Monsters cz.4




MONSTERS CZ. 4

- Nie sądziłem, że neandertalczyk potrafi śpiewać… - poklepał mnie po ramieniu. – Koniec picia panowie. Jutro próba! Na dziesiątą! Z nowym wokalistą!


Chłopaki, idący przodem, musieli przeciskać się przez gęstniejący tłum, który chciał mi się przyjrzeć, natomiast przede mną rozstępował się on niczym Morze Czerwone w Starym Testamencie (no co… święta idą nie? xD od aut.). W końcu wyszliśmy z klubu, a ja nadal czułem na plecach palące spojrzenia gapiów. Wzdrygnąłem się. To było bardzo nieprzyjemne… wzbudzać takie zainteresowanie.

Byłem tak przejęty ostatnim wydarzeniem, że nawet nie zwróciłem szczególnej uwagi, kiedy nagle Zero jakby rozmył się w powietrzu, a Karyu wcisnął mnie i Tsu do swojego rozklekotanego subaru. Kiedy tylko zobaczyłem znajomy blok, w którym mieściło się mieszkanie perkusisty, odetchnąłem z ulgą. Tam przynajmniej będę mógł się zaszyć w sypialni ciemnowłosego, gdzie ani on, ani Tyczka nie będą mnie tak ostentacyjnie przewiercać wzrokiem.
Oczywiście, jak mogłem się domyślić, nie było mi to dane. Tsukasa, oznajmiając, że boli go głowa poszedł się położyć, zostawiając mnie sam na sam z samozwańczym królem, który rozsiadł się wygodnie na fotelu i zmierzył mnie wzrokiem.
- Normalnie pewnie powiedziałbym, że to zapewne twoja wina, że boli go głowa, ale cóż… muszę przyznać, neandertalczyku, że umiesz śpiewać – założył nogę na nogę.
- Mhm… - mruknąłem niezadowolony. Cholera, to ja chciałem pod tym pretekstem uciec do sypialni i tam pozostać na wieki!
Jedne, czego nauczyłem się przez te kilka dni, to, że lepszym rozwiązaniem jest ignorowanie docinek lidera, niż droczenie się z nim. Usiadłem po turecku na podłodze i włączyłem telewizor. Następnie zabrałem jedną z poduszek z kanapy i położyłem się na niej, uprzednio ustawiając kanał na jakiejś stacji muzycznej, gdzie akurat nadawano smutną, rockową balladę. Zgadywałem, że o nieszczęśliwej miłości… Może tematyka nie dotyczyła akurat mnie, ale w każdym razie muzyka łagodziła zszarpane nerwy. Przycisnąłem twarz do poduszki, kładąc się płasko na podłodze.
- A ty co? Upiłeś się? Odwala ci? – parsknął.
- Nie, po prostu nie mam się gdzie położyć, bo ty zająłeś sofę, a Tsukasa sypialnię… - mruknąłem nie odrywając twarzy od poduszki. I nagle mnie coś tknęło… - Ty prowadziłeś po pijaku?
- Oj tam zaraz po pijaku… - machnął ręką. – Ledwo trzy drinki wypiłem – wzruszył ramionami.
Nie odpowiedziałem. Chciałem zasnąć, ale, jak na złość, sen nie chciał przyjść. W dodatku podłoga to mało wygodne miejsce, szczególnie, kiedy leżąc na brzuchu masz wrażenie, że zgniatasz sobie żebra własnym ciężarem ciała. A jakby tego wszystkiego było mało, Karyu zaczął mnie dźgać po plecach.
- Nudzi ci się? Przyjaciół szukasz? – warknąłem.
- Bardziej to pierwsze – spojrzał na mnie znudzony. – Mam pytanie.
- Jakie?
- Słyszałem od Tsu, że tam w Ameryce masz jakąś dziewczynę… prawda?
- No prawda… - westchnąłem, przewracając się na wznak, żeby w końcu przestał mnie dźgać. – I co z tego?
- Jakiej ty jesteś w końcu orientacji? Niby masz dziewczynę, a po trzech drinkach i butelce piwa, liżesz się z basistą z mojego zespołu, jakbyście byli parą od zawsze… Pytam z ciekawości – usiadł obok mnie, a ja zasępiłem się.
- Ee… No wiesz… - podrapałem się po głowie. – Zasadniczo to zawsze uważałem się za hetero… Ale teraz to zaskoczyłem sam siebie – wyznałem, a chłopak uśmiechnął się cwaniacko. – O co ci tym razem chodzi?
- O to, że chyba wiem, co się święci…
- Niby co? – podniosłem jedną brew.
- Są dwa warianty; na jutrzejszej próbie albo będziesz się TYLKO całował z Zero, albo od razu będziecie się pieprzyć w kiblu – powiedział dobitnie. – Szczerze, to mam nadzieję, że będziecie się rżnąć, bo już dawno nie oglądałem jakiegoś dobrego porno na żywo – zaśmiał się, a ja skarciłem go wzrokiem, na co rudzielec roześmiał się jeszcze głośniej.
- Ty jesteś niewyżyty! – załamałem się. – Tsukasa ci nie daje? – prychnąłem.
- Co? – syknął, momentalnie tracąc humor.
