Kolejna przeprowadzka C'': Yay, kto się cieszy na myśl o szorowaniu ścian papierem ściernym, malowaniu, kładzeniu podłóg, przenoszeniu rzeczy, rozkręcaniu mebli etc.? ^^'' Moje plecy zaczęły mnie już boleć na zapas T^T
FILOZOFICZNE ROZMYŚLENIA NA TEMAT CZASU:
...ALBO I NIEKONIECZNIE X''D...
W KAŻDYM RAZIE PRZECZYTAJ, BO MOŻE SIĘ TO OKAZAĆ DLA CIEBIE PRZYDATNE C;
W związku z rozpoczynającym się (dla mnie dopiero jutro) nowym rokiem szkolnym (ponoć będę miała więcej godzin niż przeciętny nauczyciel x''p) oraz kolejną zmianą adresu nie wiem, jak wyjdzie z regularnością dodawanych notek (/.-)'' Nie chcę wcale straszyć czy zapeszać, bo przyznam szczerze, że wraz z nadejściem września Wen wrócił z wakacji i pisze mi się całkiem dobrze, całkiem sporo C: Niemniej, jako że spodobała wam się poniższa seria, zdecydowałam się rozszerzyć zakończenie i napisać część trzecią :D Ta ostatnia jest jeszcze w fazie tworzenia, a jako że, jak wspomniałam, z czasem może być teraz u mnie różnie (a nawet jak się on już pojawi to zapewne wykorzystam go na padnięcie na twarz i zaśnięcie ^^''), więc może być lekka obsuwa - pisząc to, mam na myśli, że następnym wpisem może niekoniecznie być "Pan i sługa". Nie drżyjcie jednak ze strachu zawczasu, gdyż muszę się pochwalić, że udało mi się napisać kilka innych, całkiem fajnych prac, z których również w miarę jestem zadowolona, więc jakoś przeżyjemy - bo chwilę, żeby zrobić "kopiuj-wklej" i coś opublikować to raczej już znajdę xp
Wiem, dziwnie się wyrażam... x''D Sama to zauważyłam... Po prostu jestem dziwnym człowiekiem x''p
Tymczasem, endżoj:
Tytuł: „Pan i sługa”
Tytuł alternatywny: „Król
i demon”
Paring: Kai x Nihit
(Killaneth) [gościnnie występuje Mia z Mejibray]
Typ: mini-seria
Część: 2/3
Gatunek: fantasy
Beta: -
(…) Zazwyczaj para królewska posyłała jedno ze
swoich dzieci odpowiedniej płci na obcy dwór, gdzie miało odbyć się ustawiane
małżeństwo. (…) Mój starszy brat, Mia, dwa tygodnie temu został właśnie posłany
na obcy dwór, co było równoznaczne z tym, że miałem się już z nim nigdy więcej
nie zobaczyć. Przyjąłem tę wiadomość straszliwie źle. (…) Brat był jedynym
członkiem rodziny, z którym czułem rodzinną więź. (…) Nawet się ze mną nie
pożegnał. (…) Z jednej strony rozumiałem jego pobudki. Nie chciał mi nic mówić,
gdyż wiedział, że będę odciągał go od tego pomysłu, że będę rozpaczał, a w
ostateczności mogę nawet porwać się na coś głupiego. (…)
(…)
Zaczynałem dopiero przysypiać, kiedy nagle w mojej komnacie rozbłysło światło. (…)
W powietrzu dało się wyczuć swąd palonego drewna. (…)
– Szlag by to! Idioto, mówiłem ci, żebyś
nie kład sigili w takich miejscach! – usłyszałem oburzony głos (…).
- Kim jesteś? – zapytałem w końcu. –
Jesteś przyjacielem Mii?
- No… - przeciągnął. – Chyba można tak
powiedzieć – wzruszył ramionami. (…) - Spójrz na mnie jeszcze raz i powiedz
głośno pierwsze słowo, które przychodzi ci do głowy (…).
A prawdą było, że pierwszym słowem, które
przychodziło mi na myśl było „demon”. (…)
- Twoje imię? (…)
- Kai – przedstawił się (…).
- Czy istnieje jakaś szansa na to, że się
dogadamy? – zapytałem z nadzieją. (…) – Narobię głupstw, a ty zabawisz się moim
kosztem i dostaniesz wszystko, czego będziesz chciał w zamian za kilka
odpowiedzi! Czy to nie jest korzystny układ? (…)
- Więc ostatecznie w zamian za moją pomoc
pozwalasz mi się wykorzystać w dowolny sposób? – uśmiechnął się szeroko. (…) -
Świetnie (…). W takim razie zgadzam się na taki układ – wyciągnął w moją stronę
zimną, bladą dłoń o długich palcach, z których każdy jeden zwieńczony był
czarnym, długim i ostrym pazurem. – Umowa stoi? – upewnił się. Z wahaniem
uścisnąłem jego rękę i skinąłem mu głową.
Będę tego żałował…
Z pewnością będę tego żałował… jak
cholera.
- Więc…
- zająknąłem się, nie mogąc nawet sklecić składnego zdania. Głos nagle uwiązł
mi w gardle, rozbolała mnie głowa. Nie mogłem uwierzyć w to, co właśnie
usłyszałem…
-
Mówiłem, że najpewniej cię to zaboli – Kai wzruszył ramionami i wgryzł się w
zielone jabłko o niemal tak intensywnej barwie jak jego oczy. – Ostrzegałem –
mruknął, odwracając ode mnie wzrok i wyglądając przez okno.
Oto
właśnie dowiedziałem się, że mój ukochany, starszy brat wiedział o słabości
naszej rodziny już od dawna i nic mi o tym nie powiedział. Dorastał w
przekonaniu, że to on obejmie władzę w naszej ojczyznie, podczas gdy ja zostanę
wysłany na obcy dwór. Z tej racji traktował mnie pobłażliwie, spoglądał na mnie
z góry. Otaczał mnie fałszywą opieką, abym miał w pamięci jak najwięcej dobrych
wspomnień z jego osobą. Dzięki temu Mia chciał zagwarantować sobie płynny
przesył informacji przez granicę. Jako dobry, młodszy braciszek miałem mu o
wszystkim mówić. Miałem tęsknić za utraconymi, wspaniałymi czasami i być jego
łącznikiem z obcym dworem. Miałem powtarzać jego słowa jak papuga obcym
monarchom i liczyć, że ci w swej dobroci nie skarzą mnie na ścięcie. Mia
planował dość agresywną politykę zagraniczną, która miała umocnić pozycję
naszego kraju. Niemniej, nie zamierzał sam płacić za swoje decyzje. On w końcu
miał bezpiecznie siedzieć w zamku. Osobą, która w razie niepowodzenia jego
planów lub złego humoru innych władców miała pożegnać się z tym pięknym padołem
łez, byłem ja.
Byłem
narzędziem – a raczej miałem być narzędziem. Wytrenowanym kundlem, który grzecznie
wykonuje polecenia swojego pana, nawet jeśli ten wydaje tak absurdalne rozkazy,
jak pogryzienie sąsiada. Za podobny czyn ktoś jednak musiał zapłacić. Odpowiedzialność
w tym momencie spadała tylko na moje barki. Właściciel psa miał bezradnie
wzruszyć ramionami, tłumacząc się, że nie ma pojęcia, jak doszło do czegoś
podobnego. W odpowiedzi na grzeczne wykonanie komendy miałem zostać tylko
skopany, a potem w dodatku jeszcze potulnie wrócić do właściciela i wbić w
niego szczenięce, pełne miłości spojrzenie. Mój ty dobroczyńco…
Informacja
o wieku oraz preferencjach księżniczki z sąsiedniego kraju, którą poślubił mój
brat również była znana wszystkim innym dużo wcześniej. Jak zwykle dowiedziałem
się wszystkiego na końcu. Mia załamał się na wieść, że plany uległy zmianie i
to on miał opuścić nasz rodzinny pałac. Małżeństwo zostało zaaranżowane już
dawno temu. Brat usilnie starał się coś temu zaradzić. Szukał wszelkich
możliwości, które pozwoliłyby mu odmienić swój los. Poszukiwał wśród przepisów
prawnych, które z jakiejś racji mogłyby unieważnić małżeństwo lub wymusić
zmianę pana młodego na moją osobę – na próżno. Próbował przekupstwa i oszustw,
ale w ten sposób również niewiele zdziałał. W końcu zdesperowany zajął się
magią, a w ostateczności nawet jej ciemniejszą odmianą. Według demona Mia
próbował niemal wszystkiego – od zawrócenia czasu począwszy, przez zmianę
swojego przeznaczenia i na zamianie nas osobowościami skończywszy. Nic jednak
nie dało wymiernych rezultatów.
Nie
mogłem uwierzyć, że osoba, z którą byłem tak blisko i dla której w istocie
byłem gotów zrobić wszystko, oszukała i zdradziła mnie. Jakby tego było mało,
była także gotowa poświęcić moją pozycję, zdrowie, a nawet i życie dla własnych
celów i wygód! To ci dopiero wzorowy brat! Brunet nie omieszkał wspomnieć, że
niektóre z przeprowadzanych przez Mię rytuałów były niebezpiecznie dla niego
samego, a już w szczególności dla mnie. Próba zamienienia nas osobowościami
mogła zrobić ze mnie warzywo albo mnie zabić. Odwrócenie przeznaczenia brata
mogło doprowadzić do poważnych zmian w historii, przez co obecna rzeczywistość,
jaką znałem, mogła już nigdy nie mieć miejsca i ulec totalnej zmianie. Mogłem
się nawet nie urodzić… Mia wiedział o tym wszystkim i nie przejmował się tym.
