„Prosiłem
cię, żebyś przede mną nie uciekał”
Całą
noc nie spałem, rozmyślając o tym, co stało się poprzedniego dnia… Wszystko to
wydawało mi się wręcz nierealne… W mojej małej, rodzinnej Kanagawie nikogo nie
obchodziłem i zazwyczaj robiłem za tło, a tu nagle zainteresowało się mną dwóch
najpopularniejszych chłopaków w szkole, przez co trzeci groził mi za to. Jak na
mój gust, to była jedna wielka paranoja!
Kiedy
w końcu nadszedł świt, mnie dopiero zachciało się spać. Niestety nie mogłem
pozwolić sobie na opuszczenie lekcji. Westchnąłem i niechętnie wywindowałem się
do pozycji siedzącej, rozgrzebując pościel. Byłem ledwo żywy i szczerze
wątpiłem czy nawet dojdę o własnych siłach do szkoły. Ziewnąłem rozdzierająco i
spojrzałem na Kaia, który już zaczął się ubierać. Paradując w niezapiętej
koszuli i bokserkach, szukał krawata. Pokręciłem głową z politowaniem i
wskazałem na parapet. On zawsze go gubił…
-
Czemu mój krawat jest przycięty oknem? – zdziwił się i spojrzał na mnie, na co
ja odpowiedziałem mu wzruszeniem ramion. – Taka… Coś się stało? – zapytał, a ja
ponownie westchnąłem, padając na łóżko.
-
Nie wyspałem się… - szepnąłem, przytulając twarz do poduszki. Oczy same mi się
zamykały.
-
Źle się czujesz? Może zaprowadzić cię do pielęgniarki? – zaproponował
troskliwie. Przeszedł przez pokój i usiadł na brzegu mojego łóżka, obrzucając
mnie uważnym spojrzeniem.
-
Nie. Aż tak źle nie jest – zmusiłem się do uśmiechu. – Wypiję dwie kawy i
będzie dobrze – powoli podniosłem się i skierowałem do szafy.
W
nadzwyczaj ślimaczym tempie, które było przeciwieństwem mojego naturalnego
szybkiego kroku, ubrałem się i wyszedłem do szkoły. Byłem nadal nieprzytomny,
jedną nogą w krainie Morfeusza, przez co nie miałem pewności co do tego czy
spakowałem się na właściwy dzień… Kiedy zastanawiałem się nad tym, przede mną,
jakby spod ziemi, wyrósł Yoshizawa. Zmierzył mnie nieprzyjaznym wzrokiem, kiedy
przechodziłem koło pomnika mieszczącego się przed wejściem do szkoły. Chłopak
zaczął kierować się w moją stronę, a moje serce nagle przyspieszyło. Obawiałem
się, że, tak jak wczoraj podejdzie do mnie i „uprzejmie” upomni, że mam się
trzymać od Yo-ki z daleka. Stanąłem w miejscu, czekając aż do mnie podejdzie. Uznałem,
że ucieczka i tak nie miała sensu – byłem tragicznym sportowcem, więc nawet nie
śmiałem marzyć o tym, by móc się w jakiś sposób wykaraskać popisowym sprintem.
Czekałem na to, co nieuniknione – czyli albo na wpierdol, albo (jeśli miał
dobry humor) jedynie na kolejny solidny opieprz i wiązankę gróźb. Na wszelki
wypadek rozejrzałem się dookoła, ten jeden jedyny raz mając nadzieję, że gdzieś
w pobliżu będzie czaił się ten cały Takumi, który mógłby mnie obronić. Niestety
pomyliłem się. Na dziedzińcu przed szkołą oprócz nas nie było nikogo.
Przełknąłem głośno ślinę i zacisnąłem oczy, spodziewając się ciosu, kiedy
Akira… przeszedł koło mnie obojętnie i skierował się w tylko sobie znanym
kierunku. Zdziwiony ściągnąłem brwi w niezrozumieniu. Wczoraj był dla mnie
wredny i chciał mnie nastraszyć, a dzisiaj, co? Przystajemy na nieprzyjaznym
spojrzeniu? Coś ciężko było mi w to uwierzyć… Zgadywałem, że nie chce teraz się
mną zajmować, gdyż szykuje dla mnie coś naprawdę paskudnego, co zamierza
zrealizować nieco później – nastraszyłem sam siebie tą myślą. No nie ma co! Sam
siebie dobijam!
