Miniaturka Kuina x Subaru (Royz)

W sumie to nie miało wyglądać tak... no ale jest jak jest...

Tytuł: ?
Paring: Kuina x Subaru (Royz)
Typ: miniaturka
Gatunek: ?
Beta: -

Przyszedłem do domu cały przemoknięty i zły. Samochód zepsuł mi się pod studiem i musieli go odholować. W tym czasie jednak była wciąż piękna pogoda, dlatego zdecydowałem się iść na pieszo do domu. Zawsze lubiłem rozmyślać podczas spacerów. Setki ludzi mijało mnie na zatłoczonej ulicy, a ja byłem nieobecny i jakby odcięty od ich świata – to dawało pewnego rodzaju osobliwość, która naprawdę lubiłem poczuć… w dodatku wtedy doznawałem odczucia, iż jestem nieco inny, niecodzienny, może wciąż na tyle dziecinny, żeby przenieść się do własnego świata i zignorować ten rzeczywisty, jednak to mnie uszczęśliwiało. Nawet jeśli w tym danym momencie nie miałem na sobie scenicznego stroju ani makijażu i nie wyróżniałem się jakoś znacząco z tłumu – dla obserwatora z wysokości (choćby z wiaduktu) zapewne byłbym tylko kolejnym punkcikiem przewijającym się po szerokim chodniku – to myśl, że jestem wyjątkowy choćby przez umiejętność ignorowania tego, czego nie chcę widzieć, sprawiała, że delikatny uśmiech błąkał mi się na ustach.
Ale ja nie o tym chciałem – wracając do głównego tematu; kiedy tak szedłem ze słuchawkami w uszach, drobne kropelki wody zaczęły osiadać na mnie i wszystkim dookoła. Zaczęło mrzeć. W tym momencie postanowiłem dojechać do domu metrem, jednak zorientowałem się, że nie mam przy sobie portfela, nawet żadnych drobnych w kieszeni, bo wszystko zostało w schowku w aucie… (razem z telefonem i dokumentami, jednak w tym momencie to najbardziej brak pieniędzy mi doskwierał i nie przejmowałem się pozostałymi rzeczami).
Od mojego mieszkania do studia dzieliła mnie odległość niecałych trzech kilometrów. Teoretycznie nie jest to dużo, ale mało też nie… Na przejażdżkę samochodem może trochę za mało (ale biorąc pod uwagę, że zazwyczaj po próbie odwodziłem Kuinę, który mieszka na drugim końcu miasta to jednak nie było to znowu takie bez sensu), jednak na bieg sprintem za dużo. Już jako dzieciak lubiłem dużo chodzić, a jako nastolatek potrafiłem krążyć po mieście przez cały dzień, więc przejście trzech kilometrów nie było dla mnie problemem, nie padłbym gdzieś po drodze ze zmęczenia i barku tchu, jakby to zapewne wyglądało w przypadku basisty, jednak co innego spacerować, a co innego biegać. Nigdy nie byłem dobrym sportowcem, więc nawet nie do opisania jest to, jak bardzo paliły mnie płuca od nadmiernego wysiłku, w głowie huczało, a w boku kuło. Jakby tego wszystkiego było mało, samochód oblał mnie brudną wodą z kałuży, a kiedy już zmaltretowany dotarłem do swojego bloku, poślizgnąłem się na mokrej podłodze i wywinąłem „orła”, po czym mój tyłek bliżej poznał się z twardymi kafelkami w piaskowym odcieniu.
Wygrzebałem z kieszeni klucze i otworzyłem drzwi mieszkania. Wszedłem do środka i zdjąłem przemoczone buty oraz kurtkę w przedpokoju. Miałem zamiar przejść do łazienki, kiedy nagle moją uwagę przykuło lustro – a raczej jego odbicie. Matko Boska obojętnie, z którego kościoła! Mało sam się nie wystraszyłem własnego wyglądu! Istnie siódme dziecko baby jagi… Potargane, mokre włosy przyklejone do skroni, czoła i karku, wciąż zaczerwienione policzki od morderczego biegu, czarne smugi na policzkach od tuszu do rzęs, który się rozmazał, bluzka, która prześwitywała… Westchnąłem ciężko i załamany pokręciłem głową. Nie marzyłem teraz o niczym innym, jak o ciepłej kąpieli, gdyż byłem zziębnięty; jednak tak, jak łatwo się domyślić, to nie był mój szczęśliwy dzień, dlatego nie dane było mi to zrobić, gdyż doszedł mnie głos z salonu.
- Subaru! – do przedpokoju wszedł Kuina, przecierając oczy. – Jakoś długo ci dziś zajęło dotarcie do domu. Czekałem na ciebie tak długo, że zas… - urwał, kiedy w końcu na mnie spojrzał. – Zadarłeś z yakuzą?
