Granica 100 tys. przełamana!

GRANICA 100 000 WEJŚĆ PRZEŁAMANA!


Wielkie ARIGATO~! Mój blog został przez Was odwiedzony już ponad 100 000 razy!

Dodam, że ostatnio zauważam coraz więcej wejść intarnautów z obcych krajów - ostatnio mój blog cieszy się powodzeniem w Stanach Zjednoczonych (2222 wejść), Holandii (1249 wejść), Rosji (1136 wejść), Wielkiej Brytanii (558 wejść), Niemczech (531 wejść), Francji, Ukrainie, Włochach, Chorwacji, Holandii. Oprócz tego odnotowałam także regularne wejścia nawet z Argentyny oraz Serbii

Jeszcze raz wielkie ARIGATO~!

Mam nadzieję, że razem dotrwamy również do 200 000 wejść, a nawet jeszcze dalej :)

Z okazji tej rocznicy mam dla was dobrą wiadomość, albowiem; pracuję już nad kolejną częścią "Liceum" i w ramach rekompensaty za takie zaniedbywanie tej serii (pomimo, że to właśnie ona najbardziej rozsławiła mojego bloga) będzie ona napraw długa :) 

Oneshoot "Perfekcyjny" cz.2 MiA x Tsuzuku (Mejibray)

Już dawno temu to napisałam, ale dopiero teraz wstawiam T.T
Tak wiem, jestem genialna pisząc część drugą oneshoota... x.x

A tak odbiegając od tematu mam pytanie: przeczytałybyście fanfick z zespołem RedRum (rzecz jasna mam na myśli japoński zespół nie amerykański). Jeśli go nie znacie to zapraszam do przesłuchania piosenki, która mi osobiście najbardziej przypadła do gustu (kilik).

Poza tym to... do tego zainspirowała mnie Aoi, choć w sumie to złe określenie... Najzwyczajniej w świecie to od niej ściągam, ale naprawdę interesuje mnie to czy jest tu jakiś czytelnik płci męskiej? Proszę nie bać się ujawnić, w końcu w internecie jesteśmy anonimowi. W każdym razie przypomina mi się komentarz pod ostatnią częścią Liceum, który został napisany przez użytkownika o pseudonimie Ren - to męskie imię; poza tym w komentarzu zostały użyte męskie formy czasowników, więc... jakoś mnie to ciekawi.
Jeśli moje wypociny czyta jakiś chłopak to bardzo przepraszam za to, że zawsze w komunikatach piszę w liczbie mnogiej, ale używając rodzaju żeńskiego!



Tytuł: Perfekcyjny cz.2
Paring: MiA x Tsuzuku (Mejibray)
Typ: oneshoot
Gatunek: ?
Beta: -

Siedząc w studiu sam na sam z gitarzystą, popijając drugą z rzędu kawę i przyglądając się jak chłopak stroi gitarę, zgrzytnąłem zębami. Byłem wściekły! Cholera, Bóg sam raczy wiedzieć, jak Mia mnie irytował! Był taki perfekcyjny! Jego twarz była tak symetryczna, że wyglądała jakby została narysowana od cyrkla i linijki – wcześniej myślałem, że miał operację plastyczną jednak poprzedniego wieczoru po wycieczce krajoznawczej do szpitala i udostępnieniu mi swoich dokumentów, udowodnił, że nie przeszedł choćby jakiegokolwiek zabiegu upiększającego! Zresztą… co tam jego wygląd, to jeszcze da się znieść… ale charakter i usposobienie?! Kuźwa, pokażcie mi drugiego takiego, któremu się wszystko udaje! „Mia, napisz piosenkę” – napisał; obecnie jest to jeden z największych naszych singli. „Mia, mógłbyś mi pomóc przy naprawie samochodu?” – a pewnie, że pomógł; odsunął mnie, dwa razy uderzył młotkiem w osłonę silnika i nagle wszystko zaczęło działać tak jak powinno – łącznie z elektroniką! „Mia, zrób sushi!” – wtedy specjalnie go podpuściłem, wiedząc, że w lodówce nie ma ryby; już byłem pewien zwycięstwa, kiedy… nagle chłopak przyniósł mi talerz pełen ryżowo-rybnych spłaszczonych kulek zawiniętych w nori. No przecież nie było ryby, więc skąd ją wytrzasnął? Dodam, że nie wychodził z mieszkania, a w pobliżu nie było choćby żadnego akwarium! Wyczarował? Trzymał w kieszeni w kurtce na czarną godzinę? Kurde, jestem pewien, że jakbym kazał mu zamienić się w spiderman’a i latać po mieście w czerwono-niebieskim lateksowym stroju i bujać się na pajęczej nici przyklejonej do budynków, zrobiłby to. Nie wiem jakim cudem, ale zrobiłby to…
- Mia, a mógłbyś zamienić się w spider… - już chciałem go o to poprosić, aby mieć stu procentową pewność, że on, jako jedyny człowiek na Ziemi potrafiłby to zrobić, kiedy niespodziewanie do sali weszli Koichi i Meto, przerywając mi.
- Coś chciałeś, Tsuzu-kun? – spojrzał na mnie wyczekująco, jednak ja jedynie machnąłem ręką.
- Nieważne… - mruknąłem, spoglądając spod byka na basistę i perkusistę. W ich obecności zbłaźnienie się takim pytaniem miało jakiś bardziej dotkliwy wydźwięk…
- Oj, nasz Tsuzu-chan chyba nie ma dzisiaj humorku – zaszczebiotał różowowłosy, siadając naprzeciw mnie. – Mia, co mu wczoraj zrobiłeś?
- Nic – odparł chłopak, którego obecnie najbardziej interesowały struny jego gitary.
Wczoraj, po przegranym zakładzie, kiedy to gitarzysta udowodnił mi, że nie miał żadnej operacji plastycznej ukarał mnie tym, czego normalnie nigdy bym nie zrobił z własnej woli – pocałunkiem. Cholera, całowałem się z facetem! I PODOBAŁO MI SIĘ TO! Z czasem to właśnie ta druga sprawa zaczęła mnie martwić… Na myśl o tym, co czułem podczas tamtych chwil przeszły mnie dreszcze (zapraszam do powtórki oneshoota „perfekcyjny” od aut.)…
- Jak nic, jak do tej pory się trzęsie! – klasnął w dłonie uradowany basista. – Oj no powiedz! Chcę wiedzieć!
- Jak ja zaraz tobą zatrzęsę to cię ten twój Ryoga nie pozna… - warknąłem, szykując się do pierwszego, ale z pewnością nie ostatniego morderstwa w moim życiu.
- A ty to zawsze taki brutalny… - Koichi przewrócił oczyma i przywłaszczył sobie moją kawę, upijając z kubka spory łyk.
- Zaraz brutalny… - prychnąłem. – Po prostu mam nieodpartą chęć wciśnięcia cię do kubła na śmieci i wyrzucenia przez okno – uśmiechnąłem się przesłodko, rozkładając ręce, jakbym mówił o najoczywistszej rzeczy na świecie. – Ewentualnie gdybyś jakimś niefartem przeżył upadek z szóstego piętra rzuciłbym cię na tory wprost pod pędzące metro – wyszczerzyłem się drapieżnie, a różowowłosy podniósł jedną brew spoglądając na mnie z niepokojem. Zamrugał kilkakrotnie, po czym zatrząsł się. – No, patrzcie! Trzęsie się na samą myśl o tym, co mogę mu zrobić! – klasnąłem w dłonie niby uradowany, tak jak on to zrobił wcześniej, po czym wróciłem do mojej poprzedniej, kwaśnej miny, która była wspaniałym odwzorowaniem mojego samopoczucia.
- Daj spokój, Koichi – uciszył go Meto, widząc, że różowowłosy szykuje się do kontrataku. – Może Tsuzuku ma po prostu kaca…
- Po dwóch piwach? – spojrzałem na niego sceptycznie.
- A ja wiem co ci tam dosypali do tych piw?
- Masz rację, Meto… jesteś jedynym, z którym można się tutaj zadawać – na pokaz przysunąłem się w stronę perkusisty, odsuwając jednocześnie od basisty, który śmiertelnie obrażony prychnął i założył ręce na piersi oraz nogę na nogę.
- Znów psujesz atmosferę, Tsuzuku! – huknął na mnie Tęczowy Kucyk Pony. – Mia, Tsuzu chyba naprawdę znów chce się założyć! I przegrać… - dodał ciszej, wystawiając mi język. – Daj mu tym razem jakąś straszliwą karę… - „szepnął” do gitarzysty w taki sposób, że wszyscy to usłyszeli.
- O co chcesz się założyć? – wypalił „pan symetryczny jak cholera” nie wyczuwając w tym sarkazmu.
- Zamknij się… - syknąłem wściekły.