Poczułem
się dość niekomfortowo… jakby ktoś wciąż się na mnie patrzył. W pierwszej
chwili pomyślałem, że to Yoshizawa, który zapewne wrócił ze swoimi kolegami,
dlatego obróciłem się bardzo powoli. Byłem spowolnionym przez strach, który
utrudniał szybkie przesyłanie impulsów z mózgu do mięśni, który krzyczał, żebym
biegł przed siebie jak szalony nie zważając na nic innego. Bardzo się
zdziwiłem, kiedy za sobą zobaczyłem… Yo-kę. Zamrugałem kilkakrotnie, aby
upewnić się, że to nie jest żaden wytwór mojej wyobraźni. W istocie blondyn był
całkowicie realny. Podszedł do mnie sprężystym krokiem i zatrzymał się
naprzeciwko mnie. Otworzył usta, żeby coś powiedzieć, jednak po chwili je
zamknął i uśmiechnął się delikatnie, klepiąc mnie pokrzepiająco po ramieniu.
Odszedł zostawiając mnie samemu sobie.
Byłem
zaskoczony tym, że pod wpływem jego dotyku nie spiąłem się tak, jak miałem to w
zwyczaju po tym, jak ktokolwiek choćby mnie szturchnie. Jeszcze wczoraj, kiedy
Yo-ka przyszedł do mnie do pokoju i próbował mnie pocałować, byłem cały
sparaliżowany i nie mogłem oddychać, mimo że przecież wcale nie złączył naszych
ust, opamiętując się w porę. A dzisiaj co? Nagle przestałem na niego reagować?
A tak w sumie… to, dlaczego?
Coś
podejrzewałem, że i ten dzień będzie bardzo dziwny…
Rozmyślenia
zajęły mi kilka minut, czego efektem było to, że spóźniłem się na lekcję. Na
moje nieszczęście na pierwszej godzinie miałem chemię… Powiem tylko, że
nauczyciel był bardzo nerwowy i nienawidził spóźnień. Kiedy zaledwie pojawiłem
się w drzwiach klasy, chemik krzyknął:
- Nawet
nie wchodź do tej sali!
-
Ja… Przepraszam bardzo za spóź... – przerwał mi w pół słowa, kiedy zacząłem się
kłaniać, licząc, że może jakoś go udobrucham.
-
Nawet nie waż się wypowiadać tego słowa! Spóźnienie to najbardziej grubiańska
oznaka braku szacunku! Nie przychodząc punktualnie na moje lekcje, drwisz ze
mnie! A czy mogę zapytać, co jest dla ciebie ważniejsze od przyjścia na lekcje
chemii? Co cię zatrzymało? – łypnął na mnie okiem, a ja zacząłem drżeć.
-
Przepraszam… - wyszeptałem. – Ja… po prostu zaspałem – skłamałem.
-
Czyli wolisz spać i grzebać się w łóżku niż uczyć się chemii?! – wykrzyknął
oburzony. No tak… i znów się zaczyna, że przecież to jego przedmiot jest
najważniejszy na świecie i jak ja mogę egzystować nie ucząc się chemii? Cóż, byłem
humanistą; wzruszyłem ramionami w duchu. – Skandal!! – ryknął, a ja skuliłem
się w sobie i już zamierzałem opuścić klasę, kiedy któryś z uczniów podniósł
się ze swojego krzesła i zaczął mówić:
-
Proszę pana – zaczął głosem człowieka nieustępliwego i pewnego siebie, który w
żadnym wypadku nie zamierzał znieść odmowy. – Senność to ludzka rzecz – złożył
ręce w „piramidkę” na podkreślenie swoich słów. – Wiem, wiem, co zamierza pan
teraz powiedzieć. Oczywiście, mógł wcześniej położyć się spać, ale przecież nie
wie pan, co ten oto uczeń robił przed snem. Może właśnie uczył się chemii na
dzisiejszą lekcję?
Szczęka
mi opadła i z hukiem uderzyła w podłogę, wbijając się w wykafelkowaną posadzkę
na kilka dobrych centymetrów. Yo-ka?! Co on, do cholery, miał zamiar zrobić?
Przecież tym swoim całym przedstawieniem mógł tylko narobić sobie kłopotów!
Zresztą… wcale się nie uczyłem chemii przed snem. Nigdy nie uczyłem się chemii,
bo jej nie lubiłem, co było przyczyną moich marnych ocen z tego przedmiotu.