Nie dbał o mnie ani już nawet o siebie. Zawładnęła nim rządza władzy. Otumaniły
go bogactwa i puste tytuły, dla których gotów był zbrukać swoje ręce krwią.
Teraz
niejako przynajmniej już rozumiałem, dlaczego Kai pytał mnie, co mogę
zaoferować mu w zamian za jego pomoc bezpośrednio od siebie. Chciał w ten
sposób sprawdzić czy byłem tak samo pochłonięty przez szaleństwo jak brat. Mnie
jednak udało się zachować zdrowy rozsądek… a przynajmniej taką miałem nadzieję…
Zagryzłem
wewnętrzną stronę policzka aż do krwi. Ból pomagał chwilowo utrzymać łzy na
wodzy. Nie chciałem płakać w obecności demona i odkrywać przed nim swoje
kolejne słabości. Nie chciałem także wierzyć w jego słowa. Nie chciałem, żeby
mój jedyny i ukochany brat okazał się być bezlitosnym dupkiem, który zamienił
całe moje życie w teatrzyk cieni… Że też on wytrwał tyle lat w kłamstwie, że
też się nie złamał…
Nic
jednak nie przeczyło wersji wydarzeń przedstawionej przez bruneta. Co więcej,
po usłyszeniu tej historii z jego ust wszystko jakby nabierało sensu. Dlaczego
Mia był dla mnie zawsze taki dobry? Dlaczego inne rodzeństwa, a nawet
kuzynostwa w rodzinach królewskich wybijały się wzajemnie w wyścigu o władzę?
Dlaczego tylko my byliśmy inni i wyjątkowi? Dlaczego dotychczas żyłem w bajce?
Wszystko stało się logiczne… Wcale nie byliśmy wyjątkowi, a ja nie żyłem w
bajce. Po prostu nie byłem świadom toczącej się między nami wojny, gdyż żyłem w
kłamstwie.
Co za
idiota ze mnie! Że też nie połapałem się wcześniej!
- Cóż…
Masz teraz już tylko dwa wyjścia – Kai zasiadł za stołem i przysunął sobie
srebrną tacę z imbrykiem pełnym świeżo zaparzonej herbaty i ciasteczkami. –
Możesz dalej pluć sobie w brodę i wyzywać się od tej mniej rozgarniętej części
ludzkości albo przejść ponad tym – nalał sobie herbaty do filiżanki i zaczął
jeść.
-
Jasne, nie krępuj się – przewróciłem oczyma.
Teoretycznie
była to moja przerwa na herbatę, a więc zarówno herbata jak i ciasteczka były
moje, jednak nie zamierzałem teraz wykłócać się o to z demonem. Bardziej niż
sam fakt, iż zajadał się właśnie moimi ulubionymi słodyczami przeszkadzała mi
jego nie nosząca śladu skruchy postawa. Nie byłem przyzwyczajony do tego, żeby
ktoś w mojej obecności zachowywał się tak frywolnie, a w dodatku nie okazywał
mi ani odrobiny szacunku. Nawet rozmawiając z Mią musiałem pamiętać o kulturze
i zasadach dobrego wychowania, nie mogłem sobie pozwolić na bycie
spontanicznym… Brunet jednak nie miał takich problemów i nic sobie z tego nie
robił.
-
Herbatki? – zapytał przesłodzonym głosikiem. Nabijał się ze mnie. Ze mnie! Z
księcia! Kto to widział, żeby odnosić się w ten sposób do spadkobiercy
tronu?... w tej chwili w dodatku już jedynego?...
- Nie,
dziękuję – burknąłem. Ukryłem twarz w dłoniach i potarłem ją nimi w zmęczonym
geście. W głowie mi się to wszystko nie mieściło… - Co rozumiesz pod pojęciem
„przejść ponad tym”? – dociekałem.
- Śmiem
twierdzić, że Mia nie siedzi na tyłku bezczynnie i nie ociera łez mankietem
rękawa tak jak ty – odezwał się z pełnymi ustami. – To szczwany lis –
uśmiechnął się paskudnie. – Pewnie już próbuje wyrobić sobie jakieś chody na
tym drugim dworze. Szuka popleczników, gra i kłamie tak, żeby przypodobać się
osobom dzierżącym władzę i autorytet – wyjaśnił. – W końcu w tym jest
najlepszy, nie? – sięgnął po kolejne ciastko. – Wszystkim zapewnie wmawia co
innego, ale robi to z taką gracją i ostrożnością, że niełatwo jest się połapać
– zanurzył ciastko w herbacie. – Znając go, pewnie dąży do objęcia faktycznej
władzy na obcym dworze. On się nie podda. To nie w jego stylu – oświadczył
pewny. – Będzie zdobywał kolejne kontakty i używał ludzi do własnych celów, a
potem ich eliminował, kiedy nie będą mu już potrzebni – wrzucił do niewielkiej
filiżanki cztery kostki cukru, które wystawały ponad taflę herbaty. Próbował
rozgnieść je łyżeczką i rozmieszać napar, jednak szło mu to opornie. – W ten
bestialski sposób utoruje sobie drogę do tronu. Będzie rządził twardą ręką i
sprawował władzę opierającą się na strachu, przemocy i terrorze – rozlał trochę
herbaty na blat. – Upss… - chwycił za chusteczkę. – Temu chłopakowi naprawdę daleko
do anioła – prychnął. – Jego wygląd jest zwodniczy – uśmiechnął się zagadkowo.
- I co
ja mam z tym zrobić? – zapytałem załamany.
- To
samo, co on tylko tutaj – wzruszył ramionami. – Umocnij swoją pozycję. Kiedy
Mia obejmie już władzę z pewnością przypomni sobie o bracie, którego nienawidzi
za sam fakt istnienia – upił łyk przesłodzonego naparu. – Będzie próbował cię
wygryźć lub po prostu zniszczyć… Chyba nawet obstawałbym bardziej za tym drugim
– dodał po chwili. – Dysponując dużo większą siłą militarną niż ty z pewnością
nie zawaha się najechać na twoje królestwo. Pokona cię i zajmie twoje miejsce,
przyłączając waszą ojczyznę do ziem pod swoim panowaniem – wyjaśnił.
- Czy
on naprawdę jest aż tak nieobliczalny, żeby najechać własną ojczyznę?! – wykrzyknąłem
z niedowierzaniem.
-
Kochany, to dopiero początek – demon machnął lekceważąco ręką. – No, ale
wracając do twojego pytania… Ty masz to szczęście, że niejako tron już tylko na
ciebie czeka. Nie musisz o niego walczyć, więc wystarczy, żebyś posadził na nim
swoje szanowne siedzenie. Ty nie jesteś zwolennikiem terroru. Twoi ludzie to
wiedzą; nie tylko służba, ale i reszta społeczeństwa. W przeciwieństwie do
ciebie nawet zwykli mieszczanie i chłopi wiedzieli, że Mia wcale nie jest miły
i kochany. Bali się go jak i zarówno czasów jego panowania. Ty nie wzbudzasz
trwogi. Z waszej dwójki to ty jesteś ten dobry. Masz ich poparcie. Nie musisz
ich zastraszać ani używać siły, żeby ci się podporządkowali – zauważył.
- Mam „od
tak” zostać królem? – wytrzeszczyłem na niego oczy. – Przecież ja nic nie wiem
o zarządzaniu państwem! Nigdy nie pchałem się do polityki! – zaoponowałem. – To
Mia miał rządzić, a ja… - urwałem.
-
Miałeś stać w jego cieniu – dokończył za mnie. – Serio nigdy ci to nie
przeszkadzało? Nie wyobrażałeś sobie samego siebie na tronie? – niedowierzał. W
odpowiedzi jedynie pokręciłem przecząco głową. – Nieźle cię wytresował… -
mruknął ciszej, jednak i tak usłyszałem ten złośliwy komentarz. W rewanżu obrzuciłem
towarzysza nieprzyjaznym spojrzeniem.
Mia nie
pożegnał się ze mną nie dlatego, że bał się łez i lamentu. On po prostu nie
chciał mnie widzieć. Uważał, że to wszystko moja wina. Gdyby mnie nie było, nie
mógłby wyjechać na obcy dwór. Jako jedyny spadkobierca musiałby zostać na
miejscu. Niczego mi nie mówił nie dlatego, że się o mnie martwił i nie chciał
mnie zranić, ale knuł przeciwko mnie. Nie mogłem się z tym pogodzić…
Wtem
rozległo się pukanie, a chwilę potem drzwi stanęły otworem. W ich progu pojawił
się jeden z mężczyzn należący do służby.
-
Książę, król i królowa chcieliby cię widzie… - urwał, spoglądając zszokowany na
Kaia, który jakby nigdy nic chrupał właśnie ostatnie ciastko.
- Co? –
burknął brunet. Po minie służącego widziałem, że już chciał wołać straż, jednak
uciszyłem go gestem dłoni.