- Nie – odpowiedziałem głosem wypranym z wszelkich emocji.
- Próbowali cię zgwałcić?
- Nie.
- W takim razie nie pozostała żadna inna opcja; kałamarnica próbowała cię wciągnąć pod wodę i zabić w odwecie za wszystkie sushi, które zjadłeś z jej braćmi, siostrami, bratanicami, bratankami, siostrzenicami, siostrzeńcami, rodzicami, dziadkami, wujkami, ciotkami, córkami, synami, mężami lub żonami (albo jedno i drugie),…
- Nie – przerwałem mu.
- Jeszcze nie skończyłem! – oburzył się. – I wnukami – dodał.
- Nie – powtórzyłem.
- No to nie wiem – rozłożył ręce w bezradnym geście.
- Opowiem ci wszystko, jak się wykąpię, dobrze? – zaproponowałem.
- Nie – chłopak złapał mnie za rękę i poprowadził do salonu. – Najpierw mi opowiesz! Wiesz, że jestem ciekawski i jeśli mi wszystkiego nie wyjaśnisz to zacznę snuć swoje chore domysły…
- Kuina… - westchnąłem, stojąc nad nim, podczas gdy fioletowowłosy zdążył już umościć się na kanapie w pozycji półleżącej. – Jestem cały mokry, gdybyś nie zauważył.
- Zauważyłem, zauważyłem – machnął ręką. – Nie przeszkadza mi to w niczym – zmusił mnie, żebym usiadł obok niego, po czym założył nogi na moje kolana, tak jak miał to w zwyczaju robić.
Ponownie westchnąłem i w telegraficznym skrócie opowiedziałem to, co miało miejsce, wiedząc, że nie ma sensu się z nim kłócić. Zresztą nawet nie miałem na to siły. Kiedy tylko usiadłem uleciały ze mnie resztki energii, dzięki którym jeszcze chwilę temu trzymałem się na nogach. Zrobiłem się senny. Zamknąłem oczy i z pewnością bym zasną, gdyby nie to, że przeszkadzał mi fakt, iż ubranie klei się do mojego ciała, jestem mokry i brudny.
- To lepiej niżby miała cię zaatakować kałamarnica – podsumował, kiedy skończyłem mówić.
- No niby tak… - mruknąłem. – Przynajmniej ty nie miałeś dzisiaj pecha.
- Fakt. Moje szczęście – zaśmiał się, po czym spoważniał. – Chociaż dziś chodzą mi po głowie jakieś dziwne myśli…
Oj, w tym momencie zorientowałem się, że basista już szykuje się, żeby podzielić się ze mną tymi swoimi dziwnymi, „błyskotliwymi” myślami. W naszym zespole fioletowowłosy był nazywany „filozofem”, właśnie ze względu na rzeczy, nad którymi rozmyślał i sentencje, którymi lubił się z nami dzielić.
- Jakież to myśli? – mój jeden kącik ust podniósł się.
- Zastanawiałem się dzisiaj dlaczego okrągła pizza pokrojona w trójkąty jest pakowana w kwadratowe pudełko… dlaczego nie można zrobić trójkątnej pizzy pokrojonek w trójkąty i zapakowanej w trójkątne opakowanie?... albo dlaczego bułka nazywa się „bułka”, a nie chleb kółko; przecież to prawie jedno i to samo! (wiem, że to głupie i że w Japonii chleba praktycznie wcale się nie je, ale to są moje, polskie „rozkminy”, za które przepraszam xD od aut.) – wyrzucił ręce w powietrze. Spojrzałem na Kuinę i zaśmiałem się cicho pod nosem, jednak to nie był koniec; chłopak zdawał się być w „ferworze walki”. – Poza tym, jak ciebie nie było, oglądałem przez chwilę telewizję. Akurat leciało to nowe PV Mejibray („Decadence”, kto jeszcze nie posłuchał – polecam! od aut.). Przyglądałem się tak im wszystkim… I wiesz, co zauważyłem?
- Co? – zapytałem od niechcenia.
- Że wszyscy mają zasłonięte jedno oko! Meto guzikiem, Tsuzuku różą, Koichi przepaską a’la pirat, MiA taką nieco inną, grubszą przepaską… Nie uważasz, że to dziwne? Zastanawiałem się czy nie pogadać o tym z Koichim… - mruknął. – Zresztą to jest takie nie fair! Ja też noszę przepaskę, bo chcę być wyjątkowy, a ich cały zespół tak ma… Czuję, jakby moja dusza została zgwałcona… - wzdrygnął się. – Dlaczego nigdy nie udaje mi się być wyjątkowym? – jęknął żałośnie.
