem możliwe, że to właśnie tam znajdziemy najlepsze miejsce do nocowania. → przejdź do “Wariant nr 1”
- Sprawdzę kuchnię z Yoshim. Zwiedzanie kuchni nie powinno zająć nam zbyt długo, a to tym lepiej, bo jakoś wątpię, żeby nocowanie tutaj w ogóle było dobrym pomysłem. Pewnie pokręcimy się i zaraz z powrotem zmyjemy się do auta. Nie ma powodu, żeby zostawać tu zbyt długo. Mam tylko nadzieję, że nie znajdziemy tam jakiś gnijących resztek jedzenia… → przejdź do “Wariant nr 2”
- Wyjdę na zewnątrz z Ricko. To prawda, że dom wyglądał bardzo ciekawie pod względem architektonicznym i warto byłoby mu się przyjrzeć. Ponad to w ogrodzie przynajmniej nie cuchnie wilgocią i grzybem… → przejdź do “Wariant nr 3”
- Sprawdzę salon z Hiro. Salony mają to do siebie, że są obszerne, więc możliwe, że to właśnie tam przyjdzie spędzić nam noc, gdyż prawdopodobnie będzie to jedyne pomieszczenie, w którym będziemy mogli pomieścić się wszyscy na raz. → przejdź do “Wariant nr 4”
- Zainteresowały mnie te drzwi osadzone w niszy. Sama sprawdzę, co się za nimi kryje. → przejdź do “Wariant nr 5”
“Wariant nr 1”
5.- Sprawdzę piętro razem z Hikarito - odezwałaś się.
Chłopcy skinęli ci głową i jak na komendę każdy odwrócił się w swoją stronę. Delikatny uśmiech zniknął z ust Hiro, a Ricko ponownie wyszedł z domu z trzaskiem drzwi, który mógł być spowodowany przeciągiem, lecz niekoniecznie musiał…
Srebrnowłosy zatrzymał się na pierwszych kilku schodach prowadzących na górę i odwrócił się w twoją stronę. Uśmiechnął się łagodnie i poczekał, aż do niego dołączysz. Ruszył przodem pierwszy. Drewniane, solidne, lakierowane schody nie wydały pod wami nawet pojedynczego jęknięcia.
Piętro okazało się być dużo mniejsze niż parter. Ponad to pomieszczenia były tutaj też stosunkowo niskie, przez co bardziej przypominało ono poddasze. Niemniej, wszystko wciąż było urządzone tu ze smakiem i wyczuciem. Na piętrze mieściły się trzy pomieszczenia - sypialnia, garderoba oraz pokój wyglądający na coś w rodzaju odpowiednika biura domowego. Hikarito od razu ruszył w kierunku sypialni. Ty z początku podążałaś za nim, jednak nagle coś cię tknęło i skręciłaś w stronę garderoby. Może to kobieca intuicja? Albo chciwość i zazdrość? W końcu sama nie pogardziłabyś garderobą rozmiarów całego pokoju, prawda?
W środku było dość ciemno, gdyż pomieszczenie oświetlane było wyłącznie przez jeden prostokąt okna dachowego. Pod układającymi się w szpic ścianami dostrzegłaś szafki, a na niektórych z nich buty, torebki, pobłyskujące w ciemności naszyjniki, pierścionki i inne biżuterie. Mniej więcej na wysokości twojej klatki piersiowej do ścian przymocowane zostały metalowe pałąki, na których na pojedynczych wieszakach wisiały jakieś pozostawione, porzucone ubrania - niektóre z nich zamknięte w pokrowcach ochronnych, inne nie. To tu zwisał jakiś smętny strzęp zwilgotniałej koszuli, to tam marszczyła się jakaś zapomniana marynarka. W rogu pokoju stało kilka walizek.
Pomieszczenie było dość ciasne i duszne, toteż z całą pewnością nie nadawało się na waszą prowizoryczną noclegownię dla pięciu osób. Zniechęcona tą myślą zamierzałaś zaniechać dalszej eksploracji garderoby, kiedy coś nagle mignęło w cieniach rzucanych przez ustawione do siebie pod kątem ściany. Rękaw spłowiałej marynarki zadrgał przez nagły podmuch powietrza towarzyszący gwałtownemu ruchowi. Przestraszona poczułaś, jak serce zabiło ci mocniej w klatce piersiowej. Wytężałaś wzrok, jednak nie mogłaś dopatrzeć się kiepskiego kawalarza, który nieomal przyprawił cię o zawał serca.
- [Twoje imię], jesteś tutaj? - usłyszałaś nawołujący cię głos niebieskookiego.
a) - Jestem! - zawołałaś dziwnie piskliwym głosem i czym prędzej wróciłaś do chłopaka. Lepiej było trzymać się razem… Kiedy stanęłaś z powrotem koło niego przezornie, bezwiednie chwyciłaś się rękawa jego bluzy, żeby dodać sobie otuchy. Hikarito spojrzał na ciebie w pierwszej chwili zaskoczony, wyglądał, jakby czekał, aż coś powiesz, jednak widząc, że nie garniesz się do rozmowy po prostu uśmiechnął się pokrzepiająco i chwycił twoją dłoń. → przejdź do 6.1
b) - Jestem… - mruknęłaś pod nosem, wciąż próbując zlokalizować źródło tego gwałtownego ruchu. - Zaraz przyjdę! - oświadczyłaś, po czym ruszyłaś w przeciwnym kierunku do tego, w którym mieściło się wejście do sypialni. Ruszyłaś w głąb garderoby, uważnie lustrując każdy ciemny zakamarek. → przejdź do 6.2
6.1
Wróciłaś do swojego towarzysza, powtarzając sobie, że podmuch powietrza w garderobie był zapewne spowodowany przez nietoperza… W końcu te lubiły poddasza opuszczonych domów, prawda? Więc to całkiem możliwe, że jeden z nich mógł się tu zadomowić, racja?
Przynajmniej tak próbowałaś się uspokoić…
- Sprawdziłam pokój obok - wytłumaczyłaś się pod siłą nacisku pytającego spojrzenia chłopaka. - To garderoba - oświadczyłaś.
Hikarito skinął ci głową i mruknął przeciągle. Zaczęłaś rozglądać się po sypialni, próbując otrząsnąć się z nieprzyjemnego, mrożącego od wewnątrz poczucia strachu i niepokoju. Ze zdziwieniem zauważyłaś, że wraz z tym, jak weszłaś do pokoju, srebrnowłosy stracił zainteresowanie rzekomo nawiedzonym domem i wpatrywał się w ciebie intensywnie.
- Jesteś przestraszona - zauważył, mocniej ściskając twoją dłoń. Na jego twarzy malował się wyraz niepokoju. - Wszystko w porządku? - upewnił się. - Możemy stąd wyjść, jeśli chcesz - zaproponował.
- Nie, nie, wszystko w porządku - zaprzeczyłaś.
Nie chciałaś przecież wyjść na panikarę… poza tym niewykluczone, że twoja reakcja faktycznie mogła być z lekka przesadzona… a co jeśli nie? Co jeśli twój wewnętrzny detektor kłopotów, szósty zmysł, kobieca intuicja lub jakkolwiek inaczej by tego nie nazwać, po prostu zadziałało w reakcji na potencjalne zagrożenie, które czaiło się gdzieś w pobliżu?
- Widziałaś coś niepokojącego w garderobie? - zapytał.
W gruncie rzeczy niczego przecież nie widziałaś, więc nie mogłaś potwierdzić, ale zaprzeczenie też nie do końca pokrywałoby się z prawdą. W rezultacie rozdarta zachowałaś milczenie, jednak chłopak i tak domyślił się, że coś było na rzeczy.
- Pokaż mi - poprosił, toteż razem wróciliście do garderoby.
Okazało się jednak, że pomieszczenie wyglądało zupełnie zwyczajnie, kiedy wspólnie do niego weszliście. Nie oznaczało to jednak, że nie znajdywało się tam nic ciekawego. Uwagę was obojga przykuła biała, połyskująca perłowo suknia, która wyglądała wręcz nieziemsko, jakby pokryta została skrzącym się w mdłym świetle dochodzącym z zewnątrz szronem wisząca na wieszaku na jednym z pałąków pod ścianą. Suknia wyglądała naprawdę imponująco. Zdawało się, że była to jakaś kreacja wieczorowa, gdyż nie wyobrażałaś sobie paradować w czymś podobnym po ulicy bez żadnej okazji.
a) Wyciągnęłaś rękę w kierunku sukni, żeby jej dotknąć. Wyglądała oszałamiająco… ciekawe, jaką miała fakturę i z czego została wykonana… → przejdź do 7.1
b) Lepiej było nie dotykać starego ubrania. Może wyglądało ładnie, ale lepiej żeby wisiało sobie tutaj w spokoju. W końcu nie wiadomo, co mogło zrobić sobie z niego domek… → przejdź do 7.2
6.2
Może nie mogłaś pochwalić się jeszcze tytułem magistra z dziedziny fizyki, ale jedno wiedziałaś na pewno - ruch jest zawsze czymś spowodowany. Jasne, mogłaś wmawiać sobie, że to tylko ci się wydawało albo że to wina nietoperza, ale problem polegał na tym, że nie widziałaś tu żadnych śladów, które mogłyby wskazywać na obecność zwierząt. Nie było śladów po fekaliach, nietoperz nie wydał z siebie również żadnego dźwięku, a gdyby zerwał się do ucieczki zaalarmowany przez twoją obecność, pewnie poderwałby się z wrzaskiem, prawda?
Twoja wrodzona ciekawskość kazała ci znaleźć odpowiedź na z pozoru tak błahe pytanie, które nie dawało ci spokoju - czym było źródło tego podmuchu powietrza? Co lub kto znajdował się poza zasięgiem twojego wzroku?
Przeszłaś całą garderobę wzdłuż i wszerz, ale wyglądało na to, że byłaś tu sama. Bez żadnych nieproszonych gości. Bez nietoperzy. Więc może był to zwyczajnie przeciąg? Może dramatyzowałaś, szukając wrażeń niczym główna bohaterka horroru tam, gdzie nie powinnaś?
Westchnęłaś ciężko i już chciałas zawrócić, kiedy twoją uwagę przykuła tym razem biała, połyskująca perłowo suknia, która wyglądała wręcz nieziemsko, jakby pokryta została skrzącym się w mdłym świetle dochodzącym z zewnątrz szronem wisząca na wieszaku na jednym z pałąków pod ścianą. Suknia wyglądała naprawdę imponująco. Zdawało się, że była to jakaś kreacja wieczorowa, gdyż nie wyobrażałaś sobie paradować w czymś podobnym po ulicy bez żadnej okazji.
- [Twoje imię]? - rozległ się zniecierpliwiony głos srebrnowłosego. Dziwne. Hikarito był jedną z ostatnich osób, które mogłabyś posądzić o utratę cierpliwości.
a) - Idę! - odkrzyknęłaś, jednak w istocie wyciągnęłaś rękę w kierunku sukni, żeby jej dotknąć. Wyglądała oszałamiająco… ciekawe, jaką miała fakturę i z czego została wykonana… → przejdź do 7.1
b) - Idę! - odkrzyknęłaś i ruszyłaś w stronę sypialni, dołączając z powrotem do swojego towarzysza. Lepiej było nie dotykać starego ubrania. Może wyglądało ładnie, ale lepiej żeby wisiało sobie tutaj w spokoju. W końcu nie wiadomo, co mogło zrobić sobie z niego domek… → przejdź do 7.2
7.1
Wyciągnęłaś rękę, aby dotknąć tkaniny, z której została uszyta suknia. Włókna były miękkie, wręcz aksamitne, jednak nie przypominały one w dotyku niczego, co byłoby ci znane - bawełny, jedwabiu, lnu czy wełny… a ponad to były klejące! Zrozpaczona szybko odnotowałaś, że twoja dłoń przywarła do sukni i nie możesz się od niej uwolnić!
- Proszę, proszę… kogo my tu mamy? - usłyszałaś zduszony śmiech. - Małą złodziejkę? - zza twoich pleców wyłonił się szczupły blondyn o bardzo jasnych, niemal białych włosach, który uśmiechał się cwaniacko, niepokojąco. - A ponoć błyskotki przykuwają tylko uwagę srok… - mruknął i obszedł cię, lustrując cię lodowato niebieskimi oczami o ostrym, niebezpiecznym spojrzeniu. - Co masz na swoją obronę, ptaszku? - zapytał przesłodzonym głosikiem. - Mam tylko nadzieję, że masz jakąś dobrą wymówkę, bo nie jestem fanem ptactwa - skrzywił się - więc jak twoja odpowiedź nie przypadnie mi do gustu, to mogę zacząć gryźć - wyszczerzył się szeroko, a tobie na moment odjęło mowę.
- K-kim ty jesteś? - wydukałaś. - I jak się tu znalazłeś? Co tu robisz? - zapytałaś.
- Jestem Aryu - przedstawił się. - Mieszkam tu, jaskółeczko. To moje miejsce. To raczej ja mógłbym cię zapytać, co tu robisz i dlaczego wchodzisz do mojego domu bez zaproszenia - zmarszczył brwi spoglądając na ciebie spode łba.
- Jestem [twoje imię] - uznałaś za stosowne przedstawić się, skoro on także podał ci swoje imię. - Przyjechałam tu ze znajomymi… Myśleliśmy, że ten dom jest opuszczony. Nie wiedzieliśmy, że ktoś tutaj mieszka - wytłumaczyłaś się. - Przepraszam, ale… mógłbyś mi z tym pomóc? - zapytałaś, wskazując na klejącą się suknię. - Przykleiła mi się do ręki…
- Sama z siebie się nie przykleiła, słowiczku - cmoknął niezadowolony. - Przykleiła się, bo próbowałaś ją ukraść - wydedukował.
- Nieprawda! - zaoponowałaś szybko. - Ja tylko byłam ciekawa, z czego jest zrobiona… Chciałam tylko dotknąć… - usprawiedliwiłaś się. - Nie mam w zwyczaju ruszać nie swoich rzeczy - zapewniłaś.
- No, to przynajmniej dopięłaś swego. Domyślasz się już, z czego została utkana na suknia? - zapytał, a ciebie przeszły nieprzyjemne dreszcze wzdłuż kręgosłupa. Poczułaś, że twój los może być zależny od tej jednej odpowiedzi…
a) - To takie klejące… Przypomina pajęczą sieć… - mruknęłaś pod nosem. → przejdź do 8.1
b) - Nie wiem… - mruknęłaś nie chcąc palnąć czegoś głupiego lub bez sensu. I wtem cię olśniło. - Hikarito! Mógłbyś pozwolić tu na moment?! - zawołałaś srebrnowłosego. → przejdź do 8.2
7.2
Nie zamierzałaś dotykać materiału. Zamierzałaś pozwolić wyglądać mu ładnie z daleka i nie ryzykować. Chciałaś wycofać się z garderoby, jednak w tym momencie usłyszałaś głuche łupnięcie, a następnie huk, który aż do złudzenia przypominał odgłos upadającego bezwładnie ciała. Przestraszona chciałaś odwrócić się, żeby sprawdzić, co się stało, jednak w tym momencie ktoś chwycił twoją rękę - i z pewnością nie był to Hikarito. Uścisk był zbyt mocny i zimny jak na tego delikatnego skrzypka i pianistę. Wstrzymując oddech spojrzałaś w twarz przystojeny blondynowi o niemal białych włosach oraz lodowato niebieskich oczach, które teraz spoglądały na ciebie srogo i nieprzychylnie.
- A kogo my tu mamy? Małą złodziejkę? - po ustach nieznajomego błąkał się cwaniacki, krzywy uśmiech. - No proszę, a ponoć błyskotki przyciągają tylko uwagę srok… - prychnął. - Co masz na swoją obronę, ptaszku? - zapytał przesłodzonym głosikiem. - Mam tylko nadzieję, że masz jakąś dobrą wymówkę, bo nie jestem fanem ptactwa - skrzywił się - więc jak twoja odpowiedź nie przypadnie mi do gustu, to mogę zacząć gryźć - wyszczerzył się szeroko, a tobie na moment odjęło mowę.
- K-kim ty jesteś? - wydukałaś. - I jak się tu znalazłeś? Co tu robisz? - zapytałaś.
- Jestem Aryu - przedstawił się. - Mieszkam tu, jaskółeczko. To moje miejsce. To raczej ja mógłbym cię zapytać, co tu robisz i dlaczego wchodzisz do mojego domu bez zaproszenia - zmarszczył brwi spoglądając na ciebie spode łba.
- Jestem [twoje imię] - uznałaś za stosowne przedstawić się, skoro on także podał ci swoje imię. - Przyjechałam tu ze znajomymi… Myśleliśmy, że ten dom jest opuszczony. Nie wiedzieliśmy, że ktoś tutaj mieszka - wytłumaczyłaś się.
Nim się obejrzałaś mimo twojej pierwotnej niechęci do prawdopodobnie przegniłego, zwilgotniałego materiału. Ku twojemu zaskoczeniu jednak włókna okazały się być miękkie, wręcz aksamitne, jednak nie przypominały one w dotyku niczego, co byłoby ci znane - bawełny, jedwabiu, lnu czy wełny… a ponad to były klejące! Zrozpaczona szybko odnotowałaś, że twoja dłoń przywarła do sukni i nie możesz się od niej uwolnić! Twoja ręka przywarła do sukni i nie mogłaś się uwolnić.
- Przepraszam, ale… mógłbyś mi z tym pomóc? - zapytałaś, wskazując na klejącą się suknię. - Przykleiła mi się do ręki…
- Sama z siebie się nie przykleiła, słowiczku - cmoknął niezadowolony. - Przykleiła się, bo próbowałaś ją ukraść - wydedukował.
- Nieprawda! - zaoponowałaś szybko. - Ja tylko byłam ciekawa, z czego jest zrobiona… Chciałam tylko dotknąć… - usprawiedliwiłaś się. - Nie mam w zwyczaju ruszać nie swoich rzeczy - zapewniłaś.
- No, to przynajmniej dopięłaś swego. Domyślasz się już, z czego została utkana na suknia? - zapytał, a ciebie przeszły nieprzyjemne dreszcze wzdłuż kręgosłupa. Poczułaś, że twój los może być zależny od tej jednej odpowiedzi…
a) - To takie klejące… Przypomina pajęczą sieć… - mruknęłaś pod nosem. → przejdź do 8.1
b) - Nie wiem… - mruknęłaś nie chcąc palnąć czegoś głupiego lub bez sensu. I wtem cię olśniło. - Hikarito! Mógłbyś pozwolić tu na moment?! - zawołałaś srebrnowłosego. → przejdź do 8.2
8.1
- To takie klejące… Przypomina pajęczą sieć… - mruknęłaś pod nosem.
- Zgadza się, to w istocie pajęcza sieć - przytaknął ci. Spojrzałaś na niego z niedowierzaniem wymalowanym na twarzy.
- Co proszę? - uniosłaś jedną brew, taksując go spojrzeniem jak osobę niespełna rozumu. Sukienka z pajęczej nici? I co jeszcze? Frytki do tego?
- Nie słyszałaś o tym, że pająki to najlepsze tkacze na świecie? - zapytał z lekka oburzony. Skrzyżował ręce na piersi. - Nie słyszałaś o greckiej Arachnie, wspaniałej tkaczce, która zabiła się z żalu, jednak została wskrzeszona przez Atenę pod postacią pająka, dzięki czemu ona sama jak i jej dzieci zostali najlepszymi tkaczami we Wszechświecie? Nigdy nie obiło ci się nic o uszy o egipskim Neithcie, który swój sukces w tkactwie zawdzięczał pająkom? - Aryu zdawał się darzyć te stawonogi jakąś wyjątkową, niezrozumiałą sympatią i podziwem.
- Nigdy nie myślałam o tkactwie pająków tak dosadnie… - przyznałaś. - Uważałam je raczej za symbol… w dodatku czegoś innego niżby kunsztu tkactwa… - spojrzałaś na niego z dystansem.
- Och, doprawdy? Czego zatem symbolem jest pająk? - zainteresował się, czujnie obserwując się lodowatymi oczami
a) - Pająk jest symbolem tajemnicy, wiedzy mistycznej, śmierci, choroby, losu, cyklu, odrodzenia, kreacji, ochrony oraz pomysłowość. Symbolizuje także płeć żeńską przez nawiązanie do kobiety matki-pająka tkającej cały Wszechświat. Pojawienie się pająków zwiastuje nieszczęście lub zawirowania w naszym zyciu - odparłaś pewnie. → przejdź do 9.1
b) - Pająk jest symbolem sieci, jaką tworzymy na co dzień wokół siebie. Każdego dnia wykonujemy wiele splotów, żeby żyć w taki sposób, w jaki od zawsze pragnęliśmy. Przed wykonaniem każdego takiego splotu warto się jednak przez chwilę nad nim pochylić i zastanowić czy dokonujemy własnych wyborów, czy dążymy do osiągnięcia własnych marzeń, czy bezwiednie podążamy za cudzą, narzuconą wolą. Pająk jest symbolem nieskończoności, gdyż ma osiem nóg i jego ciało również przypomina ósemkę. Tworzy sieci perfekcyjne pod względem geometrycznym, przez co jest także symbolem precyzji oraz harmonii - odpowiedziałaś pewnie. → przejdź do 9.2
8.2
- Nie wiem… - mruknęłaś nie chcąc palnąć czegoś głupiego lub bez sensu. I wtem cię olśniło. - Hikarito! Mógłbyś pozwolić tu na moment?! - zawołałaś srebrnowłosego. Twój przyjaciel jednak nie odpowiadał.
- “Oh, Hikarito, mógłbyś pozwolić tu na moment”? - Aryu przedrzeźnił cię, wywracając oczyma. - Wybacz, skowronku, ale wygląda na to, że twój kolega jest teraz zajęty - zaśmiał się diabolicznie.
- Co mu zrobiłeś?! - poczułaś, jak twoje serce mocniej zabiło w klatce piersiowej.
- Nic - machnął lekceważąco ręką. - Można powiedzieć, że chłopak zwyczajnie się zmęczył i postanowił się trochę zdrzemnąć - rozłożył ręce, szczerząc się przy tym cwaniacko. Domyśliłaś się, że w takim razie ten niepokojący, głuchy odgłos, który słyszałaś wcześniej musiał towarzyszyć znokautowaniu srebrnowłosego przez nieznajomego. Ten zdecydowanie nie miał zbyt dobrych zamiarów wobec żadnego z was… - Nie szarp się, bo rozerwiesz moją sieć! - oburzył się, widząc jak desperacko szamotałaś się, żeby odzyskać wolność.
- Sieć? - zdziwiłaś się. - Więc to jednak…? - wydukałaś z niedowierzaniem.
- Pajęcza sieć, zgadza się - odparł, jakby to była najoczywistsza rzecz na świecie i tylko idiota mógłby tego nie wiedzieć. - Nie słyszałaś o tym, że pająki to najlepsze tkacze na świecie? - zapytał z lekka oburzony. Skrzyżował ręce na piersi. - Nie słyszałaś o greckiej Arachnie, wspaniałej tkaczce, która zabiła się z żalu, jednak została wskrzeszona przez Atenę pod postacią pająka, dzięki czemu ona sama jak i jej dzieci zostali najlepszymi tkaczami we Wszechświecie? Nigdy nie obiło ci się nic o uszy o egipskim Neithcie, który swój sukces w tkactwie zawdzięczał pająkom? - Aryu zdawał się darzyć te stawonogi jakąś wyjątkową, niezrozumiałą sympatią i podziwem.
- Nigdy nie myślałam o tkactwie pająków tak dosadnie… - przyznałaś. - Uważałam je raczej za symbol… w dodatku czegoś innego niżby kunsztu tkactwa… - spojrzałaś na niego z dystansem.
- Och, doprawdy? Czego zatem symbolem jest pająk? - zainteresował się, czujnie obserwując się lodowatymi oczami
a) - Pająk jest symbolem tajemnicy, wiedzy mistycznej, śmierci, choroby, losu, cyklu, odrodzenia, kreacji, ochrony oraz pomysłowość. Symbolizuje także płeć żeńską przez nawiązanie do kobiety matki-pająka tkającej cały Wszechświat. Pojawienie się pająków zwiastuje nieszczęście lub zawirowania w naszym zyciu - odparłaś pewnie. → przejdź do 9.1
b) - Pająk jest symbolem sieci, jaką tworzymy na co dzień wokół siebie. Każdego dnia wykonujemy wiele splotów, żeby żyć w taki sposób, w jaki od zawsze pragnęliśmy. Przed wykonaniem każdego takiego splotu warto się jednak przez chwilę nad nim pochylić i zastanowić czy dokonujemy własnych wyborów, czy dążymy do osiągnięcia własnych marzeń, czy bezwiednie podążamy za cudzą, narzuconą wolą. Pająk jest symbolem nieskończoności, gdyż ma osiem nóg i jego ciało również przypomina ósemkę. Tworzy sieci perfekcyjne pod względem geometrycznym, przez co jest także symbolem precyzji oraz harmonii - odpowiedziałaś pewnie. → przejdź do 9.2
9.1
- Gówno prawda - fuknął niezadowolony z twojej odpowiedzi blondyn. - Znasz się na pająkach jak świnia na gwiazdach - przewrócił oczyma. - Ale czego ja się spodziewałem? Jakiejś pasjonującej, inteligenckiej dysputy? - zapytał sam siebie, po czym pokręcił głową z dezaprobatą dla własnego toku myślenia. - No nic jednak - wzruszył ramionami. - Nie będę wybrzydzał, jeśli ktoś serwuje mi darmowy posiłek. Powinienem się domyślić, że jak coś jest za darmo, to raczej nie jest to najlepszej jakości, co? - westchnął ciężko, po czym chwycił cię za gardło i wyszczerzył triumfalnie. - Bon appetit! Podano do stołu! - zakrzyknął, a rysy jego twarzy stężały, wydłużyły się tracąc swoje ludzkie kształty.
Z jego ust wysunęły się długie kły - te jednak w żaden sposób nie przypominały kiczowatych zębów wampirów - kiedy ten nachylił się, żeby cię ugryźć. Były grubsze niż ludzki palec, zakręcone i ociekające czymś, co zdawało się mieć zbyt płynną i lekką konsystencję, żeby było śliną… czyżby była to zatem trucizna? Nie miałaś czasu na prowadzenie rozmyślań na ten temat. Uchyliłaś się przed pierwszym atakiem, a następnie wyprowadziłaś kopnięcie celując w krocze niebieskookiego. Ten, unikając natychmiastowego nokautu, odskoczył w tył, co dało ci nieco pola do manewru. Ruszyłaś w kierunku wyjścia wraz z całą suknią wciąż przyklejoną do dłoni i wieszakiem, na której ta została zawieszona. Nie zamierzałaś jednak przejmować się takimi drobnostkami w tej chwili. Uwolnisz się od klejącej kiecki później, kiedy będzie już po wszystkim. Teraz trzeba było wiać!