-
Spokojnie – odezwałem się, zanim ten zdążył cokolwiek zrobić. – To mój gość –
wyjaśniłem.
- Nikt
nie anonsował się w odwiedzinach… - zauważył mężczyzna.
- To
mój prywatny gość – upierałem się. – Mówiłeś, że król i królowa chcą mnie
widzieć? – postanowiłem zmienić temat. Sługa skinął głową. – Zjawię się w sali
tronowej za kilka minut – oświadczyłem i podniosłem się z siedziska. Mężczyzna
zgiął się w głębokim ukłonie i wyszedł, cicho zamykając za sobą drzwi.
- Ale
miał głupią czapkę… - skwitował brunet.
– Kai –
odezwałem się, sprawiając, że demon ponownie skupił na mnie uwagę. – Potrzebuję
twojej pomocy – powiedziałem poważnie.
- W
czym znowu? – zdziwił się. – I co tym razem za to dostanę? – wyszczerzył się
przebiegle.
-
Chciałbym, żebyś został moim oficjalnym doradcą – postawiłem sprawę jasno. –
Wiesz dużo więcej ode mnie i znasz się lepiej na polityce. Chciałbym, żebyś mi
doradzał i mnie uczył – spojrzałem na niego z niemą prośbą.
- Oj,
głupi ty jesteś, mały Ni, oj głupi… - parsknął, odchylając się na krześle, tak,
że tylko dwie tylne nogi dotykały podłogi. – Dopiero co wyszedłeś z łapsk
jednego manipulatora, a już chcesz się na własne życzenie oddać drugiemu? –
zaśmiał się pod nosem. – Nie masz chociażby nawet cienia dowodu na to, że
powiedziałem ci prawdę. Skąd wiesz, że nie zmyśliłem całej tej historyjki?
Zaprzepaścisz wszystkie szczęśliwe lata spędzone z bratem na rzecz jakiejś
opowiastki nieznajomego? – prychnął. – Czy ty naprawdę chcesz być do końca
swojego marnego życia kukiełką w rękach lalkarza? Nie umiesz myśleć
samodzielnie? Chcesz być marionetkowym królem w dodatku we władaniu demona? –
spojrzał na mnie ostro. – Rozumiem, że widmo odpowiedzialności, które na ciebie
spadnie, może cię przerażać, ale żeby zaraz decydować się na tak idiotyczne
posunięcie? – rzucił mi spojrzenie pełne przygany.
- Nie
wiem, dlaczego tak naprawdę obserwowałeś Mię i nie liczę na to, że powiesz mi
to właśnie teraz – odezwałem się spokojnie, pomimo tylu krytycznych słów,
których musiałem wysłuchać. – Widzę jednak z pewnością jedno; nie znosisz
mojego brata. Pałasz do niego czystą niechęcią – wytknąłem mu. – W jakiś sposób
otworzył się przed tobą. Znasz jego słabości, które przede mną ukrywał – byłem
stanowczy i nieugięty. – Tak jak powiedziałeś, Mia będzie eliminował kolejnych
ludzi, którzy staną mu na drodze lub tych, których wykorzysta i którzy nie będą
mu już dłużej do niczego potrzebni… jednak wyeliminowanie demona jest raczej
ponad jego siły, zgodzisz się ze mną? – upewniłem się. – Masz zdolności, o
których zwykli ludzie mogą tylko pomarzyć! Jesteś jedyną osobą, która może mu teraz
poważnie zaszkodzić! – zauważyłem
-
Jestem twoją kartą przetargową, dzięki której możesz pokonać brata… - mruknął.
Niechętnie mu przytaknąłem. Nie chciałem tego tak ujmować… - Cóż, masz rację,
że mając po swojej stronie demona zyskasz dużą przewagę nad Mią… - brunet wstał
z krzesła. – Zaczynasz kombinować w dobrym kierunku, dzieciaku, ale nie tędy droga…
- rzucił oschle, zamierzając bezceremonialnie wyjść.
- Kai,
stój! Potrzebuję cię! – zastąpiłem mu drogę. – Nie mam pojęcia ani o
prowadzeniu wojen, ani o własnym bracie! Potrzebuję twojej pomocy! – krzyknąłem
desperacko. – Tym razem mam, co ci zaoferować w zamian! – złapałem go za ramię,
kiedy próbował mnie wyminąć. Zainteresowany przystanął.
-
Prosisz mnie o naprawdę wiele – założył ręce na piersi, lustrując mnie mrożącym
krew w żyłach spojrzeniem. Nie wycofałem się jednak. – Tym razem lepiej się
postaraj. Potrzebuję czegoś więcej niż niewyraźnego przywileju żądania „czegoś”
w razie potrzeby – przewrócił oczyma.
-
Wszystko, co będzie należało do mnie, będzie należeć także do ciebie… –
odezwałem się zdławionym głosem. Odwaga szybko ze mnie uleciała.
- Chwila!...
Chcesz powiedzieć, że zamierzasz całkowicie oddać się w moje ręce? – demon
wyglądał na zszokowanego. – Będziesz opętany! – wyrzucił ręce w powietrze. –
Opętany przeze mnie! – podkreślił. – Będę mógł robić, co mi się będzie żywnie
podobało! – puknął mnie palcem w czoło. – Pomyślałeś o tym chociaż przez
chwilę? – ściągnął groźnie brwi. – Albo jesteś tak przerażony, że odjęło ci
zdolność logicznego myślenia, albo…
- …albo
nie chcę zginąć z ręki brata i nie zamierzam pozwolić mu zniszczyć naszego kraju
– przerwałem mu, kończąc za niego zdanie. Byłem pewien, że w moich oczach lśniła
determinacja.
Kai
przyjrzał mi się jeszcze raz, jakby szukał w mojej postawie dowodu na to, że
kłamię. W końcu jednak tylko spuścił głowę i westchnął ciężko.
***
Rozmowa
z rodzicami potwierdziła wersję zdarzeń bruneta. Mia w istocie był okrutnikiem…
Nawet matka z ojcem obawiali się, że kierowany furią prędzej czy później
najedzie własną ojczyznę. Chcieli mnie o tym uprzedzić…
Przyznali
także, że lud świadom był tego, jakim człowiekiem był starszy z synów pary
królewskiej. Ponoć nikt nie pałał do niego uwielbieniem i miłością. W istocie
wychodziło na to, że tylko ja przez te wszystkie lata pozostawałem ślepy na
jego prawdziwą osobowość…
Jeśli
Mia w istocie dorwie się do realnej władzy w sąsiednim państwie, to nie mamy z
nim żadnych szans. Nie mieliśmy wystarczającej ilości wojska. Całe nasze
społeczeństwo nie było tak liczne jak wroga armia! Wynikało to oczywiście z
dysproporcji w wielkości terytoriów… Mia znał wszystkie nasze sekrety, poufne
informacje… Nie mogliśmy podpisywać z nim paktów, obiecując mu przy tym gruszki
na wierzbie. Znał nasze możliwości. Jeśli nawet zgodziłby się na wstrzymanie
działań wojennych, to z pewnością postawiłby nam takie warunki utrzymania
pokoju, że ludzie w naszym kraju cierpieliby głód i niedostatek. Nie mogliśmy
na to pozwolić…
Król z
królową już załamywali ręce, jednak w tym momencie przedstawiłem im rozwiązanie
problemu, na które sam wpadłem. Wszystko dokładnie im wytłumaczyłem. Nie byli z
tego powodu zadowoleni, jednak ostatecznie zgodzili się, uznając, że znajdujemy
się w sytuacji podbramkowej. Jak powszechnie wiadomo, tonący brzytwy się
chwyta, a para królewska, której korona już prawie spada z głowy, oddaje jedno
ze swoich dzieci pod patronat demona, żeby móc prowadzić wojnę z drugim.
Rozmowy
skończyły się dopiero późnym wieczorem. Kiedy w końcu wyszedłem z sali tronowej
byłem już wykończony. Głowa bolała mnie niemiłosiernie. Nie marzyłem już o
niczym innym, jak o położeniu się do łóżka.
Wszedłem
do własnej komnaty i zapaliłem tylko tyle świec, żeby nie przewrócić się o
meble skrywające się pod kocem ciemności. Nachyliłem się nad misą z wodą
stojącą na toaletce, aby obmyć twarz. Spojrzałem we własne, zmęczone,
ociekające wodą odbicie.
- Jak
poszły negocjacje? – Kai nagle pojawił się znikąd, przyprawiając mnie niemal o
zawał serca. Podskoczyłem jak oparzony.
-
Dobrze – mruknąłem, uspokajając się. – Zresztą niepotrzebnie pytasz. Przecież
wiem, że stałeś za ścianą i podsłuchiwałeś – uśmiechnąłem się niemrawo i
wytarłem twarz ręcznikiem. Brunet również uśmiechnął się samymi kącikami ust w
odpowiedzi. – Dlaczego tak właściwie nie polubiłeś Mii? – zapytałem po chwili.
-
Ludzie tacy jak on sieją zamęt i chaos w świecie… Zabierają mi robotę –
uśmiechnął się sztucznie. – Przez nich nie mam, co robić – usiadł na krawędzi
łóżka. – W takim wypadku poczuwam się do odpowiedzialności odciążenia tego
świata od twojego braciszka i jemu podobnych – założył nogę na nogę.