- Ano właśnie to – wzruszyłem ramionami. – Nie udawaj niewiniątka. Wiedziałem dlaczego chciałeś, żeby Tsu patrzył na nas, podczas tego striptizu; chciałeś żeby patrzył na ciebie, widział Twoje reakcje. Zresztą… widać po was, że jesteście w sobie zakochani. Możecie się wzajemnie obrażać, wyzywać i udawać, że nic dla siebie nie znaczycie, ale ja i tak wiem swoje. W sumie, dzięki takiemu wyjaśnieniu, twoje zdenerwowanie na mój widok, kiedy Oota przyprowadził mnie tutaj po raz pierwszy, nie byłoby takie bezpodstawne… po prostu bałeś się, że ci go zabiorę. To ogólnie wyjaśnia całą twoją niechęć do mnie…
- Masz bardzo bujną wyobraźnię, chłopczyku – mruknął, przeczesując palcami moje włosy.
- O… Teraz to już „chłopczyku” a nie „neandertalczyku”? Szok! – pociągnął mnie za kosmyki, przez co skrzywiłem się i już nie miałem zamiaru więcej mu tego wypominać. – A poza tym… Cały czas trzymacie się razem. Możecie wmawiać innym, że jesteście tylko kolegami z zespołu, ale te konspiracyjne szepty, uśmieszki, kiedy myślicie, że nikt was nie obserwuje… to wszystko was zdradziło. Z pewnością jesteście dziwną parą… ale zawsze parą – powiedziałem obojętnie, bawiąc się pierścionkiem na palcu.
- Jeśli powiesz o tym Zero… - ściszył głos pochylając się nade mną i szarpiąc za włosy – obiecuję, że zamienię twoje życie w piekło. On nie może się o tym dowiedzieć! Jasne? – znów zaczął mnie delikatnie gładzić po głowie, zupełnie tak, jakbym był jego ulubionym zwierzakiem.
- Nawet nie zamierzałem mu tego mówić – przewróciłem się na brzuch i spojrzałem na niego, podnosząc się na łokciach. – I nie ciągnij mnie za włosy – upomniałem go. – To boli – skrzywiłem się.
- Jasne – uśmiechnął się pobłażliwie i znów zaczął mnie głaskać. Położyłem poduszkę na jego niesamowicie chudym udzie, a następnie układając splecione ręce pod brodą, ułożyłem na nich głowę. – Zachowujesz się jak kot – zaśmiał się. – Raz pogłaskany domagasz się uwagi i pieszczot – mruknąłem z zadowoleniem, również będąc rozbawiony tą myślą.
- Lubię koty – uśmiechnąłem się. – I lubię, kiedy ktoś mnie głaszcze i poświęca mi uwagę.
- Ale nie lubisz kiedy ktoś się na ciebie gapi – podsumował. – Widziałem, jaki dyskomfort sprawiały ci te wszystkie spojrzenia w barze… i wzrok Zero. Jak ostatkami sił hamowałeś się, by mu nie przywalić. To było zabawne – zachichotał.
- A właśnie… A propos Zero… On na wszystkich się tak gapi, czy po prostu nigdy nie widział Japończyka, który może tak pokalać swój ojczysty język?
- On nigdy się nie gapi. Nigdy nawet nie zwraca na nikogo uwagi – odpowiedział gitarzysta. – Dlatego nas, mnie i Tsu, zdziwiło, kiedy nie dość, że wykonał twoje polecenie to w dodatku uśmiechnął się. W ogóle to dziwne… Zero i uśmiech. On zazwyczaj siedzi cicho i wszystko obserwuje z bezpiecznej odległości, wyciągając tylko i wyłącznie sobie znane wnioski… To do niego zupełnie niepodobne…
- Sugerujesz, że zaczął ćpać albo po prostu wciągać wybielacz w proszku? – podniosłem jedną brew. – To taki super tani zamiennik dragów dla slumsów… Tylko on szybciej sieje spustoszenia w organizmie… Chociaż nie wiem, czy jest uzależniający, czy jedynie biorą go tak zdesperowani ludzie, którzy nie mają nic innego do roboty…
- Wiesz… Istnieje prostsze wyjaśnienie – powiedział, a jego ręka zjechała niżej na mój kark. Zaczął mnie masować, a ja mruknąłem głośniej.
- Ale mi dobrze… Nie mogłeś być dla mnie taki od razu? – palnąłem, ale zaraz wróciłem do odpowiedniego tematu. – Jakie to niby wytłumaczenie?
- Może się zakochał?
- Nie może odnieść mojej pustej szklanki, a może się zakochać?
- No chyba każdy ma jakieś ludzkie uczucia, nie?
- Podobno… - mruknąłem, moszcząc się na jego nogach jeszcze wygodniej. – A masz może już podejrzenia w kim?
- To nawet nie są już podejrzenia tylko stuprocentowa pewność – zaśmiał się. – To ty! – z wrażenia momentalnie poderwałem się, przez co uderzyłem głową w łokieć chłopaka i ponownie opadłem na jego nogę.
- Au… - jęknąłem. – Że niby co?!

