Posted by Kita (北) on września 15, 2013 with 10 comments
GRANICA 100 000
WEJŚĆ PRZEŁAMANA!
Posted in ogłoszenia parafialne
Posted by Kita (北) on września 13, 2013 with 10 comments
Już dawno temu to napisałam, ale
dopiero teraz wstawiam T.T
Tak wiem,
jestem genialna pisząc część drugą oneshoota... x.x
A tak
odbiegając od tematu mam pytanie: przeczytałybyście fanfick z zespołem RedRum (rzecz jasna mam na myśli japoński
zespół nie amerykański). Jeśli go nie znacie to zapraszam do przesłuchania
piosenki, która mi osobiście najbardziej przypadła do gustu (kilik).
Poza tym
to... do tego zainspirowała mnie Aoi, choć w sumie to złe określenie...
Najzwyczajniej w świecie to od niej ściągam, ale naprawdę interesuje mnie to czy jest
tu jakiś czytelnik płci męskiej? Proszę nie bać się ujawnić, w końcu w
internecie jesteśmy anonimowi. W każdym razie przypomina mi się komentarz pod
ostatnią częścią Liceum, który został napisany przez użytkownika o pseudonimie Ren - to męskie imię; poza tym w
komentarzu zostały użyte męskie formy czasowników, więc... jakoś mnie to
ciekawi.
Jeśli moje
wypociny czyta jakiś chłopak to bardzo przepraszam za to, że zawsze w
komunikatach piszę w liczbie mnogiej, ale używając rodzaju żeńskiego!
Tytuł: Perfekcyjny cz.2
Paring: MiA x Tsuzuku (Mejibray)
Typ: oneshoot
Gatunek: ?
Beta: -
Siedząc w
studiu sam na sam z gitarzystą, popijając drugą z rzędu kawę i przyglądając się
jak chłopak stroi gitarę, zgrzytnąłem zębami. Byłem wściekły! Cholera, Bóg sam
raczy wiedzieć, jak Mia mnie irytował! Był taki perfekcyjny! Jego twarz była
tak symetryczna, że wyglądała jakby została narysowana od cyrkla i linijki –
wcześniej myślałem, że miał operację plastyczną jednak poprzedniego wieczoru po
wycieczce krajoznawczej do szpitala i udostępnieniu mi swoich dokumentów,
udowodnił, że nie przeszedł choćby jakiegokolwiek zabiegu upiększającego!
Zresztą… co tam jego wygląd, to jeszcze da się znieść… ale charakter i
usposobienie?! Kuźwa, pokażcie mi drugiego takiego, któremu się wszystko udaje!
„Mia, napisz piosenkę” – napisał; obecnie jest to jeden z największych naszych
singli. „Mia, mógłbyś mi pomóc przy naprawie samochodu?” – a pewnie, że pomógł;
odsunął mnie, dwa razy uderzył młotkiem w osłonę silnika i nagle wszystko
zaczęło działać tak jak powinno – łącznie z elektroniką! „Mia, zrób sushi!” –
wtedy specjalnie go podpuściłem, wiedząc, że w lodówce nie ma ryby; już byłem
pewien zwycięstwa, kiedy… nagle chłopak przyniósł mi talerz pełen
ryżowo-rybnych spłaszczonych kulek zawiniętych w nori. No przecież nie było
ryby, więc skąd ją wytrzasnął? Dodam, że nie wychodził z mieszkania, a w
pobliżu nie było choćby żadnego akwarium! Wyczarował? Trzymał w kieszeni w
kurtce na czarną godzinę? Kurde, jestem pewien, że jakbym kazał mu zamienić się
w spiderman’a i latać po mieście w czerwono-niebieskim lateksowym stroju i bujać
się na pajęczej nici przyklejonej do budynków, zrobiłby to. Nie wiem jakim
cudem, ale zrobiłby to…
- Mia, a
mógłbyś zamienić się w spider… - już chciałem go o to poprosić, aby mieć stu
procentową pewność, że on, jako jedyny człowiek na Ziemi potrafiłby to zrobić,
kiedy niespodziewanie do sali weszli Koichi i Meto, przerywając mi.
- Coś
chciałeś, Tsuzu-kun? – spojrzał na mnie wyczekująco, jednak ja jedynie
machnąłem ręką.
- Nieważne…
- mruknąłem, spoglądając spod byka na basistę i perkusistę. W ich obecności
zbłaźnienie się takim pytaniem miało jakiś bardziej dotkliwy wydźwięk…
- Oj, nasz
Tsuzu-chan chyba nie ma dzisiaj humorku – zaszczebiotał różowowłosy, siadając
naprzeciw mnie. – Mia, co mu wczoraj zrobiłeś?
- Nic –
odparł chłopak, którego obecnie najbardziej interesowały struny jego gitary.
Wczoraj, po
przegranym zakładzie, kiedy to gitarzysta udowodnił mi, że nie miał żadnej
operacji plastycznej ukarał mnie tym, czego normalnie nigdy bym nie zrobił z
własnej woli – pocałunkiem. Cholera, całowałem się z facetem! I PODOBAŁO MI SIĘ
TO! Z czasem to właśnie ta druga sprawa zaczęła mnie martwić… Na myśl o tym, co
czułem podczas tamtych chwil przeszły mnie dreszcze (zapraszam do powtórki
oneshoota „perfekcyjny” od aut.)…
- Jak nic,
jak do tej pory się trzęsie! – klasnął w dłonie uradowany basista. – Oj no
powiedz! Chcę wiedzieć!
- Jak ja
zaraz tobą zatrzęsę to cię ten twój Ryoga nie pozna… - warknąłem, szykując się
do pierwszego, ale z pewnością nie ostatniego morderstwa w moim życiu.
- A ty to
zawsze taki brutalny… - Koichi przewrócił oczyma i przywłaszczył sobie moją
kawę, upijając z kubka spory łyk.