Twoja reakcja okazała się być jednak niewystarczająco szybka. Nim zdążyłaś ruszyć się z miejsca poczułaś mocne szarpnięcie w okolicach kostki, które sprawiło, że wylądowałaś na podłodze. Przerażona zauważyłaś, że to, co owinęło się wokół twojej nogi do złudzenia przypominało materiał sukni… a więc nie było mowy o pomyłce, z całą pewnością była to pajęcza sieć. Z jeszcze większą grozą odkryłaś, że białe, grube sploty pajęczyny prowadzą do stojącego nad tobą, szczerzącego się maniakalnie niebieskookiego.
Jako że suknia nie robiła już za prowizoryczną zasłonę, mogłaś się teraz dopatrzeć w miejscu, w którym ta uprzednio się znajdywała, potężną, największą pajęczynę, jaką w życiu widziałaś tkaną nićmi grubości liny holowniczej. Chłopak szarpnął za kleistą linę obwiązaną wokół twojej nogi i przyciągnął cię do siebie. Próbowałaś stawiać opór, jednak twoje palce ślizgały się na lakierowanej, drewnianej podłodze i nie mogły w niczym znaleźć oparcia. Blondyn rzucił cię na pajęczynę, która zadrżała, jednak nie pękła pod twoim ciężarem. Sam chwilę później doskoczył do ciebie i zastąpił ci drogę, jakby fakt, iż właśnie zostałaś unieruchomiona mógł być niewystarczającą przeszkodą w tej chwili. Nachylił się nad tobą obnażając długie kły raz jeszcze. Najwyraźniej w istocie postanowił zrobić sobie z ciebie swoją kolację.
Sparaliżowana strachem zastanawiałaś się czy to właśnie twój koniec, kiedy nagle przypomniałaś sobie o zapalniczce, którą skonfiskowałaś młodszemu rodzeństwu i która wciąż spoczywała w kieszeni twojej bluzy. Tym razem szczęście ci dopisało, gdyż nawet pomimo ograniczonych ruchów udało ci się dosięgnąć jej niemal samymi opuszkami palców. Nie namyślając się długo użyłaś swojej prowizorycznej broni, kierując chuderlawy płomień przeciwko jednemu ze spoltów, który więził twoją rękę. Ten syknął w proteście i w chwilę później pękł, czemu towarzyszył odgłos pęknięcia parcianego pasa. Zaalarmowany, przerośnięty pająk natychmiast od ciebie odskoczył i spojrzał na ciebie nienawistnie, obserwując jak szybko i sprawnie niszczyłaś jego dzieło, jak uwalniałaś się z jego pułapki, jak ogień trawił jego sieć.
- No proszę… - warknął niezadowolony. - Nie należy jednak oceniać książki po okładce… - mruknął do siebie. - A może zwyczajnie głupi ma szczęście? - parsknął i znów wyszczerzył się krzywo. Przełknęłaś z trudem przez zaciskające się ze strachu gardło, ale nie podarowałaś sobie przy tym miażdżącego spojrzenia, jakim go potraktowałaś. Nie będzie cię tu w końcu jakiś dziwak bezpodstawnie od idiotów wyzywał! - Ciekawe tylko, na jak długo, co? - burknął, po czym rzucił się w twoim kierunku raz jeszcze. W tym momencie po twojej prawej coś miałknęło żałośnie.
a) W obronie własnej chwyć kota i ciśnij w nim napastnika, po czym zwiewaj jak najdalej. → przejdź do 10.1
b) Doskocz do sukni i weź ją jako “zakładnika”. Zagroź, że ją też spalisz, jeśli ten spróbuje zrobić ci krzywdę. → przejdź do 10.2
c) Rzuć się bezceremonialnie do ucieczki. → przejdź do 10.3
9.2
- Zgadza się - blondyn przytaknął ci, a jego wyraz twarzy wreszcie złagodniał. Jego usta rozciągnął delikatny uśmiech. - Nawet nie głupia z ciebie dziewczyna… - pochwalił cię, po czym sięgnął po twoją dłoń i bez problemu uwolnił ją od klejącego materiału sukni, jakby ten dostosowywał się do jego woli. - Co cię tu sprowadziło? - zainteresował się.
- Znajomi zaproponowali ten wypad za miasto… - mruknęłaś.
- A więc jednak podążasz tylko za innymi? - skrzywił się.
- Nie powiedziałabym tak - zaprzeczyłaś. - Fakt, że nie wyszłam z inicjatywą pierwsza nie oznacza, że jestem bezmózgą papugą, która nie potrafi stanowić o samej sobie - obruszyłaś się.
- Więc uważasz się za silną i niezależną osobę, która nie będzie tańczyć tak, jak zagra jej ktoś inny? - spojrzał na ciebie nieprzekonany.
- Owszem - przytaknęłaś, prostując się dumnie, jednocześnie przezornie cofając się kilka kroków w tył, jakby przewidując, że zaraz może zdarzyć się coś złego.
- Przekonajmy się zatem, ile prawdy jest w twoich słowach - uśmiechnął się krzywo, cwaniacko. - Uciekaj - syknął, a rysy jego twarzy stężały, wydłużyły się tracąc swoje ludzkie kształty. Wytrzeszczyłaś na niego oczy w niedowierzaniu, jednak nie trzeba było powtarzać ci wydanej komendy dwa raz. Momentalnie obróciłaś się na pięcie i czym prędzej ruszyłaś w stronę drzwi.
Twoja reakcja okazała się być jednak niewystarczająco szybka. Nim zdążyłaś ruszyć się z miejsca poczułaś mocne szarpnięcie w okolicach kostki, które sprawiło, że wylądowałaś na podłodze. Przerażona zauważyłaś, że to, co owinęło się wokół twojej nogi do złudzenia przypominało materiał sukni… a więc nie było mowy o pomyłce, z całą pewnością była to pajęcza sieć. Z jeszcze większą grozą odkryłaś, że białe, grube sploty pajęczyny prowadzą do stojącego nad tobą, szczerzącego się maniakalnie niebieskookiego.
- Bon appetit! - zawołał. - Wygląda na to, że właśnie podano do stołu! - roześmiał się w głos.
Aryu odsunął suknię na wieszaku, a za nią w niszy ukazała ci się potężna, największa pajęczyna, jaką w życiu widziałaś tkana nićmi grubości liny holowniczej. Chłopak szarpnął za kleistą linę obwiązaną wokół twojej nogi i przyciągnął cię do siebie. Próbowałaś stawiać opór, jednak twoje palce ślizgały się na lakierowanej, drewnianej podłodze i nie mogły w niczym znaleźć oparcia. Blondyn rzucił cię na pajęczynę, która zadrżała, jednak nie pękła pod twoim ciężarem. Sam chwilę później doskoczył do ciebie i zastąpił ci drogę, jakby fakt, iż właśnie zostałaś unieruchomiona mógł być niewystarczającą przeszkodą w tej chwili. Nachylił się nad tobą obnażając długie kły - te jednak w żaden sposób nie przypominały kiczowatych zębów wampirów. Były grubsze niż ludzki palec, zakręcone i ociekające czymś, co zdawało się mieć zbyt płynną i lekką konsystencję, żeby było śliną… czyżby była to zatem trucizna?
Sparaliżowana strachem zastanawiałaś się czy to właśnie twój koniec, kiedy nagle przypomniałaś sobie o zapalniczce, którą skonfiskowałaś młodszemu rodzeństwu i która wciąż spoczywała w kieszeni twojej bluzy. Tym razem szczęście ci dopisało, gdyż nawet pomimo ograniczonych ruchów udało ci się dosięgnąć jej niemal samymi opuszkami palców. Nie namyślając się długo użyłaś swojej prowizorycznej broni, kierując chuderlawy płomień przeciwko jednemu ze spoltów, który więził twoją rękę. Ten syknął w proteście i w chwilę później pękł, czemu towarzyszył odgłos pęknięcia parcianego pasa. Zaalarmowany, przerośnięty pająk natychmiast od ciebie odskoczył i spojrzał na ciebie nienawistnie, obserwując jak szybko i sprawnie niszczyłaś jego dzieło, jak uwalniałaś się z jego pułapki, jak ogień trawił jego sieć.
- No proszę… - warknął niezadowolony. - Nie należy jednak oceniać książki po okładce… - mruknął do siebie. - A może zwyczajnie głupi ma szczęście? - parsknął i znów wyszczerzył się krzywo. Przełknęłaś z trudem przez zaciskające się ze strachu gardło, ale nie podarowałaś sobie przy tym miażdżącego spojrzenia, jakim go potraktowałaś. Nie będzie cię tu w końcu jakiś dziwak bezpodstawnie od idiotów wyzywał! - Ciekawe tylko, na jak długo, co? - burknął, po czym rzucił się w twoim kierunku raz jeszcze. W tym momencie po twojej prawej coś miałknęło żałośnie.
a) W obronie własnej chwyć kota i ciśnij w nim napastnika, po czym zwiewaj jak najdalej. → przejdź do 10.1
b) Doskocz do sukni i weź ją jako “zakładnika”. Zagroź, że ją też spalisz, jeśli ten spróbuje zrobić ci krzywdę. → przejdź do 10.2
c) Rzuć się bezceremonialnie do ucieczki. → przejdź do 10.3
10.1
Niestety, bezbronny dachowiec miał tego pecha nawinąć ci się pod rękę jako pierwszy, dlatego w jednej chwili stał się żywym pociskiem, który z przerażeniem i oburzeniem został ciśnięty w blondyna. W pomieszczeniu rozległo się wysokie, przeciągnięte miauknięcie oraz wiązka przekleństw, kiedy wystraszony do granic możliwości sierściuch w odruchu samoobrony zaczął niemal na ślepo, bezmyślnie machać łapami z obnażonymi pazurami, drapiąc przy tym twarz Aryu dotkliwie, aż do krwi. Może nie było to zagranie godne dobrego samarytanina ani nie dostałabyś za swoje poczynania plakietki uznania od WWF, ale dzięki swojemu posunięciu miałaś czas na ucieczkę. Wybiegłaś z garderoby niczym strzała, chwyciłaś przy tym zdezorientowanego Hikarito za rękę i pociągnęłaś go w kierunku schodów. W ekspresowym tempie opuściliście dom nawołując przy tym pozostałych, a następnie rzuciliście się rozpaczliwie w kierunku samochodu i wszyscy razem czym prędzej odjechaliście z nawiedzonego domu, w który faktycznie zamieszkiwały potwory. Kto by pomyślał, że plotki mogą okazać się jednak prawdziwe?
Brawo, udało ci się przeżyć, choć dokonałaś nie najlepszego wyboru!
10.2
Doskoczyłaś do sukni z zapalniczką w wyciągniętej ręce. Zagroziłaś, że zniszczysz ją, jeśli niebieskooki spróbuje cię skrzywdzić. Szybko przekonałaś się jednak, że to nie było najtrafniejsze posunięcie, gdyż w lodowatych oczach twojego niedoszłego oprawcy błysnęło dzika i nieokiełznana furia błękitnym, niemal białym płomieniem i nim się obejrzałaś, ten z powrotem doskoczył do ciebie. Tym razem poruszał się znacznie szybciej, nie pozostawiając ci żadnego czasu na kontratak lub obronę. Najwyraźniej twoja taryfa ulgowa dobiegła końca. Chłopak wściekł się nie na żarty. Bez chwili wahania chwycił za twoją wyciągniętą rękę i wpierw wytrącił ci zapalniczkę z dłoni, a następnie przerzucił cię przez własne ramię, wykręcając ci przy tym boleśnie rękę. Krzyknęłaś krótko, jednak twój głos jakby zamarł w połowie drogi w twoim gardle, kiedy blondyn nachylił się nad tobą, a jego ciepły oddech owiał twoją szyję.
- A już myślałem, że zaczynamy się rozumieć… - szepnął ci na ucho, po czym zatopił w twojej skórze długie, zabójcze kły jadowe. Twoje ciało szybko zaczęło drętwieć, a obraz stawał się nieostry i ciemny. Ostatnim obrazem, jaki udało ci się zapamiętać był wyraz rozczarowania na twarzy Aryu.
O nie, nie udało ci się przeżyć! Co za pech! Może następnym razem będziesz miała więcej szczęścia, jeśli napotkany przypadkowy kociak użyczy ci jednego ze swoich zapasowych ośmiu żyć?
10.3
Bez chwili pomyślunku rzuciłaś się w stronę drzwi. Może nigdy nie byłaś mistrzem sprintów na krótkich dystansach, jednak wierzyłaś, że dobra motywacja mogła to zmienić - w tym wypadku twoją motywacją było zachowanie życia, a więc trzeba było przyznać, że cel całkiem szczytny i niebanalny.
Przecież to tylko długość pokoju! Dasz radę! Próbowałaś przekonać sama siebie, że podołasz zadaniu, jednak kiedy nieomal sięgnęłaś już wyjścia, poczułaś, jak twój niedoszły oprawca łapie cię za poły ubrania i ciągnie w tył.
- Nie tak szybko, ptaszku! - zaśmiał się gardłowo, jednak szybko ucichł za sprawą metalowego pałąka, który uderzył go w twarz.
Zszokowana spojrzałaś na zakrwawionego Hikarito, który przyczaił się w kącie osłoniętym cieniami i czekał na odpowiedni moment, żeby zacząć działać. Najwidoczniej Aryu musiał zająć się nim w pierwszej kolejności, jednak chłopak jakimś cudem poradził sobie lepiej niż pająk mógłby przypuszczać. Blondyn zatoczył się do tyłu i przewrócił się, zakrywając dłońmi zakrwawioną twarz. Srebrnowłosy zapewne złamał mu nos…
Nie miałaś jednak zbyt wiele czasu na rozmyślania, gdyż twój wybawca pociągnął cię za rękę i wyciągnął z garderoby. W ekspresowym tempie zbiegliście ze schodów, nawołując resztę, a następnie zabarykadowaliście się w aucie, czym prędzej oddalając się od nawiedzonego domu, w którym faktycznie mieszkały potwory. Kto by pomyślał, że plotki mogło okazać się jednak prawdziwe?
Brawo, udało ci się przeżyć i wygląda na to, że po takich traumatycznych przeżyciach uda ci się zbliżyć ze sobą z Hikarito!
“Wariant nr 2”
5.- Sprawdzę kuchnię z Yoshim - odezwałaś się
Chłopcy skinęli ci głową i jak na komendę każdy odwrócił się w swoją stronę. Delikatny uśmiech zniknął z ust Hiro, a Ricko ponownie wyszedł z domu z trzaskiem drzwi, który mógł być spowodowany przeciągiem, lecz niekoniecznie musiał…
Yoshiatsu wcale na ciebie nie czekał. Ruszył przed siebie z rękami wciśniętymi w kieszenie kurtki i zdawał się nie przejmować twoją obecnością. Westchnęłaś ciężko. Dlaczego do tego gościa zawsze było tak ciężko dotrzeć? Czasami miałaś wrażenie, że ten nie dość, że był ślepy, to w dodatku miał zakuty łeb, gdyż nie widział, a może nawet nie chciał przejrzeć na oczy i dostrzec twojego subtelnego zainteresowania jego osobą, któremu próbowałaś dać ujście pod wszelkimi możliwymi sposobami.
Kuchnia okazała się być dużym i przestronnym miejscem, jednak zdecydowanie na nadawała się na wasze polowe obozowisko. Głównym powodem tego był fakt, iż na jej środku mieściła się sporych rozmiarów wysepka, która z pewnością była wiele użyteczna w czasie rozpakowywania zakupów czy gotowania, jednak w chwili obecnej nie mieliście z niej zbyt wiele pożytku.
Ciemne, kamienne blaty kuchenne ładnie kontrastowały z jasnymi szafkami oraz srebrną kuchenką czy lodówką. Rozglądałaś się dookoła, utwierdzając się w przekonaniu, że swego czasu dom ten musiał przypominać obrazek z bajki.
W chwili, kiedy ty próbowałaś przywrócić to miejsce do lat swojej świetności przy użyciu swojej wyobraźni, twój towarzysz zostawił cię z tyłu po raz drugi. Zobaczyłaś tylko jego oddalające się plecy znikające w ciemności. Najwyraźniej ruszył do następnego pomieszczenia, zostawiając cię samą sobie. W tym samym momencie coś gruchnęło i wyglądało na to, że hałas dochodził… z lodówki. Przestraszona drgnęłaś. Czyżby to wiekowa pleśń rzucała się niespokojnie w środku? A może zwyczajnie półka przekrzywiła się i spadła? Inną sprawą było to, że zachciało jej się podobnych rewelacji akurat teraz…
a) Omiń lodówkę wielkim łukiem i czym prędzej dogoń Yoshiatsu. W końcu nie chciałaś zostawać tu sama. Poza tym otwieranie lodówki zapewne nie było dobrym pomysłem. Naprawdę obawiałaś się, że mogłaś zastać w niej coś obrzydliwego… → przejdź do 6.1
b) Yoshiatsu i tak zostawił cię na własną rękę, więc najwidoczniej nie miał ochoty na twoje towarzystwo. Nie zamierzałaś się w takim razie narzucać. Postanowiłaś sprawdzić, co stało się wewnątrz lodówki, gdyż odgłos dochodzący z niej zaniepokoił cię. → przejdź do 6.2
6.1
Chciałaś ominąć lodówkę i wrócić do swojego towarzysza, jednak jej drzwi niespodziewanie nagle się otworzyły, a z jej środka niezgrabnie wygramolił się… wysoki, szczupły, długowłosy brunet. Zaczął bruczeć coś do siebie pod nosem, wyklinać, na czym świat stoi i kontynuowałby zapewne w zaparte, gdyby nie zauważył osłupiałej ciebie. Ten gość… właśnie wyszedł z lodówki. Niezależnie od tego, jak niemożliwie by to brzmiało… wyszedł z lodówki.
Na moment oboje stanęliście i wpatrywaliście się w siebie z niedowierzaniem. W końcu ty odwróciłaś się na pięcie i próbowałaś odejść, udając się na poszukiwania Yoshiego, jednak ekscentryczny nieznajomy nie pozwolił ci na to. Złapał cię za ramię, zatrzymując cię w miejscu.
- Miło mi poznać włamywaczkę - syknął. - Patrzcie no, na chwilę wyjdziesz z domu i już ci się dobierają do majątku… - fuknął.
- Nie jestem włamywaczką! - zaportestowałaś ostro.
- Więc niby kim? - zainteresował się.
- Jestem [twoje imię]... - przedstawiłaś się cicho. - A ty? - zainteresowałaś się.
- Kai - rzucił, wciąż przyglądając ci się podejrzliwie. - Mogę wiedzieć, co robisz w mojej kuchni? - wsparł się pod boki, opierając dłonie na szczupłych biodrach o mocno wystających talerzach biodrowych.
Co ciekawe, chłopak nie nosił żadnej kurtki czy chociażby koszulki, toteż paradował przed tobą półnagi w długich, czarnych spodniach, obnażając przed tobą tors oraz brzuch pokryty w kilku miejscach tatuażami.
- Twojej kuchni? - powtórzyłaś z niedowierzaniem. - Więc ty tu mieszkasz? - zdziwiłaś się.
- Brawo, Sherlocku - parsknął. - Więc? - posłał ci niecierpliwe spojrzenie. - Czemu zawdzięczam ten niezapowiedziany nalot? - skrzyżował ręce na piersi.
- Znajomi wpadli na pomysł wypadu za miasto… Myśleliśmy, że ten dom jest opuszczony - wyznałaś.
- Jak opuszczony…? - wyglądało, że chciał kontynuować, jednak w trakcie zdania zniechęcił się i machnął tylko lekceważąco ręką, po czym rozmasował nasadę nosa, jakby próbował odgonić się od widma migreny. - Nieważne - westchnął. - Nie mam zamiaru ani tego tłumaczyć, ani tego słuchać. Możesz iść do diabła - odprawił cię oschle. - Na chwilę obecną nie marzę o niczym innym, jak o gorącym prysznicu i pójściu spać - wyznał i ruszył w kierunku, w którym uprzednio udał się twój towarzysz.
a) Spróbuj zatrzymać bruneta. → przejdź do 7.1
b) Pozwól iść mu w kierunku łazienki, ale podążaj za nim. → przejdź do 7.2
6.2
Postanowiłaś sprawdzić, co stało się wewnątrz lodówki. Ostrożnie pociągnęłaś za jej drzwiczki, obawiając się, że przedpotopowa pleśń może ci je zaraz z powrotem zatrzasnąć przed nosem, jednak stało się coś zupełnie odmiennego. Dobrze, że przyczaiłaś się z boku, gdyż inaczej oberwałabyś ów drzwiami, które nagle otworzyły się z głośnym plaskiem, jakby ktoś kopnął w nie od środka. I nie, nie była to wcale pleśń. Ku twojemu zaskoczenia ze środka zaczął wygrzebywać się szczupły, wysoki, długowłosy brunet z marsową miną.
- A żeby zaraza pochłonęła tego przeklętego goetę od siedmiu boleści! - prychnął wściekły. - Co za beztalencie! Jak i ta cała rasa ludzka! Nic tylko zakały! Nawet nie potrafią dokładnie wyrysować run przy przejściu i potem masz babo placek! Nie dość, że samo przejście przyjemne jak wyrywanie kręgosłupa szczypcami kowalskimi, to jeszcze wychodzisz w lodówce… - sapnął ciężko. - No cholera jasna! - zirytował się i kopnął cytrynę, która wypadła z lodówki wraz z jego wyjściem. - W lodówce! - dramatyzował. - Kto to, cholera, widział, żeby wychodzić w lodówce? We własnej lodówce! - aż dostał wypieków na chorobliwie bladej skórze ze złości. - A teraz będę jeszcze musiał posprzątać pobite półki i cały ten rozgardiasz, który narobiłem lądując dupą w LODÓWCE… - mamrotał do siebie. - Cudownie - przewrócił oczyma. - Mam nadzieję, że przynajmniej ty miałaś lepszy dzień ode mnie? - zwrócił się bezpośrednio do ciebie. - Czy twój portal otworzył się dzisiaj w lodówce? - zapytał. - Nie? Oj, to widzisz, szczęście ci dziś dopisuje. Alleluja, chwalmy Pana! - zawołał, nie czekając na twoją odpowiedź. - Obstawiam, że następnym razem, jak będę korzystał z tych linii lotniczych, to wyląduję w piekarniku, bo znowu jakiś dekiel machnie parę wzorków kredą bez chwili pomyślunku ani się nawet świnia jedna nie postara - załamał ręce. - No, to ja obstawiam piekarnik. A gdzie ty myślisz, że wyląduję następnym razem? - zapytał, jednak ty nie wiedziałaś, co mogłaś odpowiedzieć. Z zaskoczenia odebrało ci mowę. Ten facet właśnie wyszedł… z lodówki… i jakby tego było mało, bredził od rzeczy. - Kim ty w ogóle jesteś, co? - podniósł jedną brew i znów się odezwał, kiedy cisza z twojej strony przeciągała się. Najwyraźniej niezła z niego gaduła…
- Jestem [twoje imię]... - przedstawiłaś się cicho. - A ty? - zainteresowałaś się.
- Kai - rzucił, wciąż przyglądając ci się podejrzliwie. - Mogę wiedzieć, co robisz w mojej kuchni? - wsparł się pod boki, opierając dłonie na szczupłych biodrach o mocno wystających talerzach biodrowych.
Co ciekawe, chłopak nie nosił żadnej kurtki czy chociażby koszulki, toteż paradował przed tobą półnagi w długich, czarnych spodniach, obnażając przed tobą tors oraz brzuch pokryty w kilku miejscach tatuażami.
- Twojej kuchni? - powtórzyłaś z niedowierzaniem. - Więc ty tu mieszkasz? - zdziwiłaś się.
- Brawo, Sherlocku - parsknął. - Więc? - posłał mi niecierpliwe spojrzenie. - Czemu zawdzięczam ten niezapowiedziany nalot? - skrzyżował ręce na piersi.
- Znajomi wpadli na pomysł wypadu za miasto… Myśleliśmy, że ten dom jest opuszczony - wyznałaś.
- Jak opuszczony…? - wyglądało, że chciał kontynuować, jednak w trakcie zdania zniechęcił się i machnął tylko lekceważąco ręką, po czym rozmasował nasadę nosa, jakby próbował odgonić się od widma migreny. - Nieważne - westchnął. - Nie mam zamiaru ani tego tłumaczyć, ani tego słuchać. Możesz iść do diabła - odprawił cię oschle. - Na chwilę obecną nie marzę o niczym innym, jak o gorącym prysznicu i pójściu spać - wyznał i ruszył w kierunku, w którym uprzednio udał się twój towarzysz.
a) Spróbuj zatrzymać bruneta. → przejdź do 7.1
b) Pozwól iść mu w kierunku łazienki, ale podążaj za nim. → przejdź do 7.2
7.1
- Nie, zaczekaj! - podbiegłaś do chłopaka i złapałaś go za rękę, żeby go zatrzymać. Coś nie wydawało ci się, żeby właściciel przybytku był zadowolony z odkrycia faktu, że jeszcze ktoś kręcił się po jego domu.
- Nie, że coś, na ogół schlebia mi, kiedy dziewczyny się za mną uganiają, ale dziś nie jestem w humorze, dobra? - uśmiechnął się półgębkiem. - Więc zejdź mi z drogi z łaski swojej - posłał ci poważne spojrzenie.
- Nie, chwila… - rozejrzałaś się w poszukiwaniu czegoś, co mogłoby ci podsunąć jakiś powód, dla którego ten mógłby zostać w kuchni. - A co z półkami w lodówce? - zapytałaś, sama zdając sobie sprawę, że był to co najmniej cienki argument.
- Później się nimi zajmę - przewrócił oczyma znudzony. - To nie jest sprawa niecierpiąca zwłoki - sapnął i spróbował cię wyminąć, jednak ty ponownie zastąpiłaś mu drogę.
- A… - zająknęłaś się. - To znaczy… Skoro jesteś zmęczony, to może od razu poszedłbyś się położyć? - zaproponowałaś.
- Chwila… - Kai ściągnął brwi, przyglądając ci się uważnie. - Czy ty mi właśnie proponujesz, żebyśmy poszli do łóżka? - upewnił się.
- Co? Nie! - potrząsnęłaś przecząco głową, czując jak rumieńce zawstydzenia mimowolnie wykwitają na twoich policzkach. Ta sytuacja była tak niedorzeczna, że aż ciężko było w nią uwierzyć…
- Nie? A to szkoda… - westchnął. - W takim razie radziłbym ci zastanowić się jeszcze raz, co mi proponujesz, bo najwyraźniej bardzo zależy ci na tym, żebym nie szedł w tamtym kierunku - wskazał palcem w stronę, gdzie zniknął Yoshiatsu. - Jak bardzo zależy ci na tym, żebym nie zobaczył, co się tam wyprawia? - uśmiechnął się cwaniacko. - No? Więc jak? - pospieszył cię. - Zapytam zatem jeszcze raz: co tak naprawdę mi proponujesz? - przekrzywił ciekawsko głowę niczym kruk. - Co możesz mi zaoferować? - zapytał i w mgnieniu oka znalazł się tak blisko ciebie, że jego ciepły oddech podrażnił twoją skórę na policzku. Nieznajomy wpatrywał się w ciebie niemożliwie zielonymi oczami, w których lśniło czyste pożądanie.