Blondyn
dalej ciągnął swoje „kazanie”, podczas którego nie spojrzał na mnie ani razu.
Ciągle wpatrywał się w nauczyciela, który wciągnął powietrze ze świstem i
spojrzał groźnie na chłopaka, który wystąpił w mojej obronie. Modliłem się,
żeby zaraz nie zaczęło się rzucanie fiolkami ze stężonym kwasem siarkowym IV…
- W
takim razie dam mu ostatnią szansę… a z racji tego, mój miły, – zwrócił się do
Yo-ki – że tak dzielnie walczysz o „sprawiedliwość” dla innych uczniów, ty
również poniesiesz tego konsekwencje – uśmiechnął się wrednie. – Proszę was obu
do odpowiedzi. Będę dziś na tyle miły, że pozwolę wam się konsultować i jeżeli
jeden nie będzie znał odpowiedzi, drugi może mu pomóc. Jeżeli natomiast nie
odpowiecie na choć jedno moje pytanie, obaj dostaniecie jedynki i będziecie
zmuszeni opuścić tą klasę, a następnie odwiedzić dyrektora w jego gabinecie?
Czy to jasne? – upewnił się.
Obaj
kiwnęliśmy głowami. No pięknie! Jesteśmy w dupie! Wiedziałem, że to się tak
skończy! Nie dość, że ja oberwałem, to teraz blondyn pójdzie ze mną na dno! Z
pewnością teraz już przestanie się mną interesować… a może w sumie to i dobrze?
Jak
już wspominałem, byłem humanistą i nigdy nie uczyłem się chemii. Ta ocena
niedostateczna z pewnością mnie udupi i na koniec semestru będę zagrożony, bo w
sumie to z pozytywnych ocen w dzienniku miałem tylko jedną tróję i dwie dwóje,
a reszta to same oceny niedostateczne!
Zaczęła
się rzeź… Nauczyciel zadał mi pierwsze pytanie. Dotyczyło ono jakiegoś pojęcia,
którego nazwy nie umiałem nawet powtórzyć. Oczywiście odpowiedzi nie znałem,
toteż stałem tylko jak kołek wbity w ziemię i tępo wpatrywałem się w
nauczyciela, naiwnie licząc na cud. Jakaś podpowiedź? Pytanie ratunkowe? Może
chociaż manna z nieba albo trzęsienie ziemi czy pożar? Nic z tych rzeczy! Całe
szczęście w tym momencie Yo-ka przyszedł mi z pomocą! Odpowiedział na pytanie,
a chemik naburmuszył się. Coś podejrzewałem, że kolejne pytania, które
zamierzał zadawać nie miały zbyt wiele wspólnego z tematami, które
przerobiliśmy na lekcjach. Mogłem założyć się, że to miała być zemsta z jego
strony! W sumie… to nawet gdyby zadawał pytania z materiału, który był już na
lekcji, mało by mi to dało, bo nawet na lekcjach nie uważałem, gdyż zazwyczaj
zamiast robić notatki, pisałem opowiadania, piosenki, wiersze, będąc myślami
gdzieś daleko, daleko poza pracownią chemiczną. Westchnąłem żałośnie,
spuszczając wzrok. Nauczyciel ściągnął groźnie brwi spoglądając na blondyna, na
co ten uniósł podbródek w niemalże wojowniczym geście. Kolejne pytanie. Ja
milczałem jak grób, kiedy chłopak stojący obok mnie odpowiadał. Nie wiedziałem,
o czym rozmawiali. Wszystko to, co słyszałem przypominało mi dziwny bełkot, z
którego wychwytywałem jedynie spójniki „i”, „oraz”, „lub”. Niby język znajomy,
a jednak nic nie mogłem z tego zrozumieć. Zupełnie jakby ci dwaj zaczęli
specjalnie porozumiewać się jakimś dialektem, żebym nie wiedział, o czym mówią.
Padały następne pytania, a Yo-ka najwyraźniej dopiero się rozkręcał. Skąd on
miał taką wiedzę? Chyba był lepszy nawet od Kaia!