- Zaraz
brutalny… - prychnąłem. – Po prostu mam nieodpartą chęć wciśnięcia cię do kubła
na śmieci i wyrzucenia przez okno – uśmiechnąłem się przesłodko, rozkładając
ręce, jakbym mówił o najoczywistszej rzeczy na świecie. – Ewentualnie gdybyś
jakimś niefartem przeżył upadek z szóstego piętra rzuciłbym cię na tory wprost
pod pędzące metro – wyszczerzyłem się drapieżnie, a różowowłosy podniósł jedną
brew spoglądając na mnie z niepokojem. Zamrugał kilkakrotnie, po czym zatrząsł
się. – No, patrzcie! Trzęsie się na samą myśl o tym, co mogę mu zrobić! –
klasnąłem w dłonie niby uradowany, tak jak on to zrobił wcześniej, po czym
wróciłem do mojej poprzedniej, kwaśnej miny, która była wspaniałym
odwzorowaniem mojego samopoczucia.
- Daj
spokój, Koichi – uciszył go Meto, widząc, że różowowłosy szykuje się do
kontrataku. – Może Tsuzuku ma po prostu kaca…
- Po dwóch
piwach? – spojrzałem na niego sceptycznie.
- A ja wiem
co ci tam dosypali do tych piw?
- Masz
rację, Meto… jesteś jedynym, z którym można się tutaj zadawać – na pokaz
przysunąłem się w stronę perkusisty, odsuwając jednocześnie od basisty, który
śmiertelnie obrażony prychnął i założył ręce na piersi oraz nogę na nogę.
- Znów
psujesz atmosferę, Tsuzuku! – huknął na mnie Tęczowy Kucyk Pony. – Mia, Tsuzu
chyba naprawdę znów chce się założyć! I przegrać… - dodał ciszej, wystawiając
mi język. – Daj mu tym razem jakąś straszliwą karę… - „szepnął” do gitarzysty w
taki sposób, że wszyscy to usłyszeli.
- O co
chcesz się założyć? – wypalił „pan symetryczny jak cholera” nie wyczuwając w
tym sarkazmu.
- Zamknij
się… - syknąłem wściekły.
***
Próba jakoś
minęła… Naprawdę; ledwo „jakoś”, gdyż docinków było bez liku; głównie ze strony
różowowłosego, który wciąż był na mnie obrażony za to, że „wolałem” zadawać się
z Meto niż z nim.
Dziś
specjalnie czekałem na Mia; czekałem aż ten odniesie wszelkie sprzęty muzyczne
na zaplecze (rzecz jasna nie pomogłem mu, nawet się nie ruszyłem i stałem,
opierając się o stół). Czekałem na odpowiedni moment, kiedy ponownie byliśmy
sami. Teraz właśnie chciałem poprosić go o to, aby przemienił się w
spiderman’a; chciałem pojąć jakimi nadludzkimi mocami dysponuje ten chłopak, że
jest taki perfekcyjny?
- Mia? –
zagadnąłem.
- Tak? –
gitarzysta odgarnął grzywkę z czoła; nawet niespoconego czoła! Mimo ciężkiej
pracy fizycznej wciąż wyglądał tak samo pięknie i pociągająco… chwila, chwila;
jakiego jak drugiego określenia użyłem? Dobra, nie ma czasu nad tym rozmyślać;
w końcu muszę zadać pytanie, bo chłopak powoli zaczynał się niecierpliwić.
- Mógłbyś
zamienić się w spiderman’a? – wypaliłem prosto z mostu.
Mia nie
odpowiedział. Spojrzał na mnie jak na osobę niespełna rozumu i zamrugał
kilkakrotnie. Na przemian zamykał i otwierał usta, jednak spomiędzy nich nie
wydobył się żaden dźwięk… Podrapał się po karku, a następnie wybuchnął gromkim
śmiechem.
- Ach…
Rozumiem; mam zamienić się w spiderman’a i jak na dobrego super bohatera
przystało mam cię uratować i podwieźć na mojej pajęczej sieci do domu, co?
- No jeśli
już oferujesz podwózkę to jakoś tak głupio nie skorzystać – rozłożyłem ręce,
wzruszając ramionami i uśmiechając się pod nosem.
A nie
mówiłem, że mu się uda?! No dobra… udało się tak po części, jednak to zawsze
lepsze niż cosplay spiderman’a w wykonaniu jakiegoś bisko dwustukilogramowego
Amerykanina, nie? Zresztą… rzeczywiście, jak na super bohatera jest bardzo
domyślny i pomaga przeciętnym ludziom; tylko tej pajęczej sieci i lateksu
brakuje… ale z tym wszystkim sobie poradzimy! Po pajęczyny pójdziemy do
Koichiego na strych, a lateksowy strój sceniczny gitarzysty z czarnego
przefarbujemy (biorę pod uwagę plakatówki lub farbę do włosów) na
niebiesko-czerwono… Chyba jestem geniuszem… (Oj tak, Tsuzu; widać, kto cię
szkolił xD od aut.)
Wyszliśmy z
naszej sali, a następnie ze studia. Kierowaliśmy się na parking, gdzie stał
samochód gitarzysty, kiedy niespodziewanie odezwałem się:
- Loda.
- Co? –
zdziwił się Mia, odwracając się do mnie przodem.
- Kup mi
loda – wskazałem za siebie, gdzie stał wózek na kółkach, przy którym młoda
dziewczyna sprzedawała lody na patyku.
- A sam
sobie nie możesz kupić? – westchnął.
- Ale ja
jestem taki nieśmiały! – powiedziałem przesadnie głośno, wymachując rękami.
- Taki
nieśmiały, że kiedy jesteśmy w klubie zarywasz do wszystkich ładnych dziewczyn,
a kiedy wypijesz odpowiednio dużo to również do tych mniej urodziwych i to
zazwyczaj z tymi drugimi lądujesz w łóżku…
- Dobra,
starczy tych sarkazmów i umoralniania – machnąłem lekceważąco ręką, po czym
stanąłem za chłopakiem i popchnąłem go w stronę wózka. – No kup mi loda! –
jęknąłem żałośnie.