-
Przecież sam mogłeś się go pozbyć. Zapewne miałeś ku temu wiele okazji –
zauważyłem. – Dlaczego nie zrobiłeś tego wcześniej? – dopytywałem.
-
Właściwie to chciałem nastawić cię przeciwko niemu – rozłożył ręce. – Chciałem,
żebyś to ty go pokonał. To by go bardziej dotknęło. Upokorzenie odcisnęłoby na
nim swoje piętno – wyjaśnił. Przez dłuższą chwilę analizowałem jego słowa.
- Jakim
magiem jest Mia? – zapytałem znienacka.
-
Słucham? – demon zdziwił się tak nagłą zmianą tematu. – Ach… - mruknął. –
Obawiam się, że całkiem niezłym jak na człowieka – skrzywił się nieznacznie.
Nawet sama istota nadprzyrodzona przyznała, że mój brat był dobrym magiem… W
takim razie jak daleko sięgały jego umiejętności? – Nie bój się, nie zaszkodzi
ci za sprawą magii – uspokoił mnie. – Obejmę cię moją ochroną. Wyczuję, jeśli
będzie chciał cię w jakiś sposób skrzywdzić. Będę cię chronił – obiecał.
- Tak
jak wcześniej? – zapytałem niepewnie. Kai spojrzał na mnie wręcz spłoszony. –
Sam przyznałeś, że Mia jest niezły, jeśli chodzi o magię… Jeśli nawet ty tak
uważasz, to nie myślę, żeby mógł po prostu spartolić jakiś rytuał „od tak sobie”
– przyjrzałem mu się uważniej. – Wszystko, czego próbował było bezskuteczne,
bo… to ty mu uniemożliwiałeś działanie… to dlatego go „odwiedzałeś”… prawda? –
upewniłem się. Demon przymknął na moment powieki i pogłębił delikatny uśmiech,
który błąkał się po jego ustach. Ostatecznie w końcu skinął mi głową.
-
Jesteś całkiem bystry… - mruknął. Drgnąłem. Nie byłem przyzwyczajony do
słuchania komplementów z jego strony.
-
D-dziękuję… - wydusiłem z siebie z trudem.
- Połóż
się już – wstał. – Nie będę ci już więcej zawracał dziś głowy. Przyjdę jutro.
Wtedy, jeśli się nie rozmyślisz, przeprowadzimy rytuał wiążący – wskazał na
mnie i na siebie. – Dziś jest już za późno. Poza tym jesteś zmęczony, a
potrzebuję twojej uwagi i skupienia – podszedł do mnie. Stanął tak blisko, że
czułem jego gorący oddech na policzku. Jego oczy wręcz żarzyły się w ciemności.
– Radzę ci jeszcze raz zastanowić się czy chcesz się oddać w moje ręce. Potem
nie będzie już odwrotu. Będziesz na mnie skazany - był zadziwiająco poważny.
Zachowywał
się inaczej; zupełnie jak nie on. Nie przypominał już tego wszystko
lekceważącego, nieco niezdarnego demona o specyficznym poczuciu humoru. Po tej
zmianie mogłem wywnioskować, że podchodził do sprawy bardzo poważnie.
W
odpowiedzi skinąłem mu głową.
-
Dobranoc… - pożegnałem się. - …i dziękuję… - dodałem ciszej.
Brunet
odwrócił się przez ramię i rzucił mi ostatnie spojrzenie, po czym bez słowa
wyszedł z mojej komnaty.
***
- To
pieczęć wiążąca – wyjaśnił Kai, wskazując na czarny malunek na mojej klatce
piersiowej między połami rozpiętej, białej koszuli. – Dzięki niej będziesz pod
moją kontrolą – wstał z klęczek i otrzepał ręce.
- Czemu
ten pentagram jest inny? – zapytałem, rozglądając się po nakreślonych czarną
kredą, misternych znakach dookoła mnie.
Właśnie
stałem w środku pentagramu, mimo iż przecież jeszcze nie tak dawno temu sam
demon zabronił mi tego. Starałem się nie ruszać, żeby nie zetrzeć żadnych,
kreślonych w pocie czoła mojego towarzysza symboli.
- Bo
służy czemu innemu – sprostował. – Tamten – wskazał na pobliski, tak bardzo
różny pentagram wypalony w drewnianym parkiecie – służy do transportu, a ten
jest rytualny – rozejrzał się w poszukiwaniu opasłej, czarnej księgi w grubej,
tłoczonej w białe wzory okładce, którą przyniósł dziś ze sobą. – To długa
inkantacja, więc trochę to zajmie – uprzedził. – Nie powinno jednak boleć –
uspokoił mnie i położył tuż przed pentagramem okrągły, kamienny dysk.
Dysk
ten jednak znacznie różnił się od sigili, z którymi już nieco zdążyłem się zapoznać.
Kamienna tablica była o wiele większa od demonicznej pieczęci, a więc miała
średnicę równą mniej więcej mojemu przedramieniu. Jej powierzchnia nie była
idealnie równa, ale wypukła, przez co przypominała kroplę deszczu na szybie. Gęsto
pokrywały ją dziwne symbole, które zostały głęboko wyryte w kamieniu i układały
się w spiralę.
- A to,
co to jest? – zapytałem.
-
Talerz spirytystyczny – odparł niemrawo. Zmarszczyłem brwi w niezrozumieniu. –
Na razie się tym nie przejmuj, okej? – westchnął. – Po prostu zdaj się na mnie.
Jak wszystko pójdzie dobrze i zajdzie taka potrzeba, to kiedyś ci to wszystko
wytłumaczę – obiecał. – Więc teraz stój i się nie ruszaj, jasne? – upewnił się.
Przytaknąłem. – I nie odzywaj się. Muszę się skupić – burknął.
Kai
zaczął przemawiać w języku, którego nie znałem i którego z pewnością nie byłem
nawet w stanie powtórzyć. Jego głos stał się niższy, bardziej zachrypnięty.
Mrucząc pod nosem niezrozumiałe dla mnie wersety, wodził palcami po wypukłych
symbolach na talerzu spirytystycznym. Wyglądało to tak, jakby jego opuszki
samoistnie odnajdywały odpowiednie znaki… albo przynajmniej chciałem wierzyć,
że te były odpowiednie…
Pentagram
rozbłysnął słabym, fioletowym blaskiem. Przełknąłem z trudem. Z niezrozumiałych
powodów ufałem demonowi, ale i tak się bałem. Powietrze wokół mnie zaczęło
gęstnieć. Oddychałem z trudem. Brunet recytował coraz szybciej. Cały czas kucał
nad kamiennym talerzem, jednak, o zgrozo, zauważyłem, że coś chyba poszło nie
tak. Kai jakby skulił się w sobie i zadrżał z bólu, jednak nie przestawał
wypluwać z siebie ciągu niejasnych dla mnie słów. Już chciałem się ruszyć,
dotknąć jego ramienia i zapytać czy wszystko w porządku – w końcu był na
wyciągnięcie ręki! – jednak przypomniałem sobie jego nakazy i umęczone spojrzenie.
Ja, w przeciwieństwie do Mii, byłem beznadziejny, jeśli chodziło o magię. Nie
miałem o niej zielonego pojęcia. Faktycznie, lepiej było zostawić wszystko
zawodowcowi i nie wtrącać się.
Między
nami powstało coś na kształt półprzezroczystej, niematerialnej ściany, która
była lekko zabarwiona na fioletowo. Pentagram został zamknięty przez falującą i
drżącą błonę, w której zostałem uwięziony. Przeszły mnie nieprzyjemne dreszcze.
Moje serce przyspieszyło. Starałem się oddychać równo i głęboko, żeby się nieco
uspokoić, jednak to nie było takie proste.
Demon
już całkiem schrypł, tak, że już nie wiedziałem czy w ogóle przemawia w
jakimkolwiek języku, czy po prostu już tylko bezsensownie jęczy i chrypi,
wydając z siebie przypadkowe dźwięki. Znów zadrżał i tym razem padł już na
kolana. Zgiął się, jakby ktoś kopnął go w brzuch. Tym razem już zdecydowanie
zaczął jęczeć z bólu. Przestraszyłem się nie na żarty, mimo iż mnie nic nie
bolało. Brunet obiecywał, że wszystko powinno pójść bezboleśnie. Oczywiście
cieszyłem się, że nie cierpiałem, ale jakoś nie cieszył mnie już tak widok
pokładającego się z bólu mojego towarzysza. Nie chciałem, żeby stała mu się
krzywda. Spanikowałem. Nawet jeśli rytuał ten dla mnie pozostawał bezbolesny,
to demon powinien poinformować mnie, że dla niego on już taki nie będzie. Teraz
już nie wiedziałem czy tak właśnie miało to wszystko wyglądać, czy coś było nie
tak…
Kai
krzyknął krótko i wtem… jego postać została okryta wielkim, czarnym skrzydłem.
Nawet mając rozmazany widok za sprawą tej dziwnej bariery, mogłem z całą
pewnością stwierdzić, że było to skrzydło. Tak, skrzydło i nic innego.