- C-czym ty jesteś? - wydukałaś, będąc pewną, że nie masz do czynienia ze zwykłym czubkiem, ale czymś nieludzkim… było w nim coś takiego, co wręcz wrzeszczało, że ten nie miał prawa być człowiekiem.
Niby miał dwie ręce, dwie nogi i fizjonomię współczesnego człowieka, jednak mieszkało w nim coś dzikiego i nieokiełznanego… niemal zwierzęcego; posiadał ten pierwiastek pierwotnej natury w sobie, który ludzie wraz z rozwojem nauki i techniki dawno w sobie zabili.
- Demonem, skarbie, demonem - rozłożył ręce, jakby mówił o najoczywistszej rzeczy na świecie. - To skoro wyjaśniliśmy sobie już tę kwestię, to dodajmy także, że byłoby miło, gdybyś nie zaczęła rzucać we mnie krucyfiksami ani polewać mnie wodą święconą - prychnął.
a) - Jesteś inkubem? - zapytałaś ciekawsko, chcąc poznać “detale” jego gatunku. → przejdź do 8.1
b) - Zakładam, że skoro takie rzeczy działają w filmach, to oznacza, że działają tylko i wyłącznie w filmach, mam rację? - upewniłaś się. → przejdź do 8.2
7.2
Pozwoliłaś mu przejść obok, jednak postanowiłaś podążać za nim. W końcu nie wiadomo, jak mogłoby potoczyć się spotkanie Kaia i Yoshiatsu. Lepiej, żebyś była na miejscu i w razie możliwości załagodziła wszelkie ewentualne spięcia powstałe między tą dwójką.
- Chcesz mi dotrzymać towarzystwa w kąpieli? - zapytał, szczerząc się wymownie.
- Chyba śnisz! - sapnęłaś.
- To po co niby za mną leziesz? - założył ręce na piersi.
- Bo ja… - zaczęłaś dukać. Czy wspominanie o Yoshim, który kręcił się gdzieś tutaj w pobliżu było aby na pewno dobrym pomysłem?
- No już, nie krępuj się, nie mam nic przeciwko twojemu pomysłowi - zaśmiał się, na co ty mimowolnie zarumieniłaś się.
Chłopak wyszczerzył się jeszcze bardziej, widząc twoją reakcję. W mgnieniu oka znalazł się tak blisko ciebie, że jego ciepły oddech podrażnił twoją skórę na policzku. Nieznajomy wpatrywał się w ciebie niemożliwie zielonymi oczami, w których lśniło czyste pożądanie.
- C-czym ty jesteś? - wydukałaś, będąc pewną, że nie masz do czynienia ze zwykłym czubkiem, ale czymś nieludzkim… było w nim coś takiego, co wręcz wrzeszczało, że ten nie miał prawa być człowiekiem.
Niby miał dwie ręce, dwie nogi i fizjonomię współczesnego człowieka, jednak mieszkało w nim coś dzikiego i nieokiełznanego… niemal zwierzęcego. Posiadał ten pierwiastek pierwotnej natury w sobie, który ludzie wraz z rozwojem nauki i techniki dawno w sobie zabili.
- Demonem, skarbie, demonem - rozłożył ręce, jakby mówił o najoczywistszej rzeczy na świecie. - To skoro wyjaśniliśmy sobie już tę kwestię, to dodajmy także, że byłoby miło, gdybyś nie zaczęła rzucać we mnie krucyfiksami ani polewać mnie wodą święconą - prychnął.
a) - Jesteś inkubem? - zapytałaś ciekawsko, chcąc poznać “detale” jego gatunku. → przejdź do 8.1
b) - Zakładam, że skoro takie rzeczy działają w filmach, to oznacza, że działają tylko i wyłącznie w filmach, mam rację? - upewniłaś się. → przejdź do 8.2
8.1
- Jesteś inkubem? - zapytałaś.
- Nie - fuknął. - Wyobraź sobie, że fakt, iż na mnie lecisz nie musi być tożsamy z tym, że jestem demonem seksu - spojrzał na ciebie pobłażliwie.
- Skąd niby wniosek, że na ciebie lecę? - ściągnęłaś brwi, spoglądajac na niego z rezewą. Ktoś tu miał chyba nieźle wybujałe ego…
- A czym innym mogłoby być umotywowane twoje pytanie? - wzruszył ramionami. - Lecisz na mnie i z przyjemnością usłyszałabyś, że to wina jakiegoś mojego hokus-pokus, ale to nieprawda. Nie mam w zwyczaju bawić się uczuciami śmiertelników, bo i zazwyczaj nie mam na to czasu - wytłumaczył. - Poza tym aspiruję na trochę bardziej zaawansowaną magię niżby popularne “love krowe pisał byk” - przewrócił oczyma. - Swoją drogą… co za idioci wybierają się do “opuszczonego” domu i po jaką cholerę? - spojrzał na ciebie z niezrozumieniem. - Jaki był wasz zamysł? A może nawet tego nie wiesz, bo potrafiłaś jedynie biernie podążać za tłumem? - zapytał.
- To miał być… weekend z “dreszczykiem”... jak mniemam… - przyznałaś z ciężkim westchnięciem.
- Ach tak, rozumiem… - brunet potarł brodę. - Jak chcecie, to ja wam mogę załatwić fajerwerki - zarechotał wrednie. - Takie, których nie zapomnicie do końca życia - wyszczerzył się szeroko, prezentując ci cały garnitur białych zębów.
- Ja… znaczy, my chyba podziękujemy - uniosłaś ręce w uspakajającym geście.
- Pewna jesteś? - zaśmiał się. - Mogę wam urządzić pięciogwiazdkowe przedstawienie all-inclusive - zapewnił, jednak ty potrząsnęłaś głową, dając mu do zrozumienia, że obejdzie się bez tego.
- [twoje imię]? - Yoshiatsu w końcu raczył przypomnieć sobie o tobie, jednak w mało odpowiednim momencie. Chłopak wyłonił się z cieni i spojrzał zdziwiony na nieznajomego długowłosego. - Kto to? - zapytał.
- Czerwony kapturek - parsknął Kai. - Tylko zapodziałem gdzieś kapturek… toteż teraz chodzę w samych spodniach - rozłożył bezradnie ręce. Yoshi zmierzył właściciela domu nieprzyjaznym spojrzeniem, co temu wyjątkowo nie przypadło do gustu. - Miarkuj się kolego, bo jeszcze nie zadecydowałem, jak się z wami obejdę; czy powyrywam wam nogi z dupy, czy po prostu przegonię w cholerę - cmoknął niezadowolony. Sytuacja stała się napięta, kiedy chłopcy zaczęli mierzyć się morderczymi spojrzeniami.
a) - Spokojnie - zaoponowałaś i podeszłaś do Kaia, kładąc mu ręce na nagiej klatce piersiowej, tym samym powstrzymując go przed ewentualnymi rękoczynami. - Przecież możemy się jakoś dogadać, prawda? - spojrzałaś z nadzieją na długowłosego, będąc pewną, że lepiej będzie nie uwzględniać twojego towarzysza w negocjacjach, gdyż ten mógł tylko dodatkowo pogorszyć sprawę. → przejdź do 9.1
b) - Spokojnie - zaoponowałaś i podeszłaś do Yoshiatsu, chwytając go za ramię, aby ten nie zbliżał się więcej do demona. Jeszcze mogłoby dojść do rękoczynów, a tego zdecydowanie chciałaś uniknąć. - Przecież możemy się jakoś dogadać, prawda? - uśmiechnęłaś się sztucznie, przenosząc spojrzenie z jednego na drugiego. → przejdź do 9.2
8.2
- Zakładam, że skoro takie rzeczy działają w filmach, to oznacza, że działają tylko i wyłącznie w filmach, mam rację? - upewniłaś się.
- Prawda - brunet przytaknął. - Ludzie ubzdurali sobie, że takich jak ja można odstraszyć kawałkiem metalu ze skupu złomu i butelką mineralnej - parsknął zduszonym śmiechem. - Wszechświat i ludzka głupota faktycznie są nieskończone… - mruknął do siebie.
- A mimo to cytujesz jednak jednego z tych “głupich” ludzi - wytknęłaś mu.
- Cóż… - demon zafrasował się. - Powiedzmy, że zdarzają się chlubne wyjątki od reguły - obronił swoje stanowisko, uśmiechając się przy tym cwaniacko. - Najwyraźniej jednak ty i twoi rzekomi znajomi utrzymujecie równowagę we Wszechświecie. Co za idioci wybierają się do “opuszczonego” domu i po jaką cholerę? - spojrzał na ciebie z niezrozumieniem. - Jaki był wasz zamysł? A może nawet tego nie wiesz, bo potrafiłaś jedynie biernie podążać za tłumem? - zapytał.
- To miał być… weekend z “dreszczykiem”... jak mniemam… - przyznałaś z ciężkim westchnięciem.
- Ach tak, rozumiem… - brunet potarł brodę. - Jak chcecie, to ja wam mogę załatwić fajerwerki - zarechotał wrednie. - Takie, których nie zapomnicie do końca życia - wyszczerzył się szeroko, prezentując ci cały garnitur białych zębów.
- Ja… znaczy, my chyba podziękujemy - uniosłaś ręce w uspakajającym geście.
- Pewna jesteś? - zaśmiał się. - Mogę wam urządzić pięciogwiazdkowe przedstawienie all-inclusive - zapewnił, jednak ty potrząsnęłaś głową, dając mu do zrozumienia, że obejdzie się bez tego.
- [twoje imię]? - Yoshiatsu w końcu raczył przypomnieć sobie o tobie, jednak w mało odpowiednim momencie. Chłopak wyłonił się z cieni i spojrzał zdziwiony na nieznajomego długowłosego. - Kto to? - zapytał.
- Czerwony kapturek - parsknął Kai. - Tylko zapodziałem gdzieś kapturek… toteż teraz chodzę w samych spodniach - rozłożył bezradnie ręce. Yoshi zmierzył właściciela domu nieprzyjaznym spojrzeniem, co temu wyjątkowo nie przypadło do gustu. - Miarkuj się kolego, bo jeszcze nie zadecydowałem, jak się z wami obejdę; czy powyrywam wam nogi z dupy, czy po prostu przegonię w cholerę - cmoknął niezadowolony. Sytuacja stała się napięta, kiedy chłopcy zaczęli mierzyć się morderczymi spojrzeniami.
a) - Spokojnie - zaoponowałaś i podeszłaś do Kaia, kładąc mu ręce na nagiej klatce piersiowej, tym samym powstrzymując go przed ewentualnymi rękoczynami. - Przecież możemy się jakoś dogadać, prawda? - spojrzałaś z nadzieją na długowłosego, będąc pewną, że lepiej będzie nie uwzględniać twojego towarzysza w negocjacjach, gdyż ten mógł tylko dodatkowo pogorszyć sprawę. → przejdź do 9.1
b) - Spokojnie - zaoponowałaś i podeszłaś do Yoshiatsu, chwytając go za ramię, aby ten nie zbliżał się więcej do demona. Jeszcze mogłoby dojść do rękoczynów, a tego zdecydowanie chciałaś uniknąć. - Przecież możemy się jakoś dogadać, prawda? - uśmiechnęłaś się sztucznie, przenosząc spojrzenie z jednego na drugiego. → przejdź do 9.2
9.1
- Spokojnie - zaoponowałaś i podeszłaś do Kaia, kładąc mu ręce na nagiej klatce piersiowej, tym samym powstrzymując go przed ewentualnymi rękoczynami. - Przecież możemy się jakoś dogadać, prawda? - spojrzałaś z nadzieją na długowłosego, będąc pewną, że lepiej będzie nie uwzględniać twojego towarzysza w negocjacjach, gdyż ten mógł tylko dodatkowo pogorszyć sprawę.
Demon uśmiechnął się triumfalnie. Najwyraźniej twoja bliskość przypadła mu do gustu - w przeciwieństwie do Yoshiatsu, który zmierzył cię spojrzeniem, jakie posyła się zdrajcom. Długowłosy, aby dopełnić obrazu i dodatkowo zirytować chłopaka, objął cię w pasie i przyciągnął cię do swojego boku.
- No, teraz to ja też myślę, że to całkiem możliwe, że się dogadamy - wyszczerzył się niemal od ucha do ucha. - Więc jak? Puszczę wam wtargnięcie do mojego domu w niepamięć w zamian za [twoje imię]? - zaskoczona spojrzałaś na bruneta, który wciąż nie przestawał się uśmiechać. - Co? To brzmi jak uczciwa umowa, nie sądzisz? - zacieśnił uścisk, tym samym odcinając ci wszelkie możliwe drogi ucieczki.
a) - No… no dobrze… - zgodziłaś się nieśmiało. Yoshiatsu wytrzeszczył na ciebie oczy w niedowierzaniu, ale nie odezwał się ani słowem. Demon wciąż trzymając cię przy boku odprowadził chłopaka do drzwi wyjściowych i pozwolił mu odejść, podczas gdy ty z własnej woli zdecydowałaś się z nim zostać. → przejdź do 10.1
b) - No… no dobrze… - zgodziłaś się nieśmiało. Yoshiatsu wytrzeszczył na ciebie oczy w niedowierzaniu, ale nie odezwał się ani słowem. Na migi dałaś mu jednak do zrozumienia, że zamierzasz zwiać przy najbliższej okazji. Upojony swoim “zwycięstwem” brunet nawet tego nie zauważył i dał się zwieść. Kiedy znaleźliście się w pobliżu drzwi wyjściowych Yoshi siłą wyrwał cię z objęć demona i razem czym prędzej popędziliście w kierunku auta. → przejdź do 10.2
c) - Nie - nie zgodziłaś się. - Nie jestem jakimś towarem na targu. Nie będziesz używał mojej osoby jako zapłaty - oburzyłaś się. Musiało być przecież jakieś inne wyjście z tej chorej sytuacji, prawda? → przejdź do 10.3
9.2
- Spokojnie - zaoponowałaś i podeszłaś do Yoshiatsu, chwytając go za ramię, aby ten nie zbliżał się więcej do demona. Jeszcze mogłoby dojść do rękoczynów, a tego zdecydowanie chciałaś uniknąć. - Przecież możemy się jakoś dogadać, prawda? - uśmiechnęłaś się sztucznie, przenosząc spojrzenie z jednego na drugiego.
- Żeby kobieta musiała bronić faceta… Doprawdy… - Kai westchnął. - Żałosne - powiedział głośno, szczerząc się krzywo do twojego towarzysza, który przybrał marsową minę. Wyglądało na to, że długowłosy, tak jak na demona przystało, lubował się w sianiu niezgody. - Mimo wszystko wciąż możemy się jakoś dogadać - załagodził sytuację. - Puszczę wam wtargnięcie do mojego domu w niepamięć w zamian za [twoje imię] - zaproponował, a ty zaskoczona spojrzałaś na bruneta, który wyszczerzył się szeroko. - Co? To brzmi jak uczciwa umowa, nie sądzisz?
a) - No… no dobrze… - zgodziłaś się nieśmiało. Yoshiatsu wytrzeszczył na ciebie oczy w niedowierzaniu, ale nie odezwał się ani słowem. Demon wciąż trzymając cię przy boku odprowadził chłopaka do drzwi wyjściowych i pozwolił mu odejść, podczas gdy ty z własnej woli zdecydowałaś się z nim zostać. → przejdź do 10.1
b) - No… no dobrze… - zgodziłaś się nieśmiało. Yoshiatsu wytrzeszczył na ciebie oczy w niedowierzaniu, ale nie odezwał się ani słowem. Na migi dałaś mu jednak do zrozumienia, że zamierzasz zwiać przy najbliższej okazji. Upojony swoim “zwycięstwem” brunet nawet tego nie zauważył i dał się zwieść. Kiedy znaleźliście się w pobliżu drzwi wyjściowych Yoshi siłą wyrwał cię z objęć demona i razem czym prędzej popędziliście w kierunku auta. → przejdź do 10.2
c) - Nie - nie zgodziłaś się. - Nie jestem jakimś towarem na targu. Nie będziesz używał mojej osoby jako zapłaty - oburzyłaś się. Musiało być przecież jakieś inne wyjście z tej chorej sytuacji, prawda? → przejdź do 10.3
10.1
- No… no dobrze… - zgodziłaś się nieśmiało.
Yoshiatsu wytrzeszczył na ciebie oczy w niedowierzaniu, ale nie odezwał się ani słowem. Demon wciąż trzymając cię przy boku odprowadził chłopaka do drzwi wyjściowych i pozwolił mu odejść, podczas gdy ty z własnej woli zdecydowałaś się z nim zostać.
Oglądałaś jeszcze przez chwilę oddalające się plecy chłopaka, który nie obejrzał się za siebie ani razu. Wstchnęłaś ciężko. Dziwny był z niego typ… Może tak właściwie podjęta przez ciebie decyzja wyjdzie ci jeszcze na zdrowie? Kai, pomimo tego, iż jadaczka wciąż mu się nie zamykała i miał dość specyficzne poczucie humoru, był zabawny i zdecydowanie łatwiej było ci się z nim dogadać niż z burkliwym Yoshim. Może jeszcze okaże się, że nie taki diabeł straszny, jak go malują? A przynajmniej tak próbowałaś się pocieszyć…
Długowłosy zamknął drzwi, po czym przyciągnął cię do siebie i pocałował w skroń. Był to zadziwiająco miły gest z jego strony.
- Grzeczna dziewczynka - pochwalił cię, po czym objął ciasno, prowadząc z powrotem do kuchni. - Zostaniesz tu już ze mną - oświadczył.
- Chwila, ale przecież… muszę kiedyś jakoś wrócić do domu - zauważyłaś z lekka spanikowana. - Myślałam, że ty… że ty… - słowa, które chciałaś wypowiedzieć nie chciały przejść ci przez gardło.
- Że chcę cię wykorzystać i zostawić? - przewrócił oczyma. - Nic z tych rzeczy - zapewnił. - Zostaniesz tu już ze mną - powtórzył i w tym samym momencie dom zaczął się zmieniać w obrazek jak z bajki, tak, jak go sobie wyobraziłaś w latach swojej świetności. - Teraz to twój nowy dom, miejsce, do którego zawsze będziesz wracać - uśmiechnął się delikatnie, jednak tym razem jego uśmiech był piękny i ciepły. - A ja będę tym, który będzie zawsze tu na ciebie czekał - obiecał, po czym pocałował cię namiętnie.
Brawo, nie dość, że udało ci się przetrwać, to jeszcze zdobyłaś chłopaka-demona!
10.2
- No… no dobrze… - zgodziłaś się nieśmiało.
Yoshiatsu wytrzeszczył na ciebie oczy w niedowierzaniu, ale nie odezwał się ani słowem. Na migi dałaś mu jednak do zrozumienia, że zamierzasz zwiać przy najbliższej okazji. Upojony swoim “zwycięstwem” brunet nawet tego nie zauważył i dał się zwieść. Kiedy znaleźliście się w pobliżu drzwi wyjściowych Yoshi siłą wyrwał cię z objęć demona i razem czym prędzej popędziliście w kierunku auta.
Udało wam się dostać do środka, gdyż całe szczęście chłopak miał przy sobie kluczyki. Yoshi szybko wdrapał się za kierownicę i ruszył z piskiem opon na popękanej kostce brukowej. Nie udało wam się jednak uciec zbyt daleko. Na nadgryzionej przez ząb czasu, asfaltowej drodze prowadzącej od głównej drogi do “opuszczonego” domu pojawił się znienacka Kai. Twój towarzysz wcisnął gwałtownie hamulec, gdyż mimo wszystko nie chciał potrącić demona. Wszystko wskazywało jednak na to, że mimo wszelkich jego starań nie zdąży wyhamować na czas, jednak długowłosy nie wyglądał na przejętego tym faktem. Na jego twarzy malował się gniew. Był wściekły, że postanowiłaś go oszukać. Zamachnął się i kiedy samochód był zaledwie kilka centymetrów od zderzenia się ze swoją przeszkodą, ten uderzył w maskę z taką siłą, że przednie zawieszenie wylądowało na bruku. W powietrze wzniósł się siwy dym z uszkodzonego silnika, który nie chciał ponownie zapalić, nieważne, ile razy Yoshiatsu kręcił kluczykiem w stacyjce. Wyglądało na to, że zostaliście unieruchomieni, pozbawieni wszelkiej drogi ucieczki i musieliście stanąć twarzą w twarz z rozsierdzonym demonem. Brunet podszedł do drzwi pasażera, którego miejsce zajmowałaś i bezceremonialnie wyrwał je z zawiasów, po czym odrzucił je za siebie z niebywałą łatwością.
- A państwo, to przepraszam bardzo, dokąd się wybierają? - syknął wściekle. Zacisnął dłoń na twojej bluzie i siłą wyciągnął cię z auta.
O nie, tym razem nie udało ci się przeżyć! Co za pech! Było jednak nie oszukiwać demona… nawet jeśli on sam jest księciem kłamstwa! Wygląda jednak na to, że co wolno wojewodzie to nie… no, wiadomo, nie? ^^’’
10.3
- Nie - nie zgodziłaś się. - Nie jestem jakimś towarem na targu. Nie będziesz używał mojej osoby jako zapłaty - oburzyłaś się. Musiało być przecież jakieś inne wyjście z tej chorej sytuacji, prawda?
- Nie? - zdziwił się brunet, na którego czole pojawiła się pionowa zmarszczka niezadowolenia. Chyba nie przywykł do tego, że ktoś mu odmawiał. - To mój dom, dlatego albo gracie na moich zasadach, albo wcale - syknął. - Więc jeszcze raz…
- Nie - wtrącił się tym samym Yoshiatsu. - Nie słyszałeś, deklu? - fuknął. - Powiedziała nie. Koniec tematu - uciął ostro, przerywając przy tym długowłosemu, który zacisnął pięści ze złości. To jednak nie mogło skończyć się dobrze…
O nie, tym razem nie udało ci się przeżyć! Było nie drażnić demona! Albo przynajmniej targować się z nim rozważniej - co oznacza, żeby nie dopuszczać Yoshiego do konwersacji, gdyż ten ze swoim podejściem i “waleniem prosto z mostu” może tylko pogorszyć sytuację!
“Wariant nr 3”
5. - Sprawdzę ogród razem z Ricko - odezwałaś się.
Chłopcy skinęli ci głową i jak na komendę każdy odwrócił się w swoją stronę. Delikatny uśmiech zniknął z ust Hiro, podczas gdy Ricko dla odmiany uśmiechnął się jakby zwycięsko…
Wyszliście ponownie na zewnątrz rozejrzeć się po najbliższej okolicy. Z przodu domu większą część wolnej przestrzeni zajmował podjazd wyłożony obecnie pokruszoną i rozbitą kostką brukową. Pod ścianami ciągnęły się wąskie, zapuszczone grządki, jednak nie znajdywało się tu nic, na czym moglibyście zawiesić oko na duej. Z tej racji zdecydowaliście się przejść na tyły. Obeszliście budynek, a twoim oczom okazał się nie tylko wybujały, zarośnięty ogród wśród którego wiły się niegdyś białe, obecnie poszarzałe, wąskie ścieżki wysypane żwirem, ale także całkiem sporych rozmiarów oczko wodne, nad które prowadził niewielki pomost. W oddali pomiędzy rozłożystymi ramionami jodeł majaczył niewyraźny zarys niewielkiego budynku, który mógł pełnić rolę składziku na narzędzia ogrodnicze.
- Ogrodnik nieźle napociłby się, żeby przywrócić to miejsce z powrotem do porządku, co? - rzucił luźno twój towarzysz.
Uśmiechnęłaś się zdawkowo i kiwnęłaś głową. Widziałaś, że chłopak starał się cię rozweselić, jednak tym razem jego starania wyjątkowo zakończyły się fiaskiem. Ogród napawał cię jakimś dziwnym i niezrozumiałym lękiem. Niby to połączenie efektów pracy despotycznej ludzkiej ręki i dzikiej natury, która w ostateczności i tak zwyciężyła, było w jakiś sposób piękne, jednak było też w tym coś… strasznego. Złego. Niebo zasnute było ciężkimi, warstwowymi, ołowianymi chmurami. Powietrze było wręcz gęste od wilgoci, przez co miałaś nieprzyjemne wrażenie, jakbyś była zmuszona do oddychania przez mokrą szmatę, którą ktoś przyłożył ci do twarzy. Nad wybujałą trawą, pomiędzy krzewami i drzewami unosił się blady obłok mgły, który wypływał z trzewi głębokiego, ciemnego lasu rozpościerającego się za oczkiem wodnym, jakie jednocześnie stanowiło granicę ogrodu.
a) Podejdź do oczka wodnego. → przejdź do 7.1
b) Udaj się w kierunku składzika na narzędzia. → przejdź do 6
6
Bez słowa zdecydowałaś się udać się w kierunku składzika na narzędzia. Ruszyłaś przed siebie, a Ricko wiernie podążył za tobą. Z początku kroczyliście żwirową ścieżką, jednak ta w pewnym momencie zniknęła w zielonej gęstwinie, przez co dalej musieliście brodzić w morzu wysokiej trawy i roślin zielnych. Miałaś tylko nadzieję, że po tej przeprawie nie będziesz mogła poszczycić się kolekcją kleszczy…
Przyjrzałaś się z bliska budce wzniesionej z surowej cegły. Drewniane drzwi zamknięte na masywną, zardzewiałą kłódkę wisiały przekrzywione na wiekowych, sczerniałych zawiasach. Z dziurawego dachu zielonym dywanem kładł się mech.
- Sprawdzimy, co jest w środku? - zaproponował chłopak.
- Przecież drzwi są zamknięte… - zauważyłaś.
- To pruchno - prychnął Ricko, po czym demonstracyjnie kopnął drzwi, które wleciały do środka z hukiem, wzniecając w powietrze tumany duszącego, gryzącego kurzu.
Zasłoniłaś usta i nos rękawem bluzy, prowizorycznie broniąc się przed drażniącymi drobinami. Oczy załzawiły ci i przez chwilę nic nie widziałaś. Minęła dłuższa chwila zanim kurz opadł i w końcu byłaś w stanie dostrzec, co znajdywało się wewnątrz. Przez dziurę w dachu wpadało nieco światła, co było pomocne, gdyż inaczej nie byłabyś w stanie nic zobaczyć w absolutnej ciemności.
Szybko jednak zwątpiłaś czy ów światło w istocie było błogosławieństwem, czy też przekleństwem. Może lepiej byłoby, gdybyś zobaczyła tylko czarny, mało interesujący prostokąt wejścia i zdecydowałabyś się odejść?
W składziku oprócz narzędzi ogrodniczych leżących na koślawych stołach oraz półkach przytwierdzonych do gęsto pokrytych wilgocią i grzybem ścian znajdywało się, coś, co ewidentnie dowodziło tego, że niezależnie od tego, jak dom ten wraz ze swoim ogrodem pięknie mógł wyglądać w latach swojej świetności, jak blisko było mu do sielankowego obrazku z bajki, miało tu miejsce cośzłego. Bardzo złego. Tym wskaźnikiem okazało się być krzesło. Zwykłe, drewniane krzesło stojące na środku pomieszczenia. Jego oparcie wciąż było oplecione przez węża grubego sznura. Jakby tego było mało, lina, jak i samo krzesło, były poznaczone głębokimi bruzdami po wbijanych w nań paznokciach oraz rdzawymi plamami pewnej zaschniętej substancji… co do której nie miałaś żadnych złudzeń. To musiała być krew. Nie było innej opcji.