- Tsuzu, czy
ty masz kaca? A może jeszcze nie wytrzeźwiałeś po tych dwóch piwach? Może Meto
miał jednak rację… - spojrzał na mnie wymownie, jednak mimo wszystko skierował
się w stronę, gdzie można było zakupić mrożone słodkości.
- Mów i
myśl, co chcesz tylko kup mi tego loda – mruknąłem pod nosem.
- Dziwnie
się dziś zachowujesz… Choć w sumie jesteś tak samo władczy jak zwykle –
wzruszył ramionami. – Jaki smak?
-
Czekoladowe.
Sprzedawczyni
wyjęła z zamrażarki loda zapakowanego w niebieskie opakowanie, na którym
widniał czekoladowy prostokąt na patyku obsypany orzechami.
- A nie ma
innych? On ma uczulenie na orzechy – spojrzałem zdziwiony na „pana
perfekcyjnego”. Cholera, skąd on o tym wiedział? Nigdy mu o tym nie mówiłem… a
bynajmniej nie przypominałem sobie tego… To tylko utwierdzało mnie w tym, że Mia
jest perfekcyjny… zbyt perfekcyjny…
Dziewczyna
wyjęła z drugiej komory zamrażarki inny przysmak. Odebrałem go, a gitarzysta
zapłacił. Ukontentowany rozerwałem opakowanie i z zadowolony z tego, że udało
mi się nakłonić go na zakup słodyczy dla mnie, spojrzałem na chłopaka, który
nic sobie nie robił z mojej zwycięskiej miny. Wzruszyłem ramionami, nie tracąc
dobrego humoru.
Wsiedliśmy
do auta. Mia włożył kluczyk do stacyjki, a ja próbowałem zapiąć pasy jedną
ręką, gdyż w drugiej trzymałem loda. To nie było takie proste! Cholera, kto
wymyślił, żeby pasy same zaciskały się? W sensie… Zdaję sobie sprawę z tego, że
to właśnie dzięki temu podczas wypadku samochodowego nie wypadnę przez przednią
szybę, nie zmienię się w żywy pocisk, a następnie poharataną, martwą kupę mięsa
i kości (z czego jedno od drugiego będzie ciężko odróżnić), ale przez to, że
pas wyślizgiwał mi się spomiędzy palców nie mogłem go zapiąć. Uparcie wracał na
swoje miejsce między oknami. Doszedłem do wniosku, że lepiej byłoby gdyby ten
pas się nie ruszał samoistnie – wtedy mógłbym go zapiąć; co prawda nie byłby
już tak skuteczny w ratowaniu życia, kiedy ktoś go już zapiął, ale… właśnie
przez to, że nie mogłem go zapiąć, nie zrobiłem tego. Obraziłem się. A tak
gdyby się nie ruszał to bym go zapiął i przynajmniej miałbym jakąkolwiek
ochronę; ale w wypadku, kiedy go nie zapiąłem szanse na to, że stanę się tym
żywym pociskiem wypadającym przez przednią szybę, a następnie wielkim kawałkiem
mięsa ze zmiażdżonymi kościami przeznaczonym do utylizacji w postaci
skremowania wynosiły 99% - ten pozostały 1% to umiejętności gitarzysty, dzięki
którym mielibyśmy dojechać bezpiecznie na miejsce. Kuźwa, Tsuzu, chyba za dużo
słoneczka… O czym ja myślę? Naprawdę mi odbija… Chyba przez to, że znów
przefarbowałem włosy na ciemny kolor, który przyciągał promienie słoneczne
zaczynałem pieprzyć farmazony… i kacabaje… Chyba powinienem przestać myśleć…
Po zjedzeniu
słodkiego, zamrożonego kremu w moich ustach został tylko drewniany patyczek,
który pozostawiał na języku obrzydliwy smak. Mimo to i tak go gryzłem, z racji
tego, że nie miałem nic lepszego do roboty. Szorowałem zębami po drewnie, przez
co drobne drzazgi kuły moje podniebienie.
- Przestań,
to irytujące… - westchnął Mia.
- Co jest
irytujące? – nie zrozumiałem. – To? – dla upewnienia się znów zacząłem szorować
zębami po patyczku. Chłopak zacisnął szczęki, ale w końcu nie wytrzymał. Kiedy
stanęliśmy na światłach wyrwał mi drewienko z ust, uchylił szybę i wyrzucił je
przez okno. – No ej! I czym ja mam się teraz zająć?
- Czymś
kreatywnym… - burknął.
- Ale to
było kreatywne zajęcie! Skąd wiesz, może ten patyczek jeszcze natchnąłby mnie
do napisania piosenki! – zbulwersowałem się.
- I o czym
by ona miała być?
„Ooo,
pogryzłem patyczek po lodzie, choć to już nie jest w modzie.
Teraz mam na
języku drzazgi, z mojego mózgu zostały miazgi.
Od tego
smaku zaraz zwymiotuję i kable w radiu zlutuję.
Zachowuję
się dziś jak bachor, tak powiedział mi znachor.
Jestem
rozkapryszonym egoistą, nie zostanę mentalistą” (taka moja inwencja twórcza,
chyba nie powinnam pisać piosenek xD od aut.) – ironizował, rymując i
podśpiewując do piosenki „Don’t worry, be happy”. Spojrzał na mnie z ukosa,
krzywiąc usta.
- No właśnie
coś w ten deseń bym napisał… - mruknąłem.
- To lepiej
w najbliższym czasie nie bierz się za pisanie piosenek – zganił mnie.
- Ale to ty
to wymyśliłeś!