***

Próba jakoś minęła… Naprawdę; ledwo „jakoś”, gdyż docinków było bez liku; głównie ze strony różowowłosego, który wciąż był na mnie obrażony za to, że „wolałem” zadawać się z Meto niż z nim.
Dziś specjalnie czekałem na Mia; czekałem aż ten odniesie wszelkie sprzęty muzyczne na zaplecze (rzecz jasna nie pomogłem mu, nawet się nie ruszyłem i stałem, opierając się o stół). Czekałem na odpowiedni moment, kiedy ponownie byliśmy sami. Teraz właśnie chciałem poprosić go o to, aby przemienił się w spiderman’a; chciałem pojąć jakimi nadludzkimi mocami dysponuje ten chłopak, że jest taki perfekcyjny?
- Mia? – zagadnąłem.
- Tak? – gitarzysta odgarnął grzywkę z czoła; nawet niespoconego czoła! Mimo ciężkiej pracy fizycznej wciąż wyglądał tak samo pięknie i pociągająco… chwila, chwila; jakiego jak drugiego określenia użyłem? Dobra, nie ma czasu nad tym rozmyślać; w końcu muszę zadać pytanie, bo chłopak powoli zaczynał się niecierpliwić.
- Mógłbyś zamienić się w spiderman’a? – wypaliłem prosto z mostu.
Mia nie odpowiedział. Spojrzał na mnie jak na osobę niespełna rozumu i zamrugał kilkakrotnie. Na przemian zamykał i otwierał usta, jednak spomiędzy nich nie wydobył się żaden dźwięk… Podrapał się po karku, a następnie wybuchnął gromkim śmiechem.
- Ach… Rozumiem; mam zamienić się w spiderman’a i jak na dobrego super bohatera przystało mam cię uratować i podwieźć na mojej pajęczej sieci do domu, co?
- No jeśli już oferujesz podwózkę to jakoś tak głupio nie skorzystać – rozłożyłem ręce, wzruszając ramionami i uśmiechając się pod nosem.
A nie mówiłem, że mu się uda?! No dobra… udało się tak po części, jednak to zawsze lepsze niż cosplay spiderman’a w wykonaniu jakiegoś bisko dwustukilogramowego Amerykanina, nie? Zresztą… rzeczywiście, jak na super bohatera jest bardzo domyślny i pomaga przeciętnym ludziom; tylko tej pajęczej sieci i lateksu brakuje… ale z tym wszystkim sobie poradzimy! Po pajęczyny pójdziemy do Koichiego na strych, a lateksowy strój sceniczny gitarzysty z czarnego przefarbujemy (biorę pod uwagę plakatówki lub farbę do włosów) na niebiesko-czerwono… Chyba jestem geniuszem… (Oj tak, Tsuzu; widać, kto cię szkolił xD od aut.)
Wyszliśmy z naszej sali, a następnie ze studia. Kierowaliśmy się na parking, gdzie stał samochód gitarzysty, kiedy niespodziewanie odezwałem się:
- Loda.
- Co? – zdziwił się Mia, odwracając się do mnie przodem.
- Kup mi loda – wskazałem za siebie, gdzie stał wózek na kółkach, przy którym młoda dziewczyna sprzedawała lody na patyku.
- A sam sobie nie możesz kupić? – westchnął.
- Ale ja jestem taki nieśmiały! – powiedziałem przesadnie głośno, wymachując rękami.
- Taki nieśmiały, że kiedy jesteśmy w klubie zarywasz do wszystkich ładnych dziewczyn, a kiedy wypijesz odpowiednio dużo to również do tych mniej urodziwych i to zazwyczaj z tymi drugimi lądujesz w łóżku…
- Dobra, starczy tych sarkazmów i umoralniania – machnąłem lekceważąco ręką, po czym stanąłem za chłopakiem i popchnąłem go w stronę wózka. – No kup mi loda! – jęknąłem żałośnie.
- Tsuzu, czy ty masz kaca? A może jeszcze nie wytrzeźwiałeś po tych dwóch piwach? Może Meto miał jednak rację… - spojrzał na mnie wymownie, jednak mimo wszystko skierował się w stronę, gdzie można było zakupić mrożone słodkości.
- Mów i myśl, co chcesz tylko kup mi tego loda – mruknąłem pod nosem.
- Dziwnie się dziś zachowujesz… Choć w sumie jesteś tak samo władczy jak zwykle – wzruszył ramionami. – Jaki smak?
- Czekoladowe.
Sprzedawczyni wyjęła z zamrażarki loda zapakowanego w niebieskie opakowanie, na którym widniał czekoladowy prostokąt na patyku obsypany orzechami.
- A nie ma innych? On ma uczulenie na orzechy – spojrzałem zdziwiony na „pana perfekcyjnego”. Cholera, skąd on o tym wiedział? Nigdy mu o tym nie mówiłem… a bynajmniej nie przypominałem sobie tego… To tylko utwierdzało mnie w tym, że Mia jest perfekcyjny… zbyt perfekcyjny…