Stałem
w cieniu blondyna, a właściwie to w cieniu jego wiedzy i przestępowałem z nogi
na nogę, nie wiedząc, co ze sobą zrobić. Aż w końcu padło pewne nieszczęsne
pytanie…
Yo-ka
w końcu się pomylił. Mylić się rzeczą ludzką, jednak nie na lekcji chemii – oj,
nie… Z tego, co udało mi się zrozumieć, chłopak pomylił się w jakiejś
drobnostce, szczegółu, który dla mnie nie miał żadnego znaczenia. W moim
mniemaniu nauczyciel powinien oszczędzić chociażby jego ze względu na
niesamowitą wiedzę z zakresu tego przedmiotu, jaką popisał się blondyn, jednak
chemik okazał się być zawistny. Widocznie wcześniejsze wystąpienie Yo-ki
wzywające niemalże do sprawiedliwego oceniania uczniów ubodło go, co odebrał
niemalże jako osobistą obelgę. Było to czyste chamstwo z jego strony, ale nie
zmienił zdania, a więc obaj zostaliśmy pożegnani ozięble, po czym zostały
wskazane nam drzwi. Pedagog nie omieszkał z satysfakcją podkreślić raz jeszcze,
iż świeżutkie oceny niedostateczne za moment przyozdobią rubryki z naszymi
ocenami.
Przez
chwilę stałem w osłupieniu, jednak w końcu się ruszyłem. Skierowałem się ku
wyjściu, a chłopak patrzył za mną tępo, po czym szybko zwinął swoją torbę i
wyszedł zaraz za mną.
-
To nie mogło skończyć się inaczej… - westchnąłem, kiedy już byliśmy na pustym
korytarzu.
-
Uważasz, że zrobiłem to specjalnie? – zapytał.
-
C-Co…? – spojrzałem zdziwiony, że nadal tu jest. – Nie, nie… Mówiłem do siebie…
Na chemii zawsze mam jakieś przypały… - wywróciłem oczyma i ruszyłem w prawą
stronę. – Przepraszam, że cię w to wciągnąłem – powiedziałem, odchodząc już.
-
Ach… - mruknął. – Czekaj! – podbiegł do mnie. – Przecież ja sam się wyrwałem! –
zauważył. – Ale nie żałuję… - uśmiechnął się rozbrajająco, po czym złapał mnie
za nadgarstek i zaczął ciągnąć w przeciwnym kierunku, w którym obecnie
zmierzałem. – Chodź.
-
Gdzie? – zdziwiłem się. – Przecież mieliśmy iść do dyrektora…
-
Daj spokój – prychnął. Zeszliśmy po drewnianych schodach na parter do głównego
holu. – Jakoś nie mam ochoty słuchać, jak to nasz kochany dyrektor drze się na
nas za to, że nauczyciel chemii jest nienormalny i nieludzki… jakby jemu nigdy
nie zdarzyło się nigdy spóźnić – fuknął, wywracając oczyma.
Wyszliśmy
ze szkoły i minęliśmy pomnik Murasaki Shikibu. Skręciliśmy w wąską ścieżkę,
którą można było dojść do akademika naszego rocznika.
-
Ty wiesz, że nie zaspałem, prawda? – zapytałem po chwili.
-
Tak… Właśnie dlatego mam do ciebie jedno pytanie… Czy kiedy cię minąłem,
Yoshizawa wrócił się? – nie zrozumiałem, o co mu chodzi, dlatego chłopak
kontynuował wypowiedź. – Kiedy już wszedłem do szkoły czy ponownie spotkałeś
Akirę? Czy to on cię zatrzymał?
-
Nie – odpowiedziałem szybko. – Ja… po prostu… Sam nie wiem. Tak jakoś chyba
wolno szedłem… – zaśmiałem się nerwowo.
Miałem
ochotę zapytać: „A co cię to interesuje?”, ale po chwili zacząłem kojarzyć
fakty… Czyżby…? Yoshizawa nie zaatakował mnie tylko dlatego, że za moimi plecami
dostrzegł Yo-kę, o którego względy przecież zabiegał? Skoro zależało mu na
blondynie, nie chciał mu się sprzeciwiać, gdyż tym mógł go przecież rozłościć.
A Yo-ka nie chciał mojej krzywdy… Tylko pozostaje pytanie: dlaczego?
Zafrasowałem się… Po chwili przypomniały mi się słowa, jakie wczoraj od niego
usłyszałem: „Ja… Wiem o tobie znacznie
więcej, niż ci się może wydawać… Wiem, bo zainteresowałeś mnie i chciałem się o
tobie dowiedzieć czegoś więcej… Wyjaśniłbym ci dlaczego, ale nie chcę jeszcze
bardziej namieszać ci w główce”… Chronił mnie, bo go zainteresowałem? To
przecież bez sensu!