-
Parodiowałem cię! – wytłumaczył się i pokręcił głową z politowaniem. – Tsuzuku,
ty dzisiaj nie myślisz…
- Nie myślę
od wczorajszej nocy po powrocie ze szpitala – powiedziałem poważnie, przestając
robić z siebie idiotę. Mia otworzył usta ze zdziwienia, spoglądając na mnie
zdziwiony. Chciał coś powiedzieć, ale nie pozwoliłem mu na to. – Jedź. Masz
zielone – mruknąłem mało przyjaźnie. Reszta drogi upłynęła nam w ciszy.
***
- Dzięki za
podwiezienie – powiedziałem, wysiadając z auta gitarzysty, który podjechał pod
sam mój dom. – Wejdziesz na chwilę? – zaproponowałem.
- Myślałem,
że tym stwierdzeniem, że przestałeś myśleć od wczorajszego pocałunku chcesz mi
dać do zrozumienia, że nie masz zamiaru widywać się ze mną już tak często i mam
ci zejść z drogi – zwiesił głowę.
Oparłem
jedną dłoń na tablicy rozdzielczej, kolano położyłem na fotelu, po czym
nachyliłem się, zbliżając do chłopaka. Mia chyba wystraszył się, gdyż zaraz
odsunął się, jednak ja nawet nie zamierzałem go dotykać. Wyłączyłem silnik, po
czym wyjąłem kluczyk ze stacyjki i wysunąłem się z samochodu, prostując się i
zamykając za sobą drzwi. Następnie obszedłem auto dookoła i otworzyłem drzwi od
strony kierowcy, gdzie wciąż siedział zdziwiony gitarzysta.
- Chodź.
Musimy pogadać – złapałem go za rękę i niemalże siłą wyciągnąłem.
W kieszeni
odnalazłem pęk kluczy i wybrałem odpowiedni, otwierając drzwi. Wpuściłem
chłopaka przodem, po czym sam wszedłem zaraz za nim. Ściągnęliśmy buty i
przeszliśmy do salonu. Mia z westchnieniem usiadł na kanapie, a na pytanie czy
chce może coś do picia lub jedzenia, odpowiedział:
- Wytłumacz
mi – założył nogę na nogę. – Wytłumacz mi swoje zachowanie i to, co miałeś
namyśli, mówiąc, że nie myślisz od wczorajszej nocy. Niech ta rozmowa się nie
przedłuża. Chcę po prostu wiedzieć czy przesadziłem wczoraj i czy nie
naruszyłem tym naszej przyjaźni… - powiedział cicho.
Opadłem na
miejsce obok niego, opierając się o oparcie i zakładając na nim ręce.
- Moje
zachowanie jest trudne do wytłumaczenia. Wiesz, że ja do tych
najnormalniejszych nie należę…
- Tsuzu…
- Nie
przerywaj mi, bo wcale się teraz nie droczę ani nie wymyślam. No taka jest
prawda… Mam swoje humorki, zazwyczaj jestem chamski, a zaakceptowanie czegoś
nowego idzie u mnie jak krew z nosa – powoli i niezbyt przyjemnie. Jestem
egoistą i to jest fakt. Przechwalam się i czasem poniżam innych, choć niczego
nie robię perfekcyjnie… Oczywiście nie będę się teraz nad sobą użalał i czekał
aż zaczniesz mnie pocieszać, wciskając kity, że jestem wspaniały i tak dalej…
Są pewne rzeczy, które robię lepiej niż inne, jednak jakby się uprzeć to zawsze
do mojej pracy można się przyczepić. Myślałem, że to normalne; nie wiem jak to
wytłumaczyć… ułomnością ludzką czy jakoś tak… W każdym razie uważałem, że nie
ma osób idealnych, dlatego nie mam się czym przejmować. Ktoś jest lepszy ode
mnie w gotowaniu i będzie mnie wyśmiewał z tego powodu, że potrafię nawet wodę
spalić w elektrycznym czajniku, ale ja mogę być od tego kogoś lepszy w
śpiewaniu i mogę go wyśmiać z tego powodu, że nie umie wyciągnąć tego czy
innego dźwięku… To było dla mnie logiczne i pasowało do siebie jak puzzle; ktoś
czegoś nie umie – ale ja to umiem i vice versa. Myślałem, że na tym świcie nie
ma ludzi idealnych, perfekcyjnych…
- Bo nie ma…
- Są. A
właściwie to jest. Jest taki jeden chłopak – zrobiłem przerwę, aby nabrać tchu
i ostatni raz zdecydować czy chcę to powiedzieć. – I jesteś nim ty – Mia zrobił
wielkie oczy, spoglądając na mnie jakbym był z innej planety.
- Ja? –
zapytał z niedowierzaniem.
- Tak, ty.
Poczynając od tego, że twoja twarz jest idealnie symetryczna, twój współczynnik
BMI jest wzorowy tak samo jak i wszystkie twoje wyniki uzyskane w badaniach.
-
Tsuzu-chan, to że jestem zdrowy i moja masa ciała w stosunku do wzrostu jest prawidłowa
to chyba jedynie moje szczęście, a nie powód, żeby myśleć, że jestem idealny.
Zresztą nie mam wcale symetrycznej twarzy, mam wady, choćby bliznę pod…
- Proszę,
nie przerywaj – złapałem go za rękę i przysunąłem się do niego. – To jeszcze
nie wszystko. Jesteś miły, pomocny, zaradny, opanowany, przyjazny, ładny,
szczupły, seksowny, inteligentny, oczytany, punktualny, utalentowany, masz
dobry gust… jeszcze tylko brakuje, żeby wszystko czego dotkniesz zamieniało się
w złoto! I… moje zachowanie chyba można wytłumaczyć jedynie zazdrością…
Powiedziałem, że od wczoraj nie myślę, bo taka jest prawda; bo jedyne o czym
mogę myśleć to, to że nawet zajebiście całujesz, a mnie, homofobowi, jak ich
mało, podobało się to…! – westchnąłem. – Chyba trochę mnie poniosło…
- Tak,
Tsuzuku, poniosło cię i to mocno… - pokręcił głową. – Wcale nie jestem taki
idealny jak ci się wydaje. Wiele osób uważa, że wyglądam sztucznie; i mają
rację. Czy osoba perfekcyjna miałaby kompleksy? Chyba nie, prawda? A ja je mam…
Ty uważasz, że jestem opanowany, a ja uważam, że jestem nieśmiały. Czasem
chciałbym powiedzieć wszystko tak otwarcie jak ty. Uważasz, że jesteś chamski,
jednak dla mnie jesteś po prostu otwarty i zawsze mówisz wszystko to, co
myślisz. Przynajmniej dzięki temu nie jesteś kłamliwy i można ci zaufać.