W pobliżu napawającego przerażeniem siedziska leżała także biała, poplamiona chusta, która, jak ci podpowiedziała wyobraźnia, z powodzeniem mogła robić za knebel. Na ziemi stał mały, pęknięty talerz, a obok niego większy, który wciąż nosił ślady po ostatnim posiłku, jaki ten dzierżył na swoich plecach. Przełknęłaś z trudem. Poczułaś, jak twoją skórę pokryła gęsia skórka, jak krew odpływa ci z twarzy, mimo iż serce zaczyna bić jak szalone, sprawiając, że krew przeciskała się przez twoje żyły i tętnice z siłą wodospadu, szumiąc ogłuszająco w skroniach. Najwyraźniej ktoś tu był więziony…
Przerażona spojrzałaś na swojego towarzysza, który nie wyglądał na mniej zaskoczonego niż ty sama. Ten jednak zdawał się szybciej dojść do siebie. Odchrząknął, aby ponownie znaleźć drżący głos we własnym gardle i przemówił w końcu:
- Zaczekaj tu - polecił, wyciągając telefon z kieszeni. - Spróbuję znaleźć zasięg. Myślę… myślę, że muszę zadzwonić… - mruknął i nie czekając na twoją odpowiedź ruszył w chaszcze z wzniesioną ręką, w której trzymał telefon.
a) Idź do oczka wodnego. W końcu nie wiadomo, ile Ricko zejdzie na jego rozmowach i czy ten w ogóle znajdzie zasięg na tym odludziu… → przejdź do 7.1
b) Poczekaj na chłopaka zgodnie z jego wolą. → przejdź do 7.2
7.1
Ruszyłaś w stronę oczka wodnego. Myślałaś, że widok oraz delikatny szum wody wpłyną na twoje zmysły kojąco, jednak przeliczyłaś się. Woda była mętna i nieprzejrzysta. Pełno było w niej gnijących resztek organicznych i wyglądało na to, że zbiornik był w zaawansowanej fazie eutrofizacji. Westchnęłaś ciężko.
- Mogę w czymś pomóc? - niespodziewanie usłyszałaś za sobą głos. Odwróciłaś się gwałtownie, spoglądając na nieznajomego bruneta, który stał na wąskim pasku piasku otaczającym oczko wodne. - Wyglądasz na zagubioną. Mogę jakoś pomóc? - powtórzył.
Brunet był średniego wzrostu chłopakiem o półdługich włosach oraz bardzo bladej, chorobliwej cerze poprzecinanej niebiesko-fioletową siatką naczyń krwionośnych. Spoglądał na ciebie czarnymi oczami o pożółkłych białkach, które tylko dopełniały obrazu nędzy i rozpaczy, jaką sobą prezentował. Był bardzo wychudły. Wyglądał, jakby nie jadł od dłuższego czasu lub borykał się z jakimiś zaburzeniami odżywiania.
- Przepraszam, ale… kim ty jesteś? - wydukałaś zbita z tropu. - I co tu robisz? - zapytałaś, zastanawiając się, jak ten zdołał podejść cię tak, że nawet nie zauważyłaś, kiedy się zbliżył.
- Nazywam się Isami - przedstawił się. - A ty? - zainteresował się.
- [twoje imię] - przedstawiłaś się. - Czego tu szukasz? - dopytywałaś.
- Mógłbym zapytać dokładnie o to samo - najwyraźniej nie zamierzał zdradzić ci powodu, dla którego zdecydował się odwiedzić to miejsce.
- Znajomi zorganizowali wypad za miasto do “nawiedzonego” domu; ja się tylko podpięłam pod grupę - wzruszyłaś ramionami. Isami skinął głową ze zrozumieniem. - A ty… - chciałaś dalej drążyć temat, żeby czegoś się o nim dowiedzieć, jednak ten przerwał ci.
- Mogę zadać ci zagadkę? - zapytał znienacka. Zdziwiona zamrugałaś kilkakrotnie, ale w ostateczności skinęłaś głową, zezwalając. - Jedziesz samochodem w burzową noc. Na przystanku autobusowym stoją trzy osoby: starsza kobieta, która wygląda, jakby zaraz miała wydać ostatnie tchnienie, twój najlepszy przyjaciel i atrakcyjna osoba, z którą chciałabyś nawiązać bliższą znajomość. Masz tylko jedno wolne miejsce. Kogo zabierzesz ze sobą? - zapytał nadzwyczaj poważnie, jakby od twojej odpowiedzi zależały twoje dalsze losy.
a) Zabieram staruszkę do szpitala. → przejdź do 8.1
b) Zabieram przyjaciela, żeby nie mókł na deszczu. → przejdź do 8.2
c) Zabieram atrakcyjnego nieznajomego, żeby lepiej się z nim poznać. → przejdź do 8.3
d) A może by tak… rozegrać to trochę inaczej i zamienić kierowcę? → przejdź do 8.4
7.2
Postanowiłaś poczekać na Ricko. Lepiej było nie ruszać się tu bez niego. A co jeśli się rozdzielicie i zgubicie? Może w ogóle byłoby lepiej, gdybyś poszła na poszukiwania zasięgu razem z nim?
- Mogę w czymś pomóc? - niespodziewanie usłyszałaś za sobą głos. Odwróciłaś się gwałtownie, spoglądając na nieznajomego bruneta. - Wyglądasz na zagubioną. Mogę jakoś pomóc? - powtórzył.
Brunet był średniego wzrostu chłopakiem o półdługich włosach oraz bardzo bladej, chorobliwej cerze poprzecinanej niebiesko-fioletową siatką naczyń krwionośnych. Spoglądał na ciebie czarnymi oczami o pożółkłych białkach, które tylko dopełniały obrazu nędzy i rozpaczy, jaką sobą prezentował. Był bardzo wychudły. Wyglądał, jakby nie jadł od dłuższego czasu lub borykał się z jakimiś zaburzeniami odżywiania.
- Przepraszam, ale… kim ty jesteś? - wydukałaś zbita z tropu. - I co tu robisz? - zapytałaś, zastanawiając się, jak ten zdołał podejść cię tak, że nawet nie zauważyłaś, kiedy się zbliżył.
- Nazywam się Isami - przedstawił się. - A ty? - zainteresował się.
- [twoje imię] - przedstawiłaś się. - Czego tu szukasz? - dopytywałaś.
- Mógłbym zapytać dokładnie o to samo - najwyraźniej nie zamierzał zdradzić ci powodu, dla którego zdecydował się odwiedzić to miejsce.
- Znajomi zorganizowali wypad za miasto do “nawiedzonego” domu; ja się tylko podpięłam pod grupę - wzruszyłaś ramionami. Isami skinął głową ze zrozumieniem. - A ty… - chciałaś dalej drążyć temat, żeby czegoś się o nim dowiedzieć, jednak ten przerwał ci.
- Mogę zadać ci zagadkę? - zapytał znienacka. Zdziwiona zamrugałaś kilkakrotnie, ale w ostateczności skinęłaś głową, zezwalając. - Jedziesz samochodem w burzową noc. Na przystanku autobusowym stoją trzy osoby: starsza kobieta, która wygląda, jakby zaraz miała wydać ostatnie tchnienie, twój najlepszy przyjaciel i atrakcyjna osoba, z którą chciałabyś nawiązać bliższą znajomość. Masz tylko jedno wolne miejsce. Kogo zabierzesz ze sobą? - zapytał nadzwyczaj poważnie, jakby od twojej odpowiedzi zależały twoje dalsze losy.
a) Zabieram staruszkę do szpitala. → przejdź do 8.1
b) Zabieram przyjaciela, żeby nie mókł na deszczu. → przejdź do 8.2
c) Zabieram atrakcyjnego nieznajomego, żeby lepiej się z nim poznać. → przejdź do 8.3
d) A może by tak… rozegrać to trochę inaczej i zamienić kierowcę? → przejdź do 8.4
8.1
- Zabieram staruszkę do szpitala - odpowiedziałaś pewnie. Brunet zamyślił się na moment.
- To nie jest najlepsza możliwa odpowiedź, ale uznajmy, że ywstarczająco dobra - uśmiechnął się oszczędnie. - Dobra z ciebie osoba - pochwalił cię. - Powiedz, widziałaś już budkę z narzędziami ogrodniczymi? - zmienił nagle temat.
a) - Tak, widziałam. → przejdź do 9.1
b) - Nie, jeszcze nie. → przejdź do 9.2
8.2
- Zabieram przyjaciela, żeby nie mókł na deszczu - odpowiedziałaś pewnie. - Nie będę przecież zapraszać do auta nieznajomych… w końcu nie wiadomo, na co wtedy się piszesz… - zauważyłaś, na co brunet dość niechętnie skinął ci głową.
- Cóż… może i masz rację, jednak to nie była odpowiedź, którą chciałem usłyszeć - skrzywił się nieznacznie. - Powiedz, widziałaś już budkę z narzędziami ogrodniczymi? - zmienił nagle temat.
a) - Tak, widziałam. → przejdź do 9.1
b) - Nie, jeszcze nie. → przejdź do 9.2
8.3
- Zabieram atrakcyjnego nieznajomego, żeby lepiej się z nim poznać - odpowiedziałaś pewnie. - W końcu ponoć podróże i nowe znajomości kształcą - zauważyłaś, na co brunet dość niechętnie skinął ci głową.
- Cóż… może i masz rację, jednak to nie była odpowiedź, którą chciałem usłyszeć - skrzywił się dość znacznie. - Nie jesteś zbyt empatyczną osobą, co? - westchnął ciężko. - Coraz mniej ich na świecie… - mruknął do siebie. - Powiedz, widziałaś już budkę z narzędziami ogrodniczymi? - zmienił nagle temat.
a) - Tak, widziałam. → przejdź do 9.1
b) - Nie, jeszcze nie. → przejdź do 9.2
8.4
- A może by tak … rozegrać to trochę inaczej i zamienić kierowcę? - zaproponowałaś. - Mogłabym dać kluczyki przyjacielowi i kazać mu zawieść staruszkę do szpitala, a sama mogłabym zostać na przystanku i zapoznać się z atrakcyjnym nieznajomym - zauważyłaś.
- Tak, dokładnie - Isami uśmiechnął się szeroko. - To właśnie odpowiedź, którą chciałem usłyszeć. Naprawdę empatyczna z ciebie osoba - pochwalił cię. - To dobrze, bo takich jak ty coraz mniej na świecie… - westchnął ciężko. - Powiedz, widziałaś już budkę z narzędziami ogrodniczymi? - zmienił nagle temat.
a) - Tak, widziałam. → przejdź do 9.1
b) - Nie, jeszcze nie. → przejdź do 9.2
9.1
- Tak, widziałam budkę z narzędziami ogrodniczymi - przyznałaś zgodnie z prawdą, choć na samo jej wspomnienie przeszły cię dreszcze.
- I jak? Zobaczyłaś tam coś ciekawego? - brunet uśmiechnął się krzywo, a jego uśmiech wydawał się złamany i wyglądał jak cięcie brzytwą.
- Ja… ech… - nie mogłaś znaleźć słów, aby opisać to, co tam zastałaś.
- W takim razie pozwolę sobie zadać ci jeszcze jedną zagadkę. Wyobraź sobie następującą sytuację: jesteś przetrzymywana wbrew własnej woli w tejże zatęchłej budce. Dostajesz nieświeże pożywienie raz na kilka dni, kiedy ktoś sobie o tobie przypomni od wielkiego dzwona. Siedzisz tam związana i zamknięta w ciemności. Próbujesz wszelkich możliwych dróg ucieczki, ale wszystkie kończą się fiaskiem i ostatecznie zawsze jesteś łapana przez swoich ciemiężycieli i wracasz do punktu wyjścia. Każda próba ucieczki kończy się karą. Z czasem tylko słabniesz, tracisz nadzieję, że to piekło kiedyś się skończy. Już dawno temu przestałaś się modlić. Zaczęłaś przeklinać Boga za to, że coś tak okropnego przytrafiło się akurat tobie. W końcu decydujesz się zakończyć swoje cierpienie. Próbujesz popełnić samobójstwo podcinając sobie żyły, jednak na twoje nieszczęście ktoś w tym momencie wchodzi do twojej “celi”. Widząc, co zrobiłaś w napadzie furii ciągnie cię przez cały ogród i topi cię w oczku wodnym przysparzając ci przy tym jeszcze więcej bólu, więc nie możesz nawet odejść w spokoju. Jak myślisz, gdzie twoja dusza trafi po śmierci? - zapytał poważnie. Z początku potrafiłaś jedynie naprzemiennie bezgłośnie otwierać i zamykać usta, ale w końcu udało ci znaleźć się twój własny głos, nawet jeśli ten teraz brzmiał zupełnie obco, gdyż był tak zlękniony i drżący.
a) - Moja dusza trafi do piekła… w końcu, niezależnie od tego, ile wycierpiałam, porwałam się na próbę samobójczą… co prawda nie była ona udana, gdyż w rezultacie zamordował mnie ktoś inny, ale sama próba samobójstwa skazuje moją duszę na wieczne potępienie. → przejdź do 10.1
b) - Moja dusza zapewne zostanie w miejscu, w którym zostałam zamordowana, gdyż nie dane było mi odejść w spokoju. Zapewne przemieni się w niespokojnego ducha, który będzie nękał okolicę i swoich ciemiężycieli do czasu, aż w końcu zazna ulgi. → przejdź do 10.2
c) - Moja dusza trafi do nieba, gdyż byłam męczenniczką. Wiele wycierpiałam i moje krzywdy muszą zostać zrekompensowane. → przejdź do 10.3
9.2
- Nie, jeszcze tam nie byłam - przyznałaś zgodnie z prawdą.
- W takim razie chodź - polecił chłopak odwracając się w stronę miniaturowego budynku. - Pokażę ci coś - obiecał, dlatego też niepewnie ruszyłaś za nim.
Z początku kroczyliście żwirową ścieżką, jednak ta w pewnym momencie zniknęła w zielonej gęstwinie, przez co dalej musieliście brodzić w morzu wysokiej trawy i roślin zielnych. Miałaś tylko nadzieję, że po tej przeprawie nie będziesz mogła poszczycić się kolekcją kleszczy…
Przyjrzałaś się z bliska budce wzniesionej z surowej cegły. Drewniane drzwi zamknięte na masywną, zardzewiałą kłódkę wisiały przekrzywione na wiekowych, sczerniałych zawiasach. Z dziurawego dachu zielonym dywanem kładł się mech.
- Sprawdzimy, co jest w środku? - zaproponował chłopak.
- Przecież drzwi są zamknięte… - zauważyłaś.
- To pruchno - prychnął Isami, po czym demonstracyjnie kopnął drzwi, które wleciały do środka z hukiem, wzniecając w powietrze tumany duszącego, gryzącego kurzu.
Zasłoniłaś usta i nos rękawem bluzy, prowizorycznie broniąc się przed drażniącymi drobinami. Oczy załzawiły ci i przez chwilę nic nie widziałaś. Minęła dłuższa chwila zanim kurz opadł i w końcu byłaś w stanie dostrzec, co znajdywało się wewnątrz. Przez dziurę w dachu wpadało nieco światła, co było pomocne, gdyż inaczej nie byłabyś w stanie nic zobaczyć w absolutnej ciemności.
Szybko jednak zwątpiłaś czy ów światło w istocie było błogosławieństwem, czy też przekleństwem. Może lepiej byłoby, gdybyś zobaczyła tylko czarny, mało interesujący prostokąt wejścia i zdecydowałabyś się odejść?
W składziku oprócz narzędzi ogrodniczych leżących na koślawych stołach oraz półkach przytwierdzonych do gęsto pokrytych wilgocią i grzybem ścian znajdywało się, coś, co ewidentnie dowodziło na to, że niezależnie od tego, jak dom ten wraz ze swoim ogrodem pięknie mógł wyglądać w latach swojej świetności, jak blisko było mu do sielankowego obrazku z bajki, miało miejsce tu coś złego. Bardzo złego. Tym wskaźnikiem okazało się być krzesło. Zwykłe, drewniane krzesło stojące na środku pomieszczenia. Jego oparcie wciąż było oplecione przez węża grubego sznura. Jakby tego było mało, lina, jak i samo krzesło, były poznaczone głębokimi bruzdami po wbijających się nań paznokciach oraz rdzawymi plamami pewnej zaschniętej substancji… co do której nie miałaś żadnych złudzeń. To musiała być krew. Nie było innej opcji.
W pobliżu napawającego przerażeniem siedziska leżała także biała, poplamiona chusta, która, jak ci podpowiedziała wyobraźnia, z powodzeniem mogła robić za knebel. Na ziemi stał mały, pęknięty talerz, a obok niego większy, który wciąż nosił ślady po ostatnim posiłku, jaki ten dzierżył na swoich plecach. Przełknęłaś z trudem. Poczułaś, jak twoją skórę pokryła gęsia skórka, jak krew odpływa ci z twarzy, mimo iż serce zaczyna bić jak szalone, sprawiając, że krew przeciskała się przez twoje żyły i tętnice z siłą wodospadu, szumiąc ogłuszająco w skroniach. Najwyraźniej ktoś tu był więziony…
I jak? Widzisz tu coś ciekawego? - brunet uśmiechnął się krzywo, a jego uśmiech wydawał się złamany i wyglądał jak cięcie brzytwą.
- Ja… ech… - nie mogłaś znaleźć słów, aby opisać to, co tam zastałaś.
- W takim razie pozwolę sobie zadać ci jeszcze jedną zagadkę. Wyobraź sobie następującą sytuację: jesteś przetrzymywana wbrew własnej woli w tejże zatęchłej budce. Dostajesz nieświeże pożywienie raz na kilka dni, kiedy ktoś sobie o tobie przypomni od wielkiego dzwona. Siedzisz tam związana i zamknięta w ciemności. Próbujesz wszelkich możliwych dróg ucieczki, ale wszystkie kończą się fiaskiem i ostatecznie zawsze jesteś łapana przez swoich ciemiężycieli i wracasz do punktu wyjścia. Każda próba ucieczki kończy się karą. Z czasem tylko słabniesz, tracisz nadzieję, że to piekło kiedyś się skończy. Już dawno temu przestałaś się modlić. Zaczęłaś przeklinać Boga za to, że coś tak okropnego przytrafiło się akurat tobie. W końcu decydujesz się zakończyć swoje cierpienie. Próbujesz popełnić samobójstwo podcinając sobie żyły, jednak na twoje nieszczęście ktoś w tym momencie wchodzi do twojej “celi”. Widząc, co zrobiłaś w napadzie furii ciągnie cię przez cały ogród i topi cię w oczku wodnym przysparzając ci przy tym jeszcze więcej bólu, więc nie możesz nawet odejść w spokoju. Jak myślisz, gdzie twoja dusza trafi po śmierci? - zapytał poważnie. Z początku potrafiłaś jedynie naprzemiennie bezgłośnie otwierać i zamykać usta, ale w końcu udało ci znaleźć się twój własny głos, nawet jeśli ten teraz brzmiał zupełnie obco, gdyż był tak zlękniony i drżący.
a) - Moja dusza trafi do piekła… w końcu, niezależnie od tego, ile wycierpiałam, porwałam się na próbę samobójczą… co prawda nie była ona udana, gdyż w rezultacie zamordował mnie ktoś inny, ale sama próba samobójstwa skazuje moją duszę na wieczne potępienie. → przejdź do 10.1
b) - Moja dusza zapewne zostanie w miejscu, w którym zostałam zamordowana, gdyż nie dane było mi odejść w spokoju. Zapewne przemieni się w niespokojnego ducha, który będzie nękał okolicę i swoich ciemiężycieli do czasu, aż w końcu zazna ulgi. → przejdź do 10.2
c) - Moja dusza trafi do nieba, gdyż byłam męczenniczką. Wiele wycierpiałam i moje krzywdy muszą zostać zrekompensowane. → przejdź do 10.3
10.1
- Widać wielce świątobliwa z ciebie panienka - prychnął brunet, marszcząc gniewnie brwi. Najwyraźniej twoja odpowiedź z jakiś względów go rozzłościła. - Pewnie chodzisz na wszystkie lekcje religii i co tydzień latasz do kościoła? - prychnął. - Ale to nic złego, nie bój się - uśmiechnął się obłudnie. - Zobaczymy jednak, co stanie się z twoją wiarą i twoim bogiem, kiedy sama doświadczysz tego, co ja - jego oczy zalśniły niebezpiecznie. Przezornie cofnęłaś cię kilka kroków do tyłu. - Zobaczymy czy okażesz się silniejsza - zaśmiał się głucho. - Zawrzyjmy układ. Jeśli aż do końca nie wyrzekniesz się Boga i nie zdecydujesz się popełnić samobójstwa, tak jak to było ze mną, odpuszczę, opuszczę to miejsce i zejdę w końcu do piekła, gdzie w istocie zapewne oczekują mnie już od dłuższego czasu. Ty z kolei zostaniesz męczennicą i pójdziesz do nieba, co ty na to? - zapytał, jednak nie miałaś nawet czasu odpowiedzieć.
Isami nagle wyrósł jak spod ziemi tuż za tobą i związał cię liną, która jeszcze chwilę temu bezwładnie oplatała krzesło. Krzyknęłaś, jednak mocne uderzenie w potylicę skutecznie cię ucieszyło.
O nie, tym razem nie udało ci się przeżyć! Rozzłościłaś ducha! Miejmy nadzieję, że ten nie będzie się przynajmniej znęcał nad tobą w zaświatach…
10.2
- Cóż… - chłopak uśmiechnął się smutno. - Masz rację… - zbliżył się do ciebie, a ty zdusiłaś w sobie palącą chęć odskoczenia od niego niczym oparzona. - Tak to właśnie wygląda w praktyce. W życiu nie wszystko jest “czarne” lub “białe”. Czasami znajdziesz się po tej “szarej” stronie rzeczywistości i… - urwał. Wzruszył ramionami. - ...musisz sobie jakoś radzić… samotnie… bo nikt nie wyciągnie do ciebie pomocnej dłoni - pogłaskał cię po głowie niemal w pieszczotliwym geście.
W tym samym momencie jego ciało stało się niemal przezroczyste, jakby utkane z mgły, co utwierdziło cię w przekonaniu, że twoja pierwsza myśl na jego temat była prawdziwa - to on był tu przetrzymywany i był tym niespokojnym duchem, który teraz nawiedzał miejsce, w którym został zamordowany.
- Wracaj do domu - polecił. - To nie jest miejsce dla ciebie - spojrzał na ciebie przychylnie. - Nie chciałbym, żeby coś stało się tak dobrej osobie - wyznał. - A to miejsce pełne jest negatywnej energii, która przyciąga nieszczęśliwe zdarzenia - wyjaśnił. - Wracaj do domu - powtórzył. - Będę miał na ciebie oko, dopóki się stąd nie wydostaniesz, żeby upewnić się, że nikt nie zastąpi ci drogi - obiecał, po czym odwrócił się i zamierzał odejść, zostawiając cię w spokoju.
- Zaczekaj! - krzyknęłaś za nim. Zdziwiony brunet obejrzał się przez ramię. Na jego twarzy ściągniętej smutkiem wciąż malował się ten złamany uśmiech, którego widok łamał ci serce. - Czy mogę ci jakoś pomóc? - zapytałaś. - Czy jest jakiś sposób, żebyś w końcu zaznał spokoju? - uśmiech ducha pogłębił się, jednak tym razem ten miał jakiś cieplejszy wyraz.
- Zrobiłaś dla mnie już wystarczająco - zbliżył się do ciebie raz jeszcze i tym razem pocałował cię w czoło. Jego usta były lodowato zimne. - Samo twoje zainteresowanie i rozmowa z tobą jest kojąca - zapewnił. - Nie możesz zrobić dla mnie nic więcej. Zresztą nie musisz. Nie jesteś wobec mnie nijak zobowiązana - zauważył.
Mimo wszystko naprawdę chciałaś, żeby Isami, który tyle wycierpiał za życia, odnalazł chociaż odrobinę spokoju po śmierci. Wygląda na to, że od tej pory zostaniesz stałym bywalcem w nawiedzonym domu, testując w nim różne rytuały i sposoby, które mogłyby pomóc chłopakowi. Jak przy tym potoczy się wasza relacja? Pozostaniecie na stopie przyjacielskiej czy uda ci się nawet zdobyć chłopaka zza światów? A jak każdy wie, miłość potrafi działać cuda! Może to właśnie twoje uczucie uwolni go od okowów przeszłości? A może zrobi jeszcze więcej? Pozwoli cieszyć mu się drugą szansą, jaką zostanie obdarowany przez kogoś tam z góry, u twojego boku?
Brawo, udało ci się przeżyć!
10.3
- Widać wielce świątobliwa z ciebie panienka - prychnął brunet, marszcząc gniewnie brwi. Najwyraźniej twoja odpowiedź z jakiś względów go rozzłościła. - Pewnie chodzisz na wszystkie lekcje religii i co tydzień latasz do kościoła? - prychnął. - Ale to nic złego, nie bój się - uśmiechnął się obłudnie. - Zobaczymy jednak, co stanie się z tobą, kiedy przyjdzie ci przejść przez to samo, co mnie - jego oczy zalśniły niebezpiecznie. Przezornie cofnęłaś cię kilka kroków do tyłu. - Zobaczymy czy okażesz się silniejsza, czy pójdziesz w moje ślady - zaśmiał się głucho. - Wytrzymaj, ile możesz, a kiedy będziesz miała już naprawdę dość, poddaj się. Poddaj się i zobacz, ile litości będzie miał dla ciebie ten twój litościwy bóg - przewrócił oczyma. - Sprawdźmy czy będzie miał jej więcej do ciebie, czy potraktuje cię tak samo jak mnie; jak śmiecia, zupełnie nie zwracając uwagi na nasz bagaż doświadczeń - warknął. Chciałaś coś powiedzieć, jednak nie miałaś nawet czasu, żeby uformować słowa.
Isami nagle wyrósł jak spod ziemi tuż za tobą i związał cię liną, która jeszcze chwilę temu bezwładnie oplatała krzesło. Krzyknęłaś, jednak mocne uderzenie w potylicę skutecznie cię ucieszyło.
O nie, tym razem nie udało ci się przeżyć! Rozzłościłaś ducha! Miejmy nadzieję, że ten nie będzie się przynajmniej znęcał nad tobą w zaświatach…
“Wariant nr 4”
5.- Sprawdzę salon razem z Hiro- odezwałaś się.