Dziewczyna wyjęła z drugiej komory zamrażarki inny przysmak. Odebrałem go, a gitarzysta zapłacił. Ukontentowany rozerwałem opakowanie i z zadowolony z tego, że udało mi się nakłonić go na zakup słodyczy dla mnie, spojrzałem na chłopaka, który nic sobie nie robił z mojej zwycięskiej miny. Wzruszyłem ramionami, nie tracąc dobrego humoru.
Wsiedliśmy do auta. Mia włożył kluczyk do stacyjki, a ja próbowałem zapiąć pasy jedną ręką, gdyż w drugiej trzymałem loda. To nie było takie proste! Cholera, kto wymyślił, żeby pasy same zaciskały się? W sensie… Zdaję sobie sprawę z tego, że to właśnie dzięki temu podczas wypadku samochodowego nie wypadnę przez przednią szybę, nie zmienię się w żywy pocisk, a następnie poharataną, martwą kupę mięsa i kości (z czego jedno od drugiego będzie ciężko odróżnić), ale przez to, że pas wyślizgiwał mi się spomiędzy palców nie mogłem go zapiąć. Uparcie wracał na swoje miejsce między oknami. Doszedłem do wniosku, że lepiej byłoby gdyby ten pas się nie ruszał samoistnie – wtedy mógłbym go zapiąć; co prawda nie byłby już tak skuteczny w ratowaniu życia, kiedy ktoś go już zapiął, ale… właśnie przez to, że nie mogłem go zapiąć, nie zrobiłem tego. Obraziłem się. A tak gdyby się nie ruszał to bym go zapiął i przynajmniej miałbym jakąkolwiek ochronę; ale w wypadku, kiedy go nie zapiąłem szanse na to, że stanę się tym żywym pociskiem wypadającym przez przednią szybę, a następnie wielkim kawałkiem mięsa ze zmiażdżonymi kościami przeznaczonym do utylizacji w postaci skremowania wynosiły 99% - ten pozostały 1% to umiejętności gitarzysty, dzięki którym mielibyśmy dojechać bezpiecznie na miejsce. Kuźwa, Tsuzu, chyba za dużo słoneczka… O czym ja myślę? Naprawdę mi odbija… Chyba przez to, że znów przefarbowałem włosy na ciemny kolor, który przyciągał promienie słoneczne zaczynałem pieprzyć farmazony… i kacabaje… Chyba powinienem przestać myśleć…
Po zjedzeniu słodkiego, zamrożonego kremu w moich ustach został tylko drewniany patyczek, który pozostawiał na języku obrzydliwy smak. Mimo to i tak go gryzłem, z racji tego, że nie miałem nic lepszego do roboty. Szorowałem zębami po drewnie, przez co drobne drzazgi kuły moje podniebienie.
- Przestań, to irytujące… - westchnął Mia.
- Co jest irytujące? – nie zrozumiałem. – To? – dla upewnienia się znów zacząłem szorować zębami po patyczku. Chłopak zacisnął szczęki, ale w końcu nie wytrzymał. Kiedy stanęliśmy na światłach wyrwał mi drewienko z ust, uchylił szybę i wyrzucił je przez okno. – No ej! I czym ja mam się teraz zająć?
- Czymś kreatywnym… - burknął.
- Ale to było kreatywne zajęcie! Skąd wiesz, może ten patyczek jeszcze natchnąłby mnie do napisania piosenki! – zbulwersowałem się.
- I o czym by ona miała być?
„Ooo, pogryzłem patyczek po lodzie, choć to już nie jest w modzie.
Teraz mam na języku drzazgi, z mojego mózgu zostały miazgi.
Od tego smaku zaraz zwymiotuję i kable w radiu zlutuję.
Zachowuję się dziś jak bachor, tak powiedział mi znachor.
Jestem rozkapryszonym egoistą, nie zostanę mentalistą” (taka moja inwencja twórcza, chyba nie powinnam pisać piosenek xD od aut.) – ironizował, rymując i podśpiewując do piosenki „Don’t worry, be happy”. Spojrzał na mnie z ukosa, krzywiąc usta.
- No właśnie coś w ten deseń bym napisał… - mruknąłem.
- To lepiej w najbliższym czasie nie bierz się za pisanie piosenek – zganił mnie.
- Ale to ty to wymyśliłeś!
- Parodiowałem cię! – wytłumaczył się i pokręcił głową z politowaniem. – Tsuzuku, ty dzisiaj nie myślisz…
- Nie myślę od wczorajszej nocy po powrocie ze szpitala – powiedziałem poważnie, przestając robić z siebie idiotę. Mia otworzył usta ze zdziwienia, spoglądając na mnie zdziwiony. Chciał coś powiedzieć, ale nie pozwoliłem mu na to. – Jedź. Masz zielone – mruknąłem mało przyjaźnie. Reszta drogi upłynęła nam w ciszy.