Zamurowało mnie. Widziałem nawet niewyraźne kontury pojedynczych piór…
Demon
podniósł się na równe nogi z wysiłkiem. Upuścił księgę na podłogę i dalej
najprawdopodobniej mamrocząc już z pamięci, przekroczył linię pentagramu. Nim
zdążyłem mu się chociażby przyjrzeć, złapał mnie za dolną szczękę i otworzył mi
usta. W następnej już chwili przywierał do nich swoimi. Nie całował mnie
jednak. Miałem wrażenie, jakby wyciągał coś ze mnie przez gardło i jednocześnie
w drugą stronę coś we mnie wpychał. Nie było to bolesne, ale z pewnością nie
należało to również do przyjemnych doznań. Łzy stanęły mi w oczach, gdyż miałem
wrażenie, jakbym się krztusił. Momentalnie poczułem się zmęczony – do tego
stopnia, że aż ugięły się pode mną nogi. Chwyciłem wyższego ode mnie bruneta za
ramiona i uwiesiłem się na nim, żeby nie upaść.
Nie
wiedziałem, jak długo to wszystko trwało. Miałem wrażenie, jakbym na chwilę
odleciał gdzieś myślami albo nawet zemdlał, bo w mojej pamięci powstała
niewielka luka. Następną rzeczą, którą już pamiętałem, był moment, kiedy Kai
odsunął się ode mnie i wszystko z miejsca ustało. Bariera okalająca pentagram opadła
i zniknęła, podobnie jak i fioletowe, mdłe światło. Obaj, dysząc ciężko,
upadliśmy z hukiem na podłogę.
Z
niepokojem spojrzałem na towarzysza. Demon wręcz charczał z wysiłku. Położył
się na podłodze i regulował ciężki oddech. Z jego pleców wciąż sterczało
wielkie, czarne skrzydło, którym okrył się niczym prowizorycznym kocem.
Niepewnie przysunąłem się do niego i położyłem dłoń na jego ramieniu. Chwilę
potem jednak przesunąłem ją na jego czoło. Był rozpalony. Jego policzki płonęły
jak w wysokiej gorączce. Na szyi wystąpiły mu z wysiłku ciemne, niemal czarne
żyły.
- W
porządku… - mruknął.
Nie
mogłem wydusić z siebie słowa. Miałem wrażenie jakbym miał zdarte gardło i
wepchnięty kij od szczotki do przełyku. Jedynie potrafiłem skinąć mu głową.
Obrzuciłem
go uważnym spojrzeniem raz jeszcze. Tym razem zauważyłem, że spod czarnego
skrzydła wystaje także drugie, dużo mniejsze i białe. Oba kładły się na jego
lewy bok ciała, zupełnie tak jakby jedno z nich zostało przetrącone. Mniejsze,
białe skrzydło wyglądało jak usychający kikut.
-
Musiałem przybrać pełną formę, żeby przeprowadzić rytuał – wyjaśnił. Znów
kiwnąłem mu głową.
- Nie
mówiłeś, że masz skrzydła… - wypomniałem mu. – Czy ty… - zająknąłem się.
- Nie,
nie mogę latać – uśmiechnął się, domyślając się, o co chcę zapytać. – Takie
atrakcje są zarezerwowane wyłącznie dla aniołków. Ja jestem potępieńcem.
Zabrali mi całą frajdę – zaśmiał się, choć w tej chwili jego śmiech przypominał
suchy kaszel. – Chodź tu – przywołał mnie gestem ręki. Posłusznie przysunąłem
się jeszcze bliżej. Brunet sięgnął mojej koszuli i pociągnął za jej materiał,
obrzucając spojrzeniem wymalowaną na moim torsie pieczęć. – Będziesz musiał to
ukrywać – zaznaczył. – To znak naszej umowy.
Przytaknąłem
i zmęczony opadłem na pierś bruneta, który przygarnął mnie do siebie i objął
jedną ręką w pasie. Okrył mnie też czarnym skrzydłem, jakby chciał mnie przed
czymś ochronić lub obawiał się, że zmarznę. Przymknąłem na moment powieki,
wsłuchując się w jego głucho dudniące serce, które powoli już się uspokajało. O
dziwo czułem się zaskakująco dobrze w jego ramionach…
***
Mijały
godziny, dni, tygodnie… wszystko to spędzone na umacnianiu naszej pozycji
politycznej, wojska oraz prób utworzenia koalicji z sąsiadem zza drugiej
granicy, z dworem, gdzie, całe szczęście, Mia nie zdążył jeszcze postawić nogi.
Całymi dniami przesiadywałem z Kaim w pałacowej bibliotece. Wspólnie
wymyślaliśmy taktyki, opracowywaliśmy strategie, przygotowywaliśmy się na
wszelkie ewentualności, aby nie pozwolić mojemu bratu nad atak z zaskoczenia.
Spisywaliśmy pomysły, pisaliśmy oficjalne listy, kreśliliśmy mapy, umawialiśmy
się na oficjalne audiencje… na których ostatecznie jednak pojawiałem się zawsze
sam. Co dziwne demon nie garnął się ochoczo do ogłaszania światu, iż niejako ma
on ogromny wpływ na politykę mojego państwa. Usunął się w cień. Zarządzał
wszystkim z ukrycia, pozwalając myśleć osobom postronnym, że to ja jestem
młodym i sprytnym władcą dzierżącym władzę. Tak naprawdę to on rozdawał karty.
Ja miałem dużo mniej do powiedzenia, jednak nie mogłem narzekać jakoby brunet
korzystał nagminnie z tego przywileju. Nie pastwił się nade mną, nie wypominał
mi mojej niższej pozycji, nie wywyższał się, nie żądał uwielbienia… był
pomocny. Z jakiś względów zacząłem myśleć, że zależy mu na wygraniu tej sprawy
tak samo mocno jak i mnie… o ile nawet nie bardziej. Z tej racji z kolei
domyślałem się, że między demonem a moim bratem musiało dojść do jakiegoś
spięcia, co Kai rozpatrywał w kategorii uszczerbku na własnym honorze. Nie
mówił o tym, ale to dało się wyczuć. Nie dopytywałem jednak. Nie chciałem go
rozzłościć ani tym bardziej rozproszyć, kiedy tak bardzo starał się, żeby
dopiąć wszystko na ostatni guzik.
Co
dziwne, wszystko szło gładko. Właściwie to jak po maśle.
W
przypływie szczerości podsyconej nieco zbyt dużą ilością wina stary król
sąsiedniego państwa wyznał mi nawet, że przyjął z ulgą wiadomość o tym, że to
jednak ja obejmę tron, a nie mój brat. Wyznał, że nie chciałby się użerać z
Mią, a byłoby to nieuniknione, gdyby władza skupiła się w jego ręku. Byłem
zdziwiony słowami siwiejącego już monarchy, ale znalazłem w nich też jakąś
otuchę. Znaczyło to, że miałem jakieś szanse na to, aby uzyskać jego wsparcie,
kiedy przyjdzie postawić mi się bratu.
Wciąż nie
objąłem oficjalnie władzy, gdyż koronacja jeszcze się nie obyła, ale zarówno w
kraju jak i za granicą wszyscy zgodnie uznali mnie za prawowitego władcę… albo
przynajmniej tak twierdził brunet, który krążył po bliższych i dalszych
ziemiach, czasem zabierając mnie ze sobą i tym samym niesamowicie skrócając
nasz czas podróży. Dzięki poruszaniu się za pomocą pentagramów nie musieliśmy
spędzać całych dni, a może i tygodni w karecie. To było ważne, bo w końcu nie
mieliśmy nadmiaru wolnego czasu. Dzięki temu wszystko szło szybko i sprawnie.
Moi
rodzice próbowali nas wspierać swoimi pomysłami i doświadczeniem, jednak nie
byli zbyt pomocni. Zazwyczaj rzucali pomysły nie w czas, a więc wtedy, kiedy ja
z Kaim już dawno zdążyliśmy o tym pomyśleć i wprowadzić plan w życie lub
odrzucić go, stwierdzając, że jednak nie jest to najlepsze wyjście. Poza tym
nie ukrywałem, że nie za bardzo chciałem zdawać się na ich mądrości. Byli
słabi. Popełnili w życiu wiele błędów. Powielali błędy przodków zamiast ich
unikać lub z nimi walczyć. Ja chciałem być inny. Mogłem być silny. W końcu
miałem przy sobie prawdopodobnie najlepszego, demonicznego doradcę i
ochroniarza w jednym. Nie mogłem zaprzepaścić takiej okazji.
Fioletowe
światło zgasło. Mnóstwo papierów zalegających na stole poderwało się w
powietrze za sprawą podmuchu towarzyszącemu przejściu przez pentagram. W
sąsiednim królestwie pogoda nie dopisywała…
Właśnie
dopiero co wróciliśmy z kolejnej audiencji. Byłem wykończony całą tą szopką,
negocjacjami i kurtuazyjnymi rozmowami. W tym momencie niesamowicie doceniałem
to, że z Kaim mogłem rozmawiać swobodnie. Nie musiałem silić się na żadne
grzeczności. Kiedyś irytował mnie jego sposób wysławiania się i brak choćby
śladowych oznak szacunku względem mojej osoby, jednak obecnie dzięki temu
mogłem się nieco zrelaksować. Przynajmniej przy nim jednym mogłem być sobą.