Chłopcy skinęli ci głową i jak na komendę każdy odwrócił się w swoją stronę. Delikatny uśmiech zagościł na ustach Hiro, a Ricko ponownie wyszedł z domu z trzaskiem drzwi, który mógł być spowodowany przeciągiem, lecz niekoniecznie musiał…
Weszliście wspólnie do salonu - obszernego pomieszczenia z podłogą wyłożoną jasnymi, drewnianymi panelami oraz obłymi, niegdyś białymi, obecnie poszarzałymi już ze starości oraz ilość osiadłego na nich kurzu kształtami przypominającymi przerośnięte, wyblakłe stonogi, którymi zapewne były zakryte prześcieradłami kanapy. Po lewej stronie ścianę doszczętnie zakrywał wysoki regał z ciemnego drewna, którego półki niemal uginały się od ciężaru spoczywających na nich książek o pożółkłych stronicach. W rogu pokoju stała nawet niewielka drabina na kółkach pozwalająca sięgnąć najwyżej ustawionych pozycji. Zbiór książek był imponujący.
Niemniej imponujące były także gigantyczne okna wychodzące na ogród, dzięki którym pomieszczenie wydawało się być jeszcze większe i bardziej przestronne. Przez zamglone, zaciągnięte brudem i pleśnią szyby mogłaś dopatrzeć się oddalającej się sylwetki Ricko, który dzielnie przedzierał się przez zarośla zapuszczonego ogrodu. Z jakiejś racji widok klącego pod nosem, oganiającego się od zdrewniałych, jak i tych wciąż zielonych, kolczastych, czepliwych łap przyrody chłopaka rozbawił cię, przez co na twoje usta wpłynął delikatny uśmiech.
Wyglądało na to, że udało wam się znaleźć pokój, który mógłby posłużyć wam dziś za prowizoryczną noclegownię. Salon był obszerny i spokojnie mogła pomieścić się tutaj cała wasza piątka wraz ze śpiworami oraz innym, niezbędnym ekwipunkiem, który przywieźliście ze sobą.
- Wygląda dobrze - zawyrokował Hiro. Przytaknęłaś mu, kiwając głową. - Przyniosę agregat kempingowy z auta i podłączę do niego grzejnik, żeby w nocy było nam choć trochę cieplej - oznajmił.
a) Zaproponuj Hiro pomoc przy przenoszeniu rzeczy. → przejdź do 6.1
b) Pozwól Hiro, żeby sam zajął się “brudną” robotą, a ty w tym czasie przyjrzyj się książkom. → przejdź do 6.2
6.1
- Poczekaj, pomogę ci! - zaoferowałaś swoją pomoc chłopakowi. Brunet przystanął, odwrócił się i uśmiechnął z wdzięcznością.
- Dzięki, ale sam sobie poradzę - powiedział, czochrając cię po włosach niczym małą dziewczynkę, na co nadęłaś niezadowolona policzki. - Jeszcze połamiesz sobie pazurki - zaśmiał sobie. - Nie chciałbym być odpowiedzialny za taką “tragedię” - przewrócił oczyma, choć wciąż nie przestawał się uśmiechać. Co prawda odrzucił twoją propozycję, jednak widać, że same twoje słowa wystarczyły, żeby wprawić go w dobry nastrój.
Szkoda, że Hiro próbował zgrywać “Pana Wielce Niezależnego”, bo naprawdę miałaś ochotę spędzić z nim trochę czasu - nawet jeśli ten miał ograniczać się do noszenia bagaży z samochodu. Jeszcze większa szkoda, że jego wypowiedź wyraźnie wskazywała na to, że miał cię za typową księżniczkę, która nie potrafiła zakasać rękawów i sama wziąć się do roboty. Nawet nie zdawał sobie sprawy, jak bardzo się mylił. Mogłaś próbować na przekór udowodnić mu swoje racje, jednak w ostateczności jedynie machnęłaś ręką. Jeśli sam chciał się pocić i dreptać w tą i z powrotem niezliczoną ilość razy, to proszę bardzo. Przecież nie będziesz mu zabraniać. Każdy ma swoje zainteresowania i pasje, którym lubi się oddawać, prawda? Nawet jeśli te mogły być nieco dziwaczne… A do Hiro dziwaczne hobby pasowały jak do nikogo innego, nieprawdaż? Może robienie za boya hotelowego było jednym z nich.
Postanowiłaś zostawić przenoszenie sprzętu brunetowi. W końcu bądź co bądź to on był tu facetem i latał na siłownię prawdopodobnie częściej niż ty do łazienki, dlatego byłaś pewna, że sam sobie z tym poradzi. W twoim mniemaniu bardziej interesującym zajęciem od przenoszenia bagaży było przyglądanie się imponującemu zbiorowi książek. Widać, że ktoś tu był miłośnikiem literatury…
Podeszłaś do regału i przeciągnęłaś palcami po grzbietach książek stojących na baczność na półce na wysokości twojej klatki piersiowej. W powietrze wzbiła się niewielka ilość kurzu, którego drobiny tańczyły w mdłym świetle dochodzącym z zabrudzonych okien. Zapatrzyłaś się na wirujący kurz, przez co nawet nie zauważyłaś, kiedy ktoś podkradł się do ciebie od tyłu.
- To nie biblioteka. Niczego nie pożyczam - odezwał się burkliwy, nosowy głos, na którego brzemienie aż podskoczyłaś przestraszona. Szybko odwróciłaś się, spoglądając na niewysokiego bruneta, który trzymał w garści niewielką lalkę. To, co przykuło od razu przykuło w nim twoją uwagę było jego oko zasłonięte opatrunkiem. - Nie dotykaj, co nie twoje - strzelił cię po łapach. W odpowiedzi spojrzałaś na niego zdziwiona.
- P-przepraszam… - wydukałaś zdumiona jego niecodziennym zachowaniem. Widocznie traktował ten zbiór książek jak swój skarb. - I tak nie zamierzałam niczego wziąć… - usprawiedliwiłaś się.
- Jasne - prychnął, przewracając jednym okiem. - Wszyscy zawsze tak mówią - ścisnął mocniej lalkę w ręce. - A później patrzysz, nim się obejrzysz, zostajesz z połową tego, co miałeś… - pokręcił niezadowolony głową.
- Przepraszam, ale kim ty w ogóle jesteś? - zapytałaś totalnie zbita z tropu.
- Jestem Karma - przedstawił się. - A ty? - łypnął na ciebie ciekawsko jednym okiem.
- [twoje imię] - odpowiedziałaś. - Co tutaj robisz? - drążyłaś temat.
- Mieszkam - wzruszył kościstym wieszakiem ramion i zrobił minę, jakby była to najoczywistsza rzecz na świecie.
- Tutaj? - zdziwiłaś się. - Myślałam, że to opuszczony dom… - zauważyłaś.
- Ach tak, takie myślenie usprawiedliwia zatem twoje włamanie - sarknął i spojrzał na ciebie z politowaniem. Chyba nie kupił twojej wymówki. - I co? Mam rozumieć, że twoim hobby jest odwiedzanie “opuszczonych” domów i sprawdzanie ich zawartości? - skrzywił się. - A nuż widelec może znajdzie się tam coś wartościowego, prawda? - prychnął z pogardą.
- Nie jestem złodziejką! - oburzyłaś się.
- Nie, wcale - brunet kłócił się dalej. - A przed chwilą wcale nie próbowałaś ukraść przynajmniej paru pozycji z mojego zbioru, prawda? - założył ręce na piersi.
- Oczywiście, że nie! - obstawałaś przy swoim.
- Dobra, zrobimy tak - odezwał się władczo. - Zapłacisz mi za potencjalne szkody materialne, jakie chciałaś mi wyrządzić, wyniesiesz się stąd w trybie natychmiastowym, a ja nie wezwę policji - oświadczył. - To chyba uczciwy układ, mam rację? - rozłożył ręce, jakby próbował tym samym podkreślić, że potraktował cię przecież bardzo litościwie.
- Chyba śnisz! - zawołałaś. - Na głowę upadłeś? Przecież mówię, że nie chciałam nic ukraść! - aż zatrzęsłaś się ze złości. Czy ten gość właśnie bezpodstawnie próbował wyłudzić od ciebie pieniądze?
- A zatem zwyczajnie jesteś wielką miłośniczką literatury, która instynktownie ciągnie do książek? - jego ton wciąż pozostawał nieprzyjazny i sarkastyczny.
a) - No cóż… Zgadza się… - odparłaś. → przejdź do 7.1
b) - To, że akurat znalazłam się w tym pomieszczeniu to czysty przypadek - odparłaś. → przejdź do 7.2
6.2
Postanowiłaś zostawić przenoszenie sprzętu brunetowi. W końcu bądź co bądź to on był tu facetem i latał na siłownię prawdopodobnie częściej niż ty do łazienki, dlatego byłaś pewna, że sam sobie z tym poradzi. W twoim mniemaniu bardziej interesującym zajęciem od przenoszenia bagaży było przyglądanie się imponującemu zbiorowi książek. Widać, że ktoś tu był miłośnikiem literatury…
Podeszłaś do regału i przeciągnęłaś palcami po grzbietach książek stojących na baczność na półce na wysokości twojej klatki piersiowej. W powietrze wzbiła się niewielka ilość kurzu, którego drobiny tańczyły w mdłym świetle dochodzącym z zabrudzonych okien. Zapatrzyłaś się na wirujący kurz, przez co nawet nie zauważyłaś, kiedy ktoś podkradł się do ciebie od tyłu.
- To nie biblioteka. Niczego nie pożyczam - odezwał się burkliwy, nosowy głos, na którego brzemienie aż podskoczyłaś przestraszona. Szybko odwróciłaś się, spoglądając na niewysokiego bruneta, który trzymał w garści niewielką lalkę. To, co przykuło od razu przykuło w nim twoją uwagę było jedno oko zasłonięte opatrunkiem. - Nie dotykaj, co nie twoje - strzelił cię po łapach. W odpowiedzi spojrzałaś na niego zdziwiona.
- P-przepraszam… - wydukałaś zdumiona jego niecodziennym zachowaniem. Widocznie traktował ten zbiór książek jak swój skarb. - I tak nie zamierzałam niczego wziąć… - usprawiedliwiłaś się.
- Jasne - prychnął, przewracając jednym okiem. - Wszyscy zawsze tak mówią - ścisnął mocniej lalkę w ręce. - A później patrzysz, nim się obejrzysz, zostajesz z połową tego, co miałeś… - pokręcił niezadowolony głową.
- Przepraszam, ale kim ty w ogóle jesteś? - zapytałaś totalnie zbita z tropu.
- Jestem Karma - przedstawił się. - A ty? - łypnął na ciebie ciekawsko jednym okiem.
- [twoje imię] - odpowiedziałaś. - Co tutaj robisz? - drążyłaś temat.
- Mieszkam - wzruszył kościstym wieszakiem ramion i zrobił minę, jakby była to najoczywistsza rzecz na świecie.
- Tutaj? - zdziwiłaś się. - Myślałam, że to opuszczony dom… - zauważyłaś.
- Ach tak, takie myślenie usprawiedliwia zatem twoje włamanie - sarknął i spojrzał na ciebie z politowaniem. Chyba nie kupił twojej wymówki. - I co? Mam rozumieć, że twoim hobby jest odwiedzanie “opuszczonych” domów i sprawdzanie ich zawartości? - skrzywił się. - A nuż widelec może znajdzie się tam coś wartościowego, prawda? - prychnął z pogardą.
- Nie jestem złodziejką! - oburzyłaś się.
- Nie, wcale - brunet kłócił się dalej. - A przed chwilą wcale nie próbowałaś ukraść przynajmniej paru pozycji z mojego zbioru, prawda? - założył ręce na piersi.
- Oczywiście, że nie! - obstawałaś przy swoim.
- Dobra, zrobimy tak - odezwał się władczo. - Zapłacisz mi za potencjalne szkody materialne, jakie chciałaś mi wyrządzić, wyniesiesz się stąd w trybie natychmiastowym, a ja nie wezwę policji - oświadczył. - To chyba uczciwy układ, mam rację? - rozłożył ręce, jakby próbował tym samym podkreślić, że potraktował cię przecież bardzo litościwie.
- Chyba śnisz! - zawołałaś. - Na głowę upadłeś? Przecież mówię, że nie chciałam nic ukraść! - aż zatrzęsłaś się ze złości. Czy ten gość właśnie bezpodstawnie próbował wyłudzić od ciebie pieniądze?
- A zatem zwyczajnie jesteś wielką miłośniczką literatury, która instynktownie ciągnie do książek? - jego ton wciąż pozostawał nieprzyjazny i sarkastyczny.
a) - No cóż… Zgadza się… - odparłaś. → przejdź do 7.1
b) - To, że akurat znalazłam się w tym pomieszczeniu to czysty przypadek - odparłaś. → przejdź do 7.2
7.1
- No cóż… Zgadza się... - odparłaś i wzruszyłaś ramionami.
Karma posłał ci jeszcze jedno podejrzliwe spojrzenie, jednak ostatecznie spuścił z tonu. Albo w końcu zrozumiał, że nie byłaś tym typem osoby, która charakteryzowała się lepkimi rączkami, albo pojął, że nie wzbogaci się na tobie w żaden sposób.
- “Bóg także był autorem; jego proza to mężczyzna, ...” - brunet zawiesił znacząco głos, czekając aż dokończysz zdanie.
a) - “...jego poezja to życie”, Napoleon Bonaparte - dokończyłaś poprawnie zdanie. → przejdź do 8.1
b) - “...jego poezja to kobieta”, Napoleon Bonaparte - dokończyłaś poprawnie zdanie. → przejdź do 8.2
7.2
- To, że akurat znalazłam się w tym pomieszczeniu to czysty przypadek - odparłaś.
- Doprawdy? - prychnął. - I mam rozumieć, że całkowicie przypadkowo próbowałaś nieco uszczuplić mój zbiór książek? - łypnął na ciebie nieprzyjaźnie.
- O co ci chodzi? - prychnęłaś, przerwacając oczami. Byłaś już zmęczona tą przeciągającą się gierką z jego strony. Ta sytuacja zaczynała działać ci na nerwy. - Po prostu weszłam tu przypadkiem i pierwszą rzeczą, która przykuła moją uwagę była biblioteczka. Tyle w temacie - wyjaśniłaś z ciężkim westchnięciem. - Lubię literaturę - usprawiedliwiłaś się, zanim ten zdążył rzucić kolejnym oskarżeniem o kradzież w twoją stronę.
Karma posłał ci jeszcze jedno podejrzliwe spojrzenie, jednak ostatecznie spuścił z tonu. Albo w końcu zrozumiał, że nie byłaś tym typem osoby, która charakteryzowała się lepkimi rączkami, albo pojął, że nie wzbogaci się na tobie w żaden sposób.
- “Bóg także był autorem; jego proza to mężczyzna...” - brunet zawiesił znacząco głos, czekając aż dokończysz zdanie.
a) - “...jego poezja to życie”, Napoleon Bonaparte - dokończyłaś poprawnie zdanie. → przejdź do 8.1
b) - “...jego poezja to kobieta”, Napoleon Bonaparte - dokończyłaś poprawnie zdanie. → przejdź do 8.2
8.1
- “...jego poezja to życie”, Napoleon Bonaparte - dokończyłaś poprawnie zdanie.
...a przynajmniej tak ci się wydawało.
- No niestety nie - cmoknął niezadowolony chłopak. - Według Napoleona poezją była kobieta - oświecił cię, krzyżując ręce na piersi.
- Uch, nie da się przecież zapamiętać wszystkich cytatów! - zirytowałaś się.
- Może i nie… - mruknął nieprzekonany brunet, po czym odwrócił się w stronę regału. - Jakiś ulubiony gatunek? - zapytał, przyglądając się grzbietom tomów.
- Staram nie ograniczać się do jednego - przyznałaś. - Wydaje mi się, że jestem otwarta na nowości. Czasem sięgnę po fantasy, innym razem po romans, literaturę faktu, a jeszcze innym razem po horror lub komedię. Raz na jakiś czas nie pogardzę też dobrym kryminałem. Wszystko w gruncie rzeczy zależy od mojego nastroju oraz od tego czy pozycja faktycznie jest dobra, czy fabuła jest spójna i wciągająca, czy ma swój charakterystyczny urok i klimat… - wyliczałaś na palcach. Brunet powkiał głową ze zrozumieniem.
- Zdaje się, że posiadam w swoim zbiorze pozycję, która mogłaby okazać się dla ciebie właściwa - sięgnął po drabinę i przesunął ją na środek szerokości regału. Wspiął się po niej, aby sięgnąć po jedną z książek spoczywających na środkowej półce, dokładnie w połowie wysokości regału; zupełnie tak, jakby ten tom pełnił rolę swoistego serca biblioteczki. - Unikałem jej przez długie lata… - mruknął bardziej do siebie, siadając na szczytowym szczeblu drabiny.
Ze zdziwieniem odnotowałaś, że książka w rękach chłopaka znacznie bardziej przypominała zeszyt czy może raczej dziennik niżby faktycznie książkę samą w sobie. Karma otworzył swoją, jak jasno dał do zrozumienia, zmorę na losowej stronie, przez co mogłaś w istocie przekonać się, że ta została spisana ręcznie a nie wydrukowana, co naprowadziło cię na myśl, iż może być to nawet pamiętnik. Notatki urywały się mniej więcej w połowie grubości dziennika, pozostawiając resztę pożółkłych ze starości stronic nietknięte.
- Co to takiego? - zainteresowałaś się.
- Piszesz? - zapytał, zupełnie ignorując twoje pytanie. - Pomyślałem, że skoro lubisz czytać, to może także próbowałaś kiedyś swoich sił w pisaniu - sprostował. - Nieważne, kiedy to było i czy pokazałaś komuś swoje prace, czy też nie. Interesuje mnie tylko czy w ogóle kiedykolwiek próbowałaś swoich sił w tej dziedzinie - wyjaśnił.
a) - Nie, znacznie bardziej wolę czytać cudze prace niżby tworzyć własne - wyjaśniłaś. → przejdź do 9.1
a) - Tak, zdarzyło mi się kilka razy coś naskrobać… - przyznałaś nieco zbita z tropu nagłą zmianą tematu. → przejdź do 9.2
8.2
- “...jego poezja to kobieta”, Napoleon Bonaparte - dokończyłaś poprawnie zdanie.
- Zgadza sié - Karma skinął ci głową. Przy okazji przestał taksować cię morderczym spojrzeniem, dzięki czemu w końcu odetchnęłaś z ulgą. - Widzę, że faktycznie lubisz literaturę. Cenię sobie ludzi, którzy potrafią dostrzec prawdziwą wartość dobrego słowa pisanego - uśmiechnął się oszczędnie. - Jakiś ulubiony gatunek? - zapytał, przyglądając się grzbietom tomów.
- Staram nie ograniczać się do jednego - przyznałaś. - Wydaje mi się, że jestem otwarta na nowości. Czasem sięgnę po fantasy, innym razem po romans, literaturę faktu, a jeszcze innym razem po horror lub komedię. Raz na jakiś czas nie pogardzę też dobrym kryminałem. Wszystko w gruncie rzeczy zależy od mojego nastroju oraz od tego czy pozycja faktycznie jest dobra, czy fabuła jest spójna i wciągająca, czy ma swój charakterystyczny urok i klimat… - wyliczałaś na palcach. Brunet powkiał głową ze zrozumieniem.
- Zdaje się, że posiadam w swoim zbiorze pozycję, która mogłaby okazać się dla ciebie właściwa - sięgnął po drabinę i przesunął ją na środek szerokości regału. Wspiął się po niej, aby sięgnąć po jedną z książek spoczywających na środkowej półce, dokładnie w połowie wysokości regału; zupełnie tak, jakby ten tom pełnił rolę swoistego serca biblioteczki. - Unikałem jej przez długie lata… - mruknął bardziej do siebie, siadając na szczytowym szczeblu drabiny.
Ze zdziwieniem odnotowałaś, że książka w rękach chłopaka znacznie bardziej przypominała zeszyt czy może raczej dziennik niżby faktycznie książkę samą w sobie. Karma otworzył swoją, jak jasno dał do zrozumienia, zmorę na losowej stronie, przez co mogłaś w istocie przekonać się, że ta została spisana ręcznie a nie wydrukowana, co naprowadziło cię na myśl, iż może być to nawet pamiętnik. Notatki urywały się mniej więcej w połowie grubości dziennika, pozostawiając resztę pożółkłych ze starości stronic nietknięte.
- Co to takiego? - zainteresowałaś się.
- Piszesz? - zapytał, zupełnie ignorując twoje pytanie. - Pomyślałem, że skoro lubisz czytać, to może także próbowałaś kiedyś swoich sił w pisaniu - sprostował. - Nieważne, kiedy to było i czy pokazałaś komuś swoje prace, czy też nie. Interesuje mnie tylko czy w ogóle kiedykolwiek próbowałaś swoich sił w tej dziedzinie - wyjaśnił.
a) - Tak, zdarzyło mi się kilka razy coś naskrobać… - przyznałaś nieco zbita z tropu nagłą zmianą tematu. → przejdź do 9.2
b) - Nie, znacznie bardziej wolę czytać cudze prace niżby tworzyć własne - wyjaśniłaś. → przejdź do 9.1
9.1
- Nie, znacznie bardziej wolę czytać cudze prace niżby tworzyć własne - wyjaśniłaś.
- Szkoda… - mruknął, po czym westchnął ciężko. - To trochę komplikuje sprawy, ale cóż… od czegoś zawsze trzeba zacząć, prawda? - wzruszył ramionami. - Powiedzmy, że zdamy się na szczęście nowicjusza… o ile w istocie coś takiego istnieje - dodał z powątpiewaniem. - Czy znalazłaś kiedyś postać w jakiejś z czytanych książek, która byłaby ci tak bliska, że czułaś z nią jakąś dziwną, niezrozumiałą i głęboką więź; do tego stopnia, że desperacko chciałaś ją ożywić, zaprosić do swojego świata? Że miałaś wrażenie, że ta wręcz prześladuje cię we własnych myślach, snach, że nie pozwala ci się na niczym skupić, pochłania całą twoją uwagę. Że czułaś jej obecność, mimo iż ta wciąż pozostawała nieobecna. Wyimaginowana. Nieprawdziwa. Czy kiedyś zapatrzyłaś się na jakiegoś bohatera do tego stopnia, że świadomość tego, że ten nie jest realny i nigdy nie będzie sprawiała ci ból i smutek? - wyrzucił z siebie potok słów z prędkością karabinu maszynowego.
- Ja… aa… - zająknęłaś się. - Nie wiem… Nie jestem pewna… - odparłaś wymijająco.
- To może porzuciłaś kiedyś jakiś nieskończony twór? - drążył dalej. - Zastanawiałaś się kiedyś, co się dzieje z twoimi postaciami żyjącymi w realiach powołanych do życia twoimi słowami? - kontynuował nie czekając na twoją odpowiedź. - Ludzie nawet nie zdają sobie sprawy, jaką dysponują ogromną potęgą - pokręcił głową z dezaprobatą. - Z łatwością mogą kreować całe światy i je niszczyć. Problem polega jednak na tym, że często je tworzą, ale po drodze nudzą się lub gubią zamysł i zostawiają swoje kalekie twory same sobie. Nie są nawet na tyle uprzejmi, żeby zakończyć ich żałosną egzystencję. Rozumiesz? Bóg, który stworzył nową rzeczywistość pakuje walizkę, odwraca się na pięcie i odchodzi, zostawiając swoje ożywione pomysły na pastwę samych siebie oraz niebezpieczeństw czających się za każdym rogiem. Jak wielkim trzeba być okrutnikiem, żeby porwać się na coś podobnego? - potrząsnął głową z niedowierzaniem. - I w dodatku nie czuć się niczemu winnym! Robiąc to niemal nieświadomie, traktując cudze życie jak zabawę… - znacznie ściszył głos. Przez moment między wami panowała uciążliwa cisza. - Myślisz, że mogłabyś to dokończyć? - zapytał z nadzieją podając ci notes.
“Z każdym dniem czuł się coraz gorzej. Przecież powiedziała, żeby czekał. Powiedziała, że wróci. Niedługo. Za jakiś czas. On musiał tylko czekać w domu. W ich wspólnym domu wzniesionym pod dyktando ich wspólnych marzeń. Bo w końcu wszystko było tu wspólne. Do czasu jej powrotu miał po prostu nie wychodzić. Nie mógł opuszczać tego miejsca.
Właściwie nic nie ograniczało go fizycznie. Mógł otworzyć drzwi i odejść. Miał klucze. Mógł wymknąć się i wrócić niepostrzeżenie, udając, że nic się nie stało. Nie wiedział jednak, kiedy ona mogła wrócić, a nie chciał przecież przegapić jej powrotu. Dlatego właśnie pozwalał sobie jedynie od czasu do czasu na eskapady do ogrodu, żeby zupełnie nie zwariować w zamknięciu. Nie odchodził jednak zbyt daleko. Granicę jego spacerów wyznaczało oczko wodne oddzielające ich posesję od dzikiego. niezbadanego lasu, którego granicy nigdy nie przekroczył. W końcu mieszkało tam tyle cieni… a w nich z kolei tyle zagrożeń i niebezpieczeństw! Lepiej było nie ryzykować zdrowiem, a może nawet życiem dla ulotnej radości zaspokojenia palącej ciekawości.
Mógł ją oszukać, ale nie chciał. Chciał pozostać wierny jej słowom, naiwnie myśląc, że ta w przyszłości odpłaci mu się podobnym oddaniem. Czas mijał, a jej wciąż nie było. Nie wracała pomimo upływu godzin, dni, tygodni… a on z ów czasem czuł się tylko coraz bardziej samotny i zdradzony. Narastał w nim gniew i smutek, z którym nie mógł poradzić sobie sam. Na strychu znalazł jedną z jej starych lalek. Raz wyżywał się na niej tak, jakby brał odwet za wszelkie krzywdy, który doznał za sprawą dawnej właścicielki zabawki - ciskał nią o ściany, palił włosy, wykręcał kończyny, topił w umywalce, zostawiał na deszczu - innym razem traktował ją tak jak prawdziwą kobietę, którą ukochał - tulił, czule gładził po głowie, szeptał czułe słówka i komplementy do ucha, ściskał jej dłoń w dodającym otuchy geście.
A ona wciąż nie wracała…”
Tutaj ostatni wpis się urywał. Wyglądało na to, że ktoś pisał opowiadanie, najprawdopodobniej romantyczne, ale go nie skończył. Zdumiona spojrzałaś na Karmę. Pod wieloma względami przypominał opisanego głównego bohatera, co wzbudzało w tobie podejrzliwość. W dodatku, jeśli weźmie się pod uwagę jego wcześniejsze słowa i gwałtowną reakcję… wyglądało na to, że…
- Jak dokończyłabyś tę historię? - zapytał.
a) - Wybacz, to nie moja historia. Nie mogę jej skończyć w żaden sposób. Nie chcę psuć pierwotnego zamysłu autora - wyjaśniłaś. → przejdź do 10.1
b) - Pozwoliłabym w końcu odejść głównemu bohaterowi z domu, w którym był niejako uwięziony i stworzyłabym dla niego inną postać żeńską, w której mógłby się prawdziwie zakochać, którą mógłby obdarzyć prawdziwym i zdrowym uczuciem; z wzajemnością - podkreśliłaś. → przejdź do 10.2
c) - Sprowadziłabym ukochaną głównego bohatera z powrotem do ich domu, aby ten nie był już samotny i aby oboje mogli cieszyć się swoim uczuciem. Chciałabym, aby ich sielanka wróciła do swojego piertonego stanu - odparłaś. → przejdź do 10.3
9.2
- Tak, zdarzyło mi się kilka razy coś naskrobać… - przyznałaś nieco zbita z tropu nagłą zmianą tematu.