***

- Dzięki za podwiezienie – powiedziałem, wysiadając z auta gitarzysty, który podjechał pod sam mój dom. – Wejdziesz na chwilę? – zaproponowałem.
- Myślałem, że tym stwierdzeniem, że przestałeś myśleć od wczorajszego pocałunku chcesz mi dać do zrozumienia, że nie masz zamiaru widywać się ze mną już tak często i mam ci zejść z drogi – zwiesił głowę.
Oparłem jedną dłoń na tablicy rozdzielczej, kolano położyłem na fotelu, po czym nachyliłem się, zbliżając do chłopaka. Mia chyba wystraszył się, gdyż zaraz odsunął się, jednak ja nawet nie zamierzałem go dotykać. Wyłączyłem silnik, po czym wyjąłem kluczyk ze stacyjki i wysunąłem się z samochodu, prostując się i zamykając za sobą drzwi. Następnie obszedłem auto dookoła i otworzyłem drzwi od strony kierowcy, gdzie wciąż siedział zdziwiony gitarzysta.
- Chodź. Musimy pogadać – złapałem go za rękę i niemalże siłą wyciągnąłem.
W kieszeni odnalazłem pęk kluczy i wybrałem odpowiedni, otwierając drzwi. Wpuściłem chłopaka przodem, po czym sam wszedłem zaraz za nim. Ściągnęliśmy buty i przeszliśmy do salonu. Mia z westchnieniem usiadł na kanapie, a na pytanie czy chce może coś do picia lub jedzenia, odpowiedział:
- Wytłumacz mi – założył nogę na nogę. – Wytłumacz mi swoje zachowanie i to, co miałeś namyśli, mówiąc, że nie myślisz od wczorajszej nocy. Niech ta rozmowa się nie przedłuża. Chcę po prostu wiedzieć czy przesadziłem wczoraj i czy nie naruszyłem tym naszej przyjaźni… - powiedział cicho.
Opadłem na miejsce obok niego, opierając się o oparcie i zakładając na nim ręce.
- Moje zachowanie jest trudne do wytłumaczenia. Wiesz, że ja do tych najnormalniejszych nie należę…
- Tsuzu…
- Nie przerywaj mi, bo wcale się teraz nie droczę ani nie wymyślam. No taka jest prawda… Mam swoje humorki, zazwyczaj jestem chamski, a zaakceptowanie czegoś nowego idzie u mnie jak krew z nosa – powoli i niezbyt przyjemnie. Jestem egoistą i to jest fakt. Przechwalam się i czasem poniżam innych, choć niczego nie robię perfekcyjnie… Oczywiście nie będę się teraz nad sobą użalał i czekał aż zaczniesz mnie pocieszać, wciskając kity, że jestem wspaniały i tak dalej… Są pewne rzeczy, które robię lepiej niż inne, jednak jakby się uprzeć to zawsze do mojej pracy można się przyczepić. Myślałem, że to normalne; nie wiem jak to wytłumaczyć… ułomnością ludzką czy jakoś tak… W każdym razie uważałem, że nie ma osób idealnych, dlatego nie mam się czym przejmować. Ktoś jest lepszy ode mnie w gotowaniu i będzie mnie wyśmiewał z tego powodu, że potrafię nawet wodę spalić w elektrycznym czajniku, ale ja mogę być od tego kogoś lepszy w śpiewaniu i mogę go wyśmiać z tego powodu, że nie umie wyciągnąć tego czy innego dźwięku… To było dla mnie logiczne i pasowało do siebie jak puzzle; ktoś czegoś nie umie – ale ja to umiem i vice versa. Myślałem, że na tym świcie nie ma ludzi idealnych, perfekcyjnych…
- Bo nie ma…
- Są. A właściwie to jest. Jest taki jeden chłopak – zrobiłem przerwę, aby nabrać tchu i ostatni raz zdecydować czy chcę to powiedzieć. – I jesteś nim ty – Mia zrobił wielkie oczy, spoglądając na mnie jakbym był z innej planety.
- Ja? – zapytał z niedowierzaniem.
- Tak, ty. Poczynając od tego, że twoja twarz jest idealnie symetryczna, twój współczynnik BMI jest wzorowy tak samo jak i wszystkie twoje wyniki uzyskane w badaniach.
- Tsuzu-chan, to że jestem zdrowy i moja masa ciała w stosunku do wzrostu jest prawidłowa to chyba jedynie moje szczęście, a nie powód, żeby myśleć, że jestem idealny. Zresztą nie mam wcale symetrycznej twarzy, mam wady, choćby bliznę pod…
- Proszę, nie przerywaj – złapałem go za rękę i przysunąłem się do niego. – To jeszcze nie wszystko. Jesteś miły, pomocny, zaradny, opanowany, przyjazny, ładny, szczupły, seksowny, inteligentny, oczytany, punktualny, utalentowany, masz dobry gust… jeszcze tylko brakuje, żeby wszystko czego dotkniesz zamieniało się w złoto! I… moje zachowanie chyba można wytłumaczyć jedynie zazdrością… Powiedziałem, że od wczoraj nie myślę, bo taka jest prawda; bo jedyne o czym mogę myśleć to, to że nawet zajebiście całujesz, a mnie, homofobowi, jak ich mało, podobało się to…! – westchnąłem. – Chyba trochę mnie poniosło…