Potrafisz powiedzieć wprost, co ci się nie podoba i zaproponować ewentualne
zmiany, przez co ludzie liczą się z twoim zdaniem. Ja tak nie potrafię. A
bynajmniej nie zawsze… Boję się, że przez to wyjdę na nachalnego i zaraz zaczynam
się martwić, co druga osoba sobie o mnie pomyśli, przez co często jedynie kiwam
głową na potwierdzenie, kiedy nie odpowiada mi wiele rzeczy i męczę się z tym.
Boję się, że ludzie mnie odrzucą i będę wyrzutkiem – ty nie masz takich obaw.
To towarzystwo ma się dopasować do ciebie, a nie ty do niego; jesteś urodzonym
przywódcą – podziwiam cię za to, bo nie potrafię się tak zachować. Uważasz, że
jestem punktualny… jeśli ktoś każe mi skomponować na jutro piosenkę, zrobię to
– będę siedział z gitarą całe popołudnie i noc, porozcinam sobie palce
strunami, ale to zrobię – podczas gdy ty powiesz, że masz za mało czasu, masz
jeszcze inne obowiązki i nie dasz sobie wejść na głowę. Ja… Ja daję sobą
pomiatać… Nie wiem jak ktoś taki jak ja może uchodzić w twoich oczach jako
perfekcyjny. Dla mnie to tobie jest bliżej do ideału – czujesz się swobodnie
wśród ludzi i to ja ci zazdroszczę. Często zachowuję się tak, jak zachowywać
się nie chcę, ale robię to tylko dlatego, żeby dopasować się do innych…
- No i w
dodatku skromny – uśmiechnąłem się pod nosem, ściskając mocniej jego dłoń.
-Przestań –
wywrócił oczyma. – Naprawdę nie rozumiem, co jest we mnie takiego perfekcyjnego…
- Mam
powtórzyć to wszystko jeszcze raz? – podniosłem jedną brew, nie przestając się
uśmiechać. – Mia, dla mnie jesteś perfekcyjny i nie zmieni tego nic; ani twoje,
ani niczyje słowa. Jeśli zostałbyś seryjnym mordercą wciąż utrzymywałbym, że
jesteś idealny… Nie wiem dlaczego, ale po prostu… nie mogę myśleć inaczej. To
dlatego nie myślę od wczoraj – bo nie chcę. Wypełniłeś moją głowę doszczętnie i
nie jestem w stanie skupić się na niczym innym, jak tylko i wyłącznie na tobie.
Analizowałem dosłownie wszystko – począwszy od twojego stylu chodzenia, przez
sposób w jaki układasz włosy i trzymasz gitarę, po ulubioną kawę i płyn do
kąpieli, kiedy nagle zdałem sobie sprawę… że to nie w porządku myśleć tak o
przyjacielu…
- Więc… nie
jestem już dla ciebie przyjacielem? – jego oczy zrobiły się szkliste.
-
Powiedziałem, że jestem zagorzałym homofobem, a podobało mi się jak wczoraj
mnie całowałeś… - przysunąłem się do niego i wolną rękę położyłem na jego
kolanie. Nasze twarze dzieliły centymetry. – Nie znam się zbytnio na
homoseksualnych związkach ani nic z tych rzeczy, ale mam nadzieję, że chociaż
zrekompensuję ci się za wczoraj – szepnąłem, a następnie pocałowałem go.
Złączyłem
nasze usta w delikatnym pocałunku. Smakowałem jego miękkich i ciepłych warg; na
początku nieśmiało, jednak z czasem zacząłem pragnąć coraz więcej. Położyłem
płasko dłoń na jego torsie i zacząłem na niego napierać, aż w końcu gitarzysta
położył się pode mną. Nie spodziewał się tego, dlatego ratując się przed
upadkiem objął mnie za szyję i pisnął, jednak ów pisk zatonął w moich ustach.
Oparłem się dłońmi po obu stronach jego głowy i polizałem jego dolną wargę.
Chłopak uchylił drżące usta, w które wsunąłem język. Pieściłem jego
podniebienie, przejeżdżałem koniuszkami po zębach. Zahaczałem o jego język,
prowokując go do zabawy. W końcu zaczął oddawać pocałunek. Uwięziłem jego język
między dwoma częściami mojego i bawiłem się z nim. Mia mruczał zadowolony,
przez co przechodziły mnie przyjemne dreszcze. Objął mnie mocniej przyciągając
do siebie. Przygryzłem jego wargę, na co odpowiedział mi tym samym. Chłopak
zachichotał. Odsunęliśmy się od siebie dopiero w momencie, kiedy zabrakło nam
tchu. Obaj byliśmy zarumienieni, a nasze usta spuchnięte od pocałunków.
- Więc tak
wygląda prawdziwy Mia – uśmiechnąłem się pod nosem. – W takim razie do tych
wszystkich zalet, które wymieniłem wcześniej powinienem dodać jeszcze słodki –
pogłaskałem go wierzchem dłoni po policzku. – Przy mnie nie musisz udawać…
- Wiem. Ufam
ci – delikatnie masował mój kark.
