OFICJALNY POWRÓT + gra Halloweenowa

Oficjalny powrót - więcej informacji na ten temat w najbliższych ogłoszeniach parafialnych.
Tymczasem~...
Kolejna gra.
Bo ja lubię gry J
Tym razem coś bardziej specyficznego, gdyż przedstawiam wam grę Halloweenową.

Zasady: Proste jak budowa cepa – mianowicie: czytacie część „opowiadania” wdrażającego was w sytuację, a następnie wybieracie jedną z opcji, która ma wpływ na dalsze wydarzenia i przechodzicie do wskazanej, następnej części „opowiadania”.
Ciekawa jestem, której z was uda się przeżyć – bo tak, jest to gra „z dreszczykiem”, gdyż w końcu ma odpowiadać nastrojowi mojego ulubionego święta Halloween

A więc zaczynajmy~!

Start [ Sama nie wiedziałaś jak to się stało. Miałaś nadzieję na najzwyczajniejszą w świecie imprezę z okazji Halloween, jednak sytuacja nabrała jakiegoś dziwnego tempa i obrotu. Oczywiście wiedziałaś, że spotkanie ma odbyć się na przedmieściach w tym starym, opuszczonym domu, aby dodać mu nieco „charakteru”. Nie oponowałaś, kiedy ktoś z twoich znajomych rzucił ten pomysł. Zgodziłaś się, gdyż w gruncie rzeczy było ci to obojętne.
Mieliście spotkać się w dużej grupie. Mieli przyjść nie tylko twoi przyjaciele, ale także ich znajomi i znajomi ich znajomych – słowem, liczyłaś na nawiązanie nowych znajomości. Niemniej nie spodziewałaś się jednak, że liczba imprezowiczów tak drastycznie zmaleje, kiedy na ostatnią chwilę wyszło, że ktoś ma szlaban, ktoś został zmuszony do opieki nad młodszym rodzeństwem podczas zbierania cukierków i tak dalej… W gruncie rzeczy doszło do tego, że zostałaś sam na sam z tymi czterema kompletnie nieznanymi ci gośćmi.
To, co mogłaś powiedzieć o nich od razu to, to że stanowili dość ekstrawagancką ekipę. Pierwszy z nich był wysoki, dobrze zbudowany. Miał długie, czarne włosy oraz ostre rysy twarzy, wąskie usta… Jego wyraz twarzy zdradzał jedynie chłód, za którym nie mogłaś zgadnąć, co się kryło – złość, zniecierpliwienie, rozczarowanie?... Zagadka…
Drugi był nieco niższy tleniony blondyn o, podobnie jak i jego poprzednik, długich włosach. Był szczupły, bardzo przystojny. Jasne oczy w ciemnej oprawie długich, gęstych rzęs lustrowały wszystko bystrym, ostrym spojrzeniem. Pełne usta układały się w niepokojący uśmieszek, który napawał cię jakimś dziwnym przeczuciem, iż ten chłopak może coś kombinować…
Kolejnym z szeregu był podobny wzrostem do blondyna brunet o włosach sięgających mniej więcej ramion. Również był szczupły i przystojny; miał też równie niepokojący wyraz twarzy. Niemniej w jego grymasie oraz szeroko otwartych oczach, w których tkwiły kolorowe soczewki o dziwnie hipnotyzującym kolorze, dopatrywałabyś się prędzej szaleństwa niżby przebiegłości. Ukazywał białe zęby w krzywym uśmiechu, który na pierwszy rzut oka mógł wyglądać dość przyjaźnie, jednak po chwili dało wypatrzeć się w nim coś, co kazało ci trzymać się od tego faceta z daleka…
No i ostatni był najniższy brunet z włosami sięgającymi połowy torsu. Jedno oko zakryte miał przepaską, co zwróciło twoją uwagę. Z nich wszystkich wyglądał najzwyczajniej. Był spokojny, może nawet nieco nieśmiały. Uciekał wciąż gdzieś spojrzeniem, wyłamywał palce ze stawów w nerwowym geście, przebierając przy tym nogami. Zagryzał co jakiś czas pełne wargi, aż w końcu te przybrały kolor dorodnej czerwieni. Niemniej w jego zachowaniu mogłaś również dopatrzeć się czegoś dziwnego. Nie umiałaś jeszcze określić, co właściwie wzbudzało u ciebie takie podejrzenia, ale byłaś pewna, że ten chłopak nie może być dużo „normalniejszy” od pozostałej trójki.
Doborowe towarzystwo, nieprawdaż?
Ale w końcu przebyłaś szmat drogi, żeby się tu dostać, a ponad to wydałaś już pieniądze na nocne bilety, więc nie zamierzałaś od razu uznać wszystkiego za stracone. Może oni po prostu byli tak samo zdziwieni i zdezorientowani jak ty? Może wystarczyło im trochę czasu, aby się „rozruszać”? Bądź co bądź miałaś ochotę nawiązać nowe znajomości, a teraz miałaś ku temu możliwość.
Weszliście do środka, ignorując tabliczkę, która tego zabraniała. W domu oczywiście było ciemno (z racji pory dnia). Nikt z was nie miał jednak przy sobie latarki czy innego źródła oświetlenia, gdyż z listy, która ówcześnie została przygotowana, wychodziło na to, iż każde z was miało przynieść coś innego.
- Trzeba znaleźć korki – rzuciłaś pomysł. – Może coś jeszcze będzie działać… - mruknęłaś z nadzieją.
- Niegłupie – skwitował blondyn. – Trzeba byłoby się rozejrzeć.
- Sprawdzę piwnicę – odezwał się najniższy z chłopców. – Co? Może jest tu układ jak w amerykańskich domach… - wzruszył ramionami. Na to wyjaśnienie wszyscy bez większego entuzjazmu skinęli głowami.
- Ja przeszukam parter – ponownie odezwał się blondyn.
- Biorę pierwsze piętro – oświadczył długowłosy brunet.
- To mnie zostaje strych? – westchnął brunet z kolorowymi soczewkami. – No cóż, niech będzie… - jęknął. – Przy takim podziale załatwimy wszystkie poziomy – zauważył. – W takim razie, z kim ty idziesz? – zapytał ciebie.
- Idę…
Twoja odpowiedź:
a) …sprawdzić piwnicę (z najniższym brunetem). [ przejdź do „sekcji”
b) …sprawdzić parter (z blondynem). [ przejdź do „sekcji”
c) …sprawdzić pierwsze piętro (z długowłosym brunetem). [ przejdź do „sekcji” [ ”sekcja” niestety niedostępna z powodu braku pomysłu… przepraszam T_T
d) …sprawdzić strych (z brunetem z kolorowymi soczewkami). [ przejdź do „sekcji”