- Tak, Tsuzuku, poniosło cię i to mocno… - pokręcił głową. – Wcale nie jestem taki idealny jak ci się wydaje. Wiele osób uważa, że wyglądam sztucznie; i mają rację. Czy osoba perfekcyjna miałaby kompleksy? Chyba nie, prawda? A ja je mam… Ty uważasz, że jestem opanowany, a ja uważam, że jestem nieśmiały. Czasem chciałbym powiedzieć wszystko tak otwarcie jak ty. Uważasz, że jesteś chamski, jednak dla mnie jesteś po prostu otwarty i zawsze mówisz wszystko to, co myślisz. Przynajmniej dzięki temu nie jesteś kłamliwy i można ci zaufać. Potrafisz powiedzieć wprost, co ci się nie podoba i zaproponować ewentualne zmiany, przez co ludzie liczą się z twoim zdaniem. Ja tak nie potrafię. A bynajmniej nie zawsze… Boję się, że przez to wyjdę na nachalnego i zaraz zaczynam się martwić, co druga osoba sobie o mnie pomyśli, przez co często jedynie kiwam głową na potwierdzenie, kiedy nie odpowiada mi wiele rzeczy i męczę się z tym. Boję się, że ludzie mnie odrzucą i będę wyrzutkiem – ty nie masz takich obaw. To towarzystwo ma się dopasować do ciebie, a nie ty do niego; jesteś urodzonym przywódcą – podziwiam cię za to, bo nie potrafię się tak zachować. Uważasz, że jestem punktualny… jeśli ktoś każe mi skomponować na jutro piosenkę, zrobię to – będę siedział z gitarą całe popołudnie i noc, porozcinam sobie palce strunami, ale to zrobię – podczas gdy ty powiesz, że masz za mało czasu, masz jeszcze inne obowiązki i nie dasz sobie wejść na głowę. Ja… Ja daję sobą pomiatać… Nie wiem jak ktoś taki jak ja może uchodzić w twoich oczach jako perfekcyjny. Dla mnie to tobie jest bliżej do ideału – czujesz się swobodnie wśród ludzi i to ja ci zazdroszczę. Często zachowuję się tak, jak zachowywać się nie chcę, ale robię to tylko dlatego, żeby dopasować się do innych…
- No i w dodatku skromny – uśmiechnąłem się pod nosem, ściskając mocniej jego dłoń.
-Przestań – wywrócił oczyma. – Naprawdę nie rozumiem, co jest we mnie takiego perfekcyjnego…
- Mam powtórzyć to wszystko jeszcze raz? – podniosłem jedną brew, nie przestając się uśmiechać. – Mia, dla mnie jesteś perfekcyjny i nie zmieni tego nic; ani twoje, ani niczyje słowa. Jeśli zostałbyś seryjnym mordercą wciąż utrzymywałbym, że jesteś idealny… Nie wiem dlaczego, ale po prostu… nie mogę myśleć inaczej. To dlatego nie myślę od wczoraj – bo nie chcę. Wypełniłeś moją głowę doszczętnie i nie jestem w stanie skupić się na niczym innym, jak tylko i wyłącznie na tobie. Analizowałem dosłownie wszystko – począwszy od twojego stylu chodzenia, przez sposób w jaki układasz włosy i trzymasz gitarę, po ulubioną kawę i płyn do kąpieli, kiedy nagle zdałem sobie sprawę… że to nie w porządku myśleć tak o przyjacielu…
- Więc… nie jestem już dla ciebie przyjacielem? – jego oczy zrobiły się szkliste.
- Powiedziałem, że jestem zagorzałym homofobem, a podobało mi się jak wczoraj mnie całowałeś… - przysunąłem się do niego i wolną rękę położyłem na jego kolanie. Nasze twarze dzieliły centymetry. – Nie znam się zbytnio na homoseksualnych związkach ani nic z tych rzeczy, ale mam nadzieję, że chociaż zrekompensuję ci się za wczoraj – szepnąłem, a następnie pocałowałem go.
 Złączyłem nasze usta w delikatnym pocałunku. Smakowałem jego miękkich i ciepłych warg; na początku nieśmiało, jednak z czasem zacząłem pragnąć coraz więcej. Położyłem płasko dłoń na jego torsie i zacząłem na niego napierać, aż w końcu gitarzysta położył się pode mną. Nie spodziewał się tego, dlatego ratując się przed upadkiem objął mnie za szyję i pisnął, jednak ów pisk zatonął w moich ustach. Oparłem się dłońmi po obu stronach jego głowy i polizałem jego dolną wargę. Chłopak uchylił drżące usta, w które wsunąłem język. Pieściłem jego podniebienie, przejeżdżałem koniuszkami po zębach. Zahaczałem o jego język, prowokując go do zabawy. W końcu zaczął oddawać pocałunek. Uwięziłem jego język między dwoma częściami mojego i bawiłem się z nim. Mia mruczał zadowolony, przez co przechodziły mnie przyjemne dreszcze. Objął mnie mocniej przyciągając do siebie. Przygryzłem jego wargę, na co odpowiedział mi tym samym. Chłopak zachichotał. Odsunęliśmy się od siebie dopiero w momencie, kiedy zabrakło nam tchu. Obaj byliśmy zarumienieni, a nasze usta spuchnięte od pocałunków.
- Więc tak wygląda prawdziwy Mia – uśmiechnąłem się pod nosem. – W takim razie do tych wszystkich zalet, które wymieniłem wcześniej powinienem dodać jeszcze słodki – pogłaskałem go wierzchem dłoni po policzku. – Przy mnie nie musisz udawać…
- Wiem. Ufam ci – delikatnie masował mój kark.
- Wiesz… - nawinąłem sobie na palec kosmyk jego włosów, przyglądając mu się z czułością. – To chyba nie była zazdrość… To jednak miłość sprawia, że kochana osoba wygląda w naszych oczach na perfekcyjną – uśmiechnąłem się.
- To również wiem. Doszedłem do tego już dawno temu – cmoknął mnie w usta. – Bo już dawno temu zakochałem się w tobie… - powiedział znacznie ciszej.
- W takim razie wybacz, że musiałeś czekać – uśmiechnąłem się łagodnie i przyłożyłem czoło do jego. – Kocham cię.
- Ja ciebie również – ponownie złączyliśmy usta w pocałunku.