- Wiesz… -
nawinąłem sobie na palec kosmyk jego włosów, przyglądając mu się z czułością. –
To chyba nie była zazdrość… To jednak miłość sprawia, że kochana osoba wygląda
w naszych oczach na perfekcyjną – uśmiechnąłem się.
- To również
wiem. Doszedłem do tego już dawno temu – cmoknął mnie w usta. – Bo już dawno
temu zakochałem się w tobie… - powiedział znacznie ciszej.
- W takim
razie wybacz, że musiałeś czekać – uśmiechnąłem się łagodnie i przyłożyłem
czoło do jego. – Kocham cię.
- Ja ciebie
również – ponownie złączyliśmy usta w pocałunku.
I może Mia
nie zostanie spiderman’em, a menager nie pozwoli mi przefarbować jego stroju
scenicznego to nie zmienia faktu, że jest dla mnie perfekcyjny; perfekcyjny, bo
mnie w sobie rozkochał; perfekcyjny, bo mój.
Posted by Kita (北) on września 07, 2013 with 10 comments
Dobra, do pisania czegokolwiek z "Code Geass" skutecznie mnie zdemotywowałyście. Dla was seria jest nudna, ale ja strasznie utożsamiam się z Lelouchem. Zachowywałabym się tak samo jak on (tak, tak - w tym momencie wszyscy chórkiem mówicie, że to tylko anime i nikt by się tak nie zachował, ale tu was zaskoczę [wiem, że i tak nie uwierzycie]; jestem naprawdę zua i tym bardziej jeśli chodziłoby o moją młodszą siostrę to byłabym idealnym odwzorowaniem profilu psychologicznego Leloucha.
Nie to nie.
Skarżycie się, że za dużo
oneshootów... Cóż, musicie jeszcze trochę przetrwać, gdyż nie mam ostatnio
czasu na pisanie dłuższych serii i nawet zaczynam zapominać, o czym są
poszczególne serie. Nauki mam full (gdybym oddała książki na makulaturę zapewne
zostałabym "papierowym królem" i bogaczem), a dodatkowo mam teraz na
głowie planowanie wyjazdu, więc urwanie głowy na całego. Tak, zdecydowałam się
(a raczej wybłagałam zgodę rodziców) na samodzielny wylot - huh, i masz babo
placek, roboty z tłumaczeniami i rezerwacjami od zatrzęsienia i jeszcze
trochę...
Dobra, ale koniec skarżenia się.
postaram się coś napisać - jak tylko znajdę czas.
Tak, spokojnie, pamiętam o czymś z
ViViD!
A
tak jeszcze na koniec to poproszę o podanie w komentarzu (o ile ktoś się na
niego szarpnie) o podanie dwóch japońskich, męskich imion, które wam się
podobają. Nie postaci, tylko imion, które wam się podobają. Te, które i mi
przypadną do gustu wykorzystam w kolejnym opku :)
Tytuł: “Z kochankiem tak samo jak z
psem”
Paring:
Hazuki x Yusuke (Lynch.)
Gatunek: komedia (?)
Typ: miniaturka
Beta: -
Nie
wyobrażacie sobie jak bardzo cieszy mnie bycie gwiazdą rocka – posiadanie
fanek, przekazywanie słuchaczom swoich głębszych myśli ukrytych w zgrabnych
metaforach w tekście piosenki, praca z przyjaciółmi, z którymi dzielę wspólną
pasję, możliwość robienia tego, co kocham… Naprawdę, ta robota ma niezliczoną
ilość plusów, którą gdybym chciał wypisać na kartce to zapewne musiałbym ściąć
wszystkie lasy Amazonki, żeby starczyło mi papieru, jednak ma też jeden jedyny
minus. Dość duży, dający w kość minus – męczy. Ta praca męczy jak cholera… Po
koncercie zazwyczaj jestem tak zmęczony, że dwoi, a nawet troi mi się w oczach
i bez pomocy ludzi z obsługi technicznej zapewne nigdy o własnych siłach nie
doszedłbym do pokoju hotelowego – i to zaledwie po jednym koncercie, więc
możecie sobie jedynie wyobrazić jak jestem zmęczony po trasie koncertowej,
którą notabene niedawno zakończyliśmy, a ja spędziłem dopiero pierwszą noc we
własnym łóżku.
Błąkałem się
wciąż gdzieś pomiędzy słodką krainą snów a realnym światem i wciąż do końca nie
byłem pewien czy chcę się obudzić. Mięśnie bolały, głowa była ciężka niczym
walizka pełna brudnych ciuchów, która cierpliwie czekała pod ścianą aż łaskawie
ją otworzę i w końcu wrzucę jej zawartość do pralki. Eksperymentalnie
otworzyłem jedno oko, a pierwszą rzeczą, jaka rzuciła mi się w oczy była
wyświetlacz elektronicznego budzika, który stał na szafce nocnej. Zegarek
wskazywał za piętnaście czternastą. No ładnie…
Wciąż
posługując się jedynie jednym okiem przeniosłem wzrok na kubek, jaki chyba
przez nieuwagę zostawiłem na biurku, przez co w magiczny sposób zielona herbata
zamieniła się w zielony basen dla martwych insektów, które pływały na jego
powierzchni. Następnie dostrzegłem pokaźną, wszechobecną warstwę kurzu na
meblach, przez co jasne, drewniane blaty stały się niespodziewane szare. Na
koniec spojrzałem na tą nieszczęsną walizkę i westchnąłem ciężko. Zamiast
wymarzonego odpoczynku czekała mnie jeszcze jazda na mopie, przejażdżka na
odkurzaczu oraz „przygoda” ze ścierką – w skrócie mówiąc, gruntowne sprzątanie.