***


Wieczorem, po prowizorycznej kolacji, jaką udało nam się wydrzeć od zaprzyjaźnionego z Tsukasą właściciela niewielkiej restauracji, postanowiłem przejść się po okolicy, bo jak wiadomo, gdy człowiek sam zgubi się raz, drugi, to potem najlepiej zapamiętuje drogę – a zapowiadało się na to, że całe trzy tygodnie spędzę u perkusisty, więc przynajmniej wypadałoby zobaczyć, gdzie się było. Zresztą Tsu miał pretensję do Karyu o to, że ten przyznał, że ich związek, to nie jedynie moje mylne wyobrażenia. Zgadywałem, że dojdzie do „kłótni małżeńskiej”, przy której wolałem nie być obecny.
Dałem ponieść się błędnemu krokowi i po kilku minutach spaceru zorientowałem się, że znajduję się przed tym samym hotelem, w którym Oota próbował znaleźć mi zakwaterowanie. W tym właśnie momencie jakiś facet wszedł przez obrotowe szklane drzwi do środka i skierował się do windy, taszcząc za sobą wielką walizkę.
- Nie ma wolnych pokoi, co? – burknąłem i skręciłem w wąską uliczkę.
Ponownie usiadłem na tym samym murku, gdzie po raz drugi spotkałem perkusistę. Założyłem nogę na nogę i zapaliłem papierosa. Pobliski parking był prawie pusty. Głównymi, równoległymi do siebie ulicami, między którymi mieścił się murek, na którym siedziałem, gnały stada ludzi, lśniły kolorowe bilbordy, a tu… nic. Cisza i spokój; ciemność przetykana gdzieniegdzie latarniami gazowymi o słabym, chorobliwie żółtym świetle. Zaciągnąłem się używką i przymknąłem na chwilę powieki. Dzisiejszy wieczór był wyjątkowo zimny, a ja, paradując w samej bluzce z rękawami do łokci, nie pomyślałem nawet, żeby wziąć ze sobą coś cieplejszego. Zadrżałem i przekląłem w myślach samego siebie. Skrzywiłem się dodatkowo myśląc o tym, że prawdopodobnie dzisiejszą, jak i każdą następną noc będę musiał spędzić na kanapie w salonie pod cienkim kocem, gdyż Tyczka, korzystając z tego, że dowiedziałem się o nim i Tsu, z pewnością nie odmówi sobie władowania się do sypialni własnego chłopaka.
Nagle moje rozmyślania przerwało coś ciepłego, co wylądowało na moich ramionach. Otworzyłem oczy i odwróciłem się. Za mną stał Zero – jeszcze bardziej roznegliżowany niż ja, z racji tego, że miał na sobie jedynie białą bokserkę; oddał mi swoją kurtkę. Spojrzałem na niego zdziwiony i wydukałem:
- Dziękuję… - rzuciłem niedopałek na ziemię i zdeptałem go.
Chłopak skinął głową, co chyba miało oznaczać „proszę” i usiadł obok, obejmując mnie jednym ramieniem. Zamrugałem kilkakrotnie zanim dotarło do mnie, co tak naprawdę zrobił.
- Ee… Wiesz… Chyba aż tak zimno nie jest – odsunąłem się od niego, a on roześmiał się dźwięcznie i spojrzał na mnie rozbawiony, po czym znów przysunął się do mnie i położył mi rękę na kolanie. – Przestań – zmarszczyłem brwi, ale on tym razem nie zamierzał wykonać mojego polecenia. Jego dłoń powędrowała ku górze, sunąc po wewnętrznych stronach moich ud. Próbowałem go od siebie odetchnąć, ale basista był ode mnie silniejszy. – Zero! – krzyknąłem, ale się tym nie przejął.
Jednym sprawnym ruchem (naprawdę nie wiem jak to zrobił) rozsunął moje nogi, a następnie usiadł mi na kolanach, trzymając za biodra.
- Co ty odpierdalasz?! – fuknąłem, a on zaczął bawić się krawędzią mojej bluzki.