- Dobrze wiedzieć, że nie jesteś bierną osobą, a raczej typem “twórcy” - uśmiechnął się, tym razem szerzej. - A czy udało ci się kiedyś stworzyć postać tak ci bliską, z którą czułaś jakąś dziwną, niezrozumiałą i głęboką więź; do tego stopnia, że desperacko chciałaś ją ożywić, zaprosić do swojego świata? A może spotkałaś podobnego bohatera w cudzej powieści? Że miałaś wrażenie, że ten wręcz prześladuje cię we własnych myślach, snach, że nie pozwala ci się na niczym skupić, pochłania całą twoją uwagę i świadomość, a jednak wciąż pozostaje nieobecny. Wyimaginowany. Nieprawdziwy. Czy kiedyś zapatrzyłaś się na jakiegoś bohatera do tego stopnia, że świadomość tego, że ten nie jest realny i nigdy nie będzie sprawiała ci ból i smutek? - wyrzucił z siebie potok słów z prędkością karabinu maszynowego.
- Ja… aa… - zająknęłaś się. - Nie wiem… Nie jestem pewna… - odparłaś wymijająco.
- To może porzuciłaś kiedyś jakiś nieskończony twór? - drążył dalej. - Zastanawiałaś się kiedyś, co się dzieje z twoimi postaciami żyjącymi w realiach powołanych do życia twoimi słowami? - kontynuował nie czekając na twoją odpowiedź. - Ludzie nawet nie zdają sobie sprawy, jaką dysponują ogromną potęgą - pokręcił głową z dezaprobatą. - Z łatwością mogą kreować całe światy i je niszczyć. Problem polega jednak na tym, że często je tworzą, ale po drodze nudzą się lub gubią zamysł i zostawiają swoje kalekie twory same sobie. Nie są nawet na tyle uprzejmi, żeby zakończyć ich żałosną egzystencję. Rozumiesz? Bóg, który stworzył nową rzeczywistość pakuje walizkę, odwraca się na pięcie i odchodzi, zostawiając swoje ożywione pomysły na pastwę samych siebie oraz niebezpieczeństw czających się za każdym rogiem. Jak wielkim trzeba być okrutnikiem, żeby porwać się na coś podobnego? - potrząsnął głową z niedowierzaniem. - I w dodatku nie czuć się niczemu winnym! Robiąc to niemal nieświadomie, traktując cudze życie jak zabawę… - znacznie ściszył głos. Przez moment między wami panowała uciążliwa cisza. - Myślisz, że mogłabyś to dokończyć? - zapytał z nadzieją podając ci notes.
“Z każdym dniem czuł się coraz gorzej. Przecież powiedziała, żeby czekał. Powiedziała, że wróci. Niedługo. Za jakiś czas. On musiał tylko czekać w domu. W ich wspólnym domu wzniesionym pod dyktando ich wspólnych marzeń. Bo tu przecież wszystko było wspólne. Do czasu jej powrotu miał po prostu nie wychodzić. Nie mógł opuszczać tego miejsca.
Właściwie nic nie ograniczało go fizycznie. Mógł otworzyć drzwi i odejść. Miał klucze. Mógł wymknąć się i wrócić niepostrzeżenie, udając, że nic się nie stało. Nie wiedział jednak, kiedy ona mogła wrócić, a nie chciał przecież przegapić jej powrotu. Dlatego właśnie jedynie od czasu do czasu pozwalał sobie na eskapady do ogrodu, żeby zupełnie nie zwariować w zamknięciu. Nie odchodził jednak zbyt daleko. Granicę jego spacerów wyznaczało oczko wodne oddzielające ich posesję od dzikiego. niezbadanego lasu, którego granicy nigdy nie przekroczył. W końcu mieszkało tam tyle cieni… a w nich z kolei tyle zagrożeń i niebezpieczeństw! Lepiej było nie ryzykować zdrowiem, a może nawet życiem dla ulotnej radości zaspokojenia palącej ciekawości.
Mógł ją oszukać, ale nie chciał. Chciał pozostać wierny jej słowom, naiwnie myśląc, że ta w przyszłości odpłaci mu się podobnym oddaniem. Czas mijał, a jej wciąż nie było. Nie wracała pomimo upływu godzin, dni, tygodni… a on z ów czasem czuł się tylko coraz bardziej samotny i zdradzony. Narastał w nim gniew i smutek, z którym nie mógł poradzić sobie sam. Na strychu znalazł jedną z jej starych lalek. Raz wyżywał się na niej tak, jakby brał odwet za wszelkie krzywdy, który doznał za sprawą dawnej właścicielki zabawki - ciskał nią o ściany, palił włosy, wykręcał kończyny, topił w umywalce, zostawiał na deszczu - innym razem traktował ją tak jak prawdziwą kobietę, którą ukochał - tulił, czule gładził po głowie, szeptał czułe słówka i komplementy do ucha, ściskał jej dłoń w dodającym otuchy geście.
A ona wciąż nie wracała…”
Tutaj ostatni wpis się urywał. Wyglądało na to, że ktoś pisał opowiadanie, najprawdopodobniej romantyczne, ale go nie skończył. Zdumiona spojrzałaś na Karmę. Pod wieloma względami przypominał opisanego głównego bohatera, co wzbudzało w tobie podejrzliwość. W dodatku, jeśli weźmie się pod uwagę jego wcześniejsze słowa i gwałtowną reakcję… wyglądało na to, że…
- Jak dokończyłabyś tę historię? - zapytał.
a) - Wybacz, to nie moja historia. Nie mogę jej skończyć w żaden sposób. Nie chcę psuć pierwotnego zamysłu autora - wyjaśniłaś. → przejdź do 10.1
b) - Pozwoliłabym w końcu odejść głównemu bohaterowi z domu, w którym był niejako uwięziony i stworzyłabym dla niego inną postać żeńską, w której mógłby się prawdziwie zakochać, którą mógłby obdarzyć prawdziwym i zdrowym uczuciem; z wzajemnością - podkreśliłaś. → przejdź do 10.2
c) - Sprowadziłabym ukochaną głównego bohatera z powrotem do ich domu, aby ten nie był już samotny i aby oboje mogli cieszyć się swoim uczuciem. Chciałabym, aby ich sielanka wróciła do swojego piertonego stanu - odparłaś. → przejdź do 10.3
10.1
- Wybacz, to nie moja historia. Nie mogę jej skończyć w żaden sposób. Nie chcę psuć pierwotnego zamysłu autora - wyjaśniłaś.
- Och, doprawdy? - prychnął chłopak. - A więc jesteś jednym z tych “nieobecnych bóstw”, które nie widzą nic złego w porzucaniu swoich nieskończonych tworów?! - zirytował się. Zacisnął szczęki z taką siłą, że mogłaś aż usłyszeć trzask jego zębów. - W takim razie pozwolę ci zobaczyć, jak to przyjemnie jest być uwięzionym w takiej niedokończonej rzeczywistości - ściągnął gniewnie brwi i wyrwał ci notes z ręki, zamykając go z trzaskiem. - Podzielisz mój los - syknął wściekle, przysuwając się do ciebie. Przezornie odskoczyłaś od niego, spoglądając na niego jak na osobę niespełna rozumu. - No, śmiało! Na co czekasz?! Spróbuj stąd uciec! - wskazał ręką wyjście, do którego ty bez chwili pomyślunku pobiegłaś. Niestety, kiedy tylko dopadłaś drzwi frontowych i przekroczyłaś ich próg, z powrotem znalazłaś się na środku salonu zamiast na werandzie. Widząc twoje przerażenie malujące się na twarzy Karma roześmiał się głośno, gardłowo i paskudnie. - Widzisz? Teraz jesteś tu uwięziona tak samo jak i ja, bo ktoś nie był łaskaw dopisać paru wersów - odezwał się kwaśno. - Ty też nie byłaś łaskawa tego zrobić, bo “nie chciałaś niszyć pierwotnego zamysłu autora” - przewrócił oczyma. - Teraz już widzisz, że pierwotny zamysł i tak został już porzucony dawno temu - machnął lekceważąco ręką. - Został porzucony w tym samym czasie, kiedy ja zostałem zostawiony sam sobie po raz pierwszy… - przyznał cicho i spuścił głowę, wbijając zasmucone spojrzenie w podłogę. Odwrócił się na pięcie i odszedł w swoją stronę. Wyglądało na to, że twoje towarzystwo nijak pomagało na trawiącą go dolegliwość, jaką była samotność.
O nie, nie udało ci się wydostać z nawiedzonego domu, a ponad to zostałaś uwięziona w nim na zawsze! Co za szkoda! Miejmy nadzieję, że następnym razem ktoś będzie na tyle miły, aby napisać wam jakieś ładne zakończenie!
10.2
- Pozwoliłabym w końcu odejść głównemu bohaterowi z domu, w którym był niejako uwięziony i stworzyłabym dla niego inną postać żeńską, w której mógłby się prawdziwie zakochać, którą mógłby obdarzyć prawdziwym i zdrowym uczuciem; z wzajemnością - podkreśliłaś.
Kiedy podniosłaś wzrok na chłopaka raz jeszcze ten podsunął ci długopis i skinął wymownie, nakazując ci, abyś przelała swoje myśli na papier. Delikatny uśmiech błąkał się po jego ustach. Wydawało się, że już nie mógł doczekać się, aby przeczytać twoje zakończenie tej smutnej historii.
Starałaś się pisać ładnie i starannie. Kiedy wreszcie skończyłaś odetchnęłaś z ulgą. Oddałaś notes brunetowi, który szybko przebiegł spojrzeniem po twoich równych wersach. Jego uśmiech pogłębił się jeszcze bardziej i pojawiło się w nim jakieś takieś dziwne ciepło, od którego twoje serce zabiło mocniej w klatce piersiowej.
- Pięknie - skwitował cicho, po czym nachylił się nad tobą i musnął twoje usta. Zszokowana przez chwilę nie wiedziałaś, jak zareagować. - Wygląda na to, że w końcu po tylu latach jestem wolny - objął cię ramionami i ucałował twoją skoń, zakładając włosy za ucho w czułym geście. - Wygląda też na to, że w końcu doczekałem się tej jedynej, która była mi przeznaczona… na którą warto było czekać - szepnął ci do ucha, po czym przesunął nosem po szyi, na której następnie zaczął składać drobne pocałunki.
Brawo, udało ci się przeżyć i wydostać z nawiedzonego domu! Mało tego, wyszłaś z niego w świetnym towarzystwie i zgarnęłaś świetnego, czułego i romantycznego chłopaka z bajki, który z pewnością pozostanie ci wierny aż do końca!
10.3
- Sprowadziłabym ukochaną głównego bohatera z powrotem do ich domu, aby ten nie był już samotny i aby oboje mogli cieszyć się swoim uczuciem. Chciałabym, aby ich sielanka wróciła do swojego piertonego stanu - odparłaś.
- Doprawdy? - prychnął, spoglądając na ciebie krzywo. - Czy naprawdę myślisz, że ten chciałby ją widzieć po tak długim czasie? - fuknął. - Wystawiła go plecami do wiatru. Kazała mu czekać. Obiecała, że wróci niedługo, ale w rezultacie nigdy się nie pojawiła. Zdradziła go. Straciła jego zaufanie. Czy myślisz, że po czymś takim byliby w stanie stworzyć szczęśliwy związek? - pokręcił przecząco głową, dając ci od razu do zrozumienia, że było to niemożliwe. - Sprawię, że może zrozumiesz moje położenie nieco lepiej… - mruknął, zabierając notes z twoich rąk i zamykając go.
Wtem w mgnieniu oka znaleźliście się na werandzie. Stałaś tam z Karmą i obserwowałaś, jak pozostali chłopcy pakują rzeczy do samochodu, a następnie sami się do niego ładują.
- Na razie! - pomachali ci na odchodne. - Wrócimy niedługo! Czekaj tu na nas! - obiecali, po czym mogłaś usłyszeć już warkot silnika.
- Czekajcie! - krzyknęłaś, rzucając się w ich stronę, jednak stalowy uścisk bruneta na twoim ramieniu zatrzymał cię w miejscu. Próbowałaś wyrwać się, jednak twoje próby były daremne. - Nie zostawiajcie mnie tu! - zawołałaś łamiącym się głosem.
Z miejsca ogarnęła cię czarna rozpacz. Pięknie. Właśnie zostałaś zostawiona na własną rękę w podupadającej ruderze na odludziu, która ponoć była nawiedzona…
- Teraz już rozumiesz, co czuję przez cały czas? - zapytał chłopak. Na brzmienie jego głosu krew aż w tobie zawrzała. Miałas ochotę przywalić mu w twarz za to, co zrobił, nawet jeśli nie miałaś bladego pojęcia, jak tego dokonał. - Och, oczywiście, że jeszcze nie rozumiesz… - westchnął ciężko. - To dopiero początek. Z czasem będzie tylko gorzej - przestrzegł. - I nie łudź się. Oni nie wrócą. Nigdy - zaznaczył. Słysząc te słowa naprawdę zebrało ci się na płacz.
Brunet odwrócił się na pięcie i odszedł w swoją stronę. Wyglądało na to, że twoje towarzystwo nijak pomagało na trawiącą go dolegliwość, jaką była samotność.
O nie, nie udało ci się wydostać z nawiedzonego domu, a ponad to zostałaś uwięziona w nim na zawsze! Co za szkoda! Miejmy nadzieję, że następnym razem ktoś będzie na tyle miły, aby napisać wam jakieś ładne zakończenie!
“Wariant nr 5”
5. Zainteresowały mnie te drzwi osadzone w niszy. Sama sprawdzę, co się za nimi kryje.
- Ja pójdę tam - wskazałaś na interesujące cię drzwi.
Chłopcy skinęli ci głową, choć żaden z nich nie wyglądał na ukontentowanego z powodu twojego wyboru. Mimo to każdy z nich odwrócił się w swoją stronę niemal jak na komendę. Delikatny uśmiech spełzł z ust Hiro, a Ricko ponownie wyszedł z domu z trzaskiem drzwi, który mógł być spowodowany przeciągiem, lecz niekoniecznie musiał…
Nie przejęłaś się jednak za bardzo reakcją chłopców i dziarsko ruszyłaś przed siebie. Chwyciłaś za klamkę i szarpnęłaś, jednak intrygujące cię drzwi ani drgnęły. Nie wyglądało jednak na to, żeby problemem był tu zardzewiały mechanizm czy zwyczajnie brak klucza. Drzwi nie były zamknięte… a przynajmniej nie w ten najbardziej “standardowy” sposób. Wydawało ci się, jakby ktoś mógł stać za nimi i je blokować. Było to dziwne, a przede wszystkim niemożliwe, gdyż przecież dom był opuszczony, jednak nie mogłaś oprzeć się dziwnemu przekonaniu, że ktoś za nimi stał. Zdawało ci się, że nawet usłyszałaś ciężkie sapnięcie, kiedy naprałaś na nie całym ciężarem ciała.
W końcu jednak udało ci się dopiąć swego. Skutkiem tego był czarny prostokąt zionący miazmatem wilgoci, który stał przed tobą otworem i prowadził w nieznane. Z pomieszczenia dochodziły cię podmuchy zimnego powietrza, przez co zadrżałaś. Przełknęłaś z trudem, jednak nie zamierzałaś się wycofać. Wyciagnęłaś telefon i używając jego wyświetlacza jako prowizorycznej latarki ruszyłaś po schodach w dół - bo tak, dzięki swojemu genialnemu pomysłowi udało ci się dostrzec stopnie i nie wyłożyć na nich jak długa. Weszłaś do środka, poszukując włącznika światła oraz mając nadzieję, że ten jakimś cudem wciąż mógłby jeszcze działać. Potrzebowałaś chwili, aby twoje oczy przyzwyczaiły się do otaczającego cię mroku i nawet w lichym blasku ekranu telefonu udało ci się dopatrzeć stosów kartonowych pudeł poukładanych na sobie wzajemnie w chwiejne wieże, metalowe szkielety regałów, których półki zastawione były różnymi narzędziami i częściami samochodowymi. Wyglądało na to, że dostałaś się do garażu lub prywatnej majsterkowni poprzedniego właściciela domu.
Dziwnie się czułaś. Towarzyszyło ci nieprzyjemne poczucie bycia obserwowanym. Jakby tego było mało wydawało ci się, jakby przyglądająca ci się osoba znajdywała się gdzieś niebezpiecznie blisko. Niemal czułaś jej oddech na własnym karku, ciepło drugiego ciała, delikatny ruch powietrza towarzyszący zwinnym skokom obserwatora, kiedy ten krył się w cieniach pozostając za każdym razem poza zasięgiem twojego wzroku, niezależnie od tego, ile razy byś się nie oglądała. Rozglądając się tak dookoła przestałaś bacznie patrzeć pod nogi, przez co nadepnęłaś na coś w ciemności i omal nie upadłaś. Tym razem byłaś jednak już pewna, że się nie przesłyszałaś. Coś syknęło niczym oburzony wąż i to w dodatku dokładnie koło twojego ucha, po czym odskoczyło w bok. Straciłaś równowagę, jednak na szczęście ściana znajdywała się w pobliżu, toteż zdołałaś się na niej wesprzeć. Zupełnie przypadkiem udało ci się także znaleźć włącznik światła, na którym wylądowała twoja dłoń. W efekcie pomieszczenie zalało się chorobliwie żółtym, migającym światłem buczących i szumiących lamp sufitowych. Rozejrzałaś się, jednak w miejscu, w którym stałaś nie znajdywało się nic, o co mogłabyś się potknąć.
a) Zapytaj czy jest tu kto. → przejdź do 6.1
b) Zacznij dyskretnie przeszukiwać teren. → przejdź do 6.2
6.1
- Jest tu kto?! - zawołałaś.
Odpowiedziała ci cisza. No tak, mogłaś się tego spodziewać… Już zaczęłaś na siebie wyklinać i porównywać się do głównej bohaterki jakiegoś cienkiego thrillera, kiedy nagle coś ruszyło się dosłownie za tobą. Przestraszona odwróciłaś się powoli, żeby stanąć twarzą w twarz z wysokim, szczupłym mężczyzną o długich białych włosach, między którymi gdzieniegdzie pojawiały się także pojedyncze czarne. Chłopak był przeraźliwie blady, miał całą masę kolczyków w twarzy i w uszach oraz kolekcję tatuaży, które wystawały spod jego czarnego, obszernego ubrania, wypełzając na dłonie oraz szyję. Jedno z jego oczu było zasłonięte włosami, drugie natomiast było wielkie, wręcz nieproporcjonalnie duże do jego szczupłej twarzy. Jego tęczówka była intensywnie niebieska i praktycznie nie pozostawiała miejsca dla białka, podcza gdy źrenica pozostawała cienka i pionowa jak u gada. Co dziwne, jak szybko zauważyłaś, ten wpatrywał się w ciebie bez wytchnienia i… praktycznie w ogóle nie mrugał. Niemniej jeszcze bardziej interesujące w nim było to, że jego blada skóra w miejscach, gdzie nie była przyozdobiona tatuażami, była pokryta… wężową skórą, której łuski lśniły delikatnie w sztucznym, słabym świetle jarzeniówek.
- Wybacz, mówiłaśśś cośśś, ale nie dosssłyszałem - odezwał się.
Spojrzałaś na niego jak na osobę niespełna rozumu. To ty tu drzesz się niemal jak opętana, a ten nie słyszy i w dodatku pojawia się przed tobą niczym diabeł z pudełka? Co z nim nie tak? Głuchy jakiś czy co?
- K-kim ty jesteś?!... - wydusiłaś z siebie z trudem.
- Nazywam sssię Luvia - przedstawił się i uśmiechnął się dość oszczędnie. Tyle jednak wystarczyło, żeby jego wąskie, jakby sczerniałe wargi odsłoniły cały rząd wąskich niczym wykałaczki i równie ostrych zębów, z których w oczy przede wszystkim rzucały się wydłużone kły. - A ty? - zainteresował się.
- [twoje imię] - wydukałaś. - Co tu robisz? - kontynuowałaś przesłuchanie.
- Miessszkam - syknął. - To mój dom - wyjaśnił. - A ty czego tu ssszukasssz? - przekrzywił ciekawsko głowę, przyglądając ci się podejrzliwie.
- Znajomi zaproponowali wypad za miasto. Myśleliśmy, że ten dom jest opuszczony - wyjaśniłaś.
- A dlaczego przyssszłaśśś tu sssama? - zainteresował się. - Odłączyłaśśś sssię od grupy - zauważył. - Na początku było wasss więcej. Wyczuwałem więcej zapachów - wytłumaczył. Z czasem zaczął mówić tak cicho, że ledwo mogłaś go usłyszeć. Wyglądało na to, że miał problemy z kontrolowaniem tego, jak głośno mówił, gdyż jego głos to wznosił się, to opadał.
- Zapachów? - zdumiałaś się.
- Tak - pokiwał głową. - Widzisssz, ja sssłabo widzę i sssłyssszę - usprawiedliwił się. - Dlatego właśśśnie głównie kieruję się węchem - wyjaśnił. Nie wiedziałaś, jak mogłaś skomentować jego słowa. Wydawało ci się to niemożliwe, żeby człowiek mógł kierować się głównie tym zmysłem, gdyż był on u nas dość znacząco upośledzony. Słyszałaś o ludziach, którzy mieli problemy ze wzrokiem i którym w zamian wyostrzył się słuch, ale szczerze wątpiłaś, żeby czyimś zmysłem przewodnim mógł zostać właśnie węch. Człowiek to w końcu nie pies gończy, prawda? - Ładnie pachniesssz - odezwał się ponownie. - Tak… sssłodko… - uśmiechnął się nieznacznie. - ...sssmacznie… - jego uśmiech pogłębił się i nabrał jakiegoś niepokojącego wyrazu.
a) - Smacznie? Ktoś tu zgłodniał? - zaśmiałaś się nerwowo. → przejdź do 7.1
b) - Smacznie?... - spojrzałaś poważnie zaniepokojona o jego zdrowie psychiczne i próbowałaś odsunąć się możliwie jak najdalej, jak najszybciej. → przejdź do 7.2
6.2
Nie odezwałaś się, mimo iż miałaś świadomość, że jeśli ktoś w istocie tu był, to ta osoba doskonale zdawała już sobie sprawę z twojej obecności w “opuszczonym” domu. Niemniej jednak wciąż nie uważałaś, że był to dobry powód do robienia zbędnego hałasu. Ostrożnie zaczęłaś kręcić się po garażu, uważając, aby nie zwalić sobie kartonowych pudeł na głowę. Zaglądałaś za każdą ze zawilgotniałych wieżyczek, za każdy regał, aż w końcu zajrzałaś nawet pod blat stołu domorosłego majsterkowicza, jednak osoba, która najwyraźniej bawiła się z tobą w ciuciubabkę była naprawdę dobra w ukrywaniu się przed twoim wzrokiem.
Przysiadłaś w kucki wsparta o kant blatu, zastanawiając się, co ty tak w ogóle robisz. Czy twoje podejrzenia nie powinny cię już dawno skłonić do zawołania któregoś z chłopców? Zresztą, co oni sobie myśleli, zostawiając cię na własną rękę? Czy nie oglądali horrorów? Przecież wiadomym było, że rozdzielenie się w miejscu, w którym mogło czaić się chociażby jakieś potencjalne zło było najgorszym z pomysłów. Zazwyczaj od momentu rozdzielenia aż do końca filmu kolejni bohaterowie tylko ginęli…
Zdziwiłaś się, w jakim kierunku zaczęły podążać twoje myśli. Wyglądało też na to, że na chwilę odpłynęłaś. Do rzeczywistości przywróciło cię jednak wyraźne poczucie bliskości drugiej osoby. Zmrożona strachem odwróciłaś się z trudem w stronę nieznajomego, który wręcz zaglądał ci przez ramię, żeby dostrzec twoją twarz.
- Wssszyssstko w porządku? - zapytał sykliwym głosem, mimo iż jego ton wcale nie wskazywał na to, że był poirytowany. - Sssłabo ci? - zatroskał się.
Zszokowana wpatrywałaś się w wysokiego, szczupłego mężczyznę o długich białych włosach, między którymi gdzieniegdzie pojawiały się także pojedyncze czarne. Chłopak był przeraźliwie blady, miał całą masę kolczyków w twarzy i w uszach oraz kolekcję tatuaży, które wystawały spod jego czarnego, obszernego ubrania, wypełzając na dłonie oraz szyję. Jedno z jego oczu było zasłonięte włosami, drugie natomiast było wielkie, wręcz nieproporcjonalnie duże do jego szczupłej twarzy. Jego tęczówka była intensywnie niebieska i praktycznie nie pozostawiała miejsca dla białka, podcza gdy źrenica pozostawała cienka i pionowa jak u gada. Co dziwne, jak szybko zauważyłaś, ten wpatrywał się w ciebie bez wytchnienia i… praktycznie w ogóle nie mrugał. Niemniej jeszcze bardziej interesujące w nim było to, że jego blada skóra w miejscach, gdzie nie była przyozdobiona tatuażami, była pokryta… wężową skórą, której łuski lśniły delikatnie w sztucznym, słabym świetle jarzeniówek.
- K-kim ty jesteś?!... - wydusiłaś z siebie z trudem.
- Nazywam sssię Luvia - przedstawił się i uśmiechnął się dość oszczędnie. Tyle jednak wystarczyło, żeby jego wąskie, jakby sczerniałe wargi odsłoniły cały rząd wąskich niczym wykałaczki i równie ostrych zębów, z których w oczy przede wszystkim rzucały się wydłużone kły. - A ty? - zainteresował się.
- [twoje imię] - wydukałaś. - Co tu robisz? - kontynuowałaś przesłuchanie.
- Miessszkam - syknął. - To mój dom - wyjaśnił. - A ty czego tu ssszukasssz? - przekrzywił ciekawsko głowę, przyglądając ci się podejrzliwie.
- Znajomi zaproponowali wypad za miasto. Myśleliśmy, że ten dom jest opuszczony - wyjaśniłaś.
- A dlaczego przyssszłaśśś tu sssama? - zainteresował się. - Odłączyłaśśś sssię od grupy - zauważył. - Na początku było wasss więcej. Wyczuwałem więcej zapachów - wytłumaczył. Z czasem zaczął mówić tak cicho, że ledwo mogłaś go usłyszeć. Wyglądało na to, że miał problemy z kontrolowaniem tego, jak głośno mówił, gdyż jego głos to wznosił się, to opadał.
- Zapachów? - zdumiałaś się.