„Sekcja”
- Idę sprawdzić piwnicę – oświadczyłaś.
Reszta skinęła ci głową w geście, który miał wyrażać aprobatę twojej decyzji. Na twarzy twojego towarzysza nie odmalowała się żadna emocja, która mogłaby zdradzić to czy ten ucieszył się z dokonanego przez ciebie wyboru, czy raczej nie było mu to na rękę. Pomimo tego razem ruszyliście w głąb domu.
- Jak się nazywasz? – zapytałaś, chcąc nieco poznać swojego partnera w zadaniu.
- Karma – odparł lakonicznie. – A ty?
Odpowiedziałaś mu równie zwięźle. W tym momencie wasza rozmowa urwała się. Wyglądało na to, że brunet nie należał do najbardziej rozmownych osób, jakie miałaś okazję poznać w swoim życiu.
Przez dłuższą chwilę kręciliście się po parterze, aż w końcu blondyn, który miał go przeszukać, wskazał wam wejście do piwnicy, które mieściło się w kuchni. Spojrzałaś niepewnie na drewniane schody, których w ciemności na dobrą sprawę mogłaś dostrzec jedynie dwa pierwsze stopnie. Obawiałaś się, że spróchniałe drewno może nie wytrzymać pod twoim ciężarem. Co więcej najobrzydliwsze rzeczy zawsze kryły się na strychu lub w piwnicy… Ta myśl sprawiła, iż zaczęłaś poważnie zastanawiać się nad tym czy dokonałaś trafnego wyboru, jeśli chodzi o kondygnację do sprawdzenia…
- Chcesz iść pierwsza? – zapytał obojętnie Karma. Nie wyglądał na przestraszonego czy choćby zdegustowanego. – Mnie jest to obojętne, jednak kultura nakazuje, żeby przepuścić kobietę w drzwiach pierwszą… choć biorąc pod uwagę okoliczności… - zawiesił głos, spoglądając na ciebie pytająco.
Twoja odpowiedź:
a)     – Idę pierwsza! [ przejdź do punktu u
b)     – Nie będziesz miał nic przeciwko, jeśli będę szła za tobą… prawda? [ przejdź do punktu j

Punkt u
- Idę pierwsza! – odpowiedziałaś odważnie i ruszyłaś przed siebie, wprost w objęcia mroku.
Szybko zorientowałaś się, że schody są kręte, a w dodatku nie mają poręczy. Dla asekuracji trzymałaś się wilgotnej ściany. Czułaś pod palcami jej chropowatą fakturę. W duchu modliłaś się, aby w istocie to, czego dotykałaś dłonią, okazało się tylko i wyłącznie ścianą, z której miejscami poodpadał tynk. Tak bardzo nie chciałaś myśleć o tym, iż cała piwnica zapewne jest pokryte grubą warstwą grzyba… co więcej to, co początkowo chciałaś uznać za wodę ściekającą z murów, było lepkie… Fuj – wzdrygnęłaś się z obrzydzenia.
W końcu jednak stanęliście na twardym gruncie. Stanęłaś koło chłopaka, próbując nie stracić go z pola widzenia w tych egipskich ciemnościach.
- Co teraz? – zapytałaś nieco zdezorientowana.
- Rozejrzyjmy się – mruknął.
Twoja odpowiedź:
a)     Trzymaj się blisko Karmy. [ przejdź do punktu v
b)     Odejdź w zupełnie innym kierunku – dzięki temu poszukiwania będą szybsze i dużo bardziej efektowne. [ przejdź do punktu k

Punkt j
– Nie będziesz miał nic przeciwko, jeśli będę szła za tobą… prawda? – zapytałaś nieśmiało.
Brunet bez słowa ruszył przed siebie. Szybko zorientowałaś się, że trzeszczące pod wami złowieszczo schody są kręte i nie posiadają poręczy, przez co chwyciłaś swojego towarzysza za ramię. Bądź co bądź nie miałaś ochoty macać ściany, na której nie wiadomo co już zdążyło urosnąć. Chłopak nie protestował. Powoli schodził, zawsze czekając aż za nim nadążysz; zachowywał się niczym prawdziwy gentelman. W chwili, kiedy zachwiałaś się, podał ci asekuracyjnie rękę, dzięki czemu bez większych rewelacji udało wam się zejść i stanąć na stałym gruncie, który nie wydawał już z siebie żadnych podejrzanych odgłosów.
- Co teraz? – zapytałaś nieco zdezorientowana.
- Rozejrzyjmy się – mruknął.
Twoja odpowiedź:
a) Trzymaj się blisko Karmy. [ przejdź do punktu v
b) Odejdź w zupełnie innym kierunku – dzięki temu poszukiwania będą szybsze i dużo bardziej efektowne. [ przejdź do punktu k

Punkt v
Zdecydowałaś się trzymać blisko Karmy. W końcu było tu ciemno i… dość nieprzyjaźnie. Klimat tego miejsca sprawiał, iż włoski jeżyły ci się na karku, toteż choćby dla własnego komfortu psychicznego wolałaś stać za plecami swojego towarzysza.
Piwnica była zagracona, przez co musieliście poruszać się ostrożnie. Niemniej i tak nie obyło się bez małych potknięć i szturchnięć. Raz zdarzyło ci się kopnąć czubkiem buta w wieżę z poustawianych na sobie kartonów. Z tego powodu ze szczytowego pudła wyskoczył przerażony kot i wybiegł przez wybite okno znajdujące się niemal pod samym sufitem. Przerażona nagłym hałasem doskoczyłaś do Karmy, w locie chwytając i ściskając jego dłoń.
- Boisz się? – zapytał.
Twoja odpowiedź:
a)     – Nie, nie… to przecież nic takiego! Tylko kot! – próbowałaś uspokoić tymi słowami samą siebie. [ przejdź do punktu w
b)     – Um… Chyba niepotrzebnie zdecydowałam się na poszukiwanie korków w jednym z najstraszniejszych miejsc w całym domu… - przyznałaś się. [ przejdź do punktu l

Punkt w
– Nie, nie… to przecież nic takiego! Tylko kot! – próbowałaś uspokoić tymi słowami samą siebie.
- Doprawdy? – mruknął. – Wiesz… a ja myślę, że kłamiesz – rozłożył bezradnie ręce. – A ja bardzo nie lubię ludzi, którzy kłamią; szczególnie kłamliwych kobiet. Wiesz, że to bardzo niekulturalne zachowanie? – wycelował w twoim kierunku oskarżycielsko palcem.
Cała jego dłoń nie przypominała już jednak normalnej ludzkiej kończyny, gdyż nie pokrywała jej skóra, mięśnie czy ścięgna. Pozostały same kości. Przerażona i zszokowana  przypatrywałaś się, w jaki sposób poruszają się paliczki, które bez pomocy innych tkanek nie powinny tego robić.
Brunet szturchnął kilka kolejnych kartonowych wież, które za nim stały. Te pod wpływem jego działania runęły, wzbijając tym samym w powietrze tuman kurzu. Od początku coś śmierdziało tutaj nieprzeciętnie, jednak uznałaś, że nie jest to nic nadzwyczajnego. Zatęchłe powietrze, grzyb, wilgoć – tak to sobie tłumaczyłaś. Teraz jednak miałaś okazję przekonać się, jak bardzo się myliłaś. Kartony zasłaniały wyrwę w ścianie, w której powieszone na hakach rzeźniczych wisiały truchła kobiet. Niektóre musiały wisieć tu naprawdę długo, gdyż dosiągł ich już proces gnilny. Kiedy „zasłona” runęła, smród uderzył w twoje nozdrza ze zdwojoną siłą, przez co mało nie zwymiotowałaś. Do oczu napłynęły ci łzy. To był jakiś koszmar…
- Kiedyś ludzi karano za to, co ich występki boleśniej, przez co ci mieli nauczkę na przyszłość i więcej tego nie robili – kontynuował swój wywód wypranym z wszelkich emocji głosem. – Za kradzież karano obcięciem ręki, za plotkarstwo ucięciem języka… Za kłamstwo najczęściej obcinano ucho, jednak mnie wyłupano oko – powoli zbliżał się do ciebie, a przy tym zmieniał się, stawał się coraz straszniejszy. Rozwiązał przepaskę, która bezwładnie opadła na podłogę. Dzięki temu mogłaś dostrzec, iż brunet w istocie nie ma lewego oka. Oczodół zionął pustą czernią. Brakujący narząd zwisał smętnie na nerwach wzrokowych obijając się przy tym o jego policzek i brudząc część twarzy krwią. – I zobacz; już więcej tego nie robię – uśmiechnął się obłąkańczo. – Przynajmniej się czegoś nauczyłem – wyszczerzył się w chory sposób. – Teraz karci się słowem… ale to nic nie daje. Przykładem tego możesz być ty; jak wiele razy pomimo ciągłego wysłuchiwania, że nie wolno kłamać, ty wciąż to robiłaś? – zachichotał. – No właśnie… - mruknął nie czekając na twoją odpowiedź. Powoli zaczęłaś się cofać, próbując trafić na schody. – Dlatego właśnie ja teraz też cię czegoś nauczę…
Odwróciłaś się i momentalnie chciałaś wbiec z powrotem na piętro, jednak nim zdążyłaś się choćby ruszyć, Karma pojawił się przed tobą, jakby wyrósł spod ziemi.
- Nie tak szybko, moja piękna pani… - wyciągnął w twoim kierunku trzy kościste palce. – Najpierw lekcja dobrego zachowania…
Nie mogłaś się ruszyć, nie miałaś dokąd uciec. Za twoimi plecami była tylko ściana, a chłopak tarasował ci drogę ucieczki. Chwilę potem po opuszczonym domu rozległ się twój wrzask i ciche plaśnięcie odrzuconego, skrwawionego narządu.
- A teraz dołączysz do swoich niegrzecznych koleżanek…  - mruknął brunet, przerzucając cię sobie przez ramię, kiedy ty przykładałaś obie dłonie do krwawiącego, pulsującego niewyobrażalnym bólem miejsca i zalewałaś się łzami. Cała drżałaś i nie mogłaś się ruszać. – Może wyciągniesz z tego lekcję na następny raz… - ostatnim obrazem, który zapamiętałaś był jego szalony uśmiech.
Z kolei ostatnim odgłosem, który zapisał się w twojej świadomości był okropny trzask łamanej kości potylicznej przez rzeźnicki hak, na którym zawisłaś.