W końcu wsunął pod nią zimną dłoń i zaczął gładzić mój brzuch, a ja gwałtownie wciągnąłem powietrze. Zaraz potem nachylił się nade mną i lewą ręką gładząc moje podbrzusze, a prawą dobierając się do rozporka, pocałował mnie krótko. Ledwo musnął moje usta, ale to wystarczyło żebym zachwiał się do tyłu i przed wylądowaniem z głową w krzakach, uratował mnie tylko jego refleks. Zero szarpnął za przód mojej koszulki i nie pozwolił mi upaść. Spojrzał na mnie na wpół zadowolony, na wpół rozbawiony i przejechał językiem od mojego prawego obojczyka do górnej wargi, po czym uśmiechnął się delikatnie i zmysłowo.
- A teraz… - szepnąłem. – Co to, do kurwy nędzy, miało być?! – odepchnąłem go z takim impetem, że chłopak wylądował na ziemi. Przez chwilę patrzył na mnie oszołomiony, a następnie znów się roześmiał. Uklęknął przede mną i oparł przedramiona na moich kolanach na przemian rozsuwając i zsuwając je ze sobą.
- Zimno… - westchnął. – Nadal ci zimno?
- Podniosłeś mi ciśnienie do tego stopnia, że jest mi już gorąco – ściągnąłem z ramion kurtkę i cisnąłem nią w niego. Basista zręcznie ją złapał, a ja założyłem nogę na nogę i odwróciłem głowę w bok, będąc obrażonym… W pewnym momencie miałem takie małe deja vu… Tylko tak jakbym teraz wcielił się w rolę Tsukasy… - Dlaczego to zrobiłeś? – burknąłem.
- Bo miałem ochotę – wyjaśnił bez skrupułów. „Pięknie… Mieszkam razem z narcyzem i samozwańczym królem z mroczną przeszłością… kto wie może nawet i zamordowali byłego gitarzystę i wokalistę, wszystko jest możliwe… oraz zadaję się z basistą pederastą i seksoholikiem! Świetnie!” – jęknąłem w myślach. – Oj nie bądź obrażony… I nie mów, że ci się nie podobało – podniósł nonszalancko jedną brew.
- Nie, nie podobało mi się – prychnąłem. – I masz tak więcej nie robić, albo pożyczę od Tsukasy pałeczki i zgadnij co z nimi zrobię… - syknąłem złowieszczo, mrużąc oczy i posyłając mu spojrzenie pełne urazy.
- W klubie ci się podobało… - mruknął.
Nie mogłem zaprzeczyć. Tamten pocałunek miał w sobie coś istnie magicznego… coś, co sprawiało, że nie chciałem go kończyć, ale ten? Zero potraktował mnie jak zwykłą dziwkę! Uliczną kurwę, z której uczuciami nikt się nie liczy! Mimo moich protestów zrobił to, co chciał, a ja naprawdę byłem na niego zły. Nie chciałem żeby mnie tak traktował… Zresztą… Co to miało być? Od tak pojawia się znikąd i zaczyna mnie dotykać i lizać – to chore!
Kiedy nie zaprzeczyłem na twarzy muzyka pojawił się triumfalny uśmiech. Na ten widok wywróciłem oczyma i wstałem, omijając go.
- Wyjaśnijmy sobie jedno – powiedziałem ostro. – Ten pocałunek w klubie to było jedynie zwykłe, durne zadanie wymyślone przez Karyu! A teraz przesadziłeś! – już zamierzałem odejść, nawet postąpiłem krok, kiedy jeszcze raz zatrzymałem się i odwróciłem. – Zresztą… Tak dla jasności… Nie interesują mnie chłopcy – uśmiechnąłem się słodko niczym prawdziwy psychopata (brakowało mi tylko tasaka albo piły mechanicznej, za pomocą której mógłbym poćwiartować basistę) i skierowałem się w stronę ulicy, którą tutaj przyszedłem.
- Hizu, zaczekaj… - poprosił, ale ja, tak samo jak on mnie, nie zamierzałem słuchać. Nawet przyspieszyłem kroku. Zero zerwał się z ziemi i podbiegł go mnie, po czym przyparł mnie do muru trzymając za ramiona. Spojrzał mi w oczy. Jak zwykle nie mogłem wyczytać nic ani z jego twarzy, ani z samych oczu. - Przepraszam – powiedział nadal nie spuszczając wzroku z mojej twarzy, przez co to ja (zamiast niego) nieco się skrępowałem.
Westchnąłem ciężko.