I może Mia nie zostanie spiderman’em, a menager nie pozwoli mi przefarbować jego stroju scenicznego to nie zmienia faktu, że jest dla mnie perfekcyjny; perfekcyjny, bo mnie w sobie rozkochał; perfekcyjny, bo mój.


Oneshoot Hazuki x Yusuke (Lynch.) "Z kochankiem tak samo jak z psem"


Dobra, do pisania czegokolwiek z "Code Geass" skutecznie mnie zdemotywowałyście. Dla was seria jest nudna, ale ja strasznie utożsamiam się z Lelouchem. Zachowywałabym się tak samo jak on (tak, tak - w tym momencie wszyscy chórkiem mówicie, że to tylko anime i nikt by się tak nie zachował, ale tu was zaskoczę [wiem, że i tak nie uwierzycie]; jestem naprawdę zua i tym bardziej jeśli chodziłoby o moją młodszą siostrę to byłabym idealnym odwzorowaniem profilu psychologicznego Leloucha.
Nie to nie.

Skarżycie się, że za dużo oneshootów... Cóż, musicie jeszcze trochę przetrwać, gdyż nie mam ostatnio czasu na pisanie dłuższych serii i nawet zaczynam zapominać, o czym są poszczególne serie. Nauki mam full (gdybym oddała książki na makulaturę zapewne zostałabym "papierowym królem" i bogaczem), a dodatkowo mam teraz na głowie planowanie wyjazdu, więc urwanie głowy na całego. Tak, zdecydowałam się (a raczej wybłagałam zgodę rodziców) na samodzielny wylot - huh, i masz babo placek, roboty z tłumaczeniami i rezerwacjami od zatrzęsienia i jeszcze trochę...
Dobra, ale koniec skarżenia się. postaram się coś napisać - jak tylko znajdę czas.

Tak, spokojnie, pamiętam o czymś z ViViD!

A tak jeszcze na koniec to poproszę o podanie w komentarzu (o ile ktoś się na niego szarpnie) o podanie dwóch japońskich, męskich imion, które wam się podobają. Nie postaci, tylko imion, które wam się podobają. Te, które i mi przypadną do gustu wykorzystam w kolejnym opku :)

Tytuł: “Z kochankiem tak samo jak z psem”
Paring: Hazuki x Yusuke (Lynch.)
Gatunek: komedia (?)
Typ: miniaturka
Beta: -