Zatrzymaliśmy
się w parku. Między drzewami zauważyłem budynek naszego akademika… więc jakby
co, będę miał blisko do miejsca, w którym będę mógł się ukryć… nie, stop! O
czym ja znowu myślę? Podświadomie już szukam drogi ucieczki? Przecież jak dotąd
zamieniliśmy ze sobą zaledwie kilka zdań, a on nie zrobił mi żadnej krzywdy.
Ba! Nawet mnie chronił!… Mimo wszystko bałem się go. Sam nie wiedziałem
dlaczego. Wzbudzał we mnie taki sam niepokój jak inni ludzie, jednak na jego
dotyk nie reagowałem tak gwałtownie… I dopiero w tym momencie zdałem sobie
sprawę, że chłopak wciąż trzyma mnie za rękę! Mało tego! Nawet poczuł się na
tyle pewnie, kiedy ja oddałem się rozmyślaniom i odleciałem, że pozwolił sobie nawet
wpleść swoje palce między moje. Orientując się, co zrobił, szybko wyrwałem rękę
z jego uścisku.
-
Zostaw! – pisnąłem cienko.
Blondyn
spojrzał na mnie zdziwiony, ale zaraz uspokoił i uśmiechnął się z bólem.
-
Wybacz… zapomniałem, że…
-
Nie kończ! – syknąłem. Nie chciałem znów słyszeć, jak wypomina mi, że boję się
ludzi!
Yo-ka
zamilkł i usiadł na ławeczce, przed którą się zatrzymaliśmy, nie spuszczając ze
mnie wzroku. Wskazał mi miejsce obok siebie, jednak ja pokręciłem głową.
- To
chyba nie był najlepszy pomysł… w sensie to wyjście ze szkoły – mruknąłem. –
Wolę wrócić – już odwróciłem się i zamierzałem odejść, ale blondyn złapał mnie
w pasie i przyciągnął do siebie, usadzając mnie na swoich kolanach.
Co
innego poklepanie po ramieniu, a co innego usadzenie kogoś na swoich kolanach i
przytulanie go! To była przesada! Spanikowałem i zacząłem mu się wyrywać,
próbując wstać, ale nie udało mi się. Chłopak był ode mnie o wiele silniejszy.
Kiedy szamotałem się, on jedynie jeszcze mocniej zacieśniał uścisk,
przyciągając mnie tym samym do siebie. Po pewnym czasie zaczęło mi już brakować
sił, dlatego bezwładnie opadłem na niego, oddychając ciężko. Yo-ka ułożył brodę
na moim ramieniu i przymknął oczy. Na ślepo odnalazł moją dłoń i na powrót
wcisnął palce między moje. Kciukiem uspakajająco głaskał mnie po jej grzbiecie.
Powoli zacząłem normalnie oddychać, biorąc coraz głębsze i równomierne oddechy.
Nagle wszystkie siły jakby zostały ze mnie w jakiś magiczny sposób wyssane –
nie miałem nawet siły utrzymać otwartych oczu, dlatego pozwoliłem opaść
powiekom.
-
Prosiłem cie, żebyś przede mną nie uciekał… - szepnął mi do ucha, owiewając się
ciepłym oddechem.
Zadrżałem,
jednak już nawet nie próbowałem się wydostać z jego objęć. Siedziałem bez sił, czekając
bezwładnie na samoistny rozwój wydarzeń. Westchnąłem cicho i wygodniej ułożyłem
głowę na jego obojczyku. Poczułem się… dziwnie bezpiecznie. Tego nigdy bym się
nie spodziewał. Bezpiecznie? Bezpiecznie nie czułem się nawet we własnym domu,
obawiając się, że ktoś obcy może tam wejść – choćby listonosz. A teraz…
ogarnęła mnie taka błogość, jakiej jeszcze nigdy w życiu nie czułem. To było
doprawdy cudowne uczucie! Chciałem, żeby trwało wiecznie, mimo że niepokoiło
mnie. Z jakiej niby racji czułem się bezpiecznie w objęciach prawie całkiem
obcego mi chłopaka?
-
Chciałbym porozmawiać z tobą o twojej fobii dotyczącej ludzi – mruknął cicho. „Fobii”?