Poza tym obalenie sztucznie wniesionej ściany grzeczności i kurtuazji pozwoliło
nam się do siebie zbliżyć. Zapatrywałem się na niego jak na prawdziwego
przyjaciela.
-
Wiesz, co zrobię, jak to wszystko już się skończy? – zapytał brunet, odsuwając
sobie krzesło i opadając na nie ciężko. Nie czekał na moją odpowiedź i od razu
kontynuował. – Upiję się do nieprzytomności… - sapnął ciężko.
- A ja
ci będę polewał – zaśmiałem i dosiadłem się. Brunet spojrzał na mnie zdziwiony.
-
Serio? – niedowierzał.
-
Należy ci się – przytaknąłem. – Ciężko pracujesz. Bez ciebie nigdy bym tyle nie
zdziałał – oparłem się o stół i przeczesałem palcem zmierzwione, zroszone przez
panującą w sąsiednim królestwie burzę włosy. Demon zamrugał kilkakrotnie zbity
z tropu, jednak chwilę potem uśmiechnął się niemal błogo.
-
Szybko się zmieniłeś z zadufanego księcia w całkiem dobrego dzieciaka –
pogładził mnie po głowie. – Może będą z ciebie ludzie… - zaśmiał się. – Dobra,
zbieraj się do spania – zarządził. – Rano powtórka z rozrywki, więc oczekuję,
że będziesz w pełni sprawny fizycznie i umysłowo. Wyśpij się – polecił.
-
Jasne… - mruknąłem i podniosłem się z siedziska. Przeciągnąłem się i ziewnąłem.
-
Serio, nie mogę uwierzyć… - mruknął. Spojrzałem na niego z niemym pytaniem. –
Zrobiłem z ciebie normalnego dzieciaka! – klasnął uradowany w dłonie. – Nawet
zacząłeś się zachowywać jak człowiek! – parsknął. – Od dziś powinieneś mi mówić
„cudotwórco” – zachichotał.
- Sam
zauważyłem, że mnie zmieniłeś… - przyznałem nieco niechętnie. – Ale chyba nie
było ze mną znowu AŻ tak źle, co? – szturchnąłem go w ramię biodrem i jeszcze
na chwilę oparłem się o kant blatu. Byłem tak zmęczony, że nawet nie chciało mi
się iść do mojej komnaty.
- Nie
no… AŻ tak źle to chyba nie było… - przyznał. – W końcu daleko ci było do Mii –
wzruszył ramionami. – Zawsze dobry był z ciebie dzieciak, ale wcześniej byłeś
bardziej rozpuszczony i arogancki – wyszczerzył się. – Teraz zdaje się, że
trochę dorosłeś… - powiedział jakby… z uznaniem? – No, my tu gadu-gadu, a czas
leci! – popchnął mnie w kierunku wyjścia. – Idź już spać, bo ja też chciałbym
jeszcze dzisiaj zmrużyć oko…
- Już
idę, idę – mruknąłem. Już nawet przestało mi przeszkadzać, że traktował mnie
jak duże dziecko. W sumie w porównaniu z nim… faktycznie byłem niedouczonym
dzieciakiem. – Dobrano… - urwałem. – A, właśnie – zatrzymałem się już przy
drzwiach, odwracając do rozmówcy przodem.
- Czego
znowu? – burknął zmęczony.
- Tak
właściwie to, gdzie ty znikasz na noc? – zapytałem. – Gdzie śpisz? Wracasz do
domu?
- Nie –
pokręcił głową. – Skakanie między wymiarami jest męczące – przyznał. – Poza tym
już samo przemieszczanie są po Ziemi przy pomocy pentagramu z tobą w roli
pasażera jest dla mnie wyczerpujące – potarł zaspane oczy. – W dodatku
urządzamy sobie takich skoków przynajmniej kilka dziennie… Nie wiem czy nawet
miałbym teraz wystarczająco dużo energii, żeby przejść z wymiaru ludzkiego do
mojego – wyjaśnił.
- Więc
gdzie zostajesz na noc? – dopytywałem.
-
Zatrzymałem się na jakiś czas w gospodzie w mieście, żeby być bliżej ciebie –
wzruszył ramionami i podniósł się z miejsca. – Spokojnie! – uniósł dłonie w
obronnym geście. – Maskuję się ze swoim wyglądem, więc nikt nie wie, że jestem
demonem, a już tym bardziej, że ci pomagam! – uspokoił mnie, zapewne widząc
panikę w moich oczach. – Wszyscy myślą, że jestem zwykłym przejezdnym – machnął
lekceważąco ręką. - Będę się już zbierał – oznajmił.
-
Zaczekaj – podszedłem do niego. – Nie musisz przecież spać w gospodzie.
Ukrywanie się i codzienne spacery z miasta do pałacu też pewnie dają ci się we
znaki – zauważyłem. – Zostań tutaj – zaproponowałem. – W pałacu możesz być
sobą. Nie musisz się ukrywać – uśmiechnąłem się delikatnie na zachętę. – No i
jakby nie patrzeć będziesz też bliżej mnie, więc będzie ci mnie łatwiej chronić
– próbowałem przemówić mu do rozsądku, gdyż nie wyglądał na przekonanego.
- W
sumie… faktycznie… Byłoby miło, gdybym nie musiał rozszerzać pola ochronnego do
rozmiarów Jeziora Płomieni, żeby obejmowało również ciebie, kiedy ja jestem w
mieście… - mruknął. – Pewien jednak jesteś, że chcesz, abym z tobą został? –
upewnił się.
-
Oczywiście – przytaknąłem. – Każę służbie przygotować dla ciebie pokój i…
-
Niepotrzebnie – przerwał mi. – Będę spać w twoim – oznajmił z trudnym do
zinterpretowania uśmieszkiem.
- Co? –
zdziwiłem się. – Ale to… nietaktowne… - zauważyłem nieco speszony.
-
Możliwe – wzruszył ramionami. – Ja jednak nie dbam o takie rzeczy – rozłożył
bezradnie ręce. – Poza tym wtedy będę mógł zminimalizować pole, więc w końcu
może uda mi się trochę odpocząć – mruknął. Wiedział, że już mnie kupił, że
zyskał sobie moją sympatię i że się o niego martwiłem. Podpuszczał mnie…
- Ale…
-
Ostatnim razem pozwoliłeś mi zażądać od siebie czegokolwiek w dowolnym czasie,
pamiętasz? – wypomniał mi z szarlatańskim uśmiechem. Niechętnie skinąłem mu
głową. – No właśnie – jego uśmiech dodatkowo pogłębił się.
-
Chcesz zmarnować ten przywilej na coś tak błahego? – zdziwiłem się.
-
„Błahego”? – powtórzył z niedowierzaniem. – Skarbie, należysz do mnie – położył
mi rękę na ramieniu. – A więc to oznacza, że musisz wykonywać moje rozkazy czy
tego chcesz, czy też nie – błysnął zębami w uśmiechu. – Jest to też
równoznaczne z tym, że twoja poprzednia nagroda za moją pomoc absolutnie
straciła dla mnie wartość w świetle nowej – ledwo powstrzymywał się od
wybuchnięcia mi śmiechem prosto w twarz na widok mojej miny. – Użyłem tego
argumentu tak tylko „proforma” – zachichotał.
- Mhm…
- udało mi się wydusić z siebie tylko mruknięcie.
Przeszliśmy
do mojej komnaty. Brunet co chwila chichotał pod nosem, starając się nie
parsknąć głośno śmiechem. Ja szedłem na współ speszony i na wpół zażenowany.
Dobrze, że przynajmniej już jakiś czas temu odprawiłem służbę, dlatego ta mi
nie pomagała przy wieczornej i porannej toalecie, bo gdyby zobaczyli nas razem
w moim pokoju… Uch, aż nie chciałem o tym myśleć! W każdym razie z pewnością
przestaliby już uważać, że Kai był jedynie moim „prywatnym gościem”, jak to
zazwyczaj go tłumaczyłem. Albo przynajmniej mogli to opacznie zrozumieć…
Przed
snem tylko obmyłem twarz i przebrałem się w strój do spania. Było zdecydowanie
zbyt późno na grzanie wody i kąpiel. Obiecałem sobie, że wstanę z samego rana,
żeby zrelaksować się chociażby przez chwilę w gorącej wannie… no i oczywiście,
żeby się odświeżyć i jakoś prezentować przed kolejnymi autorytetami, z którymi
czekały mnie sztywne rozmowy pełne kłamstw i oszustw.