- A to, że masz fioletowe włosy i prawie trzydzieści kolczyków w całym ciele (różni fani podają różne liczby – jedni mówią, że ma 24, inni, że 27… Ja osobiście doliczyłam się 26, ale nie chcę przekłamać, dlatego rzuciłam tu taki ogólnik od aut.) nie czyni cię wyjątkowym?
- Nie – odpowiedział z miną naburmuszonego dziecka.
Tym razem roześmiałem się znacznie głośniej. Spojrzałem na muzyka, który zdawał się być urażony moją reakcją. Spojrzałem na niego miękko i pokręciłem głową z politowaniem, a jednocześnie delikatnym uczuciem.
- A to, że jesteś mój? – przybliżyłem się znacznie do niego. – To również nie sprawia, że jesteś wyjątkowy?
Kuina delikatnie się zarumienił i uśmiechnął nikle. On również przysunął się do mnie. Nasze usta złączyły się w krótkim, czułym pocałunku.
- Wybacz, że tego nie uwzględniłem – szepnął i musnął moje wargi ponownie.
Odsunęliśmy się z powrotem na nasze poprzednie miejsca. Zadrżałem z zimna, co nie uszło uwadze basisty. Wsunął dłoń pod moją bluzkę i położył ją na moim brzuchu. Jego skóra była taka gorąca… wręcz upajałem się tym. Chłopak podwinął materiał t-shitru i zdjął go ze mnie. Nachylił się i zaczął całować moją szyję. Odchyliłem głowę do tyłu, ułatwiając mu tym samym do siebie dostęp. Jednocześnie rozpinał moje spodnie, których szybko się pozbył.  Masywna sprzączka paska wydała z siebie nieprzyjemny dźwięk, kiedy uderzyła o podłogę. Opuszkami palców musnął moje krocze przez materiał bokserek, przez co przeszedł mnie dreszcz wzdłuż kręgosłupa. Przesunął dłonią po wewnętrznej stronie mojego uda, a w momencie, kiedy już myślałem, że się mną zajmie…
- Marsz to łazienki! – podniósł się i wskazał mi palcem odpowiednie drzwi. – Żebym musiał cię rozbierać do kąpieli!... Naprawdę, Subaru, ile ty masz lat? – wywrócił oczyma.
Westchnąłem zawiedziony, jednak mimo wszystko usłuchałem go. Już w samej bieliźnie poszedłem do łazienki i odkręciłem kurek z wodą, przygotowując sobie kąpiel w wannie. Dodałem mojego ulubionego płynu do kąpieli o zapachu białej czekolady i obserwowałem, jak na tafli tworzy się piana. Kiedy wody było wystarczająco dużo, zdjąłem z siebie bokserki i wszedłem do wanny. Nie powstrzymałem jęku przyjemności, który wydał się z moich ust, gdy zanurzyłem się w ciepłej wodzie. Zamknąłem oczy. Rozkoszowałem się ciepłem, które pieściło moje ciało, kiedy niespodziewanie usłyszałem ciche kliknięcie. Otworzyłem oczy i spojrzałem na Kuinę, który był już bez spodni. Spojrzałem na niego zdzwiony, na co on odpowiedział mi szelmowskim uśmiechem.
- Musisz mi wynagrodzić ten czas, który kazałeś mi na siebie czekać – zaśmiał się cicho, po czym zdjął koszulkę i usiadł na brzegu wanny. – Musisz się mną zająć – zachichotał.
- Z wielką przyjemnością – odpowiedziałem mu z szerokim uśmiechem i wciągnąłem go do wanny. Przyciągnąłem go do namiętnego, gorącego pocałunku, jednocześnie ściągając z niego bieliznę.

Może tok myślenia fioletowowłosego był w istocie nieco dziwny i nie zawsze posiadał jakiś sens, jednak to było to, co go wyróżniało, przez był wyjątkowy. Na dodatek wiedział, jak poprawić mi nastrój, a teraz tylko to się dla mnie liczyło. Może Kuina nie zostanie nigdy Platonem XXI w., ale jako filozof seksu jest wspaniały i niezrównany… a co najważniejsze, jest mój.

6 komentarzy:

  1. Awww <3 To było słodziutkie <3

    Tylko... Jednej rzeczy nie rozumiem...do końca. Skoro Subaru zawsze odwoził Kuinę... To skąd on się nagle wziął w jego mieszkaniu? O-o

    Swoją drogą to o tej pizzy.. też się and tym zastanawiam ... Ale to chyba ejst jeden z bezsensów tego swiata nie do wyjaśnienia .__.

    OdpowiedzUsuń
  2. tak na marginesie Kuina to gitarzysta nie basista :3 nareszcie opowiadanie z nimi <3 <3 *.*

    OdpowiedzUsuń
  3. Super! Bardzo mi się podobało i czekam na więcej!! :3
    // Yumi

    OdpowiedzUsuń
  4. czekam na next :)

    OdpowiedzUsuń