Zdziwiłem się. Nigdy wcześniej nie myślałem o tym w ten sposób. Po prostu
uważałem siebie za jakieś dziwne indywiduum, które nie pasowało do ogółu
społeczeństwa… Przywykłem do myśli, że ludzie do końca życia będą już wytykać
mnie palcami i nazywać „dziwakiem”. Myślałem, że jestem outsiderem,
introwertykiem, ale… żeby nazwać to zaraz „fobią”? A może jednak nie było to
takie głupie…? – Wiesz, że musisz z tym walczyć? Nie możesz się temu tak
poddawać – zaczął niepewnie.
Mimo
wszystko skrzywiłem się. Nie chciałem rozmawiać z nim na ten temat. Nie znałem
go. A co jeśli robił sobie ze mnie żarty? Był przecież takim szkolnym
celebrytą, a robienie żartów z innych to dla nich chleb powszedni… Nie chciałem
paść jego ofiarą, dlatego wolałem trzymać się od niego z daleka. Bo to przecież
takie dziwne… Najładniejszy i najbogatszy chłopak w szkole interesował się mną…
z litości? Chciał zyskać moje zaufanie i zostać moim przyjacielem, dlatego… że
mu mnie szkoda?
-
Chyba powinniśmy już iść… Zaraz koniec pierwszej lekcji… - uciąłem. Chłopaka
nie ucieszyła ta wiadomość, ale mimo wszystko niechętnie się ze mną zgodził.
-
Kiedyś i tak o tym porozmawiamy… - poinformował mnie i chciał już zabrać rękę,
którą obejmował mnie w pasie, aby mnie uwolnić z uścisku, kiedy ja
niespodziewanie odezwałem się:
-
Jeszcze chwilę – jęknąłem, po czym wtuliłem jeszcze bardziej.
Yo-ka
wydawał się być zaskoczony, ale bez wahania objął mnie, splatając dłonie w
dolnych partiach moich pleców.
Jeszcze
przez chwilę chciałem czuć to błogie bezpieczeństwo. Chciałem naćpać się tym
uczuciem do obłędu i dokładnie je zapamiętać, by później móc je wspominać,
odtwarzać przy kolejnych bezsennych nocach.
***
Po
lekcjach szybkim krokiem, niemalże biegiem skierowałem się do akademika.
Przeskoczyłem próg budynku, po czym szybko przeszedłem korytarz i znalazłem się
w swoim pokoju. Zamknąłem za sobą drzwi z hukiem. Moje serce nadal biło
niesamowicie szybko, kiedy tylko wróciłem wspomnieniami do tej sceny z parku…
Coś niesamowitego! Czułem się z tym wspaniale… a jednocześnie jakoś dziwnie…
jakoś tak obco. Nigdy wcześniej nie czułem czegoś podobnego, dlatego nie
umiałem poradzić sobie z tymi wszystkimi uczuciami, które we mnie wręcz wrzały.
Już samo to zjawisko było dla mnie obce, przez co chodziłem, jakbym połknął kij
od szczotki.
Z
tymi wszystkimi dylematami zwróciłem się do jedynej osoby, która mogła mi w tej
chwili pomóc.
-
Kai! – krzyknąłem do chłopaka, który leżąc na łóżka na brzuchu i machając
nogami w powietrzu, rozwiązywał zadania z fizyki i słuchał muzyki, mając
wciśnięte w uszy słuchawki. Brunet przewrócił się na plecy i spojrzał na mnie z
uśmiechem.
- No
co tam? – zapytał, wyjmując z ucha jedną słuchawkę.
Szybko
usiadłem na jego łóżku i zabrałem mu MP4, z którego właśnie słuchał muzyki.
Zamknąłem jego książkę i zeszyt, po czym odrzuciłem ją gdzieś w kąt pokoju.
Byłem cały roztrzęsiony. Tanabe spojrzał na mnie z niepokojem. – Co się stało?
-
No właśnie chcę, żebyś to ty mi to powiedział! – zawyłem płaczliwie, po czym
opowiedziałem mu całą wczorajszą oraz dzisiejszą historię. Kiedy skończyłem,
spojrzałem na niego szklistymi oczami. – Co to jest? Co mam zrobić?