Ułożyłem
się już do snu. Przesunąłem się na jedną ze stron łóżka, żeby zrobić miejsce
dla demona. Teraz to już nie byłem taki pewien, co do swojej poprzedniej
decyzji… Może lepiej było siedzieć cicho? W sumie Kai nie użalał się nad tym,
że musiał sypiać w gospodzie… Chociaż z drugiej strony nie użalał się w ogóle
na nic, jednak powiększające się cienie oraz opuchlizna pod jego oczami, a
także niezdrowa bladość cery wskazywały na to, że był naprawdę wyczerpany. Nie
mogłem być już więcej takim samolubnym dupkiem. Nie chciałem upodobnić się do
brata. Dobra, znaleźliśmy się w dość niezręcznej sytuacji, ale w końcu to nic
takiego. Kai to tylko Kai… a przynajmniej tak chciałem sobie wmówić…
Usłyszałem
za sobą ciche kroki i szelest ściąganego ubrania. Z jakiś niezrozumiałych dla
mnie powodów moje serce zabiło mocniej, a w gardle pojawiła się nieznośna gula,
która utrudniała mi przełykanie. Mocno zacisnąłem oczy i wtuliłem twarz w
poduszkę, chcąc jak najszybciej zasnąć i nie myśleć o niczym dziwnym. A teraz
niestety miałem bardzo dużo dziwnych myśli w głowie, o które wcześniej bym się
nie posądzał…
Poczułem,
jak materac ugina się pod ciężarem mężczyzny. Brunet szybko wsunął się pod
przykrycie i, ku mojemu zdziwieniu, przysunął się do mnie. Właściwie to nawet
objął mnie od tyłu z racji, że leżałem odwrócony do niego plecami. Oparł czoło o
mój kark.
-
Dobranoc… - szepnął i dałbym sobie rękę uciąć, że przez krótką chwilę czułem
jego usta na odsłoniętym ramieniu.
Kai
zacisnął palce na materiale mojego ubrania. Nie miałem, jak mu się wyrwać ani
odsunąć. Co gorsza, nie minęła chwila, a poczułem na szyi jego ciepły oddech.
Był głęboki i miarowy. Demon z pewnością z miejsca zasnął. To tylko dowodziło
tego, jak bardzo musiał być zmęczony.
Obrzuciłem
spojrzeniem jego dłoń. Nagie przedramię. Zdjął górną część garderoby.
Odwróciłem się w jego objęciach na tyle, na ile mogłem. Kątem oka w ciemności
mogłem dostrzec jeszcze tylko również odsłonięte ramię. Nie było mowy o
pomyłce. Właśnie leżał przy mnie półnagi demon. Cudownie.
Jak na
złość mojej koszuli nocnej zachciało się podwijać, przez co czułem bezpośredni
dotyk gorącej skóry bruneta na własnej. Przeszły mnie elektryzujące dreszcze.
Kai obejmował mnie ciasno, był tak blisko… Nie mogłem przez to logicznie
myśleć! Mój oddech spłycił się, serce jeszcze przyspieszyło. Zagryzłem wargi.
Wiedziałem,
że jeszcze gorzko pożałuję tego bratania się z demonem…
***
Rano,
jak zwykle dzięki niezasłanianiu okien, obudziłem się wraz z brzaskiem słońca.
Po odgłosach niosących się echem po pałacowych korytarzach mogłem wywnioskować,
że nie tylko ja już wstałem. Służba zapewne już przygotowywała śniadanie.
Kai
jednak spał snem sprawiedliwego. Całe szczęście przez noc jego uścisk nieco
zelżał, przez co udało mi się wyswobodzić z jego objęć na tyle delikatnie, żeby
go nie obudzić. Po cichu wyszedłem z komnaty i przywołałem do siebie jednego ze
służących, nakazując mu nagrzać wodę na kąpiel.
Po
pewnym czasie siedziałem już w wannie gorącej wody. Temperatura sprawiła, że
ponownie stałem się śpiący. Nie wyspałem się. Co prawda brunet nie stwarzał
kłopotów w nocy, jednak potrzebowałem po prostu więcej czasu dla siebie.
Niestety, tego nie miałem w zapasie. Musiałem jeszcze się przygotować. Przecież
dzisiaj znów czekają mnie „urocze” wernisaże…
Rozparłem
się w wannie i odchyliłem głowę do tyłu, przymykając na moment powieki.
Zachodziłem w głowę, jak kiedyś mogłem znosić podobne życie i cieszyć się z
tego. W przeszłości nie mogłem doczekać się balów i innych spotkań
towarzyskich. Lubiłem rozmawiać o muzyce i sztuce ze znanymi politykami.
Komentowałem najnowsze sztuki wystawiane na deskach teatru z konsulami. Zachwycałem
się miłosnymi poematami z innymi członkami rodzin królewskich. No tak, teraz
już rozumiałem… Kiedyś lubiłem podobne spędowiska, bo w gruncie rzeczy nie
robiłem na nich nic. Prowadziłem nic nieznaczące rozmowy, grałem na
fortepianie, jadłem i piłem… niemal jak świnia w chlewie. Jedyną rzeczą, która
odróżniała mnie od najprzeciętniejszego w świecie świniaka był fakt, iż
potrafiłem zachować się kulturalnie, zasłaniałem się sztywnymi formułkami
grzecznościowymi, kiwałem głową oraz unosiłem kieliszek z winem w geście toastu.
Dla mnie to była zabawa. Teraz jednak nie byłem już zwykłym, rozpuszczonym
dzieciakiem i nie wypadało mi się bawić. Teraz to była praca.
Wtem
drzwi do łazienki otworzyły się. Drgnąłem wystraszony, gdyż nagły dźwięk wyrwał
mnie z wiru myśli. Zdziwiony obróciłem się przez ramię w każdej chwili gotów
zganić kogoś ze służby, kto ośmielił się mi przeszkadzać. Przecież wyraźnie
zaznaczyłem, że nie życzyłem sobie żadnej pomocy!
Zamarłem
jednak w chwili, kiedy zdałem sobie sprawę, że nieproszonym gościem wcale nie
był nikt ze służby. Do pomieszczenia bezceremonialnie wszedł Kai, zamykając za
sobą drzwi. Demon wciąż paradował półnagi. Chodził na boso, a ubrany był tylko
w czarne spodnie, które i tak były rozpięte i zsuwały się z jego wąskich bioder.
Brunet ziewnął rozdzierająco i przeciągnął się, zakładając ręce za głowę.
Wydawał się być zupełnie nieskrępowany.
- Kai!
– krzyknąłem. – Co ty tu robisz? – ściągnąłem groźnie brwi.
-
Pomagam ci obalić brata? – odezwał się niewyraźnie, wciąż będąc zaspanym. – No
chyba taka była między nami umowa, nie? – mruknął i potarł pięścią jedno z
intensywnie zielonych ślepi.
- Nie o
to pytam! – zirytowałem się.
- Aa… -
przeciągnął. – Chodzi ci tak bardziej dobitnie? – uśmiechnął się głupkowato. –
To stoję i oddycham – wzruszył ramionami. – Mrugam też… W sumie to robię
całkiem dużo. Przeprowadzam procesy trawienne i w ogóle… a propos, kiedy
śniadanie? – podrapał się po policzku.
Czasami
naprawdę miałem ochotę tak porządnie trzasnąć go w łeb… Jak zwykle musiał się
ze mną droczyć! Co za typ!
- Wyjdź
stąd – syknąłem.
- Sam
nie pogardziłbym kąpielą – założył ręce na piersi.
- Więc
każę ją przygotować dla ciebie, kiedy sam skończę – westchnąłem ciężko.
- Nie
będę tyle czekał – upierał się przy swoim.
-
Dobra, już wychodzę – obiecałem. – Zaraz zwolnię ci łazienkę. Ale najpierw ty
musisz stąd wyjść, żebym ja mógł wyjść z wanny – burknąłem.
- Nie
będę tyle czekał – powtórzył. – Poza tym szkoda zachodu z szykowaniem drugiej
kąpieli – uśmiechnął się cwaniacko. – Wiem, że jesteś rozpuszczonym księciem,
ale szanuj pracę innych – pogroził mi palcem i podszedł do krawędzi wanny.
- Co
ty…?! – urwałem i zamarłem z uchylonymi ustami z wrażenia, kiedy demon zrzucił
z siebie ostatnią część ubrania i wskoczył do wody, siadając naprzeciw mnie.
-
Dołączam się do kąpieli – uśmiechnął się półgębkiem. – Przeszkadza ci to? – nie
wytrzymał i parsknął śmiechem. – Twoja mina jest bezcenna! – zarechotał.
Poczułem, że się czerwienię.
-
Robisz to specjalnie – syknąłem, zaciskając gniewnie usta. – Wieczorem było to
samo! – zmrużyłem groźnie oczy.
-
Oczywiście, że tak – przyznał się bezwstydnie.
- Po co
to robisz? – burknąłem.
- Bawię
się tobą – zaśmiał się. – Nie zapominaj, że należysz do mnie – wyszczerzył się
zwycięsko. – Mam prawo robić z tobą, co mi się podoba. Sam się na to zgodziłeś
– przysunął się, przez co moje serce zabiło szybciej. Instynktownie próbowałem
się odsunąć, jednak budowa wanny nie pozwalała mi na to. – Spokojnie, nie spinaj
się tak – jego uśmiech nabrał nieco bardziej przyjaznego wyrazu. – Widziałem
już wielu ludzi – wzruszył ramionami i chwycił mnie za dłoń, którą ukrywałem
pod taflą wody. Przyciągnął mnie do siebie. Czułem, że zaczerwieniłem się
jeszcze mocniej. – Przy mnie nie masz, czego się wstydzić – uśmiechnął się delikatnie,
po czym obrócił mnie do siebie tyłem.