Nie wyobrażacie sobie jak bardzo cieszy mnie bycie gwiazdą rocka – posiadanie fanek, przekazywanie słuchaczom swoich głębszych myśli ukrytych w zgrabnych metaforach w tekście piosenki, praca z przyjaciółmi, z którymi dzielę wspólną pasję, możliwość robienia tego, co kocham… Naprawdę, ta robota ma niezliczoną ilość plusów, którą gdybym chciał wypisać na kartce to zapewne musiałbym ściąć wszystkie lasy Amazonki, żeby starczyło mi papieru, jednak ma też jeden jedyny minus. Dość duży, dający w kość minus – męczy. Ta praca męczy jak cholera… Po koncercie zazwyczaj jestem tak zmęczony, że dwoi, a nawet troi mi się w oczach i bez pomocy ludzi z obsługi technicznej zapewne nigdy o własnych siłach nie doszedłbym do pokoju hotelowego – i to zaledwie po jednym koncercie, więc możecie sobie jedynie wyobrazić jak jestem zmęczony po trasie koncertowej, którą notabene niedawno zakończyliśmy, a ja spędziłem dopiero pierwszą noc we własnym łóżku.
Błąkałem się wciąż gdzieś pomiędzy słodką krainą snów a realnym światem i wciąż do końca nie byłem pewien czy chcę się obudzić. Mięśnie bolały, głowa była ciężka niczym walizka pełna brudnych ciuchów, która cierpliwie czekała pod ścianą aż łaskawie ją otworzę i w końcu wrzucę jej zawartość do pralki. Eksperymentalnie otworzyłem jedno oko, a pierwszą rzeczą, jaka rzuciła mi się w oczy była wyświetlacz elektronicznego budzika, który stał na szafce nocnej. Zegarek wskazywał za piętnaście czternastą. No ładnie…
Wciąż posługując się jedynie jednym okiem przeniosłem wzrok na kubek, jaki chyba przez nieuwagę zostawiłem na biurku, przez co w magiczny sposób zielona herbata zamieniła się w zielony basen dla martwych insektów, które pływały na jego powierzchni. Następnie dostrzegłem pokaźną, wszechobecną warstwę kurzu na meblach, przez co jasne, drewniane blaty stały się niespodziewane szare. Na koniec spojrzałem na tą nieszczęsną walizkę i westchnąłem ciężko. Zamiast wymarzonego odpoczynku czekała mnie jeszcze jazda na mopie, przejażdżka na odkurzaczu oraz „przygoda” ze ścierką – w skrócie mówiąc, gruntowne sprzątanie. Westchnąłem ciężko będąc zniechęcony tą myślą. Migając się od obowiązków najzwyczajniej w świecie zamknąłem oczy i przewróciłem się na drugi bok, postanawiając poleżeć jeszcze „pięć minutek”, a w duchu mając nadzieję, że ów pięć minutek w istocie rozciągnie się do jakiś dwóch godzinek, ewentualnie dwóch i pół…
Na powrót znalazłem się na pograniczu snu i jawy, kiedy poczułem jak ktoś zwinnie wskakuje na materac, który ugina się pod ciężarem gościa. Zignorowałem to i spałem w najlepsze, jednak nowoprzybyły zdawał się być poirytowany moją ignorancją. Chcąc zwrócić na siebie moją uwagę zaczął lizać mnie po szyi.
- Ach… Yusuke, przestań… – westchnąłem, próbując odepchnąć od siebie natręta.
- Mam przestać? – prychnął chłopak, kładąc się na mnie i zaczynając mnie podgryzać. – Przecież w nocy tak bardzo ci się podobało… - owiał ciepłym oddechem moje ucho.
Racja, punkt dla niego. W sumie… jeśli wciąć pod uwagę to, co miało miejsce dzisiejszej nocy to wyjaśnienie, dlaczego bolą mnie prawie wszystkie mięśnie, nasuwa się samo…
- Jeszcze ci mało? – uśmiechnąłem się pod nosem, jednak wciąż nie otwierałem oczu. Wplątałem palce w półdługie włosy muzyka.
- Jeszcze się pytasz – zaśmiał się i teraz z kolei liznął mnie po policzku. – Gdybym mógł nie wypuszczałbym cię z łóżka, Hazu-chan – powiedział rozbrajająco szczerze, tak jak miał to w zwyczaju.
- Aleś ty sprośny, Yu – mocniej wtuliłem się w poduszkę i nie dawałem mu się sprowokować. – Złaź rzesz w końcu ze mnie, bo ciężki jesteś! – zacząłem się żalić.
- Nie narzekaj – wywrócił oczyma i wznowił zaczepki, jednak nadal nie reagowałem. Chłopak w końcu zrozumiał, że takim zachowaniem nic nie wskóra, więc zaczął się na mnie wiercić i trącać mnie. Z początku to również próbowałem zignorować, ale Yusuke stał się strasznie nachalny. Odwróciłem się do niego tyłem, jednak to również nic nie dało.
- No przestań w końcu! – warknąłem.
- Przestanę jak się obudzisz i pozwolisz mi się namiętnie pocałować… ewentualnie coś więcej… - ostatnie słowa powiedział przesadnie słodko, przez co brzmiał komicznie.
- Jesteś niewyżyty!
- Oczywiście, że tak! Nie oddałeś mi się przez ponad trzy miesiące, przez które trwała trasa koncertowa! – powiedział niemalże z wyrzutem. – A co ja zrobię, że jesteś tak cholernie seksowny i pociągający? – uśmiechnął się pięknie i cmoknął mnie w odsłonięte ramię. – Och, Hazuki, nie daj się prosić! Doskonale wiem, że ty też tego pragniesz – powiedział jak zwykle pewny siebie.
- Ty mnie najzwyczajniej w świecie molestujesz! Daj mi się choćby wyspać, zboczeńcu! – jęknąłem żałośnie.
- Oddaj mi się jeszcze raz, a pozwolę ci się wyspać! – obiecał.
- Kłamiesz!
- Nie kłamię!
- Kłamiesz!
- Nie kłamię!
- Nie kłóć się ze mną jak dziecko! – zganiłem go. – Raz cię człowiek wpuści do łóżka to już potem wykopać cię z niego nie idzie! – prychnąłem niby obrażony, choć tak naprawdę odpowiadało mi to, że Yu tak o mnie zabiega.