-
Hm… - udał, że się zamyśla. Uśmiechnął się szeroko, ukazując swoje boskie
dołeczki. – Myślę, że pierwszy raz w życiu zakochałeś się – powiedział prosto z
mostu, po czym poczochrał mi włosy. Odruchowo odtrąciłem jego rękę.
-
Co? Niemożliwe! – zacząłem lamentować. – Zresztą… przecież to jest chłopak! –
wykrzyknąłem, na co Yutaka spojrzał na mnie krzywo. – No wiem, że w tej szkole
jest wiele homoseksualistów… i wiem, że nawet z jednym dzielę pokój… i że nawet
mu się nieźle powodzi u starszych – spojrzałem na niego znacząco, mają na myśli
oczywiście to, że Kai flirtował z tym całym Aoim z wyższej klasy. – Ale ja
chyba taki nie jestem – pokręciłem głową. – Ja w ogóle jestem aseksualny!
-
Co do Aoia – od razu się domyślił, o kogo mi chodziło – to powiem ci, że nic z
tego nie wyszło, bo okazało się, że on ma już chłopaka… Jakiegoś „Ślicznego” z
naszego rocznika… Yuu pokazał mi jego zdjęcie, ale nie kojarzę go – wzruszył
ramionami. – A co do ciebie… Skoro Yo-ka się w tobie zakochał, to chyba znaczy,
że nie jesteś znowu taki aseksualny, co? – uśmiechnął się rozbrajająco. – A ten
cały Takumi czy jak mu tam było? Chciał się z tobą umówić na randkę! To ty masz
powodzenie, a nie ja! I to całkiem niezłe! Dwóch chłopaków na raz to świetny
wynik! – zaśmiał się serdecznie, jednak mnie nie było do śmiechu.
-
Kai… nie żartuj sobie… co ja mam zrobić? – spojrzałem na niego spod byka.
-
Sam nie wiem – wzruszył ramionami. – Nie umiem postawić się na twoim miejscu,
bo ja lubię, kiedy wokół mnie jest dużo ludzi… Jednak mogę ci powiedzieć, co
zrobił bym w takiej sytuacji: spotkałbym się z Yo-ka jeszcze kilka razy. Myślę,
że dzięki temu będziesz mógł ocenić czy cokolwiek do niego czujesz; a jeśli już
stwierdzisz, że tak, czujesz coś do niego, to także dokładnie uświadomić sobie,
co to za uczucie. Zdecydujesz, jak chcesz go traktować: jako przyjaciela czy
może kogoś bliższego? – podsunął mi pomysł.
- Proszę
cię… Na pewno z nim nie będę! W sensie… w związku! On jest najpopularniejszym
chłopakiem w szkole! Jest bogaty i w dodatku mądry, udowodnił mi to dziś na
chemii! A ja nie dość, że pochodzę z średniozamożnej rodziny, to nie jestem ani
przystojny, ani nie mam ciekawej osobowości! Inteligencją też przesadnie nie
grzeszę… Jedynie lubię angielski i japoński… piszę jakieś ścierwa, które, o
zgrozo, pozwalam sobie nazywać wierszami i nikomu nie daję ich do przeczytania!
Jeśli spotkałbym się z nim kilka razy, z pewnością zrozumiałby, że jestem nic
nie warty! – zaprotestowałem spanikowany.
-
Nie mów tak! – zganił mnie. – Nawet nie wiesz, ile jesteś warty! Zrobisz, co
chcesz, ale… ja myślę, że to nie jest zły chłopak. Z pewnością sobie z ciebie
nie żartuje i skoro, jak sam powiedział, wiele o tobie wie i nie odrzuciło go
to… wytłumaczenie jest jedno: zależy mu na tobie! On może pomóc ci z tymi
rozterkami… kto wie? Może cię zmieni? Może wywróci całe twoje do góry nogami?
Uważam, że warto spróbować, ale… zrobisz, co chcesz – powtórzył, wzruszając
ramionami. – A teraz wybacz, ale muszę odrobić pracę domową, bo jutro będę
pytany – wstał i podniósł z podłogi swoje rzeczy.
Przesiadłem
się na swoje łóżko i położyłem się na nim, nie dbając nawet o to, że mundurek
zapewnie się pogniecie. Zasłoniłem twarz dłońmi w akcie bezradności… Kai nic mi
nie pomógł… Z pewnością sobie ze mnie żartuje, a ja nadal nie wiem, co zrobić…
Ech…
Chyba,
że…
A
może jednak?