Wylądowałem
między jego nogami. Moje szczęki samoistnie zacisnęły się. Kai ułożył się za
mną wygodnie, odchylając się. Przesuwał dłońmi po bokach mojego ciała. Z czasem
jego dotyk zsunął się na moje plecy, na okolice lędźwi, które masował owalnymi
ruchami. W końcu przesunął palcami wzdłuż mojego kręgosłupa aż do karku, przez
co przeszły mnie, o zgrozo, przyjemne dreszcze. Zaczął z wyczuciem masować moje
barki. Powoli zacząłem się rozluźniać. Pozwoliłem sobie nawet oprzeć się
plecami o jego tors i odchylić głowę na jego ramię. Uśmiech demona pogłębił
się. Kiedy przysunąłem się do niego, jego dłonie zawędrowały na mój tors. Jedną
ręką sunął po mojej klatce piersiowej i brzuchu, a drugą uniósł mój podbródek
do góry, aby ułatwić sobie dostęp do mojej szyi, na której złożył kilka
drobnych pocałunków. Westchnąłem z rozkoszy, którą mi sprawiał.
-
Widzisz? Czy tak nie jest lepiej? – wymruczał mi do ucha, którego krawędź
następnie polizał.
W
niekontrolowanym odruchu zgodziłem się z nim, wydając z siebie głęboki pomruk
aprobaty. Brunet zaczął gładzić mnie po ugiętych w kolanach nogach. Kiedy
przesuwał dłońmi po moich udach, a już w szczególności kiedy zbliżał się do
krocza, wyginałem się z rosnącego podniecenia i wydawałem z siebie więcej
niekontrolowanych dźwięków. Kai chichotał tuż przy moim uchu, obserwując mnie
uważnie. Cały czas składał także drobne pocałunki to na mojej szyi, to na karku
lub na ramionach… Było mi niewyobrażalnie dobrze.
W
chwili, kiedy już reagowałem cichymi jękami na jego kolejne posunięcia, a jego
dłoń prawie sięgnęła mojego krocza, rozległo się pukanie do drzwi.
-
Wybacz mi, książę, że przeszkadzam, ale… Czy potrzebuje panicz pomocy przy
kąpieli? – zapytał jeden ze sług.
Z
jednej strony kląłem, na czym świat stoi, że akurat teraz słudze zebrało się na
udzielanie pomocy w wannie, gdyż chciałem, żeby demon nie przestawał. Z drugiej
jednak byłem mu wdzięczny za to, że nam przerwał, gdyż dzięki temu odzyskałem
nieco jasności umysłu.
- Nie,
nie potrzebuję – odparłem wciąż drżącym, lekko zachrypniętym głosem. – Sam
sobie poradzę – dodałem, spoglądając w te hipnotyzujące, zielone ślepia.
-
Jasne… - parsknął brunet i przesunął dłońmi po moim torsie jeszcze raz, po czym
cmoknął mnie przelotnie w policzek. – Nie poradziłbyś sobie beze mnie – odezwał
się pewny siebie. – W żadnym aspekcie – prychnął.
Jedynie
przewróciłem oczyma na jego słowa. Wziąłem głębszy oddech, aby się uspokoić i
wstałem, a następnie wyszedłem z ciepłej wody. Od razu chwyciłem za ręcznik i
zakryłem się. Za sobą usłyszałem plusk wody. Mój kusiciel poszedł w moje ślady.
***
- A
więc udało ci się podpisać tę umowę… - mruknął Kai, przesuwając wzrokiem po
treści dokumentu. – Szczerze powiedziawszy, nie spodziewałem się tego –
uśmiechnął się do mnie z podziwem. – Chyba jednak jesteś lepszym dyplomatą niż
mogłem początkowo przypuszczać – skinął mi głową.
Odpowiedziałem
mu tym samym gestem. W efekcie udało nam się ustabilizować sytuację z krajami
ościennymi, a nawet podpisać z nimi traktaty rozejmowe. Co więcej, państwa
przygraniczne zgodziły się utrudnić przepływ dóbr i obywateli na dwór, na który
został wysłany Mia. Nieoficjalnie właśnie nałożyliśmy na niego sankcje. Kiedy
obecne władze będą próbowały wyjaśnić powód podjęcia takich, a nie innych
decyzji z pewnością dojdzie do konfliktu i wojny. Całe szczęśnie byliśmy na to
przygotowani i zawczasu zawarliśmy sojusz. Było trzech na jednego. Mia nie miał
szans. Nawet gdyby teraz miał przy sobie innego demona, nie mógłby nic z tym
zrobić. Nawet gdyby sam się nim stał…
Mój
towarzysz odłożył dokumenty. Posłał mi długie spojrzenie spod rzęs, opierając
przy tym głowę na dłoni zaciśniętej w pięść. Prowokował mnie. Od rana, od tej
pamiętnej, wspólnej kąpieli między nami panowało napięcie. Wystarczył jeden
nieostrożny ruch i wszystko diabli by wzięli… chociaż w sumie, jeśli miałem być
dokładny, to jeden już wszystko zagarnął im sprzed nosa. I właśnie bezczelnie
siedział naprzeciwko mnie, uśmiechając się do mnie wymownie.
- Teraz
możemy być trochę spokojniejsi – odezwałem się w końcu. – Przygotowania zostały
zakończone. Teraz pozostaje nam nic innego, jak czekanie na ruch wroga –
starałem się przemawiać obojętnie, jednak na dnie mojego głosu wciąż wibrowały
emocje. Nawet nie łudziłem się, że brunet mógł ich nie zauważyć.
- To
prawda… - mruknął, podnosząc się z siedzenia. – Nam obydwu przyda się teraz
chwila wytchnienia przed nadchodzącą wojną – zbliżył się do mnie. – Masz
świadomość, że głównie to ty będziesz jej przewodził? – wypomniał mi.
- My –
poprawiłem go. – My będziemy jej przewodzić – nie wytrzymałem i oparłem dłonie
na blacie stołu, prostując się tuż przed nim. Nasze twarze dzieliły od siebie
zaledwie milimetry.
Zawładnęło
mną pożądanie. Wszelkie inne słowa były zbędne. Wsparty na blacie stanąłem na
palcach, żeby sięgnąć ust demona. Nie obchodziło mnie teraz, że to, co robiłem,
było złe. Gdyby ktokolwiek dowiedział się, o tym, co nas łączyło i do czego
między nami doszło, zostałbym potępiony. Oddałem się demonowi. Spiskowałem z
nim i wykorzystywałem jego moce przeciwko własnemu bratu. Zamierzałem rozpętać
wojnę. I na sam koniec chciałem oddać się innemu mężczyźnie. Tym razem chciałem
mu się oddać dosłownie.
Kai
odpowiedział bezzwłocznie na mój pocałunek i od razu przejął nad nim kontrolę.
Był agresywny i niecierpliwy. Złapał mnie na wysokości bioder i posadził na
stole, a następnie pchnął do tyłu, tak, że położyłem się na nim. Zawisł nade
mną, opierając się po obu stronach mojej głowy oraz jednocześnie odcinając mi
wszelkie drogi ucieczki. Spojrzał mi w oczy, uśmiechając się figlarnie.
- Mogę
zrobić z tobą, co zechcę – zachichotał.
Chwilę
potem już obsypywał pocałunkami moją szyję. W odpowiedzi jedynie mruknąłem,
zgadzając się z nim. Instynktownie objąłem go ramionami za szyję. Brunet złapał
moją prawą nogę tuż pod kolanem i założył ją sobie na biodro. Przesuwał dłonią
po wewnętrznej stronie mojego uda. Czułem jak wraz ze wzrostem pożądania
traciłem zdolność jasnego myślenia. Traciłem wszelkie zdolności myślenia i
analizy. Nie przeszkadzało mi to jednak. W pełni oddawałem się tej rozkoszy i
pragnąłem więcej. Przymknąłem powieki i wyginałem się w stronę demona, prosząc
o jego dotyk, zapach, smak… Jego usta przesuwały się po mojej skórze, znacząc
wykwitami gorąca moją szyję, ramiona oraz klatkę piersiową. Po pewnym czasie
wróciły jednak do moich warg, ponownie całując je namiętnie. W tym czasie ja
zsunąłem jedną rękę z jego karku na brzuch. Wsunąłem dłoń pod materiał jego
ubrania, dotykając gorącej skóry. Drżałem z podniecenia. Drugą ręką wciąż go
obejmowałem, przyciągałem do siebie, jakbym obawiał się, że gdy go puszczę, ten
odejdzie lub zniknie. Wiedziałem jednak, że tak się nie stanie. W tej chwili
Kai za bardzo mnie pożądał – niemalże tak samo mocno jak ja jego.
Pomimo
targającego nami pożądania i podniecenia jego pocałunki nie były już takie
chaotyczne. Tym razem całował mnie spokojniej, z wyczuciem i pasją. Smakował
moich warg, przesuwał językiem po ustach, w które następnie go wsunął.
Wzdychałem i pojękiwałem z rozkoszy i zniecierpliwienia, jednak wszystkie te
dźwięki tonęły w jego ustach.
-
Pewien jesteś, że tego chcesz? Potem nie będzie już odwrotu – uprzedził,
szepcząc i dysząc z podniecenia wprost w moje wargi.
- Jak
widzisz rzadko, kiedy cofam swoje decyzje – uśmiechnąłem się i pocałowałem go
raz jeszcze.
I jakby
się tak nad tym wszystkim zastanowić… to kto tu tak naprawdę był tym złym?