***


„Zdecydowanie źle postąpiłem… Ledwo wydusił „przepraszam”, a ja już odpuściłem mu wszystkie winy i zgodziłem się na to… – pokręciłem głową z rezygnacją. Ale cóż… teraz już nie było odwrotu. Zgodziłem się zamieszkać z Zero z racji tego, że on sam mi to zaproponował, a następnie Tyczka w „delikatny” sposób zasugerował mi, że mam się wynieść, bo on wprowadza się do Tsu na stałe.
            Właśnie skończyłem się rozpakowywać. Zamknąłem szafę i wcisnąłem walizkę pod łóżko, po czym wyszedłem z sypialni i skierowałem się do kuchni, gdzie chłopak właśnie zaparzył dwie zielone herbaty. Podał mi jeden z kubków.
            - Nie lubię zielonej – mruknąłem.
            - W Japonii jest bardzo popularna…
            - Co nie zmienia faktu, że jej nie lubię – wylałem napój do zlewu i wymijając muzyka, wyszedłem na balkon. Zapaliłem kolejnego papierosa.
            Mieszkanie Zero było nieco większe niż Tsukasy. Było nowocześnie umeblowane, utrzymywane w zimnych kolorach. Sypialnia była czarna, przedpokój i kuchnia szara, salon biały… Czułem się tutaj trochę jak w mauzoleum.
            Dopiero teraz, pierwszy raz od dłuższego czasu, basista się odezwał. Podczas mojej przeprowadzki milczał. Znów stał się tym mimem, którego tak nie lubiłem. Westchnąłem po raz kolejny. Chłopak dołączył do mnie na balkonie; obaj podziwialiśmy panoramę miasta.
            - Możesz się odezwać? – poprosiłem. - Cisza jest dla mnie krępująca…
            - Jak na wokalistę, to kiepsko dbasz o gardło…
            - Żaden tam ze mnie wokalista… - machnąłem ręką i wyrzuciłem niedopałek za barierkę. I znów cisza. Cholera… - Dlaczego tak rzadko się odzywasz?
- Bo nie ma potrzeby wszystkiego roztrząsać, o wszystkim rozmawiać… Są tematy, które lepiej przemilczeć; są też takie, do których nie warto nawet wracać wspomnieniami, więc tym bardziej – dlaczego niby o tym mówić? Zresztą… Moje milczenie może być wymowne – uśmiechnął się pod nosem. – Wiele osób może je interpretować na różne sposoby. Przynajmniej wiem, że moje zachowanie zrozumieć może jedynie ta osoba, której chcę je pokazać; której chcę dać coś jednoznacznie do zrozumienia…
- A jeśli ta osoba tego nie zrozumie? – przerwałem mu. – Bo jakoś nie chce mi się wierzyć, że jesteś mentalistą i potrafisz sprawić, by ludzie za każdym razem myśleli lub dostrzegli to, co ty chcesz im pokazać.
- Dopiero wtedy się odzywam – światła na jego twarzy tworzyły kolorowe mozaiki. Wyglądał cudownie w tym świetle. Chciałem zapamiętać go takim do końca życia.
- Mam rozumieć, że chciałeś mi coś przekazać, ale ci się to nie udało… dlatego tak nagle zacząłeś ze mną rozmawiać?
Muzyk spojrzał na mnie łagodnie i takowo również się uśmiechnął, po czym położył rękę na mojej dłoni, którą zaciskałem kurczowo na barierce. Delikatnie długimi, smukłymi palcami gładził grzbiet mojej dłoni.
- Dokładnie tak… - szepnął patrząc mi w oczy.