THE END – no tak… twoje wybory nie okazały się być najlepsze… może będziesz miała z tego jakąś nauczkę na następny raz? xD

Punkt l
– Um… Chyba niepotrzebnie zdecydowałam się na poszukiwanie korków w jednym z najstraszniejszych miejsc w całym domu… - przyznałaś się.
- Masz rację – chłopak skinął głową. – Dobrze, że przynajmniej umiesz się do tego przyznać – cofnął się kilka kroków i szturchnął kilka kartonowych wież, które za nim stały.
Te runęły, odsłaniając wyrwę w ścianie, w której powieszone na hakach rzeźniczych wisiały truchła kobiet. Niektóre musiały wisieć tu już naprawdę długo, gdyż dosiągł ich już proces gnilny. Kiedy „zasłona” runęła, smród uderzył w twoje nozdrza ze zdwojoną siłą, przez co mało nie zwymiotowałaś. Od początku coś śmierdziało tutaj nieprzeciętnie, jednak uznałaś, że nie jest to nic nadzwyczajnego. Zatęchłe powietrze, grzyb, wilgoć – tak to sobie tłumaczyłaś. Teraz jednak miałaś okazję przekonać się jak bardzo się myliłaś. Do oczu napłynęły ci łzy. To był jakiś koszmar…
- Nie lubię kłamstwa – wyznał. – Szczególnie kobiet, które kłamią – ciągnął. – To takie niekulturalne zachowanie… - westchnął. – Całe szczęście ty nie kłamiesz – podrapał się po policzku kościstym palcem, który nie miał już zbyt wiele wspólnego z normalną ludzką kończyną; bowiem w jednej chwili zniknęła skóra, mięśnie i ścięgna okrywające paliczki, zostawiając sam goły szkielet. – Ja niestety nie byłem tak dobrze wychowany od początku – powoli ruszył w twoim kierunku. – Więc musiałem odbyć swoją lekcję – jego twarz zaczęła się zmieniać, zniekształcać. – Za kłamstwo swego czasu wyłupano mi oko – na potwierdzenie swoich słów zrzucił przepaskę z oka, dzięki czemu mogłaś zauważyć, iż w istocie Karma nie posiadał lewego oka. Z oczodołu zionęła na ciebie pusta czerń. Z niej z kolei wychylały się jedynie nerwy wzrokowe, na których smętnie bujał się wyłupany narząd, obijając się o jego policzek oraz zostawiając na nim krwawe ślady. – Ale przynajmniej coś z tego wyniosłem… - nachylił się nad tobą. Wasze twarze dzieliły zaledwie milimetry. Byłaś tak sparaliżowana strachem, iż nie mogłaś się ruszyć. Kiedy brunet delikatnie przekrzywił głowę, przyglądając ci się jednym okiem, to drugie dotknęło twojej skóry, przez co wzdrygnęłaś się. Zagryzałaś wargi do krwi, żeby nie krzyczeć. Z twoich oczu płynęły łzy. – Uciekaj – szepnął ci na ucho. – I pamiętaj, nigdy nie kłam – powiedział na odchodne.
Odsunął się, pozwalając ci wybiec z piwnicy. W ekspresowym tempie pokonałaś spróchniałe schody, a następnie wypadłaś z opuszczonego domu. Kiedy wypadłaś na podwórze, wpadłaś na jedną ze swoich koleżanek, która jednak nieco spóźniona postanowiła dołączyć do zabawy.
- Nie idź tam! – wrzasnęłaś, łapiąc ją za ramiona.
- Co? – dziewczyna zmarszczyła brwi w niezrozumieniu. – Ach, rozumiem… to taka zagrywka, tak? Miałaś mnie wystraszyć? – zaśmiała się.  – Super, ale ja się nie nabiorę. Puść mnie – zażądała.
Nastolatka wyrwała się z twojego uścisku i pewna siebie otworzyła drzwi opuszczonego domu. W progu zastała Karmę – niemniej nie takiego, jakiego zobaczyłaś go po raz pierwszy, a od razu w swojej prawdziwej postaci. Twoja koleżanka stanęła jak wryta.
- Boisz się? – zapytał brunet.
- N-nie… - wydukała dziewczyna.
- Nie lubię kłamstwa… - mruknął chłopak, po czym wbił trzy kościste palce w jej oczodół, wyciągając z niego narząd wzrokowy. Dziewczyna krzyknęła przeraźliwie i upadła na ziemię, zalewając się łzami i krwią. Chłopak raz jeszcze spojrzał na ciebie. – Uciekaj – powtórzył, a ty zerwałaś się z miejsca i czym prędzej opuściłaś parcelę pustostanu.

THE END – tym razem udało ci się szczęśliwie przetrwać Halloween C: Gratuluję. Mam nadzieję, że zapamiętasz „lekcję” Karmy na długo xp

„Sekcja”
- Idę sprawdzić parter – oświadczyłaś.
Reszta skinęła ci głową w geście, który miał wyrażać aprobatę twojej decyzji. Na usta twojego towarzysza wpłynął nonszalancki uśmiech, który zdradzał, jakby chłopak tylko czekał aż go wybierzesz. Wszyscy rozeszli się w swoim kierunku; w tym również ty, podążając za blondynem. Przyspieszyłaś kroku, doganiając go. Bądź co bądź nie miałaś ochoty zostawać sama w tych egipskich ciemnościach.
- Jak się nazywasz? – zapytałaś, chcąc nieco poznać swojego partnera w zadaniu.
- Aryu – odparł zwięźle. – A ty? – odpowiedziałaś na pytanie równie lakonicznie jak i on. – Więc? – zaczął. – Dlaczego ja? – zaciekawił się.
- „Dlaczego ja” co? – powtórzyłaś z niezrozumieniem.
- Dlaczego mnie wybrałaś? – zapytał otwarcie.
- Słucham? – zdziwiona jego zachowaniem aż przystanęłaś w miejscu. Chłopak jednak ani myślał się zatrzymywać. Brnął wciąż przed siebie ciemnym korytarzem.
- To słuchaj uważnie – uśmiechnął się szerzej. – Dlaczego wybrałaś akurat mnie? – odwrócił się przez ramię, aby na ciebie spojrzeć. W mroku błysnęły jego oczy. – No co? Mam uwierzyć, że naprawdę wybierałaś jedynie poziomy domu, które chcesz sprawdzić, a nie chłopaka, który ci się spodobał? – zachichotał. – Więc jak jest naprawdę, co? – podszedł do ciebie powolnym, rozkołysanym krokiem. – Po prostu wydałem ci się najbardziej interesujący z tego marnego towarzystwa? – uniósł nonszalancko jedną brew. – Czy może chcesz się umówić, hm? – mruknął. – Możemy też od razu potraktować to spotkanie jako randkę, jeśli chcesz – szepnął ci na ucho kuszącym tonem.
Twoja odpowiedź:
a)  – Rób co chcesz… - odpowiedziałaś, przewracając oczyma. [ przejdź do punktu u
b) – Odbiło ci? – zapytałaś, spoglądając na niego jak na skończonego kretyna. [ przejdź do punktu j