- Tak - pokiwał głową. - Widzisssz, ja sssłabo widzę i sssłyssszę - usprawiedliwił się. - Dlatego właśśśnie głównie kieruję się węchem - wyjaśnił. Nie wiedziałaś, jak mogłaś skomentować jego słowa. Wydawało ci się to niemożliwe, żeby człowiek mógł kierować się głównie tym zmysłem, gdyż był on u nas dość znacząco upośledzony. Słyszałaś o ludziach, którzy mieli problemy ze wzrokiem i którym w zamian wyostrzył się słuch, ale szczerze wątpiłaś, żeby czyimś zmysłem przewodnim mógł zostać właśnie węch. Człowiek to w końcu nie pies gończy, prawda? - Ładnie pachniesssz - odezwał się ponownie. - Tak… sssłodko… - uśmiechnął się nieznacznie. - ...sssmacznie… - jego uśmiech pogłębił się i nabrał jakiegoś niepokojącego wyrazu.
a) - Smacznie? Ktoś tu zgłodniał? - zaśmiałaś się nerwowo. → przejdź do 7.1
b) - Smacznie?... - spojrzałaś poważnie zaniepokojona o jego zdrowie psychiczne i próbowałaś odsunąć się możliwie jak najdalej, jak najszybciej. → przejdź do 7.2
7.1
- Smacznie? Ktoś tu zgłodniał? - zaśmiałaś się nerwowo.
- W issstocie - przyznał. - Dawno już nic nie jadłem - poskarżył się.
- Nie mam nic przy sobie, ale wydaje mi się, że powinny zostać nam jeszcze jakieś przekąski w samochodzie - przypomniałaś sobie. - Mogę po coś pójść, jeśli chcesz - zaoferowałaś.
- Co przywieźliśśście ze sssobą? - zapytał. - Cośśś sssmaczniejssszego od ciebie? - wyszczerzył się szeroko, a ciebie przeszły dreszcze. Jego uśmiech był przerażający…
a) Zaproponuj słodką przekąskę. → przejdź do 8.1
b) Zaproponuj słoną/ostrą przekąskę. → przejdź do 8.2
7.2
- Nie uciekaj - Luvia chwycił cię za rękę i szarpnął mocno, tak, że wylądowałaś na podłodze. Jego uścisk przypominał imadło. Skrzywiłaś się z bólu i zagryzłaś wargi, żeby nie krzyknąć. - Nie bój sssię mnie. Nie ma, czego sssię bać - zapewnił, choć ty nie byłaś wcale taka pewna czy mogłaś mu zaufać. - Jessstem już głodny, ale nie zjem cię w całośśści… przynajmniej nie od razu - dodał po chwili namysłu, po czym wyszczerzył się szeroko. Przeszły cię dreszcze na ten widok. Jego uśmiech był przerażający… Poza tym nie wiedziałaś czy z nim faktycznie było coś nie tak, czy tylko miał wyjątkowo dziwaczne poczucie humoru.
- Przywieźliśśście coś ze sssobą? - zapytał. - Cośśś sssmaczniejssszego od ciebie? - wyszczerzył się szeroko, a ciebie przeszły dreszcze. Jego uśmiech był przerażający…
a) Zaproponuj słoną/ostrą przekąskę. → przejdź do 8.2
b) Zaproponuj słodką przekąskę. → przejdź do 8.1
8.1
- Myślę, że powinniśmy mieć jeszcze coś słodkiego… - mruknęłaś, próbując przypomnieć sobie, co zostało na tylnych siedzeniach w aucie.
- Nie przepadam za sssłodyczami - wyznał skrzywiony, a ty spojrzałaś na niego zdziwiona. Jak można było nie lubić słodyczy? Serio, co było z nim nie tak? - Nie interesssują mnie twoje przekąssski - pokręcił głową. - Wolałbym cośśś bardziej treśśściwego - uśmiechnął się półgębkiem, po czym przybliżył się do ciebie znacząco.
Z początku nie wiedziałaś, co ten zamierzał zrobić, jednak jego rozwarte szczęki naprowadziły cię na myśl, że, niezależnie od tego, jak głupio czy niedorzecznie to brzmiało, ten próbował cię ugryźć, a może nawet zjeść, najzwyczajniej w świecie połknąć na raz. Długie kły wystające z jego ust zdawały się jeszcze dodatkowo urosnąć, a wraz z tym, jak ten był coraz bliżej, jego szczęki rozwierały się coraz szerzej - zupełnie tak, jakby te nie były w żaden sposób nie były ze sobą połączone zrostami kostnymi czy chrząstkami, tak jak to było w przypadku normalnych ludzi.
a) Chwyć najbliżej stojący spray na blacie stołu i spróbuj psiknąć nim napastnikowi w oczy, używając go niczym gazu pieprzowego. → przejdź do 9.1
b) Zacznij krzyczeć, nawołując chłopców, którzy przecież nie powinni być znowu aż tak daleko, prawda? → przejdź do 9.2
8.2
- Myślę, że powinniśmy mieć jeszcze coś słonego… albo ostrego… - mruknęłaś, próbując przypomnieć sobie, co zostało na tylnych siedzeniach w aucie.
- Brzmi nie najgorzej - przyznał. - Nie interesssują mnie jednak twoje przekąssski - pokręcił głową. - Wolałbym cośśś bardziej treśśściwego - uśmiechnął się półgębkiem, po czym przybliżył się do ciebie znacząco.
Z początku nie wiedziałaś, co ten zamierzał zrobić, jednak jego rozwarte szczęki naprowadziły cię na myśl, że, niezależnie od tego, jak głupio czy niedorzecznie to brzmiało, ten próbował cię ugryźć, a może nawet zjeść, najzwyczajniej w świecie połknąć na raz. Długie kły wystające z jego ust zdawały się jeszcze dodatkowo urosnąć, a wraz z tym, jak ten był coraz bliżej, jego szczęki rozwierały się coraz szerzej - zupełnie tak, jakby te nie były w żaden sposób nie były ze sobą połączone zrostami kostnymi czy chrząstkami, tak jak to było w przypadku normalnych ludzi.
a) Chwyć najbliżej stojący spray na blacie stołu i spróbuj psiknąć nim napastnikowi w oczy, używając go niczym gazu pieprzowego. → przejdź do 9.1
b) Zacznij krzyczeć, nawołując chłopców, którzy przecież nie powinni być znowu aż tak daleko, prawda? → przejdź do 9.2
9.1
W odruchu samoobronnym sięgnęłaś po najbliżej stojącą puszkę z rozpylaczem i próbowałaś psiknąć sprayem napastnikowi w oczu niczym gazem pieprzowym. No co? Przecież na amerykańskich filmach akcja z gazem pieprzowym zawsze działała…
Nie udało ci się dopiąć swego, jednak nie można było powiedzieć, że byłaś także na zupełnie straconej pozycji. Może i nie udało ci się wycelować wprost w oczy Luvii, jednak sam duszący preparat rozpylony w powietrzu zadziałał wystarczająco skutecznie. Chłopak zaczął się krztusić i miotać, nie wiedząc, co ze sobą zrobić. Zachowywał się tak, jakby został oślepiony, mimo iż przecież chybiłaś. Zaniósł się okropnym kaszlem i wydawało się, że zaczął pluć na podłogę, kiedy chemikalia dostały mu się do ust. Wykorzystałaś chwilę jego nieuwagi i w tym momencie rzuciłaś się w kierunku drzwi. Nie udało ci się jednak uciec zbyt daleko. Białowłosy szybko ponownie cię dopadł i tym razem uczepił się twojej bluzy, ciągnąc cię z powrotem do tyłu, w swoim kierunku. Odkaszlnął po raz ostatni, po czym otarł rękawem usta, z których spływała mu dziwnie spieniona ślina. Spojrzał na ciebie rozeźlony, ale w jakimś sensie także… z uznaniem? Wywalił cienki, długi język o rozdwojonym koniuszku i skrzywił się paskudnie, jednak ostatecznie udało mu się zdobyć na krzywy uśmiech. Wyglądał na nieźle otumanionego. Chwiał się na nogach, a jego uścisk był zdecydowanie lżejszy i mniej zdecydowany niż przedtem, z czego zamierzałaś skorzystać w odpowiednim momencie.
- Zdaje sssię, że wiesssz co nieco o wężach - założył. - Sssam przyznałem ci, że mam sssłaby wzrok i sssłuch, dlatego possstanowiłaśśś pozbawić mnie zmysssłu, na którym najbardziej polegam? - jego uśmiech przypominał poszarpane cięcie brzytwą w bladym płótnie całunie jego twarzy. - Imponujące - przyznał. - Ssstrategia dobra, ale nie wyssstarczająco dobra - mruknął przyciągając cię z powrotem do siebie.
W tym samym momencie usłyszałaś raban i wyraźny odgłos kroków dochodzący z góry. Wyglądało na to, że jednak ktoś zaniepokoił się odgłosami dochodzącymi z garażu i postanowił sprawdzić, co się z tobą dzieje.
a) Zacznij krzyczeć, prosząc chłopców o pomoc. → przejdź do 10.1
b) Nadepnij stojącemu za tobą Luvii na nogę i rzuć się w stronę wyjścia, czym prędzej ciągnąc swoich towarzyszy z powrotem do auta. → przejdź do 10.2
c) Krzyknij, żeby nikt tu nie wchodził. Nie chciałaś narażać innych na niebezpieczeństwo. Wygrzeb niewielką buteleczkę mgiełki do ciała, którą zawsze nosiłaś przy sobie i spróbuj powtórzyć akcję ze sprayem. → przejdź do 10.3
9.2
Przerażona zacząłaś krzyczeć, nawołując swoich towarzyszy oraz mając nadzieję, że ci zechcą ruszyć ci na ratunek i nie zbagatelizują twoich wrzasków, uznajac, że postanowiłaś sobie z nich zażartować. Białowłosy nie wyglądał jednak na w żaden sposób poruszonego twoimi zdolnościami wokalnymi. Krzyczałaś tak głośno, że aż zdarłaś sobie gardło, które zaczęło cię nieznośnie piec, jednak ten nawet nie skrzywił się, zupełnie tak, jakby miał zatyczki w uszach i wysokie decybele, którymi próbowałaś go potraktować, nie obchodził go ani trochę. W końcu rozdrażniony chwycił się za gardło, co zmusiło się zamilknięcia.
- Wygląda na to, że nie wiesssz nic o wężach - skrzywił się. - Tak, jak już mówiłem wcześśśniej, jessstem praktycznie głuchy - wzruszył ramionami. - Reaguję głównie na drgania fal dźwiękowych w powietrzu - wyjaśnił. - Więc możesssz zdzierać gardło, ile wlezie, ale mnie to i tak nie zrobi żadnej różnicy - prychnął, przewracając oczami.
W tym samym momencie usłyszałaś raban i wyraźny odgłos kroków dochodzący z góry. Wyglądało na to, że jednak ktoś zaniepokoił się odgłosami dochodzącymi z garażu i postanowił sprawdzić, co się z tobą dzieje.
a) Zacznij krzyczeć, prosząc chłopców o pomoc. → przejdź do 10.1
b) Nadepnij stojącemu za tobą Luvii na nogę i rzuć się w stronę wyjścia, czym prędzej ciągnąc swoich towarzyszy z powrotem do auta. → przejdź do 10.2
c) Krzyknij, żeby nikt tu nie wchodził. Nie chciałaś narażać innych na niebezpieczeństwo. Wygrzeb niewielką buteleczkę mgiełki do ciała, którą zawsze nosiłaś przy sobie i spróbuj powtórzyć akcję ze sprayem. → przejdź do 10.3
10.1
Zaczęłaś krzyczeć, wołając chłopców na pomoc. Ci zjawili się zgodnie z twoim życzeniem. Szybko okazało się, że twoja decyzja nie była jednak tą najbardziej trafną, gdyż w oczach węża zabłysło prawdziwe poczucie zagrożenia, a to z kolei oznaczało, że ten nie zamierzał się już dłużej z tobą cackać. Pionowa zmarszczka poirytowania pojawiła się na jego czole, kiedy ten ściągnął groźnie brwi.
Rozzłoszczony nie na żarty Luvia okazał się poważnym zagrożeniem, któremu nie sprostała nawet piątka ludzi. Walka wcale nie trwała długo. Białowłosy poruszał się z niesamowitą prędkością, toteż twoi obrońcy odnosili wrażenie, jakby ciosy nadchodziły znikąd. Mało tego, pogryzieni tracili władzę w kończynach ze względu na truciznę, która roznosiła się po ich ciałach z każdym pojedynczym uderzeniem serca. Twój napastnik rozprawił się z nimi ekspresowo, jednak nie wyglądał, jakby właśnie szykował się do sutej kolacji. Kiedy wszyscy chłopcy leżeli już na ziemi całą swoją uwagę skupił na tobie. Przerażona nie potrafiłaś się nawet ruszyć z miejsca. Czułaś, jak nogi drżą i uginają się pod twoim własnym ciężarem.
- Zacznijmy od najsssmaczniejssszej przekąssski - syknął Luvia, po czym rzucił się na ciebie.
O nie, tym razem nie udało ci się przeżyć! Zostałaś pożarta przez węża, a poza tym twoi przyjaciele również zostali zabici! Miejmy nadzieję, że następnym razem będziesz miała więcej szczęścia!
10.2
Próbowałaś nadepnąć Luvii na nogę i uwolnić się od niego, jednak twoje próby spełzły na niczym. Tupałaś noga raz za razem, jednak nie mogłaś natrafić na jego stopę. Ten w końcu roześmiał się głośno, dając ci do zrozumienia, że coś tu było mocno nie tak…
- Nie ze mną takie numery, ssskarbie - prychnął, po czym odwrócił cię do siebie przodem. Przyjrzałaś mu się i ze zgrozą stwierdziłaś, że białowłosy nie posiadał pary nóg… ale gruby, masywny ogon pokryty połyskującymi oleiście łuskami, na którym unosił się niczym rozzłoszczona kobra szykująca się do ataku. - Widzisssz… - przeciągnął. - Nie wssszyssstko jessst takie, na jakie może wyglądać na pierwssszy rzut oka - uśmiechnął się pobłażliwie, po czym oplótł cię swoim ogonem.
Jeżeli jego wcześniejszy uścisk przypominał imadło, to teraz zdecydowanie przyszło ci się znaleźć w metalowej prasie gigantycznych rozmiarów. Uścisk wydusił z ciebie ostatni oddech, całe powietrze z płuc, przez co te szybko zaczęły cię palić. Klatka piersiowa trzasnęła w proteście, nie mogąc znieść takiego nacisku. W oczach stanęły ci łzy i krzyknęłabyś, gdybyś tylko mogła wydobyć z siebie pojedynczy dźwięk. Ból był nie do zniesienia. Obezwładniający i ogłupiający. Twoje ręce opadły bez życia, a przed oczami zaczęło ci ciemnieć.
- Dobranoc, kwiatussszku - usłyszałaś ostatni syk Luvii zanim twoja świadomość kompletnie uleciała w bezkresną czerń nicości. - Mam nadzieję, że nie będziesssz rozczarowującą przekąssską - pożegnał cię szerokim, przerażającym uśmiechem, w którym obnażał długie kły jadowe.
O nie, tym razem nie udało ci się przeżyć! Zostałaś pożarta przez węża! Miejmy nadzieję, że następnym razem będziesz miała więcej szczęścia!
10.3
Krzyknęłaś, żeby nikt nie wchodził do garażu. Nie chciałaś narażać innych na niebezpieczeństwo. Jeśli mieli choć trochę oleju w głowie powinni zorientować się, że coś było nie tak, że za twoimi słowami krył się jakiś dobry powód, ale przede wszystkim powinni brać nogi za pas, póki jeszcze mieli ku temu czas i możliwość.
Sięgnęłaś wolną rękę do kieszeni po miniaturową buteleczkę mgiełki do ciała, którą zawsze ze sobą nosiłaś. Próbowałaś powtórzyć akcję ze sprayem, jednak tym razem nie udało ci się wziąć węża z zaskoczenia. Ponad to delikatna perfuma nie była tak dusząca jak ciężki spray, toteż tym razem podniosłaś klęskę.
- Nieźle kombinujesssz, ale ze mną ta sssama sssztuczka dwa razy nie przejdzie - zaśmiał się, po czym odwrócił cię do siebie przodem. - W każdym razie dobrze, że nie zaczęłaśśś krzyczeć - skwitował. - Wiesssz, że węże są praktycznie głuche? - zapytał. - Tak naprawdę prawie w ogóle cię nie sssłyssszę - przyznał. - Reaguję na fale dźwiękowe rozchodzące sssię w powietrzu - wyjaśnił. - Tak sssamo prawie w ogóle cię nie widzę - dodał. - Jessstem w ssstanie wyczuć ciepło emanujące z twojego ciała, dlatego zawsssze cię znajdę nawet w najgłębssszych ciemnośśściach - wyszczerzył się przebiegle. - Powiedz zatem, czy węże nie sssą fassscynującymi zwierzętami? - zapytał, jednak szybko zrozumiałaś, że było to pytanie z kategorii tych, na które nikt nie oczekiwał odpowiedzi zwrotnej. I dobrze. Wolałaś zachować milczenie, gdyż obawiałaś się, że twój głos mógłby strasznie drżeć ze względu na strach, który przejął kontrolę nad twoim ciałem. - Mają wiele zalet - kontynuował. - Mają wiele unikalnych zdolnośśści, jednak nie da sssię ukryć, że mają też kilka sssłabośśści… tak jak każdy zresssztą - przewrócił oczyma. - Nikt w końcu nie jessst idealny - zabrzmiał zupełnie tak, jakby stawał w obronie omawianych gadów w kłótni lub przynajmniej burzliwej dyskusji, podczas gdy ty wciąż pozostawałaś cicho. - Ty ssstarałaśśś sssię wykorzyssstać te nieliczne wady węży, żeby sssię ratować. Mądra z ciebie dziewczyna - schlebił ci. - Zbyt mądra, żeby zmarnować cię na zwykły posssiłek - zawyrokował. - Z drugiej ssstrony ssszkoda byłoby jednak pussszczać cię wolno - westchnął, zastanawiając się głośno, co też powinien z tobą zrobić. - Wiesssz, mussszę przyznać, że czasssami życie w takim miejscu może dać ci w kośśść pod wieloma względami… nie tylko pod względem zdobywania pożywienia, ale także… sssamotnośśści - wyznał z trudem. - Dlatego właśśśnie zossstaniesssz ze mną - zawyrokował i uśmiechnął się szeroko. - Zossstaniesssz już na zawsssze - oświadczył tonem nieznoszącym żadnych sprzeciwów.
Brawo, udało ci się przeżyć! Co prawda skończyłaś uwięziona na odludziu z zakochanym w tobie, zaborczym wężem, ale lepsze to niż oglądanie Krainy po Drugiej Stronie Tęczy, prawda? Poza tym jeszcze przyzwyczaisz się do swojego nowego chłopaka. Co prawda jest on zmiennocieplny, co oznacza, że raz jest chłodny jak lód, a raz krew w nim się gotuje, jednak ty doskonale wiesz, jak okiełznać jego dziki (tak, to dobre określenie - bo w końcu węże to dzikie zwierzęta) charakter!
a
|
b
|
c
|
d
|
e
| |
1.
|
+5 Hiro
|
+5 Yoshiatsu
|
+5 Hikarito
|
+5 Ricko
|
-
|
2.
|
+5 Hiro
|
+5 Yoshiatsu
|
+5 Hikarito
|
+5 Ricko
|
-
|
3.
|
+5 Hikarito
|
+5 Ricko
|
+5 Yoshiatsu
|
+5 Hiro
|
-
|
4.
|
+5 Hikarito
|
+5 Yoshiatsu
|
+5 Ricko
|
+5 Hiro
|
+5 Luvia
|
5.
|
I +5 Hikarito
II +0 Yoshiatsu
III +0 Isami
IV +5 Hiro
V +0 Luvia
|
I +0 Hikarito
II +0 Yoshiatsu
III +3 Isami
IV +0 Hiro
V +3 Luvia
|
-
|
-
|
-
|
6.1
|
I +0 Aryu
II +5 Kai
III -3 Ricko
IV +5 Karma
V+5 Luvia
|
I +0 Aryu
II +3 Kai
III +3 Ricko
IV+0 Karma
V +0 Luvia
|
-
|
-
|
-
|
6.2
|
I -5 Hikarito
II +5 Kai
IV +5 Karma
V +5 Luvia
|
I +0 Aryu
II +3 Kai
IV +0 Karma
V +0 Luvia
|
-
|
-
|
-
|
7.1
|
I +5 Aryu
II -3 Kai
III +1 Isami
IV -5 Karma
V +0 Luvia
|
I -5 Aryu
II +5 Kai
III +0 Isami
IV+5 Karma
V +5 Luvia
|
III -3 Isami
|
III +5 Isami
|
-
|
7.2
|
I +5 Aryu
II -3 Kai
III +1 Isami
IV -5 Karma
V +5 Luvia
|
I-5 Aryu
II +5 Kai
III +0 sami
IV +5 Karma
V +0 Luvia
|
III -3 Isami
|
III +5 Isami
|
-
|
8.1
|
I-5 Aryu
II +5 Kai, -5 Yoshiatsu
III +0 Isami
IV -3 Karma
V +0 Luvia
|
I +5 Aryu
II +3 Yoshiatsu
III +0 Isami
IV +5 Karma
V -3 Luvia
|
-
|
-
|
-
|
8.2 (3,4)
|
I -5 Aryu
II +5 Kai, -5 Yoshiatsu
III +0 Isami
IV +5 Karma
V +0 Luvia
|
I +5 Aryu
II + 3 Kai
III +0 Isami
IV -3 Karma
V -3 Luvia
|
-
|
-
|
-
|
9.1
|
I -5 Aryu
II +10 Kai, -10 Yoshiatsu
III -5 Isami
IV -5 Karma
V -5 Luvia
|
I -10 Aryu
II -10 Kai, +5 Yoshiatsu
III +10 Isami
IV +10 Karma
V +0 Luvia
|
I +3 Hikarito
II -10 Kai,+3 Yoshiatsu
III -3 Isami
IV -3 Karma
V +0 Luvia
|
-
|
-
|
9.2
|
I -5 Aryu
II +10 Kai, -10 Yoshiatsu
III -5 Isami
IV -5 Karma
V -5 Luvia
|
I -10 Aryu
II -10 Kai, +5 Yoshiatsu
III +10 Isami
IV +10 Karma
V +0 Luvia
|
I +3 Hikarito
II -10 Kai, +3 Yoshiatsu
III -3 Isami
IB -5 Karma
V +5 Luvia
|
-
|
-
|
Max-Min Lovometr value:
Hikarito: 28 - (-5) → jeżeli udało ci się zdobyć 20 punktów z Hikarito lub więcej możesz dopisać sobie “dodatkowe” życie (bądź mądra jak kot - zbieraj zapasowe życia → nigdy nie wiadomo, kiedy przyjdzie ci odwiedzić nawiedzony dom!)
Aryu: 10 - (-20) → jeżeli jesteś na minusie z Aryu musisz odebrać sobie jedno z “dodatkowych” żyć, niezależnie od tego czy udało ci się przetrwać w grze, czy też nie. Jeśli tak, oznacza to, że Aryu nie polubił cię, a więc postanowił dopaść cię nawet poza murami nawiedzonego domu! Jeśli i tak nie udało ci się wyjść cało z opresji… cóż, najwyraźniej tak bardzo rozzłościłaś Aryu, że ten postanowił dręczyć cię nawet po śmierci ^^’’
Yoshiatsu: 28 - (-15) → jeżeli udało ci się zdobyć 20 punktów z Yoshiatsu lub więcej możesz dopisać sobie “dodatkowe” życie!
Kai: 25 - (-10) → jeżeli jesteś na minusie z Kaim musisz odebrać sobie jedno z “dodatkowych” żyć, niezależnie od tego czy udało ci się przetrwać w grze, czy też nie. Jeśli tak, oznacza to, że Kai nie polubił cię, a więc postanowił dopaść cię nawet poza murami nawiedzonego domu! Jeśli i tak nie udało ci się wyjść cało z opresji… cóż, najwyraźniej tak bardzo rozzłościłaś Kaia, że ten postanowił dręczyć cię nawet po śmierci ^^’’
Ricko: 23 - (-3) → jeżeli udało ci się zdobyć 18 punktów z Ricko lub więcej możesz dopisać sobie “dodatkowe” życie!
Isami: 18 - (-8) → jeżeli jesteś na minusie z Isamim musisz odebrać sobie jedno z “dodatkowych” żyć, niezależnie od tego czy udało ci się przetrwać w grze, czy też nie. Jeśli tak, oznacza to, że Isami nie polubił cię, a więc postanowił dopaść cię nawet poza murami nawiedzonego domu! Jeśli i tak nie udało ci się wyjść cało z opresji… cóż, najwyraźniej tak bardzo rozzłościłaś Kaia, że ten postanowił dręczyć cię nawet po śmierci ^^’’
Hiro: 25 - 0 → jeżeli udało ci się zdobyć 18 punktów z Hiro lub więcej możesz dopisać sobie “dodatkowe” życie!
Karma: 25 - (-18) → jeżeli jesteś na minusie z Karmą musisz odebrać sobie jedno z “dodatkowych” żyć, niezależnie od tego czy udało ci się przetrwać w grze, czy też nie. Jeśli tak, oznacza to, że Karma nie polubił cię, a więc postanowił dopaść cię nawet poza murami nawiedzonego domu! Jeśli i tak nie udało ci się wyjść cało z opresji… cóż, najwyraźniej tak bardzo rozzłościłaś Kaia, że ten postanowił dręczyć cię nawet po śmierci ^^’’
Luvia: 18 - (-8) → jeżeli jesteś na minusie z Luvią musisz odebrać sobie jedno z “dodatkowych” żyć, niezależnie od tego czy udało ci się przetrwać w grze, czy też nie. Jeśli tak, oznacza to, że Luvia nie polubił cię, a więc postanowił dopaść cię nawet poza murami nawiedzonego domu! Jeśli i tak nie udało ci się wyjść cało z opresji… cóż, najwyraźniej tak bardzo rozzłościłaś Kaia, że ten postanowił dręczyć cię nawet po śmierci ^^’’
Cóż, obrońcy praw zwierząt zapewne z chęcią spaliliby mnie na stosie, ale hej! Przeżyłam!
OdpowiedzUsuńA najwyższy lovometr miałam z Hikarito.
Podziwiam twoją cierpliwość i wytrwałość, sama zapewne pogubiłabym się z tym wszystkim i poległa próbując stworzyć podobną grę.
Mniejsza z obrońcami zwierząt, tu się rozchodziło o twoje życie! xD Gratuluję... przeżycia mojej gry x''p
UsuńŁe tam, chciałam to wszystko jeszcze bardziej zagmatwać, ale w pewnym momencie zorientowałam się, że naskrobałam już 50 stron, więc może warto już wrzucić na luz i nie szaleć, bo nikt mi tu książki na raz nie przeczyta ^^''
Dziękuję pięknie za komentarz ♥
~Kita-pon
Ten komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuńUps... zbił mnie rozwścieczony Aryu XDD czyli osiągnęłam swój cel wybierając samotną wędrówkę XDDDDD YAY! XD Ciekawe co na to mój zaborczy chłopak, pomści mnie? A może machnie ręką? Albo w zamian za to, że odebrał mu towarzyszkę zatrzyma go sobie? Jakby nie potrzeć ostatni wariant brzmi ciekawie XDD (ach ten umysł yaoistki, nawet w grze gdzie jest baba i kończy związku z głównym biszem z ścieżki znajdzie gejozę, nawet kosztem własnego życia XDDD)
OdpowiedzUsuńMam teraz jakąś fazę na Lord of the rings, i teraz patrząc na nazwę hrabstwa w którym pomieszkujesz, przeczytałam samo Shire i w mojej głowie pojawił się obraz tego Nazgula, który szukając pierścienia powiedział "Shiiiire... Baaaaginsssss...", to znak! Nie wiem jaki, ale na pewno to ma jakieś znaczenie, tylko nie wiem czy dobre XDDD
Co do tamtego pomysłu z piekielna szkołą, to w sumie nie głupie pomysł XD sama już wymyśliłam kilka na wstępie i jestem ciekawa jakie ty masz :D
Wracając do gry, nawiedzone domy teraz w modzie co? XDDDDD
Pozdrowienia ślę z Śródziemia, gdzie Sauron wskrzesił moją duszę jako swego sługę. Trzeba szukać Jedynego Pierścienia! Chwała mrocznemu Czarnoksiężnikowi!