15 komentarzy:

  1. Awww... Zero się zakochał :D Hizu nie bądź głupi!! Bierz go póki możesz :D

    OdpowiedzUsuń
  2. Uhh. Już się ucieszyłam , że będzie gwałt!
    Aaaaale widzę , że Zero startuje twardo do Hizu , dobrze , dobrze , coś będzie. I Karyu sobie popatrzy i wszyscy się będą cieszyć.
    Pff. A ja tam zieloną lubię. Zwłaszcza jakby mi Zero zrobił.
    Weny!

    OdpowiedzUsuń
  3. Nie mogę przestać się śmiać xD 'samozwańczy król' z pewnością pasuje do Karyu. Jesteś mistrzynią śmiesznych sytuacji i powiedzeń :)
    Przepraszam za złamanie obietnicy jeszcze raz m(_ _)m W następnym rozdziale będzie co chcesz ^^

    OdpowiedzUsuń
  4. jedno słowo: za-ja-bi-ste......

    OdpowiedzUsuń
  5. Liczy... 1...2...4... *szuka* 2...4... ej~! czy czasem ci rozdział nie uciekł??????? KITA~! albo ja go gdzieś zgubiłam *czyta*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. OK~! znalazłam >.> uciekł mi... JA TU UMIERAŁAM A TEN MI UCIEKŁ~!

      Usuń
    2. a więc Lilien powie tyle co... CHCE WIĘCEJ~!

      Usuń
  6. Kocham <3 Uwielbiam <3 i wgl no no.. ;-; pisz więcej ;3

    OdpowiedzUsuń
  7. Aww... Piękne!

    OdpowiedzUsuń
  8. Genialne, kochanie! <333333
    Uśmiechałam się, szczerzyłam i suszyłam zęby (znasz jeszcze jakieś określenia..? XD) jak to czytałam, all the time ;D
    Zero, dobrze robisz, ale niech Hizu nie będzie taki cnotliwy i odda się tobie do końca ^^ Rozwaliło mnie to, go gadał Karyu, kiedy "nudziło mu się" XD
    I to, od Hizu: "Tsukasa ci nie daje?" >DDDD Padłam! Karyu się zawstydził pewnie... biedaczek. Dobrze, że Tsu tego nie słyszał.
    Mrrr, kiedy będzie jakaś scenka z Hizu i Zero? ;P Już się nie mogę doczekać!

    OdpowiedzUsuń
  9. chcę... WIĘCEJ *-* masz nowego fana <3

    OdpowiedzUsuń
  10. O kurczę~ Zero nieźle sobie pogrywa, ale podoba mi się taka rozgrywka między nim a Hizumim. Dobrze, że Hizu nie jest "łatwy", jeżeli mogę tak powiedzieć ;D.

    OdpowiedzUsuń