Punkt u
– Rób co chcesz… - odpowiedziałaś, przewracając oczyma.
- Zapamiętam – posłał ci piękny uśmiech, po czym odwrócił się na pięcie i ponownie ruszył przed siebie.
Przez moment stałaś z miejscu osłupiała. Zdecydowanie był to dziwny gość… ale przynajmniej nieszkodliwy… przynajmniej na razie.
Źle się czułaś, chodząc tak kilka kroków za Aryu po opuszczonym domu. Obawiałaś się, że w końcu któraś z desek z drewnianego stropu nie wytrzyma pod twoim ciężarem i pęknie. Słyszałaś jak pozostali chłopcy chodzili po wyższych piętrach, o czym świadczyło donośne skrzypienie i roznoszące się echo. Nigdy wcześniej nie przyglądałaś się zbyt dokładnie temu przybytkowi, toteż dopiero teraz zdałaś sobie sprawę z tego, jaki jest wielki. Ponad to zastanawiałaś się czy wasza obecność tutaj nie jest przypadkiem łamaniem prawa… dopiero teraz zaczęłaś się nad tym zastanawiać; wcześniej jakoś zdawało się to uciec twoim myślom, nie przejmowałaś się tym. A co jeśli ktoś zadzwoni na policję, zgłaszając waszą obecność w opuszczonym budynku? Nie wątpiłaś, że funkcjonariusze mogliby was wywlec stąd choćby dla waszego własnego bezpieczeństwa; nie wątpiłaś także, że po „akcji ratunkowej” zapewne zafundowaliby wam „wycieczkę” na komisariat, gdzie musielibyście wytłumaczyć się z waszego nierozważnego zachowania, a co gorsza po tym wszystkim musieliby odebrać was stamtąd rodzice.
Blondyn zdawał się nie borykać z podobnymi problemami jak ty. Stawał pewnie na przegniłych deskach, utrzymując szybkie, marszowe tempo, zupełnie tak jakby wiedział dokąd idzie. Może był tu nie pierwszy raz…?
Natknęliście się na kuchnię. Nic interesującego jednak tam nie znaleźliście. Obchodząc dookoła szeroki blat, próbowałaś niczego nie dotknąć. Bądź co bądź mrok i klimat tego miejsca działały na ciebie w ten sposób, iż włoski jeżyły ci się na karku. No i było tu brudno… nie dało się ukryć, że gosposia tu raczej nie zaglądała regularnie.
Ruszyliście dalej przed siebie. Chłopak zatrzymał się przed drzwiami, których ty w ciemności nawet nie zauważyłaś i z pewnością pominęłabyś je. Bez wahania nacisnął na klamkę. Kiedy tylko między framugą a drzwiami pojawiła się szpara, coś z piskiem wyleciało z niej, wzbijając przy tym twoje włosy w powietrze. Przestraszona…
Twoja odpowiedź:
a) …doskoczyłaś do Aryu. [ przejdź do punktu v
b) …odskoczyłaś jak najdalej. [ przejdź do punktu k

Punkt j
– Odbiło ci? – zapytałaś, spoglądając na niego jak na skończonego kretyna.
Chłopak jedynie prychnął i spojrzał na ciebie z góry. Jego oczy zalśniły nieludzko w słabym świetle dochodzącym z latarni ulicznej wpadającym tutaj przez wybite okno.
Nim zdążyłaś się zorientować, blondyn nagle zniknął z twojego pola widzenia – zupełnie tak, jakby rozmył się w powietrzu. Zdezorientowana zaczęłaś się rozglądać, szukając go spojrzeniem, jednak niczego nie mogłaś dostrzec. Twoje serce zabiło mocniej. Gardło ścisnęło się, przez co z trudem przełykałaś ślinę. Nieśmiało ruszyłaś przed siebie na własną rękę. Szłaś korytarzem, ostrożnie ważąc każdy krok. Patrzyłaś pod nogi, aby o nic się nie przewrócić; a potencjalnych przeszkód było tu wiele. Po podłodze walały się puste butelki, gdzieniegdzie pojedyncze, zniszczone części garderoby, jakieś śmieci… wyglądało na to, że nie wy pierwsi wpadliście na pomysł, aby zorganizować tu imprezę.
Rozmyślając o poprzednich imprezowiczach straciłaś czujność. Nie zauważyłaś bladej ręki, która wyłoniła się z jednego z najgłębszych cieni i sięgnęła twojego ramienia. Wystraszona aż podskoczyłaś w miejscu i pisnęłaś, momentalnie się odwracając – tym samym stając także twarzą w twarz z chłopakiem. Wasze twarze w tej chwili dzieliła jedynie minimalna odległość. Czułaś jego gorący oddech na swoich ustach, mocny zapach jego perfum… Widziałaś jego pełne usta rozciągnięte w delikatnym uśmiechu.
- Tędy – pociągnął cię w stronę, z której przyszedł; przez ten ruch niemal wasze usta spotkały się, jednak w porę udało ci się zrobić unik, odwracając głowę.
Blondyn przystanął przed drzwiami, których ty w ciemności nawet nie zauważyłaś i prawdopodobnie przeoczyłabyś je. Bez wahania nacisnął na klamkę. Kiedy tylko między framugą a drzwiami pojawiła się szpara, coś z piskiem wyleciało z niej, wzbijając przy tym twoje włosy w powietrze. Przestraszona…
Twoja odpowiedź:
a) …doskoczyłaś do Aryu. [ przejdź do punktu v
b) …odskoczyłaś jak najdalej. [ przejdź do punktu k