Westchnąłem ciężko będąc zniechęcony tą myślą. Migając się od obowiązków
najzwyczajniej w świecie zamknąłem oczy i przewróciłem się na drugi bok,
postanawiając poleżeć jeszcze „pięć minutek”, a w duchu mając nadzieję, że ów
pięć minutek w istocie rozciągnie się do jakiś dwóch godzinek, ewentualnie
dwóch i pół…
Na powrót
znalazłem się na pograniczu snu i jawy, kiedy poczułem jak ktoś zwinnie
wskakuje na materac, który ugina się pod ciężarem gościa. Zignorowałem to i
spałem w najlepsze, jednak nowoprzybyły zdawał się być poirytowany moją
ignorancją. Chcąc zwrócić na siebie moją uwagę zaczął lizać mnie po szyi.
- Ach…
Yusuke, przestań… – westchnąłem, próbując odepchnąć od siebie natręta.
- Mam
przestać? – prychnął chłopak, kładąc się na mnie i zaczynając mnie podgryzać. –
Przecież w nocy tak bardzo ci się podobało… - owiał ciepłym oddechem moje ucho.
Racja, punkt
dla niego. W sumie… jeśli wciąć pod uwagę to, co miało miejsce dzisiejszej nocy
to wyjaśnienie, dlaczego bolą mnie prawie wszystkie mięśnie, nasuwa się samo…
- Jeszcze ci
mało? – uśmiechnąłem się pod nosem, jednak wciąż nie otwierałem oczu. Wplątałem
palce w półdługie włosy muzyka.
- Jeszcze
się pytasz – zaśmiał się i teraz z kolei liznął mnie po policzku. – Gdybym mógł
nie wypuszczałbym cię z łóżka, Hazu-chan – powiedział rozbrajająco szczerze,
tak jak miał to w zwyczaju.
- Aleś ty
sprośny, Yu – mocniej wtuliłem się w poduszkę i nie dawałem mu się sprowokować.
– Złaź rzesz w końcu ze mnie, bo ciężki jesteś! – zacząłem się żalić.
- Nie
narzekaj – wywrócił oczyma i wznowił zaczepki, jednak nadal nie reagowałem.
Chłopak w końcu zrozumiał, że takim zachowaniem nic nie wskóra, więc zaczął się
na mnie wiercić i trącać mnie. Z początku to również próbowałem zignorować, ale
Yusuke stał się strasznie nachalny. Odwróciłem się do niego tyłem, jednak to
również nic nie dało.
- No
przestań w końcu! – warknąłem.
- Przestanę
jak się obudzisz i pozwolisz mi się namiętnie pocałować… ewentualnie coś
więcej… - ostatnie słowa powiedział przesadnie słodko, przez co brzmiał
komicznie.
- Jesteś
niewyżyty!
-
Oczywiście, że tak! Nie oddałeś mi się przez ponad trzy miesiące, przez które
trwała trasa koncertowa! – powiedział niemalże z wyrzutem. – A co ja zrobię, że
jesteś tak cholernie seksowny i pociągający? – uśmiechnął się pięknie i cmoknął
mnie w odsłonięte ramię. – Och, Hazuki, nie daj się prosić! Doskonale wiem, że
ty też tego pragniesz – powiedział jak zwykle pewny siebie.
- Ty mnie
najzwyczajniej w świecie molestujesz! Daj mi się choćby wyspać, zboczeńcu! –
jęknąłem żałośnie.
- Oddaj mi
się jeszcze raz, a pozwolę ci się wyspać! – obiecał.
- Kłamiesz!
- Nie
kłamię!
- Kłamiesz!
- Nie
kłamię!
- Nie kłóć
się ze mną jak dziecko! – zganiłem go. – Raz cię człowiek wpuści do łóżka to
już potem wykopać cię z niego nie idzie! – prychnąłem niby obrażony, choć tak
naprawdę odpowiadało mi to, że Yu tak o mnie zabiega.
Chłopak
najwidoczniej stracił do mnie cierpliwość, gdyż zamiast kłapać dziobem wziął
się do roboty. Zaczął ściągać ze mnie kołdrę, którą byłem zakryty po samą
szyję. Im mocniej ciągnął, tym bardziej broniłem się i próbowałem zatrzymać
zakrycie – głownie z tego powodu, że miałem w zwyczaju sypiać nago, co wiązało
się z tym, że chłopak od razu mógłby się na mnie rzucić, gdyby tylko udało mu
się wyrwać mi kołdrę. Zaciekle walczyłem o moją jedyną zasłonę przed jego
pożądliwym wzrokiem. Nie miałem nic przeciw kochaniu się z nim, gdyż…
zwyczajnie go kochałem, ale… Yusuke ostatnio zaczął przesadzać, gdyż na za dużo
mu pozwalałem. Chciał uprawiać seks dużo częściej, nawet w miejscach publicznych,
co było dla mnie nie do pomyślenia, stał się strasznie sprośny i wciąż
powtarzał mi jak wielką ma na mnie ochotę, jaki jestem seksowny ect. Prawdę
mówiąc nie przeszkadzało mi to jakoś przesadnie, ale wiedziałem, że jeśli nic z
tym nie zrobię on naprawdę nie wypuści mnie z łóżka! Musiałem mu wyznaczyć
granice, których miał się trzymać. Z kochankiem tak samo jak z psem – był żądny
pieszczot i uwagi, trzeba chodzić z nim na spacery, sprzątać po nim, dawać mu
jedzenie, tresować i trzymać w ryzach, aby nie zaczął szaleć… Dużo z nim
zachodu, ale warto.
Po pewnym
czasie chłopak westchnął ciężko, ale doskonale wiedziałem o tym, że to jeszcze
nie koniec. Nie poddałby się tak łatwo.
- Widzę, że
muszę zmienić taktykę, prawda skarbie? – zapytał kusząco.
Przez chwilę
nie działo się nic, więc zacząłem się nieco obawiać. Uchyliłem powieki i
spojrzałem Yu prosto w oczy, gdyż okazało się, że kochanek zawisł nade mną
opierając ręce po obu stronach mojej głowy.
- Zamknij
oczy… - polecił i sam zamknął swoje, zbliżając się do mnie.