Chłopak najwidoczniej stracił do mnie cierpliwość, gdyż zamiast kłapać dziobem wziął się do roboty. Zaczął ściągać ze mnie kołdrę, którą byłem zakryty po samą szyję. Im mocniej ciągnął, tym bardziej broniłem się i próbowałem zatrzymać zakrycie – głownie z tego powodu, że miałem w zwyczaju sypiać nago, co wiązało się z tym, że chłopak od razu mógłby się na mnie rzucić, gdyby tylko udało mu się wyrwać mi kołdrę. Zaciekle walczyłem o moją jedyną zasłonę przed jego pożądliwym wzrokiem. Nie miałem nic przeciw kochaniu się z nim, gdyż… zwyczajnie go kochałem, ale… Yusuke ostatnio zaczął przesadzać, gdyż na za dużo mu pozwalałem. Chciał uprawiać seks dużo częściej, nawet w miejscach publicznych, co było dla mnie nie do pomyślenia, stał się strasznie sprośny i wciąż powtarzał mi jak wielką ma na mnie ochotę, jaki jestem seksowny ect. Prawdę mówiąc nie przeszkadzało mi to jakoś przesadnie, ale wiedziałem, że jeśli nic z tym nie zrobię on naprawdę nie wypuści mnie z łóżka! Musiałem mu wyznaczyć granice, których miał się trzymać. Z kochankiem tak samo jak z psem – był żądny pieszczot i uwagi, trzeba chodzić z nim na spacery, sprzątać po nim, dawać mu jedzenie, tresować i trzymać w ryzach, aby nie zaczął szaleć… Dużo z nim zachodu, ale warto.
Po pewnym czasie chłopak westchnął ciężko, ale doskonale wiedziałem o tym, że to jeszcze nie koniec. Nie poddałby się tak łatwo.
- Widzę, że muszę zmienić taktykę, prawda skarbie? – zapytał kusząco.
Przez chwilę nie działo się nic, więc zacząłem się nieco obawiać. Uchyliłem powieki i spojrzałem Yu prosto w oczy, gdyż okazało się, że kochanek zawisł nade mną opierając ręce po obu stronach mojej głowy.
- Zamknij oczy… - polecił i sam zamknął swoje, zbliżając się do mnie.
Wykonałem jego polecenie. Oczekiwałem czułego pocałunku, kiedy nagle poczułem gorący oddech na twarzy – i nie był to ten z rodzaju tych przyjemnych. Ledwo powstrzymałem się od kaszlu i dławienia się.
- Nie chcę psuć nastroju, ale, Yu, czy ty, do cholery, myjesz zęby?! – warknąłem, odsuwając od siebie chłopaka.
I dlaczego śmierdzi mu z ust karmą dla psa?!
Otworzyłem ponownie oczy by spojrzeć prosto na pysk mojego psa; wilczura o długiej sierści. Zamrugałem kilkakrotnie zanim zorientowałem się, co tak naprawdę miało miejsce… albo tak naprawdę go nie miało. Rozejrzałem się dookoła, jednak nigdzie nie znalazłem w pokoju śladów obecności drugiej osoby. Odrzuciłem kołdrę i upewniłem się, że byłem… zupełnie czysty. Nie uprawiałem seksu z Yusuke… To wszystko było… snem erotycznym?
Tak, tak, możecie się zacząć ze mnie śmiać. Ja, Hazuki, gwiazda rocka, idol i bożyszcze nastolatek mam sny erotyczne o jednym z członków mojego zespołu – i to w dodatku już nie pierwszy raz.
Tak, zakochałem się w nim…
Wywindowałem się do siadu i spojrzałem spode łba na psa, który usiadł na materacu i szczęśliwy zaczął machać ogonem, ciesząc się, że udało mu się mnie obudzić. Potarłem dłonią po szyi i…
- Poważne? – wywróciłem oczyma. – Musiałeś mnie obślinić? – fuknąłem na wilczura, który za nic nie tracił dobrego humoru i szczeknął radośnie. – Złaź, bydlaku, z mojego łóżka! – zepchnąłem czteronoga z materaca, który zręcznie i zwinnie stanął na czterech łapach, a w następnej chwili zaczął krążyć po sypialni. Przyniósł mi kapcie, które jakimś cudem znajdowały się w przeciwległych kątach pokoju; jeden pod drzwiami, drugi, nie wiem dlaczego, wystawał ze śmietnika stojącego koło biurka.
Przeciągnąłem się i ziewnąłem rozdzierająco, kiedy nagle zdałem sobie z czegoś sprawę… Przecież nie mogłem zostawić psa na ponad trzy miesiące bez opieki w zamkniętym mieszkaniu! Wszyscy z mojego zespołu oddawali pod opiekę swoje zwierzaki bratu Yusuke, gdyż ten był weterynarzem i miał ośrodek dla zwierząt na obrzeżach Tokio, gdzie tresował psy. Nie ma mowy, żeby mój czteronożny przyjaciel spędził w zamknięciu trzy miesiące! Co jak co, ale nie zapomniałbym o takiej rzeczy! Przez chwilę intensywnie myślałem nad tą sprawą, jednak na myśl nasunęło mi się tylko jedno logiczne wyjaśnienie – ktoś musiał przyprowadzić tutaj mojego psa, kiedy spałem. Jednak doskonale pamiętałem, że wieczorem, kiedy wróciłem do domu, zamknąłem za sobą drzwi na klucz; więc osoba, która odprowadziła mojego podopiecznego tutaj musiała mieć klucz do mojego mieszkania, a jedyną taką osobą jest…
- O, widzę, że już się obudziłe… - Yusuke urwał w połowie słowa i gwałtownie zatrzymał się w progu drzwi, kiedy zobaczył mnie siedzącego nago na środku łóżka. Momentalnie zdając sobie sprawę z tego w jak żenującej sytuacji się znalazłem, zarumieniłem się obficie i zakryłem na powrót kołdrą, udając, że nic się nie stało. Muzyk zagwizdał i uśmiechnął się cwaniacko. – No, no, ładne widoki z samego rana… choć w sumie powinienem powiedzieć popołudnia – zachichotał, a ja byłem tak speszony, że nie miałem odwagi spojrzeć mu w twarz i wciąż uporczywie wpatrywałem się w moje jedyne okrycie. – Nie wstydź się – podszedł i usiadł obok mnie, obejmując jedną ręką w pasie. – Przecież już widziałem cię nago – cmoknął mnie w policzek.
- Niby kiedy?! – wrzasnąłem wystraszony.
Chłopak nie odpowiedział i zachichotał pod nosem, po czym pogładził mnie po głowie w pobłażliwym geście, zupełnie tak jakby obchodził się z rozkapryszonym dzieckiem.
- Zrobiłem ci śniadanie – poinformował mnie i wstał, jednak pech chciał, że guzik pościeli, w którą była obleczona kołdra zaczepił się o jego ciężki pasek z misternymi i fikuśnymi metalowymi ozdobami. Skutkiem tego oczywiście było to, że ponownie zostałem obnażony. Spąsowiałem jeszcze bardziej i kuląc się w sobie próbowałem ukryć się przed nachalnym spojrzeniem.
- Nie gap się! – wydusiłem z siebie zawstydzony i zażenowany tak jak jeszcze nigdy w życiu.
- Wiesz… - westchnął Yusuke wciąż patrząc na mnie z góry. Odrzucił kołdrę, pod którą ponownie próbowałem się ukryć, na podłogę i uśmiechnął się przebiegle. – W sumie to śniadanie może poczekać – pchnął mnie tak, że wylądowałem na poduszkach.
On sam usiadł na mnie okrakiem i nachylił się nade mną, całując w usta. W tym samym czasie sięgnął po moją dłoń i splótł nasze palce, mocno je ściskając – i to właśnie ten uścisk dobitnie utwierdził mnie w tym, że tym razem to nie był żaden erotyczny sen…