Punkt v
Przestraszona doskoczyłaś do Aryu. Odruchowo chwyciłaś jego ramię, chowając się za jego plecami przed ewentualnym niebezpieczeństwem. Chłopak zachichotał, spoglądając na ciebie ukontentowany.
- To tylko nietoperz – wyjaśnił.
Pięknie, jeszcze tylko nietoperzy tutaj brakowało…
Jak się okazało nie był to najlepszy wybór; bowiem znaleźliście się w jakimś pokoju, który swego czasu mógł pełnić rolę sypialni. Ledwo zdążyłaś rozejrzeć się po pomieszczeniu, już zostałaś pchnięta na łóżko. Nie widziało ci się wylegiwać na prawdopodobnie przegniłym materacu, co więcej nie chciałaś nawet myśleć o tym, co też może go zamieszkiwać, dlatego też próbowałaś się momentalnie podnieść zdjęta obrzydzeniem, jednak blondyn nie pozwolił ci na to, przytrzymując za ramiona. Nachylił się nad tobą uśmiechając zwycięsko. W jego oczach pojawił się jakiś niezdrowy błysk, co wzbudziło u ciebie niepokój. To nie były jakieś głupie żarty… jemu naprawdę odbiło! Chwytając się pościeli i próbując się na niej podciągnąć, starałaś się od niego odpełznąć, jednak twoje próby spełzły na niczym. W tym samym czasie zauważyłaś także, że przegniła i przemoknięta pościel nie powinna mieć tak przyjemnej faktury… Aryu widząc twoje zdziwienie tym faktem, przystąpił do wyjaśnień:
- Widzisz… nie przypadkiem pojawiłaś się tutaj jako jedyna kobieta – szepnął ci na ucho uwodzicielskim tonem. – Zaplanowałem dla naszej dwójki ekscytujący wieczór – zachichotał i polizał cię za uchem.
- Co? – ściągnęłaś brwi w niezrozumieniu. – Złaź ze mnie i się nie wydurniaj! – zaoponowałaś.
- I po co się szarpiesz? – prychnął. – Przecież dobrze wiesz, że to i tak bez sensu… - wyszczerzył się diabolicznie. – Sam fakt, iż wybrałaś mnie na swojego towarzysza, brak oporu z twojej strony, kiedy powoli się do ciebie zbliżałem… No i w końcu te kilka kluczowych ruchów, którymi sama sugerowałaś, że chcesz się znaleźć bliżej mnie – przesunął opuszkami palców po twojej szyi. – Przy mnie nie musisz się niczego bać; możesz się być spokojna… - gładził twój policzek kciukiem. – Tej nocy i tak nie spotkasz już nic gorszego ode mnie – jego uśmiech nagle wydał ci się być nienaturalnie szeroki.
Blondyn… on… zmienił się – w sposób fizyczny. Nie potrafiłaś dokładnie określić w jaki sposób, gdyż rysy twarzy niby wciąż pozostawały te same, tak samo jego gabaryty, jednak… w jakiś niezrozumiały sposób wydał ci się być nagle o wiele silniejszy. Zdawał się znacznie dominować nad tobą. Niemniej najgorszym szaleństwem w tym wszystkim było to, iż tak samo nagle chłopak zaczął wydawać ci się dużo atrakcyjniejszy niż wcześniej. Zapach jego perfum, które tak idealnie wpasowywały się w twój gust, wydał ci się silniejszy, jego oczy bardziej hipnotyzujące, usta ponętniejsze, a ciało warte grzechu… Stał się kuszący jak nikt nigdy wcześniej. Zawładnęło tobą ogromne pożądanie; wcześniej nawet nie podejrzewałabyś samą siebie o to, iż mogłoby zrodzić się w tobie takie dzikie i nieokrzesane uczucie.
- Jak nie będziesz się opierać, nie zaboli – obiecał przeciągając nosem po twojej szyi oraz składając na niej kilka drobnych pocałunków. – Mam nadzieję, że przeszkadza ci za bardzo fakt, iż nie jesteś moją pierwszą; jak zapewne zauważyłaś na korytarzu wciąż walają się ślady po wizytach poprzednich podobnych ci gości – zachichotał, po czym sięgnął twoich ust.
Całował cudownie, jak nikt inny. Robił to idealnie, z wyczuciem… do tego stopnia, że aż nie mogłaś opisać słowami, ile taka drobna pieszczota mogła sprawić przyjemności.
- Czym… ty… jesteś? – wydukałaś pomiędzy kolejnymi pocałunkami.
- Inkbuem – wyjaśnił bez ogródek. – Ale nie zaprzątaj tym sobie teraz tej ślicznej główki – uśmiechnął się szeroko. – Mam dla ciebie dużo ciekawszych rzeczy, na których powinnaś się skupić.
Twoja odpowiedź:
a) Pozwalasz inkubowi dalej działaś, gdyż jest to przyjemne. [ przejdź do punktu w
b) Odpychasz go, gdyż tak nakazuje ci zdrowy rozsądek. [ przejdź do punktu l

Punkt k
Przestraszona odskoczyłaś jak najdalej. W jakiś dziwny sposób twoje zachowanie podziałało mu na nerwy. Blondyn chwycił cię za rękę i szarpnął, wciągając do pokoju. Zamknął drzwi z trzaskiem, przez co włoski na karku ponownie stanęły ci dęba. Nie miałaś czasu nawet zorientować się, gdzie dokładnie się znalazłaś, kiedy nagle zostałaś pchnięta na łóżko. Nie widziało ci się wylegiwać na prawdopodobnie przegniłym materacu, co więcej nie chciałaś nawet myśleć o tym, co też może go zamieszkiwać, dlatego też próbowałaś się momentalnie podnieść zdjęta obrzydzeniem, jednak blondyn nie pozwolił ci na to, przytrzymując za ramiona. Nachylił się nad tobą uśmiechając krzywo. W jego oczach pojawił się jakiś niezdrowy błysk, co wzbudziło u ciebie niepokój. To nie były jakieś głupie żarty… jemu naprawdę odbiło! Chwytając się pościeli i próbując się na niej podciągnąć, starałaś się od niego odpełznąć, jednak twoje próby spełzły na niczym. Niemniej dzięki temu zorientowałaś się, że przegniła i przemoknięta pościel nie powinna mieć tak przyjemnej faktury… Aryu widząc twoje zdziwienie tym faktem, przystąpił do wyjaśnień:
- Widzisz… nie przypadkiem pojawiłaś się tutaj jako jedyna kobieta – warknął. Jego ton nie był już tak przyjazny jak wcześniej. – Jak zapewne się już domyślasz nie jesteś pierwszą, którą tu sprowadziłem – wyglądało na to, iż jego cierpliwość do ciebie została wyczerpana na dziś. – Zaplanowałem dla naszej dwójki ekscytujący wieczór – na jego twarz wpłynął krzywy grymas.
- Co? – ściągnęłaś brwi w niezrozumieniu. – Złaź ze mnie i się nie wydurniaj! – zaoponowałaś.
- Oj, ucisz się wreszcie – sapnął poirytowany. – Dziś naprawdę nie mam ochoty bawić się w kochającego Romea – parsknął. – Za bardzo mnie irytujesz, kobieto… - przewrócił oczyma. – Widzisz, gdybyś od początku ładnie się zachowywała, mogłabyś czerpać z tego dużo więcej przyjemności – wyszczerzył się krzywo.
Przyszpilił twoje nadgarstki do materaca, unieruchamiając cię tym samym. Złożył kilka krótkich pocałunków na twojej szyi, ostentacyjnie szybko kierując się w stronę twojego dekoltu, którego nie zapomniałaś wyeksponować przy pomocy dość szerokiej bluzki – nie było to wulgarne zachowanie z twojej strony, jednak nawet to w tej chwili zdawało ci się być jakieś gorszące. Próbowałaś odepchnąć od siebie Aryu, jednak ten jakby nagle urósł w siłę. Wydał ci się być przeciwnikiem nie do pokonania. Górował nad tobą, a ty nie mogłaś mu się przeciwstawić. Nie obchodził się z tobą najdelikatniej, jednak kłamstwem by było, gdybyś powiedziała, że nie odczuwałaś swojego rodzaju przyjemności z jego poczynań. Zdrowy rozsądek bił się z ludzkim pragnieniem, instynktem i pożądaniem, które nagle zrodziło się w tobie.
            Twoja odpowiedź:
a) Pozwalasz inkubowi dalej działaś, gdyż jest to przyjemne. [ przejdź do punktu w
b) Odpychasz go, gdyż tak nakazuje ci zdrowy rozsądek. [ przejdź do punktu l

Punkt w
Pozwalasz inkubowi dalej działaś, gdyż jest to przyjemne.
Bardzo przyjemne…
Zatracasz się w tej przyjemności…

   Halloweenowe przyjęcia to świetna okazja do zabawy i odstresowania się, jednak należy pamiętać o rozsądku i bezpieczeństwie – szczególnie, jeśli planujemy zabawę dla naszych dzieci. Upewnijmy się, że wiemy, gdzie nasze pociechy spędzą najbliższą noc oraz w jakim towarzystwie. W przeciwnym razie przyjemny wieczór może przeobrazić się w najgorszy koszmar; przez takie piekło musi teraz przechodzić rodzina [twoje imię], która nie przyszła na umówione spotkanie ze znajomymi i zaginęła w niewyjaśnionych okolicznościach.” – powiedziała prezenterka wiadomości, na co twoja mama zaszlochała donośnie.