Wykonałem
jego polecenie. Oczekiwałem czułego pocałunku, kiedy nagle poczułem gorący
oddech na twarzy – i nie był to ten z rodzaju tych przyjemnych. Ledwo
powstrzymałem się od kaszlu i dławienia się.
- Nie chcę
psuć nastroju, ale, Yu, czy ty, do cholery, myjesz zęby?! – warknąłem,
odsuwając od siebie chłopaka.
I dlaczego
śmierdzi mu z ust karmą dla psa?!
Otworzyłem
ponownie oczy by spojrzeć prosto na pysk mojego psa; wilczura o długiej
sierści. Zamrugałem kilkakrotnie zanim zorientowałem się, co tak naprawdę miało
miejsce… albo tak naprawdę go nie miało. Rozejrzałem się dookoła, jednak
nigdzie nie znalazłem w pokoju śladów obecności drugiej osoby. Odrzuciłem
kołdrę i upewniłem się, że byłem… zupełnie czysty. Nie uprawiałem seksu z
Yusuke… To wszystko było… snem erotycznym?
Tak, tak,
możecie się zacząć ze mnie śmiać. Ja, Hazuki, gwiazda rocka, idol i bożyszcze
nastolatek mam sny erotyczne o jednym z członków mojego zespołu – i to w
dodatku już nie pierwszy raz.
Tak,
zakochałem się w nim…
Wywindowałem
się do siadu i spojrzałem spode łba na psa, który usiadł na materacu i
szczęśliwy zaczął machać ogonem, ciesząc się, że udało mu się mnie obudzić.
Potarłem dłonią po szyi i…
- Poważne? –
wywróciłem oczyma. – Musiałeś mnie obślinić? – fuknąłem na wilczura, który za
nic nie tracił dobrego humoru i szczeknął radośnie. – Złaź, bydlaku, z mojego
łóżka! – zepchnąłem czteronoga z materaca, który zręcznie i zwinnie stanął na
czterech łapach, a w następnej chwili zaczął krążyć po sypialni. Przyniósł mi
kapcie, które jakimś cudem znajdowały się w przeciwległych kątach pokoju; jeden
pod drzwiami, drugi, nie wiem dlaczego, wystawał ze śmietnika stojącego koło
biurka.
Przeciągnąłem
się i ziewnąłem rozdzierająco, kiedy nagle zdałem sobie z czegoś sprawę…
Przecież nie mogłem zostawić psa na ponad trzy miesiące bez opieki w zamkniętym
mieszkaniu! Wszyscy z mojego zespołu oddawali pod opiekę swoje zwierzaki bratu
Yusuke, gdyż ten był weterynarzem i miał ośrodek dla zwierząt na obrzeżach
Tokio, gdzie tresował psy. Nie ma mowy, żeby mój czteronożny przyjaciel spędził
w zamknięciu trzy miesiące! Co jak co, ale nie zapomniałbym o takiej rzeczy!
Przez chwilę intensywnie myślałem nad tą sprawą, jednak na myśl nasunęło mi się
tylko jedno logiczne wyjaśnienie – ktoś musiał przyprowadzić tutaj mojego psa,
kiedy spałem. Jednak doskonale pamiętałem, że wieczorem, kiedy wróciłem do
domu, zamknąłem za sobą drzwi na klucz; więc osoba, która odprowadziła mojego
podopiecznego tutaj musiała mieć klucz do mojego mieszkania, a jedyną taką osobą
jest…
- O, widzę,
że już się obudziłe… - Yusuke urwał w połowie słowa i gwałtownie zatrzymał się
w progu drzwi, kiedy zobaczył mnie siedzącego nago na środku łóżka. Momentalnie
zdając sobie sprawę z tego w jak żenującej sytuacji się znalazłem, zarumieniłem
się obficie i zakryłem na powrót kołdrą, udając, że nic się nie stało. Muzyk
zagwizdał i uśmiechnął się cwaniacko. – No, no, ładne widoki z samego rana…
choć w sumie powinienem powiedzieć popołudnia – zachichotał, a ja byłem tak
speszony, że nie miałem odwagi spojrzeć mu w twarz i wciąż uporczywie
wpatrywałem się w moje jedyne okrycie. – Nie wstydź się – podszedł i usiadł
obok mnie, obejmując jedną ręką w pasie. – Przecież już widziałem cię nago –
cmoknął mnie w policzek.
- Niby
kiedy?! – wrzasnąłem wystraszony.
Chłopak nie
odpowiedział i zachichotał pod nosem, po czym pogładził mnie po głowie w
pobłażliwym geście, zupełnie tak jakby obchodził się z rozkapryszonym
dzieckiem.
- Zrobiłem
ci śniadanie – poinformował mnie i wstał, jednak pech chciał, że guzik
pościeli, w którą była obleczona kołdra zaczepił się o jego ciężki pasek z
misternymi i fikuśnymi metalowymi ozdobami. Skutkiem tego oczywiście było to,
że ponownie zostałem obnażony. Spąsowiałem jeszcze bardziej i kuląc się w sobie
próbowałem ukryć się przed nachalnym spojrzeniem.
- Nie gap
się! – wydusiłem z siebie zawstydzony i zażenowany tak jak jeszcze nigdy w
życiu.
- Wiesz… -
westchnął Yusuke wciąż patrząc na mnie z góry. Odrzucił kołdrę, pod którą
ponownie próbowałem się ukryć, na podłogę i uśmiechnął się przebiegle. – W
sumie to śniadanie może poczekać – pchnął mnie tak, że wylądowałem na
poduszkach.
On sam
usiadł na mnie okrakiem i nachylił się nade mną, całując w usta. W tym samym
czasie sięgnął po moją dłoń i splótł nasze palce, mocno je ściskając – i to
właśnie ten uścisk dobitnie utwierdził mnie w tym, że tym razem to nie był
żaden erotyczny sen…
Subskrybuj:
Posty (Atom)