PS: Ej... Tak teraz patrzę na te lovometry i czemu do cholerci, prawie zawsze zabija nas Kai? XD Tylko raz robi to Aryu, chyba zakradł się tu jakiś błąd XDDDDDDD
Tak, to się nazywa już spaczenie x''D Swoją drogą, paring Aryu x Luvia?... w sumie brzmi ciekawie, może trzeba mu dać szansę x''p
UsuńZnak chyba tego, że jestem Gollumem x''p
A co do PS'a - to nie ma tam żadnego błędu. Mogę tylko wytłumaczyć to tak, że Kai jest bardzo... wymagający x''p Poza tym trochę skrajny z niego demon - albo cię kocha na zabój, albo nie nawidzi... też na zabuj; w dodatku dosłownie x''D
~Kita-pon
Od zawsze wiedziałam, że jest coś ze mną nie tak XD Teraz już wiem co XD Prawda, paring ciekawy, bo jk dla mnie Luvia niezbyt pasuje do pozostałych członków ze swojego zespołu XDDD
Usuń"My precious!"
Bardziej hobbitem, to oni mieszkali w Shire XD
No, ale jak to? Podpadamy Karmie, a zabija nas Kai? XD No jeszcze u Isamigo da się to wytłumaczyć, chłopaczek wychudzony i pewnie niewiele ma siły, więc potrzebuje pomocy XD Jednak Karma? Niby nie jest przesadnie umięśniony, na pewnie nie tak jak Huuki XD, ale jest sprytny i sam dałby radę. Chyba, że... są kochankami! Podpadając Karmi, podpadamy tez naszemu demonkowi i ten by jego ukochany nie musiał się męczyć zabija nas. Potem ofiarowuje mu nasze zwłoki mówiąc: "Proszę kochanie, to zołza ni będzie cię więcej wkurzać" XDDDD Także faktycznie, nie ma żadnego błędu XDDD
Podglądając elfy z Mirkwood ślę pozdrowienia!
Faktycznie, Luvia jakoś tam tak nie pasuje... Haruya wygląda jakby się urwał z oshare, a Kosuke i Siki... kurna, oni mi jakoś tak bardzo nie leżą do żadnego paringu, że to aż boli ^^'' Dlatego zawsze shippuję go z Kaim (pomińmy już fakt, że Kai to moja miłość i kiedyś znajdzie mnie na swojej wycieraczce x''D) - no, ale trzeba rozszerzać horyzonty, więc może kiedyś doczekamy się Aryu x Luvia. Why not x''p
UsuńJeśli mam być hobbitem to chyba nawet mój wzrost by się wgadzał, bo ostatnio w kawiarnii nie mogłam nawet dosięgnąć do blatu i gość zza baru musiał mnie podsadzić, żebym mogła usiąść na stołku >.<'' Czas wyprowadzić się do Japonii - tam mają niższe stołki... a przynajmniej taką mam nadzieję x''D
Czekaj, czekaj... bo teraz ja nie kminię, o co chodzi... Że niby jak zawsze zabija Kai? Każdy ma swój wariant. Jak wkurzysz Karmę to zostaniesz uwięziona w "the corpse mansion" (/.-)'' Paczałam na lovometry i jest tam lista, który wariant, do kogo się odnosi i podpisy pod spodem też są okej, ostatnie części opowiadania też się zgadzają... więc witłumacz mi dokładniej jak to jest, że ciebie zawsze zabija Kai, bo nie czaję (może zwyczajnie podpałaś demonowi? x''p)
I dlaczego, diabelskie nasienie ty, podglądasz elfy? One też chcą mieć swoją prywatnosć! Poza tym Aryu pasowałby mi na elfa... coś ostatnio mam burzę pomysłów i wpadam na jeden za drugim z prędkością światła xp
Pozdrowienia przyjmuję i odsyłam w zamian własne, szykujac się do przesłuchania Kaia odnośnie tej sprawy - o! Już się pojawił! Znów roztrzaskał mi półki tyłkiem w lodówce, ale co tam... x''D Może to najwyższy czas, żeby nauczyć się w końcu porządnie rysować runy przywoławcze? ^^''
~Kita-pon
Chodzi o to:
OdpowiedzUsuń"Luvia: 18 - (-8) → jeżeli jesteś na minusie z Luvią musisz odebrać sobie jedno z “dodatkowych” żyć, niezależnie od tego czy udało ci się przetrwać w grze, czy też nie. Jeśli tak, oznacza to, że Kai nie polubił cię, a więc postanowił dopaść cię nawet poza murami nawiedzonego domu! Jeśli i tak nie udało ci się wyjść cało z opresji… cóż, najwyraźniej tak bardzo rozzłościłaś Kaia, że ten postanowił dręczyć cię nawet po śmierci ^^’’
Niby podpadłam Luvii, ale końcówka mówi, że Kai mnie sprzątnął xD
Ciiii! One o niczym nie wiedzą, a poza tym lubię patrzeć na ładne klaty... i nie tylko :>>>
Nom, Aryu pasuje na takiego elfa, a także mi z takim elfiątkiem kojarzy się Teru.
Niech się cieszy, że to lodówka, a nie górna szafka, bo lodówka jest na ziemi, a gdyby wylądował w górnej szafce to miałby jeszcze krótki i bolesny upadek na ziemię, bo ta zerwałaby się pod jego ciężarem xD
Pozdrowienie ślę uciekając, gdyż elfy odkryły moją obecność ;_;
O kurczaki, o to chodzi... Tak to się kończy,jak robisz "kopiuj-wklej" ^^'' Poprawię to już jutro, bo dzisiaj trza lecieć spać, bo w końcu rano trzeba wstać (co poradzisz, jak zajęcia z boksu są na 7.00 T_T)
UsuńOsz ty zbereźna kobieto! Wsydź się! x''DD (odezwła się "niewinna" C'':)
Ja tam nigdy nie byłam i chyba raczej nie będę fanką Teru. Zawsze wydawało mi się, że ma jakąś nieproporcjonalnie dużą głowę do reszty ciała... i na żywo to się rzuca w oczy jeszcze bardziej >.<''
A co do Kaia, to wiesz... ja mam lodówkę z zamrażarką, więc jak zleci z wysokości zamrażarki to wciąż trochę wysoko i może się trochę poobijać biedaczek ^^''
O nie, jak mogłaś się zdradzić? Skoro chcesz już podglądać elfy to przynajmniej bądź dyskretna! Dobra, wracaj do swoich zajęć, a ja lecę na zlot satanistów z demonami x''DDDD
~Kita-pon
Żadna yaoistka nie jest niewinna xD
UsuńJakoś nigdy nie przeglądałam się głowie Teru xD więc się nie wypowiadam na ten temat xD
Czyli tak czy siak, dupa posiniaczona xD Biedak xD
No wiesz, jak się zapomina wyciszyć komórkę to tak się ma xD
Przeczytałam sobie całą resztę i o dziwo przeżyłam (nie tak jak z mym wężem, że potem wredny pajonk mnie zaciukał xD), tylko... naprawdę... Aryu jako pajonk xD jak pierwszy raz przeczytałam o tej kiecce to od razu wiedziałam, że coś jest na rzeczy. Podejrzewałam chyba wszystko, tylko nie arachnoida xD Choć nie powiem, zaczęłam z tego chichrać mocno, Aryu pajęczak xD
Pozdrowienia z ziemskiego piekła, znowu ;_;
A czy w ogóle ktokolwiek na świecie jest niewinny? Niech ten, kto jest bez grzechu pierwszy rzuci kapciem! x''D
UsuńMogę przytulić tego biedaka na pocieszenie (ale nie wiem czy jak już bym się przykleiła, to później udałoby mu się ode mnie uwalnić x''p)
Brawo i gratulacje dla ciebie! Widać jesteś dużo lepsza w podejmowaniu decyzji niż ja (ja prawie cały czas zaliczałam u ciebie zgony ^^''). A to z tym pająkiem... to było tak randomowe i z dupy, że aż boli x''DDD Serio, na Kaia z miejsca miałam pomysł (wiadomo), na Karmę jakiś ogólny zamysł, podobnie jak i na Isamiego, pomysł na Luvię przyszedł sam, kiedy przeglądałam jego zdjęcia, ale Aryu... a to w sumie ciekawe, bo właśnie zaczęłam od pisania tej części i wcale nie zostawiałam jej na koniec, bo nie miałam pomysłu x''p Nie wiem, skąd mi się wziął ten pająk, ale stwierdziłam, że skoro niektórzy boją się tych stawonogów to jest wystarczająco straszno i fajrant x''D O ile jeszcze mogłabym pobie wyobrazić Luvię z wężowym ogonem zamiast nóg, to jakoś nie mogłabym już wyobrazić sobie pajęczaka-Aryu z ośmioma odnóżami i odwłokiem x''p
Ej, a jak ty tak często chodzisz do tego Piekła, to może zaszabyś w końcu do Bezpieki? Może spotkałabyś Kaia xDDD
~Kita-pon
A to nie rzucało się kamieniem? Bo słyszałam taką wersje xD
UsuńTa, trzeba by było cię tymi przysłowowymi wołami od niego odciągać xD A i tak pewnie by się nie udało xD
Bo ja jestem wredną zołzą i dawałam podchwytliwe odpowiedzi xD Pewnie dlatego miałaś tyle zgonów, tylko w dwóch ścieżkach odp nie były takie tricky xD.
No w sumie jak będzie takiej budowy jak Rachnera z Monster Masamune, to nie będzie wyglądał aż tak źle. Gdybym umiała rysować to bym ci takiego naskrobała, ale umiem tylko chibi xD
Ty w sumie niezły plan, tylko muszę to znaleźć w swoim piekle xD
Ślę pozdrowienia z pola bitwy, gdzie właśnie walczymy z driadami i entami!
No niby było kamieniem, ale ja nie lubię kamieni >.<'' Wyznaję zasadę: "I'm soft, don't yell at me" - a tym bardziej nie rzucaj we mnie kamieniami T_T Od kamienia wolałabym już znacznie bardziej oberwać kapciem, choć to też w sumie zależy, kto jakie obówie preferuje (/.-)''
UsuńDobra, zakończmy rozkminę o paciach ^^''
Ta, mogę sobie gadać o tym, jak to bym się do niego przykleiła, ale w gruncie rzeczy prawda jest taka, że pewnie nie odezwałabym się ani słowem i potrafiłabym się jedynie gapić z daleka ^^'' Tym bardziej po dzisiejszym dniu naprawdę zaczynam myśleć, że mój poziom bycia aspołecznym zaczyna przybierać jakiegoś chorobliwego charakteru... =.=
Uch, postawmy sprawę jasno - najwyraźniej zwyczajnie nie jestem taka "genialna" za jaką się miałam, dlatego tyle razy zaliczyłam u ciebie zgon ^^''
Nie wiem, jak Aryu mógłby wyglądać... właściwie to oczami wyobraźni widziałam go tak, jak wygląda obecnie, więc nie wiem... może tę sieć wypuszczałby z nadgarstków jak spiderman albo co? O.o
Przeszukaj w szkole wszystkie pomieszczenia, w których może znajdywać się lodówka tudzieć piekarnik. Tam są największe szanse na spotkanie Kaia xD
Na pole bitwy cię wywiało? O proszę! A mnie poniosło na demoniczne pole treningowe Armii Piekielnej x''D Zamierzam napisać o tym opowiadanie x''p Łapię pozdrowienia niczym pies freesby i odrzucam własne! xDDD
~Kita-pon
Ja noszę mięciutkie kapciuszki w kształcie zebry, więc takim czymś krzywdy nie mogłabym ci zrobić xD
UsuńNo, ja pewnie bym się przywitała i poprosiła o fotkę oraz autograf, ale tylko pod warunkiem, że nie byłby zmęczony, albo nie byłby jakoś zajęty. A tak to pewnie siedziałabym cicho jak mysz pod miotłą xD zwykle jestem takim mega introwertykiem.
Daj spokój gdybyś nie była genialna, to byś pisała gnioty, a ni takie cudowne teksty, do których wracam nie jeden raz jak nje mam ci czytać.
Ja ci narysuję swoją wersję, a twoja to nwm, ale spider brzmi ok, tylko ta sieć... przyznam, że moje pierwsze wyobrażenie było, że z buzi, niczym kobra plująca, pluł taką pajęczyną xD
A... Znowu pominęłaś Huukiego, grabisz sobie coraz bardziej xD Teraz do jego paczki magic friends, doszedł Luvia - lamia/naga i Aryu - arachne xD
Oficjalnie ogłaszam wszem i wobec, że zwyciężyliśmy tą bitwę, ale nie wojnę. Starty poniosło wielu z nas, ale ich pamięć nie pójdzie na marne! Zwyciężymy!
Lodówka powidasz... ej w naszej szkole mieszka woźna, bo mąż ją rzucił i nie miała jak spłacić długów więc nasz dyrektor przeremontował jedną salę na mieszkanie dla niej, tam na pewno jest lodówka! PANI STENIO! MOGĘ ZAJRZEĆ DO PANI LODÓWKI W POSZUKIWANIU DEMONICZNEGO PRZYSTOJNIAKA?!
A i Kita, wszystkiego najlepszego, mam nadzieję, że odwiedził cię oryginalny Mikołaj, bo u nas w ziemskim piekle cukierki rozdawał Kopernik i Rej xD
Pozdrowienia znad morza, gdzie płynę polować na statki! Arrr!
No widzisz, ja noszę klapki, które dodają mi prawie 10cm wzrostu, więc wiesz... tym oberwać, to jak cegłą x''D
UsuńAleż ty mi słodzisz ♥ Właściwie to jest mnóstwo tekstów, które chciałabym poprawić, ale zwyczajnie nie mam na to czasu albo w rezultacie wyszłoby na to, że musiałabym zmienić całą historię, więc zostawiam już wszystko to tak, jak jest i próbuję pocieszać się myślą, że w ten sposób łatwiej jest zauważyć mój "postęp" C'':
Sieć może być z nadgarstków, może być z ust, byle nie była z odwłoku, bo to byłoby... co najmniej niesmaczne x.x Zmieńmy trochę tradycyjną budowę anatomiczną stawonogów x''p
W ogóle Huuki będzie miał jeszcze więcej przyjaciół w swoim gronie, bo mam nowe pomysły, ale na to jeszcze musi troszkę poczekać ^^'' I tak, wiem, grabię sobie, ale co poradzić? ^^'' Kiedyś jakoś zginąć trzeba, nie? >.<'' Bo coś czuję, że chłopcy nie staną raczej w mojej obronie i odetchnęliby w końcu z ulgą, gdybym nie podsyłała im swoich scenariuszy x''p
W każdej z moich szkół lodówka zawsze była też w pokoju nauczycielskim. W moim college też mamy lodówkę w maths team room, gdzie spędzam najwięcej czasu, ale ona to taka malutka... Kai musiałby złożyć się jak scyzoryk, żeby się zmieścić x''D Chociaż, gdyby tam zaglądał, to wyjaśniłoby zagadkę znikającego ciasta! (Toć ci zagadka - Matt przynosi ciasto zawsze w środę, a ja mam lekcję 1-1 z Ruth i nie mamy klasy, więc siedzimy w tym pokoju i mamy zajęcia w czasie przerwy na lunch, więc... uch, trzeba dokarmić szare komórki, prawda? x''D)
Czekaj no, ja tam do ciebie wpadnę, to wyniucham ci Kaia z daleka! x''DDD Jak ci pani Stenia chowa Kaia to ja go znajdę! Zarzuć mi adresem, to ja przyjadę i wyczuję go jak pies gończy x''p
Dziękuję pięknie za życzenia i wzajemnie wszystkiego dobrego ♥ w UK niestety nie ma czegoś takiego jak Mikołajki, a i te wypadły mi dziś co najmniej kiepsko przez jednego szanownego gościa, ale cóż... >.<
Ależ ty szybko zmieniasz lokalizację! Co ty, za piratów teraz się wziełaś?
Ja to zostanę na placu treningowym na dłużej, bo w końcu ninja workout sam się nie zrobi! Dołączam do adeptów aspirujących na Mrocznych Łowców (SPOILER!) i... zobaczymy, co się stanie w najbliższej przyszłości x''p
~Kita-pon
Na luj ci takie? Małe jest piękne ;_;
UsuńNo z dupy, to tak trochę niehigienicznie xD Poza tym nie chcę sobie tego wyobrażać, poważnie ;_;
Weź, ich nawet pod uwagę nie trzeba brać, pewnie wszyscy mają już cb dosyć, albo się obrazili, że o nich nie piszesz xD
No ciekawe, gdzie to ciasto znika xD
Pani Stenia to dobra babka, jak poproszę żeby oddała to nawet nie zapyta czy na pewno jest moje xD
Szanowny gość? Kot cię nie lubi i naszczał do buta? XD
A co? Trzeba bronić swoich granic!
Mroczni łowcy, że Shadow Hunters? Bo polsku oni chyba się nazywali Nocni, nie Mroczni xD Chyba, że o innych chodzi.
Ale jak tak... Edward szykuj statek, uciekamy! Łowcy!
Pozdrawiam z miejsca gdzie naokoło jest woda i tylko woda... a nie i jeszcze wraki poległych statków.
Bo popylam w nich na dwor, czasem do sklepu, a jak i trzeba bedzie to na wyklady x''p jak bedzie w koncu cieplo oczywiscie... ( ・᷄д・᷅ )
UsuńKiedys napisalam takie dziwne opowiadanko o tym, jak to sobie wyobrazalam, gdyby wszyscy, o ktorych pisze przyszli po swoje scenariusze, a ja bylabym w trakcie pracy x''p Troche scisk byl w pokoju x''D Innym razem mialam cos podobnego, ze niby probowalam wlasnie zmusic Kaia do zagrania w ficku z Luvia, ale w koncu chyba tego nie opublikowalam... (>人<;)
Wyobrazilam soboe ta scenka: ''Psze pani, a ma pani tam jakiegos demonicznego przystojniaka? Bo wlasnie zgubil mi sie jeden'' ''A twoje to przynajmniej? Na metce podpisane albo jakis certefikat zakupu masz?'' XDDDDD padlam i nie wstaje xp i w tle taki Kai rozmazany na szybie z kartka ''chce do donu! Wypuscie mnie, blagam!'' X''DDD
Nikt mi cale szczescie nie nasikal do buta, ale szanowny pan wkurzyl mnie na spotkaniu... coz, tylko utwierdzam sie w przekonaniu, ze nie nadaje sie do kontaktow miedzyludzkich - w koncu w gruncie rzeczy cala moja wiedza na ich temat pochodzi z ksiazek, mang, anime i yt - a wiec w kazdym z tych wypadkow te sa mocno idealizowane, wiec w sumie nie ma, co sie dziwic, zebym nie wymagla Mana-sama wie, czego od niewinnych ludzi, prawda? Na przyklad tego, zeby nie spozniali sie pol godziny i mowili, ze ''dramatyzuje'' (ーー;)(っ'-')╮ =͟͟͞͞🔪
Nie, nie ma to nic wspolnego z Shadow Hunters. Beda Mroczni Lowcy w mojej wersji, bo ja raczej wole tworzyc swoje wlasne postacie, swiaty i organizacje nizby bazowac na cudzych - a jedna z moich ulubionych organizacji jest wlasnie Piekielna Bezpieka x''D cos czuje, ze po smierci obejme tam stanowisko sekretarki x''p
Ja tym razem jestem malo oryginalna i pozdrawiam z nudnej stolowki w college x''p Niestety nie mam keszcze stalej przepustki do piekla, wiec czasem musze wrocic na ziemie - poza tym zostaja jeszcze takie obowiazki jak szkola, prawda? (ㆆ_ㆆ)
~Kita-pon
Praktyczne xD ja w moich bym nie mogła xD
UsuńEch, pani Stenia nie potrzebuje certyfikatu, spytałaby tylko czy dobrze się nim zajmę, bo biedak nie wie co ze sobą począć xD
Moi znajomych mogę policzyć na palcach jednej ręki, nie jestem więc lepsza xD
Uuuu, a co będą robić? Bo jak polować na nadprzyrodzone istoty to muszę uciekać xD
Ja pozdrawiam z Niemiec, samego piekła ;_;, z muzeum higieny xD
Widzę, że pani Stenia to normalnie doczeka się niedługo uwzględnienia w jednym z moich scenariuszy xDDDD (poinformują ją koniecznie o tym, że chcę wykorzystać jej autorytet! Daj jej zgodę do podpisania, zeby mnie później do sądu nie podała, bo ja i tak jestem już wystarczająco biedna x''p) I ta scenka rodzajowa, która już rozegrała się w mojej głowie: "Kochanie, a ty dobrze się nim przynajmniej zajmiesz?" "Ba, lepiej niż rodzoną matką" x''DDDD Tak, wiem jestem sraszna >.<'' I na odchodne jeszcze tekst coś w stylu: "Wie pani, drogo za niego zapłaciłam, więc muszę się nim dobrze opiekować, bo na drugi egemplarz mnie nie stać. Ludzie mają tego pecha, że rodzą się z jedną duszą, a ja sprzedałam już swoją za tego tam o, co to rozpłaszcza się na szybie..." x''''DDDDDD
UsuńMroczni Łowcy będą polować, trenować, wspaniale przy tym wyglądać i ciskać sarkazmem na prawo i lewo ♥ Więcej nie zdradzę, bo później jeszcze nie przeczytasz ^^''
Swoją drogą, skoro lubisz nadprzyrdzone istoty to zapraszam cię na mojego drugiego bloga albo wattpada, gdzie publikuję opowiadania "Kazoku no Atama" ("Odpowiedzialność głowy rodziny"), która a i owszem w jakiejś cześci jest zaporzyczona z "Naryto", ale w jakiś... 98% występują tam wyłącznie moje postacie autorskie, nad którymi staram się jak nad żadnymi innymi C'':
Muzeum higieny? O Kami-sama, gdzie cię wywiało? A myślałam, że muzeum starych wozów strażackich to już wystarczająca ekstrawaganza... >.<
~Kita-pon
Już została poinformowana, akurat spotkałam ją na mieście, mówi, że nie potrzebujesz od niej zgody, bo ona jest miła i nie będzie sądzić. Dodała, że bedzie czasem zaglądać tak o do lodówki w poszukiwaniu Kaia xD więc jakby co to da znać xD
UsuńI tak bym przeczytała xD czytam chyba wszystko od ciebie, oprócz tego z Naruto, ale chyba w końcu się za fo wezmę gdyż tak mi tym rzucasz przed mordkę xD (to jest bardzo kiepski rzucony żart, żeby nie było xD)
Do Drezna xD oprócz jarmarku facetka z niemca zabrała nas do muzeum higieny i galerii obrazów z 16-18 wieku xD
Pozdrowienia znad lodowiska, gdzie odmraźam sobie poszczególne części ciała xD
O pacz, jaka ta pani kochana ♥ Ciekawa jestem jednak, jak ta faktycznie mogłaby zareagować, gdyby któregoś dnia Kai serio pojawiłby się koło jej lodówki, kląc, na czym świat stoi, że znowu przejście nie zadziałało tak, jak powinoo x''p W mojej szkole wszyscy muszą nosić badge, więc pewnie pierwsze co to zostałby zapytany, gdzie jego karta uczniowska x''p Już wyobrażam sobie jego tłumaczenie się: "Jestem demonem! Demonem, nie uczniem! Serio, takim prawdziwym demonem, nie uczniem, okej?!" x''DDD
UsuńMam nadzieję, że w końcu przeczytasz, bo jeśli "Kazoku no Atama" miałaby być moim dzieckiem, to niestety, 'Tainted World" byłby przybranym pasierbem, na którego tylko okazjonalnie zwracałabym uwagę, żeby opieka społeczna się mnie nie czepiała =.=
~Kita-pon
Jakby mi takie coś jak Kai wyskoczyło z lodówki to chyba byłabym przerażona i zafascynowana jednocześnie... *policzkuje się i karci się w myślach - o czym ty myślisz X'D) No nic w każdym razie to było takie hmm noe wiem nie mogę znaleźć słowa. "W TYM MOMENCIE ZMIENIA SIĘ TEMAT"Jak to czytałam to pomyślałam o Tsu z Meji i Kyo z DeG jako mafiozach z yakuzyXD (to chyba przez tatuaże XD) Nie mam pojęcia jak to możliwe że zakręcili się w moim umyśle pod tą postacią i podczas czytania tego opoXD
OdpowiedzUsuń...........................
Ponieważ jak to piszę a jest 6 grudnia to życzę Ci droga Kito udanych Mikołajek i dużo wena ( a wen u Ciebie jak wszyscy wiemy jest kapryśny.)I wybacz mi że tak rzadko komentuje ale piszę ten komentarz już 3 raz i przez to zapomniałam połowy tego co napisałam poprzednio(°~°) Pozdrawiam<3
Ssszzz (nie, to wcale nie nawiązanie do Luvii x''D)... My, yaoistki, rozumiemy się, więc zachwyt Kaiem wychodzącym z lodówki jest jak najbardziej na miejscu xp
UsuńWłaściwie to myślałam, żeby uwzględnić Tsu w tej grze, ale... no gość wydał mi się jakoś zbyt poczciwy xp Niby ma te tatuaże, kolczyki, pali jak smok i pewnie pije jak wielbłąd, ale... no jakoś w moim spaczonym mniemaniu wciąż wygląda poczciwie, więc mi tu nie pasował x''D
Dziękuję pięknie za życzenia i również życzę wszystkiego najlepszego ♥ Na usprawiedliwienie Wena mogę tylko powiedzieć, że to ja zrobiłam z niego spersonifikowaną osobę płci męskiej (bo tak - bo ja myślę o sobie w rodzaju męskim >.<), ale w gruncie rzeczy w naszym pięknym języku wena to rodzaj żeński, więc jak na kobietę przystało jest niezdecydowana i kapryśna x''p Właściwie to raczej bardziej niż Wena za to wszystko obwiniałabym raczej moje humory i wyalienowanie sięgające ostatnio level hard, więc no... ^^'' Ech, może rozpiszę się na ten temat innym razem; na razie nie będę ci tu dłużej przynudzać C:
Dziękuję za komentarz, który udało ci się opublikować pomimo sprzeciwiajacej się technologii C'':
~Kita-pon