THE END – dla ciebie niestety zabawa Halloweenowa nie skończyła się najlepiej. Miejmy nadzieję, że kiedyś jednak uda się cię odnaleźć… w jednym kawałku, rzecz jasna. Powodzenia C:

Punkt l
Odpychasz go, gdyż tak nakazuje ci zdrowy rozsądek. W przypływie nadludzkiej siły udało ci się wyrwać spod blondyna i w ekspresowym tempie dopaść drzwi. Otworzyłaś je i wybiegłaś na korytarz, aby momentalnie zostać oślepiona przez białe światło. Zatrzymałaś się, mrużąc oczy.
- Hej, co ty tu robisz? – w mroku błysnęły jasne elementy policyjnego munduru. Dzięki Bogu!
- On… On… - dukałaś, wskazując na pomieszczenie, z którego wypadłaś niczym oparzona.
Funkcjonariusz skierował snop światła pochodzący z latarki we wskazanym przez ciebie kierunku, jednak nikogo tam nie było. Wyglądało na to, że chłopak jakby zapadł się pod ziemię. Nie było tu żadnej szafy czy innego mebla, za którym mógłby się ukryć. Nie było także żadnych innych drzwi, przez które mógłby się w czas ewakuować. Pod ścianą stało jedynie łóżko z aksamitną, teraz skotłowaną przez ciebie pościelą i nic więcej.
- Znalazłem dziewczynę – odezwał się policjant nad twoją głową, zwracając się do swojego kolegi po fachu, który właśnie kierował się w waszą stronę.
- Sprawdziłem resztę domu. Nikogo więcej tu nie ma – zakomunikował drugi.
- W każdym razie dobrze, że cię znaleźliśmy – odezwał się mężczyzna z latarką. – Ciesz się, że dostaliśmy to wezwanie i ktoś, kto mieszka w pobliżu był na tyle miły, aby zainteresować się twoim bezpieczeństwem – skarcił cię. – Przed domem jest tabliczka informująca o tym, iż nie wolno tu wchodzić, gdyż grozi to zawaleniem budynku; nie wiedziałaś jej?
Nie odpowiedziałaś. W panice rozglądałaś się dookoła, jakby obawiając się, że chłopak zaraz wyskoczy z któregoś kąta i ponownie cię porwie.  Nie mogłaś uwierzyć, że nikogo więcej tutaj nie było… A co z pozostałą trójką? Czy to była tylko twoja wyobraźnia? Niemożliwe! Przecież wszystko było zbyt wyraźne… Wciąż pamiętałaś palący dotyk ust Aryu na swoim ciele…
- Chodźmy stąd – odezwał się drugi funkcjonariusz. – Nie ma sensu spędzać tu więcej czasu niż to potrzebne. Nie mam ochoty oberwać którąś z belek konstrukcyjnych w łeb – fuknął, kierując się do wyjścia.
- Pójdziesz z nami – zakomunikował ten, który cię złapał.
Bez oporów dałaś się wyprowadzić i usiadłaś na tylnej kanapie radiowozu. Kiedy odjeżdżaliście, ostatni raz odwróciłaś się, spoglądając na opuszczony dom. Wtem w jednym z okien pojawiła się aż nazbyt dobrze znana ci postać, która napisała palcem na zaparowanym oknie: „Wrócę”. Serce zabiło ci mocniej – aż skuliłaś się w sobie ze strachu.
- Co cię tak właściwie podkusiło, żeby wchodzić do tej rudery? – zapytał kierujący autem policjant.
- Szczerze powiedziawszy… teraz to już sama nie wiem… - szepnęłaś zduszonym głosem, wciąż wpatrując się w postać, która pomachała ci na odchodne.
Odetchnęłaś z ulgą, kiedy wyjechaliście na dobrze oświetloną ulicę. Oparłaś głowę na zagłówku, wzdychając. Próbowałaś nie rozmyślać o ostatnich wydarzeniach, skupiając się na czymś innym. Rzuciłaś okiem na przednią szybę, orientując się, gdzie jesteś. Wtem jednak twoją uwagę zwróciło lusterko wsteczne, w którym pojawiło się odbicie blondyna. Przerażona spojrzałaś w bok, aby właśnie ujrzeć Aryu, który siedział koło ciebie z szerokim, obłąkańczym uśmiechem na ustach.
- To co? Rozumiem, że jedziemy do ciebie? – zapytał, przy czym niemal w tej samej chwili wbił długi metalowy szpikulec w kark kierowcy. Zaostrzony koniec przebił jego gardło na wylot, wystając teraz smętnie z jego grdyki. Policjant nawet nie zdążył krzyknąć, tylko od razu zalał się krwią.
- Co do…?! – wrzasnął drugi zszokowany do granic możliwości obecnością kogoś jeszcze w radiowozie. Odruchowo chwycił za kierownicę, próbując odzyskać panowanie nad samochodem.
W tym samym momencie chłopak wymierzył w mężczyznę bronią, którą jakimś cudem wcześniej zręcznie wyjął mu z kabury. Niestety nogi trupa już nie pracowały sprawnie, przez co nie dało już panować się nad prędkością pojazdu. Funkcjonariusz siedzący z boku próbował wymijać innych uczestników ruchu drogowego, jednak na próżno. Przed wami właśnie pojawiła się rozpędzona ciężarówka nadjeżdżająca z przeciwnego kierunku. Kierowca trąbił na radiowóz, jednak już nic nie dało się zrobić. Przerażona, oczekując wypadku, huku, bólu i w końcu śmierci, zacisnęłaś powieki i skuliłaś się w sobie.
Nagle ktoś pogłaskał cię uspakajająco po głowie. Eksperymentalnie otworzyłaś jedno oko, orientując się, że znów znajdujesz się w opuszczonym domu, a nad tobą góruje inkub.
- Nie ma sensu przede mną uciekać – szepnął ci na ucho. – Już jesteś moja – ucałował cię za uchem, jednocześnie przesuwając dłońmi po twoim ciele.

THE END – tak, to jest to lepsze zakończenie xp Z początku chciałam zostawić to tak, że wybiegasz na korytarz, gdzie znajduje cię policjant i wszystko kończy się dobrze, ale potem stwierdziłam, że to byłoby zbyt infantylne xD

„Sekcja”

Sekcja niedostępna z powodu braku pomysłu i przegrzania zwojów mózgowych ;_;

„Sekcja”
- Idę sprawdzić strych – oświadczyłaś.
Reszta skinęła ci głową w geście, który miał wyrażać aprobatę dla twojej decyzji. Podeszłaś do swojego towarzysza, którego wyraz twarzy nie zmienił się ani trochę i wciąż wyrażał jedynie szaleństwo.
- Jak się nazywasz? – zapytałaś, chcąc dowiedzieć się czegoś o swoim partnerze w zadaniu.
- Yoshiatsu – odparł lakonicznie. – A ty? – odparłaś równie zwięźle co i on. – Ciekawe… - mruknął ruszając przed siebie zdecydowanym krokiem, zupełnie tak jakby wiedział, dokąd zmierza.
Razem weszliście po skrzypiących schodach na pierwsze piętro. Za wami ciągnął się długowłosy brunet, jednak nie wyglądał na zainteresowanego nawiązaniem znajomości. Bez słowa wspięliście się na piętro, a następnie wasze drogi rozeszły się. Zostałaś sama ze swoim nowym, dość niepokojącym znajomym o kolorowych oczach.
Chłopak zatrzymał się pod klapą w suficie, która również i twoim zdaniem mogła okazać się wejściem na strych. Nie widziałaś jednak niczego, co mogłoby wam pomóc dosięgnąć jej – na całe szczęście okazało się, że brunet widział dużo lepiej w ciemności niż ty. Wypatrzył leżący na podłodze w pobliżu okna karnisz, którego użył jako dźwigni. Podważył klapę, która następnie otworzyła się, rozkładając przed wami drabinę, którą notabene mało nie oberwałaś, uskakując przed nią w ostatniej chwili.
- Nieźle… - skomentowałaś.
Twój towarzysz odpowiedział ci jedynie uśmiechem. Dopadł drabiny i pierwszy zaczął się po niej wspinać. Niedługo potem poszłaś w jego ślady.
Wtem trafiło do ciebie to, jak bardzo bezsensowne było to, co właśnie robiliście. Kto o zdrowych zmysłach montuje korki na strychu?
Twoja odpowiedź:
a)     Mówisz o swoich spostrzeżeniach Yoshiatsu. [ przejdź do punktu u
b)     Ignorujesz swoje spostrzeżenia i bez słowa podążasz za Yoshiatsu. [ przejdź do punktu j

Punkt u
Postanowiłaś podzielić się swoimi spostrzeżeniami z Yoshiatsu.
- Nie uważasz, że to, co robimy jest bezcelowe? Kto przy zdrowych zmysłach zamontowałby korki na strychu? – odezwałaś się.
- Wiesz… racjonalne myślenie nie zawsze wychodzi na zdrowie – mruknął skwaszony. – Czasem trzeba być kreatywnym. Poza tym warto sprawdzić wszelkie zakamarki, żeby być pewnym, iż nic nie pominęliśmy – odparł dość chłodno.
Nie skomentowałaś jego wypowiedzi. Ciągnęłaś się za nim, analizując znaczenie jego słów. Bądź co bądź brzmiał dziwnie rozsądnie jak na szaleńca… za którego go wzięłaś, oczywiście.
Wdrapaliście się wspólnie na strych, stając pośród prawdziwego cmentarzyska rupieci. Gdzieś tam stał stół bez jednej nogi, w kącie znajdował się połamany parasol, obok niego zakurzony gramofon i parę pożółkłych ze starości książek. Byle tu tyle śmieci, iż ledwo co dało się poruszać. Co więcej kolejnym uniedogodnieniem okazała się być wysokość sklepienia, przez co żadne z was nie mogło się wyprostować. Było tu jeszcze ciemniej niż na korytarzu na parterze czy pierwszy piętrze. Jedynym źródłem światła było tutaj niewielkie, okrągłe okienko, przez które wpadało światło latarni ulicznych. Chłopak jakby zapominając o waszym zadaniu (do którego wdrapanie się na strych pewnie i tak nijak nie było potrzebne) zajął się przeglądaniem zgromadzonych tu przedmiotów. Zaczęłaś zastanawiać się, czym ty powinnaś się zająć,.
Twoja odpowiedź:
a)     Uznajesz, że i tak nie ma tu nic ciekawego, dlatego wracasz piętro niżej.
b)     Przeciskasz się do okrągłego okienka, żeby przez nie wyjrzeć.

Punkt j
Zignorowałaś swoje spostrzeżenia i bez słowa podążyłaś za Yoshiatsu. Może wasze działanie wydawało ci się być nieco bezsensowne, ale zachowałaś to dla siebie. Wdrapaliście się wspólnie na strych, stając pośród prawdziwego cmentarzyska rupieci. Gdzieś tam stał stół bez jednej nogi, w kącie znajdował się połamany parasol, obok niego zakurzony gramofon i parę pożółkłych ze starości książek. Byle tu tyle śmieci, iż ledwo co dało się poruszać. Co więcej kolejnym uniedogodnieniem okazała się być wysokość sklepienia, przez co żadne z was nie mogło się wyprostować. Było tu jeszcze ciemniej niż na korytarzu na parterze czy pierwszy piętrze. Jedynym źródłem światła było tutaj niewielkie, okrągłe okienko, przez które wpadało światło latarni ulicznych. Chłopak jakby zapominając o waszym zadaniu (do którego wdrapanie się na strych pewnie i tak nijak nie było potrzebne) zajął się przeglądaniem zgromadzonych tu przedmiotów. Wyglądał na dziwnie zadowolonego i pochłoniętego podziwianiem kolejnych pamiątek z przeszłości. Zaczęłaś zastanawiać się, czym ty powinnaś się zająć,.
Twoja odpowiedź:
a) Uznajesz, że i tak nie ma tu nic ciekawego, dlatego wracasz piętro niżej. [ przejdź do punktu v
b) Przeciskasz się do okrągłego okienka, żeby przez nie wyjrzeć. [ przejdź do punktu k

Punkt v
Uznałaś, że i tak nie ma tu nic ciekawego, dlatego postanowiłaś wrócić piętro niżej. Już stawałaś na szczytowych stopniach drabiny, kiedy usłyszałaś głos bruneta.
- Dokąd idziesz? – zapytał zdziwiony.
- Uch, tu i tak nic nie ma – wywróciłaś oczyma. – Powinniśmy lepiej poszukać włącznika światła, a nie marnować czas na… - zająknęłaś się. - …na bezproduktywne ślęczenie na zakurzonym poddaszu? – skrzywiłaś się.
Właściwie to nie wiedziałaś, dlaczego sama wybrałaś strych. Myślałaś, że co tam znajdziesz? Niestety chyba wychodziło na to, że w momencie podejmowania przez ciebie decyzji, którą z kondygnacji chcesz sprawdzić, nie miałaś zbyt dobrego kontaktu ze swoim mózgiem…
Poza tym nie rozumiałaś też, dlaczego on chciał tu siedzieć. Po co w ogóle tu włazić? Nie lepiej by było, żeby jedno z was przyłączyło się do blondyna, który przeszukiwał parter, a drugie do któregoś z brunetów, którzy kolejno przeszukiwali piwnicę i pierwsze piętro? Tak przynajmniej zrobilibyście jakiś postęp w waszym poszukiwaniu.
Yoshiatsu wydał ci się być w jakiś niezrozumiały sposób zawiedziony twoją odpowiedzą i zachowaniem. Przez jego twarz przebiegł grymas niezadowolenia, jednak nie zamierzałaś się tym długo przejmować. Zsunęłaś się w dół drabiny, próbując wyczuć pod stopą kolejny stopień, jednak w tym samym czasie chłopak wykonał jakiś błyskawiczny ruch, na moment zniknął z twojego pola widzenia, a chwilę potem klapa od strychu ponownie się zamknęła, a drabina złożyła, zrzucając cię jednocześnie z siebie. Z hukiem wylądowałaś przez to na mieszczących się niedaleko walizkach. Jęknęłaś z bólu.
- Co to miało być?... – burknęłaś do siebie, gramoląc się z powrotem do pozycji stojącej.
– Mam tylko jedno pytanie – odezwał się ponownie brunet, stając przed tobą w oka mgnieniu, zupełnie tak jakby nagle wyrósł spod ziemi. - Powiedz… - mruknął, wyjmując z stojącego nieopodal kufra starą suknię. - …podoba ci się? – zapytał.
Twoja odpowiedź:
a) - Naprawdę ładna – przyznałaś zgodnie z prawdą. [ przejdź do punktu w
b) - Zabierz ode mnie to stare, śmierdzące, przeżarte przez mole paskudztwo! – krzyknęłaś z obrzydzeniem. [ przejdź do punktu l



Punkt k
Przecisnęłaś się do okrągłego okienka, żeby przez nie wyjrzeć. Jakoś zaciekawiła cię szyba składająca się ze złączonych ze sobą pomniejszych kawałków szkła, które w zabawny sposób rozmazywały widok na zewnątrz. Poza tym poduszki, którymi był wysłany niewielki parapet układający się w półkole, mimo iż zakurzone, to wciąż wyglądały na wygodne. Nie myśląc wiele usadowiłaś się na swoim upatrzonym siedzisku. Przez chwilę obserwowałaś załamania światła na szkle, którego poszczególne kawałki zdawały się lśnić niczym kryształ górski. Po pewnym czasie chwyciłaś za pobliskie książki ułożone w stos i bez większego zainteresowania przerzucałaś ich kolejne stronice. Ze zdziwieniem odkryłaś, iż niektóre z nich zostały spisane w nieznanym ci języku. Przez twoją ciekawskość w powietrzu unosił się teraz tuman kurzu – niemniej nawet pojedyncze pyłki zdawały się być czymś wyjątkowo pięknym oświetlonym przez refleksy bijące od okna. Przez moment wpatrywałaś się, jak kolejne drobiny osiadają na twoim ubraniu, aby następnie dostrzec także to, iż chłopak z podobnym zafascynowaniem wpatruje się w ciebie.
Brunet uśmiechał się pod nosem, jednak jego wyraz twarzy nie zdradzał już niczego niepokojącego. Wyglądał na niemal rozczulonego. Z jego uśmiechu biło takie ciepło, jakiego jeszcze chyba nigdy nie miałaś okazji doświadczyć ze strony żadnego innego człowieka.
- Coś się stało? – zapytałaś, spoglądając na niego niepewnie.
- Taka sama… - mruknął. – Wciąż jesteś niezmiennie taka sama… - mruknął pod nosem.
- Co proszę? – zdziwiłaś się.
- Nic takiego – zaśmiał się dźwięcznie i pokręcił głową. Z jego oczu wciąż wyzierało to ciepło, które nagle niemal wydało ci się być czymś intymnym, czymś, czym można było obdarować ukochaną osobą a nie byle pierwszą poznaną osobę, przez co się zmieszałaś. – Powiedz… - mruknął, wyjmując ze stojącego nieopodal kufra starą suknię. - …podoba ci się? – zapytał.
Twoja odpowiedź:
a) - Naprawdę ładna – przyznałaś zgodnie z prawdą. [ przejdź do punktu w
b) - Zabierz ode mnie to stare, śmierdzące, przeżarte przez mole paskudztwo! – krzyknęłaś z obrzydzeniem. [ przejdź do punktu l

Punkt w
- Naprawdę ładna – przyznałaś zgodnie z prawdą.
Na tą odpowiedź Yoshiatsu uśmiechnął się ciepło. Odrzucił stary materiał i podszedł do ciebie powoli. Poderwał cię na równe nogi i przytulił mocno. Ukrył twarz w zagłębieniu twojej szyi, przesuwając po niej nosem i zaciągając się twoim zapachem.
- Minęło tyle lat… - mruknął niskim, wibrującym głosem. – Ale ja o tobie nie zapomniałem… a ty się nie zmieniłaś – kątem oka mogłaś zobaczyć, jak się uśmiecha. Nie wiedząc, co się dzieje, stałaś w jego uścisku niczym kołek, czekając na samoistny rozwój wydarzeń. – Wciąż jesteś moją słodką [twoje imię]… - wtulił się w ciebie mocniej. – To nie przypadek, że znów się spotkaliśmy; to nie przypadek, że znów wybrałaś mnie, że znów stoimy w naszym ulubionym miejscu w naszym wspólnym domu – przeczesał zimną dłonią twoje włosy. – Instynktownie znów chciałaś znaleźć się blisko mnie – szepnął ci na ucho.
- O… O czym ty mówisz? – wydusiłaś z siebie z trudem, zastanawiając się czy z nim na pewno wszystko w porządku.
- Spokojnie – odsunął się od ciebie minimalnie, aby móc spojrzeć ci w twarz. – Tym razem nie dam ci odejść – uśmiechnął się, ukazując przy tym długie kły. – I obiecuję, że kupię ci nową suknię ślubną – przesunął kciukiem po twoim policzku. – Tym razem zostaniesz ze mną na zawsze… - szepnął, po czym wpił się namiętnie w twoje usta.

THE END – udało ci się szczęśliwie dotrwać do końca Halloweenowego wieczoru; mam nadzieję, że rola narzeczonej wampira przypadła ci do gustu C:

Punkt l
- Zabierz ode mnie to stare, śmierdzące, przeżarte przez mole paskudztwo! – krzyknęłaś z obrzydzeniem.
Chłopak westchnął ciężko i odrzucił stary materiał. Widocznie był zawiedziony… tylko czym? Liczył, że nałożysz na siebie to paskudztwo?! Do cholery, z nim naprawdę było coś grubo nie tak!
- Może i wyglądasz jak ona… - mruknął. – Ale z pewnością już nią nie jesteś… - momentalnie znalazł się przy tobie, windując się do pozycji stojącej. – Kochałem cię przez tyle lat… ale ty się zmieniłaś. Nie będziesz już nigdy więcej moja – w jego oczach mogłaś odnaleźć smutek. – Nie myśl, że przychodzi mi to łatwo – zacisnął dłoń na twoim gardle z taką siłą, iż z trudem mogłaś nabrać oddechu. Odruchowo zacisnęłaś ręce na jego nadgarstku, próbując się od niego uwolnić, ale brunet był od ciebie dużo silniejszy. – Cóż… możliwe, że zmarnowałem te lata na próżno – westchnął. – Możliwe, że już dawno temu mogłem uwolnić się od demonów przeszłości… dzięki temu przynajmniej nie musiałbym teraz tak cierpieć – desperacko walczyłaś o każdy oddech. – Uwierz, mnie to boli bardziej – uśmiechnął się krzywo. – Może… - zająknął się.  – Może wtedy, w przeddzień naszego ślubu powinienem był dać ci umrzeć na dobre… i spalić tę suknię… zacząć życie od nowa, a nie poświęcać je raz jeszcze dla ciebie, kiedy ty nie potrafiłaś już mnie wybrać po raz drugi! – ściągnął groźnie brwi. – Jesteś już innym człowiekiem… - syknął, obnażając przy tym długie kły.
Jednym szarpnięciem przyciągnął cię do siebie, aby owymi ostrymi, wampirzymi kłami rozpłatać twoje gardło. Nasycony twoją krwią, odrzucił twoje martwe ciało od siebie. Otarł niedokładnie usta wierzchem dłoni.
- Ludzie… co za żałosne istoty – prychnął, po czym skierował się z powrotem w stronę drabiny.

THE END – niestety dla ciebie to Halloween nie zakończyło się zbyt dobrze… Zapomniałaś o wampirzym narzeczonym sprzed lat… Och, jak mogłaś! xD Miejmy nadzieję, że będziesz miała jeszcze kiedyś okazję celebrować w jakiś sposób Halloween i to następne skończy się dla ciebie dużo lepiej xp


Posłowie:

Mam nadzieję, że zabawa wam się podobała. Huh, wiem, że jest niedopracowana, ale cóż… w ostatnim czasie wszystko robię na „pół gwizdka”, więc proszę raz jeszcze, wybaczcie mi (/.-)’’